3.
Brooke nie wróciła na piątą lekcję. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Przypuszczałem, że urwała się do domu. Też bym pewnie tak zrobił. Po małym załamaniu nie myśli się o nauce. Całe twoje ciało chce po prostu uciec.
Tristan i Luke widzieli mój występ na stołówce. Plotkowało o nim sporo uczniów, co puszczałem mimo uszu. Byłem z siebie zadowolony, bo nie należałem do osób, które udają, że nie widzą, gdy komuś dzieje się krzywda. Zbyt mocno gryzłoby mnie potem sumienie.
- Może teraz cię polubi - powiedział mi Tristan podczas powrotu ze szkoły. - Dobrze się zachowałeś.
- Dzięki - odpowiedziałem z uśmiechem.
Całą drogę ograniczałem się do krótkich odpowiedzi. Jakoś nie miałem ochoty rozmawiać. Przyjaciel na pewno to zauważył, ale tego nie komentował.
- Nie wiedziałem, że jesteś taki odważny - zaśmiał się. - Bałem się, że tamten ci przyłoży. Łapy miał większe od ciebie.
- Bo ja nie mam łap.
- Nie przesadzaj.
Zatrzymał się na czerwonym świetle i położył dłonie na kolanach. Jego wzrok powędrował na moją twarz.
- Nasza szkoła jest wyczulona na bójki - wróciłem do tematu. - Tylko by sobie narobił problemów.
- Może pora też stanąć twarzą w twarz z Val? - zapytał, unosząc jedną brew. - Jak myślisz?
Spojrzałem w bok, irytując się na sam dźwięk jej imienia.
- Wiem, Tristan, zrobię coś w końcu.
- To dobrze, wciąż dziwi mnie, że dajesz się tej idiotce.
- Jedź - powiedziałem przez zęby, gdy światło zmieniło się na zielone.
Wyczuł mój nastrój. Nie był głupi, a ja zbyt łatwo dawałem wytrącić się z równowagi.
- No sorry, ale taka jest prawda.
- Zamknij się, Tristan, bo nie wiesz o wszystkim. Tak naprawdę nie masz cholernego pojęcia, co siedzi w mojej głowie.
Patrzył stale na drogę przed nami. Odwiózł mnie w ciszy pod dom. Rzucił "cześć", gdy zamykałem drzwi, ale nie zdążyłem odpowiedzieć. Spojrzałem mu jedynie z poważną miną w oczy i odwróciłem się. Zły na... Tak naprawdę zły na siebie.
Najczęściej wyciągałem gitarę, by się zrelaksować, wyrzucić z siebie emocje i niewypowiedziane słowa. Nie miałem super głosu, więc najczęściej grałem bez śpiewania. Zdarzało się napisać teksty piosenek, ale nigdy nie wydawały mi się wystarczająco dobre. To była moja znacząca wada. Nigdy nie czułem się wystarczająco dobry.
Mia bez pukania weszła do pokoju i usiadła na moim łóżku. Spojrzałem na nią pytająco, zdejmując palce z gryfu gitary.
- Puka się - mruknąłem, bo z reguły to robiła.
- Nie jesteś goły.
- Ale mógłbym.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale jej oczy pozostały smutne. Coś się stało. I przyszła z tym do mnie, a nie do mamy.
- Jest taki jeden chłopak...
Ożywiłem się. Usiadłem bardziej prosto i skupiłem na niej całą swoją uwagę. Wcześniej w jej życiu nie pojawiali się żadni chłopcy oprócz kolegów z klasy. Nie byłem jeszcze gotowy na ten moment!
- Kto to? Znam go? Mam nadzieję, że jest grzecznym chłopakiem. Jaką ma średnią? - postawiłem ją w ogniu pytań.
- Charlie... - Spuściła zrezygnowana głowę. - Posłuchaj mnie chwilę bez gadania, okej?
- Okej, śmiało.
- No to... - westchnęła i wbiła wzrok w swoje paznokcie. - Poznałam go jakieś dwa tygodnie temu. Jest z mojego rocznika. Całkiem ładny z twarzy. Praktycznie od razu mi się spodobał - powiedziała nieśmiało i popatrzyła na mnie, sprawdzając moją reakcję. - Lucy poznała nas ze sobą. Ona sama go zna, bo jego kuzynka chodzi z nią na zajęcia z malarstwa. Wydawał się na prawdę w porządku, gra w kosza. Nazywa się Dallas.
- Wydawał się?
- Mhm, bo już go nie lubię.
- Nie lubisz? - upewniłem się zdezorientowany. - Już ci się nie podoba?
- Sama nie wiem, nadal uważam, że jest przystojny, ale skreśliło go jego zachowanie.
- Co ci zrobił - nie zabrzmiało to jak pytanie. Byłem już gotowy wyjść z domu i przerzucić młodego przez metalową obręcz jak piłkę.
- W sumie nic takiego. Powiedział raz, że mam odstające uszy. Potem podłapał to jego kolega i zaczęli mi to wytykać częściej. Hmm... wytykać brzmi delikatnie, prawda? - prychnęła. - Zaczęli mnie tym dręczyć i tworzyć przezwiska.
- Pokażesz mi go?
- Dallasa? - Zmarszczyła czoło. - Po co?
- Muszę wiedzieć, komu spuścić wpierdol.
Mia się zaśmiała.
- Bądź poważny, Charlie.
- Jestem poważny - zapewniłem. Odłożyłem gitarę na bok i usiadłem obok niej na materacu. - Nie masz odstających uszu.
- Mam.
- Nigdy nic takiego nie mówiłaś. Nie miałaś kompleksu z tego powodu, prawda?
Poprawiła włosy, by zasłonić uszy.
- Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.
- Mia, jesteś śliczna. Ten dureń nie ma prawa sprawiać ci przykrości.
- Ale przyznaj, że lekko odstają.
- Może trochę, ale jestem pewien, że ludzie tego nie zauważają. Nikt nie zwraca na to uwagi.
- On zwrócił.
- I za to go złapię. Coś mu powiedziałaś? - zapytałem z nadzieją, że śmiała się z tego lub była stanowcza i odechciało im się dręczyć piętnastolatkę.
- Nie odważyłam się - przyznała ze wstydem. - Nie wiedziałam, co zrobić, bo trochę mnie to zabolało.
- Popatrz na mnie - szepnąłem, łapiąc ją za ramiona. - Nie mówię tego dlatego, że jestem twoim bratem, naprawdę uważam, że jesteś bardzo ładną dziewczyną. Odziedziczyłaś duże brązowe oczy po mamie, które pod światło mienią się jak złoto. A najbardziej w tobie podobają mi się twoje usta i pewnie nie tylko ja tak uważam. Nie daj sobie wmówić jakiemuś dzieciakowi, że jest inaczej. Chodź pewnie z uniesioną głową. Nie pokazuj, że masz wady, a inni w to uwierzą.
- Czyli jednak mam wady? - spytała z uśmiechem. Mógł on oznaczać podpuszczanie mnie lub zrobiło jej się miło po usłyszeniu komplementów.
- Jakieś na pewno - zaśmiałem się i poczochrałem ją po włosach. - Jesteś moją młodszą, nieznośną siostrą, nie mogę być całe życie dla ciebie miły!
Nagle mnie przytuliła. Nie robiła tego często. Była trochę nietykalna. Z reguły to ja ją łapałem, nie zważając na jej odpychanie mnie.
- Dziękuję - westchnęła, jakby z ulgą.
- Kocham twoje uszy.
- Skończ już.
- Naprawdę. Nigdy nie widziałem lepszych uszu.
Wstała ze spojrzeniem mówiącym "Charlie, głupku" i założyła opadający na twarz kosmyk włosów za prawe uchu. Tak jak zawsze.
- To co, poradzisz sobie z nim czy mam interweniować? - zapytałem, gdy złapała za klamkę.
- Nie rób nic.
- Daj jutro znać po szkole, jak się sprawy potoczyły.
- Dobra.
Wyszła z mojego pokoju, a ja położyłem się na plecach. Nad moim łóżkiem był skos z przyklejonymi do niego zdjęciami.
Istnieje coś takiego jak prawo brata. Ja mogę gadać, że moja siostra jest taka i taka, ale inni niech sobie na za dużo nie pozwalają w mojej obecności, bo nie zostawię tego bez komentarza. Bo w końcu to moja rodzona siostra. Nie zostawię również w spokoju takiego Dallasa od siedmiu boleści.
***
Spodziewałem się, że Brooke nie przyjdzie do szkoły, ale albo nie chciała mieć zaległości, albo rodzice wypchnęli ją na siłę z domu. Zobaczyłem ją dopiero na 3 lekcji - historii Ameryki. Wyglądała tak jak wcześniej. Nie miała zaszklonych czy podkrążonych oczu. Udawała, jakby nic się nie stało, chociaż wszyscy znali prawdę. Nie potrafiła zamaskować prawdziwych emocji, chociaż pewnie bardzo się starała.
Znałem ludzi, którzy woleli wyrzucić wszystko z siebie, wypłakać się przy przyjaciołach lub rodzinie, ponieważ działało to na nich oczyszczająco. Była jeszcze druga grupa tych, którzy chowali wszystko w sobie, mając nadzieję, że to zniknie, fałszywie zapewniając, że ich to nie zniszczy.
Między mną a Tristanem od początku dnia dało się wyczuć napięcie. To on jako pierwszy postanowił je przerwać. Często tak było, że to on chował dumę do kieszeni i wyciągał rękę na zgodę.
- Przepraszam za wczoraj.
- To ja przepraszam - westchnąłem, idąc obok niego na stołówkę. On tak naprawdę nie powinien czuć się winny. - Naskoczyłem na ciebie.
- Może i dobrze. I tak zrobisz, co będziesz chciał. Myślałem, że wiemy o sobie wszystko, ale najwyraźniej się myliłem.
Trochę mnie to ukłuło. Głównie dlatego, że miał rację.
- Wszyscy mają swoje tajemnice.
- Nawet Charlie Otwarta Księga? - zdziwił się.
- Nie rozumiem problemu, bo sam nie zawsze mi o wszystkim mówisz i dowiaduję się z trzeciej ręki.
- Bo taki jestem. - Rozłożył ręce, a ton jego głosu brzmiał jak starszego brata, który musi tłumaczyć dzieciakowi oczywistość. - Myślałem, że zdążyłeś się przyzwyczaić. Ty za to zawsze gadałeś aż za dużo, czułem się przez to godny zaufania. Nie pomyślałbym, że sprawa Valerie ma jakieś drugie dno.
- Obiecałem, Tristan.
- Co obiecałeś?
- Że nikomu nie powiem.
Patrzył na mnie chwilę, a potem pokiwał głową i wziął do ręki czerwoną tackę. Nie obraził się czy coś, pogodziliśmy się. Po prostu jak zwykle udał, że nie było tematu.
Doszedł do nas Luke i razem usiedliśmy przy stole. Musiałem się powstrzymać, by nie oblizać się na widok lasagny. Byłem strasznie głodny po trudnych lekcjach. Chociaż kogo ja próbuję oszukać? Zawsze mam ochotę na jedzenie. Mimo że tego po mnie nie widać.
Mój drugi przyjaciel czuł się dzisiaj o wiele lepiej. Natura nie pozwalała mu, żeby minione wydarzenia znacząco wpłynęły na jego humor. Nakładał uśmiechniętą maskę nawet wtedy, gdy coś go trapiło. Taki już był. Nie zawsze szczery, nie zawsze wystarczająco silny, by zmierzyć się z rzeczywistością. Na początku naszej znajomości tego nie zauważałem. Sprawiał wrażenie osoby bez żadnych zmartwień i słabości.
Bo wiecie... Twarzy na świecie jest dwa razy więcej niż ludzi.
Nie miałem co liczyć, że ostatnie dwie lekcje miną szybko i przyjemnie. Niby tylko język angielski, ale w liceum i to na rozszerzeniu... był koszmarem. Nie przesadzam. Czasem wolałem być umysłem ścisłym i podkładać wszystko do wzoru, niż czytać tonę lektur i pisać interpretacje wierszy, kiedy to za Chiny nie wiedziałem, co ich autor miał na myśli.
Usiadłem w swojej ławce i z kwaśną miną wyciągnąłem z plecaka ciężki podręcznik. Podniosłem szybko wzrok, gdy zauważyłem, że ktoś do mnie podchodzi. Z zaskoczeniem ujrzałem przed sobą Brooke w granatowym swetrze i czarnych jeansach.
- Cześć - przywitałem się z miłym uśmiechem. - Co tam?
- Hej. - Nie odwzajemniła uśmiechu, ale nie okazywała też braku sympatii. - Mam do ciebie prośbę. Nie chciałbyś dać mi wczorajszych notatek?
- Jasne! - Złapałem za plecak, ale po chwili dodałem, mając ochotę walnąć się w czoło: - Mam wszystko w szafce.
- Okej, potrzebuję tylko tego jednego tematu z historii Ameryki. Bo szóstą lekcją był W-F, prawda?
- Tak, jeśli podejdziesz ze mną po lekcji do szafki, to ci dam.
- Spoko, dzięki.
Odprowadziłem ją wzrokiem do swojej ławki i oparłem się łokciami na blacie. No proszę. Małymi kroczkami.
Poczekała na mnie, aż spakuję swoje rzeczy i wywlokę się z klasy na korytarz. Czemu ta kobieta była taka szybka?! Pewnie nie miała ochoty za długo ze mną chodzić i stać, więc przyspieszyłem, by jak najszybciej wyciągnąć dla niej zeszyt. Praktycznie się nie odzywała, ja tylko gadałem o tym, że ma szczęście, że notuję, bo dużo chłopaków tego nie robi.
Widziałem, że objęła wzrokiem wewnętrzną stronę drzwiczek mojej szafki i wnętrze, szukając chyba chociaż jednej małej dekoracji.
- Wiem, że nie ma duszy.
- Hm?
- Szafka. Nie mam na nią pomysłu. Nie chce mi się.
Kiwnęła ze zrozumieniem głową, a ja podałem jej czarny zeszyt ze zrobioną przeze mnie własnoręcznie okładką. Chyba jej to zaimponowało.
- Ładny - powiedziała z uśmiechem.
Uśmiechem?
- Dzięki. Jeśli jeszcze byś czegoś potrzebowała, to daj znać.
- Dobrze, dziękuję, Charlie. Oddam ci go jutro.
- Jutro nie mamy historii, więc gdybyś zapomniała, to nic nie szkodzi.
Ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły i spojrzała na mnie przez ramię, jakby oczekiwała, że za nią pójdę. Oczywiście to zrobiłem.
- Czemu nie wzięłaś notatek od którejś z dziewczyn? - zadałem pytanie, które cisnęło mi się na język od kiedy odeszła od mojej ławki. - Na pewno je lepiej prowadzą i mają przejrzystsze pismo.
Przekartkowała mój zeszyt i odpowiedziała, wzruszając ramionami:
- Doczytam się. - Jej zachowanie było nawet żartobliwe. Nawet wyraz jej twarzy się zmienił. - Nie wiem, czy zauważyłeś, ale póki co trzymam jedynie z Zoey, a ona nie chodzi z nami na te zajęcia.
- A Valerie?
Brooke prychnęła.
- Widziałam, że praktycznie nie robi notatek. Zresztą nie polubiłam jej jakoś bardzo. Nie mów jej tego, ale wolę, żeby była szczerze wredna niż miła na siłę.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Otworzyłem dziewczynie czerwone, dwuskrzydłowe drzwi i wyszliśmy na dziedziniec.
- Charlie!
Odwróciłem się, by zlokalizować źródło krzyku. Luke szedł szybkim krokiem w moją stronę, a za nim z Faith podążał Tristan.
- Okej, to dziękuję jeszcze raz i do jutra - szybko pożegnała się Brooke z lekkim uśmiechem i zniknęła.
Wcale nie chciałem, żeby już odchodziła. Spojrzałem oskarżycielsko na chłopaków, chociaż nie byli niczemu winni. To ja wyszedłem bez nich ze szkoły.
Faith dała Tristanowi buziaka i wsiadła do samochodu swojej przyjaciółki. On położył dłoń na moim ramieniu, ciągnąc mnie w stronę parkingu.
- Czego znowu od niej chciałeś? - zapytał Luke ze śmiechem.
- A kto powiedział, że ja od niej? - Udałem, że uderzam go z pięści w brzuch. - Pożyczyła ode mnie zeszyt z histy.
- Naprawdę? - Na twarzy Tristana malowało się zdziwienie. - Może jednak coś z tego będzie.
- Co masz na myśli? - zapytałem podejrzliwie.
- Nic takiego, coś cię do niej mocno ciągnie, więc fajnie, że ona się w końcu do ciebie przekonała.
- Kto by się nie oparł mojemu urokowi osobistemu?
Luke podniósł rękę.
***
Powiedziałem sobie, że pogadam z Val w piątek, by nie musieć jej zobaczyć następnego dnia, jeśli rozmowa średnio się potoczy. A jeśli sobie dużo wyjaśnimy, będziemy mieli cały weekend na przemyślenia. Miałem nadzieję, że nie stchórzę.
Leżąc z telefonem na łóżku, zacząłem oglądać po kolei wszystkie zdjęcia wiszące nad moim łóżkiem. Zdziwiłem się, że było tam również zdjęcie z halloween, które spędziłem z Valerie. Nie byłem nawet tego świadomy, że codziennie pod nim zasypiałem, że go nigdy nie zerwałem ze ściany. Postanowiłem zadecydować o tym jutro. Losy zdjęcia leżą w rękach dziewczyny. A dokładnie w jej jutrzejszych wyjaśnieniach.
Rzucałem psu zabawkę, a on nurał za nią w śniegu. W przeciwieństwie do mnie uwielbiał zimę. Tarzał się w białym puchu, prychał pod nim nosem, a jak Mia była młodsza, próbował robić za renifera i ciągnąć ją na sankach.
- Aport!
Patrzenie na zabawy Toby'ego sprawiało mi przyjemność. Spacery z nim też dobrze mi robiły, bo mogłem wyjść na świeże powietrze i trochę pomyśleć w spokoju.
Kundel mnie wyminął i pobiegł z zabawką w zębach w stronę domu. Odwróciłem się i zobaczyłem wychodzącą do ogrodu Mię w szarej kurtce.
- Siema, młoda - przywitałem się i zgiąłem, by ulepić śnieżkę.
Pisnęła i rzuciła się na śnieg, by móc się czymś obronić.
- Charlie, nie!! Czekaj!
Krzykiem zwołała Toby'ego, który zaczął skakać wokół nas. Rzuciłem śnieżką i trafiłem ją w brzuch. Ona nie była mi dłużna, ale zrobiłem unik.
- Charlie!
- Co ja poradzę, że nie masz cela?
Pobiegła na mnie i chwyciła w pasie, by przewrócić mnie na ziemię. Niestety byłem większy i silniejszy i po chwili to ona leżała, a ja stałem nad nią z szerokim uśmiechem zwycięstwa. Pies próbował polizać ją po twarzy.
- Jak było w szkole? - zapytałem, kładąc się obok, by zrobić aniołka.
- Dobrze - odpowiedziała i zaczęła równo ze mną machać kończynami. - Toby! Zostaw mnie, głuptasie.
- A jak poszło z Dallasem Golasem?
Mia się zaśmiała, ale szybko jej twarz zastąpiło niezadowolenie.
- Starałam się być twarda i wredna, rozumiesz, żeby wzbudzić respekt.
- Udało się?
- Uznał to za słodkie i śmieszne. Potem powiedział, że od tych nerwów odlecę na uszach jak słoń Dumbo.
- Co za pajac... - wstałem i podałem Mii rękę. - Porzucajmy jeszcze Toby'emu, a potem zróbmy gorącą czekoladę, co ty na to?
- Uwielbiaaam.
- Wiem. - Zebrałem puch w ręce i puściłem go nad jej głową. Całą czerwoną czapkę pokrywały błyszczące śnieżynki. - Dla osoby trzeciej jego żarty wydają się niegroźne i nawet zabawne, ale rozumiem, co czujesz. Słuchanie tego dzień w dzień staje się irytujące, tym bardziej, że przez niego w ogóle zaczęłaś zwracać uwagę na swoje uszy. Gdyby za pierwszym razem zamknął gębę, pewnie nigdy byś nic na ten temat nie mówiła.
- Masz rację - przyznała, a w jej oczach dostrzegłem wdzięczność. - Nie chcę, żeby dalej tak gadał i wciągał w to swoich kolegów. Albo żeby podłapała to moja klasa.
- Dlatego jutro wybiorę się z nim na randkę.
- Co chcesz mu zrobić? - zaniepokoiła się.
- Jeszcze nie wiem.
- Nie chcę, żebyś miał problemy.
- Oj tam, problemy, powiem mu parę słów i tyle. Nie odważy się nikomu naskarżyć.
Kiedy Toby'emu znudziło się aportowanie, a nam zrobiło się zimno, wróciliśmy do środka i zajęliśmy kuchnię.
Lubiłem, gdy młoda patrzyła na mnie w ten sposób. Jakbym był dla niej najważniejszy.
A później przychodziły noce, a razem z nimi negatywne myśli, łzy, przekleństwa cisnące się na usta, krzyki stłumione przez poduszkę, puste spojrzenia i godziny spędzone na bezsenności. Ludzie przebierali się w wygodne ciuchy, ściągali maski, nie patrzyli na innych, byli w końcu sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top