Rozdział #8
Posiedziałam jeszcze chwilę w salonie, potem jednak wstałam z kanapy i opuściłam wnętrze domu. Ruszyłam w kierunku lasu, wciąż myśląc o tym co powiedział mi tata. Po części rozumiałam dlaczego tata chciał tak postąpić, ten pensjonat był w jego rodzinie od pokoleń, a po zatym było to jedyne źródło jego zarobku. Jeśli ludzie przestali by przyjeżdżać z powodu strachu przed bycia zaatakowanym przez wilki był by to koniec tej sielanki. Wiedziałam, że nie mogę do tego dopuścić, ani do tego ani do tego by moje wilki zostały poprostu odstrzelone. Westchnęłam głośno i ruszyłam do lasu. W tej chwili miałam chęć tylko do tego by być z watahą. Nim jednak na dobre weszłam w gęstwine usłyszałam jak ktoś wykrzykuje moje imię. Stanęłam więc i spojrzałam za siebie. W moim kierunku zamierzał Shelley. Po chwili chłopak był już obok mnie.
- Cześć Riley. - przywitał się.
- Cześć William. - również go przywitałam, nieco mniej entuzjastycznie jednak.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie badawczo. Nagle przekrzywił lekko głowę i uniósł brew.
- Stało się coś? - zapytał.
Wbiłam wzrok w ziemię i przymrużłam oczy. Nagle mnie olśniło. Podniołam głowę i chwyciłam Williama za rękę, ten zaskoczony moim gestem jęknął. Popatrzyłam na niego przez chwilę i ruszyłam w głąb lasu, Shelley nie mając innego wyjścia poszedł za mną. Jakiś czas potem dotarliśmy na polane w środku lasu. Tam puściłam rękę Shelley'a i wyszłam na sam środek polany, gdzie zamknęłam na chwilę oczy, by je następnie otworzyć i zawyć przeciągle niczym wilk. Od razu po moim wyciu odpowiedziało mi kilka wilczych wyć. Kilka chwil później z lasu zaczęły wyłaniać się sporych rozmiarów czworonożne futrzaki. Wataha zatrzymała się jednak parę metrów ode mnie i Williama.
- Wow. - szepnął zaskoczony Shelley.
Jego zaskoczenie było jeszcze większe, gdy spośród wilków wyłoniła się Blue i ruszyła w moją stronę. Ciemno brązowa wilczyca szybko pokonała dzielącą nas odległość i podeszła do mnie. Przyklęknęłam i pozwoliłam wilkowi się obwąchać. Gdy wadera upewniła się z kim ma do czynienia polizała mnie po dłoni i pomachała ogonem. Uniołam rękę by potem pogładzić to piękne stworzenie po łebku.
- Niesmowite. - zachwycał się William.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wstałam i odwróciłam się w jego stronę. Blue z zaciekawieniem przyglądała się Williamowi.
- Podejdź. - nakazałam, na co chłopak z lekkim zawachaniem ruszył w moją stronę.
Blue zrobiła kilka kroków w tył, gdy tylko mój towarzysz stanął obok mnie. Zarówno wilk jak i wilkołak byli zakłopotani zaistniałą sytuacją. Zaśmiałam się cicho i chwyciłam chłopaka za nadgarstek. Potem podsunęłam dłoń szarookiego tuż pod nos wilczycy. Ta już nieco pewniej podeszła i powąchała rękę chłopaka. Nagle wadera zrobiła krok w tył i wbiła wzrok w wilkołaka obok mnie.
- Polubiła cię. - zaśmiałam się, patrząc na Willa.
Chłopak jedynie uśmiechnął się do mnie i spojrzał na Blue. Jakiś czas później siedzieliśmy oparci o sporych rozmiarów kamień. Obok nas leżały Blue oraz Toby, czyli jej kilku tygodniowy szczeniak. Pozostali członkowie watahy zajadali się upolowanym przez siebie godzinę temu jeleniem. Udało mi się zapoznać mojego kolegę z resztą watahy, nawet Kinay chętnie podszedł do Williama. Chłopak patrzył z fascynacją na wilki, podczas gdy ja obserwowałam Toby'ego podgryzającego ogon swojej matki, która to co chwilę dawała szczeniakowi do zrozumienia, że nie bardzo jej się to podoba.
- Są niesamowite. - powiedział nagle William.
- Prawda.
- Długo tak z nimi przebywasz? - zapytał.
- Odkąd skończyłam 8 lat. - odpowiedziałam.
Chłopak gwizdnął z wrażenia, zwracając tym uwagę wilków leżących obok nas. Blue popatrzyła na Williama i lekko przekrzywiła łebek.
- Riley... Czemu tak właściwie mnie tu przyprowadziłaś? - rzucił Shelley.
- Pamiętasz ten atak Kinay'a na te dzieciaki?
- Owszem.
- No właśnie... To nie pierwszy raz, kiedy te wilki kogoś zaatakowały. - mówiąc to spojrzałam w stronę watahy.
- Jak wiele razy to się już zdarzyło?
- Cztery, może pięć. - mruknęłam. - i właśnie dlatego mój tata chce kazać je odstrzelić.
- Co? - William raptownie odwrócił głowę w moją stronę.
- To co słyszysz. - odpowiedziałam, patrząc na chłopaka.
Na chwilę zapanowała pomiędzy nami cisza. Żadno z nas nie wiedziało co ma dalej mówić.
- Z czego wynikały te ataki wilków? - zagadnął nagle William.
- Ten atak, przy którym byłeś wynikał z tego, że dzieciaki rzucały w wilka kamieniami. - odpowiedziałam.
- To wiem, a poprzednie?
- Jeden z tego, że banda skretyniałych turystów postanowiła sobie urządzić pogoń za wilkiem przy pomocy terenówki.
- Co się wtedy stało? - dopytywał.
- Pamiętam, że spędziłam wtedy z watahą cały wieczór, bo w pensjonacie była jakaś dyskoteka, a ja nie lubię tego typu rzeczy. - zaczęłam - szłam z wilkami nad rzekę, kiedy to zobaczyłam co się odgrywa na drodze nieopodal.
- Rzeczony pościg jak się domyślam?
- Tak. - odpowiedziałam, po czym odchrząknęłam i kontynuowałam. - nie trudno się chyba domyśleć, że watasze nie bardzo spodobało się to, iż jeden z nich jest goniony przez tych ludzi. Wilki zerwały się więc z miejsca i odczekały, aż ten goniony zniknie ludziom z pola widzenia, co, patrząc na fakt, iż było już dość późno, przez co widoczność była nieco gorsza, trudne dla wilka nie było.
- I co było dalej?
- Ludzie zatrzymali się by poszukać wilka, nie znaleźli go jednak. Moment ich dezorientacji wykorzystał Shadow - wskazałam na czarnego niczym węgiel basiora. - wskoczył na maskę samochodu, podczas gdy reszta watahy go okrążyła. Facet siedzący za kółkiem wystawił rękę, żeby przepędzić Shadowa z samochodu, właśnie wtedy jedna z wader ugryzła tego człowieka w rękę.
- A z czego wynikały inne ataki? - zapytał wilkołak.
- Pozostałe nastąpiły z winy ludzi, choć pamiętam jeden, który był z winy wilka. Dopuściła się go nie żyjąca już wilczyca imieniem Popielata. Nazwałam ją tak bo jej umaszczenie było właśnie popelate. - rzekłam.
- Dlaczego właściwie ta wilczyca zaatakowała? - chłopak zmarszczył brwi. - No i co było przyczyną jej śmierci.
- Zaatakowała bez powodu, jednym ze szlaków spokojnie szedł turysta i fotografował leśne krajobrazy. Od razu było widać, że koleś należy do tych, którzy lubią przyrodę, bo nie śmiecił, zachowywał się cicho i potrafił z marszu wymienić każdy napotkany gatunek danego zwierzęcia, szczególnie ptaków. - przerwałam na chwilę by nabrać powietrza i zaczęłam mówić dalej. - kiedy chciał sfotografować jakiś szczególny gatunek roślin z krzaków wyskoczyła Popielata i ugryzła go w nogę. A co do jej śmierci... Nie mam pojęcia jak to się dokładnie stało, wiem tyle, że któregoś dnia mój tata przywiózł ją martwą na Pickup'ie.
- Rozumiem. - mruknął William.
- Najgorsze jest to, że przez ludzką głupotę i nie wiedzę w temacie wilków one mogą ucierpieć. - westchnęłam.
- Ludzką głupotę i nie wiedzę mówisz? A gdyby tak... - William głęboko się nad czymś zamyślił.
Przez ten czas, gdy mój towarzysz trwał w zamyśleniu ja przypatrywałam się wilkom. Dwa z nich poczęły na siebie warczeć. Prawdopodobnie poszło im o spory kawał mięsa leżący obok jednego z nich. Kilka warknięć później zwierzaki wróciły do jedzenia.
- A gdyby tak zorganizować turystom program, w ramach którego opowiadała byś im o wilkach i ich zwyczajach? - powiedział.
- A wiesz, że to nie głupie? - zagadnęłam.
Pomysł Williama był wręcz świetny, pozostawała jedynie kwestia ojca. Nie wiedziałam czy zgodził by się na coś takiego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top