Rozdział 1

Abigail POV:

Jeśli się nie pospieszę, znowu się spóźnię, a tego profesor Collins mi nie wybaczy. Dla tej kobiety każde spóźnienie jest niewybaczalne. Najgorsze jest to, że kara za to całą klasę. Najczęściej niezapowiedzianą kartkówką. Jak można się domyślić, przez to, że często się nie wysypiam, co skutkuje jeszcze częstszymi  spóźnieniami, nie jestem zbyt lubiana w klasie. 

Wpadłam do klasy zdyszana i oblana potem zaledwie minutę po dzwonku. Spojrzałam w stronę, gdzie powinna znajdować się nauczycielka. Nie było jej. Odetchnęłam z ulgą, po czym powędrowałam na swoje stałe miejsce w przedostatniej ławce. Usiadłam koło mojej najlepszej i zarazem jedynej przyjaciółki Yuuki (czyt. Juki). Spojrzała się na mnie z przyjaznym uśmiechem, ona jako jedyna nigdy nie miała do mnie pretensji,  za moje spóźnienia. 

Drzwi klasy otworzyły się z cichym skrzypnięciem w pomieszczeniu zapanowała cisza, do sali wszedł właśnie diabeł wcielony i nie, nie była to profesor Collins, gorzej, znacznie gorzej. Jedyną straszniejszą osobą od niej jest jej mąż i najwidoczniej to z nim mamy zastępstwo. O zgrozo, teraz to nawet Bóg nam nie pomoże. Po odczytaniu listy obecności, przyszedł czas na odpowiedź ustną. Wstrzymując oddech modliłam się, abym to nie była ja. Niestety moje szczęście jest równe zeru. Słysząc swoje nazwisko z ociąganiem wstałam z ławki, po czym podeszłam do biurka nauczyciela. 

- Zadam Ci teraz pięć pytań z ostatnich trzech lekcji. W zależności od tego na ile odpowiesz poprawnie, taką dostaniesz ocenę.- Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Zatrzęsłam się ze strachu. To nie tak, że nie lubię historii, wręcz przeciwnie, jednakże sama obecność tego człowieka przyprawiała mnie o dreszcze. 

- Na początek coś prostego.- jego mina wskazywała na to, że nie dostanę łatwych pytań.- Kiedy i pomiędzy kim został zawarty pakt Ribbentrop-Mołotow? 

- Um... pakt Ribbentrop-Mołotow  został zawarty 23 sierpnia 1939 roku, pomiędzy Trzecią Rzeszą i ZSRR. 

- Dobrze, a teraz powiedz, kiedy i o której godzinie nastąpił atak bombowy na Nagasaki?- Szczerze mówiąc myślałam, że te pytania będą trudniejsze. 

- 9 sierpnia 1945 roku, dwie minuty po jedenastej. 

- Bardzo dobrze...- O nie, tylko nie to, nie teraz, błagam nie teraz. Złapałam się za głowę, próbując skupić się na pytaniach pana Collinsa. Na próżno, poczułam lekkie zawroty głowy, a kiedy otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, że nie znajduje się już w klasie. 

Rozejrzałam się po okolicy, aby zlokalizować, gdzie się przeniosłam. To zdecydowanie jest jakiś szpital, pytanie tylko, jaki i co ja tu robię?

- Przepraszam panią, czy może mi pani powiedzieć co to za szpital?- Zwróciłam się do przypadkowej kobiety, mając nadzieję, że może zrozumie co do niej mówię. 

- Polhemus Memorial Clinic (szpital dla ubogich w Nowym Yorku), dobrze się czujesz dziecko? 

- Tak, um...ja...po prostu zapomniałam nazwy i muszę już iść. Do widzenia.- Udałam się w pierwszy lepszy korytarz, mam nadzieję, że ta kobieta nie uzna mnie za niepełnosprawną umysłowo. Ta nazwa...skądś ją kojarzę. Kiedyś, kiedy czytałam w sierocińcu papiery na swój temat...tak to na pewno była ta nazwa, ale nie, niemożliwe...to tutaj...tutaj się urodziłam. Podbiegłam do tablicy z ogłoszeniami, spojrzałam na rok, który tam widniał-1999, czyli dokładnie ten sam, w którym się urodziłam, ale to mało prawdopodobne, żeby trafiłam na dzień moich narodzin. Podeszłam do kolejnej osoby i spytałam o datę, moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Dzisiaj jest  2 października 1999 roku-dzień w którym przyszłam na świat. Czy to oznacza, że zobaczę swoich rodziców? Oh, muszę, po prostu muszę sprawdzić czy gdzieś tu są. Pobiegłam w stronę recepcji. Oddział położniczy jest zaledwie piętro wyżej. 

Nie potrafiłam już dłużej nie okazywać emocji, pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku. To naprawdę oni, stoją zaledwie za ścianą. Wystarczył jeden rzut oka, przez szklaną szybę, żeby ich rozpoznać. Moja mama-Rose, wydaje się tak szczęśliwa,trzyma na rękach małe dziecko, mnie. Obok jej łóżka, stoi mężczyzna, który nawet nie powstrzymuje łez, patrząc na swoją żonę. Są tacy szczęśliwi, a zostało im tak mało czasu. Muszę z nimi porozmawiać, ten jeden jedyny raz. Ruszyłam w stronę drzwi prowadzących do sali. Kiedy złapałam za klamkę, obraz zaczął się rozmazywać. Nie jeszcze nie teraz, muszę tu jeszcze zostać, chociaż pięć minut. Nie, nie, nie, szarpnęłam za klamkę, wchodząc tym samym do środka. Dokładnie w tym samym czasie, poczułam znajomy ból głowy. Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że przegapiłam jedyną szansę na rozmowę z własnym rodzicami. 

Nie wiem czemu, ale pisząc ten rozdział,chciało mi się płakać. Mam nadzieję, że wam się spodobał. Myślę, że rozdziały będą pojawiać się co trzy dni. Od razu piszę, że w tej książce będzie dużo dat, wydarzeń historycznych itp. Komentujcie i gwiazdkujcie:* Miłych snów:) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top