1.


- Brooke.

Wszystkie pary oczu były wpatrzone w nową uczennicę, stojącą nieśmiało z tyłu klasy. Po przedstawieniu się, usiadła cicho w ławce, nie chcąc opowiedzieć nam nic o sobie. Nauczycielka posłała jej przyjemny uśmiech i zaczęła pisać temat lekcji na białej tablicy.

Pomiędzy nami siedziała Amanda Pattinson. Czasem zerkałem nad nią lub za nią na Brooke. Przez większość zajęć rysowała coś na okładce zeszytu. Przerywała to, by zrobić notatkę, ale wydawało się, że słuchała słów pani Carlson.

Lubiłem tę babkę chyba najbardziej z całej kadry. Miła, trzydziestoletnia blondynka, która miała podejście, przez co na jej lekcjach panowała cisza. Czasem żartowała, kiedy indziej zachowywała powagę, ale zawsze była sprawiedliwa i wyrozumiała.

Równo z dzwonkiem Brooke poderwała się z krzesła i zaczęła pakować swoje rzeczy do czarnego plecaka. Ja z reguły byłem powolny we wszystkich możliwych czynnościach, nigdzie mi się nie spieszyło. Chyba, że miałem kolejną lekcję po drugiej stronie szkoły. Pięciominutowa przerwa pozwalała tylko na szybkie dojście pod właściwą klasę.

Zrezygnowałem z planu przedstawienia się nowej koleżance. Spojrzałem na chłopaków, którzy ze znudzonymi minami zarzucali plecaki na ramię. Tristan szedł teraz na matmę, Luke geografię, a ja historię Ameryki.

Przeszły mnie ciarki, gdy wyszedłem za nimi na korytarz. Pod przeciwległą ścianą stała Brooke w towarzystwie Valerie i jej przyjaciółek.

Valerie Holland... Piękna dziewczyna, nie zaprzeczę, ale charakter miała brudny i fałszywy. W jej klice obgadywanie i krzywe spojrzenia były na porządku dziennym.

Z niewiadomych mi powodów do mnie miała jednak największy problem. Za dziecka się kolegowaliśmy, bo nasze mamy uczęszczały razem na lekcje gotowania. Poznały nas ze sobą, jako że byliśmy w tym samym wieku. Naprawdę się lubiliśmy. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Na przełomie dziewiątej i dziesiątej klasy wszystko się zmieniło. Zaczęła zachowywać się, jakbym był jej najgorszym wrogiem, ze wszystkiego musiała być ode mnie lepsza, na każdym kroku próbowała pokazać mi, jak mało warty byłem w jej oczach.

- Pedał.

Zatrzymałem się, otwierając usta z niedowierzaniem. Stałem do niej tyłem, próbując opanować emocje. Nie chciałem działać impulsywnie. Dawno mnie nie wyzywała.

- Udam, że tego nie słyszałem, bo nie chcę robić scen przy Brooke - powiedziałem spokojnie, patrząc jej w oczy. - Tak w ogóle cześć, jestem Charlie. - Podałem brunetce rękę, którą lekko uścisnęła.

- Brooke - szepnęła, patrząc gdzieś na moją brodę.

Valerie zmierzyła mnie spojrzeniem i wróciła do rozmowy. Popatrzyłem na nową na odchodne. Na jej jasnej twarzy nie igrał cień radości, złości czy smutku. Była zupełnie obojętna. Nie wydawała się zainteresowana osobą Val, ale nie zamierzała też od niej odejść.

Ja za to nie miałem ochoty nigdy więcej widzieć jej na oczy. To nie tak, że dawałem jej się gnoić. Nie należałem do małych, bezbronnych chłopców, nie bałem się przeciwstawić, tym bardziej nastolatce. Problemem było to, że nie miałem jak ją uciszyć. Nie mogłem jej tknąć, bo była dziewczyną; naskarżyć, bo wyszedłbym na mięczaka i kabla.

Ale spokojnie, nie miałem zamiaru tkwić w takiej relacji do końca liceum.

Na lekcji historii znów spotkałem Brooke. Tym razem usiadła w środkowym rzędzie, bo tyły były zajęte przez chłopaków. Możliwe, że wybrała takie same rozszerzenia humanistyczne, co ja.

Przez sprawdzanie obecności poznałem jej nazwisko - Collins. Pasowało do niej tak samo jak imię. Wcześniej znałem tylko jednego Nicka Collinsa i jego siostrę Julię.

Nigdy nie potrafiłem się skupić na słowach nauczyciela. Wyłączałem się gdzieś w połowie, co na historii szczególnie mnie denerwowało, bo musiałem potem czytać cały temat w domu i próbować sam go zrozumieć. Wybierając pomiędzy historią Ameryki a historią sztuki, wolałem tę drugą. Co nie znaczyło, że przeszłość mojej ojczyzny mnie nie interesowała.

Pięć minut przed dzwonkiem postukał mnie w ramię Peter Lamer siedzący za mną. Gdy się odwróciłem, podał mi zgiętą na pół karteczkę.

- Podaj nowej - szepnął.

Zmarszczyłem brwi, ale niewiele myśląc przekazałem liścik dalej. Może szedł przez klasę od dziewczyn. Brooke siedziała obok mnie, więc położyłem go na jej ławce.

Wzięła go powoli w ręce i rozwinęła. Przeczytała w sekundę zawartość i pierwszy raz nawiązała ze mną kontakt wzrokowy. Początkowo aż poczułem prąd przechodzący przez moje ciało, ale zniknął, gdy dostrzegłem w jej oczach coś, czego chyba nigdy wcześniej nie widziałem. Ból i nienawiść. Wymierzone w moją stronę.

Odwróciła wzrok, zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować. Na kartce musiało być coś złego, a Brooke prawdopodobnie pomyślała, że ja to napisałem. Zgniotła ją z zaciśniętą szczęką i wrzuciła do plecaka. Usłyszałem męski śmiech za plecami.

Nie mogłem zapomnieć jej spojrzenia. Nie cieszył mnie już fakt, że poznałem kolor jej piwnych oczu. Siedziałem z poczuciem winy, chociaż tak naprawdę nic nie zrobiłem. Ale Brooke trzysekundowym spojrzeniem przekazała mi wszystkie swoje uczucia. Nie musiała nic mówić, a wiedziałem, co o mnie myślała.

Nie zdążyłem jej złapać na przerwie. Chłopaków też nie widziałem, bo poszedłem na kolejne rozszerzenie - historię sztuki.

Czułem się bez nich trochę samotnie, ale bez tragedii. Byłem lubiany, więc zawsze zamieniłem z kimś słowo. Na historię sztuki chodziły głównie dziewczyny. W tym moja była - Darcy.

Na lekcji zajęliśmy się dziełami impresjonistycznych artystów. Normalnie interesowała mnie sztuka w szerokim swoim pojęciu, a obrazy zawsze lubiłem oglądać i interpretować. Z reguły na swój sposób, ale mniejsza. Dzisiaj nie miałem do tego głowy.

Od czasu do czasu zerkałem na zielonooką brunetkę, która siedziała ławkę dalej po ukosie. Uczesała włosy w dwa dobierane warkocze, a usta pomalowała błyszczykiem. Była naprawdę ładną i miłą dziewczyną, dlatego mi się podobała.

Zapytacie pewnie, dlaczego więc się rozstaliśmy.

Tak się składa, że nie miałem wiele do powiedzenia. A i tak niczego nie próbowałem naprawić, bo byłem najzwyklej w świecie zły.

Na co dzień imponowało jej, że grałem na gitarze, wspierałem ją, byłem opiekuńczy, "oryginalny". Lubiłem ją rozśmieszać, bo była posiadaczką najlepszego śmiechu (nadal tak uważam), a że mieliśmy podobne poczucie humoru, nie było to trudne.

Ale najwyraźniej imponowali jej również umięśnieni koszykarze, tacy jak Justin Olsen, z którym mnie zdradziła. 

Darcy złapała mnie wzrokiem, gdy wychodziłem z klasy. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Dawno nie rozmawialiśmy, ale spieszyłem się, by złapać Brooke przed matmą. Na podstawie spotykaliśmy się również razem z Lukiem i Tristanem.

Szła korytarzem w towarzystwie Zoey Goldberg. Ta blada nastolatka z czarnymi jak smoła włosami do ramion, czarnymi ubraniami i czarnym poczuciem humoru wyglądała tylko tak nieprzyjemnie, ale w rzeczywistości była jedną z najbardziej wartościowych i sympatycznych osób w tej szkole. Poznaliśmy się już na wycieczce integracyjnej, ale nigdy nie byliśmy jakoś blisko.

- Dostałaś już kod do szafki? - pytała, gdy podszedłem do niej od tyłu.

Brunetka pokiwała głową i westchnęła głośno. Nie miała ochoty, bym przebywał w pobliżu niej.

- Hej, Zoey - przywitałem się. - Mógłbym chwilę pogadać z nową koleżanką?

- Nie, Zoey oprowadza mnie po szkole - odpowiedziała za nią Brooke.

- Zajmę ci tylko minutę, obiecuję.

- Spoko, Brooke, będę patrzyła na zegarek - zażartowała, podciągając rękaw swetra.

Collins spojrzała w bok i oparła się o szafki, dając mi znak, że mogę mówić.

- Co było na kartce? - zapytałem wprost.

- Dobrze wiesz.

- Nie, nie zaglądałem do środka. Nie ja to napisałem. Ale domyślam, że musiało to być coś obraźliwego.

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której dziewczyna chyba zastanawiała się, czy mi uwierzyć.

- Dobra, nie musisz mi mówić, co tam było - powiedziałem, drapiąc się po karku. - Chciałem tylko wyjaśnić sprawę. Żebyś nie myślała o mnie dłużej w ten sposób.

- Nie masz pojęcia, co o tobie myślę - odpowiedziała cicho, ale dobitnie. Skupiła wzrok na mnie, nie uciekała już nim w bok.

- Masz rację.

Nagle odwróciła się i dała znak Zoey, że czas się skończył, mimo że ta wciąż patrzyła na zegarek.

Bez zastanowienia złapałem ją lekko za ramię, mówiąc "zaczekaj".

- Nie dotykaj mnie! - Jej gwałtowna reakcja aż mnie przestraszyła. Wyrwała się, jakbym poparzył jej skórę, i krzyknęła na tyle głośno, by zwrócić uwagę grupki pierwszoklasistek, które wcześniej żywo rozmawiały kilka metrów dalej.

- Brooke, spokojnie... - Zabrałem ręce do siebie. - Przepraszam.

Zoey spojrzała na mnie z otwartymi ustami, po czym pogoniła za dziewczyną.

Poczułem się okropnie. Stałem na środku korytarza, w centrum zainteresowania, czując na sobie spojrzenia wszystkich wokół. Tamte nastolatki nie kontynuowały plotek, tylko szeptały o mnie między sobą. O tym jak dotknąłem Brooke bez jej zgody.

Na lekcji starałem się nawet na nią nie patrzeć. Nie chciałem dawać jej kolejnych powodów do zdenerwowania. Skupiłem się na rozwiązywaniu zadań, w czym nie byłem za dobry. Nie odpowiadałem na zaczepki chłopaków. Miałem zamiar opowiedzieć im o wszystkim na długiej przerwie.

Lubiłem jeść lunch na dworze, ale pogoda temu nie sprzyjała. Dokładnie to temperatura i śnieg, który wszędzie zalegał i mnie tylko denerwował. Usiedliśmy przy stole pod dachem, niedaleko popularnej paczki z najstarszej klasy.

- Luke, jesz jak świnia - zauważył Tristan.

Spojrzałem na przyjaciela, który wycierał sos z białej koszulki. Zaśmiałem się pod nosem.

- I co się cieszysz? - Luke udał groźnego. - To ty zwykle jesteś człowiekiem przypału.

Chciałem coś odpowiedzieć, ale niestety miał rację.

- Właśnie, jeśli o przypały chodzi... Miałem słabą sytuację z Brooke na wcześniejszej przerwie. Wiecie coś o niej?

Chłopcy spojrzeli po sobie.

- O co chodzi? - zapytałem, marszcząc brwi.

- Nic takiego.

- Luke, gadaj.

- Chodzą o niej różne ploty - zaczął Tristan.

- Niedużo wiemy, bo dopiero co się przeniosła.

- No, ale co wiecie? Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić.

Luke wywrócił oczami i nachylił się do mnie nad stołem, by powiedzieć cicho:

- W byłej szkole miała opinię łatwej. "Zdzira" to najczęstsze słowo, które pojawia się pod jej adresem.

- Co? - zdziwiłem się. - Czemu? Nie wygląda na taką.

- Nie wiem, tak ludzie gadają. Info od jej kolegów.

- A potwierdzone czymś chociaż?

- Charlie - westchnął - poczekaj trochę, a sam się wszystkiego dowiesz. W tej szkole nic się nie ukryje. Dobrze o tym wiesz.

Dłubałem widelcem w talerzu, obserwując uczniów siedzących przy sąsiednich stolikach. Wyłapałem też Brooke w towarzystwie Zoey i jej koleżanki. Rozmawiały z uśmiechem. Brunetka siedziała z naciągniętymi na dłonie rękawami, spuszczoną głową i czarnymi okularami, zasłaniającymi prawie całkowicie jej ładną twarz.

Z której strony ta dziewczyna miałaby być łatwa? 

***

Chyba nikt nie cieszył się tak na mój widok, co Toby. Kundel codziennie, za każdym razem jak wracałem skądś do domu, skakał na moje nogi i merdał ogonem, jakby nie widział mnie okrągły rok. W takich chwilach czułem się naprawdę potrzebny i że "komuś" zależy na mnie bardziej, niż na sobie samym.

Potem mijałem w przejściu lub kuchni Mię, która najczęściej nawet nie komentowała mojego powrotu. Nie podniosła wzroku znad ekranu telefonu. Dopiero, gdy ją zaczepiłem, zwracała na mnie uwagę i robiła hałas.

Niełatwo być starszym bratem.

- Też cię dobrze widzieć, młoda - rzuciłem, otwierając drzwi od lodówki. - Może pogramy dzisiaj razem na konsoli, hm?

- Nie chce mi się, Charlie.

Z westchnieniem poszedłem do swojego pokoju i położyłem się z telefonem na łóżku. Postanowiłem znaleźć Brooke na Facebooku. Przejrzałem zdjęcia, ale nie zdecydowałem się zaprosić jej do znajomych. Obawiałem się, że były za duże szanse, że zignorowałaby powiadomienie.

Napisałem więc do Tristana, opuszczając jej profil. A mogłem zjechać odrobinę niżej na tablicy. Zobaczyłbym wtedy dużo postów i komentarzy z wyzwiskami, a zamiast tego zaproponowałem przyjacielowi spotkanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top