18. Mikołajki
Adam
W drodze do szkoły wspominałem miniony wieczór. Zapomniałem zamknąć się w łazience, co dziwne, bo robiłem to odkąd pamiętam. Bailey wydawała się bardziej zawstydzona całą sytuacją niż ja. Trochę mnie to rozśmieszyło. Tak naprawdę nic się nie stało. Ja przynajmniej nie czułem się źle z tym, że widziała mnie bez koszulki. Z drugiej strony nie prezentowałem się zbyt korzystnie. Moją klatkę piersiową i brzuch nadal pokrywały siniaki, a brak siłowni dawał o sobie znać. Aż nie wróciła z powrotem do swojego pokoju, wydawała się trochę skrępowana. Serio mój wygląd tego dokonał? Wystarczyło parę sekund, by zaczęła zachowywać cię całkiem inaczej.
Teraz siedziała obok mnie w autobusie, pierwszy raz przy oknie. Patrzyła na przechodniów, jakby każdego znała. Ciekawie to wyglądało. Nigdy nie przykładałem takiej uwagi do innych ludzi.
- Idziesz na dyskotekę mikołajkową? - zapytała, odwracając wzrok od szyby.
- Jeśli chcesz.
- Jasne, możemy pójść razem.
Potwierdziłem jej propozycję uśmiechem. Zachowywała się tak samo jak wcześniej. Nadal nie rozgryzłem tego, jak działają kobiety.
- Chyba pójdę na zakupy po jakąś sukienkę z Chloe. Może też chcesz?
- Nie, dzięki, nie noszę sukienek.
- Przydałyby ci się nowe buty - zignorowała żart. - Spadnie śnieg, a ty będziesz latać w trampkach?
- A co z nimi nie tak?
Popatrzyliśmy na moje buty, które były zdecydowanie za cienkie na zimę, plus brudne i odklejały się przy gumie.
- Tak, przydałyby się nowe. Ale nie mam kasy.
- Nie martw się, mam kieszonkowe.
- Nie mogę, Bailey.
- Przestań, nie kupię ci przecież samochodu tylko parę butów.
- Nie oddam ci tych pieniędzy. - Popatrzyłem w jej brązowe oczy.
- Nie oczekuję tego. Dyskoteka jest w piątek, więc możemy jechać dzisiaj po szkole.
Nie kłóciłem się już, bo stałem na przegranej pozycji. Nie to, że nie potrzebowałem nowych butów, ale nie chciałem żerować na pieniądzach państwa Adams. Nie chciałem czuć się pasożytem.
Przed pierwszą lekcją brunetka poleciała do Chloe, która od razu zgodziła się na zakupy. Stałem tylko obok, nie rozumiejąc, jak można się tak z tego powodu cieszyć. Dawno nie byłem w galerii handlowej i jakoś mnie do niej nie ciągnęło.
- On też idzie? - Blondynka pokazała na mnie palcem.
- Tak, Adam idzie.
- Już ci współczuję - zaśmiała się. - Niezdecydowanie to moje drugie imię.
Musiałem wyglądać na przerażonego, bo dziewczyna zaśmiała się ponownie i wróciła do rozmowy z Bailey. Ja poszedłem do swojej szafki po książkę od angielskiego, próbując po drodze nie wpaść na Nathana.
Nie mogłem go jednak unikać wiecznie. Jego stolik na stołówce nie znajdował się daleko. Kiedy dawniej siedziałem w rogu sali, dzieliła nas spora odległość, ale obecnie potrafiłem dostrzec pryszcze na twarzy jego kolegi.
- Mówiłem Chloe, żeby ubrała się w taki strój seksi Pani Mikołajowej, czaicie, a dostałem za to po głowie - żalił się Daniel.
- Czasem gadasz takie głupoty, że aż mi wstyd za ciebie, kochanie.
- Ja ubieram głupią czapkę, a ty nie możesz ubrać czegoś, co cieszy oko?
- Dan... Proszę cię, bo zaraz dostaniesz nóżką kurczaka.
Bailey uśmiechała się nieświadomie, obserwując parę, siedzącą naprzeciw niej. Wydawali się bezkonfliktowi. Jeszcze ani razu nie widziałem, by się naprawdę kłócili. Sprzeczali się o jakieś bzdety, ale Chloe nie wyglądała na choć odrobinę złą.
- Czyli wszyscy idą? - ożywił się Ben. Zauważyłem, że to on z trójki przyjaciół najczęściej się odzywał.
- Na to wygląda - odpowiedział mu Colin. - Mam wrażenie, że nasza szkoła urządza zabawy z każdej możliwej okazji.
- I to jest właśnie super!
- No - poparł go Harry. - Wyobraźcie sobie Dzień Pizzy...
- Stary... Nie wróciłbym chyba do domu.
Słuchałem wywodów Bena na temat pizzy, jedząc swój wegetariański lunch. We wcześniejszej szkole nie mieliśmy aż takiego wyboru jedzenia. Był jeden rodzaj mięsa i każdy musiał jeść lub przynieść coś z domu.
Popatrzyłem na Nathana, który nie odrywał ode mnie wzroku. Pokazałem mu środkowy palec. Myślałem, że jakoś zareaguje, ale odwrócił głowę. To nie było do niego podobne. Byłem wręcz pewien, że oberwie mi się za nieprzemyślany gest, a tym czasem Nathan nie miał zamiaru nawet posłać mi groźnego spojrzenia.
Zatrzymał mnie przy wyjściu ze stołówki. Bailey chciała zainterweniować, ale poprosiłem ją dobitnie o pójście pod klasę od chemii. Nadal mnie to trochę irytowało, że stawała w mojej obronie, jakbym był niedorozwinięty i nie potrafił sam o siebie zadbać.
- Nie mam ochoty z tobą gadać - powiedziałem spokojnie.
- Ta, domyślam się. Ale dzięki, że nie wydałeś mnie policji. Twoja laska mnie szantażowała, ale ostatecznie też nic nie zrobiła.
Nie wierzyłem w jego podziękowania. Nagle zrobił się z niego grzeczny chłopiec? Przymknąłem oko na "twoja laska", ale reszta nie wydawała mi się szczera.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz? - zapytałem mocniejszym tonem.
- Już nic. Chcę cię... przeprosić - wydusił z siebie, na co otworzyłem szerzej oczy. - Trochę przesadziliśmy.
- No co ty - prychnąłem. - Tylko prawie mnie zabiliście.
- Serio przepraszam, nie chciałem przecież puścić chaty z dymem.
- A, czyli pobicie mnie do nieprzytomności uważasz za słuszne?
- Ta, należało ci się. Podobno Felixowi też podpadłeś.
Zacisnąłem dłonie w pięści, bo nadal nie wybaczyłem mu tamtej nocy.
- Nie wpieniaj mnie człowieku. Nie chcę być kablem, ale nic mnie nie trzyma, by pójść na policję.
Przycisnął mnie umięśnionym przedramieniem do ściany, napierając całym ciałem.
- Nie pójdziesz - warknął. - Bo ten plaster na twojej twarzy zostanie tam na zawsze.
Rozbawiła mnie jego groźba. Zaśmiałem mu się w twarz, jeszcze mocniej go denerwując.
- Nie dam już sobą pomiatać, debilu. Puść mnie i daj sobie siana.
- Zamknij mordę, Wilde. Chciałem ci podziękować i przeprosić, a dla ciebie to nadal za mało.
- Dobra, prawie ci wierzę, że przez przypadek wywołaliście pożar, ale było mi pomóc, a nie zostawić na pewną śmierć.
Odepchnąłem go od siebie i zacząłem odchodzić.
- Jesteśmy kwita, ale jeśli pójdziesz na policję i wszystko wygadasz, znowu cię dorwiemy. Nikt cię nie uratuje, już się o to postaramy.
Bailey
Od razu po szkole pojechaliśmy z Chloe do galerii handlowej. Usiadłam z nią w autobusie, bo tak raczej wypadało, a Adam słuchał za nami muzyki na pożyczonych ode mnie słuchawkach.
Blondynka była dobra w szukaniu ubrań w okazjonalnych cenach, więc od razu poleciała na wyprzedaże. Kupiła o wiele więcej, niż zamierzała. Na liście nie znalazło się nic, czego oczekiwał Daniel, ale kupiła uroczą, czerwoną sukienkę. W mojej jedynej torbie znajdowała się kreacja przed kolano, z okrągłym dekoltem i podkreśleniem wcięcia w talii. To Adam pomagał mi w wyborze sukienki, bo Chloe była zbyt zajęta przymierzaniem swoich ubrań. Początkowo wydawało mi się to naturalne, dopóki nie zaczął jeździć swoim spojrzeniem po mojej sylwetce. Wróciło do mnie uczucie z poprzedniego wieczoru, a na policzki wstąpiły rumieńce, których nie zobaczył, bo szybko zasunęłam zasłonkę.
Przed powrotem do domu poszliśmy do restauracji, gdzie zamówiliśmy sobie nieduży obiad. Pierwszy raz jadłam sushi, które nie do końca przypadło mi do gustu. Zazdrościłam wegetariańskiego kotleta na talerzu Adama, otoczonego smakowitymi sałatkami.
W domu byliśmy przed wieczorem. Chłopakowi udało się kupić parę butów, które włożył do szafki w przedpokoju. Sama wybrałam mu tańsze odpowiedniki Timberlandów z ciepłym futerkiem, które na szczęście mu się spodobały i mogliśmy wręcz od razu zmierzać do kasy.
Tym razem nie wparowałam mu do łazienki, tylko spokojnie poczekałam na swoją kolej. Z jego nosem było coraz lepiej i razem zdecydowaliśmy, że będzie mógł pozbyć się plasterka w następnym tygodniu.
- Na dyskotekę jeszcze z nim pójdę? - Patrzył niechętnie na swoje odbicie w lustrze.
- Lepiej tak. Kiedy masz ściąganie szwów?
- W czwartek o dziewiątej.
Wyciągnęłam z kubka swoją fioletową szczoteczkę do zębów i zamoczyłam ją pod wodą.
- Pojedziesz sam, prawda?
- Tak, poradzę sobie. Raczej przyjdę później do szkoły.
- Raczej powinieneś. Mamy sprawdzian z matmy. - Nałożyłam sobie na szczoteczkę pasty, a Adam wyszedł z łazienki.
Myjąc zęby, patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Przez tę minutę rozmyślałam o dyskotece, minionej osiemnastce Brada, planach na przyszły weekend i... nagim torsie Adama. Nie wiem co mnie napadło, ale nie mogłam o nim zapomnieć. To aż głupie! Wystarczyło jedno zerknięcie na jego półnagie ciało i przestałam patrzeć na niego jak na zwykłego kolegę. Od początku miałam świadomość, że jest przystojny, ale sprytnie to maskował nieprzyjemnym zachowaniem. Dlatego napalone dziewczyny szybko zrezygnowały z podrywów.
A potem pomyślałam o tym, że nadal nie wyjaśnił mi wielu rzeczy. Dlaczego miał kuratora? Dlaczego go przeniesiono? Dlaczego jakiś chłopak z Nathanem tak go pobił?
***
W piątek byliśmy na dyskotece już przed czasem. Miałam na sobie kupioną sukienkę, która podkreślała kształty, ale nie odkrywała za dużo. Przez jej czerwony kolor nie dobierałam już mikołajowych dodatków. Za to Adam opierał się przy założeniu czapki z pomponem i poszedł ubrany tak jak zawsze w czarny kolor.
Przywitaliśmy się z Colinem, Trójką, Danielem, Chloe i innymi koleżankami z klasy. Na dyskotekach zazwyczaj tańczyliśmy grupami. Do naszej przyłączyła się więc Nina i Louisa. Chodziłam kiedyś na zajęcia taneczne, których efektami mogłam się pochwalić na szkolnych imprezach. Razem z dziewczynami szalałyśmy do muzyki, zbierając przydługie spojrzenia chłopaków, znajdujących się na sali.
Zgubiłam gdzieś Adama, którego zaczęłam szukać wzrokiem. Na sali panowała ciemność, bo pogaszono światła. W takiej atmosferze o wiele lepiej się bawiło, bo nikt nie wstydził się swoich wygibasów. Ale on idealnie wtopił się w wszechobecny mrok. Widziałam samych Mikołajów, albo dziewczyny ubrane w podejrzanie krótkie sukienki, przyozdobione białymi pomponikami lub włochatymi wstawkami.
Moje poszukiwania przerwał Colin, który złapał mnie za nadgarstki i zaczął falować rękoma. Zaśmiałam się i pozwoliłam na piruet, który skończył się podeptaniem mu palców u stóp.
- Bailey, gdzie twoja gracja?! - próbował przekrzyczeć remix świątecznej piosenki.
- Sorry, ciasno tu!
Nadal tańczyliśmy razem, skazując Thomasa na znalezienie sobie innego partnera. Na szczęście nie przejął go gej, tylko Nina. Już wyobraziłam sobie scenę zazdrości, gdyby brunet poprosił do tańca jakiegokolwiek chłopaka, nawet hetero.
- Szukałaś Adama?
- Tak! Widziałeś go?! - jak zwykle mój głos nie mógł przebić się przez głośną muzykę, więc powtórzyłam pytanie.
- Był gdzieś pod ścianą i gadał z jakąś dziewczyną.
Zaskoczył mnie swoją odpowiedzią. Adam z kimś rozmawiał? I to jeszcze z dziewczyną? Nie byłam w żaden sposób zazdrosna, a ciekawa, komu udało się go nakłonić do rozmowy.
Znalazłam go dopiero po półgodzinnym tańczeniu. Wyszłam do toalety, by zobaczyć jak wygląda mój makijaż. Damska toaleta znajdowała się na końcu korytarza, a męska zaraz za salą gimnastyczną, więc otworzyłam drzwi. Widziałam wcześniej, jak dziewczyny korzystały z tych luster.
W środku nie wypatrzyłam żadnego chłopaka ani płci przeciwnej. Nagięłam się nad lustrem, wycierając palcem rozmazany tusz do rzęs. Wzdrygnęłam się ze strachu, gdy za moim odbiciem zobaczyłam jasnobrązową, chłopięcą fryzurę.
- Co ty tu robisz?
Rozpoznałam głos Adama, więc odwróciłam się w jego stronę, opierając o brzeg umywalki.
- Nic takiego. Przepraszam, jeśli w czymś przeszkodziłam.
- Widzę, że lubisz wchodzić mi do łazienki.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Chociaż może powinnam mieć poczucie winy, że za ścianą korzystał z pisuaru, a ja byłam tego świadkiem. Nawet jeśli niczego nie słyszałam.
- Szukałam cię.
- Tak? Byłem wcześniej na sali. Przy stoisku didżeja właściwie.
Odbiłam się od umywalki i usiadłam na parapecie. Adam nadal stał przy oddzielającej ściance.
- Mogłeś z nami potańczyć. Puszczają lepszą muzykę, niż się tego spodziewałam.
- Nie moje klimaty - odparł, wsuwając ręce do kieszeni. - Ale cieszę się, że ci się podoba.
- Col mi powiedział, że widział cię z jakąś dziewczyną. - Poruszyłam zabawnie brwiami.
- Ach, tak... Nazywa się Rose.
- Nie mów, że Rose Woodley.
- Tak, ona. Coś nie tak? - Zmarszczył czoło.
- To córka dyrektora. Nie lubimy się za bardzo. Jest... No, zachowuje się trochę tak, jakby wszystko jej było wolno.
- Wydawała się sympatyczna. - Odwrócił wzrok, jakby przypominając sobie blondynkę.
Nie chciałam zakazywać mu z nią gadać, ale liczyłam, że przejrzy na oczy. Chociaż jego oczy widziały ładną dziewczynę z dużym biustem, który tego dnia pokazała całemu światu, dzięki głębokiemu dekoltowi.
- Czego chciała? - nie zabrzmiało to zbyt miło.
- Tylko zagadała. Nie wiem, dlaczego jej nie lubisz.
- Bo znam ją dłużej niż ty, Adam. Nie chcę nazywać ją łatwą, ale ma trochę chłopaków na swoim koncie i myśli, że każdy będzie jej. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaczęła się obok ciebie częściej kręcić.
Naszą rozmowę przerwała Hazel, przyjaciółka Rose, która przyszła przypudrować nosek.
- O, Adam! Dobrze, że jesteś, bo Rose cię szukała.
Normalnie nie wierzyłam, że brunet wyszedł za nią z łazienki i prawdopodobnie wrócił do jej pustej przyjaciółki. Naprawdę nie przemawiała przeze mnie zazdrość, ale jeśli już wreszcie Adam zwrócił na jakąś dziewczynę uwagę, dlaczego musiała być nią Rose Woodley?! Nie wyobrażałam sobie ich razem. Ona nie szukała wielkiej miłości, tylko faceta na chwilę, którym będzie mogła pochwalić się przed koleżankami.
Nie mogłam oderwać wzroku od flirtującej blondynki, zmysłowo unoszącej szczupłą nogę. Dlaczego zainteresowała się akurat Adamem? Stał pod ścianą w swojej bluzie i opatrunku na twarzy. Nie wyglądał jak najlepsi szkolni przystojniacy. Chciała zdobyć tego najbardziej niedostępnego, by później się tym chwalić? Dlaczego chłopcy nie widzieli tego co oczywiste i poddawali się kobiecym wdziękom?
Próbowałam nie zwracać na nich uwagi, bo przecież to nie moja sprawa. Nie byłam z chłopakiem w związku, więc mógł robić, co chciał. Ale jednak czułam się za niego w jakimś stopniu odpowiedzialna. Nie chciałam by został kolejny raz zraniony. Nie przez Rose.
- Bailey, co ci jest? Przestań mnie deptać. - Terry puścił moje ręce.
Przeprosiłam go i usiadłam na krześle pod oknem. Nie miałam już ochoty tańczyć. Cały czas deptałam koledze po butach i miałam tak samo tego dość, jak on. Wolałam przestać sprawiać kłopot i odejść w kąt sali.
Niedługo zagrzałam tam miejsce, bo zostałam wciągnięta na parkiet przez roześmianą Chloe. Bawiła się o wiele lepiej ode mnie. Pierwszy raz odkleiła się od Daniela, który wziął w obroty inną dziewczynę. Nie widziałam jej twarzy, ale byłam zdziwiona, że koleżanka w ogóle na to nie reagowała. Pobujałam się z nią chwilę, póki nie przechwycił jej Ben. Znowu się zdziwiłam, bo Daniel zgodził się na to bez mrugnięcia okiem. Może ich związek nie był tak idealny, jak go przed innymi pokazywali?
Dyskoteka skończyła się równo o dziewiątej i wszyscy Mikołajowie wraz ze Śnieżynkami wyszli z liceum na szkolny parking. Mnie z Adamem miał odwieźć Daniel. W środku jego własnego samochodu siedziała już Chloe, więc zajęliśmy tylną kanapę.
- Dobrze się bawiliście? - zapytał kierowca.
- Jasne, a wy? - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No oczywiście! Ale jednak domówki są o wiele lepsze. Może zrobię jakąś u siebie w następny weekend.
Jego dziewczyna nic na ten temat nie powiedziała, tylko oparła głowę o szybę. Nie musiało to być zbyt wygodne, bo szybko wróciła do wcześniejszej pozycji.
- Może przyjdę - powiedziałam.
- To świetnie. Koniecznie zabierz Colina. Jeszcze nie byliście w moim domu, a mam świetny basen w piwnicy!
Jechaliśmy dalej, wyobrażając sobie mokrą imprezę w strojach kąpielowych. Pora roku nie sprzyjała, ale fakt, że basen znajdował się w piwnicy, dodawała wszystkiemu realizmu.
Adam nie podchwycił tematu, tylko siedział, patrząc na mijane domy. Może myślał o Rose. Do końca dyskoteki gdzieś przepadli i zaczęłam ganić siebie w myślach, że tworzę przeróżne teorie. Czułam bliżej niezidentyfikowane uczucie, wyobrażając sobie ich całujących się gdzieś w kącie.
Tym razem nie rozmawialiśmy przed snem, tylko od razu rozdzieliliśmy się po wejściu do domu. On poszedł wziąć prysznic i przyszykować się do spania, a ja zjadłam późną kolację.
O północy leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Nie mogłam zasnąć, mimo że po powrocie padałam z nóg. Prysznic musiał mnie odświeżyć i dodać siły, która odganiała ode mnie upragnione sny. A lubiłam śnić. Często było tak, że to o czym pomyślałam przed zaśnięciem, pojawiało się w moich snach. Dzięki temu zaliczyłam już koncerty ulubionych zespołów, brałam ślub z idolami, a nawet skakałam ze spadochronem.
Nie wiem co miałam w głowie, że przyśnił mi się Adam karmiący nasze dzieci.
// Kto dotrwał do tego momentu :) Zostaw po sobie ślad!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top