8.

To nie był mój dzień. Od rana chodziłem ze średnim humorem, nie miałem ochoty się za dużo uśmiechać. Wolałem zostać w łóżku, niż iść do Brooke robić projekt. Mimo to ogarnąłem się i wyprasowałem ładne ciuchy, by dobrze wyglądać.

Pojechałem do niej autobusem. Całą drogę moje myśli krążyły wokół całkiem czegoś innego. Zapomniałem, dokąd jadę, prawie przegapiłem właściwy przystanek. Naprawdę nie miałem ochoty spędzać dziś czasu z ludźmi i miałem świadomość, że zachowanie Brooke będzie mnie dodatkowo męczyć.

Mieszkała w przeciętnym szeregowcu z czerwonej cegły niedaleko polskiej dzielnicy. Minąłem restauracje zapraszające na pierogi. Brooke miała stąd kawałek drogi do nowej szkoły.

Zapukałem do drzwi, rozglądając się po spokojnej ulicy. Wziąłem głęboki oddech.

- Cześć - przywitałem się, gdy ujrzałem ją w progu. Bez makijażu, ubraną w szary dres.

- Cześć, proszę - zaprosiła mnie do środka.

- Są twoi rodzice w domu? - zapytałem z zamiarem przywitania się.

- Mieszkam z mamą. Jeszcze nie wróciła z pracy.

- A, okej - odparłem, ściągając kurtkę i buty. - To ty na zdjęciach?

- Boże, nie oglądaj tego. - Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w głąb korytarza. - Chcesz coś do picia?

- Tak, obojętnie co.

- Colę?

- Tak.

Przystanąłem przy lodówce i obserwowałem, jak nalewała nam napoju do szklanek. Zachowywała się trochę bardziej swobodnie i komfortowo niż w szkole. Nic dziwnego.

- Masz fajną koszulkę - powiedziała nagle.

- O, dziękuję.

- Powiedziałabym, że przepraszam za mój wygląd, ale szczerze? Nie obchodzi mnie, czy ci się podoba.

- Wyglądasz dobrze - odpowiedziałem, odbierając od niej szklankę. Spojrzała mi w oczy, ale nie uśmiechnęła się.

Zaprowadziła mnie schodami na piętro, gdzie znajdował się jej pokój. Już w pierwszej sekundzie uderzyło mnie, że miał duszę. Oddawał osobowość Brooke. Nie miał pustych ścian, ani typowych, białych mebli. Nad jej łóżkiem wisiała duża mandala, przy oknie winyle, a przy biurku większość ściany zajmowała biblioteczka z mnóstwem książek. Na wiszących półkach, stoliku nocnym, komodzie czy parapecie stały jakieś duperele, płyty, kwiatki oraz cytaty piosenek w ramkach. Zaświeciła lampki zawieszone nad komodą, która wyglądała na starą, aczkolwiek odnowioną.

- Tak ci się podoba? - prychnęła, patrząc na moją reakcję. Rozglądałem się dłuższą chwilę dookoła. Z każdym metrem w oczy wpadała mi co nowsza, fajniejsza rzecz.

- Masz chyba najlepszy pokój, jaki widziałem - przyznałem, przypatrując się kolekcji pocztówek. - Widać po nim, jak barwną jesteś osobą.

- Dzięki, Charlie - odpowiedziała miłym tonem. - Nie powiem, że się nie przyłożyłam do tego, by tak wyglądał.

- Naprawdę super. Widać, że nic tu nie jest przypadkowe.

- Najbardziej lubię moje łóżko z palet. Możesz usiąść, a ja włączę laptopa.

Posłuchałem się i zająłem miejsce na miękkim materacu. Nawet jej pościel pasowała kolorystycznie do tapety. Ona włączyła na komputerze program do robienia prezentacji, a potem puściła muzykę na głośniku.

- Znasz Freed Birds? - zapytała.

- Pewnie, że tak.

- To fajnie. - Uśmiechnęła się(!). - Nie lubię siedzieć bez muzyki. Możesz też włączyć coś swojego. Chyba że wolisz ciszę. - Spojrzała na mnie pytająco.

- Nie, jest dobrze. Możesz didżejować. Myślę, że mamy podobny gust muzyczny.

Kiedy Brooke szukała notatnika, ja podszedłem do laptopa i na pustej karcie zapisałem temat naszego projektu.

- Mogę cię o coś zapytać? - usłyszałem za plecami.

- Pewnie.

- Dobrze się czujesz?

Spojrzałem na nią przez ramię. Trzymała już w rękach zgubiony zeszyt z czarną okładką.

- Tak, czemu miałbym się czuć źle?

- Pomyślałam, że może coś się stało. Wydajesz się mniej wesoły.

Zmarszczka między moimi brwiami zniknęła. W sumie to zaskoczyło mnie, że dziewczyna przejęła się moim samopoczuciem. I że w ogóle zauważyła zmianę.

- Wszystko gra - odpowiedziałem, choć wcale nie zabrzmiało to przekonująco.

Patrzyła na mnie chwilę. Czekała, aż powiem coś więcej, ale tego nie zrobiłem.

- Okej - powiedziała. - Czyli co, prześladowanie...?

- Ryzyko i psychologiczna odporność - dopowiedziałem z westchnięciem. Zapowiadało się dużo szperania w statystykach.

Siedziała podejrzanie cicho. Stukała długopisem o stronę zeszytu i od jakiegoś czasu nie nawiązywała ze mną kontaktu wzrokowego. Czasem patrzyła w górę, jakby odpędzając niechciane łzy.

- Brooke, a czy ty dobrze się czujesz? - zapytałem i postanowiłem usiąść obok niej na łóżku.

- Czy ja się dobrze czuję? - powtórzyła po mnie i spojrzała mi w oczy. W jej widziałem tyle bólu, że nie potrzebowałem żadnej odpowiedzi.

Już otwierałem usta, ale mi przerwała:

- Wiem, że widziałeś filmik.

Przeszły mnie ciarki. Nadal patrzyła mi w oczy, ale długo nie wytrzymała. Odwróciła wzrok i wyszła z pokoju.

Czekałem na nią. Dałem jej chwilę, by się pozbierała. W tym czasie nuciłem pod nosem słowa piosenki, opierając się na poduszce o ścianę.

Psychika dziewczyn całe życie była dla mnie zagadką. Skrywały delikatne, wrażliwe wnętrze, ale były tak naprawdę cholernie silne. Napotykała ich masa wyzwań i trudnych, życiowych sytuacji, których faceci rzadziej lub wcale nie doświadczali. Nigdy nie uważałem ich za tą słabszą płeć. Ale było mi ciężko patrzeć na ich łzy i chwile załamki, choć każdy ma do nich prawo. 

Postanowiłem po nią pójść, bo długo nie wracała. Może tego nie chciała, ale wtedy zamknęłaby drzwi od łazienki, prawda?

Znalazłem ją na podłodze przy wannie. Siedziała z podkulonymi kolanami, ukrywając twarz w dłoniach. Szloch wstrząsał jej drobnym ciałem. Zrobiło mi się jej tak bardzo żal, że miałem ochotę ją przytulić.

Usiadłem przed nią na kafelkach bez słowa. Czekałem, aż zauważy moją obecność. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, czy nie zrobiła sobie wcześniej żadnej krzywdy.

- Zostaw mnie - powiedziała zdławionym głosem.

Odgarnąłem włosy z czoła i złapałem ją delikatnie za ręce, którymi się usilnie zasłaniała. Wzdrygnęła się na sam dotyk.

- Powiedziałam zostaw mnie! - krzyknęła, piorunując mnie spojrzeniem. Była cała czerwona i zapłakana. Otarła nos rękawem bluzy.

Usiadłem obok niej i oparłem się głową o brzeg wanny. Postanowiłem poczekać, aż się trochę uspokoi i będzie gotowa na rozmowę. Nie zamierzałem jej teraz zostawiać, kiedy była w totalnej rozsypce.

Siedzieliśmy tak dłuższy czas. Ja cicho, nie patrząc na nią, czekając. Ona cała trzęsła się od płaczu, ale nie wyganiała mnie już więcej. Z każdą minutą starała się coraz bardziej wrócić do normalnego stanu, opanować słone łzy. Możliwe że czuła wstyd za to, że byłem świadkiem jej załamania.

Jakiś czas później jedynie pociągała nosem i patrzyła tępym wzrokiem przed siebie. Nigdy chyba nie siedziałem tak długo z kimś w zupełnej ciszy. Nie licząc odgłosów płaczu Brooke. Sam zdążyłem kilka razy przeanalizować całe swoje życie i pożałować paru decyzji.

- Przepraszam - powiedziała nagle.

Spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy.

- Wszystko gra - odpowiedziałem spokojnie. - Chcesz już wrócić do pokoju?

- Za chwilę...

- Dobrze, mamy czas. Nie przejmuj się tym projektem. Walić go.

- Nie chciałam go nawet zaczynać - westchnęła i oparła czoło na kolanach. - Jest o mnie. Byłam prześladowana w starej szkole. Nadal ludzie nie dają mi spokoju.

- Wszystko przez ten filmik? - zapytałem delikatnie.

- Po części tak.

- Nie jesteś taka, jak o tobie mówią.

Podniosła na mnie wzrok. Patrzyła w moje oczy, jakby sprawdzając, czy powiedziałem to szczerze.

- A ty jesteś inny niż reszta - powiedziała cicho. - Wiem to, ale i tak ciężko jest mi tobie zaufać.

- Myślę, że nie jest źle, skoro teraz rozmawiamy.

Popatrzyła znów mi w oczy. Zastanawiała się nad czymś, bo przygryzała wargę.

Ludzie ją bardzo skrzywdzili. Głównie chłopcy, których teraz usilnie unikała i nie dopuszczała ich do siebie. Jakieś wydarzenia wybudowały wokół niej mur, którym broniła się przed światem. Ale musiała zrozumieć, że nie wszyscy chcieli dla niej źle. Po ziemi nie chodzą wyłącznie wrogowie.

Kazałem usiąść jej w sypialni, a sam poszedłem zaparzyć dla niej herbatę.

Nie chciałem aż tak grzebać po szafkach, ale nie mogłem znaleźć pudełka. Natrafiłem jedynie na kawę. Zaznajomiłem się chyba z całą zawartością kuchni Collinsów, zanim w ręce wpadła mi herbata malinowa.

Siedziałem przy wyspie kuchennej, czekając, aż woda w czajniku się zagotuje. Moja mama i Mia były wielkimi fankami smaku malinowego. Może Brooke też, skoro nie miała nic innego.

- O Boże, przestraszyłaś mnie - powiedziałem, trzymając się za serce, gdy dziewczyna pojawiła się w progu.

Na jej zmęczonej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Nie chciałam - odpowiedziała i zajęła miejsce na przeciwko mnie. - Dziękuję, że się o mnie troszczysz. - Spojrzała na czerwony czajnik.

- Luzik.

- Serio Charlie, to miłe.

Przytrzymałem jej spojrzenie i oparłem policzek na dłoni. Widać było, że płakała. Ale starała się rozmawiać, jakby nic się nie wydarzyło, zagryzała zęby.

- Jak się czujesz w naszej szkole? - zapytałem.

- Lepiej niż w poprzedniej - odpowiedziała, patrząc gdzieś w bok. - Słyszałam ploty, że mnie wyrzucili, ale to ja sama się przeniosłam.

- Przez prześladowanie?

- Tak... Ale to nadal to samo miasto. Chociaż pewnie nawet gdybym chodziła do szkoły w innym stanie, to i tak filmik i opinia przyszłyby za mną.

- Od czego to wszystko się w ogóle zaczęło?

Westchnęła i schowała ręce pod blatem. Wydawała się, jakby nie chciała poruszać tego tematu.

Czajnik zaczął gwizdać, więc wstałem i zalałem herbatę w kubku gorącą wodą. Zapytałem ją, iloma łyżeczkami słodzi. Wsypałem dwie i zamieszałem, czując jej wzrok na plecach.

- Dziękuję - powiedziała, gdy podałem jej napój do ręki. Oplotła kubek palcami, by się zagrzać.

- Mogę już iść, jeśli chcesz.

Spojrzała na mnie ze zmarszczonym czołem. Nie odpowiedziała.

Wstałem ze stołka i zgarnąłem telefon z blatu. Nie wziąłem nic więcej ze sobą z domu.

- Charlie - usłyszałem.

- Hm?

- Nie musisz jeszcze iść. Chyba, że masz plany.

Małymi kroczkami.

- Nie mam planów - powiedziałem, zawracając do kuchni.

- Nie zaczęliśmy praktycznie tej prezentacji.

- Mamy jeszcze czas. Jednak chcesz ją robić? - zapytałem ze zdziwieniem.

- Nie chcę zepsuć ci oceny.

- Nie przejmuj się tym. Nic na siłę. Aczkolwiek uważam, że mógłby wyjść z tego dobry projekt, skoro oboje dobrze go rozumiemy.

- Oboje? - zapytała, mrużąc oczy.

- Myślę, że większy procent ludzi lub ich bliskich dotknęło prześladowanie.

Brooke napiła się herbaty i zaczekała, aż znów usiądę przy wyspie.

- Może zrobimy tym coś dobrego - dopowiedziałem. - Może pokażesz im wszystkim prawdę. Zamkniesz mordę.

- Nie mam ochoty, Charlie - przerwała moje wyobrażenia. - Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ja już na mało rzeczy mam w ogóle siłę.

Oparłem łokcie na blacie i spojrzałem prosto na nią. Prosto w jej duże, piwne oczy, w których krył się strach.

- Co oni ci, kurwa, zrobili - zapytałem lub stwierdziłem, ale jeszcze nie dane było mi usłyszeć odpowiedź. Moje słowa zawisły między nami, targane przez napływającą ciszę.

Nie wróciliśmy do jej pokoju, by dokończyć prezentację. Siedzieliśmy w kuchni, rozmawiając na luźne tematy, aż do powrotu jej mamy z pracy. Poznałem zainteresowania Brooke, jej dzieciństwo, ulubione potrawy, gry komputerowe, wygrane konkursy z języka angielskiego, a nawet pokazała mi na telefonie zdjęcia i nagrania z zaliczonych koncertów. Myślę, że potrzebowała kogoś do rozmowy. Przyjaciela.

Człowiek jest istotą społeczną i nieważne jak bardzo dobrze czułby się ze samym sobą i lubił spędzać ze sobą czas, to na dłuższą metę będzie mu brakowało drugiej osoby. Duża część świata boi się samotności, polegania jedynie na samym sobie, braku wsparcia. Dobrze pójść sobie czasem samemu do kina, na zakupy czy spacer, by polubić siebie i swoje towarzystwo, bo nie zawsze będziemy otaczani mnóstwem znajomych. Nic nigdy nie jest pewne. Ani nikt.

Mama Brooke po wejściu do domu zawołała hej! do córki i zaniosła zakupy do kuchni, gdzie mnie zauważyła.

- Dzień dobry - przywitałem się z uśmiechem.

- Dzień dobry - odpowiedziała, mierząc mnie oceniającym spojrzeniem.

- To Charlie - przedstawiła mnie Brooke. - Robimy razem projekt na psychologię.

- Ach tak? Na jaki temat?

- Odporność dzieci i młodzieży na prześladowanie - odpowiedziałem.

- Mhm, zostaniesz na obiad? - zapytała mnie kobieta, idąc w kierunku kuchenki. Zdziwiłem się, że w sumie zignorowała moją odpowiedź.

- Nie, dziękuję, nie będę robić problemu.

- Idziesz już? - zapytała Brooke. Wydawała się, jakby wolała, żebym został dłużej. Miłe uczucie.

- Obiad czeka na mnie w domu - wyjaśniłem. - Zobaczymy się w szkole. - Uśmiechnąłem się do dziewczyny i razem z nią poszedłem do drzwi wyjściowych.

- Dziękuję za dzisiaj - powiedziała nieśmiało, czekając, aż ubiorę kurtkę.

- Nie ma za co.

- Następnym razem więcej zrobimy - obiecała.

- Już ci powiedziałem, żebyś się nie przejmowała. Będzie dobrze.

- No okej - westchnęła i otworzyła mi drzwi. - Nie powinieneś widzieć połowy rzeczy, które dzisiaj widziałeś.

- Wiem. Do zobaczenia, Brooke.

Idąc do Collins, nie spodziewałem się, że tak to się wszystko potoczy. Że wspólnie spędzona sobota zbliży nas do siebie.

Usiadłem z całą rodziną do stołu i patrzyłem chwilę po ich twarzach. Rzadko się poważnie kłóciliśmy, miałem siostrę i oboje rodziców. Czułem się szczęśliwy i kochany.

Brooke wychowywała tylko mama. Jej tata zginął w wypadku samochodowym, gdy dziewczyna była jeszcze mała.

- Gdzie dzisiaj byłeś? - zapytał mnie tata.

- U koleżanki ze szkoły - odpowiedziałem. - Robimy razem projekt.

- Aż mi się coś przypomniało - zaśmiała się mama, kręcąc głową na boki.

- Co? - zainteresowała się Mia, przeżuwając kurczaka.

- Pamiętasz, Adam? - zapytała tatę z błyszczącymi oczami. - Jak pierwszy raz byłeś u mnie w domu, bo robiliśmy jakąś prezentację?

- Pamiętam - odparł tata z krzywym uśmiechem.

- Byłam na ciebie wtedy tak złaa. Nie polubiliśmy się od razu - powiedziała do mnie i Mii. - Wasz tata był niezłym dupkiem.

- Ej! - zainterweniował. - Byłaś strasznie irytująca i na siłę chciałaś mnie poznać.

- I się opłaciło, co? - Uśmiechnęła się słodko i opuściła wzrok na swój talerz.

Spojrzałem na siebie z siostrą z takim samym wyrazem twarzy.

- Uważaj, młody - szepnął do mnie tata - bo zacznie się od projektu, a potem nie uwolnisz się od tej koleżanki przez całe swoje życie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top