Prolog

Jest takie jedno zaburzenie psychiczne, które zawsze interesowało mnie bardziej od wszystkich innych. Pewnie większość z Was słyszała o osobowości wielorakiej, częściej nazywanej rozdwojeniem jaźni, a bardziej profesjonalnie - zaburzeniem dysocjacyjnym tożsamości. Polega ono na występowaniu przynajmniej dwóch osobowości u jednej osoby. Ciekawe, prawda? Tym bardziej, że nie jest jeszcze dobrze zbadane. Przyczyną z reguły są traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, a skutkami? Nie tylko różne tożsamości i wspomnienia, ale nawet płeć, alergie, ilorazy inteligencji, wady wzroku czy orientacje seksualne.

Moje nietypowe zainteresowania biorą się chyba z faktu, że jestem wnukiem emerytowanej pani psycholog.

Ale od początku.

Urodziłem się w Saskatoon, a obecnie mieszkam w Vancouver. Podobno wszyscy myśleli, że przyszedłem na świat martwy, ale niespodzianka! Teraz mam siedemnaście lat, sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, jeden dołeczek w lewym policzku i zero planów na przyszłość. Moi rodzice to dwie całkiem różne osoby, ale łączy ich naprawdę silne uczucie. Mama jest pisarką i ilustratorką książek, a tata właścicielem popularnego w naszym mieście klubu. Mam też młodszą o dwa lata siostrę Mię, z którą często się droczę, ale tak naprawdę nie zamieniłbym jej na żadną inną nastolatkę. Gram na gitarze, należę do fajnej paczki, ludzie mnie lubią... Moje życie nie różni się niczym szczególnym od codzienności innych amerykańskich dzieciaków.

Zapomniałbym o najważniejszym! Nazywam się Charlie. Lepiej zapamiętajcie sobie to imię.

Przydałoby się, jako że jestem głównym bohaterem tej historii.

Pierwsze przyjaźnie z reguły zawiera się na podwórku. Kiedy się przeprowadziliśmy do Vancouver, miałem pięć lat. Pierwsze co zrobiłem, to pobiegłem do swojego nowego pokoju na piętrze, którego okno wychodziło na inny dom. W filmach na przeciwko powinienem był ujrzeć sypialnię ładnej dziewczynki, z którą w przyszłości połączyłoby mnie uczucie, ale... był tam tylko rozczochrany chłopiec w samych majtkach, z Supermanem na tyłku.

Tristan był dziwnym dzieckiem, ale nie przeszkadzało mi to, bo sam nie należałem do normalnych. Zaprzyjaźniliśmy się niemal od razu i ciągnie się to aż po dzień dzisiejszy. Tylko z czasem się uspokoił, spoważniał, zaczął zdobywać coraz to lepsze oceny, nie paraduje już przede mną bez ubrań i nie interesują go filmy od DC.

Traktuję go jak brata i jest osobą, której mogę powiedzieć wszystko. Nie ważne co się działo, nie dało rady nas rozdzielić. Oprócz tego, że jesteśmy najlepszymi kumplami, Tristan ma prawko i wozi moją leniwą dupę do szkoły.

O mało nie zaspałem, bo jak zawsze postanowiłem "jeszcze chwilę poleżeć". Minąłem Mię na schodach, wciągając koszulkę przez głowę, i zbiegłem do kuchni, w której siedzieli już rodzice. W poniedziałki zawsze miałem na dziewiątą. Nawet się nie przywitałem, tylko wziąłem kanapkę z talerza i butelkę wody z blatu.

Wróciłem do pokoju po plecak i zatrzymałem się na chwilę przed lustrem. Przeczesałem palcami czarne, przydługie włosy. Nigdy nie potrafiłem ich ułożyć. Były o wiele ciemniejsze od włosów rodziców. Przez niebieskie oczy też czasami zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jestem adoptowany. Mia w przeciwieństwie do mnie bardzo przypominała mamę i miała charakter zbliżony do taty.

Z hałasem zamknąłem drzwi wyjściowe i popatrzyłem nad żywopłotem na widniejący na twarzy przyjaciela grymas. Czekał na mnie przy swojej szarej hondzie, kręcąc kluczami na palcu.

- Dłużej się nie dało? - zapytał, otwierając drzwi od strony kierowcy.

- Sorry, późno się obudziłem.

- Ja rozumiem, że twoje łóżko to twoja największa miłość, ale nie chcę się przez was spóźnić do szkoły.

Zapiąłem szybko pasy i podłączyłem się telefonem do radia za pomocą Bluetootha.

- E e e, dobrze wiesz, jakie tu panują zasady. Właściciel samochodu wybiera muzykę.

Prychnąłem teatralnie, wsuwając iPhone'a do kieszeni. Nie zamierzałem dyskutować, bo Tristan wcale nie musiał mi robić za szofera.

W towarzystwie jakiegoś rapera dojechaliśmy do naszego liceum. Za oknem świeciło słońce, ale temperatura była ledwo na plusie. Oboje siedzieliśmy w kurtkach i ja w zielonej czapce, bo Tristan nienawidził ich nosić.

Pewnie niszczyły mu fryzurę. Miał brązowe włosy do linii szczęki, w których wyglądał naprawdę przystojnie i które co chwilę poprawiał.

Ja nie ważne jak ścięty i uczesany, wyglądałem jak... ja.

Moja szkolna rutyna zaczynała się od wbicia szyfru do szafki i zostawienia w środku kurtki i cięższych książek. Tristan miał swoją kilka numerków dalej, obklejoną zdjęciami ze swoją dziewczyną i logiem szkolnej drużyny koszykarskiej. Moja, hm, była praktycznie pusta.

Usłyszałem za sobą charakterystyczny śmiech swojego drugiego przyjaciela. Luke szedł z nieznanym mi kolegą, patrząc w telefon.

Jego twarz rzadko opuszczał uśmiech. Był najbardziej pozytywny z naszej trójki, czasem trochę głupi i naiwny, ale lubiłem go za dużą pewność siebie, odwagę, dystans i to, że mało rzeczy go ruszało i nie przejmował się opinią innych. Z wyglądu bardzo się ode mnie różnił - niezwykle dbał o swoją blond fryzurę surfera, miał brązowe oczy, piegi w okolicach nosa oraz był trochę niższy. I przede wszystkim strasznie przyciągał dziewczyny.

- Co tam chłopaki?! - zawołał, kładąc mi dłoń na ramieniu.

Zamknąłem granatową szafkę i przybiłem z nim piątkę. Zrobił to samo z Tristanem i od razu zaczął iść pod klasę od angielskiego. Ktoś mógłby pomyśleć, że w jego życiu wydarzyło się coś na prawdę niesamowitego, ale Luke po prostu był szczęśliwym człowiekiem i trudno było zmienić jego nastrój. Szedł przed siebie, roztaczając pozytywną aurę, jakby wcale nie znajdował się w szkole, w której spędzi sześć męczących godzin.

Tristan opowiadał mi o grze na konsolę, którą kupił w sobotę. Częściej to ja przychodziłem do jego domu, niż on do mojego, i spędzaliśmy czas przed ekranem z padami w rękach.

Miał młodszego brata Tylera, który często chciał do nas dołączyć. Kiedyś mnie nie lubił, bo niechcący zepsułem jego zabawkowy samochód. No ale kto zostawia coś na podłodze, kiedy wie, że do pokoju wkroczy wysoki chłopak, który nie patrzy pod nogi?

- Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał przyjaciel z wyrzutem, szturchając mnie w ramię.

Odwróciłem wzrok od dziewczyny stojącej pod drzwiami z słuchawkami w uszach. Tristan wywrócił oczami.

- Słucham - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Wykazywałem się podzielną uwagą.

- Nie jest jakaś szczególna.

Teraz oboje patrzyliśmy na brunetkę w okularach. Nie zwróciłem na nią uwagi, bo mi się spodobała, tylko zaciekawił mnie fakt, że czekała na dzwonek pod naszą salą. Nigdy wcześniej jej nie widziałem.

- Myślisz, że jest nowa? - zapytałem Tristana. Nie uzyskałem jednak odpowiedzi, bo ignorant stał już trzy kroki dalej z Lukiem.

Zacząłem się gapić na uczennicę. Może z boku wyglądało to dziwnie, ale często tego nie kontrolowałem. Byłem też osobą, która zawsze patrzyła w oczy podczas rozmowy. Ona trzymała głowę opuszczoną i nawet na chwilę nie spojrzała na korytarz. Jakby nie chciała się wychylać, wolała zostać w cieniu, niezauważona.

Ale ja ją zauważyłem.

Wszedłem za nią do klasy i patrzyłem, jak siada w ławce na samym jej końcu, pod oknem. Miałem ochotę, by na mnie spojrzała, bym mógł poznać kolor jej oczu. To nie był ten typ ignorowania innych, polegający na zadzieraniu nosa, uważania się za lepszą. Przeciwnie, coś ciągnęło ją w dół.

Jeszcze nie poznałem jej imienia, nie usłyszałem jej głosu, nie poznałem jej zainteresowań ani cech charakteru, ale czułem, że jest inna i warta uwagi. Mimo że próbowała jej uniknąć.

Bo wiecie, to jak człowiek siebie kreuje i jaką nosi maskę, nie pokazuje w stu procentach jego prawdziwej natury.

I nic nie dzieje się bez powodu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top