4. Zrobię ci.

DZIEŃ 1

Obudziłam się, gdy poczułam rękę owiniętą wokół mojej talii. Zimne palce dotykały mojego brzucha i czułam czyjąś obecność na plecach. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nialla. Dlaczego jego ręka była na mojej talii? Dlaczego byliśmy tak blisko? Dlaczego się przytulaliśmy? Co się do cholery stało ostatniej nocy?

Zanim zastrzeliłabym Nialla pytaniami, zamknęłam szybko swoją buzię. Spojrzałam na niego, ale ten dalej spał. Włosy zakrywały mu czoło. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak blisko. Jego szyję pokrywały piegi i małe plamki. Usta miał lekko otwarte. Zawsze, gdy spałam otwierałam buzię i wyglądało na to, że on też. Czerwone, podpuchnięte usta były jedynym kolorem na jego bladej twarzy. Chciałam poczuć jak te usta smakują. Nie wiem co mi się stało, ale przybliżyłam swoją twarz do jego. Musiałam przestać, zanim popełniłabym błąd. Ale jeden całus nie boli. Nawet by tego nie odkrył.

Moja twarz unosiła się nad jego i właśnie miałam zamiar dotknąć jego ust, gdy zobaczyłam jak otwiera oczy. Od razu zamknęłam swoje z nadzieją, udając, że dalej śpię. Moje serce waliło, proszę Panie Boże, niech myśli, że dalej śpię.

Czułam jak się rusza i zabiera rękę z mojej talii, prawdopodobnie zastanawiając się jak ona tam wylądowała. Poczułam jego rękę na moim podbródku, a swoim palcem wskazującym zaczął kreślić koła na mojej skórze. Zmusiłam się do trzymania zamkniętych oczu, chciałam zobaczyć co zrobi dalej. Miałam tylko nadzieję, że moje trzepoczące rzęsy mnie nie zdradzą.

Jego palce powędrowały do mojego policzka i ujął go. Jak w horrorze, poczułam coś co mnie gilgotało w nos i zanim się zorientowałam, kichnęłam. Od razu zabrał swoją rękę.

- Uroczy początek dnia. - wymamrotał, wycierając dłonią swoją twarz.

- Tak bardzo, bardzo przepraszam. Nie chciałam tego zrobić. - podniosłam się, więc on też.

- W porządku, ja tylko... - i wtedy się zatrzymał.

Wiedziałam co chciał zrobić, no ale wyszło jak wyszło, więc przestał to robić.

- Ty co? - zapytałam i uniosłam jedną brew.

- Nic. - jego policzki się zaczerwieniły i odszedł w kierunku samolotu.

Moje nogi poniosły mnie tam, gdzie był on. Gapił się na wrak maszyny. Na co tak właściwie patrzyliśmy?

Jakby czytając w moich myślach, powiedział:

- Musimy zebrać wszystko to czego potrzebujemy. Jedzenie, ubrania, wszystko co niezbędne.

Pokiwałam w zgodzie. Modliłam się, żeby wystarczyło jedzenia, które znajdziemy dopóki nie przypłynie zespół ratunkowy, o ile przypłynie.

- Ale najpierw, daj mi się posmarować. - wyjął ze swojej kieszeni krem do opalania. Czy on go nosił ze sobą wszędzie? Ten facet był niemożliwy.

Zdjął swoją koszulkę, a ja oddaliłam wzrok. Nie chciałam go widzieć bez koszulki, co on sobie myślał?

- Mogłabyś? - spytał, a ja wystawiłam głowę w jego kierunku. Mój wzrok przeskanował jego bladą klatkę piersiową, która błyszczała lekko od kremu. Spojrzałam na jego mięśnie na brzuchu i uznałam, że musiał dużo ćwiczyć na siłowni. Przejechałam wzrokiem i zatrzymałam się na linii tuż pod brzuchem. Zanim popatrzyłam się niżej, usłyszałam jak Niall wypuszcza z siebie sztuczny kaszel. - Mogłabyś mi posmarować plecy? Obiecuję, że pomogę ci z twoimi. - na policzkach czułam gwałtowne uderzenie gorąca.

- Ta... tak. - zebrałam w sobie odwagę i wzięłam do ręki buteleczkę. Odwrócił się i miałam teraz pełny obraz jego pleców. Motylki w moim brzuchu zaczęły robić jakieś salta.

Wycisnęłam trochę płynu i roztarłam go na moich dłoniach. Dotknęłam jego pleców. Pod moim dotykiem wydawały się być takie zimne. I jakby moja ręka znalazła własną drogę rozcierania zawartości butelki. Rzeźbiąca i gładząca każdy jego mięsień. Moje ręce miały chyba własny mózg, bo w ogóle mnie nie słuchały. Delikatnie wędrowały po jego kręgosłupie. Byłam blisko linii jego bokserek. Oh, mój Boże drogi.

Moje palce lekko zawadziły o linię pleców i od razu je cofnęłam, w końcu mnie posłuchały.

- Gotowe. - przełknęłam lekką gulę, która formowała się w moich ustach. Co do cholery się ze mną działo?

- Chodź, zrobię ci. - Niall się odwrócił.

- Co proszę? - spytałam zszokowana. On właśnie tego nie powiedział.

- To znaczy, posmaruję ci plecy. - zaśmiał się. Ten śmiech działał jak miód na moje uszy.

Obróciłam się i zdjęłam swój tank top.

- Czarny, huh? - odniósł się do czarnego stanika, który miałam na sobie. Nic nie powiedziałam, tylko pokiwałam głową.

Nałożył kremu na część nad zapięciem biustonosza i rozsmarował go. Wtedy lekko podniósł haftkę.

- Teraz zobaczysz jak opalona będziesz. - powiedział, aplikując balsam i odkładając wiązanie na swoje miejsce. Moje serce robiło jakieś podskoki i salta. Jego duże dłonie wędrowały po moich plecach i wiedziałam, że jest blisko majtek. Co on miał zamiar zrobić? Moje ręce się trzęsły. Niall budził we mnie uczucie, o którym nie miałam pojęcia, że istnieje.

Palcami sunął wzdłuż gumki mojej bielizny i lekko ściągnął je w dół.

- Skończone. - gdy to powiedział, w końcu mogłam normalnie oddychać.

Znów założyłam swoją koszulkę. Nie było cholernej mowy, żebym paradowała w samym staniku. Najwidoczniej Niall myślał zupełnie inaczej niż ja. Zrobił ze swojej koszulki kulkę i schował do niej krem do opalania.

- Więc ty bierzesz tą część, a ja przeszukuję tą. - machałam rękami jakbym miała przed sobą publiczność. Zdecydowałam się pójść na ogon samolotu, a Niallowi przydzieliłam kokpit. Uznałam, że to w porządku.

- Ai ai, kapitanie. - i z tym każdy z nas odszedł w swoją stronę.

***

Po czasie polowania i układania odkopanych rzeczy, spojrzałam na to co znalazłam. Koce, walizki, włączając w to moje, dwie pochodnie, tam gdzie leżało jedzenie była paczka chińskiego makaronu, cztery małe buteleczki alkoholu, zastanawiałam się jak przetrwały, plastikowe butelki z wodą, cztery duże tabliczki czekolady, paczkę herbatników i paczkę czegoś nad czym się głowiłam od jakiegoś czasu oraz małe miseczki i łyżki. Wszystko było ułożone w kolejności. Znalazłam również pokrowiec na gitarę, wzięłam go i poszła w kierunku części samolotu, gdzie był Niall.

- Patrz co znalazłam! - wrzasnęłam, a on się odwrócił. Jego oczy otworzyły się szerzej, gdy zobaczył w moich rękach instrument. Zaczął biec w moim kierunku, zostawiając za sobą cokolwiek robił.

- To moje? - spytał, łapiąc powietrze z podekscytowania.

- Nie mam pojęcia. - podałam mu futerał. Położył go na piasku i uklęknął na kolanach. Otworzył w pośpiechu zamek i naszym oczom ukazał się instrument z sześcioma nietkniętymi przez upadek samolotu strunami.

- Moje dziecko. - Niall pisnął jak małe dziecko i przyciągnął mnie do uścisku. Tak, to była jego gitara.

Był tak podekscytowany jak mały chłopiec na swoim przyjęciu urodzinowym.

- Chodź, zobaczymy co tam masz. - odciągnęłam go i zaczęłam iść w kierunku jego części. Wokół były porozrzucane magazyny, więcej koców, butelki oraz coś co przykuło mój wzrok. Wyglądało na małą saszetkę, było ich cztery. Były ułożone w idealne kwadraciki i nie mogłam zrozumieć co to jest.

- Co to? - spytałam, podnosząc paczuszkę i czując jej zawartość. Wraz z uśmieszkiem Nialla i świadomością co to było, odrzuciłam saszetkę na bok.

- Ew, ew, ew. Gdzie ty wynalazłeś kondomy? - byłam zdegustowana. Ktoś naprawdę brał prezerwatywy do Londynu?

- Znalazłem je i nigdy nie wiesz, kiedy mogą się przydać. - Niall puścił mi oczko, przez co posłał dreszcze wyczuwalne na kręgach. Naprawdę planował uprawiać ze mną seks?

- Zobaczmy co ty masz. - pociągnął mnie za rękę, a ja odepchnęłam myśli o tym co powiedział.

- Jedzenie. - wykrzyknął i chwycił tabliczkę czekolady. Miał zamiar odłamać duży kawałek, gdy trzepnęłam go po dłoni.

- Mamy ograniczoną ilość jedzenia, Niall. - ostrzegłam go. Wydął wargi, zawinął ją z powrotem i odłożył.

Zanieśliśmy nasze znaleziska na miejsce, gdzie spaliśmy. Ubrania były poskładane obok koców, magazyny leżały jeden na drugim, a jedzenie ułożone w porcje. Z tym co mieliśmy powinniśmy przetrwać kilka dni.
________________

Jakoś za dużo rąk w tym rozdziale :'''''''''))))) XDDDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top