♣ Rozdział dziewiąty
– Na najświętszego Coelusa! Twoja suknia jest cała we krwi! – Eilis z przerażeniem spojrzała na zakrwawione ubranie, chwytając się za oba policzki. Na widok niebezpiecznego zwierzęcia na dłoniach Ziemianki omal nie zemdlała, szepcząc: – Coś ty najlepszego zrobiła z tą bestią?! Chcesz sprowadzić na nas śmierć?!
Zoe obrzuciła kobietę pogardliwym spojrzeniem. Nic dziwnego, że wszyscy Volerianie wszędzie dostrzegali zło, skoro ich Bóg kazał im w to wierzyć. Każdy, kto odbiegał od ich wyobrażeń, powinien skonać w męczarniach.
– Myślałam, że to ludzie są bestiami, ale widzę, że wy jesteście dużo gorsi! – wysyczała przez zęby. Wzięła głęboki oddech, marząc o chwili odpoczynku. Wilk, chociaż był nieco wychudzony, swoje warzył i noszenie go wcale nie było takie łatwe.
– O czym ty pleciesz?! – oburzyła się kobieta, wskazując na wycieńczone zwierzę. – Przecież wilki są groźne!
– Zwierzęta się tylko bronią przed takimi, jak wy! – krzyknęła, wyprowadzona z równowagi. Zignorowała dłoń Edana na swym ramieniu i ponownie zaatakowała Eilis słowami: – Widziałam, w jaki sposób traktujecie te biedne zwierzęta! Macie gdzieś to, że one czują cały ten ból i niesamowicie cierpią! Doskonale widziałam, jak wszyscy czekaliście na swoich wygodnych miejscach i tylko czekaliście, aż Virre rozerwą mnie na strzępy! Uwielbiacie patrzeć na cierpienie innych, a macie czelność mówić, że to ja jestem potworem! – Zerknęła na łeb wilka, a z jej oczu poleciały łzy. – Na Ziemi dobrzy ludzie zakładali fundacje, w których chroniono i pomagano zwierzętom. Nawet jeśli znajdywali się tacy, którzy krzywdzili te bezbronne istoty, nie brakowało tych, którzy robili wszystko, by je ocalić!
– Uspokój się...
– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, odsuwając się od Edana.
Chłopak jedynie rzucił jej zaskoczone spojrzenie i spuścił zrezygnowany głowę. Doskonale wiedział, że nie był w stanie nic wskórać. Zoe musiała sama się uspokoić, inaczej mogła zrobić coś bardzo głupiego. Nawet jeśli jej nie znał, zdążył zauważyć, że przechodziła załamanie nerwowe. Jej nastrój potrafił zmieniać się z sekundy na sekundę i tak naprawdę nigdy nie było wiadomo, kiedy coś wyprowadzi ją z równowagi. Musiał jednak przyznać, że zdecydowanie wolał widzieć ją w takim stanie, niż patrzeć na cierpienie wymalowane na jej twarzy. Nawet jeśli w głębi duszy wierzył, że jej śmierć przyniosłaby Vol spokój, był za nią odpowiedzialny. Pierwszy raz król powierzył mu ważne zadanie i zamierzał dać z siebie wszystko, by w końcu zostać docenionym. W końcu dano mu szansę na pokazanie, że nie tylko Acair był wspaniałym strażnikiem Vol. Jeżeli ceną za to było znoszenie zmiennych humorów Zoe, to sobie z tym poradzi.
Eilis zacisnęła pięści i rzuciła dziewczynie smutne spojrzenie.
– Król nie wpuści wilka do swojego pałacu.
– Jeśli tak się stanie, to ja również pozostanę na zewnątrz. Sam wyraził zgodę na to, bym mogła kupić sobie to, czego tylko zapragnę. Niech teraz dźwiga ciężar swych słów albo niech zapomni o zdjęciu klątwy z Virre.
– Jesteś w stanie zrezygnować z życia w luksusie dla jakiegoś zwierzęcia? – zdziwiła się Volerianka, z niedowierzaniem oglądając się na boki. – Przecież dopiero co prawie sama umarłaś! Jak możesz być taka nierozsądna?
– Eilis. To nie ma sensu – Edan próbował uspokoić kobietę, jednak Zoe od razu weszła mu w słowo.
– Nie mam nic do stracenia i z pewnością niczego wam nie zawdzięczam. – Jej głos zabrzmiał ze szczerą pogardą, której Eilis nie potrafiła przetrawić. Chociaż Zoe ceniła tę kobietę, w obecnej chwili nie potrafiła przestać myśleć o niczym innym, jak o cierpieniu zwierzęcia, które trzymała w ramionach. – To królowi na mnie zależy, więc albo przyjmie moje warunki, albo niech da mi odejść. Mnie jest wszystko jedno.
Acair raz po raz uderzał mieczem o miecz Simy, która zwinnie broniła się przed jego atakiem. Jej blond włosy spięte w starannego warkocza, wydawały się niezniszczalne. Nawet pojedynczy kosmyk nie wyszedł z upięcia. Twarz również miała wciąż piękną, choć całą czerwoną z wysiłku.
Znudzony zabawą, która zdawała się nie mieć końca, zmienił taktykę i wykonał tak szybki, a zarazem niespodziewany ruch, że ostrze jego miecza znalazło się koło szyi zaskoczonej dziewczyny.
Uśmiechnął się zwycięsko i opuścił broń, chwytając z ziemi bukłak z wodą.
– Tylko mi nie mów, że znowu dawałeś mi fory – fuknęła Sima, zabierając z jego ręki picie i sama zamoczyła w nim spierzchnięte usta. – Dobrze wiesz, że tego nienawidzę.
– A ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nigdy nie będziesz w stanie ze mną wygrać, a mimo to i tak próbujesz.
Opadł na trawę i z zadowoleniem przyglądał się voleriańskim dzieciom, które obserwowały stado kumkających żab, śmiejąc się przy tym wniebogłosy.
Tak wiele oddali, by w Vol zapanował upragniony spokój. Wiele żyć zgasło, by obecne pokolenia nie musiały martwić się wojną, a król tak łatwo o tym zapomniał. Nie miał pewności, że Zoe nie przybyła do ich krainy, by sprowadzić tutaj swoich ludzi i odebrać im ziemie. Nie znał jej prawdziwych intencji, a mimo to w ślepo jej zaufał. Wszystko przez cholerną klątwę, która zamieniła Kiarę i jej braci w bezrozumne bestie. Dlaczego tak bardzo zależało mu na ich ocaleniu? Przecież wciąż pozostawali tylko ludźmi, którzy prawdopodobnie zginęliby podczas wojny. Acair nie wierzył, by Kieran i Tan stanęli po stronie Volerianów. Bez wątpienia broniliby swoich rodzin do ostatniego tchu. Za bardzo cenili swój honor i miłość do rodziny, by walczyć przeciw swojej rasie. Pewnie tylko Kiara stanęłaby po ich stronie, zaślepiona miłością do człowieka, który otworzył przed nią swe skamieniałe serce. Jaka szkoda, że to serce ponownie zostało pozbawione uczuć i ani śmiało wracać do dawnych wspomnień.
– Jesteś zły o to, że król wybrał Edana do specjalnej misji? Zawsze to ty byłeś głową naszej drużyny – zagadnęła Sima, biorąc długą trawę między zęby.
– Edan jest tylko bezmyślną marionetką w jego rękach. Dlatego też został wybrany.
– Jak możesz tak mówić? – Spojrzała na niego oszołomiona.
– Sam uważa, że Zoe powinna umrzeć, a mimo to zgodził się być jej strażnikiem. Jest cholernym hipokrytą. Ja w życiu nie ochraniałbym wroga, a wbiłbym mu ostrze w serce!
– Tak, wiem. Już raz próbowałeś to zrobić – zauważyła rozgniewana, spuszczając wzrok. – Nie zapominaj jednak, że Edan jest twoim przyjacielem.
Nie odpowiedział, nie chcąc dłużej tego słuchać. Wiedział, że Sima chciała dla nich jak najlepiej, ale nic nie mogła poradzić na to, że ich paczka rozsypała się w jednej chwili. Nawet jeśli niegdyś byli nierozłączni, już tak nie było. Edan dorósł i wybrał własną ścieżkę, która nie odpowiadała Acairowi. Jeśli los chciał, by się ze sobą zmierzyli, to tak też się stanie.
Słysząc krzyki mieszkańców, czym prędzej podniósł się z ziemi i pobiegł w ich stronę. Nie unikało wątpliwościom, że wydarzyło się coś, co zakłóciło panujący dookoła spokój.
Acair wyjął z pochwy miecz i wcisnął się między tłum gapiów, gdy ujrzał Zoe w zakrwawionej zielonej sukience. Trzymała na dłoniach duże zwierzę i mimo wycieńczenia, wykłócała się z Volerianami, którzy nie chcieli pozwolić jej przejść. Eilis stała bezradna za plecami Ziemianki, a Edan skutecznie oddzielał od niej groźnych mężczyzn.
– Nie jemy mięsa wilków, więc po co go wzieliście? – spytał blondyn, uciszając na moment tłum.
Edan szturchnął przyjaciela za ramię i wyszeptał mu na ucho:
– Zoe zamierza się zaopiekować tym wilkiem. Ocaliła go przed śmiercią.
Acair zaśmiał się tak głośno, że wszystkie pary oczu od razu spoczęły na nim.
Blondyn pokręcił głową i wysunął do przodu palec, wskazując na Zoe i zaczął mówić:
– Jeżeli myślisz, że zrobisz z wilka swojego wiernego pieska, to masz nierówno pod sufitem. – Podszedł bliżej i mocniej zacisnął palce na rękojeści, nie spuszczając wzroku z twarzy piegowatej dziewczyny. Widział, że nie zamierzała ustąpić, jednak jej największym problemem był fakt, że w ogóle go to nie ruszało. – Połóż to diabelstwo, a szybko ukrócę jego męki.
– Po moim trupie! – wysyczała przez zęby i ani drgnęła, gdy dwa miecze zetknęły się ze sobą tuż przed jej oczami.
Chociaż serce waliło jej jak oszalałe, ani śmiała tego po sobie pokazać. Wciąż uparcie patrzyła w błękitne oczy, które były przepełnione nienawiścią i zastanawiała się, jak można być tak okrutnym człowiekiem. Bardzo możliwe, że miecz Acaira by jej nie drasnął przez wzgląd na ochronę Virre, jednak była wdzięczna Edanowi za to, że stanął w jej obronie. Spełniał rozkaz króla, sprzeciwiając się przyjacielowi, co jasno pokazało, czym kierował się w życiu. Edan był honorowy i szczerze oddany Ottonowi, czego nie można było powiedzieć o Acairze. Ten zadufany w sobie strażnik ani przez chwilę nie zrezygnował z pozbawienia jej życia. Miał wpojone w głowie własne zasady i nikt nie był w stanie przemówić mu do rozumu. Sądząc po minie Simy, nawet ona o tym wiedziała.
– Najpierw darowane jest życie człowieka, który pojawia się znikąd, a teraz to cholerne zwierzę! – krzyknął jeden z Volerianów, zachęcając tłum do głośnego wypowiedzenia swojego zdania. – Nie chcemy ich tutaj!
Wszyscy zgodnie zaczęli się przekrzykiwać, przez co sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta. Edan stanął przed Zoe, ochraniając ją swoim ciałem. Chociaż nie chciał tego robić, nie miał innego wyjścia. Wiedział, że mieszkańcy Vol nie pogodzą się z darowaniem życia Ziemskiej istocie, a co dopiero nic niewartego wilka. Nie potrafili pogodzić się z decyzją króla, przez co nie trudno było o bunt. Tym bardziej że nawet Acair ich do tego zachęcał, próbując na ich oczach zamordować Zoe.
Zoe patrzyła na nich wszystkich z pogardą, nie potrafiąc uwierzyć w to, jacy byli zaślepieni rządzą mordu i zemsty. Pogłaskała wilka po pyszczku i spojrzała w jego duże, niebieskie oczy, w których dostrzegła przerażenie. Zwierzę zaczęło skomleć i lizać ją po dłoniach, jakby przeczuwało, co chciała zrobić. Choć ją samą paraliżował strach, położyła wilka na ziemi i poprosiła Eilis, by go przypilnowała. Sama zaś wyszła przed Edana, wprawiając mieszkańców w oszołomienie. Już nie byli tak pewni siebie, widząc zdeterminowanie w jej szmaragdowych oczach.
– Nie pozwól, by wilkowi stała się krzywda – odezwała się do Edana, rzucając w jego stronę krótkie spojrzenie. Stanęła naprzeciwko Acaira z dumnie uniesioną głową i oznajmiła stanowczo: – Jeśli uda ci się złamać ochronę Virre i zdołasz mnie zabić, nic nie stanie ci już na przeszkodzie.
– Co ty wygadujesz?! – krzyknął Edan i już miał popchnąć ją w swoją stronę, gdy w ostatniej chwili zrobiła unik. – Przestań wygadywać bzdury! Nie pozwolę na to! – krzyknął sfrustrowany i wyjął miecz, celując nim w każdego, kto zechciałby zbliżyć się do dziewczyny. – Nie spadnie jej włos z głowy! To rozkaz króla!
– Niech tłum sam zadecyduje, czy zgadza się na moje warunki! – odkrzyknęła Zoe, wyciągając szeroko ramiona. – Każdy, kto chce mnie zranić, może spróbować... – Nie zdążyła dokończyć, gdy sporej wielkości kamień odbił się od niewidzialnej bariery, ochraniając jej twarz. Odetchnęła z ulgą. Czuła, że naprawdę nic jej nie groziło. Ochrona Virre była prawdziwa, a to oznaczało, iż nie można było jej zranić. – Kto jeszcze spróbuje? Śmiało! – zachęcała, a mężczyźni jeden po drugim próbowali ją uderzyć, bądź skrzywdzić jakimś narzędziem. Każdy z nich odbijał się od niewidzialnej bariery, głośno klnąc na magię. – Zostałeś tylko ty i Sima – Spojrzała na Acaira, którego twarz wydawała się napięta.
– Dla mnie rozkaz króla jest najważniejszy – Sima stanęła obok zamurowanego Edana, który najwyraźniej nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
Acair zacisnął palce na rękojeści i podszedł do dziewczyny tak blisko, że spokojnie mógł poczuć jej nieco nieświeży oddech. Oczywiście, że nic jej nie zrobi. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie mógł nie spróbować jej zabić. Nawet jeśli nie widział w jej oczach przerażenia, był niemalże pewien, że w głębi duszy się bała. W końcu była słaba. Jej nastrój zmieniał się w mgnieniu oka i ani się obejrzy, a ta znów będzie płakała w kącie.
– Nie mam pojęcia, co Kiara kiedyś w tobie widziała, ale jestem pewna, że nie jesteś już tym samym człowiekiem – Słowa Zoe zostały wypowiedziane tak, by tylko Acair mógł je usłyszeć.
Blondyn zamachnął się na nią mieczem i od razu został odepchnięty przez niewidzialną tarczę. Raz po raz uderzał w barierę, nienawidząc siebie za to, że nie potrafił jej zranić. Krzyczał, rozrywając swoją duszę na strzępy i pokazując wszystkim twarz szaleńca.
Chociaż zebrani patrzyli na niego ze strachem, Zoe nie potrafiła wyzbyć się współczucia względem tego zagubionego człowieka. Wiedziała, że nie każdy rodził się zły i pozbawiony uczuć. To życie kształtowało charakter. Wszystko, przez co musieli przejść, sprawiało, że człowiek potrafił zmienić się nie do poznania.
– Mam nadzieję, że odnajdziesz w końcu spokój ducha. Nikt nie zasługuje na to, żeby przez tak długi czas żyć samotnie z ciężarami na swych barkach.
– O czym ty do cholery mówisz?! – krzyknął zmachany blondyn, odtrącając od siebie Simę, która próbowała go uspokoić. – Nie znasz mnie! Nie znasz żadnego z nas, a zachowujesz się, jakbyś wszystkich próbowała ochronić! Prawda jest taka, że przyniesiesz nam śmierć! Wszyscy to widzą, ale król z jakiegoś powodu cię chroni!
Edan, widząc przerażenie tłumu, zabrał głos:
– Sami widzicie, że Zoe jest chroniona przez Virre! – Widząc zainteresowanie w oczach mieszkańców, kontynuował: – Ta Ziemska dziewczyna była w stanie się z nimi porozumieć. Dowiedziała się od nich rzeczy, których nikt inny jej nie powiedział, ponieważ była skazana.
– O czym niby mogła się dowiedzieć? – Zabrał głos jeden z niedowiarków.
– O tym, że Acair i Kiara byli parą! – Widząc, jak Acair zamierza się wycofać, zaczął mówić jeszcze głośniej: – Kiara poprosiła Zoe, by zdjęła klątwę z niej i jej braci, ponieważ pragnie do nas wrócić w swej naturalnej postaci. Wciąż kocha Acaira i pamięta swoich przyjaciół, a to oznacza, że wcale nie jest bezrozumną bestią. My nie jesteśmy w stanie zrozumieć mowy Virre, ale ona już tak! – Wskazał na Zoe, która nachyliła się nad rannym wilkiem. – Sami widzieliście płonący krzyż na jej plecach i zmianę w zachowaniu Virre, które nagle zaczęły jej bronić! Widzieliście to na własne oczy, a mimo to się oszukujecie! Wszędzie dostrzegacie zagrożenie, nie biorąc pod uwagę tego, że Zoe może nam pomóc!
– Jakim cudem zwykła śmiertelniczka będzie w stanie nam pomóc? Umrze jak każdy z nas! – krzyknęła jedna z kobiet, bacznie obserwując swoimi kocimi oczami zebranych.
– Przede wszystkim będzie musiała przejść przez rzekę Laur. Jeśli przeżyje i znajdzie się wśród czarownicy, która rzuciła czar na naszych przyjaciół i zdoła zerwać ciążącą na nich klątwę, będziecie mogli żyć bez obawy przed jej magią. Czy nie tego pragniecie? Co z tego, że nie grozi nam wojna, skoro w każdej chwili któreś z nas może narazić się na gniew wiedźmy i przestać istnieć? Nikt z was nie chce podzielić losu Kiary i jej braci, dlatego powinniście dać jej szansę.
– Może chłopak ma rację...
– Z mojej strony nie grozi wam żadna krzywda – zapewniła Zoe, głaszcząc głowę zwierzęcia. – Pragnę nieść tylko dobro, dlatego stoję w obronie naszych najsłabszych braci. Kto, jak nie my, ocali tych, którzy nie potrafią się bronić?
Eilis widząc, jak mieszkańcy przekonują się do słów dziewczyny, nachyliła się nad Zoe i powiedziała z uśmiechem:
– Chodźmy do zamku. Udało wam się przekonać Volerianów, ale pozostał jeszcze król.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top