2.
Najczęściej spotykaliśmy się z Tristanem u mnie lub u niego w domu, bo byliśmy leniami i lubiliśmy grać na konsoli. Dzisiaj postanowiliśmy przejść się na dwór, jako że nie było aż tak zimno. Niedaleko naszego osiedla znajdowała się siłownia na świeżym powietrzu.
Rozmawialiśmy jak zwykle o głupotach. Czasem zarzuciłem temat Faith, ale Tris rzadko lubił się zwierzać. To ja więcej gadałem. Ufałem mu, bo był moim najlepszym przyjacielem i wiedziałem, że emocje i pytania chowane głęboko w sobie mnie rozsadzą.
Byłem przy nim spokojniejszy niż przy Luke'u. Blondyn emanował radością z życia, głośno mówił i zawsze był na chodzie. Tristan mnie stopował. Imponowała mi też jego inteligencja, bo z naszej trójki miał na pewno najwyższą średnią. Ale w codziennych rozmowach i jego zachowaniu również było to widać.
Jego brązowe włosy do linii szczęki targał wiatr, ale już nie wypominałem mu braku czapki, bo sam nie wziąłem z domu swojej. Po południu niebo się rozchmurzyło, a na nasze jasne twarze padały słoneczne promienie.
Chłopak od razu zajął drążki do podciągania się. Zawisnąłem obok niego do góry nogami, krzycząc hasła: "dajesz!", "jeszcze trochę!" albo "za dziesięć dam ci buziaka!".
- Charlie, nie pajacuj.
Zrobiłem fikołka i zeskoczyłem na ziemię. Rozejrzałem się po siłowni i postanowiłem zaatakować orbitrek.
Nie zamierzaliśmy ćwiczyć tu długo, bo mieliśmy na sobie zimowe kurtki. Przyszliśmy bardziej się powygłupiać. Kiedy wykonywaliśmy luźniejsze ćwiczenia, mogliśmy nadal rozmawiać.
- Mam ochotę na domówkę, wiesz? - zamruczałem, opierając się o tył jego maszyny.
- Wiem - odpowiedział Tristan, nie odwracając głowy. - Zawsze masz na nie ochotę.
- Bo lubię się bawić i tańczyć.
- Fajnie, gdybyś jeszcze umiał.
Zaśmiałem się i spojrzałem w bok na mijające nas dziewczyny.
- Brooke mnie nienawidzi.
- Hm?
Usiadłem obok niego, odgarniając grzywkę z czoła. Patrzyłem przed siebie, zapominając o blondynkach, które nam się przypatrywały.
- Zwaliłem znajomość na starcie i nie wiem co z tym zrobię.
- A czemu ci na tym zależy? - zapytał z niezrozumieniem.
- Nie wiem, Tris, lubię, kiedy ludzie mnie lubią.
- Nie każdy musi cię lubić, stary.
- Nic jej przecież nie zrobiłem, starałem się być miły. Ona wydaje się w porządku, dlatego chciałem się poznać i ją zaklimatyzować w nowej szkole.
Brunet wstał i klepnął mnie w udo.
- Chodź, wracamy. Myślę, że nie ma co się nad tym zastanawiać. Czas pokaże. - Zrobił pauzę i spojrzał mi w oczy. - Może okazać się jak Val, to nie osoba, z którą chciałbyś się zadawać.
Ugryzłem się w język, nie chcąc wrednie odpowiedź, że to nie jego interes z kim się koleguję i niech nie ocenia pochopnie innych.
- Dobra, chodźmy. Mama zaprosiła cię na obiad.
- Uwielbiam obiady twojej mamy - odpowiedział z uśmiechem.
Szliśmy obok siebie prostą ulicą, zastanawiając się, kto może w najbliższym czasie organizować imprezę. Słuchałem go z uwagą, jak to miałem z zwyczaju, patrząc w oczy. Miał ciemnoniebieskie tęczówki, wręcz granatowe. Całkiem inne od moich jasnych.
- Czasem patrzysz na mnie gejowskim wzrokiem - powiedział nagle.
Prychnąłem w odpowiedzi.
Otworzył ponownie usta, ale mu przerwałem:
- Zamknij się, przyjacielu, i przebieraj szybciej nogami.
***
Usiedliśmy z moimi rodzicami i Mią przy stole w jadalni. Na talerzach znajdował się wegetariański obiad, bo tata i młoda nie jedli mięsa.
- Gdzie byliście? - zapytała Mia, nabierając makaron na widelec.
- Na siłowni na dworze - odpowiedział jej Tristan miłym głosem. Traktował ją jak młodszą siostrę. Ja podobnie miałem z jego bratem. - A ty co porabiałaś?
- Odrabiałam lekcje i uczyłam się na sprawdzian z fizyki.
- Potrzebujesz pomocy? - zapytał, wiedząc, że jestem słaby z przedmiotów ścisłych i rzadko udzielam jej korepetycji.
- Raczej nie, dzięki. Najwyżej dam ci znać, bo sprawdzian jest pojutrze.
- Mógłbyś tak jak Mia uczyć się kilka dni przed, Charlie, a nie wieczór przed - włączyła się do rozmowy moja mama.
Spojrzałem na mojego tatę, który nigdy nie był prymusem, ale zdawał.
- Nie mam złych ocen, więc mój system nauki nie zawodzi.
- Ma rację - powiedział tata. - I szybko mu wchodzi nauka. Nie ma co siedzieć całymi dniami nad książkami.
- Adam? - w głosie mamy dało się słyszeć zaskoczenie i reprymendę. - Czy ty siebie słyszysz? Jaki przykład dajesz dziecku?
Tata uśmiechnął się pod nosem.
- Może i szybko się uczy, ale wybiórczo - dopowiedziała mama.
- Też tak mam - wsparła mnie Mia. - Po prostu nie wszystko jest interesujące.
- Nawet ty przeciwko mnie? - Mama udała zszokowaną.
- Ja powiem, jeśli można, że Charlie nie wykorzystuje w pełni swoich możliwości.
- Tristan! - Prawie się oplułem. - I ty śmiesz nazywać się moim przyjacielem?
Na moich oczach przybił piątkę z moją rodzicielką i wrócił do jedzenia.
- Jakie niby Charlie ma możliwości...? - burknęła Mia.
Poczochrałem ją w odpowiedzi po włosach, na co krzyknęła. Widzicie? Często to ona zaczynała się droczyć.
Po skończonym posiłku Tristan podziękował mojej mamie za pyszną carbonarę. Poszliśmy na piętro do mojego pokoju. Chłopak jak zwykle rzucił się na szarą pufę, leżącą pod oknem.
- Włączaj konsolę - polecił, wyciągając telefon z kieszeni.
- A gdzie ostatnio schowałeś pady?
- Do szafki.
Włączyłem xboxa i ukucnąłem przed szufladą pod telewizorem. Tristan w tym czasie ze skupieniem patrzył na mały ekran. Spod kabli wyciągnąłem moje zguby.
- Co tam masz ciekawego? - zapytałem, siadając na łóżku.
- Zaprosiłem Brooke do znajomych.
- Pewnie zaakceptuje. Ja się nie odważyłem.
- Ta? - odpowiedział pytająco, nie skupiając się chyba na moich słowach.
- Kiedyś to zrobię.
- Przeglądałeś jej tablicę?
- Tablicę? - Zajrzałem mu przez ramię. - A co tam jest?
- Patrz, stary. Cała wysmarowana.
Wziąłem jego telefon do ręki i zacząłem scrollować jej profil na Facebooku. Moim oczom ukazało się mnóstwo postów, których ona sama nie wstawiła. Ich autorami byli głównie chłopcy, ale również dziewczyny, wyzywający i wyśmiewający Brooke. Pod każdym znalazłem choć jeden komentarz.
Wszedłem w jej galerię. Nie miała żadnych zdjęć, nawet profilowego. Czy tam też jej znajomi siali hejt, dlatego wszystko usunęła? A może zawsze jej galeria była pusta?
- Dlaczego tego nie pousuwa?
- Może to nie był sposób i dodawali kolejne - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Wystarczy zablokować możliwość dodawania postów na jej tablicy.
- Nie wiemy, co siedzi w jej głowie, Charlie. Na moje oko dawno nie wchodziła na swój profil.
Przeczesałem palcami włosy, wciąż czytając po kolei posty. Ludzi nie zrażał fakt, że nie byli anonimowi. Żywili jawną nienawiść do nastolatki, obrażali podpisani pod tym własnym nazwiskiem.
- Nadal uważasz, że jest taka grzeczna i niewinna? - zapytał.
Popatrzyłem na niego spod ściągniętych brwi.
- Naprawdę nie pomyśleliście z Lukiem nawet przez chwilę, że to może być nieprawda? Że miała beznadziejnych znajomych, którzy zrobili jej taką opinię? - Wskazałem na ekran telefonu. - A nawet jeśli byłaby łatwa, to to żaden powód, by ją wszędzie szkalować.
- No dobra, sorry, masz rację - odpowiedział uspokajająco i wstał z pufy.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na nazwiska hejterów i odłożyłem iPhone'a na bok. Tristan po chwili usiadł obok mnie, klepiąc w udo, i podał czarnego pada.
- Gramy - powiedział.
Pozwoliłem mu wybrać grę, a sam oparłem się o ścianę. Patrzyłem na tył jego głowy, na brązowe, falujące od wilgoci włosy.
Gdyby nie fakt, że Tristan był hetero i przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, pewnie już dawno bylibyśmy razem.
***
Następnego dnia w szkole starałem się nie wchodzić Brooke w drogę. Mieliśmy wspólnych aż pięć lekcji. Jedynie drugi język miała inny, ja z chłopakami wybrałem hiszpański.
Na lunchu znów siedziała z Zoey. Cieszyło mnie, że się polubiły, że nie wybrała dziewczyn pokroju Valerie. Mogłoby się wydawać, że z nimi polepszy sobie opinię, ale tak naprawdę pociągnęłyby ją na dno, gdyby tylko tego chciały.
Po szkole uczyłem się na sprawdzian z biologii. Tristan poszedł do Faith, bo farciarz rozszerzał przedmioty ścisłe, które bardzo dobrze ogarniał. Ja lubiłem biologię, ale tak naprawdę polegała na kuciu, kuciu i jeszcze raz kuciu.
Wieczorem usiadłem przed telewizorem z rodzicami, którzy oglądali mecz. Mama już przy obiedzie wypytywała mnie o miniony dzień w szkole. Wyciągnęła ze mnie informację o nowej uczennicy.
Starała się dużo ze mną rozmawiać. Znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Myślę, że jej głównym celem było to, by jej dzieci były szczęśliwe. Pytała mnie o problemy, ufała, wspierała, nie ważne co bym przeskrobał. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszej mamy.
Spojrzałem na ręce taty, które pokrywały stare blizny. Jemu tej mamy zabrakło.
***
Tym razem to nie Tristan czekał na mnie przed domem, tylko ja stałem oparty o jego samochód.
Uniosłem lewą brew, gdy wygramolił się z domu. Zbiegł prędko po schodkach z plecakiem w ręce i rzucił mi jabłko.
- To na przeprosiny? - zapytałem, biorąc gryza i wsiadając do hondy.
- Nie, po prostu jestem dobrym przyjacielem i cię karmię. Nie zapominaj, że to ty ciągle się wszędzie spóźniasz.
- Mama ci kazała? - zapytałem, podrzucając jabłko.
- Ta. Zapnij pasy.
Pierwszą moją lekcją były zajęcia z psychologii, co zawsze wyśmiewał mój "dobry przyjaciel". Sam szedł teraz na fizykę.
- Siema - przywitał się Luke, gdy znalazł nas przy szafkach.
- Hej - odpowiedziałem, przyglądając mu się uważnie. Jego twarzy nie rozświetlał promienny uśmiech. - Coś się stało?
Blondyn westchnął i oparł się plecami o ścianę.
- Patrz, jaki dobry, od razu zauważył - powiedział do niego Tris, szturchając mnie w ramię.
- Co jest, Luke.
Przymknął na chwilę powieki, po czym odwrócił się w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłem, że miał cienie pod oczami.
- Praktycznie dzisiaj nie spałem.
- Znowu masz problemy ze snem? - zapytałem z troską.
- Tak, nieważne, chodźmy.
- Zaczekaj. - Złapałem go za ramię. - To niezdrowe, powinieneś iść do lekarza.
- Dobrze wiesz, co nie daje mi spać, Charlie - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy, przez co przeszły mnie ciarki.
Klasa od psychologii różniła się tym od innych, że ławki były ustawione w prostokąt z pustym środkiem. Przez ten zabieg każdy widział większość twarzy uczniów. Biurko nauczycielki znajdowało się przy węższym brzegu.
Usiadłem w swojej ławce i wyciągnąłem na blat błękitny zeszyt. Spojrzałem na zegar, który informował o dziewiątej pięć. Jeszcze tyle czasu do końca...
Obok mnie były dwie ławki wolne, Brooke po wejściu do sali bez zastanowienia usiadła w tej dalszej, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Pani McTally rozpoczęła lekcję wprowadzeniem nas do tematu zaufania i rozczarowań. Później stanęła za swoim drewnianym biurkiem, zastawionym mnóstwem kubków z długopisami, herbatą, karteczkami i jednym dużym kubkiem z naszymi pytaniami, pomysłami i problemami, i powiedziała:
- A teraz dobierzcie się w pary!
Spojrzałem na Brooke, która widocznie się spięła. Szukała wzrokiem po klasie właściwej osoby. Nie pierwszy raz dobieraliśmy się w pary i wiedziałem, że większość uczniów miała już stałych partnerów do pracy. Oraz, że jej prawie nikt nie znał lub kojarzył z plotek, więc i tak nie zechce sam do niej podejść.
- Brooke?
Popatrzyła na mnie niechętnie.
- Będziemy pewnie tylko coś pisać na kartce, luz - powiedziałem z nutą obojętności.
Rozejrzała się jeszcze raz i zmieniła krzesło na to obok mnie. Położyła dłonie na swoich nogach.
Z reguły nie przejmowałem się opinią innych i tak dalej, ale zabolało mnie to, jak się zachowywała. Jakbym miał się zaraz na nią rzucić i zrobić jej krzywdę.
Emilie poinformowała nas, które zadanie z kart pracy mamy wykonać, a potem w jaki sposób rozwinąć temat na kartce przy wzajemnej pomocy. Nie musieliśmy wstawać od ławek, żadnych testów zaufania z łapaniem kolegi, ani razu jej nie dotknąłem.
- Masz książkę? - zapytałem, nie mogąc znaleźć swojej w plecaku. - Znajdźmy tam definicję.
Brooke przysunęła swoją bliżej i otworzyła na odpowiedniej stronie. Równym pismem przepisała definicję zaufania na naszą kartkę.
- Musimy napisać nasze pomysły na odbudowę zaufania - powiedziała cicho.
- Chcesz pisać? Masz ładniejsze pismo.
- Mogę.
Uśmiechnąłem się pod nosem, że zaczęła współpracować. Chyba zrozumiała, że musieliśmy to robić, by skończyć zadanie i nie wypaść słabo na tle klasy.
- Co proponujesz? - zapytałem, gryząc ołówek. - Według mnie podstawą jest szczerość.
- Zgadzam się - odpowiedziała, stawiając pierwszy punkt. - Ludzie sobie ufają, kiedy wszystko jest jasne, bez kłamstw.
- Ważna jest rozmowa.
Zaczekałem chwilę, aż wszystko zanotuje.
- Najpierw trzeba jeszcze przeprosić - powiedziała, patrząc mi przelotnie w oczy.
- Tak, przeprosić. I obiecać poprawę i się tego trzymać. Starać się, by nie popełnić tego samego błędu.
- Druga osoba musi wybaczyć, by było na nowo dobrze.
- I przestać myśleć, że druga osoba ma wobec niej złe intencje - dopowiedziałem. - Zamiast tego lepiej skupić się na pozytywach.
Brooke zapisywała słowo w słowo, co mówiłem, i dopisywała coś od siebie. Ostatnim naszym punktem było nieobwinianie się nawzajem. Po postawieniu kropki spojrzała mi już przez dwie sekundy w oczy.
Zdążyliśmy przeczytać nasze odpowiedzi na forum, nauczycielka nas pochwaliła, a minutę później zadzwonił dzwonek. Dziewczyna bez słowa spakowała plecak i wyszła na korytarz, zostawiając mnie z naszą kartką.
Na języku angielskim siedziała pomiędzy nami Amanda, więc nawet nie próbowałem jej zaczepiać. Między zadaniami rozmawiałem za to z przyjaciółmi. Luke efektywnie maskował zły humor. Był w tym naprawdę dobry.
W sumie podobnie jak ja.
Na lunchu wyłączył się na chwilę, przydługo wpatrując się w kurczaka. Później pochłonęła go rozmowa z Tristanem i z Walterem Jackinsem.
- Chwila, zapomniałem soku - powiedziałem, wstając od stołu. - Zaraz wracam.
Stanąłem w kolejce, zastanawiając się, jaki smak wybrać. Nigdy nie potrafiłem się zdecydować, czy wolę jabłkowy, czy pomarańczowy.
Zauważyłem Brooke wyrzucającą resztki jedzenia z tacki do kosza. Zastanowiło mnie, czemu tak szybko zjadła i wychodziła ze stołówki, skoro przerwa obiadowa niedawno się zaczęła. Potem zacząłem zastanawiać się nad jej negatywną opinią. Znałem dziewczyny, które miały dużo chłopaków na swojej liście, dawno przeżyły swój pierwszy raz i imprezowały co weekend, zostawiając na wszystkich ślady szminki.
Brooke, którą znałem, nie była jak one. Nie chodziła pewnie siebie korytarzem, nie ubierała się wyzywająco, nie malowała, nie dbała szczególnie o swój wygląd, nie kleiła się do płci przeciwnej. Nie potrafiłem znaleźć w niej żadnej cechy, która pokrywałaby się z plotkami.
Nagle wydarzyło się coś, przez co zapomniałem, że stoję w jakiejkolwiek kolejce. Coś we mnie pękło, gdy pewien trzecioklasista włożył dłoń do tylnej kieszeni jej spodni na moich oczach.
Wiecie, gdyby to był jej chłopak, gdyby go znała i nie miałaby nic przeciwko, nie zareagowałbym. Ale jej mina wskazywała na to, że jej emocje zaraz przejmą nad nią kontrolę. Nie wiedziałem, czy się popłacze, rzuci się na niego, wpadnie w atak paniki czy zacznie krzyczeć.
Zostałem wychowany w szacunku do innych ludzi, a w szczególności do kobiet. W dodatku miałem młodszą siostrę, o którą od najmłodszych lat musiałeś się troszczyć. Nie pojmowałem, jak ktoś mógł spaść do takiego poziomu, że zachowywał się w stosunku do nich jak dupek i prostak.
Złapałem go za ramię i odwróciłem w swoją stronę.
- Czego? - warknął, wyrywając się z uścisku.
- Znasz go? - zapytałem Brooke spokojnym tonem, na który z trudem się zdobyłem.
Nastolatka pokiwała przecząco głową, na co prychnąłem pod nosem. Nie wiem, skąd to się wzięło, ale miałem ochotę go rozszarpać.
- Czego od niej chcesz? - Popchnąłem go do tyłu. - Nawet jej nie znasz.
- A ty czego chcesz? Odwal się.
- Charlie... - usłyszałem za sobą głos Brooke. Starała się przerwać moją interwencję. - Przestań.
- Nie masz prawa tknąć ją choćby palcem, rozumiesz? - zwróciłem się do chłopaka, ignorując jej słowa.
- A kim ty w ogóle jesteś?! - zawołał, zwracając na siebie uwagę innych uczniów.
- Charlie Wilde, miło mi.
Popatrzył na mnie jak na durnia, a potem przeniósł wzrok na stojącą nadal obok Brooke.
- Zachowałeś się jak dupek, ona sobie tego nie życzyła.
- Ale ona...
- Zamknij mordę - przerwałem. - Jeszcze raz się dowiem, że ty lub twoi koledzy coś jej zrobiliście, to nie ręczę za siebie.
Nie wyglądałem na kogoś, kto wzbudzał respekt i strach wśród pierwszaków, a właśnie groziłem najstarszemu rocznikowi. Dzięki mojemu wzrostowi nie patrzył na mnie z góry, więc czułem jeszcze większą pewność siebie. Prosiłem w duchu, by nie przywalił mi za to w twarz na oczach Brooke i ciekawskich stołówkowiczów.
- Uspokój się, gościu... - Schował ręce do kieszeni spodni. - Nic takiego się nie stało.
- Gdyby tak było, nie robiłbym ci problemów. Przeproś ją i zjeżdżaj.
- Dobraa, sorry - mruknął do dziewczyny i wyminął mnie, mierząc nieodgadnionym wzrokiem.
Brooke popatrzyła na mnie ze łzami w oczach i uciekła ze stołówki.
Nie wróciłem do przyjaciół, nie wybrałem soku, pobiegłem za nią.
Początkowo nie mogłem jej znaleźć. Za szybko gdzieś skręciła. Dwa razy przeszedłem ten sam korytarz, zaglądając do wnęk, pod schody, do szatni. Ostatecznie stanąłem pod damską łazienką. Myślałem, że uciekła w miejsce, gdzie nikogo nie ma, ale może jednak zamknęła się w jednej z kabin.
Poczekałem, aż dziewczyny wyjdą na korytarz. Stałem oparty nogą o ścianę, udając, że przeglądam coś na telefonie. Kiedy miałem pewność, że w środku nikogo nie ma, wślizgnąłem się niezauważony.
Tylko jedne drzwi były zamknięte i na zamku widniał czerwony kolor. Słyszałem pociąganie nosem.
- Brooke? Jesteś tu?
Ten ktoś nagle ucichł. Gdyby to nie była Brooke, pewnie wygoniłaby chłopaka z damskiego kibla.
- Otworzysz drzwi? - poprosiłem. - Nie mam za dużo czasu, zanim ktoś tu przyjdzie.
- Idź stąd, Charlie - powiedziała łamiącym się głosem, na co zabolało mnie serce.
- Chciałem dobrze, Brooke.
- Wiem.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie, ale zostaw mnie samą, proszę.
Zrobiłem krok w tył, zastanawiając się, jak powinienem postąpić. Zostać i naciskać, by wyszła z toalety czy dać jej spokój, o co poprosiła?
- I dziękuję - dopowiedziała cicho tak, że ledwo usłyszałem.
- Nie masz za co - powiedziałem spokojnie i wyszedłem na korytarz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top