8. Powtórka z rozrywki

Bailey

Przed ósmą w poniedziałek nie odstępowałam Adama na krok. Jechałam z nim autobusem, potem weszliśmy razem do szkoły i przemknęliśmy korytarzem pod klasę od fizyki.

- Uciekamy przed Nathem? - zaśmiał się.

- Nie chcę od razu na niego wpadać. Pewnie jest nieźle wkurzony.

Przez całą lekcję odbierałam ostrzegawcze spojrzenia kolegów i koleżanek. Każdy już wiedział, że trzecioklasista wrócił do szkoły i nie zaprzestanie bez zemsty. Dlatego nikt nie chciał wchodzić mu w drogę - Nath nigdy nie odpuszczał.

Na przerwie nie dane było nam go unikać. Wręcz wpadliśmy na niego na bocznym korytarzu, zmierzając do ostatnich drzwi z tabliczką "BIOLOGIA".

- Proszę, proszę... - Skrzyżował wielkie ręce na piersi. - Dawno się nie widzieliśmy.

Wywróciłam teatralnie oczami, tłumiąc w sobie jakikolwiek strach.

- Zejdź nam z drogi - powiedziałam z naciskiem.

- Tak wam się na przyrkę spieszy?

- Skąd wiesz gdzie mamy lekcje? - Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz.

- Wiem o was więcej niż myślicie - mówiąc to, patrzył wyłącznie na Adama.

Przyjrzałam się mu uważniej, ale nie dostrzegłam żadnych śladów z imprezowej bójki, oprócz małej blizny. Przecinała brew, co nadawało twarzy charakteru, a co najgorsze - spodobała mi się.

Adam próbował przejść obok Natha, ale ten zagrodził mu drogę.

- Przez ciebie mam zaległości. - Trącił go palcem w pierś. - Do tego nie zrobiłem wielu rzeczy, na które czekałem od dawna.

- Co mnie to obchodzi?

- Przez ciebie i tę sukę byłem zawieszony.

Skrzywiłam się, słysząc wyzwisko. Adam ściągnął z głowy kaptur i zacisnął dłonie w pięści.

- Nie mów, że znowu chcesz się bić. - Zaśmiał się osiłek.

- Nie, nie chce - odpowiedziałam za Adama.

- Do ciebie nic nie mam, okej? - Uśmiechnął się krzywo. - Sorry za tamto, byłem podchmielony.

Nie przyjęłam jego nieszczerych przeprosin, ani nie nabrałam się na zgrywanie skruszonego. Pociągnęłam kolegę za rękaw, próbując wyswobodzić się z pułapki Natha. Ten jednak znowu nie pozwolił nam uciec. Odepchnął mnie lekko w bok, stając twarzą w twarz z Adamem.

- Będziesz robił to, co ci każę, albo cała szkoła dowie się, dlaczego wywalili cię z poprzedniej - powiedział do niego cicho, ale groźnie.

Adam wyglądał, jakby toczył ze sobą walkę. Nie wiedział czy zaprzeczyć, czy chronić przeszłość.

- Czy ty mu grozisz? - zapytałam za plecami Natha.

- Czekam po ósmej lekcji na parkingu. Zastanów się - powiedział jeszcze, zanim odszedł.

Jak nigdy osiem lekcji minęło mi tak szybko. 

- Nie możesz tam iść! - krzyczałam, idąc zanim ku wyjściu.

- Przestań.

Nie słuchał mnie. Od razu po w-f'ie szybko ubrał się w kurtkę i zamierzał przyjść na wyznaczone przez Nathana miejsce.

- Nie daj się manipulować!

- Bailey, wracaj do domu.

- Adam! Nie chcę, żeby ci zrobili krzywdę.

- Poradzę sobie. - Próbował się uśmiechnąć i mnie przekonać.

- Czekaj. - Zatrzymałam go. - Nie wiem, co się dzieje i co działo się kiedyś w twoim życiu. Wiem, że na pewno nie jest to na tyle złe, by dawać się szantażować. Masz odmówić Nathowi, nie dać się zastraszyć!

- Wtedy wszystko powie.

- Co powie? No? - Potarł ze zdenerwowania kark. - Mówię ci, nie warto.

- Tak się składa, że nie chcę wracać do przeszłości. Robiłem wszystko, by o niej zapomnieć. Myślałem, że w nowej szkole się uda, a tu dupa. Pójdę do niego i postaram się dogadać.

- Z nim się nie dogadasz, Adam... Robi to dla własnej przyjemności. Pomogę ci, tylko powiedz o co chodzi.

Znowu zaczął iść, przepychając się przez tłum na korytarzu.

- Wracaj do domu - poprosił.

Otworzył czerwone drzwi i zniknął mi z oczu. Wyglądałam go nad głowami uczniów, ale był szybszy i pewnie poszedł już na parking. Co robić?!

Wybiegłam ze szkoły, potykając się o własne nogi i próbowałam znaleźć najdroższy samochód. Stał jak zawsze w pierwszym rzędzie, ale w pobliżu nie wypatrzyłam nikogo z paczki Natha. Musieli czekać w innym miejscu.

Nie miałam czasu na zabawę w chowanego, więc zezłoszczona poszłam na przystanek. Gdybym została, musiałabym czekać godzinę na kolejny autobus, a nie miałam ochoty wracać do domu po piątej.

Zostawiłam Adama. Ta myśl nękała mnie przez całą drogę powrotną.

Adam

Mimo przekonywań Bailey postanowiłem spotkać się z Nathanem. Liczyłem, że przyjdzie bez swoich ziomków i w razie potrzeby będę mógł się obronić. Nie zastałem go bezpośrednio na parkingu. Czekał w cieniu dużego dębu przy samym ogrodzeniu. Nałożyłem kaptur na głowę i minąłem grupkę nastolatków, uśmiechniętych, że ich dzisiejsze męczarnie dobiegły końca. Palił papierosa, opierając się równocześnie o drzewo. Na szczęście był sam. Patrzył prosto na mnie.

- Wiedziałem, że przyjdziesz. Nie jesteś taki głupi... 

- Gadaj - burknąłem. 

- Mam swoje wpływy, więc udało mi się dowiedzieć o tobie wielu ciekawych rzeczy. Od gimbazy zaczynając, na Felixie kończąc. Zacisnąłem zęby, słysząc znienawidzone imię. Nigdy nie polubię nikogo, kto tak się nazywa. Nigdy. 

- Po co?

- Głównie z ciekawości. Chciałem się dowiedzieć, kto mnie, kurwa, pozbawił honoru. Rządzę w tej budzie i tak ma zostać, rozumiesz? 

Nie odpowiedziałem więc kontynuował:

- Mam propozycję. - Dmuchnął mi dymem prosto w twarz. - Albo będziesz nowym Frankiem, albo wszyscy się dowiedzą, kim jest Adam Wilde i jego mamuśka. 

Wypuściłem wstrzymywane powietrze. "Propozycja", ta, zwykły szantaż. Musiałem schować ręce do kieszeni, by nie rzucić się na niego z pięściami. Patrzył na mnie z taką wyższością i pogardą, że naprawdę zacząłem się obawiać o swoją przyszłość. Przypomniały mi się słowa Bailey. Nie wiedziała co się kiedyś wydarzyło, ale może miała rację? Nie było to na tyle złe, by teraz tracić kompletny szacunek Natha i dać się zdeptać? Jednakże cena jaką wtedy poniosę, mogłaby mnie zniszczyć jeszcze bardziej. 

- Dobra - westchnąłem. 

- Co? Zgadzasz się na ten układ? 

- Nikomu ani słowa. - Popatrzyłem mu w oczy. 

- Oczywiście. Myślałem, że będzie trudniej. Super, do jutra, frajerze! - Uśmiechnął się perfidnie i zostawił mnie samego.

Bailey

Po powrocie do domu cały czas martwiłam się o Adama. Nie miałam jego numeru telefonu i nie mogłam go znaleźć na Facebooku. Obraz pobitego i zastraszonego chłopaka przeszkadzał mi w nauce. Cały czas robiłam przerwy i odchodziłam od książek.

Mama, jak to psycholog, od razu zauważyła, że coś nie gra. Próbowała dostać się do mojego umysłu i znaleźć odpowiedź, której nie chciałam jej udzielić. To zawsze kończyło się źle. Potrafiła wyciągnąć ze mnie kłamstwo, które miało miejsce osiem lat temu.

- O co chodzi, Bailey? - brnęła.

- Nie o mnie. U mnie wszystko gra. Poprawiłam się nawet z fizyki. Mam trzy na półrocze.

- To co cię trapi?

Patrzyła na mnie niebieskimi oczami, tak niepodobnymi do moich. Urodę odziedziczyłam po brązowowłosym i brązowookim tacie.

- Kolega z klasy ma problemy. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem jak.

- Prosił cię o pomoc?

- Nie, nie chce jej.

- To może warto uszanować jego decyzję?

Przestałam grzebać widelcem po talerzu i na chwilę się wyłączyłam. Racja, Adam dał mi jasno do zrozumienia, że sam sobie poradzi, ale czy go słuchać? A potem mieć wyrzuty sumienia, że mu nie pomogłam?

Włożyłam naczynia do zmywarki i minęłam się w korytarzy z tatą. Posłał mi serdeczny uśmiech, po czym zniknął w domowym biurze.

***

Następnego dnia usiadłam obok Adama w autobusie. Nie wydawał się ucieszony moim widokiem, w przeciwieństwie do mnie. Z uśmiechem pytałam go o szkołę, sprawdziany i inne luźne tematy.

Nagle dostrzegłam siniaka na jego skroni. Wyglądał na świeżego i przeszły mnie ciarki na myśl, że moje wyobrażenia się sprawdziły.

- Nath ci to zrobił? - Wskazałam palcem ślad po uderzeniu.

- Nie, to nie on.

Adam nie patrzył mi w oczy tylko w swoje dłonie. Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. Jeśli nie on to kto? Wdał się w bójkę? Dlaczego wiecznie musiał pakować się w kłopoty?

- Co się wczoraj stało?

Westchnął i już wiedziałam, co powiedział Nathanowi.

- Co ci mówił?

- Tylko coś o jakimś Franku.

- Och, Frank... kompletnie o nim zapomniałam. - Przyłożyłam palce do ust.

- Kto to jest? - Adam zmarszczył brwi i przygryzł dolną wargę.

- Chodził do naszej szkoły. Nie należał do najprzystojniejszych, ale był bardzo sympatyczny i otwarty, dziewczyny go lubiły, miał dużo znajomych. Spodobała mu się taka jedna Jessica. Już teraz ex Natha. Zaprosił ją na randkę i słuchaj tego... - Nachyliłam się bliżej bruneta. - Jess się zgodziła.

Adam zareagował chytrym uśmiechem, który wpełzł i na moje usta.

- Nathan wpadł w szał. O mało go nie pobił. Chyba serio mu się podobała. Nie jak teraz. Teraz nie szanuje dziewczyn. Jest dupkiem. Wracając... - Odgarnęłam włosy z czoła. - Próbował znaleźć na niego haka i znalazł. Nie wiem jak, ale zdobył jego nagie zdjęcie. Szantażował go i tak dalej. Frank nie chciał pokazywać światu swojego penisa i zgodził się na układ. Sprawy zaszły za daleko, więc przeniósł się do innej szkoły. Wtedy zdjęcie zobaczył prawie każdy. Biedny przeprowadził się do innego miasta. Nie wiem sama gdzie.

Adam wypuścił głośno powietrze i potarł ze zdenerwowania uda.

- Uwierz, nie chcesz być nowym Frankiem.

- Ale co działo się przed zdjęciem? Co mu robił?

- Ośmieszał, wykorzystywał, pomiatał nim... Wszyscy się od Franka odwrócili. Nie chcieli zadawać się z gościem, którego głowa została spłukana w kiblu.

- Co? - warknął.

- Nath jest okropny. Wtedy nie zareagowałam i żałuję. Teraz nie pozwolę, by zniszczył kolejnego chłopaka.

Adam siedział cicho aż do końca trasy. Opuściliśmy spokojnie autobus i poszliśmy do szkoły. Nie spotkaliśmy po drodze Nathana, ale to tylko kwestia czasu. Nie przepuści okazji, by pobawić się nowym Frankiem.

Już po pierwszej lekcji znalazł go na korytarzu. Siedziałam z Colinem i Chloe, gdy podszedł z Willem i wciągnęli go do męskiej toalety.

- Kurde. - Zagryzłam ze zdenerwowania wargę.

- Co się stało? - Chloe podniosła wzrok znad swojej komórki. - Bailey?

- Nathan.

- Gdzie?

Wstałam z ławki i podbiegłam pod jasne drzwi.

- To męski kibel! - Zaśmiał się ktoś z tyłu.

Zignorowałam zaczepkę i wparowałam do środka. Oprócz trójki chłopaków nie było tu nikogo innego. Pomieszczenie miało taki sam kształt jak damska łazienka, różnicę stanowiły białe pisuary.

- Komuś się chyba płcie pomyliły. - Uśmiechnął się krzywo Will.

Popatrzyłam na Adama, który próbował zachować obojętny wyraz twarzy, ale w jego oczach igrało zaniepokojenie.

- Czego od niego chcecie?

- To nie twoja sprawa. Spadaj - warknął Nathan.

Nie wyszłam, tylko stałam jak kołek obok umywalek.

- Jezu, Bailey, wyjdź - powiedział Adam.

Z piskiem zostałam wyprowadzona przez Willa, który następnie trzymał od środka klamkę. Nawet pomoc Colina okazała się niewystarczająca.

- Co mu robią? - zapytał, opierając się o żółtą ścianę.

- Nie wiem, boję się. Pamiętasz Franka? I jego "mycie głowy"?

- Myślisz, że chcą mu zrobić to samo?

Jeszcze przed dzwonkiem drzwi stanęły otworem, a na korytarz wyszli rozbawieni Nath i Will. Popatrzyłam po sobie z przyjacielem, widząc w jego oczach tę samą nutkę strachu.

Wróciłam z nim do toalety, ale nie zastaliśmy Adama z mokrymi włosami. W środku było pusto.

- Adam? - Stanęłam pod trzecimi drzwiami kabin, jedynymi zamkniętymi.

- Tak.

Ani trochę mi nie ulżyło. Nadal go nie widziałam. Serce zaczęło mi szybciej bić.

- Otwórz drzwi - powiedział Colin spokojnym głosem.

- Nie.

- Stary, wyjdź. Chcemy się upewnić, że nic ci nie jest.

Chłopak przestał się odzywać, więc poprosiłam Cola, by zostawił nas samych. Przyjaciel wyszedł posłusznie z łazienki, mówiąc, że w razie potrzeby zabierze mój plecak do klasy.

- Adam, proszę, otwórz drzwi. Wpuść mnie.

- A co jak sram?

Uśmiechnęłam się mimowolnie.

- Wiem, że nie. No proszę.

Usłyszałam pstryk przekręcanej blokady i czerwony kolor zastąpił zielony. Pociągnęłam za klamkę i ujrzałam Adama siedzącego na kafelkach. Na zamkniętej klapie sedesu leżała żyletka.

- Adam! - Ukucnęłam obok niego, wpatrując się w ostrze.

- Zamknij się, nic nie zrobiłem.

Faktycznie, nie widziałam krwi. Rękawy co prawda zasłaniały jego ręce, ale żyletka była czysta.

- Boże, Adam... - Usiadłam i oparłam głowę na jego ramieniu.

On odchylił głowę w tył, zamykając oczy. Nie wydawał z siebie żadnych dźwięków. Ja natomiast jęczałam cicho w kółko jego imię. Nie miał mokrej głowy. Wyglądał tak samo jak na angielskim. W końcu mi ulżyło, ale nadal nie wiedziałam, dlaczego wyciągnął żyletkę, czy miał zamiar się pociąć, już przecież nie pierwszy raz.

- Powiedz mi. Wszystko. Od początku.

I powiedział...

Adam

Po sześciu godzinach unikania Bailey zająłem stałe miejsce w autobusie. Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem ulubioną playlistę. Na pierwszy ogień poszła piosenka Twenty One Pilots, której tekst porwał mnie gdzieś daleko, zabierając od innych pasażerów. 

Przekląłem pod nosem, mijając w korytarzu zataczającego się ojca. Machnął ręką i uderzył nią w ścianę oklejoną nierówno tapetą. Krzyknął, dlaczego robię mu krzywdę, na co znowu zareagowałem przekleństwem i poszedłem do niedużej kuchni. Dzień wcześniej byłem na zakupach, więc mogłem odgrzać pizzę. Wziąłem dla siebie dwa kawałki, a resztę zostawiłem ojcu. Powinienem był zjeść ją całą. Za to co mi wczoraj zrobił. 

Zamknąłem się na klucz w swoim pokoju i zasiadłem do lekcji. Później czytałem książkę, którą prawie znałem na pamięć. Dostałem ją na Boże Narodzenie, rok przed tym jak zginęła mama. Na stronie tytułowej widniał jakiś cytat i jej podpis z serduszkiem nad literą "i". 

Wyszedłem z sypialni dopiero na kolację. Ojciec spał na kanapie, głośno chrapiąc. Obdarowałem go zniesmaczonym spojrzeniem i zrobiłem płatki na mleku. Wraz z piknięciem obwieszczającym koniec czasu grzania mleka w mikrofalówce, mężczyzna otworzył oczy.

- Cicho tam! - ryknął, przewracając się na drugi bok.

Nie skomentowałem jego żałosnego zachowania i usiadłem przy stole. Przekląłem już któryś raz tego dnia, gdy mleko kapnęło mi na blat. Wzdrygnąłem się, słysząc skrzypnięcie podłogi za plecami. Nie wiem kiedy, ale ojciec wstał na nogi i opierał się o lodówkę, do której przyczepione były te same magnesy, co kilka lat temu.

- Też chcę jeść. 

- Proszę, masz pełne szafki. 

Próbowałem go minąć, ale zagrodził mi przejście.

- Są jeszcze płatki?

- Nie. - Wyrzuciłem puste opakowanie do kosza pod zlewem. 

- Powinieneś mi coś zostawić.

Pokiwałem wymijająco głową i znów próbowałem wyjść.

- To moje mieszkanie i moje pieniądze, za które żresz.

Przełknąłem ze zdenerwowania ślinę, bo zapowiadała się kolejna, prowadząca donikąd kłótnia. Zazwyczaj kończyłem po takich z siniakami. Ojciec złapał mnie mocno za przedramię, wbijając chude palce wraz z paznokciami w skórę.

- To boli - powiedziałem.

Puścił mnie, ale kopnął w tył kolana. Nogi się pode mną ugięły i runąłem na kant szafek. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje. Leżałem na podłodze, a czoło pulsowało mi niemiłosiernie. Do życia przywrócił mnie głośny śmiech ojca, który musiał się podeprzeć, by nie skończyć tak jak ja na czarnych płytkach. Z zaszklonymi od bólu oczami poszedłem do łazienki. Zamknąłem się na zamek, co było już moim przyzwyczajeniem. Oparłem dłonie na brzegu umywalki, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Od rany na czole biegła strużka krwi, kończąca się na nosie. Przygryzłem wargę, nie chcąc się rozpłakać. Na co dzień byłem silny. Nie pozwalałem prawdziwym emocjom wyjść poza ryzy. Jednak gdy twój własny ojciec dopuszcza się przemocy, jest to ogromny cios, nie tylko fizyczny. 

Po ogarnięciu twarzy zacząłem wrzucać wszystkie swoje rzeczy do sportowej torby, z którą kiedyś chodziłem na zajęcia tenisa. Tego było za dużo. Nie będę czekał do osiemnastki. Nie dam rady. Wyniosę się już teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top