Rozdział 1
Wyjątkowo tego dnia, Lance wstał równo z budzikiem. Znajoma melodia ulubionego zespołu, rozbrzmiała na cały pokój chłopaka. Przyczyną wczesnego wstania, było rozmyślanie do późna o projektach z chemii. Raz do roku każda klasa, przygotowywała własne projekty razem ze swoim wychowawcą. A tak się składało, że wychowawcą klasy Lance'a był pan Wimbleton nauczyciel chemii. Przedmiotu, którego Lance nie znosił pomimo tego, że miał dość dobre oceny. Miał nadzieję, że będzie pracował razem z jakąś ładną dziewczyną. A takowych w jego klasie nie brakowało. Przeciągnął się rozkosznie i westchnął, wbijając wzrok w szafę.''W co, by się tu dzisiaj ubrać'' pomyślał wstając. Podszedł do szafy, otwierając ją na oścież. Zawsze przykładał pewną wagę, do noszonych ubrań. Zawsze to jakiś punkt, by przypodobać się dziewczynom. Naraz pomyślał o fioletowych oczach Allury. Westchnął z rozmarzeniem i sięgnął po błękitno-białą koszulkę z napisem ''I'm idol'' oraz granatowe luźne pasujące jeansy. Nieodłącznym elementem jego ubioru była oliwkowo-zielona kurtka z kapturem. Jeszcze kilka razy się przeciągnął, po czym ruszył do łazienki. Zdążył zrobić to na tyle szybko, by jego siostra bliźniaczka Rachel nie mogła skorzystać z porannej toalety, przed nim.
-Ej! Dziewczynom się ustępuje-Warknęła, upuszczając z wrażenia kosmetyczkę.
Raczej rzadko się zdarzało widzieć Lance'a rano, gotowego i nie zaspanego.
-Znasz zasady. A poza tym, nie mogę się dzisiaj spóźnić-Powiedział, zamykając za sobą drzwi.
-A, któż to tak wyładniał przez ten cały czas-Uśmiechnął się szeroko, do swojego odbicia-Żadna się nie oprze, takiemu ciachu jak ja!
Postanowił wziąć szybki prysznic. Lubił czuć się świeżo o poranku. Oczywiście nie obyło się też, bez głośnego zaśpiewania fragmentu ulubionej piosenki. Umył zęby i psiknął się kilka razem perfumami starszego brata. Koniecznie musiał kupić sobie, takie same. Perfumy to była podstawa.
-Lance, znowu śpiewałeś pod prysznicem? Czy to kot sąsiadów się dusił?-Spytała złośliwie Rachel.
Wbił w nią mordercze spojrzenie. Minusem posiadania tak licznej rodziny, jaką miał Lance było podsłuchiwanie. Które zdarzało się, bardzo często jego rodzeństwu.
-Woah, Lance wstałeś tak wcześnie?-Veronica, była bardzo zdziwiona widząc swojego brata.
-A właśnie, miałam cię wołać skarbie-Mama Lance'a, postawiła przed nim talerz z tostami-Jak będziesz, jeszcze głodny to weź sobie płatki.
-Dzięki, mamo-Lance, uśmiechnął się i zabrał się do jedzenia.
Niedługo potem, do śniadania dołączyła Rachel. Oczywiście nie obyło się, bez docinków i zaczepek ze strony bliźniaków.
-Uspokójcie się, wreszcie-Mruknęła Veronica, która miała już dość ich kłótni dzień w dzień.
-To niech ona, skończy mnie kopać
-On pierwszy zaczyna.
-I oddawaj mojego tosta!
-Nie oddam! W ogóle, go nie jesz.
-Właśnie miałem, go zjeść!
-W takim razie ,trudno-Stwierdziła tryumfująco, Rachel.
Pani McClain i Veronica westchnęły potępieńczo.
-No, dobrze będę się już zbierał. Autobus, zaraz będzie-Zarzucił torbę na ramię i wyszedł z kuchni.
-Miłego dnia Lance-Pani McClain, tradycyjnie ucałowała najmłodszego syna w czoło i mocno przytuliła.
Zawsze żegnała się z nim jakby, co najmniej szedł na wojnę. W sumie, można to tak było nazwać.
-Dzięki-Wymamrotał, gdy nareszcie go puściła i mógł swobodnie odetchnąć.
-Widzimy się, w szkole braciszku-Rachel mrugnęła do niego, wystawiając język.
Odwzajemnił się tym samym i wyszedł zamykając drzwi.
>..<
Świeże chłodne poranne powietrze, jednak skutecznie ostudziło jego zapał do nauki. Zasunął kurtkę, aż pod samą szyję i ruszył szybszym krokiem. Przystanek znajdował się, niecałe kilka metrów od jego domu. Usiadł na ławce, zakładając słuchawki na uszy. Ulubiona piosenka, zagłuszyła na moment niemiłe myśli związane z projektami.
Niedługo potem przyjechał autobus chłopaka. Szybko wypatrzył, na najbliższym siedzeniu najlepszego kumpla-Hunka.
-Siemka-Przywitał się, siadając obok niego.
-Cześć-Powitał, go przyjaznym uśmiechem.
-A gdzie Pidge?-Zapytał Lance, rozglądając się za przyjaciółką.
-Pisała, że będzie później. Ma jakąś rzecz do załatwienia.
-A do mnie to, już nie łaska napisać prawda?-Szatyn, skrzyżował ręce na piersiach.
-Widocznie jestem bliżej w kontaktach-Zaśmiał się-Martwisz się o Pidge?
-Co? Niee. Nie bardzo, przynajmniej.
-Bo wyglądasz, jakby cię to gryzło.
-Ech...Gryzą mnie dzisiejsze projekty z chemii-Zamyślił się chłopak.
-Nie martw się tym. Przecież możemy, pracować we trójkę mimo wszystko...
-Nie o to, mi chodzi...Ale zastanawiam się, jakie będą tematy...
-Mam nadzieję, że coś o jedzeniu.Taką rozprawkę, bym pierdyknął o historii pizzy, że dostałbym najlepszą ocenę-Przyjaciel, zaśmiał się.
-Pff-Lance, również zaczął się śmiać.
Resztę drogi, Lance spędził gapiąc się w okno po przeciwnej stronie. W rzeczywistości jednak, dość uporczywie wpatrywał się w pewną dziewczynę.Ta jednak całkowicie go zignorowała i dalej zajmowała się rozmową z dość nieciekawie wyglądającym chłopakiem. A przynajmniej tak osądził go Lance w myślach. W końcu autobus zajechał na miejsce.
-Ech-Lance westchnął i wstał, kierując się do wyjścia.
Jednak przypadkowo wpadł, na tęże jasnowłosą dziewczynę. Spojrzała na niego dużymi różowymi oczami. Lance poczuł, jak jego serce bije mocniej.
-Przepraszam-Dziewczyna, odezwała się ku jego zdziwieniu i szybko go wyminęła.
Nawet nie miał, szansy się odezwać. Hunk szybko złapał go za kaptur i ustawił do pionu. Przez tajemniczą dziewczynę, jego najlepszy przyjaciel całkowicie stracił poczucie równowagi. Pomógł mu wysiąść z pojazdu, by nie potknął się o schodki.
-Wszystko dobrze, Lance?-Zapytał, z lekką obawą.
Dobrze wiedział, jak dziewczyny na niego działały.
-Hm? A tak ,tak tak-Odezwał się, dość niemrawym głosem wodząc wzrokiem, za znikającą za dzwiami szkoły dziewczyną.
-Stary, czy ty ją widziałeś? To...-Nie zdążył skończyć, gdy rozległ się głośny odgłos silnika.
Wszyscy obejrzeli się. Na szkolny parking zajechał czerwony motor. Zatrzymał się i zaparkował. Chłopak, który nim jechał zdjął kask w podobnym kolorze i oparł się o pojazd. Kruczoczarne włosy, opadły mu na ramiona. Niedbałym ruchem zgarnął je i spiął w kitkę. Ten gest nie uszedł uwadze kilku dziewczętom, które podeszły do niego zaciekawione.
-Woah, to twój motor? Nieziemski!
-Dasz się przejechać?
-Jesteś nowy?
-Może oprowadzić, cię po szkole?
To, wyraźnie wyprowadziło Lance'a z równowagi. Przecież to tylko głupi motor i równie idiotyczny chłopak z fryzurą typu Mullet. Skąd on miał czelność zagarniać, wszystkie dziewczyny dla siebie?! To on tu był od flirtowania. Wpatrywał się z wściekłością w chłopaka. Czarnowłosy jednak, całkowicie zignorował wszelkie pytania. Po chwili, jednak poczuł na sobie czyjeś uporczywe spojrzenie. Wzrok Lance'a i Keith'a, na moment się spotkał. Fioletowe oczy zagłębiły się w niebieskie. Lance odwrócił się spłoszony. Już dawno nie spotkał nikogo o tak poważnym spojrzeniu. W jego oczach czaiła się chłodna obojętność, dla całego świata.
-Ehm ziemia, do Lance'a. Jesteś tu jeszcze?-Zapytał niepewnie Hunk.
Lance otrząsnął się. Widok wszystkich dziewczyn zainteresowanych, hurtowo innym chłopakiem wprawił go w lekkie osłupienie.
-Czy ty, to widzisz? Jak on śmie...Dlaczego one, go tak obsiadły? Heloł przecież ja tu jestem-Powiedział, z zaciśniętym gardłem.
-A, bo ja wiem...Ma fajny motor i jeszcze ta fryzura...Wygląda całkiem spoko-Odezwał się niepewnie Hunk.
-Serio, Hunk? Właśnie zostałem zdradzony, przez najlepszego przyjaciela-Westchnął dramatycznie wpadając, w jego ramiona.
Ten dzień zdecydowanie nie zaczął się dobrze, dla Kubańczyka. Ale kto wiedział, że będzie teraz kompletnie inaczej, niż przedtem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top