VIII

Idąc kolejne kilometry Error co jakiś czas spoglądał na cichego kolegę. Mimo spaceru przez niemal dwie godziny oboje nie zamienili żadnego słowa. Gliczowi nie przeszkadzała cisza, jednak lekko martwił się o psychikę kolegi. Co jak co, ale morderstwo dla jego Nightmare'a nie byłoby niczym szczególnym. Ten, jednak przeżywa to wciąż bardzo mocno. Error nie znał się, jednak na rozmowach. Nie wiedział co powinien powiedzieć, by go uspokoić. Postanowił, jednak zareagować.
- Emm... - zaczął niepewnie idąc z Nightmare'em krok w krok - Dobrze sobie poradziłeś z tymi dwoma... - podrapał się lekko po czaszce.
- Zabiłem ich... i niewinną dziewczynkę... - zaciskając dłonie przyśpieszył kroku dając znak Error'owi, że nie zaczął rozmowy zbyt dobrze.
- Też zabiłem dzieci, więc nie powinieneś tego brać tak bardzo do siebie - skłamał - Nightmare w zasadzie te-
- NIE JESTEM NIM! - oboje zatrzymali się patrząc na siebie - Nie jestem twoim Nightmare'em! - wstrzymując łzy kontynuował krzyki - Ja nigdy bym nikogo nie zabił! Nie chciałem ich zabijać! A-ale gdy tamten gość się zbliżył. Z moich pleców wyszły... macki! I-i one... I one ich rozerwały, a wtedy ona... wyszła z tego domu i... - załkał obejmując się ramionami - J-ja nie chciałem jej skrzywdzić... - upadł na kolana pogrążając się w płaczu. Negatywne emocje ogarnęły okolicę, a Error kolejny raz poczuł żal i ból duszy. Ciągłe poczucie winy biło w nim, a widok ukochanego w głowie sprawił, że żółta łza spłynęła mu po policzku.
- Przestań... - powiedział łapiąc się za głowę - Przestań mi go pokazywać! - w stronę Nightmare'a ruszyły nicie, które jego macki odparły. Zdziwiony nagłym wybuchem towarzysza koszmar spojrzał na niego. Czuł jego emocje. Czuł ogrom bólu i rozpaczy jaką szkielet trzymał w sobie od lat. Mimo, że własne uczucia w tej chwili były mocne Error przebijał je wszystkie. Biorąc kilka głębszych oddechów uspokoił się, a drżący glicz starł łzy z policzków i zacisnął dłonie.
- Error... - czując wobec niego żal chciał się do niego zbliżyć, jednak ten natychmiast zrobił krok w tył.
- Nie zbliżaj się do mnie - warknął i spojrzał na swój telefon - Zaraz powinniśmy przejść przez ten las... Wyjdziemy zaraz przy mieście. Tam złapiemy pociąg i będziemy jechać przez kolejne kilka godzin do czasu aż nie dojedziemy do miasta gdzie Dream ma swoją firmę... - chowając komórkę ruszył dalej.
- D-dalej planujesz mi pomóc? - dziwiąc się Night ruszył za kolegą.
- Ta, ale jeśli raz jeszcze to zrobisz nie wytrzymam - warknął - Te macki reagują na twoje emocje. Jeśli jesteś w niebezpieczeństwie zareagują... Nawet Nightmare mówił, że nie są one do opanowania w niektórych momentach... że żyją własnym życiem.
- Ale ta dziewczynka nie była niebezpieczna... -
- A skąd wiesz? Może to była socjopatka, albo jakaś świruska? Pomyślałeś o tym? - westchnął.
- Chyba i tak nie będę mógł zasnąć... - Nightmare posmutniał.
- Kiedyś ci minie... Pamiętaj. W tym momencie musisz myśleć tylko o sobie. Inaczej nie przetrwasz - oboje spojrzeli na siebie po czym dźwięk miasta skupił ich uwagę.

Bawiąc się palcami Reaper obkręcił się na swoim fotelu. Wtedy do pomieszczenia wszedł potwór o króliczej posturze.
- I jakie masz wieści? Dobre czy złe? - zatrzymał się przyglądając pionkowi.
- Nasi ludzie zostali zamordowani... - znudzony wzrok szefa kazał mu kontynuować - Ale mamy pewność, że zrobił to Nightmare... dodatkowo w walce była ofiara przypadkowa... 
- To mnie nie obchodzi. Ale skoro mamy pewność, że to Nightmare to teraz wystarczy go złapać - wstał uśmiechając się - Więc jakim cudem jeszcze tego nie zrobiliśmy, skoro mamy pewność, że to Nightmare? - obszedł swoje biurko i zbliżył się do potwora patrząc mu w oczy - Odpowiesz mi? Charles? - królik przełknął ślinę - TO MOŻE ZAMIAST GADAĆ MI O JAKIŚ IDIOTYZMACH POSTARASZ SIĘ CO?! - wrzasnął - To, że to Nightmare wiemy już od dawna! Ilu naszych zginęło? 
- Cz-czterech... 
- Cholera... - zirytowany przetarł dłonią czaszkę - Powiedz mi jeszcze raz dokąd oni zmierzają - powiedział w końcu, a królik niemal od razu odpowiedział. 
- Mieli jechać do miasta Talio, jednak nasi udaremnili ich plan. Dwie godziny, jednak drogi stamtąd jest miasto z pociągiem w tą samą stronę. Stacja końcowa pociągu to Margolia, ale dalej nie wiemy czy nie planują jechać dalej... - Reaper zastanowił się chwilę. Jaki cel miałaby ich podróż? Wiedział, że Nightmare podróżował z jedynym pozostałym w mieście czyli Error'em. Zamierzali zebrać cały skład z powrotem? Nie... Z plotek kojarzył mniej więcej okolice w których ukrywają się niektórzy z gangu. 
- Dream... - wyszeptał nagle jakby z olśnieniem - Odwołaj wszystkich i czekajcie na dalsze rozkazy - powiedział do pracownika, który skinął głową i wyszedł z pokoju - Jedziesz się na nim zemścić Nightmare? - spojrzał na swoje biurko, a drzwi od jego gabinetu otworzyły się z hukiem - KT- - przerwał wrzask dostrzegając osobę przerywającą jego chwilę.
- Posłałeś ich na śmierć?! - szkielet o zasłoniętym przez glicz oku, czerwonym szalu i białej bluzie zbliżył się do męża wściekły.
- Nikogo nie posłałem na śmierć skarbie - westchnął Reaper.
- Ori, Potty, Wex i Kres nie żyją! Mówiłeś, że teraz zajmujesz się zwiadami! Od kiedy na zwiadach ponosimy takie straty?! - oboje zbliżyli się do siebie.
- Nie mam z tym nic wspólnego Geno. A teraz zamknij swoją piękną twarz nim stracę cierpliwość - mimo ochoty uderzenia męża Geno powstrzymał się. Wiedział, że gdyby to zrobił byłyby z tego poważne konsekwencje - A teraz lepiej odpowiedz czemu nie odebrałeś ode mnie rano telefonu - Reaper zmarszczył brwi.
- Nie nosze przy sobie telefonu cały czas. Poza tym nie masz nawet pięciu minut drogi do domu, więc mógłbyś ruszyć się z tego obskurnego gabinetu i osobiście mnie o coś spytać czy powiedzieć - dłonie śmierci znalazły się na policzkach Geno.
- Jakim cudem posiadając tak piękną buźkę potrafisz tak mnie zdenerwować..? - wysyczał Reaper zaciskając palce na jego szczęce. Czując nagły ból Geno chciał się odsunąć, jednak ukochany nie pozwolił mu na to.
- R...p...- uderzając go poczuł nagłe odepchnięcie przez które upadł na ziemię masując obolałą twarz.
- To, że cię kocham Geno nie oznacza, że będę tolerował twoje irytujące zachowanie. Jestem tym, który dba o te rodzinę, więc dla świętego spokoju odbieraj ode mnie każdy telefon - ich wzrok spotkał się ze sobą, a drzwi uchyliły.
- Mamo..? Tato..? - spoglądając na rodziców szkielecik zamrugał parę razy zmęczony.
- Goth... - Geno natychmiast wstał zbliżając się do dziecka - Co ty tu robisz? Nie wolno ci tu przychodzić - wziął na ręce czterolatka.
- Nie było cię u ciebie... A śnił mi się taki straszny potwór! - wtulając się w rodzica załkał przestraszony.
- Przepraszam, że odszedłem... już zaraz pójdziemy spać razem... - Reaper patrzył na swoją rodzinę bez szczególnym uczuć. Często bił się w myślach za to, że połączył duszę z Geno tworząc swojego syna. Od tamtej pory ukochany stał się bardziej buntowniczy. Wcześniej nie zależało mu już na niczym. Dzięki zamordowaniu Fresh'a na jego oczach pozbył się całej jego agresywnej natury. Geno był tylko pustą lalką w jego rękach, która po narodzinach ich dziecka odżyła. 
- Śpijmy dzisiaj razem - powiedział Reaper uśmiechając w ich stronę.
- Nie zmieścisz się - warknął Geno chcąc odejść, jednak pojawiający się za nim Reaper złapał jego ramię.
- Goth... Zakryj uszy - powiedział do syna, który natychmiast wykonał polecenie, a usta śmierci zbliżyły się do twarzy ukochanego - Pamiętaj dzięki komu ten mały wciąż żyje... - wyszeptał i ucałował policzek przerażonego szkieleta, który nie mając wyboru zgodził się na spanie w trójkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top