Rozdział 4
Drugi dzień w szpitalu. Obudziłam się i tak, jak mówił lekarz wziął mnie na pobieranie krwi. Wprost wspaniale.
Wszyscy by powiedzieli, że nie powinnam się bać igieł skoro od dziecka jeździłam po szpitalach i byłam kłuta wieloma igłami. Chciało mi się wymiotować. Usiadłam na klozetce.
-Wszystko w porządku? - spytała jedna z pielęgniarek.
Pokiwałam tylko lekko głową. Chciałam wstać, ale nadal kręciło mi się w głowie.
-Wezmę ją i tak miała przyjść do mojego gabinetu - rozpoznałam ten głos.
Spojrzałam na mężczyznę, a on chwycił mnie pod ramię.
-Dasz radę iść sama? - wstałam wspomagając się.
-Jest dobrze. Dam radę iść sama - odpowiedziałam.
-Nie wydaje mi się. Wyglądasz, jak trup, który wyszedł z trumny. Do Wszystkich Świętych jeszcze miesiąc Nela - posłałam mu uśmiech i ruszyliśmy do drzwi wyjściowych tej cholernej sali do pobierania krwi.
Szliśmy korytarzem. Zauważyłam, że połowa tutaj ludzi wręcz, jak widzą Charliego to się go boją i wiadomo mówią dzień dobry. Prawie by tu uklękli na tej podłodze. W końcu dotarliśmy do jego gabinetu.
-Jesteś tu, aż tak tu sławny, że ludzie tu wręcz padają na podłogę - podeszłam do fotelu i po prostu usiadłam.
-To, że jestem tu kardiologiem to nic nie znaczy - odparł bez wahania i usiadał przy swoim biurku - Jednak widzę, że bardzo ciężko przeszłaś pobieranie krwi - dodał.
-Wcale nie. To chyba normalne, że człowiek może... - nie dane mi było dokończyć.
-Wręcz zemdleć? Nie musisz tu zgrywać mi bohaterki. Za godzinę dostanę wyniki, a i zrobimy EKG - powiedział.
Nie dziwiłam się, gdy wymieniał po kolei badania odnośnie mojego serca.
-Domyślam się, że to co wymieniałem było dla ciebie nudne, ale jako lekarz muszę cię o tym poinformować - przewróciłam tylko oczami na jego słowa.
-Doskonale o tym wiem. Dziś zrobisz mi kolejne badania czy dopiero jutro? - spytałam.
-Dzisiaj je zrobię. Im szybciej je dostanę tym lepiej mi się rozjaśni na czym stoimy. Co do chorób serca liczy się każda minuta - mówił to z tak dużą powagą, że się aż przeraziłam.
-Wiesz może kiedy ewentualnie będę wypisana ze szpitala? - westchnęłam.
-Nie lubię niczego obiecywać i nie mogę stwierdzić, kiedy wyjdziesz, albo czy w ogóle wyjdziesz ze szpitala. Nie chcę dawać ci jakiejkolwiek złudnej nadzieji - spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby błagał mnie o to, abym przyjęła jego przeprosiny.
-Rozumiem cię. Nie musisz mi tego tłumaczyć. Ja to wiem i ty tym bardziej wiesz, jak się sprawy mogą potoczyć. Jestem tego świadoma, że moje serce, kiedyś przestanie bić - mówiłam to patrząc mu prosto w oczy.
Powstrzymywałam łzy, aby nie uleciały z moich oczu.
-Chodź zrobię to EKG i pójdziesz na śniadanie - wstał z miejsca i wskazał dłonią na stanowisko, gdzie miał zrobić badanie.
Czułam, że ten miesiąc dla mnie będzie wielkim wysiłkiem.
***
Leżałam w sali, bo nic innego mi nie pozostało robić w tej sali. Dochodziła trzynasta na zegarze. Byłam po wszystkich badaniach. Rodzice, już wczoraj mnie odwiedzli.
Mama, jak wparowała do tego pokoju to z takim impetem, że nie zdziwiłabym się gdyby te drzwi do sali wyleciały w powietrze przez okno szpitalne.
W tym momencie do mojej sali wpadał Will, aż dziwne, że Nicole z nim nie przyszła. Czyżby się bała konfrontacji ze mną?
-Kochana, jak dobrze, że żyjesz. Wiesz, jak ja się martwiłem przez te dwa dni - widziałam w jego oczach ten strach pomieszany z troską.
-Nic mi nie jest. Zrobili badania. Może do wieczora się dowiem. Co ciekawego się działo w twoim życiu przez te dwa dni? - spytałam bardzo łagodnym tonem głosu.
-Zemdlałaś na treningu. Przewieźli ciebie do szpitala. Odwiedzam cię na drugi dzień, a ty tak po prostu pytasz czy coś się działo ciekawego u mnie? - wyrzucił ręce w powietrze.
Przewróciłam oczy na tę jego wypowiedź. Zawsze się martwił odkąd go poznałam na studiach i dowiedział, że mam chore serce traktuje mnie, jak dziecko dwuletnie, jak i nie kilku miesięczne. Czasami nie wiem, jakim cudem z nim wytrzymuje.
-Czuję się dobrze, jak na razie. Nie umieram. Jedzenie tu jest pyszne, jak na szpital to dobrze - opowiadałam, a on mnie słuchał.
-Czuję ulgę w tym momencie - odparł.
-Niby dlaczego? Nie masz powodów do obaw - powiedziałam i zmarszczyłam brwi.
-Bałem się, że cię stracę. Powinienem przyjechać wczoraj, ale za bardzo się bałem tu przyjść - z bólem i wielkim wysiłkiem to powiedział.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Gdzie Nicole? - spytałam.
-Nicole nie mogła przyjść chociaż bardzo chciała. Masz od niej pozdrowienia i życzyła, abyś jak najszybciej wyszła - posłał mi uśmiech.
Przez następną godzinę słuchałam opowiadań Willa. Co się działo w ten dzień na uczelni. Chciałam tam wrócić, ale przeczuwałam, że nie nadejdzie ten dzień tak szybko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top