1. Pan Ufo

Bailey

Dawno nie było tak ładnej pogody. Od ponad tygodnia albo padał deszcz, albo niebo zasłaniały chmury. Co się dziwić - mamy październik. Szłam z Colinem przez centrum Portland. Byliśmy wcześniej na zakupach, a później w Starbucksie. Chłopak nadal pił swój napój przez słomkę, a ja niosłam różową reklamówkę z nową parą spodni.

- Może zajdziemy do księgarni? - zapytałam przyjaciela.

- Mam picie. - Uniósł kubek w górę.

- Jezu, pij szybciej. Muszę znaleźć taką jedną książkę.

Blondyn dobrze wiedział, że książki były moim hobby. Uwielbiałam je czytać, przeżywać losy bohaterów, a nawet sama pisać. Swoje wypociny umieszczałam na Wattpadzie, ale jeszcze nie zyskały na popularności.

Po pięciu minutach weszliśmy do mojego ulubionego miejsca na kupno książek. Rozejrzałam się po dziale młodzieżowym, w poszukiwaniach powieści, której internetowa recenzja bardzo mnie zaciekawiła.

- Mam! - Wzięłam ze środkowej półki moje cudo.

- Ładna okładka - przyznał Colin.

- Chodźmy do kasy.

Z uśmiechem zapłaciłam brodatemu mężczyźnie i schowałam nową zdobycz do czarnej torebki. Wyszłam ze znudzonym chłopakiem na zewnątrz, skąd do domu dzieliło nas tylko kilka ulic.

- Muszę się jeszcze pouczyć na jutrzejszy sprawdzian więc wracajmy.

- W sumie ja też - odparł Colin.

- Co tam u Thomasa? - zapytałam.

- Jest chory. Biedaczysko. Leży cały dzień w łóżku.

- Przynajmniej nie musi iść do szkoły. - Uśmiechnęłam się.

Thomas był chłopakiem Colina. O swojej orientacji powiedział mi dopiero po roku przyjaźni. Bardzo mi ulżyło, bo obawiałam się, że chłopak się we mnie podkochuje. Tworzyli uroczą i sympatyczną parę. Obaj na pierwszy rzut oka ani trochę nie wyglądali na gejów. Plus byli naprawdę przystojni.

Cały wieczór spędziłam przed książką od biologii. Lubiłam ten przedmiot, ale nauczycielka zawsze robiła trudne sprawdziany więc nauka zajmowała mi po kilka godzin. Na mojej twarzy za każdym razem pojawiał się uśmiech, gdy mój głupi przyjaciel wysyłał mi SMS-y.


Colin: Jak tam idzie nauka? 

Bailey: Mam całe strony w zielonym markerze.

Colin: Na którym jesteś dziale? Jeżeli budowie ciała, to mogę ci poopowiadać :))

Wyłączyłam telefon, bo zbyt mnie rozpraszał. Wkurzanie mnie chyba było ulubionym zajęciem Colina.


Poszłam spać dość późno, więc pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Jak często przed szkołą zaczął mnie boleć brzuch. Chyba stresowałam się sprawdzianem. Mniejsza. Ubrałam się szybko w wygodne jeansy i szarą bluzę z napisem "queen", którą dostałam od przyjaciela na minione święta. Od wyjścia dzielił mnie jedynie makijaż. Nic specjalnego, stawiałam raczej na naturalność. Zarzuciłam śliwkowy plecak na plecy i pognałam schodami na parter.

- A śniadanie? - zawołała mama z kuchni.

- Zjem jabłko po drodze!

Wzięłam z miski jeden owoc i pożegnałam się z rodzicami krótkim cześć.

O mało nie spóźniłam się na autobus. Zazwyczaj jeździłam sama, chyba, że sąsiadki z równoległej klasy nie mógł podwieźć ojciec. Wtedy siedziałam razem z Katherine na tyle pojazdu. Dzisiejszego dnia jednak nie spotkałam jej na przystanku i sama wsiadłam do autobusu. Zajęłam wolne miejsce przy oknie i przez całą drogę obserwowałam ludzi na chodnikach. Może to dziwne, ale lubiłam patrzeć na innych. Jak się zachowują, co robią, wymyślałam im imiona, historię... Ale ogólnie byłam zwyczajną nastolatką. Uczennicą drugiej klasy liceum. Brązowooką brunetką o podobno uroczych piegach w okolicach nosa. Nie miałam chłopaka. Nawet psa. Mimo wszystko byłam szczęśliwą osobą, która mogła polegać na swojej rodzinie, przyjacielu i miłych znajomych.

Idąc środkiem autobusu, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Przeprosiłam go, ale ten nawet na mnie nie spojrzał. Nie żebym oczekiwała od niego tego samego, ale kompletnie mnie olał. "Śledziłam" go przez chwilę, ponieważ szedł w tym samym kierunku co ja, czyli do Portland High School. Mimo, że prawie w ogóle nie widziałam jego twarzy (przez zasłaniający ją kaptur), byłam prawie pewna, że nigdy wcześniej go nie widziałam.

W połowie drogi nieznajomy zniknął w tłumie innych uczniów. Weszłam sama do budynku i zostałam od razu przywitana przez dobrą koleżankę z klasy.

- Hej, Bailey! - Przytuliła mnie lekko.

- Hejka, ładna bluzka.

- Obok mojego domu otworzyli nowy butik. Strasznie fajne ciuszki można tam kupić.

- To musimy się kiedyś wybrać. - Uśmiechnęłam się. - Sorry, Chloe, ale idę już pod klasę.

Wyminęłam blondynkę i szybkim krokiem ruszyłam w stronę szarych schodów. Wspięłam się nimi na drugie piętro, gdzie już łatwo dotarłam pod salę historyczną. Usiadłam na długiej ławce i wyciągnęłam telefon z kieszeni.

- Siemka - usłyszałam nagle.

- O, Colin, zwykle byłeś przede mną. - Przytuliłam go na powitanie.

- Zajrzałem po drodze do Thomasa.

- Jak się czuje?

- Nadal przeziębiony. Do końca tygodnia zostanie w domu.

Rozmawialiśmy tak o jego chłopaku, póki nie zadzwonił dzwonek. Ustawiliśmy się z resztą klasy pod drzwiami, które chwilę później otworzyła nam Holly Dorman - kobieta o niezwykle kręconych włosach.

Usiadłam w przedostatniej ławce z Colinem. Wyciągnęliśmy z plecaków wszystkie potrzebne książki i zeszyty, czekając, aż nauczycielka zapisze temat na tablicy.

- Patrz jaką Josh ma fajną fryzurę. - Blondyn kiwnął głową w stronę kolegi siedzącego z Chloe.

- Colin. - Pacnęłam go w rękę. - Masz Thoma. Nie oglądaj się za innymi facetami.

Przyjaciel zaśmiał się cicho. Znowu dałam się nabrać na jego żarty. Wspominałam, że uwielbia mnie drażnić?

Nagle do klasy wszedł jakiś chłopak w czarnej bluzie. Przyjrzałam mu się uważnie i rozpoznałam nieznajomego z autobusu. Colin, jak i reszta uczniów, zwrócili na niego uwagę.

- Pan Wilde? - zapytała historyczka.

Chłopak kiwnął głową.

- Siadaj na wolnym miejscu i następnym razem się nie spóźniaj. I ściągnij ten kaptur!

Chłopak posłuchał jej polecenia i usiadł w ostatniej ławce w rzędzie obok. Zerkałam na niego kątem oka. Miał jasnobrązowe włosy, zmierzwiona grzywka opadała mu na czoło, zielone oczy mierzyły każdego z osobna, a na nadgarstki mocniej naciągnął rękawy bluzy.

- Przystojny - stwierdził Colin.

- Dziwny.

- Wcale nie. Myślę, że bardziej nieśmiały. Jest nowy, nikogo nie zna.

- Nie miałam na myśli niczego złego. Spotkałam go w autobusie. Ma w sobie coś interesującego.

- Zakochałaś się czy co?

- Przestań. - Popatrzyłam z powrotem na swój zeszyt.

Na kolejnych lekcjach nowy chłopak nadal siedział sam. Dwie dziewczyny, Greta i Nicole - klasowe ślicznotki, już próbowały złapać go w swoje sidła, ale szybko się zniechęciły. Przyznaję, zaimponował mi. Nie każdy opiera się ich "urokowi".

Podczas przerwy śniadaniowej jak zwykle poszłam z Colinem na stołówkę. Z tacami, na których znajdowały się kanapki, jogurt truskawkowy i soczek, usiedliśmy na stałym miejscu. Do naszego stolika dosiadła się jeszcze Chloe i jej chłopak Daniel.

- Hej, gołąbeczki. - Uśmiechnęłam się na ich widok.

- Siema - przywitał się wysoki brunet.

Mimo początkowej niechęci do homoseksualnego Colina, Daniel czuł się już przy nim jak najbardziej swobodnie.

Podczas rozmowy o kinowej komedii romantycznej, zwróciłam uwagę na ostatni stolik pod oknem. Siedziała przy nim tylko jedna osoba i był nią nikt inny, jak Czarny Kapturek.

- Gapisz się na tego nowego? - Zachichotała Chloe.

- Nie gapię.

- No to patrzysz. - Wywróciła oczami. - Niezłe ciacho, co?

- Chloe! - Szturchnął ją Daniel.

Blondynka zaśmiała się melodyjnie i wróciła do kończenia swojego jogurtu.

- A tak serio to o co chodzi? - zapytał mnie Colin.

- No patrz na niego. Siedzi tak sam. Może się zapoznamy? W końcu chodzimy razem do jednej klasy.

- No... dobra. - Wstał i podał mi rękę.

- Gdzie idziecie? - zapytał zaskoczony Daniel.

- Zaraz wrócimy. - Uśmiechnęłam się i poszłam z przyjacielem na koniec stołówki.

Chłopak jadł akurat trójkątną kanapkę, gdy stanęliśmy obok. Podniósł na nas swój wzrok i z radością dostrzegłam, że jego prawe oko nie było całe zielone. Jego połowa miała brązowy odcień. Taki mój fetysz - strasznie podoba mi się heterochromia.

- Cześć, jestem Bailey - przywitałam się.

- A ja Colin. - Blondyn podał mu rękę.

Drugi popatrzył na nią bez uśmiechu i nie podał swojej. Ku naszemu zdziwieniu, wrócił do konsumpcji lanchu. Przyjaciel schował rękę do kieszeni spodni.

- Ekhm - chrząknęłam. - A jak ci na imię?

- Co cię to obchodzi? - odparł, unosząc lewą brew.

Popatrzyłam w jego piękne oczy. Czy ja się przesłyszałam, czy ich właściciel był niezłym chamem?

- Ej, wyluzuj - odparł Colin.

- Nie potrzebuję towarzystwa.

- Chodźmy więc. Nic tu po nas. - Colin położył dłoń na moim ramieniu.

- Racja.

Wycofując się, mierzyłam chłopaka wzrokiem, póki sam go nie odwrócił. Na moje usta wpełzł uśmiech satysfakcji.

- Przystojny, ale niezły buc - szepnął mi blondyn na ucho.

Po piętnastej mogliśmy wracać do domu. Przez ostatnie dwie lekcje nowy w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Colin powiedział żebym dała sobie spokój, ale ja byłam strasznie ciekawa jego osoby. Pierwszy raz spotkałam chłopaka, który aż tak bardzo odcinał się od świata. Na każdej przerwie gdzieś znikał. Z nikim nie rozmawiał, nie odpowiadał na podrywy dziewczyn, nie próbował się z nikim zaprzyjaźnić, unikał kontaktu wzrokowego... Jego odpowiedź podczas lunchu nie należała do najmilszych, ale średnio mnie zraziła. Chciałam za wszelką cenę dowiedzieć się czegoś więcej o tym człowieku niż to, że wyrzucono go ze wcześniejszej szkoły.

Po szkole spotkałam się z Chloe w kawiarni. Colin nie mógł przyjść, ponieważ w czwartki miał zajęcia muzyczne - grał na gitarze.

- Poproszę ciasto czekoladowe. - Blondynka wskazała na zdjęcie w menu.

- A co dla ciebie? - Niewiele starszy od nas kelner popatrzył na mnie.

- Tylko gorącą czekoladę.

Chłopak zapisał zamówienie w notesie, zabrał karty dań i oddalił się w stronę kuchni.

- Sympatyczny.

- Że ten kelner? - Popatrzyłam na koleżankę.

- Widziałam, jak na ciebie patrzył.

- Niby jak?

- No weź, Bailey... Wokół tyle fajnych facetów, a ty nadal sama.

- Odwal się, Chloe.

Blondynka parsknęła śmiechem. Nie wiem dlaczego, ale zależało jej na znalezieniu mi drugiej połówki. Ja czekałam na tego jedynego, nie chłopaka na chwilę.

- Co, może wolisz Pana Ufo?

- Kogo? - Zmarszczyłam czoło.

- No tego nowego z naszej klasy.

- Wiesz jak się nazywa?

- Nie wiem, czy ktokolwiek wie.

- Dziwne, nie? Nauczyciele mówili jedynie "Wilde".

- Mhm, robi niepotrzebnie jakąś tajemnicę. Dziki jak jego nazwisko. - Zaśmiała się. - I tak prędzej czy później ludzie dowiedzą się o nim przynajmniej jak ma na imię. Nie zawracaj sobie nim głowy. Jak będzie chciał, to zagada.

Pokiwałam głową, przetwarzając usłyszane informacje. Później ten sam kelner przyniósł nam ciasto i brązowy napój. Chloe przestała na mnie naciskać i mogłyśmy swobodnie porozmawiać o interesujących nas tematach. Niebieskooka zrelacjonowała mi koncert Justina Biebera, na którym była kilka dni temu, a ja przekazałam jej newsy z mojego muzycznego świata. Gustowałam w takich zespołach jak Coldplay, Imagine Dragons, One Republic czy Twenty One Pilots. Moim głównym idolem był Shawn Mendes, a z piosenkarek ostatnimi czasy polubiłam Się.

Wieczorem siedziałam już na swoim łóżku w przytulnej sypialni. Nominowały tu białe meble, plakaty porozwieszane na szarych ścianach, tumblr'owe lampki i zdjęcia formatu polaroid. Niby na pierwszy rzut oka identyczny jak pokoje większości nastolatek, ale chciałam by był tylko mój. Prawie całą jedną ścianę zajmował regał pełen książek i osobistych drobiazgów, na komodzie stały pamiątki z wakacji, na parapecie śnieżne kule z różnych zakątków świata, pod oknem ustawiłam biurko, przy którym rysowałam (jeśli miałam na to czas), a łóżko zajmowało mnóstwo poduszek z motywującymi cytatami lub wizerunkami sław. Jako mała dziewczynka - wraz z mamą - przykleiłam do sufitu fluorescencyjne gwiazdki, które nadal świeciły nocami. Znajdowało się tu wiele wspomnień, które tworzyły sypialnię wyjątkową i tylko moją.

Po długim i odprężającym prysznicu zadzwoniłam do Colina. Czasem rozmawialiśmy przed snem. Opowiedział mi o dzisiejszych zajęciach, o tym, że nauczyciel go pochwalił, co zagrał i kto nowy doszedł do ich grupy. Uwielbiałam chłopaków grających na instrumentach, a mój przyjaciel miał prawdziwy talent. Dziewczyny, które nie wiedziały o jego orientacji, słysząc jak gra na gitarze, błagały o numer telefonu. Zawsze śmiałam się z bezradnej miny Colina, gdy tłumaczył, że jest w związku.

- A co ty dzisiaj porabiałaś? - zapytał zmęczonym głosem.

- Byłam z Chloe w kawiarni.

- Ostatnio coraz częściej się spotykacie. Przyjaźnicie się, czy to jeszcze nie to? A może też jesteś homo?

Prychnęłam rozbawiona.

- Dobrze wiesz, że nie. I nie bój się, nie zamienię ciebie na Chloe.

- Jest naprawdę spoko, nie obrażę się, jeśli będziecie spędzać razem czas.

- Wystarczy mi jeden przyjaciel, dzióbku.

- Jesteś kochana.

- Wiem. - Uśmiechnęłam się do siebie. - I twoja kochana słyszy, że chce ci się spać.

- Racja, jestem padnięty. To do zobaczenia w szkole?

- Oczywiście. Papa! - Cmoknęłam do słuchawki.

Położyłam głowę na poduszce. Wyobraziłam sobie Colina gaszącego światło, chorego Thomasa smarkającego w chusteczkę, przeglądającą Instagrama Chloe i... Czarnego Kapturka, który nagle wkradł się do mojego umysłu.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top