Straszny Dwór

Kolejny raz przejrzałam się w lustrze, żeby ocenić czy wyglądam zabójczo. Ku swojemu zadowoleniu, pomimo wcześniejszych obaw, musiałam przyznać się przed samą sobą, że strój świetnie się prezentował. Kiedy kilka dni temu dostałam zaproszenie od znajomych na imprezę halloweenową, chciałam odmówić. Średnio przepadam za tym pseudo świętem. Wychowano mnie w tradycji, że zmarłym należy poszanowanie i pamięć w ciszy, więc pogańskie zabawy, jakby to określiłaby moja babcia, na pewno nie były czymś odpowiednim. Dodatkową atrakcją miała być nagroda niespodzianka za najciekawszy strój. Jedyny warunek, że każdy gość bez wyjątku musiał się przebrać za mordercę: fikcyjnego lub historycznego. Ten fakt skutecznie mnie zniechęcił do tego pomysłu. Jednak moja cudowna przyjaciółka nie miała zamiaru rezygnować, informując mnie z przekąsem, z wydarzenia towarzyskiego roku. I tak długo mi marudziła, jaka ja jestem nudna, że dla świętego spokoju zgodziłam się z nią wybrać. Teraz stałam przed lustrem i zastanawiałam się co mnie podkusiło. Oczywiście wiadomo co, a dokładnie kto. Marysia i te jej wielkie oczęta, dzięki którym zawsze zdobywała co chciała. Do tej pory nie poznałam nikogo, kto by się im oparł. Wystarczyło że zamrugała nimi i jej niebieskie tęczówki zaszkliły, a już każdy robił wszystko czego zapragnęła. Jednak patrząc w swoje odbicie, coraz bardziej byłam zadowolona z takiego obrotu spraw. Jako hrabina Elżbieta Batory prezentowałam się niesamowicie. Kto by przypuszczał, że tak niewiele odkrywając, można nadal wyglądać seksownie. Suknia podkreślała kobiece atuty, ściskając odpowiednie partie ciała, a zakrywając niedociągnięcia, pozostawiając jeszcze wiele dla wyobraźni. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Zaczęłam sobie marzyć, jakby to było żyć w tamtych czasach. Nagle z mojego świata fantazji wyrwał mnie natarczywy dzwonek telefonu. Automatycznie odrzuciłam połączenie. Ostatni raz zerknęłam w lustro i podkreśliłam usta czerwoną szminką, zabrałam niewielką torebkę-woreczek i wyszłam do Marty.

Gdzie jedziemy? zapytałam się zaniepokojona, gdy wyjechaliśmy poza miasto. Myślałam, że impreza miała być w tym nowym klubie, który ostatnio otwarto.

Zmiana planów, słoneczko. Marysia uśmiechnęła się do mnie tajemniczo, co dało dość makabryczny efekt z długimi kłami, które dyskretnie wysunęły się na zewnątrz. Wyglądały jak prawdziwe, aż mi ciarki przeszły po plecach. Dowiesz się na miejscu. Oskarowi udało się znaleźć niesamowite miejsce.

A powiesz mi za kogo się przebrałaś? Naprawdę nie wiedziałam co to była za fikcyjna postać. Ale dziewczyna wyglądała obłędnie w tej frywolnej sukni kolorystycznie dopasowanej do jej niebieskich oczu, a całość podkreśliła burza blond loków.

Marishka, narzeczona Draculi. Mrugnęła do mnie. Zdecydowanie muszę kiedyś zająć się twoją edukacją filmową. Nie powinnaś się ograniczać tylko do książek. Przewróciłam oczami, ile to już razy słyszałam. Przez tę nad wyraz ciekawą rozmowę nawet nie zauważyłam, kiedy skręciliśmy w drogę na Krwawe Wzgórze.

Żartujesz sobie - powiedziałam głośniej niż zamierzałam.

Nie, dziś będziemy się bawić na całego w Dworze De Rose moja kochana przyjaciółka zaszczebiotała kokieteryjnie.

Przełknęłam ciężko ślinę. Z jednej strony czułam na tą myśl przyjemne łaskotanie w brzuchu, ale słysząc od maleńkości różne historie o tej rezydencji, pomimo to doznałam w sercu ukłucie strachu. Chyba w każdym starym miasteczku są takie tajemnicze, nawiedzone domy. W naszym ową niechlubną rolę spełniała rezydencja na Krwawym Wzgórzu. Zbudował go baron Edward de Rose. Podobno był okrutnym i podłym człowiekiem. Doprowadził do samobójstwa swoją pierwszą żonę, a drugą zabił, jak nakrył ją z kochankiem. Jednak że był niepodzielnym władcą na tych ziemiach, nikt nie śmiał mu się sprzeciwić. Na starość popadł w obłęd i zaczął organizować okultystyczne spotkania, na których ponoć przelewano krew niewinnych dzieci i dziewic. Został zadźgany w łóżku przez swojego sługę, który uśmiercił go kierowany bólem po stracie córki, zabitej przez jego pana w czarnym rytuale. Powiadano, że nadal po korytarzach krąży duch barona, bo nawet w piekle go nie chciano, oraz dusze jego ofiar, jak i samego sługi, który szuka swojej córki.

Bawiłam się cudownie. Dwór był przepiękny, pełen przepychu. Wszędzie paliły się świece, dodając aury tajemniczości. Organizator zadbał o każdy szczegół. Aż żałowałam, że nie mogę zwiedzić go całego. To był niesamowity wieczór. Zewsząd otaczały mnie potwory i mordercy, a ja się do nich uśmiechałam. Właśnie tańczyłam z wilkołakiem, gdy ktoś na mnie wpadł i poleciałam do tyłu. Z opresji uratował mnie zabójczo przystojny wampir. Spojrzał mi w oczy hipnotyzując mnie swoimi.

Nic ci nie jest. Silne ramiona postawiły mnie na podłodze.

Nie, nic się nie stało. Momentalnie moje niesforne policzki oblały się szkarłatem.

Cieszę się, byłaby to niepowetowana szkoda. Uśmiechnął się do mnie pokazując białe kły, które zabłysły złowrogo. Szkoda że nie mogę ciebie teraz porwać do tańca, jednak noc nadal trwa, kto wie co się jeszcze może wydarzyć. I zniknął mi w tłumie wibrujących ciał.

Niespodziewanie muzyka zamilkła i wszyscy się zatrzymali jakby zastygli w czasie.

Nadeszła północ moi drodzy. Jak na zawołanie po pomieszczeniu rozniósł się dźwięczny odgłos wybijania antycznego zegara. Mimowolnie zaczęłam liczyć. Nastała godzina duchów i pora rozstrzygnąć konkurs. Przez cały czas mogliście oddawać głos na swoich faworytów. Poproszę do siebie trzy osoby, które zebrały najwięcej. Oczywiście wyczytał jako pierwszą Marysię. Drugi na środek wyszedł przerażający Freddy Krueger. Miałam nadzieję, że trzeci będzie przystojny nieznajomy.

Hrabina Elżbieta Batory. W pierwszej chwili nie dotarło do mnie, że mnie woła. Czy pani hrabina zaszczyci nas swoją szlachecką istotą. Lecter spojrzał na mnie wyczekująco. Ruszyłam ku niemu, nie wierząc że jestem w trójce. Wygra osoba, która zdobędzie najwięcej braw.

Podniósł zachwyconą Marishke, a sala wypełniła się okrzykami i oklaskami. Po chwili postawił ją z powrotem na podłogę, teraz podszedł do koszmaru nocnego i przesunął dłonią po metalowych szponach zerkając znacząco na jury. Okrzyki były głośne, ale zdecydowanie mniej entuzjastyczne niż przy seksownej narzeczonej Draculi. Nadeszła moja kolej, ujął mnie delikatnie za dłoń i poprosił o dworski ukłon. Ochoczo wykonałam owe polecenie. Pomieszczenie wypełniło się głośnymi oklaskami i euforią. Od tych odgłosów aż dudniło mi w uszach. Niesamowite, ale wygrałam. Z emocji zaczęło mi się kręcić w głowie i zrobiło się duszno. Lecz po chwili wszystko przeszło, jak gdyby nic.

Brawo, piękna hrabino. Oto twoja nagroda. Wręczył mi pęk kluczy. Wzięłam je, nie wiedząc co mam z nimi zrobić. Tej nocy jesteś panią owego przybytku i masz prawo zajrzeć do każdego zakamarka, który jest zamknięty przed wścibskim wzrokiem zwiedzających. Możesz zabrać ze sobą jedną osobę. Zaczęłam poszukiwać chłopaka o elektryzujących oczach, ale go nie było.

Super, to co idziemy pierwsze zwiedzić? Skoczyła mi do szyję moja przyjaciółka i zaczęła szczebiotać co warto zobaczyć. Nie miałam wyboru, złamałabym jej teraz serce wybierając kogoś innego. Już wiem, idziemy do lochów poszukać tajemnej komnaty, gdzie baron mordował niewiniątka. Zbladłam, czy ona zwariowała. Nie zdążyłam zaprotestować, jak wyciągnęła mnie z sali balowej, w której ponownie zabrzmiały wesoło rytmy. I nawet nie wiem, kiedy odpowiedni klucz zazgrzytał w zardzewiałym zamku, a przede mną otwarła się czarna czeluść. Marysia skądś wyczarowała pochodnie i wkroczyliśmy do podziemnego świata. W pewnym momencie poczułam się jak prawdziwa hrabina, która zmierza ku tajnej komnacie tortur, gdzie oddawała się swoim krwawym rytuałom. Po chwili, o zgrozo, znaleźliśmy takie pomieszczenie. Moja przyjaciółka była zachwycona, a ja w gardle poczułam suchość. Im dłużej tutaj przebywałam, tym głośniej słyszałam odgłosy krzyków cienkich głosików. Odwróciłam się do przyjaciółki, żeby potwierdziła, że tylko podsuwa mi je moja wyobraźnia. Jednak jej nie było obok. Zaczęłam cicho nawoływać, jakbym bała się zwabienia jakiś nieistniejących demonów z przeszłości, lecz odpowiedziało mi tylko echo. Gdzie ona mogła pójść? Co jej odbiło, żeby mnie zostawiać samą? Stwierdziłam, że pewnie wróciła na górę i postanowiłam zrobić to samo. Wszędzie panowała głucha cisza, czyżby zabawa się skończyła? Niemożliwe, miała trwać do białego rana. Weszłam do sali, lecz okazała się być pusta, jedynie przy ogromnym kominku stał długi stół oświetlony świeczkami i czerwoną aurą bijącą od ognia.

Czekałem na ciebie. Usłyszałam zmysłowy głos, który dobiegał od iście królewskiego krzesła odwróconego do mnie tyłem. Mój niespodziewany towarzysz wstał i ujrzałam przystojnego nieznajomego. Usiądź moja piękna. Ujął mnie delikatnie za dłoń i poprowadził ku drugiej stronie stołu. Ponownie zajął swoje miejsce i zaczął się we mnie wpatrywać, aż zapiekły mnie policzki. Obiecałem hrabinie taniec, czy zaszczycisz mnie nim? Powstał kuriozalnie i podszedł do mnie. Wyciągnął ku mnie swą dłoń wyczekująco, którą oczywiście ujęłam. Nie wiem skąd nagle zaczęła dobiegać muzyka, a on porwał mnie do tańca. Wirowałam wraz z nim w mrocznym walcu, coraz bardziej gubiąc się w jego oczach. Aż pochylił się ku mojej szyi i delikatnie musnął ją wargami. A mnie przeszył zimny dreszcz, od którego odzyskałam rozum. Wyrwałam mu się i pobiegłam ku drzwiom.

Czemu uciekasz? zawołał za mną kpiąco. Stąd nie ma wyjścia, moja piękna. Zaśmiał się upiornie. Znalazłam się w ogromnych holu, jak tutaj weszłam za pierwszym razem nie wydawał się taki przerażający. Dopadłam wrót, które obiecywały wolność od koszmaru, lecz okazały się zamknięte. Przypomniałam sobie, że przecież mam klucz do nich. Zaczęłam w panice go szukać, gdy poczułam jak stoi za mną. Złapał mnie za kibić i delikatnie odwrócił. Stanęłam z nim w twarzą w twarz. I znowu te jego oczy. Próbując uniknąć ich mój wzrok padł na wielki obraz znajdujący się na szczycie schodów. Był na nim on.

Widzę, że zachwyciłaś się moim portretem. Za pomocą szatańskich sił znalazł się za mną, odgradzając mnie od wyjścia.

To niemożliwe krzyknęłam.

Czemu, bo nie żyję? szepnął mi do ucha.

Ty nie istniejesz - powiedziałam szeptem.

Czyżby... Znowu poczułam jego zimne wargi na mojej skórze, które szeptały złowrogo jakieś zaklęcia, a ja zaczęłam odpływać w nicość.

Nie wiem jakim cudem udało mi się wyrwać z zimnych macek śmierci. Z całych sił walnęłam go łokciem w klatkę piersiową i pobiegłam na górę. Kluczyłam między korytarzami, nie widząc nigdzie ratunku. A za mną niósł się okrutny śmiech barona. Znowu skręciłam w kolejny i w świetle świec zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Ruszał ustami, jakby kogoś wołał, a po twarzy spływały powoli łzy. Był odziany jak służący. Wrzasnęłam, w panice zawróciłam. Nie wiem ile czasu minęło, gdy ponownie znalazłam się na majestatycznych schodach. Gdy uświadomiłam sobie, że jestem tutaj sama i nikt nie czai się na mnie w mroku, zbiegłam ku wrotom dzierżąc kurczowo w dłoni żeliwny klucz. Wcisnęłam go w dziurkę i przekręciłam. Hol wypełnił się nieludzkim wrzaskiem. Pomyślałam, że to ofiary barona, lecz po chwili dotarło do mnie kto krzyczy. Marysia, jak mogłam o niej zapomnieć? Ona gdzieś tutaj jest i czeka na pomoc. Dołączyły do niej zaraz inne agonalne krzyki ludzi. Goście! Co ja mam zrobić? Czy sama poradzę sobie z tym potworem? Biłam się z myślami, gdy baron Edward de Rose pojawił się na szczycie schodów na tle swojego portretu. Uśmiechnął się do mnie wyzywająco, a ja zamarłam z niemym krzykiem na ustach. Zbliżał się powoli, sycąc się moim przerażeniem, a ja czułam, że odchodzę od zmysłów, aż w końcu otoczyła mnie ciemność...

Kochanie, obudź się... Jak przez mgłę usłyszałam głos Marysi. Ciężkie powieki ledwo się otwarły. - Chyba przez te emocje straciłaś przytomność. - W jej głosie usłyszałam troskę. Proszę dajcie jej wody.

Zaraz ktoś podał mi coś do picia. Nawilżyłam suche gardło. Po chwili Lecter podniósł mnie delikatnie i posadził na tronie.

Już wszystko w porządku? - Wpatrywał się na mnie wyczekująco. Pokiwałam głową niepewnie i rozejrzałam się po sali. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie, aż zrobiło mi się głupio.

Tak, czuję się dużo lepiej. Uśmiechnęłam się, by upewnić jego i pozostałych, że tak faktycznie jest. Wracajmy do zabawy. - Krzyknęłam. Gospodarz spojrzał na mnie niepewnie, lecz po chwili jeszcze raz mi pogratulował i kazał włączyć muzykę. Tłum wrócił ochoczo do tańców, lecz Marysia nadal czuwała przy mnie. Kazałam jej iść się bawić, zapewniłam ją, że już jest wszystko w porządku i zaraz do niej dołączę. Jednak tak naprawdę straciłam ochotę na jakąkolwiek zabawę. Poszła, choć niechętnie. Zaraz porwał ją jakiś zombie. A ja zaczęłam przyglądać się nerwowo twarzom gości, a w mojej głowie kołatały tysiące myśli. Czyżby to był tylko sen? Ale taki realny się wydawał, czułam przecież to wszystko tak mocno.

Nagle mój wzrok zamarł na znajomej, przystojnej twarzy, na której gościł upiorny uśmiech ozdobiony białymi, lśniącymi kłami, aż ze strachu zamknęłam oczy. Jednak po chwili je otworzyłam ponownie, gdy poczułam na swojej szyi zimny oddech. Lecz nie było go ani przy mnie, ani w tłumie, zniknął, jakby nigdy nie istniał...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top