VI
Nudząc się w autobusie, Nightmare spojrzał na kolegę. Zastanawiała go ich przeszłość. Jak się poznali, zaprzyjaźnili. Jakim cudem ten sam szkielet, który był prześladowany i nękany zdobył jakichkolwiek sprzymierzeńców i przyjaciół? Nie rozumiał tej lojalności. Nie rozumiał tego uczucia. W końcu od zawsze miał tylko brata, którego sam zostawił. Ponoć.
Śpiący Error poruszył się niespokojnie przez sen. Jego brwi marszczyły się, a następnie łagodniały.
- Masz koszmar... - wyszeptała do siebie ośmiornica i chcąc obudzić kolegę wyciągnęła w jego stronę dłoń. Wtedy także przed oczami pojawiła mu się ciemność.
Las w którym się znajdywał był całkowicie pusty. Stawiając niepewne kroki Nightmare rozglądał się dookoła. Chciał krzyczeć, jednak głos był przeciw niemu.
- Skoro byłem dla ciebie najważniejszy to czemu pozwoliłeś mnie zabić? - usłyszał niewyraźny głos. Szybko ruszył w tamtą stronę mimo, że nikogo nie widział.
- Pozwoliłem podjąć ci decyzję... - tym razem był pewien do kogo należy ten głos.
- To twoja nędzna wymówka? - nogi zaczęły same biec w stronę dźwięku - Tak naprawdę się bałeś zainterweniować! Tak samo jak wcześniej! Ty to wiesz i ja to wiem! Jesteś zwykłym tchórzem! - zatrzymał się - Niedługo i go zostawisz... Jak zwykle... - grunt zaczął rozpadać mu się pod nogami.
- Z-zaczekaj! - oczy Nightmare'a się zamknęły.
Obudził się niemal od razu rozglądając panicznie na boki. To był jego sen? Nie. To było coś innego. Spojrzał na dalej śpiącego Error'a.
- Wszedłem ci do snu... - zacisnął dłonie. Jest na tyle potężny, że może to robić bez większych przeszkód - Jestem naprawdę silny... - włączył telefon i wszedł w galerię - Ale nie tak silny jak byłem... znaczy... byłeś... ten zły ja... - walnął się w czoło spoglądając na jedno z dawnych wspólnych zdjęć - Mimo braku uśmiechu... Coś sprawia, że czuję jak byłeś szczęśliwy... - już miał wychodzić z aplikacji, gdy dostrzegł pewien folder zdjęć. Nazywał się on ,,My bb" - Co to znaczy..? - wszedł w niego i kliknął jedno z wielu zdjęć - To jest... - z dziwnymi uczuciami przyglądał się jak Error wystawia język do obiektywu, gdy ktoś obejmuje jego ciało. Twarz obcego, jednak była niewyraźna.
- Chyba mówiłem ci byś nie robił nic głupiego... - ziewając Error przetarł twarz.
- P-przepraszam... Po prostu... zaciekawiła mnie nazwa - oddał telefon.
- Znając życie też bym grzebał po czyimś telefonie, gdyby mi go dał. Taka kolej rzeczy - westchnął przyglądając się zdjęciu.
- Wiem, że to niezbyt stosowne pytanie, ale... Kim jest ten szkielet? Wydajecie się... bardzo blisko... - kolejna fala bólu przeszła przez duszę glicza.
- To... to był mój znajomy - przesunął palcem w bok - Taki, który bez problemu wywoływał mój śmiech - położył kciuk na ekranie - Ale był zbyt uparty i dumny, by się poddać lub mnie posłuchać. Co doprowadziło do jego śmierci - wyjaśnił krótko, a Nightmare odczuł niewielką gorycz jak i poczucie winy.
- Przykro mi... Musiałeś naprawdę ciężko to znosić... - wyszeptał - I przeprasz-
- Masz nie przepraszać. Zachowuj się w końcu jak Nightmare... Przynajmniej udawaj, że nim jesteś - wtem pojazd się zatrzymał - Dojechaliśmy?
- Mamy nakaz, by przeszukać ten autobus! - do maszyny weszły dwa uzbrojone potwory rozglądając się dookoła.
- Cholera... Musimy cię schować... - kiedy nieprzyjaciele kolejno zaczęli sprawdzać pasażerów Error wpadł na pomysł - Zmień się w papkę i schowaj pod krzesłem... - wyszeptał do niego.
- C-co..? J-ja nie umiem... - spanikowany Nightmare bardziej schował się za fotelami, by nikt go nie dostrzegł.
- Zaraz tu podejdą. Wyobraź sobie, że jesteś kałużą... - potwory były coraz bliżej.
- N-nie wiem jak być kałużą...
- Więc mamy z lekka przerąbane - jeden z nieprzyjaciół podszedł do naszej dwójki.
- Poproszę wasze bilety i dowód tożsamości - powiedział spoglądając na Error'a - Szybko - szkielet pokazał kartkę i niepewnie zaczął szukać dokumentu - Ty także - dodał zerkając na zakrytego kapturem.
- Proszę mu wybaczyć. To mój syn. Jest z lekka upośledzony - wyciągnął kartę pokazując ją - I niestety wszystkie jego papiery zostawiłem w domu - próbował kombinować, jednak.
- W takim razie niech chociaż zdejmie kaptur. Szukamy naprawdę złego potwora - króliczy stwór wystawił dłoń, by zdjąć kaptur Nightmare'owi.
- Mamy go! - krzyknął nagle drugi obezwładniając osobę siedzącą niedaleko naszych bohaterów.
- N-niech pan zaczeka! T-to pomyłka! - oboje złapali mężczyznę.
- Najmocniej przepraszamy za wszelkie opóźnienia - powiedzieli i wyszli z szarpiącym się potworem. Error wtedy spojrzał na ośmiornicę.
- Co zrobiłeś? - spytał niepewnie, a ten zacisnął dłonie.
- Ja... ja nie wiem... - wyszeptał.
- Skoro nie wiesz, wychodzi na to, że mamy szczęście - gdy tylko to powiedział autobus na nowo ruszył - Mamy kilka minut w plecy... Plus informacje, że Reaper już o tobie wie... Przesrane... - Nightmare patrzył na niego zdziwiony.
- S-skąd wiesz, że oni byli od Reaper'a..? - ten jedynie spojrzał na niego zirytowany.
- Zawsze rozpoznam jego ludzi. Tego możesz być pewny - schował wszystko co potrzebne.
- Okej... A tak właściwie dokąd jedziemy? - Night zmienił temat.
- Do twojego brata.
- N-nie o to mi... Ehh... Wcześniej mówiłeś, że cała podróż potrwa dwa dni... a nagle zmienia się w pięć godzin... - poprawił kaptur.
- Ta. Bo tak było do czasu, aż nie wyciągnąłem zapasowych pieniędzy ze skarbonki. A tak serio to po prostu jeśli uda nam się podróżować autobusami to może podróż potrwa około jednego dnia - Nightmare przerwał.
- Czyli chciałeś iść ze mną piechotą... taki kawał drogi..? - spojrzeli sobie w oczy.
- Byłoby taniej. Ale okazało się, że wystarczy mi kasy na autobus, więc... Oto wystarczy, że za te około trzy godziny wysiądziemy i pojedziemy innym, a potem jeszcze tym który kieruje się w nasz zamierzony cel. Łapiesz? - szkielet skinął głową - I dobrze - glicz rozsiadł się wygodnie - A teraz ty się zdrzemnij... Wyglądasz na przerażonego tą sytuacją .
- Okej... Dziękuję... - i tak zamknął oczodoły ignorując dziwne odczucie dookoła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top