5.

Do kolacji z chłopakami było jeszcze trochę czasu, więc odrobiłem lekcje, by nie robić tego w dzień imprezy i mieć wolną niedzielę. Szok. Charlie złamał zasadę "co możesz zrobić dzisiaj, zrób jutro".

Przywitałem Mię, która wróciła po mnie do domu. Wyglądała na zmęczoną po całym dniu siedzenia w szkolnej ławce. Rzuciłem jej butelkę wody i uśmiechnąłem się łobuzersko.

- O co chodzi? - zapytała mnie podejrzliwie.

- Rozmawiałem z Duncanem.

- I co? Pogorszyłeś sprawę?

- Co ty, młoda. - Udałem obrażonego. - Obiecuję ci, że od teraz będzie grzeczny.

Nie wyglądała na przekonaną.

- Minęłaś się z nim jeszcze dzisiaj po piątej lekcji?

- Nie.

- To daj znać, jak się będzie zachowywał w poniedziałek.

- Dobrze, Charlie. Dzięki.

- Nie ma za co - odpowiedziałem, czochrając ją po włosach i uciekłem na piętro.

Stanąłem przed szafą, by znaleźć coś na wieczór. Przypomniałem sobie przygotowania do randek z Darcy. Do spacerów z Nickiem. Nagle przygniotła mnie świadomość, że nie mam przy sobie nikogo, kogo mógłbym przytulić, kto pomagałby samą swoją obecnością, dla kogo byłbym ważny.

Tristan był tylko i aż moim najlepszym przyjacielem. Miał Faith, z którą tworzyli uroczą i zgraną parę. Nigdy mu nie mówiłem, ale bardzo im zazdrościłem. Byli całkowicie różni, ale dopasowani.

Zdjąłem z wieszaka moją ulubioną koszulę w kratę. To jedyna czerwień w szafie, jaką akceptowałem. Z reguły nie przepadałem za tym kolorem. Przebrałem się i spojrzałem w lustro. Na te same niebieskie oczy, zmierzwione, czarne włosy i szczupłą sylwetkę. Zdarzały się dni, kiedy ogarniała mnie bardzo niska samoocena. Kiedy pochłaniała mnie melancholia.

Wzdrygnąłem się, gdy zadzwonił mój telefon. Tristan powiedział, żebym był gotowy za dziesięć minut.

Usiadłem na parapecie i spojrzałem na jego okno. Widziałem, jak krzątał się po pokoju. Opuściła mnie ochota na spotkanie, ale obiecałem chłopakom wyjaśnienia.

Zagapiłem się, myśląc o niebieskich migdałach. Tristan pomachał mi przez okno, bym już schodził na dół. Przyłapany na podglądaniu zwlokłem się z miękkiej poduszki i zjechałem po poręczy. Byłem pierwszy na podjeździe.

- Mógłbyś wrócić do majtek z Supermanem - rzuciłem.

- Piłeś coś? - zapytał, nie rozumiejąc mojej uwagi.

- Jeszcze nie.

- Nie gadaj głupot, tylko wsiadaj do Hanki.

- Czemu nazwałeś swój samochód?

- Też byś to zrobił - odpowiedział obojętnie, wkładając kluczyki do stacyjki.

- W sumie racja.

Luke czekał już na nas przed pizzerią. Uśmiechnął się na nasz widok i pośpieszająco zaklaskał rękami.

- Dłużej się nie dało? Umieram z głodu!

- Był korek w centrum - odparł Tristan i otworzył nam drzwi. - Zapraszam drogich panów.

- Jaki dżentelmen - zaśmiał się blondyn. - Pizzę też stawiasz?

- Nie nadwyrężaj sobie mojej dobroci.

Uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem do lokalu. Nie pierwszy raz jedliśmy w tym miejscu. Tristan lubił tutejszą pizzę, a jego kuzynka była kelnerką. 

- Wszystko w porządku, Charlie? - zapytał mnie cicho przyjaciel.

- Jasne.

Nie zatrzymując się, dotarłem do naszego stałego stolika na końcu sali. Mieliśmy stąd dobry widok na telewizor z muzycznymi teledyskami. Jak zwykle zamówiliśmy pizzę z podwójnym serem, szynką, kurczakiem i kukurydzą, sos czosnkowy oraz trzy cole.

- Opowiadaj, Charlie - polecił Luke. - Co za laska wyciągnęła cię ze stołówki?

Oparłem się łokciami na blacie i westchnąłem teatralnie. Chłopak oczekiwał pewnie o wiele ciekawszej historii niż tej, którą miałem do zaoferowania.

- Valerie - powiedziałem, sprawdzając ich reakcję. Luke otworzył usta, a Tristan zmarszczył jedynie czoło.

- Przecież jej nienawidzisz - powiedział Luke ze zdziwieniem.

- Tylko rozmawialiśmy.

- O czym?

- O powodzie naszej złej relacji.

- I otrzymałeś odpowiedź?

- Tak.

Spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Potarłem zmęczone oczy, zastanawiając się nad tym, czy wychodzę na winnego w całej sprawie. Nigdy nie powiedziałem głośno, jakiej jestem orientacji. Luke nie wiedział o Nicku, bo pamiętne wakacje spędził u rodziny w Europie. Nigdy wcześniej, ani później, nie miałem nic wspólnego z przedstawicielami tej samej płci. Bałem się jego reakcji.

- Wszystko zepsuło się po wakacjach przed dziesiątą klasą - zacząłem. - Tristan powinien pamiętać, co się wtedy wydarzyło, kogo poznałem. - Spojrzałem mu w oczy. Po chwili zawahania kiwnął twierdząco głową. - Powodem była ta osoba oraz mój egoizm, bo nie zauważyłem, co czuła Val. Musiałem ją mocno skrzywdzić, bo od tamtej pory mnie nienawidziła i na każdym kroku próbowała odpić piłeczkę. Żebym to ja był na niższej pozycji. Zdawała sobie sprawę z tego, że byłem dość silny i nie przejmowałem się wieloma rzeczami. Zachowywała się paskudnie, ale nigdy nie myślałem, że to ja wszystko zapoczątkowałem.

- Niczego nie rozumiem - przerwał mi zmieszany Luke. Szukał pomocy w Tristanie, ale on tylko siedział i patrzył na menu.

- Wiem, trochę cię wtedy ominęło.

- O kogo chodzi i czemu czujesz się winny, skoro to ona próbowała cię zniszczyć?

- Powiedz mu - westchnął Tris.

Chciałem nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale on nadal wertował menu. Wziąłem głęboki wdech i położyłem spocone dłonie na kolanach. To był mój przyjaciel i chyba dlatego jeszcze trudniej było mi to z siebie wykrztusić.

- To były wakacje, kiedy poleciałeś do Hiszpanii, pamiętasz? - zapytałem.

- Tak, długo mnie nie było.

- Wiem. To były ostatnie wakacje, kiedy kolegowałem się z Val. Dość często wychodziliśmy razem na dwór. Poznała mnie ze swoim przyjacielem... - zawahałem się - Nickiem.

W końcu Tristan na mnie spojrzał. Chyba był ciekawy, co mogło pójść nie tak.

- Od razu złapaliśmy wspólny język - kontynuowałem. - Miał czarne włosy, brązowe oczy i strasznie ładny uśmiech. Grał na perkusji w swoim garażu. Miał niezaprzeczalny talent. Łączyło nas podobne hobby i spojrzenie na świat. Nie zauważyłem, że kiedy zaczął spotykać się ze mną, oddalił się od Valerie, która się w nim podkochiwała.

- Cholera - powiedział Tristan, jakby sam do siebie. Popatrzyłem na niego pytająco. - Ja zauważyłem.

- Zauważyłeś? - upewniłem się, marszcząc brwi. - Czemu mi nic nie powiedziałeś?

- Przepraszam, nie przyłożyłem do tego większej uwagi. Nie sądziłem, że to ma znaczenie. Tym bardziej, że potem już się nie kolegowali.

- Naprawdę to było aż tak widać? - Zasłoniłem oczy dłońmi i oparłem się o zagłówek.

- Nie wiem, czy aż tak, po prostu czasem zachowywała się przy nim inaczej, niż przy innych chłopakach, patrzyła na niego w inny sposób. Miałem swoje podejrzenia, ale nigdy się nie potwierdziły.

- Aż do teraz.

- Tak...

Luke nadal patrzył na nas jak na wariatów.

- Wyjaśnij mu - poprosił Tristan.

- Boję się.

- To twój przyjaciel, Charlie. Akceptuje cię takiego, jakim jesteś.

Jego słowa były dla mnie naprawdę ważne. Bo Luke to nie jedyna osoba, przed którą miałem tajemnice.

- Tris ma rację. - Blondyn uśmiechnął się zachęcająco. - Mów, o co chodzi, stary.

- No dobra - zgodziłem się, prawie krzycząc. Nie miałem odwagi mu spojrzeć w oczy. Zamiast tego wyrzuciłem z siebie jak karabin: - Nick był moim chłopakiem przez większość tamtych wakacji.

Luke zamrugał, ale nie wydawał się mocno zaskoczony.

- Czyli odbiłeś go Val? - zapytał, przypominając sobie moją wcześniejszą opowieść i układając wszystko w głowie.

- Tak...?

- No to faktycznie nieźle się wkurzyła. Ale moim zdaniem usprawiedliwia cię fakt, że nie miałeś o niczym pojęcia.

Patrzyłem to raz na niego, raz na Tristana. Powiedział mu kiedyś o Nicku? Czemu chłopak przyjął to z takim spokojem?

- Czemu się rozstaliście? - zapytał.

- Sam nie wiem - odpowiedziałem słabo, kręcąc głową. - Zepsuło się miedzy nami przed samym wrześniem. Bardzo możliwe, że Valerie coś namieszała.

- Gdzie on teraz jest?

- Wyprowadził się z Vancouver. Luke... - zastanowiłem się - wiedziałeś czy... sam nie wiem.

Od razu domyślił się, o co mi chodzi. Uśmiechnął się, przekrzywiając głowę.

- Szczerze? Od zawsze myślałem, że jesteś gejem, aż do momentu związku z Darcy, co trochę zbiło mnie z tropu.

Nie spodziewałem się, że na spotkaniu to ja będę najbardziej w szoku. Luke zaśmiał się na widok mojej miny i złapał mnie przez stół za nadgarstek.

- Czemu to ukrywałeś? - zapytał ciepło. - Tristan ma rację, jesteśmy przyjaciółmi. To nie jest żadna wada, nie umniejsza twojej osobie.

- Nie wiem, bałem się twojej reakcji. Zależy mi na was.

- Chodź tu - powiedział, otwierając szeroko ramiona.

Obszedłem stolik, usiadłem na jego kanapie i pozwoliłem się przytulić. Jeden kamień spadł mi z serca.

- Dziękuję - szepnąłem.

- Wszystko gra - słyszałem jego głos zmieniony przez uśmiech. - Kochamy cię takiego, jakim jesteś, Charlie.

Odsunąłem się, starając się nie wzruszyć. Spojrzałem w sufit. Emocje we mnie szalały. Przede wszystkim czułem oblewającą mnie ulgę.

Tę ckliwą chwilę przerwała kuzynka Tristana z naszą pizzą. Zapchaliśmy sobie buzie jedzeniem, śmiejąc się z żartów, słuchając muzyki i korzystając z wolnego czasu, kiedy po prostu możemy siedzieć razem i cieszyć się swoim towarzystwem.

Mówiłem już, że na świecie istnieje więcej twarzy niż ludzi? Nikt nie ma jednego oblicza, nie zachowuje się przy wszystkich tak samo. Przeżycia nas kształtują, czasem na dobre, czasem na złe. Posiadamy tajemnice, skryte marzenia oraz żałujemy różnych rzeczy, które zrobiliśmy oraz których nie zrobiliśmy, bo zabrakło nam czasu, motywacji lub odwagi.

Jestem tego świadomy i wiem, że istnieje więcej niż jeden Charlie Wilde. Zawsze staram się być sobą, ale nic nie pozwala mi wyrzucić zapasu masek z kieszeni. Większość z nich ma w zamiarze mnie chronić. Żeby iść przez życie z wysoko uniesioną głową, nie pozwalać sobie na słabości, ale jednocześnie patrzyć pod nogi, by nikogo nie nadepnąć. Albo nie potknąć się o własne stopy.

Często miałem wrażenie, że jestem inny, pomylony i skomplikowany. Trudno mi było podejmować decyzje, jakby w mojej głowie toczył się odwieczny konflikt. Między kim? Nie miałem pojęcia, ale nigdy nie czułem pełnej kontroli nad własnym losem. Rzadko coś szło po mojej myśli, ciągnęło się za mną pasmo niepowodzeń i rozczarowań, których nie potrafiłem znieść. Nie czułem się wystarczająco dobry, nie czułem się nawet jakiś, bo nie potrafiłem określić swojego charakteru. Wszystko z a l e ż a ł o od czegoś.

Obserwując wszystkich ludzi w szkole, może i nie mogłem jasno wskazać ich drugich twarzy, ale wiedziałem, że je mają. Zawsze ich szukałem, była to taka moja odwieczna zabawa. Jedni liczą czerwone samochody, inni nie depczą przerw na chodniku, ja starałem się czytać mowę ciała i wnikać w myśli.

Na przykład taki Tristan. Cholernie mądry, spokojny, przystojny i porządny chłopak. Brzmi nudnie? Tristan na pewno nie jest nudny. Opowiada zabawne żarty, jest świetnym słuchaczem, daje dobre rady, swoją charyzmą zjednuje sobie ludzi, jest zapraszany na imprezy, radzi sobie w kuchni lepiej od swojej dziewczyny, a przede wszystkim jest moim przyjacielem! Fakt, że ze mną wytrzymuje, pokazuje, że chyba coś musi być z nim nie tak.

A tak na serio, oprócz wymienionych przeze mnie cech, które tylko potwierdzają, jak wspaniały Tristan Buntly jest wspaniały, istnieje w nim coś takiego jak wewnętrzne dziecko. Na pierwszy rzut oka typ wygląda na dojrzałego i opanowanego, rzadko robi szalone rzeczy, ale wiem, że czasem budzi się w nim mały, zwariowany chłopiec. Bo ileż można być sztywniakiem? Tris powinien pozwalać sobie na ten wewnętrzny luz częściej. Tęsknię za nim z czasów piaskownicy.

Luke niewiele się zmienił. Jakieś zmiany na pewno w nim zaszły, bo to nieuniknione, ale nie na tyle widoczne, co u Tristana. Zostało mu zaczepianie dziewczyn, szeroki uśmiech, ciągła potrzeba chodzenia/ruszania kończynami i złudna odwaga.

W głębi duszy zaś chłopak był tchórzem. Popełniał błędy, do których bał się przyznać, męczyły go nocne koszmary przez ciążące poczucie winy, uciekał przed konsekwencjami. Mówił i robił, zanim się nad tym zastanowił. W obliczu strachu i tragedii był jedynie małym, słabym człowiekiem. Znałem go lepiej, niż myślał. Ciężko było mnie nabrać.

Brooke też na pewno miała kilka twarzy. Ta nieśmiała, skryta i wycofana nie była jedyną. Czy naprawdę plotki pokrywały się z prawdą? O tym miałem się dopiero przekonać.

***

Dawno nie byłem z Lukiem na jednej imprezie. Nie dlatego, że chodziliśmy na różne, on ich unikał. Zdziwiła mnie jego nagła zmiana podejścia, ale nie chciałem brnąć w niechciane tematy. Zamiast tego sobotnie popołudnie spędziłem na przygotowaniach. Miałem ochotę po prostu się pobawić. Tamten dzień mi przecież tego nie zakazywał.

Mama zgodziła się, bym poszedł na domówkę, ale miałem wrócić o własnych siłach. Wiedziałem, że lepiej jej się nie narażać. Ta kobieta posiadała czasem własne poczucie humoru i chętnie karała mnie w oryginalny sposób. Najlepiej publicznie przed moimi znajomymi, by narobić mi obciachu. "Żeby odechciało mi się wyprawiania głupot".

Ubrałem biały t-shirt z dekoltem w serek i czarne jeansy. Uczesałem w końcu włosy, by nie odstraszyć od siebie ludzi. Spodziewałem się, że poznam wiele nowych osób albo przynajmniej będę przebywał wśród nich. Tristan zaprosił Faith, więc byłem przygotowany na znalezienie sobie towarzystwa.

Zabrałem się z nim o dziewiętnastej, Luke jechał swoim samochodem. Holden mieszkał w bogatszej dzielnicy po drugiej stronie miasta. Jego rodzice mieli własną kancelarię prawną. Sam chłopak nie należał do najmądrzejszych, ale miał gwarantowane stypendium sportowe. Zresztą rodzice i tak zapłaciliby mu za najlepszy collage.

- Luke zawsze lubił szukać ci dziewczyn - powiedział Tris z uśmiechem, zatrzymując się na światłach. Jechaliśmy pod dom Fatih. - Myślisz, że teraz będzie tak robił z chłopakami?

Zaśmiałem się krótko, bo było to bardzo prawdopodobne.

- Oby tylko nie odwalał wielkiej szopki.

- Castingi.

- I ty się dziwisz, że bałem się mu mówić o Nicku.

Po samochodzie rozniósł się przyjemny śmiech chłopaka. Miał dzisiaj dobry humor.

- Będziesz pił? - zapytał.

- Nie wiem. Raczej niezbyt.

- Ja prowadzę, więc nie mogę.

Kiwnąłem głową i odwróciłem wzrok na szybę przed nami. Kątem oka widziałem, że Tristan mi się przygląda. Spojrzałem na niego. Miał zmrużone oczy.

- Wszystko okej? Wydajesz się blady.

- Wydaje ci się - odparłem. - Żółte światło.

Przycisnął pedał gazu, zapominając o moim wyglądzie. Poprawiłem pas wpijający mi się w szyję.

Faith ubrała ciemne jeansy i błękitną bluzkę hiszpankę, podkreślającą jej wystające obojczyki i szczupłe ramiona. Była ładna i jednocześnie bardzo mądra, podobnie jak Tristan.

- Hejka! - przywitała się.

Przesiadłem się na tylne siedzenie, ustępując jej miejsca obok swojego chłopaka. Wsiadła z szerokim uśmiechem do samochodu, potrząsając pofalowanymi włosami. Dała Tristanowi buziaka nad skrzynią biegów.

- Pofalowałaś włosy? - zapytałem, bo naturalnie miała je proste. - Wyglądają inaczej.

- Tak! - Odwróciła się i spojrzała na mnie błyszczącymi oczami. - Tris by pewnie tego nie zauważył. Typowy facet.

- Ejj - odezwał się brunet. - Nie jestem ślepy.

- Tylko trochę - droczyła się z nim Faith, zapinając pasy. - Prawda, Charlie?

- Nie buntuj go przeciwko mnie - obruszył się Tristan.

Zaśmiałem się i kazałem mu już jechać. Impreza nie zaczeka na trójkę powolnych dzieciaków. 

Nie znałem Holdena zbyt dobrze, ale to nie było ważne, i tak wpuściliby nas na imprezę. Mieszkał w dużym, białym domu z szeroką werandą i przystrzyżoną roślinnością wokół. Przez temperaturę więcej osób znajdowało się w środku, niż w ogrodzie. Muzykę było słuchać na całej ulicy.

Tristan zaparkował w ślepej uliczce i popatrzył na mnie przez ramię.

- Gotowy?

- Jasne - odpowiedziałem z uśmiechem. - Brzmi głośno, czyli zajebiście.

- Nie ogłuchniemy? - zapytała Faith. Sam nie wiem czy żartobliwie, czy poważnie.

- Mówiłaś, że i tak już jestem głuchy, więc nic mi nie szkodzi. Chodźcie.

Trzasnąłem drzwiami, na co Tris spiorunował mnie wzrokiem. Uniosłem ręce w przepraszającym geście i podążyłem z Faith za nim.

Przyszli najróżniejsi ludzie ze szkoły i nie tylko. W dużym salonie dostrzegłem jedną, wielką tańczącą masę, a w innych pomieszczeniach ludzie podzielili się na pomniejsze grupki. Zatrzymaliśmy się w kuchni, by napisać wiadomość do Luke'a.

Rozejrzałem się po blacie za czymś do picia. Wszędzie stały czerwone kubeczki z piwem.

- Czego szukasz? - zapytała mnie Faith. - Dzisiaj nie pijesz?

- Nie mam ochoty, wolałbym znaleźć colę czy coś w tym stylu.

- Ja też. Zapytajmy kogoś.

Zaczepiłem mijającego nas chłopaka. Powiedział, że zimne napoje zniknęły już z lodówki, ale powinniśmy coś znaleźć w szafce pod zlewem.

- Sok pomarańczowy - zawołała Faith z zadowoleniem, wyciągając jedyny karton.

- Polewaj - zaśmiałem się, podstawiając jej kubeczek.

Nalała też soku Tristanowi i czekała, aż odklei się od telefonu.

- Luke jest za domem, zaraz przyjdzie - powiedział w końcu.

Przyszedł dopiero po dziesięciu minutach. Byliśmy trochę zirytowani. Także źli na siebie, że bez sensu na niego czekaliśmy w jednym miejscu. Ale poczułem jakąś ulgę, że był trzeźwy.

- Poznałem fajną dziewczynę - wyjaśnił i przeprosił. - Powinniście się cieszyć, że zostawiłem ją na rzecz najlepszych przyjaciół.

- I tak pewnie zaraz zobaczymy was razem - prychnąłem, wywracając oczami. - A ja zostanę sam, bo Tris ma Faith.

- Jest tu milion ludzi, stary. - Klepnął mnie w ramię. - Wbijamy na parkiet? W mig kogoś znajdziesz.

Zgodziliśmy się i weszliśmy do salonu, gdzie już nikt nikogo nie słyszał. Na nic zdawały się krzyki. Obok DJ-a stał gospodarz domówki z piwem w ręku i swoją dziewczyną u boku.

Luke miał rację, bo niedługo później dołączyła do nas jakaś blondynka i to mnie wybrała na swojego partnera do tańca. Nie byłem najlepszym tancerzem, ale potrafiłem bawić się bez alkoholu. Nie myślałem o tym, jak wyglądają moje ruchy, wolałem skupić się na atrakcyjnej dziewczynie.

Widać było, że już trochę wypiła i chciała się całować. Odsunąłem się od niej, przez co popatrzyła na mnie z niezrozumieniem. Próbowałem przekrzyczeć klubowy remix i zapytać ją chociażby o imię, ale mnie nie słyszała. Odpuściłem.

Luke złapał mnie nagle za ramię i wskazał palcem wyjście do holu. Uśmiechnąłem się do nastolatki i wyszedłem z przyjacielem, zostawiając Tristana z Faith samych.

- Nie powinniśmy wziąć ich ze sobą? - zapytałem.

- Widzieli, że wychodzimy. Mają telefony, znajdziemy się na spokojnie.

- A gdzie idziemy?

- Do ogrodu po moją nową koleżankę - odpowiedział z westchnieniem. - Obiecałem jej. Zresztą, tak marudziłeś, a szybko cię jakaś wyrwała, a ja zostałem sam.

- Nie moja wina. Mogłeś tańczyć ze mną.

Zmierzył mnie wzrokiem.

- Nie podrywam cię, luz - zaśmiałem się, ale przestałem, gdy Luke się nagle zatrzymał. Spojrzałem przed siebie ciekawy, co takiego nie pozwoliło nam dojść do szklanych drzwi tarasowych.

Wstrzymałem powietrze.

Gdyby ktoś kazał mi w sekundę wymienić mój najlepszy i najgorszy dzień w życiu, zrobiłbym to bez zawahania. Luke też by potrafił. Ale jego znienawidzony dzień różni się od mojego, mimo że spędziliśmy go razem.

Za to idealnie pokrywa się z odpowiedzią Zacka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top