noszenie fandomu na wlasnych barkach

Sua zawsze była uważana za jedną z najmądrzejszych osób w Ogrodzie Anakt. Doceniano jej gorliwość w nauce, łatwość w zapamiętywaniu informacji, pokorę w tym, jak wiele umiała, a mimo tego nie wywyższała się szczególnie z tego powodu. Ją i Ivana z pewnością można byłoby określić jako najbardziej bystrych uczniów.

Zastanawiała się, czy to co planowała teraz zrobić, nie zostałoby jednak uznane za idiotyzm.

Sama nie widziała jednak w swojej decyzji najmniejszego śladu głupoty, tak samo jak nie zamierzała się z niej wycofywać. Nie gdy mogła przynieść tym ocalenie Mizi, którą kochała ponad wszystko, jak się okazało — również ponad własne życie.

Cały czas przekonywały się, że plan się powiedzie, że synchronizując swój śpiew stworzą sytuację pierwszego remisu, jaki widział Alien Stage. Sua tak bardzo chciała zapewnić o tym Mizi, tak bardzo chciała, by nie miała ona najmniejszych wątpliwości, że sama zaczęła wierzyć w wszystko, co jej mówiła. Może faktycznie miały szansę, może istniało rozwiązanie w ich sytuacji, gdzie obie wyjdą z tego całe... Ale Sua wiedziała, że nie będzie tu realnej ucieczki. Nawet jeśli wygrają tą rundę razem, to wcześniej, czy później postawią je znów przeciwko sobie. Sua była za mądra, by uwierzyć w dobre zakończenie dla nich obu, ale zbyt zakochana by zrezygnować z dobrego zakończenia dla Mizi.

Bała się śmierci i bólu, strasznie się bała, a mimo tego, gdy przygotowywały się z Mizi na kolejnych próbach, gdy śpiewały razem piosenkę, już miała zaplanowane, których z wersów nie wyśpiewa gdy staną na scenie, pozwalając drugiej kobiecie na uzyskanie nad nią przewagi. Nie miała gwarancji, czy plan śpiewania w zsynchronizowanym duecie powiedzie się sukcesem, dlatego musiała obmyślić własny plan, w którym to Mizi miała przeżyć. Nie potrzebowała niczego innego.

Mimo tego bała się tego, co stanie się z nią, gdy już umrze. To wszystkie było takie niesprawiedliwe, jeśli po tych wszystkich cierpieniach życia po śmierci miała być tylko pustka, w której niczego nie będzie i w której nie będzie dało się czerpać tego, co dawało życie: obecności Mizi, uczuć, miłości. Jednak śmierć wydawała się o wiele mniej straszna, gdy będzie miała u boku Mizi, śpiewającą wraz z nią i zapewniającą, że Sua jest dla niej tym samym, czym Mizi była dla niej: swoim Bogiem i swoim światem.

Sua nie bała się umrzeć, jeśli miała to być śmierć za jej świat. To będzie bolesne, ale warte każdej ceny. Nie była głupia i wiedziała, że pozostawi to olbrzymią ranę na sercu Mizi, ale wierzyła w jej siłę, w jej moc, wierzyła w to, że podźwignie się i wykorzysta podarowane jej życie. Będą się do siebie uśmiechały do końca, by Mizi zapamiętała, że istnieje jeszcze dobro świata i by zdecydowała się w nim dalej żyć.

Sua była mądra nie tylko intelektem, ale też i sercem. Wiedziała, że nie jest jedyną osobą, która oddałaby własne życie za ocalenie swojego świata, a świadomość tego była pokrzepiająca. Z całego serca życzyła Ivanowi powodzenia, wiedząc że sama nigdy nie zobaczy jego poświęcenia, ale widząc, jak patrzył on na Tilla tym samym wzrokiem, którym ona patrzyła na Mizi, a Mizi patrzyła na nią.

Naprawdę się kochały.

***

Patrzenie na ten widok było po prostu tak bolesne. Ivan już wiele razy widział Tilla poszkodowanego, w bezbronnych sytuacjach, jako że drugi mężczyzna nigdy nie miał wystarczająco ogłady, by wdawać się w łaski kosmitów, a przemoc na nim była dokonywana na przeróżne sposoby. Jednak teraz to bolało tak bardzo, gdy był już tak umęczony, że nie był w stanie reagować, że nie był nawet przytomny. Ivan nawet wolał nie widzieć, w jaki sposób tym razem go skrzywdzono, a chciał tylko ulżyć mu w tym całym cierpieniu. Pochylił się nad nim i zdjął opaskę zaciśniętą na jego ustach, która tak okrutnie musiała go teraz dusić.

Wpatrywał się chwilę w jego twarz, analizując w sobie te wszystkie uczucia, które zawsze czuł, wpatrując się w postać Tilla. To ciepło, którego nie czuł przy nikim innym, ten podziw, mimo że na pierwszy rzut oka w Tillu nie było nic godnego podziwiania, tę potrzebę zostania przez niego nareszcie zauważonym, w czym odnalazłby swoje szczęście. Tak bardzo chciał teraz bliskości Tilla, tak bardzo chciałby odegnać własny strach i ból, palące wszystkie komórki jego ciała, co na pewno udałoby się mu zrobić przez drobną bliskość od osoby, którą najbardziej ukochał. Jednak nie mógł niczego zrobić, to nie byłoby właściwie w najmniejszym stopniu. Przyłożył tylko głowę do jego policzka, czule się przytulając, pozwalając sobie na ukojenie cierpienia tym mały dotykiem, mimo że tak pragnął tego innego, bardziej pasjonującego i pożądliwego.

Pocałunek na który czekał, nigdy nie miał być jednak aktem egoizmu, a raczej pozwoleniem sobie na zrealizowanie planu, który miał ocalić Tilla. Ivan nie będzie miał już nic do stracenia, gdy strach przed śmiercią nie będzie już tylko potencjalnym, a faktycznie się realizującym, a nawet jeśli będzie to przyjemne, nie będzie romantycznym gestem. Nie było w końcu nic romantycznego w łamaniu woli Tilla, a raczej to uwidocznienie niekończącej się miłości Ivana do niego miało go skłonić do wyrwania się, do walczenia o swoje życie. Ivan wiedział, że dziwne uczucie, jakie czuł, nigdy nie zostanie odwzajemnione, ale wcale go to nie obchodziło, gdy jedyne, co było ważne, to zapewnienie życia Tillowi.

W tym momencie, w tym jak blisko były ich twarze, Ivan ostatecznie podjął decyzję, która go zabije, co jednak nie miało najmniejszego znaczenia, jeśli tylko uratuje Tilla przed śmiercią. Życie musiało być dla mężczyzny cierpieniem, zawsze było, ale Ivan naprawdę wierzył, że mimo tego Till zasłużył by żyć, by wygrać całe Alien Stage i by chociaż raz w życiu mogło się wydarzyć mu coś dobrego. Zrobi wszystko, by to zapewnić. Wiedział, że nie wycofa się już z niczego, zdesperowany by to co postanowił, zakończyło się sukcesem.

Nie sądził, że popełni błąd Suy, która zostawiła Mizi straumatyzowaną i zupełnie samą, tęskniącą za tą, którą ukochała najbardziej. W końcu Till zobaczy w nim najwyżej umierającego przyjaciela z dzieciństwa, o ile nawet na niego spojrzy w ten ostatni raz, czego nigdy przecież nie robił, a przecież i tak będzie miał mętlik w głowie przez to, co Ivan zaplanował. Jedynym sposobem na zwrócenie uwagi Tilla, jaki mężczyzna znał, było zrobienie tego siłą, zrobienie tego tak, że w rezultacie i sam cierpiał. Ale o ile Till będzie w stanie na niego spojrzeć- O ile to się stanie... Ivan nie potrzebował nic więcej, by umrzeć spokojnie. Zapewnienie Tillowi przeżycia i zyskanie jego najdrobniejszej uwagi wystarczy, by mógł w końcu poczuć prawdziwe szczęście, uśmiechnąć się szczerze, bez włożenia w ten gest pracy lub wysiłku, a chęć do uśmiechu będzie pochodzić z głębi jego serca.

Potrzebował najmniejszego spojrzenia od osoby w którą sam zawsze się wpatrywał, by mógł w końcu żyć naprawdę, choćby miał żyć tylko przez chwilę, choćby miał żyć umierając. Pozostanie silny do końca i nie będzie bał się śmierci, jeżeli tylko sprawi tym, że Till nie umrze, też dostając swoją szansę na to, by zacząć prawdziwie żyć.

Ivan naprawdę go kochał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #alienstage