23. Kac morderca

Adam

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Czułem się, jakby w środku działał młot pneumatyczny, albo stado skaczących małp urządzało imprezę. Oprócz tego strasznie mnie suszyło w gardle i mdliło, ale nie miałem siły wstać z łóżka, by pobiec do łazienki. Nigdy nie czułem się tak koszmarnie.

Podparłem się na rękach i podniosłem do pozycji siedzącej. Najwyraźniej nieźle zabalowałem, skoro złapał mnie tak porządny kac. Nigdy wcześniej nie miałem z nim do czynienia, nawet w dzień śmierci mamy. Nigdy nie pozwoliłem sobie na na tyle alkoholu. Nigdy nie chciałem naśladować ojca-pijaka, a minionej nocy zataczałem się równie żałośnie co on.

Szczerze, to mało pamiętam. Film urwał mi się gdzieś w połowie pobytu w klubie. Wiem, że powiedziałem Bailey dużo o swojej przeszłości i sam w to nie potrafię uwierzyć. Procenty ciągną człowieka za język i wypuszczają z mózgu wszystkie głęboko upchnięte wspomnienia.

Około piętnastej w końcu opuściłem ciepłą pierzynę i poszedłem do łazienki. Wcześniej zasnąłem na godzinę, by choć trochę zmniejszyć uczucie beznadziejności. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Chłopak w lustrze miał wielkie wory pod oczami i dziwny odcień cery. Zwymiotowałem raz do kibla. Jeżeli szybko nie pozbędę się kaca-mordercy, chyba strzelę sobie w łeb.

Podczas wycierania się po orzeźwiającym prysznicu, zauważyłem w lustrze czerwony ślad nad linią ust. Pewnie dostałem, pomyślałem. Jednak po potarciu palcem wskazującym, kolor zszedł prawie cały z twarzy. Gdyby to była krew, jej konsystencja sporo by się różniła i zobaczyłbym choć niewielką pozostałość rany.

Zdezorientowany zszedłem do kuchni, gdzie krzątali się już rodzice Bailey. Znowu przygotowali dla mnie śniadanie, przyzwyczajeni moją obecnością w ich domu. Mimo godziny obiadowej, dopiero jadłem pierwszy posiłek dnia.

- Dzień dobry, Adamie - uśmiechnęła się kobieta.

- Dzień dobry. Długo spałem.

- To nic. - Machnęła ręką. - Wróciliście późno do domu. Dobrze się bawiliście?

Pokiwałem twierdząco głową, bo nie wiedziałem, co odpowiedzieć. W głowie miałem czarną pustkę.

- Bailey poszła już do swojego pokoju - oznajmił jej ojciec. - Kawa z cytryną pomaga na kaca.

Popatrzyłem na niego zaskoczony. Musiałem wyglądać okropnie, skoro to zauważył. Albo założył, że każdy młody facet upija się w Sylwestra. Co za różnica, bardzo chciało mi się pić.

Wróciłem z pomarańczowym kubkiem na górę i zapukałem do zamkniętych drzwi dziewczyny. Pozwoliła mi wejść, więc wolną ręką pchnąłem klamkę. Siedziała przy biurku i rysowała kredkami postać nieznanej mi dziewczyny. Na mój widok na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które próbowała ukryć, odwracając twarz w stronę kartki.

- Co rysujesz? - Stanąłem za jej plecami.

- Taką jedną Robertę z filmu.

- Ładnie ci idzie - powiedziałem zupełnie szczerze. - Nie wiedziałem, że tym się na co dzień zajmujesz.

- Ostatnio rzadko. - Odłożyła brązowy kolor na blat biurka. - Głównie kiedy muszę coś przemyśleć, albo się odprężyć.

- O czym więc myślisz?

Spięła się lekko, ale postanowiła obrócić krzesło tak, by móc spojrzeć mi w oczy.

- Dobrze wiesz o czym.

Zmarszczyłem brwi, próbując przywołać sobie w myślach jakąś kłótnię, czy popełniony błąd.

- Zrobiłem wczoraj coś złego? Czy chodzi ci o naszą rozmowę?

- Nie i nie - odpowiedziała zniecierpliwiona. - O to co wydarzyło się dużo później.

Niestety moja pamięć sięgała jedynie momentu rozmowy na dachu klubu. Tak jakby pomiędzy tym, a moim obudzeniem się we własnym łóżku, nie stało się nic więcej.

- Powiedz mi, Bailey, bo chyba tego nie pamiętam.

Westchnęła zdenerwowana, zakładając kosmyki włosów za ucho. Chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem:

- To tabletki na ból głowy? - Wskazałem opakowanie leków.

Pokiwała głową i podała mi małe, białe pudełko.

- Dzięki, zaraz rozsadzi mi czaszkę.

Z jej twarzy zszedł dziwny grymas i został zastąpiony przez zrozumienie.

- Nic nie pamiętasz, prawda?

Zaprzeczyłem ruchem głowy i połknąłem dwie okrągłe tabletki. Patrzyła na mnie przeciągle, a później wróciła do kolorowania rysunku.

- Ej, co się stało? - Dotknąłem jej ramienia.

- Nic ważnego, Adam. Możesz iść. - Uśmiechnęła się nieszczerze. Potrafiłem poznać, kiedy robiła to naprawdę. Tylko wtedy, gdy razem z ustami uśmiechały się oczy.

Nie chciałem naciskać, więc opuściłem jej sypialnię i poszedłem do siebie. Wróciłem do łóżka, gdzie pragnąłem spędzić kolejne godziny. Nadal było mi źle, a tabletki mogą zacząć działać dopiero za pół godziny. W sumie i tak nie usuną kaca, przez którego czułem się jak kobieta w ciąży. Mdłości, bóle mięśni oraz głowy... I cholerne zmęczenie, które przygwoździło mnie do materaca.

Bailey

Całe popołudnie spędziłam na rysowaniu mojej ulubionej żeńskiej roli filmowej z mało popularnego dramatu. Mimo że ostatnio nie trzymałam kredki w ręce, potrzebowałam chwili dla siebie, a podczas rysowania wyłączałam się od otaczającego mnie świata.

Długo myślałam nad pocałunkiem z Adamem... Gdy się okazało, że niczego nie pamięta, nawet mi ulżyło. Nie byłam pewna, czy powiedzieć mu prawdę, czy przemilczeć zaistniałą sytuację. Zrobił to po pijaku, nie był w pełni świadomy i nie miałam pewności, czy cokolwiek do mnie czuje. Sama ośmieliłam się lampkami szampana i oddałam pocałunek, ale czy to był dobry krok? W tamtej chwili nie myślałam "czy powinnam?", tylko po prostu przylgnęłam ustami do jego. Mimo smrodu alkoholu i natarczywości, było całkiem przyjemnie. Nigdy wcześniej nie całowałam się z nikim w ten sposób. 

Kogo ja oszukuję? W tamtej chwili miałam nogi jak z waty.

Wyszedł z mojego pokoju zmęczonym krokiem. Współczułam mu, bo musiał mieć niezłego kaca. Wczoraj tak się upił, że równie dobrze mogliśmy go wnosić nieprzytomnego do mieszkania. Dzisiaj nie miałam zamiaru poruszać z nim tematu naszej bliskości, bo najpierw musi dojść do siebie.

Kończąc niebieskie tło rysunku, zagryzłam nieświadomie wargę. Przed oczami cały czas miałam twarz bruneta. Nie czułam już smaku jego ust ani mrowienia, ale nie byłam wstanie wymazać tego z pamięci. Dobrze, że rodzice nie widzieli nas przez okno. Na szczęście sąsiedzi też wrócili już do siebie i nie musieliśmy nikomu tłumaczyć rozmazanej szminki na ustach chłopaka.

Po przekroczeniu progu drzwi, posłaliśmy sobie jedynie porozumiewawcze spojrzenia i rozeszliśmy się do swoich sypialni. Mimo wcześniejszemu zmęczeniu, przez długi czas nie mogłam zasnąć, ciągle uśmiechając się pod nosem.

A teraz nie wiedziałam, jak się w stosunku do niego zachowywać. Nasza relacja była poplątana, spontaniczna i przepełniona jego wspomnieniami. 

Zakochał się we mnie? Czy po prostu alkohol popchnął go do tak ryzykownego kroku? A co ja czułam? Coraz bardziej zaczynałam go lubić, bo odkrywałam jego wnętrze, prawdziwy charakter i wrażliwość. Coraz bardziej podobał mi się też z fizycznego punktu widzenia i coraz częściej zwracałam na to uwagę. Jednak czy to wystarczyło, by jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: "Czy jestem gotowa oddać mu połowę swojego serca?"

***

We wtorek wróciliśmy do szkoły, w której większość nadal żyła minionym Sylwestrem. Wyglądali na zmęczonych, aczkolwiek szczęśliwych i z nowymi postanowieniami na obecny rok. Nic tak naprawdę się nie zmieniło. Tylko u każdego zawisł pusty kalendarz z inną datą. Zmiana roku trwała jedną noc, jedną na trzysta sześćdziesiąt pięć innych. Z jednej strony nie czułam żadnej zmiany, a z drugiej żywiłam fałszywe przekonanie, że mam kolejną czystą kartę do wykorzystania.

Nadal nie powiedziałam niczego Adamowi, a sam nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego moją osobą. Bałam się jego reakcji. Że wypomnę mu nasz pocałunek, a on nie uwierzy lub mnie wyśmieje. Potrzebowałam porady, a kto inny mi jej udzieli, jak nie kochany Colin?

Po pierwszej lekcji zaciągnęłam go w ulubiony kąt pod schodami i usiadłam po turecku na podłodze. Bez wahania dołączył do mnie, marszcząc zabawnie brwi. Wyglądał na zmartwionego, bo niecodziennie bez słowa zabierałam go od Thomasa.

- Coś się stało? - zapytał.

- Nic złego. - Uśmiechnęłam się, splatając palce rąk. - Potrzebuję tylko pogadać z przyjacielem.

- O czym?

- Tematy typowo babskie, ale nie ufam na tyle Chloe.

Colin oparł się o ścianę i wypuścił ustami powietrze. W jego głowie już pewnie roiło się od najgorszych scenariuszy.

- Mam się bać?

- W żadnym wypadku - zapewniłam. - Chociaż kiedyś mówiłeś, że nie pozwolisz nikomu tknąć twojej Bailey.

- Ktoś ci zrobił krzywdę? - Posłał mi zdezorientowane spojrzenie.

- W żadnym wypadku!

- A więc poznałaś chłopaka?

Uśmiechnęłam się mimowolnie, patrząc na jego zmieszany wyraz twarzy. Z jednej strony pewnie się cieszył, a z drugiej martwił o moje dobro.

- Poznałam już dawno. Ty też.

- Który to? - Spojrzał na korytarz.

- Col, tu nie o to chodzi. Popatrz na mnie. Stało się coś, z czym nie mogę sobie sama poradzić, więc oczekuję twojej pomocy.

- Jesteś w ciąży?

- Col! 

- No to mów wreszcie!

- A więc... - Zagryzłam dolną wargę. - Wtedy, w Sylwestra, kiedy już taksówkarz odwiózł nas do domu, doszło między nami do...

- Czekaj - przerwał mi. - O kim mówisz?

- O Adamie.

Otworzył szeroko oczy, ale nadal nie rozumiał.

- Był nieźle nawalony. Zrobił ci coś, tak? - podniósł ton głosu.

- Colin! Powiedziałam, że nikt nie zrobił mi krzywdy! Daj mi dokończyć.

Zamknął usta i patrzył na mnie wyczekująco niebieskimi oczami.

- Pocałowaliśmy się...

- Co?! - przestraszył mnie swoim nagłym wybuchem.

- Też trochę wypiłam i tak wyszło.

- W żaden sposób cię nie krytykuję, ale... nie mogę w to uwierzyć. - Klepnął dłońmi o uda. - W prawdzie podejrzewałem, że prędzej czy później do czegoś między wami dojdzie, w końcu razem mieszkacie, ale sądziłem, że najpierw mi o tym powiesz.

- To było niespodziewane, Col. Żaden z nas tego nie planował.

Pozwoliłam mu się oswoić z tym faktem. Kiedy w końcu na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech, powiedział:

- Jesteście parą?

- W tym problem, że on niczego nie pamięta.

- Jak to? - Zmarszczył ponownie czoło.

- Przecież był tak zalany, że to chyba oczywiste. Nie pamięta.

- Nie powiedziałaś mu?

- Dlatego z tobą rozmawiam... Nie wiem, czy cokolwiek mu mówić. Nie wiem, czy pocałował mnie szczerze, czy tylko napalił się przez alkohol. Zachowuje się, jakby nic się nie stało, bo dla niego właśnie tak jest.

- To grubo.

Siedzieliśmy w ciszy, czekając na dzwonek obwieszczający koniec przerwy. Ten jednak nie następował, a mnie zaczynał palić wzrok dziwnie spokojnego Colina.

- Czy przypadkiem nie jest tak, że przez alkohol człowiek staje się szczery i robi to, czego nie odważyłby się zrobić normalnie?

- No niby tak. - Kiwnęłam głową.

- Może mu się podobasz, Bailey, a trudno żeby było odwrotnie. Jestem gejem, ale potrafię stwierdzić, czy dziewczyna jest ładna.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedy byliśmy dziećmi, a on nie znał swojej orientacji, często mi to powtarzał.

- Zamiast rozmawiać ze mną, zrób to z nim.

- I co mu powiem? - Popatrzyłam mu w oczy. - Hejka, Adam, przedwczoraj obściskiwaliśmy się pod nosem moich rodziców. Możesz tego nie pamiętać, seksi kociaku, ale nic nie szkodzi. Może dzisiaj to powtórzymy?

- Uwielbiam twoje poczucie humoru.

Zignorowałam jego śmiech i wstałam z podłogi. Od razu powtórzył moje ruchy i stanął przede mną, patrząc na mnie z góry.

- Nie wiem, czy mi się podoba. Boję się tej rozmowy. Boję się jego reakcji. Boję się zarówno odrzucenia, jak i miłości.

- Od kiedy moja odważna Bailey się czegoś boi?

Ujął moją twarz w dłonie, a później zrobił z policzków chomika. Wyrwałam mu się i wyszłam na zatłoczony korytarz.

- Dobrze wiesz, że musisz z nim pogadać - powiedział za moimi plecami.

- Tak, znasz mnie lepiej niż ja sama.

Adam

Do końca dnia Bailey wydawała się cichsza niż zazwyczaj. Często odbiegała myślami gdzieś daleko, zapominając o całym Bożym świecie. O mało nie zgarnęła minusa za brak pracy na lekcji, gdy mieliśmy analizować literaturę współczesną. Nie chciałem wtrącać się w nie swoje sprawy, więc nie pytałem. 

Zaczęliśmy rozmawiać dopiero po powrocie do domu. Jeszcze jej nie powiedziałem, ale kurator pomógł mi się zatrudnić w barze. Rozmowa o pracę wypadała jutrzejszego dnia, od razu po szkole. Stresowałem się, ale nie dawałem tego po sobie poznać. Przecież udawanie opanowałem do perfekcji.

- Jutro się okaże, czy przyjmą mnie do pracy - powiadomiłem Bailey, gdy odrabialiśmy lekcje.

- Cieszę się. - Uśmiechnęła się znad zeszytu od biologii. - Ale czy nie powinieneś byś starszy, by pracować w barze?

- Drugiego lutego kończę osiemnastkę i do tego czasu będę kelnerem, potem stanę bezpośrednio za barem.

Wyglądała na dumną i zadowoloną, ale nadal widziałem na jej twarzy spięcie. Coś nie grało, a ja nie miałem już zamiaru nie zwracać na to uwagi.

- Wszystko dobrze?

- Jasne, czemu pytasz? - Drgnął jej nerwowo kącik ust.

- Mam wrażenie, że zachowujesz się inaczej. Coś się stało?

- Tak, Adam, stało się. - Odwróciła szybko wzrok. 

Patrzyłem na jej profil, marszcząc czoło. Powinienem dociekać? Zwykle nie wykazywałem się zbyt dużą empatią.

- Mówiłaś coś podobnego rano po Sylwestrze. To znaczy po południu.

- Tak, o to samo chodziło.

- Głupio mi się przyznać, ale naprawdę mało pamiętam. Musiałem się nieźle upić, że urwał mi się film. Co się wtedy stało?

Nie chciała popatrzyć mi w oczy. Wyglądała na zbyt onieśmieloną i zawstydzoną, by wyjawić mi prawdę.

- Byłeś pijany jak dzika świnia.

- Powiedz mi, Bailey.

- Tylko tego głupio nie komentuj, okej? - burknęła. 

 Kiwnąłem głową i położyłem dłonie na kolanach. Wyglądała, jakby miała mi zaraz obwieścić koniec świata, albo wyznać, że zaszła w ciążę.

- Do którego momentu cokolwiek pamiętasz? - Złapała palcami nasadę nosa. 

- Do rozmowy na dachu, i chyba... fajerwerków.

- To się stało, jak wysiedliśmy z taksówki. 

Dostałem uderzeń gorąca, bo naprawdę zacząłem się stresować. Co się, do cholery, stało, kiedy wróciliśmy do domu? Czy ja jej coś zrobiłem?

- Bailey, mów.

- No dobra! - Uderzyła dłońmi o uda. - Całowaliśmy się, Adam. 

Otworzyłem szeroko oczy, musząc przyswoić sobie jej słowa. Miała na myśli taki normalny, prawdziwy pocałunek? Kiedy to zrobiliśmy? Jak mogłem tego nie pamiętać?!

- Nie patrz tak na mnie - powiedziała z wyrzutem.

- Sorry, ale trochę mnie zaskoczyłaś. - Zaśmiałem się, co chyba nie było dobrym gestem. Patrzyła na mnie jak na oszołoma, zaciskając nerwowo palce na spodniach. 

Po prostu nie mogłem sobie wyobrazić nas razem. Też była tak nawalona, że mnie pocałowała? A może zrobiłem to bez jej zgody? Musiałem mieć zmartwiony wyraz twarzy, bo powiedziała:

- Nie zrobiłeś nic złego. Było w porządku. Też tego chciałam. 

Chciała mnie pocałować? Grubo. 

- Nie patrz tak, no! 

 Pokręciłem głową, nie mogąc nadal przypomnieć sobie ani sekundy naszej wspólnej chwili. Bez wątpienia Bailey należała do ładnych dziewczyn i to aż grzech nie pamiętać pocałunku. Z drugiej strony, dlaczego to zrobiliśmy? 

Przypomniałem sobie czerwony ślad nad ustami, gdy obudziłem się po Sylwestrze. Wszystko jasne. To były pozostałości jej szminki. 

- Jak do tego doszło? - zapytałem.

- Ty mnie pierwszy pocałowałeś - odpowiedziała w obronie. 

- Domyślam się, ale... 

- Po co ja ci to w ogóle mówiłam? - Wstała gwałtownie z krzesła, które odsunęło się hałasem.

- Czekaj. 

Nie posłuchała mnie jednak i wyszła z pokoju. Zostawiłem na biurku wszystkie książki i poszedłem za nią. Jeżeli to co mówiła, było prawdą, nie mogłem tego zignorować. 

W salonie mama Bailey oglądała telewizję, więc dziewczyna skierowała się do kuchni, by zaparzyć sobie herbaty. Oparłem się o blat drewnianej szafki i patrzyłem na jej próby znalezienia swojego ulubionego smaku. Zawsze wybierała malinową. 

- Możemy porozmawiać? - Uniosłem jedną brew.

- Przy mojej mamie? - zapytała półszeptem. 

- Wkręciła się w swój serial, a ja chciałbym sobie co nieco z tobą wyjaśnić. 

Na jej policzki wpłynął delikatny rumieniec, którego próbowała się pozbyć, robiąc poważną minę. Wydawała się zła, a przecież nie było ku temu powodu.

- Może lepiej by było, gdybym też o tym zapomniała. 

- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałem, marsząc czoło. Ostatnimi czasy rozmawialiśmy o mnie, o moich problemach, mojej przeszłości i moich emocjach. Nadszedł jej czas, gdy interesowała mnie właśnie jej osoba. 

- Chcesz wiedzieć dlaczego odwzajemniłam pocałunek? - Popatrzyła mi pierwszy raz od godziny w oczy. 

Minąłem ją i poszedłem po kurtkę. Zdezorientowana została w kuchni, ale po chwili zrobiła to samo. 

- Masz rację, lepiej gdzieś chodźmy. Twoja mama-psycholog wie, co warto podsłuchiwać. 

Wyszliśmy na pokryte śniegiem podwórko, gdzie pod wysokimi krzewami, służącymi za płot, stała biała ławka. Odgarnęliśmy z niej zimny puch i położyliśmy płaskie poduszki, znalezione w schowku na meble ogrodowe. Tym razem rumieńce na jej policzkach były spowodowane zimnem, a nie rozmową ze mną. Jednak nadal wydawała się spięta, gdzie zazwyczaj była weselsza i pewniejsza siebie ode mnie. 

- A więc chcesz wiedzieć? - zapytała ponownie, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni czarnej kurtki. Odpowiedziałem jej ciszą, którą uznała za potwierdzenie. - Wypiłam o wiele mniej niż ty, ale i tak wystarczająco, by kompletnie stracić dla ciebie głowę. W tamtej chwili chciałam tego pocałunku. - Spojrzała na mnie. - Następnego dnia nie byłam już taka pewna, czy postąpiłam słusznie. Nie wiem czy cokolwiek do mnie czujesz, a tym bardziej... co ja czuję do ciebie. - Zrobiła nietęgą minę, gdy jej znowu nie odpowiedziałem. 

Musiałem po prostu przemyśleć jej słowa. Sam nie wiedziałem, czy czuję do niej coś więcej. Bardzo mi pomogła, cały czas wspierała i była przy mnie, ale czy ją kochałem? Te słowo wydawało się dla mnie zbyt poważne. Nigdy wcześniej prawdziwie nie kochałem

- Podobam ci się? - Uśmiechnąłem się głupawo. 

- Nie będę teraz powiększała twojego ego.

- Bailey.

- No dobrze - założyła ręce na piersi - w tamtej chwili najwyraźniej mi się podobałeś.

- Tylko w tamtej? 

Mierzyła mnie buntowniczym spojrzeniem, który lekko mnie rozbawił. 

- To ty mnie pocałowałeś pierwszy! 

- Byłem nachlany w trzy dupy!

- I co?! Najwyraźniej też się tobie podobałam. Colin stwierdził, że człowiek po alkoholu jest bardziej szczery. Przyznaj się do swoich uczuć, Adam! 

Patrząc na jej brązowe oczy przepełnione żalem, naprawdę chciałem to zrobić. Był jeden, zasadniczy problem - nie znałem swoich uczuć!

- Czuję się jak idiotka, a ty nawet nic nie powiesz...

- Bailey - westchnąłem, naciągając czapkę na czoło. - Wszystko poszło nie tak. Przepraszam, że cię pocałowałem, i to jeszcze po pijaku. Nie chcę w ten sposób zmieniać naszych relacji. 

- Nie przepraszaj mnie! Chcę tylko wiedzieć, czy to było szczere. Nawet nie wiesz, co czułam przez te dwa dni, zastanawiając się nad tym, co zrobiliśmy. Nie chcę czuć się wykorzystana.

Zagryzłem policzek od środka, złoszcząc się na siebie samego. Dlaczego musiałem sprowadzić się do takiego stanu?! Gdyby nie alkohol, nie doszłoby do pocałunku, albo bym go, kurde, pamiętał. 

- Może nie wracajmy do tego, okej? - zaproponowałem. - Było, minęło. 

Jej smutny uśmiech mówił jednak co innego. Jeszcze bardziej ją zdenerwowałem. Wstała po kilku sekundach z ławki i zaczęła brnąć przez wysoki do łydek śnieg. 

- Czego ode mnie oczekujesz?! - krzyknąłem do jej pleców. 

 Odwróciła się i posłała mi spojrzenie, które mogłoby zabijać. 

- Żebyś wziął w końcu odpowiedzialność za swoje czyny. 

Bailey

Byłam zła na Adama, ale przede wszystkim na samą siebie. Żywiłam też urazę do Colina, że kazał mi mu o wszystkim powiedzieć. Wszystko się popsuło. Nie potrafiłam już spojrzeć mu w oczy, a on nie mógł znaleźć odpowiednich słów, by przekonać mnie z powrotem do siebie. 

W środę nie musiałam z nim przebywać, bo poszedł na rozmowę o pracę. Domyśliłam się, że ją dostał i zaczął jeszcze tego samego dnia, bo nie wrócił wieczorem do domu. Rodzice wyglądali na zadowolonych, że zacznie dokładać się do swojego utrzymania i może niedługo znajdzie własny, ciepły kąt. 

Ale dlaczego byłam zła na siebie? Nie przez to, że odwzajemniłam pocałunek. Nie powinno się żałować chwil, w trakcie których byliśmy szczęśliwi. Denerwowała mnie walka pomiędzy sercem, a rozumem, w której żaden z nich nie chciał przegrać. Oszukiwałam samą siebie. Już dawno zaczęłam traktować Adama inaczej niż wcześniej. Od momentu kiedy zobaczyłam jego nagi tors, zwracałam uwagę na jego atrakcyjność. Z tyłu głowy żyła malutka nadzieja, że między nami dojdzie do czegoś więcej. Oprócz złości, czułam i rozczarowanie. Spodziewałam się lepszej reakcji ze strony chłopaka. Nie oczekiwałam romansu jak z książek dla nastolatków, tylko odrobiny zrozumienia i wsparcia. Zapomniałam, że Adam nie był przyzwyczajony do rozmów o uczuciach, a tym bardziej uczuciach innych ludzi. Zapomniałam też o tym, że chłopcy są ślepi i cofnięci w rozwoju, a niektóre rzeczy przychodzą im z trudem i lekkim opóźnieniem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top