9.Lekki upadek
Leciałam, aż spadłam na coś, a raczej na kogoś.
Od razu wstałam i zobaczyłam koło tajemniczego chłopaka ze spaceru.
-Przepraszam-podałam mu rękę.
-Nic nie szkodzi-odparł i wstał.
-Co ty tu robisz?-zapytałam.
-Yyyy....nieważne -posmutniał, więc się więcej nie dopytywałam.-A Ty?
-Spadłam - rzekałam.
-Co ci się stało w rękę?-spytał.
-Nic, skaleczyłam się-skłamałam.
-To nie wygląda tylko na...
-Cicho bądź! Co Cię to obchodzi? Pa -przerwałam mu i znów zaczęłam biec.
Nie wiem co we mnie wystąpiło.
Może nie powinnam tak reagować?
Może on powiedział to szczerze?
Może mam zawrócić?
Stanęłam spojrzałam w tył, ale nikogo nie zobaczyłam.
Pewnie też sobie poszedł...
Robiło się już późno, gdy zwolniłam kroku.
Stałam przed moim domem, pare sekund patrząc się w ciemne okno, lecz po chwili światło w nim się zapaliło, a jakaś postać się zbliżała.
Bałam się, że ktoś mnie zobaczy, więc szybko uciekłam stamtąd.
Nie wiem dlaczego, ale czułam, że muszę jeszcze się ukrywać.
Ta ucieczka dawała mi siłę.
Czułam, że jestem mocna.
Czułam, że nic mnie nie zabije tylko muszę mieć nadzieję.
Choć może to trochę głupie.
Ściemniało się, a ja nie wiedziałam gdzie jestem.
Doszłam do wielkiego kamienia.
Choć nie znałam tego miejsca skądś je pamiętałam.
Wszędzie rozlegał się cudowny widok.
Niebo miało kolor granatowy z żółtymi elementami jakimi są gwiazdy.
Drzewa były czarne, ciemne i ciągle mnie otaczały.
Trawa pode mną pociemniała.
-Hej-odezwał się głos, za którym podążyłam.
-Co Ty tu robisz?-zapytałam, gdy zobaczyłam znów chłopaka sprzed kilku godzin.
-Byliśmy umówieni-odparł.
-A no tak-niechętnie odpowiedziałam.
-Mam pytanie-rzekł.
-Dawaj-strzeliłam.
-Co ci się wtedy stało? Czemu uciekałaś i dlaczego się tak wkurzyłaś?-zapytał.
Nie wiedziałam do końca co mu powiedzieć.
Mam my wyznać moje przygody i rany?
Czy wtedy będzie lepiej?
-Wiedz, że nie lubię mówić o sobie i dużo się o mnie nie dowiesz, ale jak tak bardzo chcesz wiedzieć to ci powiem.
Jestem sierotą z Domu Dziecka choć jestem pełnoletnia.
Sama tam poszłam, bo nie miałam gdzie mieszkać, ale chciałam stamtąd uciec i to zrobiłam, lecz nadal nie wiem czy dobrze zrobiłam- mówiłam to patrząc mu prosto w twarz.
O
n nic nie mówił tylko jego oczy obserwowały mnie.
Nie mogłam nic z nich wyczytać.
-A co z tobą? Skąd jesteś?-przerwałam ciszę.
-Nie chcesz wiedzieć-odwrócił twarz w inną stronę.
-Chcę-rzekłam twardo.
-Też jestem pełnoletni, ale ja nigdy nie miałem rodziców, nikogo bliskiego. Do szkoły też nie chodziłem, bo po co?
Mam się kształcić?
To nic nie dałoby.
Nadal byłbym wyjątkiem wśród ludzi.
Codziennie skrywam się w lasach, ponieważ nie chcę, aby inni mnie zobaczyli.
Jedzenie kradnę nocą po cichu-opowiedział znów patrząc mi w oczy.
Może nie jestem wyjątkiem?-pomyślałam po jego histori.
-Na pewno tam nie wracasz?-spytał po chwili.
-Nie wiem. Jak sądzisz, co mam zrobić?-odpowiedziałam na pytanie pytaniem, bo czułam się bezsilna.
-Może spróbuj. Co Ci szkodzi?-puścił mi oczko.
-Jak tak mówisz- posłałam mu sztuczny uśmieszek.
-Masz gdzie spać?-znów się odezwał.
-Nie-posmutniałam.
-Chodź ze mną-zachęcił.
-Ok-oznajmiłam.
Szliśmy w ciszy.
Po pewnym czasie doszliśmy do ciemnej przyczepy.
-Witam u siebie-powiedział.
-Skąd to masz?-byłam bardzo zdziwiona.
-Dawny kumpel mi to pożyczył. To mój dom, od zawsze...
W środku było pusto i brudno.
-Masz tu koc-rzucił mi materiał i wyszedł, a ja tylko się położyłam i nie wiem kiedy zasnęłam z nadzieją, że wszystko będzie dobrze.
Hej.
Jak się podoba?
Chciałam to ciągnąć ale to rozłoże na kilka rozdziałów.
Pisać swoje opinie.
Pozdrawiam ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top