7. Bójka
We wtorek Nathan nadal był zawieszony, więc wokół automatu kręciła się jego banda bez "króla". Śmieszyło mnie, jak bardzo był dla nich ważny. Plus potrafił nimi perfekcyjnie manipulować.
Wcześniej jechałam autobusem z Katherine, ale pomachałam do Adama, siedzącego kilka siedzeń dalej. Nie sądziłam, że tak się ucieszę ze złamania jego bariery oschłego chłopaka. Wiem, że kryje się za nią ciekawy i wrażliwy człowiek.
Przywitałam się z ludźmi z klasy i poszłam poprawić to i owo do łazienki. Przygładziłam przed lustrem skołtunione przez wiatr włosy, jednocześnie rozmawiając z Chloe. Jak nie siedziała na telefonie, plotkowała z innymi dziewczynami obok kabin. Ja wolałam spędzać przerwy na korytarzu lub świeżym powietrzu, nie wśród toaletowych zapachów.
Między biologią, a chemią udało mi się złapać Adama. Zaproponowałam mu spacer korytarzami liceum, na co się zgodził. Mówiłam głównie o sobie, ale pytałam o jego zdanie lub dawałam do zrozumienia, że chętnie dowiem się, na przykład jaki rodzaj filmów lubi.
- Filmy akcji i... dramaty - odpowiedział.
- Naprawdę? - Uśmiechnęłam się, ale on odwrócił wzrok. - To super, bo uwielbiam dramaty. Jeszcze jakieś takie młodzieżowe filmy.
Słysząc radość w moim głosie, wyluzował się i przestał uciekać wzrokiem. Chyba poczuł, że można ze mną pogadać na każdy temat. Bo tak jest, nie oceniam, nie krytykuję, jestem otwarta na zdanie innych.
- Z książkami mam tak samo - dopowiedziałam.
- Ja lubię przygodowe, thrillery... Chyba wszystko oprócz fantasy.
- Też nie przepadam za fantasy. I science fiction.
- Serio? Masz plecak ze Star Wars. - Zaśmiał się delikatnie.
- Podobał mi się! I nie był taki drogi. - Machnęłam ręką.
Szliśmy tak po szkole, mijając zdziwionych uczniów, którzy nie spodziewali się, że Adam w ogóle mówi. Słyszałam niemiłe teksty, ale ignorowałam je, nie chcąc dodatkowo zapeszać chłopaka. Do czasu...
- E! Emo! - ryknął głębokim głosem jeden z kolegów Natha.
Skrzywiłam się na jego uwagę, bo Adam nie miał w sobie niczego z "emo". Jego włosy były jasnobrązowe, nie używał kosmetyków, nie obrysowywał oczu ciemną kredką, nie słuchał głośno hardcore punka, czy nie przypinał do ubrań łańcuchów. Nosił jedynie czarne ubrania, co robiła połowa nastolatków. Nawet ja.
- Nie zwracaj na nich uwagi - powiedziałam niedbale.
Zauważyłam jednak, że Adam się spiął i zaczął formować dłonie w pięści. Przypomniałam sobie wczorajsze zaczepki na stołówce.
- Chodźmy, Adam.
Nie zrobiliśmy nawet kroku, kiedy padł kolejny tekst.
- W nocy twoja matka była niezła.
Popatrzyłam na kolegę, marszcząc z niezrozumieniem brwi.
- Zapytaj, czy ma dzisiaj czas!
Początkowo nie zauważyłam, że Adam zostawił mnie samą i podbiegł do Willa. Nic mu nie zrobił, tylko stanął blisko, mierząc go spojrzeniem. Dołączyłam do chłopaka, próbując dać mu do zrozumienia, że nie warto.
- Adam, chodź ze mną. Zostaw go.
- No dalej, koleś. - Z Willem prawie zderzyli się czołami. - Nic mi nie zrobisz?
Cały czas patrzyłam na drżące pięści Adama, błagając żeby przestał się złościć. Dlaczego tak działało na niego głupie gadanie gości, którzy tylko próbowali wytrącić go z równowagi?
- Adam! Will! Przestańcie!
- Spadaj, mała. - Odepchnął mnie inny chłopak.
- Nie dotykajcie jej - warknął brunet.
- Bo co? Jesteście razem? Mamusia wie? - Zaśmiał się gardłowo.
- Odchrzańcie się od mojej matki! - krzyknął przeraźliwie Adam i ściął z nóg Willa.
Po korytarzu rozniosło się głośne buczenie. Rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych, zła, że nikt nam nie pomaga. Towarzysze Willa już szykowali się do ataku na mojego kolegę. Wytatuowany zamachnął się mocno, ale Adam uniknął ciosu.
- Dość! - krzyknął ktoś z tłumu.
Po chwili ujrzałam twarze Colina i Thomasa. Napastnicy zatrzymali się, a Will w tym czasie wstał z ziemi.
- Nic ci nie jest? - zapytał mnie przyjaciel.
- Nie, nie.
Stanęłam z nim między Adamem, a czwórką łobuzów.
- Odsuńcie się! Musimy nauczyć go porządku!
- Odwal się, Will - warknął Col. - Czego od niego chcecie?!
Blondyn został odepchnięty na bok, a Thomas poszedł podnieść go z podłogi. Wkurzyłam się, bo nie upadłby, gdyby nie podłożenie haka przez cholernego pierwszoklasistę!
Teraz tylko ja stałam w obronie Adama.
- Widzę, że ta jeszcze o niczym nie wie - westchnął Will.
- O co ci chodzi?
- Lubisz bad boy'ów? Równie dobrze możesz wybierać w nas. Spodobałaś się Nathowi.
Sugerował, że Adam jest "bad boy'em"?
- A teraz idź do koleżanek i zostaw mężczyzn na placu boju.
Na szczęście nie musiałam decydować, bo maskaradę przerwał nauczyciel w-f'u.
- Co tu się dzieje?! Rozejść się, natychmiast!
Zawiedzeni uczniowie weszli na główny korytarz, zostawiając nas samych.
- To wasza sprawka? - skierował pytanie do Willa.
- On mnie przewrócił. - Wskazał Adama.
- Pewnie go prowokowałeś.
- Tak było. - Pokiwałam głową.
Pan Bayer przeczesał palcami gęste włosy, z miną świadczącą o zmęczeniu powtarzającymi się bójkami.
- Idź do dyrektora, Sandres.
- Ale proszę pana...
- Bez dyskusji!
Will posłał nam agresywne spojrzenie, a wychodząc, przejechał palcem wskazującym po swojej szyi.
- Ty też - polecił nauczyciel Adamowi.
Zaskoczona poszłam za chłopakiem do sekretariatu. Kazano mi poczekać na zewnątrz. Siedziałam więc na brązowych krzesłach, skierowanych przodem do mozaiki przedstawiającej statek... Albo Arkę Noego.
Nasłuchiwałam głosów chłopaków, ale jedynym odgłosem był stukot klawiszy, piszącej na komputerze sekretarki. Wpatrywałam się w jej profil, zastanawiając się ile może mieć lat.
W końcu oboje opuścili gabinet. Will uderzył pięścią w tablicę obok mojej głowy i poszedł dalej, a Adam usiadł na sąsiednim krześle, przeciągle wzdychając.
- Coś ci zrobią?
- Nie... Dyrektor tylko mi nagadał, że nie powinienem wdawać się w bójki. Tym bardziej, że wyrzucono mnie z poprzedniej budy.
- A Willowi?
- Ma naganę.
- Nie musiałeś reagować. Dałeś im tylko głupią satysfakcję.
- Nic nie rozumiesz!
Wzdrygnęłam się nagłym wybuchem.
- Przepraszam. - Oparł głowę na rękach. - Nie masz pojęcia o niczym.
- To mi powiedz.
- Nie chcę, okej?
- Okej... Ale chciałabym wiedzieć, dlaczego staję w twojej obronie.
- O to chodzi, że wcale nie musisz. - Potarł oczy palcami.
- Jezu, Adam. Co takiego się stało, że nie dają ci spokoju? Dlaczego aż tak się tym przejmujesz? To zwykli idioci. Olej ich. Gadają bzdury.
- N I C nie wiesz - przeliterował z zaciśniętą szczęką.
- Wiem, że jesteś od nich lepszy. Nie zachowuj się jak oni. Nie chcę widzieć cię bijącego się z żadnym z nich.
- Dobra! Poniosło mnie! Ale nie pozwolę im, żeby gadali tak o mojej mamie. - Popatrzył mi z cierpieniem w oczy. - Nie mają prawa.
- Oczywiście, że nie mają.
Już nic nie mówił, więc odpuściłam. Położyłam dłoń na jego spiętym ramieniu, chcąc zabrać dręczący go ciężar.
Przez resztę lekcji zachowywał się, jakby uszło z niego całe powietrze. Jakby sytuacja z rana zabrała mu chęć do nauki. Siedział, robiąc dziury w gumce do mazania, z nieobecnym spojrzeniem.
Skomplementowałam jego obraz na plastyce, ale nie ruszyło go to. Malowanie działało jednak jak terapia. Z zawziętością nanosił farby na płótno, tworząc agresywne bohomazy, które ostatecznie stworzyły pełne frustracji dzieło sztuki. Było o wiele prawdziwsze i poruszające niż moje ptaki na gałęzi.
Wręcz krzyknęłam, gdy Adam chlusnął na nie czerwoną farbą. Zalała wszystkie piękne pasy błękitu i poszarpanego fioletu. Ale wyglądał na oczyszczonego psychicznie, jakby zniszczenie obrazu wyrzuciło z niego wszystkie negatywne emocje.
Byłam blisko niego dopiero w autobusie. Zawsze sąsiedni fotel pozostawał wolny. Nikt nie chciał siedzieć obok dziwaka, który nie patrzy ludziom w oczy, sprawia wrażenie egoisty oraz snoba. Tylko ja wiedziałam, że w ten sposób radzi sobie z otoczeniem.
- W weekend pewnie wychodzę gdzieś z Colinem. Może też z innymi znajomymi. Chciałbyś się dołączyć?
Adam pokręcił się niespokojnie na siedzeniu.
- Będzie fajnie. Są mili i obiecuję, że ich polubisz.
- Jestem zajęty.
- Nie kłam. - Pogroziłam mu palcem. - Co niby takiego robisz?
- Nie dasz mi spokoju?
- No chodź z nami...
- A gdzie? - westchnął, poddając się.
- Jeszcze nie wiem. Może skate park, pizza, cokolwiek. Prawie co weekend gdzieś się spotykamy.
- Nie mam zamiaru dołączać do twojej paczki.
- Nie oczekuję tego. Chcę tylko spędzić z tobą trochę czasu poza szkołą.
- Po co?
Wywróciłam oczami.
- Już to przerabialiśmy. Przestań się ograniczać i powiedz cholerne "tak".
- Tak.
- Czyli jesteśmy umówieni? - uśmiechnęłam się, unosząc zabawnie jedną brew.
- Niech ci będzie. - Zaśmiał się cicho.
Adam
Nie wierzę, że dałem jej się namówić. Ta dziewczyna kompletnie mnie zmienia. Boję się, że na gorsze. Jak dotąd dawałem sobie radę. Poniekąd.
Usiadłem do lekcji, mając w głowie tylko jej uśmiech. Sprawia, że cała jej twarz promienieje, a w brązowych oczach igrają radosne iskierki. Raz jest tak sympatyczna i pozytywna, a za godzinę może płakać z błahych dla normalnego człowieka powodów. Nie wiem jak działają kobiety, ale to zaskakujące.
Podczas przygotowywania obiadu zauważyłem w lodówce trzy butelki piwa. Korciło mnie, by wszystko wylać do zlewu, ale tylko naraziłbym się ojcu. Jeszcze tylko kilka miesięcy... I pojadę za granicę, dokąd tylko zechcę.
Wrócił po osiemnastej, na szczęście trzeźwy. Jednak wiedziałem, że sięgnie do lodówki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wytrzymał chociaż trzy dni. Brakuje mi ojca z dzieciństwa, gdy jeszcze nie znał smaku alkoholu, bawił się ze mną, zabierał na wycieczki, potrafił rozmawiać. Gdyby mama tu była... wszystko toczyłoby się inaczej. Nie wierzę, że jej śmierć i... wcześniejsze wydarzenia tak zniszczyły czterdziestopięciolatka. To nie jest ten sam człowiek. Nie wygląda jak mój tata. Nie zachowuje się jak on. Nie pachnie już perfumami, które lubiła mama i zawsze kupowała mu na urodziny. Nie fotografuje jak kiedyś. Teraz tylko zarabia najniższą krajową. A później zagląda do kieliszka.
Mama... Była piękną kobietą o kasztanowych, falowanych włosach do obojczyków. Mam jej oczy. Jestem tak naprawdę bardziej podobny do niej, niż do ojca, co bardzo mnie cieszy. Kochałem ją. Nadal ją kocham. Nigdy nie powiedziałam o niej złego słowa.
Chociaż powiedziałem. Wtedy. Tak tego cholernie żałuję. Może gdyby nie nasza kłótnia, wróciłaby cała i zdrowa do domu.
I jak te gnojki Nathana się o tym dowiedziały?! Felix im powiedział? Szukali informacji po moich starych znajomych? Dlaczego tak bardzo im przeszkadzam? Przecież od początku staram się nie wchodzić nikomu w paradę. Co jeszcze wiedzą? Wszystko od początku do końca? Jeżeli tak, nic nie stoi im na przeszkodzie, by dowiedziała się cała szkoła. Nie wiem czy to przeżyję. Liczyłem na nowy start, czystą kartę. Nie powinienem zadawać się z Bailey. Nie chcę, by ktokolwiek wgłębiał się w moje gówniane życie. Ale obiecałem jej. Z drugiej strony - mam jeszcze trzy dni, by odwołać spotkanie.
Bailey
Zasmuciłam się, gdy Adam znikąd poinformował mnie o wyjeździe poza miasto. Liczyłam, że uda nam się wyskoczyć razem na pizzę. Pisałam nawet z Jackiem i Landonem, którzy chcieli kontynuować ze mną znajomość. Po imprezie Jack pokłócił się z Caroline, a podobno do jego szkoły nie chodziły "ogarnięte laski". Nie obchodziła mnie różnica wieku, bo a) była niewielka i b) lubiłam starszych chłopaków, bo wydawali się dojrzalsi.
Do końca tygodnia dało się odczuć napiętą atmosferę pomiędzy Adamem, a bandą Natha. Chłopak miał wrócić już za tydzień, co niezmiernie ich cieszyło. Nadal słyszałam coś o mamie bruneta. Żarty z serii "twoja stara" bywały naprawdę śmieszne, ale dręczenie Adama głupimi tekstami, bawiło tylko ich. Wyglądało na osobisty żarcik, który rozumieją najlepsi przyjaciele. Chłopak nie chciał mi nic na ten temat powiedzieć, co zaogniło moje podejrzenia. Co nie tak było z jego mamą? Nathan z Willem ją znali? Co, kurde, zaczęło się dziać w od zawsze najlepszym i przyjaznym młodzieży liceum?!
***
Wybraliśmy z chłopakami pizzerię niedaleko galerii handlowej. Serwowali tam najlepszą pizzę, z największą liczbą dodatków.
Siedzieliśmy w samym rogu, przy okrągłym stole, słuchając muzyki puszczanej z głośników. Zapoznałam Colina z Jackiem, a po kilku minutach nie mogłam wepchnąć się w rozmowę. Trochę mnie to przestraszyło, bo oboje byli gejami, a złapali zdumiewająco dobry kontakt.
- Czemu nie przyszedłeś z Thomasem? - zapytał Landon.
- Wczoraj się już spotkaliśmy. Sam też za bardzo nie chciał przyjść.
- Szkoda - westchnęłam, obserwując Jacka.
Chłopak nie wyczuł ostrzeżenia w moim głosie i kontynuował dyskusję na temat jakiegoś meczu koszykówki.
- Bailey? - Popatrzyłam znad kawałka pizzy na Landona.
- Tak?
- Czekaj, ubrudziłaś się.
Sięgnął po serwetkę i wytarł mi sos z brody. Zaśmiałam się, widząc jego skupioną minę.
- Tak sobie pomyślałem, że może wyskoczylibyśmy gdzieś jeszcze kiedyś?
- Jasne, nie ma problemu.
- We dwoje.
Popatrzyłam na niego, zapominając o zamknięciu ust. Przeszedł mnie dreszcz.
- Chcesz się ze mną umówić? - Odłożyłam jedzenie na talerz.
- Tak. - Uśmiechnął się zachęcająco. - Właśnie to miałem na myśli.
Gdybym była normalna, odpowiedziałabym twierdząco, ale nie potrzebowałam chłopaka. Bałam się go mieć. Wcześniej zdarzył się jakiś, ale w gimnazjum i nie na poważnie... Dobra, Bailey, ogarnij się.
- Podobasz mi się - dopowiedział, gdy nadal siedziałam jak wryta.
Zwróciliśmy w końcu uwagę reszty, którzy teraz patrzyli z szeroko otwartymi oczami. Szczególnie Colin.
- No... dobrze.
Landon oblał się nagłym rumieńcem, a ja pozostałam niewzruszona. Popatrzyłam na przyjaciela, który uniósł kciuki w górę. Już dawno chciał mi znaleźć chłopaka, ale najwidoczniej nie trafiałam na odpowiednich. Ale czy ten fioletowo włosy osiemnastolatek wywołuje u mnie uczucia, które powinien? Nie czuję motyli w brzuchu, nie rumienię się, nie skubię nerwowo brzegu sukienki. Podoba mi się z charakteru, z wyglądu nawet też, ale żeby od razu miłość?
Około dziewiętnastej wyszliśmy z Ken's Artisan Pizza i odszukaliśmy swoich samochodów na parkingu. Zaskoczyła mnie nagła wylewność Landona, gdy przytulił mnie na pożegnanie. Uśmiechnęłam się miło i odprowadziłam go wzrokiem do samochodu. Pomachał mi jeszcze przez szybę i zniknął za skrzyżowaniem, a ja z mętlikiem w głowie zajęłam tylne siedzenie w citroenie Jacka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top