Rozdział 1

Nienawidzę poniedziałków.
Zresztą zadajmy sobie pytanie kto je lubi ? Uważam, że żaden człowiek nie lubi, a wręcz nienawidzi poniedziałków.

Zszedłam na dół po schodach. Nie mam pojęcia jakim cudem jeszcze moi rodzice się nie rozwiedli mimo, że bywały momenty, kiedy to już myślałam, że to wszystko pójdzie się walić.

-Hej córeczko. Wyspana? - spytała moja mama, gdy weszłam do kuchni.
Usiadłam przy stołku barowym przy blacie. Mama podstawiła mi przed nos talerz z jajecznicą.

-Dziś wyjątkowo się wyspałam. O której dziś kończysz? - przeżuwałam jedzenie w buzi.
-Wrócę o dwudziestej, ale zapewne tata kończy wcześniej - odpowiedziała mi na pytanie.
Jak na zawołanie do kuchni wszedł ojciec. Był, jak zawsze ubrany w eleganckie spodnie oraz białą koszulę.

-Dobrze moje skarby. Wrócę dzisiaj po siedemnastej. Biorę range rovera - pożegnał się ojciec i wyszedł z domu.
Usłyszeliśmy tylko trzaśnięcie drzwiami.
-Boże nawet ty jako nastolatka nie trzaskałaś tak drzwiami, jak twój ojciec teraz - uśmiechnęłam się lekko do mojej rodzicielki.

-Cóż, czyli wychodzi na to, że nie byłam, aż taką złą nastolatką. Bierzesz audi? - wstałam i włożyłam talerz do zmywarki.
-Kochanie, nie mogę powiedzieć, że byłaś złą nastolatką, ale wcale nie należałaś do świętych i tak biorę audi.
Podwieźć cię na uczelnię? - była zmartwiona.

Moja matka i mój ojciec martwią się o mnie od początku mojego istnienia. Po części im się nie dziwię, ale kurwa mam dwadzieścia lat. Dawno skończył się mój rok niańczenia mnie. Jednak oni tego nie rozumieją.

-Mamo pojadę sama. Wezmę toyotę, bo tylko ona mi pozostała i tak, jak będzie się coś działo to mam dzwonić. Ja to wiem i ty z tatą to wiecie - odpowiedziałam nad wyraz spokojnie.
Wzięłam torbę ze stołu i ruszyłam w stronę garażu.

Nie chciało mi się dłużej toczyć z nią dyskusję na temat mojego zdrowia. Doskonale wiem, że muszę uważać na siebie. Moja podróż nie trwała długo.
Zaledwie trzydzieści minut. Uczelnia do której chodzę jest całkiem spora.

Jako studenci uczelnia załatwiła nam parking i profesorą też. Cóż niech chociaż to mają w swoim nędznym życiu. Wysiadłam z samochodu i pędem ruszyłam do wejścia, gdzie stała Nicole, czyli moja przyjaciółka.

-Wow o dziwo nie zaspałaś kochana - powiedziałam.
-Nic nie mów nie wyspałam się. Całą noc się uczyłam o czymś tam z tej jebanej psychologii - ziewnęła i obie po chwili weszłyśmy do budynku.

-Czyżby masz kolejne kolokwium do zdania ? - zaśmiałam się.
-Nie tym razem, ale coś czuję, że dziś ogłosi. Widziałaś, gdzieś Willa? - to w ogóle nie tak, że od razu było widać rumieńców na jej twarzy, gdy wypowiadała jego imię.

-Kochana dopiero co weszłyśmy na uczelnię. Zresztą on, już jest na czwartym roku tutaj. My w przeciwieństwie do niego rozpoczynamy drugi rok. Zapewne za niedługo się znajdzie obok nas - głosiłam swój monolog.

-Witam moje piękne panienki - poczułam ramię chłopaka na swoim barku.
Wepchnął się pomiędzy mną a moją przyjaciółkę.
-Cześć Will. Niech zgadnę masz dość, już, bo wszystkie laski podchodzą i chcą cię poderwać, ale ty masz je w dupie i je olewasz - powiedziałam i spojrzałam na niego.

Will chciał mi posłać groźne spojrzenie, ale coś mu nie wychodziło, ponieważ i tak po chwili jego twarz złagodniała.
Natomiast Nicole za chwilę może mi zejść na zawał, a to ja mam większe prawdopodobieństwo o ataki serca niż ona.

-Hej Will - z ledwością to wydusiła.
-Siemka Nicole. Umiesz na zajęcia? - widać było po nim, że sam patrzył na nią, jakby był nią zauroczony.
Nie powiem pasowali do siebie. Musiałam ich opuścić. Po pierwsze spóźnię się na zajęcia, a po drugie chcę zostawiać biedną Nicole na pastwę losu i oddać w ręce Willa.

-Lecę na zajęcia. Widzimy się na bieganiu moja droga - pędem poszłam w stronę schodów.
Mijałam studentów na korytarzu. Niektóre, już twarze znałam innych nie mogłam skojarzyć. Pewnie byli pierwszakami. Łatwo było określić kto jest tu pierwszakiem, a kto jest starszakiem na uczelni.

Z ledwością brałam coraz bardziej większe oddechy. Już teraz wiem, dlaczego moja mama nie chcę, abym jeździła samochodem. Poczułam się słabo, ale jakoś mój mózg nie chciał tego, abym zemdlała co bardzo mnie ucieszyło. Zdążyłam na zajęcia mimo, że byłam cała zdyszana i robiło mi się słabo. Rok studencki czas zacząć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top