Rozdział 38
Alanna
d r z w i b y ł y z a m k n i ę t e
Zimny pot uderzył we mnie jak piorun, paraliżując całe ciało. Nie byłam w stanie niczego zrobić, chociaż jeszcze kilka razy wyszarpałam za klamkę, modląc się, żeby to był tylko sen. Tysiące przerażających myśli zakłębiło się w mojej głowie, tworząc najgorsze z możliwych scenariuszy. Zaszumiało w moich uszach tak głośno i boleśnie, że odczułam, jak przez chwilę przestałam kontaktować z rzeczywistością. Boże, zabierzcie mnie stąd. Tak naprawdę cała ta sytuacja była tak chaotyczna i gwałtowna, że nie pamiętałam, po ilu sekundach znalazłam się na zewnątrz – ale od początku.
Zlękniona spojrzałam na Austina, który w międzyczasie trzymał się za obolały nos i przeklinał głośno, za głośno, żeby uszło mi to płazem. Jego głos w tym momencie wydawał mi się najbardziej przerażającym głosem na świecie. Zauważyłam automatyczny przycisk otwarcia zamka w drzwiach; zestresowana aż jęknęłam, kiedy prędko sięgnęłam do niego ręką, jednak w tym samym czasie Austin warknął coś niezrozumiałego i złapał mnie za ramiona, odrzucając z powrotem na fotel.
— Ty pieprzona szmato! — usłyszałam, kiedy szarpał mną na wszystkie możliwe strony. Wydobyłam z siebie przerażający krzyk i bez zastanowienia – będąc w tak ogromnym amoku – zaczęłam machać rękoma i wierzgać nogami, bijąc go wszędzie: po głowie, twarzy, klatce piersiowej, dosłownie wszędzie, starając się go odepchnąć od siebie. — Przestań! Przestań się szarpać, głupia szmato!
— Zostaw mnie! Puszczaj! Zostaw mnie, do cholery! — wierzgałam się jak opętana, okładając go po całym ciele. Byłam tak przerażona, że nie do końca widziałam, gdzie dokładnie biję. Austin był wściekły jak diabli, próbując dostać się do mnie i zrobić mi najprawdopodobniej krzywdę, chociaż tak naprawdę nie wiedziałam, co on właściwie chciał mi zrobić. Miałam tyle strasznych wizji w głowie, że mogłam się tylko domyśleć, że mi tego nie popuści. W pewnym momencie ścisnęłam rękę w pięść i uderzyłam go prosto w krocze.
Austin skulił się z bólu i na chwilę zastygł w miejscu, a ja, korzystając z okazji, sięgnęłam prędko do automatycznego przycisku i otworzyłam drzwi samochodu, wychodząc na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło we mnie gwałtownie, ale kompletnie nie ostudziło wrzącego ognia. Cała drżałam ze strachu, biegnąc przed siebie. Rozglądałam się dookoła, totalnie nie ogarniając, gdzie jestem. Było ciemno, gdzieniegdzie pozapalne uliczne lampy oświetlające opuszczony teren, które wcale nie pomogły mi odnaleźć drogi głównej. Biegłam, pełna szoku i adrenaliny. Biegłam, ile miałam sił w nogach. Nigdy w życiu tak nie biegłam. Nagle za plecami usłyszałam głośny warkot silnika, a już po chwili światła wozu oświetliły mnie i drogę przede mną. Zapłakałam z przerażenia, wpadając do pierwszego, lepszego budynku i chowając się do jednych z pomieszczeń.
Cisza. Niepokojąca, mroczna, a przede wszystkim przerażająca cisza przed burzą. Skuliłam się przy kącie, zauważając mały kawałek wyburzonej ściany, przez którą mogłam dostrzec, co się dzieję na zewnątrz. Wychyliłam się, ale szybko powróciłam do początkowej pozycji po zobaczeniu Austina, który wysiadał z auta. Moje ręce drżały z paniki, przez co ledwo mogłam wyciągnąć z haftowanej torby telefon. Nerwowo oblizałam spierzchnięte usta, ponownie przenosząc spojrzenie na wyburzony skrawek ściany; Austin kręcił się przez jakiś czas przed budynkiem, po czym wszedł do środka.
— O mój Boże... — wykrztusiłam szeptem, powstrzymując się od płaczu. Skuliłam się, wykręcając numer do Amandy. Nigdy w życiu nie bałam się tak, jak w tej chwili. Miałam wrażenie, że to były moje ostatnie minuty życia – właśnie tak się czułam. Po jego zachowaniu nie spodziewałam się spokoju i opanowania, a wręcz rozszarpania mnie na małe kawałki. Kiedy usłyszałam po drugiej stronie głos Amandy, moje serce aż wyskoczyło z klatki piersiowej ze szczęścia. — O mój Boże, Andy!
— Co się dzieję, Aly? Wszystko w porządku? — zapytała zmartwiona.
— Miałaś rację! — wyszeptałam łamliwym głosem, w panice rozglądając się po pomieszczeniu. Wstałam, niepewnie podchodząc do wyjścia. — On zwariował, on dostał jakiegoś szału! — wychyliłam się na korytarz, nikogo nie zauważając.
— Boże, gdzie jesteś? Jesteś z nim nadal? — przestraszyła się.
— Nie wiem, jestem gdzieś w jakimś opuszczonym budynku, wygląda na rozbiórkę. Gdzieś na mieście, nie wiem... — odpowiedziałam, nerwowo oddychając. Ostatni raz odwróciłam się w kierunku długiego korytarza, po czym wybiegłam z pomieszczenia.
Wtem Austin chwycił mnie mocno za ramiona i popchnął prosto na auto. Jęknęłam, upuszczając na ziemię telefon i torbę. O mój Boże, zaraz zwymiotuję. Popłakałam się jak dziecko, cała drżąc ze strachu i nerwów. Przysunęłam ciało blisko samochodu, jakby to miało mnie przed nim obronić, chociaż było to prędzej żałosne. Spojrzałam ze łzami w oczach na Austina, który wściekły mógłby zabić tym gniewem wszystkich napotkanych ludzi. Niestety, ale przed nim stałam tylko ja.
— Czego ty ode mnie chcesz... — wyjęczałam przestraszona, chwiejąc na nogach. Austin podszedł do mnie groźnym krokiem i złapał za ramiona, potrząsając mną. Zapłakałam, przymykając mocno powieki, jakbym chciała zapomnieć o rzeczywistości. Bałam się tak strasznie i jedyne o czym marzyłam, to o ciepłym oraz bezpiecznym uścisku Sebastiana.
— P O R O Z M A W I A Ć! — wykrzyczał zdenerwowanym tonem wprost na moją bladą twarz, ściskając ramiona. Załkałam, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. — Porozmawiaj ze mną!
— Ale o czym... — chlipałam w rozpaczy, ze strachu sztywniejąc w jego rękach.
— Co cię łączy z Sebastianem, co?! — zapytał oskarżycielsko, jakby chciał mnie o coś posądzać. — Pieprzysz się z nim?!
— Co ty wygadujesz, Austin... Co ty wygadujesz? — otworzyłam oczy, nie dowierzając jego paranoi. Boże święty, jemu szajba odbiła. — O co ci chodzi? — zmarszczyłam brwi.
— Jak o co?! Kręcisz z nim na boku czy nie?! — warknął.
Nie chciałam mu tego mówić. Jego wściekłość była nieobliczalna. Nie wiedziałam, czy jak mu powiem o naszej relacji, to nie zrobi mu krzywdy. Ze łzami w oczach pokręciłam sprzecznie głową, patrząc w jego rozjuszone ślepia.
— Nie okłamuj mnie! Dobrze wiem, że coś was łączy! — denerwował się, nie wierząc mi. Po chwili jego twarz przybrała spokojniejszego wyrazu, co mnie zaniepokoiło. — Ale wiesz co? To nieważne, wiesz? I tak miałem zamiar mu powiedzieć o wszystkim, co nas łączyło — mówił, ujmując moje mokre od łez policzki. Zaszokowana nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, a jedynie patrzyłam oniemiała, zastanawiając się, w jaki obłęd popadł i co się stało, że wygadywał takie głupstwa. — Każdy się dowie, jaka jesteś — powiedział ze spokojem, głaszcząc moje lice.
Popłakałam się. Popłakałam się jak dziecko, ale z wycieńczenia. Byłam nim przemęczona – jego zachowaniem i rozmową. Nie miałam siły na cokolwiek, co było z nim związane. Wyssał ze mnie całą energię jak wampir, a ja już nie wiedziałam, co miałam robić. Austin popadł w jakieś urojenia, mogłabym nawet stwierdzić, że psychozę. Dlaczego tylko wplątuje mnie w całą tę szopkę? Boże, mogłam posłuchać racji Amandy – ona zawsze miała rację. Austina ostro popieprzyło i jego obsesja na moim punkcie stała się przerażająca. Zaczęłam przeraźliwie bać się tego człowieka; bać się coś zrobić, a nawet bać się coś powiedzieć. Miałam dosyć, tak bardzo miałam wszystkiego dosyć.
— Chodź, zawiozę cię do domu — oznajmił mile, przytulając mnie dla pocieszenia; to było żałosne, jak gdyby nigdy nic postanowił mnie przytulić. Wyszarpałam się, odważając się go odepchnąć.
— Nie! — wyjęczałam cała zapłakana, smarkając katarem. Starłam łzy, nabierając głębokiego oddechu. — Zostaw mnie w spokoju! — krzyknęłam z gniewem, sięgając po torbę na ziemi i telefon. Świetnie, szybka pękła na cały ekran, a sama komórka nie chciała się włączyć.
— Nie chcesz, to nie — wzruszył ramionami, wsiadając do samochodu. Nagle stał się taki zadziwiająco opanowany, spokojny w swoim głosie. Jego gwałtowne huśtawki nastrojów były przerażające i byłam pewna, że Austinowi coś siadło na głowie. — Idź ciągle prosto i na lewo będzie brama wyjściowa, tam na sto dwudziestej trzeciej będzie przystanek na Manhattan. Dasz sobie radę? — zapytał niby zatroskany, a ja słysząc ten jego głos, miałam ochotę podejść do niego i dać mu w mordę z całej siły, chociaż padałam z wycieńczenia na własną buzię.
— Spierdalaj! — warknęłam wściekła, chlipiąc pod nosem. Płakałam cicho, kierując się do wyjścia, a on powoli jechał za mną. Co jakiś czas oglądałam się za nim i krzyczałam, żeby się ode mnie odwalił, ale Austin nie słuchał, zachęcając mnie podwózką do domu. Ani mi się waż, żeby wsiąść do jego auta. Boże, jaka ja jestem naiwna. — Austin, odczep się ode mnie! — wykrzyczałam na skraju wytrzymałości.
— Jesteś skończona, ty pieprzona szmato! — wydarł się wściekły, kolejny raz przerażając mnie swoją gwałtowną zmianą nastrojów. Odjechał z piskiem opon, a za jego autem ciągnął się tylko smród spalin i kłębka kurzu. Popłakałam się, roztrzęsiona nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Było ciemno, mój telefon został całkowicie zniszczony, a ja kompletnie nie wiedziałam, gdzie jestem. Marzyłam o tym, by znaleźć się w ciepłym łóżku. Marzyłam, by ten dzień się skończył. Gdybym tylko posłuchała Amandy... Gdybym tylko umiała być asertywna i umiała postawić sprawę jasno, to Austin odwaliłby się raz na zawsze. Może tak by było, gdybym tylko taka właśnie była. Przetarłam łzy i skierowałam się na przystanek, do którego dojście zajęło mi półgodziny. W autobusie, kiedy w końcu przyjechał, przez całą drogę musiałam wysłuchiwać od dwóch meneli, dlaczego taka ładna dziewucha płacze, a później przeszli na temat chłopaka, jakoby miał mnie zranić i powiedzieli, żebym się nie przejmowała, bo takiego kwiata półświata.
Moje myśli automatycznie skierowały się ku jego oczom, które jaśniejsze niż księżyc w nowiu witały mnie po przebudzeniu i żegnały przed snem. Pełna łez, rozpaczy i strachu zaczęłam marzyć o najprzyjemniejszej rzeczy pod słońcem, jaką był Sebastian. Pragnęłam znaleźć się w jego ciepłych ramionach i czuć cudowne pocałunki na twarzy z jego gorących, miękkich warg. Przy nikim nie czułam takiego ukojenia i spokoju, jak przy towarzystwie Sebastiana. Płakałam w tym cholernym autobusie, w obecności dwóch cholernych meneli, a przede wszystkim w natłoku cholernych myśli, które jakby coś chciały wykrzyczeć, ale nie mogły.
~*~
Owinąwszy ramiona wokół ciała, smarkałam katarem, co jakiś czas chlipiąc pod nosem. Sąsiednia okolica była cicha, a w zapadniętych ciemnościach światła co kilka metrów oświetlały drogę. Szłam chodnikiem, doskonale wiedząc, że zaraz natknę się na dom wujków i kuzyna; choć nie zamierzałam tam w ogóle wejść, to podświadomość mi podpowiadała, żebym w końcu poprosiła go o pomoc. Boże, jak on zareaguje? Jak on zareaguje na mnie i Austina? Co sobie pomyśli? — nie mogłam przestać zadawać pytań. Kiedy zbliżałam się coraz to bliżej jego rodzinnego domu, do moich uszu docierały niezrozumiałe głosy i krzyki. W końcu zorientowałam się, że był to Adam i Sebastian naprawiający samochód Lutchera przed wjazdem do garażu.
— Jebany rzęch, nie chce palić! Coś ty mi dał za badziewie?! — skarżył się Adam, dłubiąc coś pod wozem.
— Moja wina, że zalewałeś go złym olejem?! Stary, jak mogłeś wlewać tu taki syf?! — odpowiedział mu pretensjonalnie Ian, stojąc nad otwartą maską. — Stary, nie ma czasu na pieprzenie się z tym autem, musimy jechać jej szukać!
Zatrzymałam się przed posesją kuzyna, chlipiąc ślamazarnie. Chciałam zawołać ich o pomoc, przypomnieć o sobie, że tu jestem – cała i zdrowa, ale odebrało mi mowy; jakby pętla zaciskała się na gardle coraz bardziej i bardziej. Nagle zza maski samochodu wyjrzał Sebastian, wbijając spojrzenie prosto na mnie. Zastygł przez chwilę w miejscu, zaszokowany obserwując mnie, jakby spostrzegł ducha. Mój żołądek zacisnął się na kilka sekund, nie wiedząc czemu, było to spowodowane zestresowaniem. Zapłakałam zrozpaczona, robiąc niepewny krok w jego stronę, ale zaraz po tym Sebastian zamknął maskę samochodu i bez słowa podbiegł do mnie, przytulając mocno jak nigdy przedtem. I kiedy to zrobił ból brzucha ustał, a nastąpiła po nim przyjemna fala uczuć, jakby mój organizm potrzebował właśnie tego: zwykłej bliskości i ciepła niezwykłego człowieka. Owinęłam ręce wokół szyi chłopaka, ściskając mocno niczym potężne klamry. Płakałam cicho w jego ramionach, gdy ten badawczo błądził dłońmi po całym moim ciele, jakby sprawdzał, czy wszystko jest na miejscu. Sebastian odsunął się na chwilę ode mnie, ujął moje mokre policzki i spojrzał głęboko w oczy, nie ukrywając zmartwienia; po czym znowu przytulił mnie, tym razem z utęsknieniem i czułością.
W międzyczasie Adam walnął głową o spód auta. Przeklął głośno, przeciągając końcówkę ze wściekłością jak zawodowy szewc. Wyszedł spod samochodu, łapiąc się za obolałą głowę.
— Pierdolonyyy! — masował swój kędzierzawy czubek, spoglądając w naszą stronę. — Co jest z tobą, koleś? Alanna? Alanna, to ty?! — wstał z ziemi, podchodząc do nas. — Alanna, ty żyjesz! — zawołał, przytulając mnie mocno, kiedy Sebastian odsunął się. Kuzyn tulił mnie z całych sił, jakby nie widział dobre kilka lat, lecz po kilku sekundach położył ręce na moich ramionach i poważnie wyrównał kontakt wzrokowy. — Amanda do nas dzwoniła — oznajmił, zachowując powagę w głosie. Roztrzęsiona nawet nie wiedziałam, co im powiedzieć. — Co ten skurwiel ci zrobił? — zapytał.
Po jego słowach zalałam się łzami, opowiadając mu o wszystkim, co Austin robił wobec mnie. Adam, kiedy wysłuchał moją histerię, spojrzał na Sebastiana. Tych dwoje porozumiewało się w milczeniu. Lutcher wypuścił ciężko powietrze z ust, sięgając do paczki papierosów w kieszeni. Zapalił fajkę, a zapalniczka w jego rękach drżała z nerwów. Gotowało się w nim i ledwo panował nad złością.
— Idź po auto — rzucił do Sebastiana, który w ciszy skierował się po samochód i już po kilku minutach był z powrotem, a zaraz po tym byłam na tylnych siedzeniach w drodze do Austina razem z nimi.
~*~
Byłam przerażona. Nie wiedziałam, na kogo patrzeć: czy obserwować pełne skupienie i wymalowaną powagę na twarzy Sebastiana przed kółkiem, czy wściekłość i nieokiełznanie mojego kuzyna, który palił fajkę za fajką przy otwartym oknie i przeklinał co drugie słowo?
— Jebany kutas! — rzucał na prawo i lewo, aż papieros podskakiwał w jego wargach. — Kurwa, no jebany!
Byłam przerażona, bo nie wiedziałam, na co się szykować. Spokój Sebastiana był ciszą przed burzą, a rozwścieczenie Adama było samym w sobie wybuchem wulkanu przed jego eksplozją. Trochę pożałowałam, że powiedziałam im o tym, ale zresztą nie miałabym wyboru, bo Amanda pierwsza przedstawiła im sytuację, kiedy spanikowana zadzwoniła do nich po naszym rozłączeniu. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie jechaliśmy do Austina, niezrozumiała panika opanowywała mnie od środka – jakby gryzło mnie sumienie, że lada moment mój kuzyn i jego najlepszy przyjaciel spuszczą wpierdol człowiekowi, którego nie znoszę. Denerwowałam się, z tego wszystkiego prosząc Adama o fajkę.
— M-mogę papierosa? Adam? — zapytała z wahaniem. Poczułam na sobie spojrzenie Sebastiana, z którym wyrównałam kontakt wzrokowy; patrzył na mnie w lusterku, lecz szybko powrócił na drogę przed sobą. Lutcher bez problemu wyciągnął szluga z paczki i wręczył mi razem z zapalniczką. — Dzięki — odparłam, uchylając do połowy szybę. Zaciągnęłam się pierwszym buchem od niepamiętnych czasów, od razu kaszląc jak wariatka.
— Jebany kutas! — powtórzył Adam, nerwowo wiercąc się na skórzanym, czarnym siedzeniu. — Kurwa, dopadnę go, to nogi z dupy mu powyrywam, przysięgam! — mówił z rozwścieczeniem, co tylko przerażało mnie jeszcze bardziej. Miałam ochotę powiedzieć im, że może zostawią to, jak jest i Austina zlejemy ciepłym moczem, ale dobrze zdawałam sobie sprawę, że tego tak nie zostawią. Paliłam w ciszy papierosa, którego nikotyna wcale mnie nie uspokajała.
Zawiesiłam wzrok na dłoniach Sebastiana, które były brudne od smaru i innych plam, przypominając sobie ich delikatny, kojący dotyk. Może to było dziwne, ale wśród tak poddenerwowanych emocji poczułam podniecenie, kiedy patrzyłam, jak zaciskał ręce na kierownicy, manewrował kółkiem albo robił wiele innych męskich rzeczy. Ot, normalne rzeczy, ale cholernie podniecające, chociaż nie było w nich nic nadzwyczajnego. Kiedy skierowałam spojrzenie w lusterko i zobaczyłam w nim jego usta, przypomniałam sobie o ich słodkości i rozkoszy, jaką potrafiły wyczyniać. Zacisnęłam uda, czując wzbierające mnie podniecenie. Rozmyślałam się o nim i jego cudach, zapominając, że właśnie jechaliśmy wpierdolić Austinowi. Dosyć śmieszny moment na erotyczne fantazje.
Sebastian spojrzał na mnie, wyrównując kontakt wzrokowy. W międzyczasie mój kuzyn sięgnął do radia i podgłośnił wybrzmiewający czarny rap, przeklinając jeszcze głośniej, by jednak ta muzyka go nie zagłuszyła. Klął jak wariat, wyzywając Austina od najgorszych. Zaciągnęłam się papierosem, po czym zbliżyłam się do Sebastiana, przykładając mu fajkę do warg. Przyjrzał mi się przez chwilę, zanim się zaciągnął. Nie wiedziałam, dlaczego mu wręczam peta, bo jeszcze kilka tygodni temu prosiłam go, żeby rzucił palenie. Zaciągnął się powoli, a kiedy przestał, to uniósł kąciki w tak łobuzerski sposób, jaki jeszcze nigdy nie widziałam. Był kurewsko przystojny.
— Jebany kutas... — ciągle powtarzał Lutcher ze wściekłością, prychając pod nosem. — Ale mu wpierdolę!
— Powtarzasz się, stary — zauważył Ian, skręcając w jakieś sąsiedztwo. Zestresowana rozejrzałam się dookoła, nerwowo oblizując usta. Zaciągnęłam się ostatni raz i wyrzuciłam fajkę za okno, zbliżając twarz do szyby; widok za oknem przypominał mi okolicę Austina. Poczułam, jak żołądek podchodził mi pod gardło.
— No kurwa, no rozniosę go, przysięgam! — gestykulował rękoma, nie wytrzymując ciśnienia.
Spojrzałam na kuzyna, coraz mocniej panikując. Boże, do czego to doszło. Nie chciałam takiego obrotu spraw; nie chciałam ich w to wtrącać; nie chciałam, żeby dochodziło do jakiejś przemocy. Zlękniona spojrzałam znowu na okolicę, zauważając, że zbliżaliśmy się do domu Austina. Adam kipiał takim gniewem, aż otaczająca go aura była przerażająca. Zachowywał się, jakby chciał roznieść cały Nowy Jork w popiół. Jego przeciwieństwem był Sebastian, który spokojnie prowadził samochód, jednak jego wyparte z emocji spojrzenie mnie niepokoiło. Było ono puste i beznamiętne, ale poważne jak nigdy przedtem. Zaczęłam nabierać głębokich oddechów, mając wrażenie, że zaraz zemdleję z ich nasilenia.
— Ty, patrz, tam jest! Bierzemy skurwysyna! — krzyknął Adam, wskazując palcem na Austina wysiadającego ze swojego samochodu przed domem.
Sebastian dodał gazu, w mgnieniu oka zatrzymując się tuż przed wjazdem garażowym, gdzie był ich stary znajomy. To było zbyt szybkie i chaotyczne, żebym dokładnie wiedziała, co się dzieję. W dodatku byłam tak zestresowana, że piszczało w moich uszach, a przed oczyma zapadała mgła. Adam i Sebastian wyszli ze samochodu, napierając prosto na Austina.
Austin odwrócił się do nich, zatrzymując tuż na chodniku przed frontowymi drzwiami. Mój kuzyn i jego najlepszy przyjaciel wjechali w niego, powalając prosto na ziemię. We dwójkę okładali go masą kopnięć po plecach, żebrach i wszędzie, gdzie się dało, przeklinając i wyzywając go na całe sąsiedztwo. Roztrzęsiona wysiadłam z auta, obserwując to w kompletnym milczeniu, ale moje serce jednocześnie krzyczało, żeby przestali to robić.
— I CO, SKURWYSYNIE JEBANY?! MOJĄ KUZYNKĘ BĘDZIESZ STRASZYŁ, TAK?! MOJĄ KUZYNKĘ?! — wściekał się Adam, zdyszany nie przestając kopać Austina po każdych fragmentach ciała. — TY PIERDOLONY POPAPRAŃCU, ODPIERDOL SIĘ OD NIEJ!
Nie mogłam na to patrzeć. Austin skomlał z bólu i błagał ich, żeby przestali, ale oni wcale nie chcieli zaprzestać. Ten jego rozdzierający głos był straszny. Nigdy w życiu nie życzyłam nikomu najgorzej, zawsze byłam od tego z daleka; jak i również od przemocy, a teraz byłam odpowiedzialna za to, jak prali na kwaśne jabłko chłopaka. Może powinnam wyluzować i pomyśleć, że skurwielowi należało się za to wszystko, co mi robił, ale tak nie myślałam. Nie byłam w stanie tak myśleć o największym swoim wrogu, a Austin nim na pewno nie był. Nie nie lubiłam przemocy, a po prostu jej nienawidziłam. Rozrywało mi serce na ten widok i pragnęłam, żeby przestali, bo żaden człowiek nie zasługiwał na takie traktowanie.
— Przestańcie... — poprosiłam niewyraźnie, obserwując ich wściekłość i rozpacz Austina. Nie słuchali, prawdopodobnie mnie nie słysząc. Zrobiłam krok do przodu, ledwo wydobywając z gardła ponowną prośbę. — Proszę, s-stop...
— Nie słuchałeś jej, jak cię prosiła, żebyś się odczepił, to teraz masz za swoje! Ty skurwysynie! — krzyczał Adam.
— P-przepraszam! Proszę, przestańcie! Przepraszam! — skomlał Austin, kuląc się i rękoma chroniąc głowę.
Nie mogłam dłużej tego znieść.
— PRZESTAŃCIE, PROSZĘ! — wykrzyczałam roztrzęsiona, podbiegając do Austina. Kucnęłam nad chłopakiem, chroniąc go przed kopnięciami. Sebastiana i Adama zamurowało; wstrzymali się od razu, kiedy zjawiłam się przed nimi. Sebastian spojrzał na mnie zaszokowany, nie odzywając się. Ale mnie pojebało.
— Alanna, co ty odwalasz?! — zapytał zaskoczony Adam, patrząc z niedowierzaniem na mnie i skonanego chłopaka. — Przecież on cię dręczy, chłop ma za swoje!
— Proszę, nie bijcie go już! Dostał za swoje, przestańcie! — mówiłam, wstając na równe nogi. Przelotnie obejrzałam się za Austinem, który kasłał i popłakiwał. Zestresowana spojrzałam na Sebastiana, wyrównując z nim kontakt wzrokowy. Nie wiem czemu, ale bałam się jego reakcji. Patrzył na mnie ze zdziwieniem i nie odzywał się, a te jego milczenie raniło moje serce jeszcze bardziej. — Dostał już za swoje — powiedziałam po dłuższej chwili ciszy.
— Austin?! Austin, dziecko moje kochane! Boże, co wyście mu zrobili?! — usłyszeliśmy zrozpaczony krzyk jego mamy, która wybiegła z domu. To było tak samo szybkie, jak cała ta sytuacja, kiedy Adam wykrzyczał, że spadamy stąd i we trójkę znaleźliśmy się po kilku sekundach w samochodzie.
Zdenerwowana, ledwo panując nad szybkim i nierównomiernym oddechem, spojrzałam za okno, czując bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Mama Austina wpadła w lament, kucając nad pobitym, zapłakanym synem. Tu już nie chodziło o niego; o to, że było mi go szkoda. Tu chodziło o zwykłe człowieczeństwo; zwykłą dobroć wobec drugiego człowieka. Po prostu, żeby być dobrym. Byłam naprawdę tak pojebana, że wolałam to rozwiązać bez użycia przemocy? Czułam się potwornie – z jednej strony zastanawiałam się, czy ze mną jest coś nie tak, no bo przecież Austin skrzywdził mnie i powinien dostać za swoje, a ja jednak powstrzymałam Sebastiana i Adama przed skatowaniem go na kwaśne jabłko, ale z drugiej strony czułam, że przecież dobrze postąpiłam, bo żaden człowiek nie zasługuje na takie traktowanie. Żaden, wówczas zaszokowany wzrok mojego kuzyna i przede wszystkim jego najlepszego przyjaciela podpowiadał mi, że oszalałam i skurwysyn powinien dostać za swoje. Zwariowałam do reszty.
— Co ci odbiło, Alanna?! — ciągnął z niedowierzaniem Adam, odwracając się w moją stronę. Zmarszczył brwi, głośno i nerwowo oddychając.
— Co mi odbiło?! — powtórzyłam, odwracając wzrok na kuzyna. — Co mi odbiło?! Co wam odbiło, do cholery! Nie różniliście się od niego niczym!
— Laska, gościu cię nachodzi od kilku miesięcy! Nie rozumiesz, że czasami człowiek potrzebuje solidnego wpierdolu, żeby zrozumieć?! — sprzeczał się ze mną.
— Nie, nie zrozumiem i nie chcę tego zrozumieć! Mogliście go postraszyć, może raz strzelić mu w twarz dla opamiętania, ale wy go spraliście jak szmatę! Widzieliście jego matkę?! Ona tam prawie zawału dostała! — wykrzyczałam wściekła, gestykulując rękoma.
— A ty co, w Amandę się bawisz? — zapytał, na co zmarszczyłam brwi, dziwiąc się, że mógł tak powiedzieć.
— A co, masz z tym jakiś problem? — rzuciłam opryskliwie, patrząc mu w oczy. Adam naburmuszył się, przelotnie oglądając się za siedzącym obok Sebastianem. Umilkł, kręcąc ze zrezygnowaniem głową; przeklął pod nosem, wbijając spojrzenie na widok za oknem.
Zapadła między wszystkimi cisza, a w tle wybrzmiewał tylko Tupac. Zdenerwowana oparłam plecy o skórzane oparcie, nerwowo oddychając i nie mogąc się uspokoić. Byłam wściekła, rozżalona i sfrustrowana. Byłam taka wkurwiona! Miałam ochotę coś rozwalić w dłoniach, coś rozszarpać, coś zniszczyć. Miałam tak wielką ochotę coś zdemolować, po prostu się wyżyć! Najgorsze było to, że on milczał. On c i ą g l e m i l c z a ł. Miałam tak wielką potrzebę rozpłakać się i wykrzyczeć, żeby coś powiedział; tak bardzo chciałam go usłyszeć, ale on MILCZAŁ. Zrozpaczona odwróciłam wzrok na Sebastiana, czując, jak napływały mi do oczu łzy.
— Daj mi papierosa — odezwał się beznamiętnym głosem.
Wstrzymałam na krótką chwilę oddech, obserwując go, a potem spoglądając na kuzyna.
— D-daj mi też! — rzuciłam, plątając przy tym język.
— A co ja karitas?! E-e-e, z tą łapą to pod kościół! — Lutcher pacnął zabawnie rękę Sebastiana, lecz w końcu wyciągnął dwa papierosy z paczki i wręczył nam. Wzięłam fajkę, wkładając ją miedzy wargi. Byłam roztrzęsiona i nawet nie wiedziałam, dlaczego wstrząsnęły mną takie emocje. Moje ręce drżały i nie umiałam odpalić zapalniczką papierosa w ustach. Boże, co się ze mną dzieję?! Wściekła warknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, opuszczając ręce wzdłuż ciała ze zrezygnowaniem. W tym samym czasie Sebastian, nie spuszczając oczu z drogi, wyciągnął rękę w moim kierunku z odpaloną zapalniczką. Na chwilę zastygłam w bezruchu, po czym nachyliłam się nad ogniem, zaciągnęłam się pierwszym buchem i podziękowałam, a on odpowiedział z najzwyklejszą dobrocią w głosie:
— Nie ma za co.
~*~
Chłopaki podrzucili mnie do domu, a gdy weszłam do środka, poczułam, że jest to jedyne miejsce, w którym mogłam wylać mnóstwo rozpaczy i łez oraz wściekłości, przez którą czułam bezradność i chęć uderzenia w cokolwiek. W szczególności takim miejscem był mój pokój, w którym, otoczona swoimi białymi, czterema ścianami niczym najpotężniejsze mury, mogłam wylewać frustrację wprost do notatnika. Nagle przypomniałam sobie, jak wpadł on w ciekawskie ręce Sebastiana. Targające mną rozwścieczenie sprawiało, że miałam ochotę zadzwonić do niego i opierdolić z góry do dołu, że jest zwykłym wścibskim dzieciakiem, ale w takiej sytuacji przemawiałoby przeze mną tylko i wyłącznie chęć wyżycia się na kimkolwiek. Tak naprawdę nie byłam zła na Sebastiana, że czytał moje notatki; tak naprawdę pragnęłam móc porozmawiać w końcu z kimś o poezji i tak naprawdę tym kimś był właśnie Sebastian.
— Wróciłam! — zawołałam, ściągając ze zmęczonych stóp Timberlandy. Moja mama zjawiła się zaraz na korytarzu, naburmuszona krzyżując wojowniczo ramiona na klatce piersiowej, jakby chciała rzucić mi wyzwanie.
— Gdzieś ty była, Alanna?! Jest godzina dwudziesta, dlaczego nie odbierałaś telefonu?! — wkurzyła się.
— Zepsuł się — skwitowałam z westchnięciem, wyciągając z torebki komórkę i pokazując pęknięty ekran. — Byłam u Amandy — skłamałam, kierując się do pokoju, jednak mama mnie tak prędko nie puściła.
— Nie, nieprawda! — zwróciła mi uwagę. — Dzwoniłam do jej mamy i wcale cię tam nie było! Gdzieś ty była tyle godzin poza domem? — denerwowała się. — Odpowiadaj mi w tej chwili!
— Byłam z Sebastianem — skłamałam w połowie, spoglądając na mamę. Jej wyrazy twarzy ochłonął, a spięte mięśnie na ciele się rozluźniły.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego nie dałaś znać? — pytała ze zmartwieniem, odkładając nerwy na bok.
— Bo byś zadawała mnóstwo pytań, o właśnie tak, jak teraz zadajesz — odparłam, poprawiając na ramieniu haftowaną torbę od taty. Przypominając sobie o ojcu, rozejrzałam się przelotnie po kuchni i salonie. — Mamo, a jest... tata? — zapytałam. Mama spojrzała na mnie, wzdychając głęboko.
— Nie ma — odezwała się z żalem, obserwując mnie. — Pojechał z trzydzieści minut temu. Czekał na ciebie i bardzo się martwił, że ciebie nie ma — dodała, a po jej słowach poczułam, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce. Nie wiem, dlaczego reagowałam tak za każdym razem, kiedy w grę wchodził temat mojego taty. Za każdym pieprzonym razem miałam ochotę wybuchnąć płaczem i beczeć jak dziecko, czując tak dużą bezradność, jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Zacisnęłam rękę na pasku od torby, odwracając spojrzenie w drugą stronę, co nie umknęło uwadze mamie. Podeszła do mnie, troskliwie układając rękę na moim ramieniu. — Skarbie... — westchnęła ze zmartwieniem w głosie. — Skarbie, co się stało?
— Nic — bąknęłam, powstrzymując się od płaczu; co z tego, jak mama domyśliła się wszystkiego i nie musiałam ronić ani łez, żeby zdała sobie sprawę, jak bardzo płaczę wewnętrznie. Milczała przez dłuższą chwilę, pieszczotliwie głaszcząc mnie po głowie i policzku.
— On cię bardzo kocha — odezwała się cichym, lecz przyjaznym głosem. Zapłakałam, nie mogąc tego wytrzymać. — I myśli o tobie każdego dnia, Alanna — dodała, obserwując moją twarz.
— Zapomniałam ci powiedzieć, że Sebastian był na randce w twojej koszuli — rzuciłam bez emocji, zmieniając temat. Mama zauważyła po mnie, że nie chciałam rozmawiać ani słyszeć niczego, co było związane z tym. Nerwowo podgryzałam usta, spoglądając na wszystko dookoła. — Tej od Toma Forda, pamiętasz?
— Tak — spojrzała na mnie, mrugając powiekami. Uśmiechnęła się, nie ukrywając speszenia. — Tak, pamiętam. I co? Mówiłaś mu o mnie? — zapytała.
— Ta — odparłam, kiwając głową. — Jest pod wrażeniem — starłam rękawem katar i łzę z kącika oczu. Mama posmutniała, nie spuszczając ze mnie wzroku. Przestań tak na mnie patrzeć. Przestań tak na mnie, do cholery, patrzeć. Ale ona ciągle patrzyła tymi swoimi zmartwionymi oczętami, nie wiedząc, jak mi pomóc. Nie mogąc wytrzymać ciśnienia rozpłakałam się, przytulając się do matczynej piersi. Popłakałam się jak to dziecko, czując tak ogromny żal i najgorsze w tym wszystkim było to, że ten żal czułam do samej siebie. Dlaczego ja nie umiałam rozmawiać z własnym tatą? Dlaczego tak wzbraniałam się od poprawienia naszych relacji? Dlaczego to ja trzymałam go na dystans? Dlaczego nie chciałam dać szansy? Tak mnóstwo dlaczego, a na żadne z nich nie umiałam odpowiedzieć.
— Oj, spokojnie, wszystko będzie dobrze, nie masz co płakać! — powiedziała tonem rozweselonej osoby, starając się tym poprawić mi humor. Odsunęła się, ujmując moje policzki w swoje dłonie. — Nie płaczemy, dobrze? Wszystko będzie dobrze — uśmiechnęła się.
— Tak bardzo go kocham — mówiłam przez płacz, ścierając łzy i katar. — Ale... Ale ja nie umiem z nim rozmawiać.
~*~
Jego milczenia wciąż nie mogłam znieść. Ilekroć powtarzałam sobie w myślach, że przecież nic złego nie zrobiłam, to jednak poczucie winy towarzyszyło mi od początku tej sytuacji. Miałam wrażenie, że stając w obronie Austina, tym samym wbiłam nóż prosto w serce Sebastianowi, a ranić go już nigdy nie chciałam. Nie mogłam tego wytrzymać. Zrzuciłam z siebie kołdrę, odkładając książkę na półkę. Ubrałam się w dres, chowając do kieszeni kluczyki od domu. Wyszłam na korytarz, modląc się, by podświetlane ledowym światłem schody nie zbudziły mamy; schodziłam jak mysz, a gdy stanęłam na korytarzu, odetchnęłam z ulgą, czując się, jakbym przechodziła tor z mnóstwem laserów, które po dotknięciu włączą alarm. Cichutko zakradłam się do holu, zakładając na stopy buty.
— Gdzieś się wybierasz? — usłyszałam mamę.
— O matko! — wzdrygnęłam się, spanikowana upuszczając z rąk buta. Odwróciłam głowę w kierunku dźwięku, dostrzegając mamę w szlafroku. — J-ja... Ja, mamo, idę... — dukałam, nie wiedząc, co jej powiedzieć. Cholera, ale mnie przestraszyła. Zaśmiała się, czego nie zrozumiałam.
— Dobrze, jest godzina dwudziesta trzecia. Masz być o północy — poinformowała, spoglądając na wiszący zegarek nad wejściem do kuchni. Pomrugałam powiekami, tym bardziej nie wiedząc, co jej odpowiedzieć. — Używacie prezerwatywy? — zapytała z zadziornym uśmiechem, zawstydzając mnie.
— Boże, mamo! My... My jeszcze nie-
— Tak, tak, jasne — machnęła ręką, prychając pod nosem. Odwróciła się, kierując się w stronę sypialni. — Masz godzinę! — wspomniała na koniec.
Wypuściłam ciężko powietrze z ust, powstrzymując się od śmiechu. Boże, ale przypał. Na dodatek myśli, że uciekam, by bzykać się z Sebastianem. Zawstydzało mnie to, ale jednocześnie tak bardzo śmieszyło. Nie tracąc czasu włożyłam na stopy obuwie, ubrałam czapkę i owinęłam szyję dużym szalikiem, chwytając do ręki kurtkę. Otworzyłam drzwi, momentalnie czując uderzenie zbliżającej się zimy na skórze. Chłód otulił mnie wyraźniej niż odzież wierzchnia. Zlustrowałam z oczarowaniem prószący śnieg, którego duże płatki opadały powoli na ziemię pokrytą drobnym, białym puchem. Uśmiechnęłam się z podekscytowaniem, a następnie okryłam się ciepłą kurtką i zamknęłam za sobą drzwi na klucz, pędząc prosto do Sebastiana.
~*~
Dochodząca muzyka z jego pokoju była słyszalna za oknem. Przetarłam ręką zasypaną śniegiem szybę i zbliżyłam twarz, przysłaniając sobie dłońmi boki. Sebastian siedział przed komputerem w słuchawkach na uszach, ubrany w swoją domową, białą koszulkę. Obserwowałam go, jak jego głowa bujała w rytm wybrzmiewającej muzyki, a sam jego wyraz twarzy był pełen skupienia i opanowania. To była zwykła rzecz, najnormalniejsza na świecie, ale podniecała mnie jak większość zwykłych, najnormalniejszych rzeczy związanych z nim; nawet to, jak jego wzrok sunął po ekranie komputera, a palce stukały co chwilę w myszkę. Mogłabym go oglądać tak cały czas, w szczególności z ukrycia, bo człowiek w samotności jest prawdziwym sobą. Niewinny, delikatny i ludzki, jednocześnie obrzydliwy z mnóstwem wad. Sebastiana twarz w samotności była zaś najsłodszą twarzą w całej galaktyce, a na jego liczne wady patrzyłam z przymrużeniem oka, bo zakochałam się właśnie w takim nieidealnym człowieku, który bekał, dłubał w nosie i śmiał się najgłośniej ze wszystkich.
Zapukałam w szybę, a jego jasne spojrzenie zwróciło się w moim kierunku. Pomachałam mu z uśmiechem, gdy zaskoczony zastygł przez chwilę w miejscu i patrzył na mnie, nie spodziewając się mojej obecności. Wskazałam, żeby otworzył okno; dopiero wtedy ocknął się i zdjął słuchawki z uszu, podchodząc do lufcika. Przysunął zawiasem, otwierając na oścież framugę, przez co wpuścił do środka trochę zimnego powietrza, śniegu i włóczęgę. Pomógł mi wejść do pokoju, zamykając za mną prędko okno.
Stanął przede mną, oddychając cicho, lecz niespokojnie. Między nami zapadła cisza, a w tle rozbrzmiewała głucha melodia ze słuchawek na biurku. Popatrzyłam na Sebastiana, czując ukłucie w podbrzuszu, które zdecydowanie należało do tych podniecających ukłuć. Patrząc na jego gładką twarz i przede wszystkim piękne, błękitne oczy zapomniałam, po co tu przyszłam. Sebastian, mimo moich wielkich obaw, nie wydawał się być ani obrażony, ani zły. Poczułam przypływ gorąca, a na policzkach wtargnął niechciany rumieniec, kiedy Ian oblizał usta i pozwolił sobie ściągnąć z mojej głowy zaśnieżoną czapkę.
— Hej — przywitał się cicho, brzmiąc bardzo niewinnie.
— Hej — odpowiedziałam z zawstydzeniem, zsuwając ze szyi szalik. Obserwowałam go, gdy ślamazarnymi ruchami nie wiedział, co zrobić z moją czapką, nerwowo szamotając ją w dłoniach; w końcu odłożył ją na biurko. Przejechał ręką po czole, jakby spocił się niczym zawodowy sportowiec po tak wielkim wysiłku. Uśmiechnęłam się.
— Co tu robisz? — zapytał w końcu, lustrując mnie bacznym wzrokiem.
— Przyszłam, tak po prostu, żeby Cię zerżnąć jak dziką świnkę — odparłam, ściągając kurtkę. Przelotnie obejrzałam się za jego brudnym pokojem, w którym ciągle walały się ubrania i niepoukładane przedmioty. Teraz przybyło więcej ubrań, a na ziemi więcej porozwalanych przedmiotów. Bajzel nad bajzlem, ale było przytulnie. Odwróciłam się do Sebastiana, dodając: — Chciałam z tobą porozmawiać. Tak po prostu.
Zarumienił się, zabierając ode mnie kurtkę. Wyminął mnie, przewieszając odzież na drzwiczkach szafy.
— Sebastian? — zapytałam, kiedy się nie odzywał. Znowu mnie wyminął i usiadł na krześle przed biurkiem, pokazując mi swoje postępy muzyczne.
— Zobacz, mam tu kolejny kawałek — oznajmił z uśmiechem, a ja przelotnie zlustrowałam jego radość; był taki słodki, Boże. Podeszłam bliżej biurka i oparłszy łokcie o blat, nachyliłam się nad ekranem. — Sprzedałem kolejne trzy bity, wiesz? — pochwalił się z dumą.
— To świetnie — uniosłam kąciki ust, obserwując go. Był speszony, ale nie mogłam przestać się na niego nie patrzeć. Jego niewinność była wręcz nieludzka; nie spotkałam nikogo w życiu, kto zawstydzał się tak jak on. Nawet dzieci nie dorastały mu do pięt. — Dobrze ci idzie, co?
— No, sprzedają się jak świeże bułeczki, mówię ci — zapewniał szczerze, jednocześnie samemu nie mogąc w to uwierzyć. Wyłączył program, przechodząc na pulpit komputera. Mój wzrok zeskanował pewien folder pod nazwą ,,For Alanna.'', co zauważył Sebastian, szybko włączając kartę z youtubem. Spanikowany jąkał się z następną wypowiedzią: — A-a t-tak w ogóle, t-to... To co z moimi czekoladkami od Britney, he?! — rzucił mi oskarżycielskie spojrzenie.
— Zjadłam — odparłam bezceremonialnie, powstrzymując się od uśmiechu, co również począł Sebastian, starając się zachować powagę, lecz na marne, bo po chwili oboje unieśliśmy kąciki ust. Przelotnie obejrzałam się jeszcze raz w stronę ekranu komputera, mając wrażenie, że z tym folderem, to mi się przewidziało. — A tak w ogóle, to co ona ma do ciebie, co? Co to ma znaczyć, he? — zapytałam, tym razem sama go o coś oskarżając, ale jeszcze dokładnie nie wiedząc o co.
— A przestań, mam jej dosyć — skwitował ze zmęczeniem. Zaśmiałam się, zasiadając na jego łóżku. — Laska ma jakąś obsesję, mówię ci! Ciągle gada mi o głupotach, jakichś tam tańcach i innych pierdołach. Ona łazi za mną i nie chce się odczepić! — gestykulował rękoma, co było śmiesznym widokiem. — Nie umiem jej powiedzieć, żeby się odpierdoliła, no po prostu nie umiem... Zresztą pewnie i tak by nie posłuchała! — marudził, a ja nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. — To nie śmieszne, bo gdybyś ty tak miała... A właśnie — przypomniał coś sobie, spoglądając na mnie uważniejszym wzrokiem. Po chwili skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wydymał usta i odwrócił głowę. — Mam na ciebie focha! — oznajmił tonem obrażonej dziewczyny.
Zaśmiałam się, ale szybko spoważniałam, zdając sobie sprawę, że to mogło go rzeczywiście zaboleć. Nabrałam głębokiego oddechu, obserwując Sebastiana, który nawet na sekundę nie zmienił swojej zabawnej postawy. Mnie nie było do śmiechu, bo bardzo się tym zamartwiałam.
— Przepraszam — powiedziałam cicho. Sebastian po tym rozluźnił się, kierując spojrzenie w moja stronę. — Po prostu... Nie mogłam na to patrzeć — mówiłam, spuszczając wzrok na własne skarpetki w panterkę. Milczeliśmy przez chwilę, a ja ciągle zastanawiałam się, czy naprawdę zrobiłam coś złego, stając w obronie Austina. — Po prostu nie mogłam na to patrzeć — dodałam półgłosem.
— Rozumiem cię — odezwał się, poważniejąc. Zadarłam podbródek, wyrównując z nim kontakt wzrokowy. — I wcale ci się nie dziwię, Alanna — powiedział, a po jego słowach poczułam, jak mi kamień spadł z serca. To było uczucie, jakby ktoś mnie właśnie uniewinnił z najcięższych grzechów, dosłownie. — Nie jestem na ciebie zły, bo cię znam. Wiem, że nie chcesz, żeby ktokolwiek był tak traktowany. To ja powinienem cię przeprosić za swoje zachowanie — powiedział ze szczerością w głosie, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Chyba byłam przed okresem, bo beksa ze mnie na maksa. Zacisnęłam usta i odwróciłam głowę, czując, jak napływały mi do oczu łzy. — Przepraszam, że musiałaś to oglądać.
— Nic się nie stało... — wykrztusiłam łamliwie, powstrzymując się od płaczu. Boże, naprawdę nie wiedziałam, dlaczego chciałam ryczeć; chyba z napływu emocji, zresztą w których byłam już po uszy. Nabrałam głębokiego oddechu, nie spoglądając na Sebastiana.
— Ale muszę ci się też do czegoś przyznać — wspomniał z uśmiechem, co automatycznie mnie zaciekawiło; spojrzałam na niego z powrotem. — Ostatnio strzelałem do wiewiórek — powiedział po chwili ciszy. Zaśmiałam się, w życiu nie spodziewając się takiej wypowiedzi.
— O nie, idź do piekła — powiedziałam w śmiechu, ścierając ręką łzy z kącików oczu, które mimowolnie wypłynęły z nadmiaru emocji. Sebastian prychnął z rozbawieniem, obserwując mnie. Nabrałam głębokiego oddechu, po czym westchnęłam rozemocjonowana, chwytając do ręki jego poduszkę. Nie wiem czemu, tak po prostu. Chyba dlatego, że była cała pognieciona i zmiętoszona, a ja zechciałam ją doprowadzić do porządku; tak z nudy, albo tak z troski. Tym samym zwróciłam uwagę na leżącą kartkę pod poduszką, przelotnie spoglądając na zawstydzonego Sebastiana. Tą kartką była najintymniejsza poezja, jaką w życiu napisałam i wręczyłam mu po jego wyjściu ze szpitala.
Jeszcze bardziej miałam ochotę się rozpłakać.
— Boże, nawet nie pytaj — odezwał się, widocznie skrępowany. Wstał i zabrał kartkę sprzed mojego nosa, prędko chowając ją do szafki w biurku, z którego część papierów chciała wyskoczyć na zewnątrz, nie mieszcząc się w środku. Upchał wszystko z powrotem, zamykając z trudem drzwiczki. Poruszona nie wiedziałam, dlaczego to zrobił, bo bynajmniej nie było to ani frajerskie, ani ciapowate zachowanie. Jaki chłopak trzyma pod poduszką poezję od dziewczyny? Wzruszyłam się. Tak bardzo się wzruszyłam, nie mogąc powstrzymać drobnych łez. Sebastian był najsłodszym chłopakiem w całym pierdolonym wszechświecie. — T-to nic... Tak po prostu... Czasami to czytam przed snem, może z dwa razy się zdarzyło... — tłumaczył, drapiąc się po głowie.
— Nie, nie chowaj, dlaczego się wstydzisz? — zapytałam, podchodząc do biurka. Sebastian nerwowo zawołał za mną, żebym nie otwierała szafki, ale moja wścibska ręka wyprzedziła jego ostrzeżenie; ze środka wysypało się mnóstwo białych kartek wprost na moje stopy i dywan, a namalowane na nich malunki przyciągnęły moją uwagę bardziej niż najpiękniejsza wystawa muzealna. Sebastian z paniką padł na kolana przede mną, zbierając papier za papierem.
— Boże, Alanna, mówiłem, żebyś nie- — marudził kapryśnie, urywając pod koniec zdanie. Umilkł, spoglądając na mnie z ogromnym rumieńcem na policzkach. Oniemiała schyliłam się, sięgając po kartkę, której rysunek zaparł mi dech w piersiach.
Spojrzałam na szkic, który przedstawiał nagą dziewczynę. I tą dziewczyną była ja. Patrzyłam się na rysunek i nie mogłam uwierzyć, że Sebastian mnie narysował, a przede wszystkim nie mogłam uwierzyć w to, że on umiał tak pięknie rysować. Onieśmielona sięgnęłam do kolejnej kartki, która przedstawiała mnie w innej pozycji i następna również, i następna, i następna. Usiadłam na podłodze, w dłoniach przewracając stos papierów. Na każdych byłam ja, z każdymi szczegółami zawarta. Uniosłam wzrok na Sebastiana, zachowując grobowe milczenie jeszcze przez dłuższy czas. Siedział po turecku, w dłoniach trzymając część rysunków. Kipiało od niego zawstydzeniem; spalony ze wstydu nawet na mnie nie patrzył, a naburmuszony lustrował spojrzeniem wszystko dookoła, jakby to wszystko dookoła było winne, że jego tajemnica wyszła na jaw.
Popłakałam się.
— Hej, czemu płaczesz? — zapytał przejętym głosem. Odłożył kartki na bok i delikatnie dotknął mnie za rękę, ale nie minęła chwila, a byłam przy nim tak blisko, jak pragnęłam być od początku, kiedy tu przyszłam; rozryczana rzuciłam się w jego ramiona, przytulając z całych sił. Boże, ja wariuję od emocji, które mi ten człowiek dostarcza. Sebastian przytulił mnie z czułością, a ja wzruszona płakałam i uspokoić się nie mogłam, tuląc go z każdą sekundą coraz mocniej. Jego ciepło, dobroć i namiętność, która biła aż z najodleglejszych krain, była wszystkim, czego potrzebowałam i chcieć więcej nie chciałam od nikogo innego. Potrzebowałam właśnie tego anielskiego dotyku, przyjemnego zapachu i najpiękniejszej obecności jego pięknej jak kwiat duszy. — Ćśśś, przecież nic się nie stało... — uspokajał mnie łagodnie, głaszcząc po włosach.
— Czemu... — mówiłam przez płacz. — Czemu nic nie mówiłeś, czemu? — odsunęłam się, ścierając łzy i katar. Sebastian spojrzał czule na moją twarz, przeczesując ze skroni i czoła kosmyki włosów. — Boże, ty tak pięknie rysujesz, dlaczego nic nie mówiłeś? — zapytałam, jednocześnie cały czas nie mogło do mnie dojść, że on umiał rysować. Tak pięknie rysować.
— Bo nie chciałem mówić, Al — odpowiedział cicho, uśmiechając się częściowo, jakby chciał zachować odrobinę powagi, jednak nie mógł ukryć rozbawienia. Przeniósł ręce na moje biodra, w ciągu dalszym przyglądając się mojej twarzy i zapłakanym oczom. — To takie głupoty, nic konkretnego. Trochę prywatne, a w szczególności intymne głupoty, ale wciąż głupoty — powiedział.
— Ty debilu! Czytałeś moje poezje, a z tym nie chciałeś się podzielić?! — oskarżyłam go, wbijając palec wskazujący w jego pierś. Zaśmiał się, nie robiąc sobie nic z mojego poważniejszego tonu i oskarżenia. — Egoista! — parsknęłam, tym razem sama nie mogąc ukryć uśmiechu. Pchnęłam go mocno, przez co wylądował plecami na podłodze, a ja pozwoliłam sobie opleść rękoma jego szyję, udając, że go duszę. — Zabiję cię, przysięgam, zabiję! — zgrywałam powagę, jednak mój uśmiech odbierał autentyczność, a sam Sebastian nie mógł powstrzymać rozbawienia sytuacją. — Przysięgam, że cię zabiję! Boże, zabiję cię, bo tak bardzo cię ko-
Między nami momentalnie zapadła martwa cisza. Wstrzymałam ruchy, spoglądając na Sebastiana, jednak pełna szoku dokładnie nie wiedziałam, gdzie patrzyłam; czy były to jego oczy, usta, nos, czy policzek, to mój wzrok nie umiał ocenić. Zabrałam ręce z jego szyi, prostując się. Poczułam, jak moja głowa pod wpływem wstrząsających mną emocji zrobiła się ociężała, jakby czyjeś dłonie złapały ją w swe sidła i ciągnęły w dół. W brzuchu zaś czułam, jak od stresu moje wnętrzności paliły żywym ogniem. Odebrało mi mowę; zaszokowana nie odzywałam się, blada i zdezorientowana nie mając pojęcia, o czym myśleć – tak naprawdę było o czym, skoro sytuacja była jednoznaczna? Wówczas moje myśli obierały miliony kierunków. Sebastian wyprostował plecy, układając delikatnie ręce na moich biodrach.
Chciałam to powiedzieć.
Chciałam właśnie to powiedzieć. Rozchyliłam delikatnie wargi, nabierając dużego wdechu, po czym zeszłam z jego nóg, w panice przeczesując włosy, jakby to miało w czymś pomóc. Byłam zalana rumieńcem, nie, byłam czerwona do granic możliwości, spalając się z zawstydzenia. Chciałam już wstać, uciec od niego jak najdalej i nie patrzeć w te jasne niczym płatki śniegu oczy, lecz Sebastian chwycił moją dłoń i zatrzymał. Odwróciłam się, spoglądając właśnie w te jasne niczym płatki śniegu, piękne oczy. Patrzył na mnie z uwagą, a jego wyraz twarzy był nie do zidentyfikowania; czy był zaszokowany jak ja, czy rozczulony w połowie wypowiedzianym słowem, którego znaczenie obydwoje dobrze znaliśmy, to nie mogłam ocenić. Wiedziałam tylko, że chciałam to powiedzieć i zapragnęłam uciec stąd jak najszybciej, ale Sebastian, trzymając moją dłoń i spoglądając w kompletnym milczeniu na mnie przez jakiś czas, w końcu delikatnym ruchem przyciągnął mnie do siebie, a ja, jakbym została zahipnotyzowana, nie sprzeciwiałam się, wpadając wprost w jego ramiona.
— Nic nie mów — poprosił cicho, przytulając mnie z czułością. Tulił mnie, jakby nie widział tysiąc lat; w tym jego dotyk był przepełniony niezwykłym ciepłem i dobrocią. Po raz kolejny poczułam, jak łzy napłynęły mi pod powiekami, a już po chwili policzki okalały słone krople. Sebastian ujął kojąco moje lice, lustrując twarz, a ja ze wstydu nawet nie chciałam spojrzeć w jego oczy. Lecz w końcu to zrobiłam, wyrównując z nim kontakt wzrokowy. — Nic już nie mów — wyszeptał poruszonym głosem. Patrzył na mnie uważnie, jakby chciał wyszukać czegoś w każdym fragmencie twarzy, a przede wszystkim spoglądał tak głęboko w moje oczy, jakby przeczesywał moją duszę. Po czym pocałował mnie. Pocałował mnie i objął jeszcze szczelniej, nie wypuszczając ze świata, w jakim się właśnie zamknęliśmy.
Jęknęłam cichutko, prawie niesłyszalnie dla ludzi spoza naszej krainy. Oplotłam ramionami jego ciało, oddając bez wahania pocałunek. Namiętność płynęła śpiewem z jego ust, a język z czułością dotykał warg. Przeszywało mnie wiele emocji – od wstydu, wzruszenia i miłości aż po podniecenie, uniesienie i szaleństwo. Czułam, jak każda komórka w moim organizmie wariowała od doznań. Jak euforia w tabletce, a tą tabletką był Sebastian. Jego ręce błądziły po mojej głowie, włosach i ciele, przyprawiając o jeszcze mocniejsze dreszcze i spazmy. Boże, ja oszalałam i przestać nie chciałam, a to był chyba grzech?
W tle rozbrzmiewał Prince i jego kawałek ,,Purple rain'', a my całowaliśmy się na podłodze, otoczeni mnóstwem rysunków. Domyślałam się, że mogła dochodzić północ, ale wcale nie chciałam wracać do domu; bynajmniej nie teraz, gdy siedziałam okrakiem na Sebastianie, tuliłam go z całych sił i całowałam bez końca, bez końca i bez końca. I całować mogłam tak bez końca, bo jego usta były mięciutkie jak aksamit, słodkie niczym lody, i podniecające jak najlepszy erotyczny film. Gdyby tylko ktoś wiedział, co się działo w jego pokoju. Ogień i pożar namiętności ulatywał z najciaśniejszych dziur w pomieszczeniu – jak żaden domownik nie słyszał tego seksu? Seksu, bo zapragnęłam go rozebrać i ujeżdżać na tej pieprzonej podłodze.
Tymczasem moje dłonie spoczęły na krawędziach jego białej koszulki. Myślałam tylko o jednym. Nasze pocałunki z czułych, namiętnych i pełnych miłości obrały kierunek zachłanności i żarliwości. On był na pierwszy rzut oka uroczym chłopakiem o dziecinnej, niewinnej urodzie, dla niektórych z zachowania bezmyślny i głupkowaty, a w rzeczywistości całował i dotykał tak świetnie jak prawdziwy mężczyzna. Nie oszczędzałam na jękach, które widocznie go podniecały; czułam, jak pod spodenkami sterczał mu penis. A to podniecało mnie jeszcze bardziej. Boże, nigdy przedtem nie byłam taka pewna siebie i seksowna, jak poczułam się teraz. Sebastian dotykał mnie po całym ciele, sprawiając, że w kilka chwil stałam się cała mokra, gorąca i pulsująca.
Pierwszy raz w życiu poczułam się tak kurewsko podniecona. Nie wiedząc czemu, oderwałam się od jego ust i złapałam za materiał koszulki, pośpiesznie ściągając ją oraz zostawiając Sebastiana z nagim torsem. Na krótką chwilę wyrównaliśmy kontakt wzrokowy, ledwo łapiąc oddech. Atmosfera między nami była tak gorąca i emocjonująca, że nie mogliśmy swobodnie wyłapać tchu. Popatrzyłam w jego jasne oczy, które zawsze wydawały się być uroczym spojrzeniem dziecka, lecz tym razem iskrzyły pożądaniem i erotyzmem. Nawet jego wzrok spowodował, że poczułam kolejną falę podniecenia. Sebastian bez słowa nachylił się i pocałował mnie w usta, wsuwając jednocześnie ręce pod moją bluzę. Nie protestowałam, wówczas sama rozebrałam się z niepotrzebnej odzieży.
Zaskoczony oderwał się ode mnie, spoglądając najpierw na twarz, po czym skierował wzrok na moje nagie piersi. Odczuwszy promieniujące spazmy od czubków palców aż po umysł, jęknęłam, kiedy chwycił w dłonie obie półkule, zahaczając kciukami o sterczące sutki.
— Jesteś taka piękna — wyrzucił rozemocjonowany, oblizując swoim słodkim językiem spierzchnięte wargi. Przymknęłam powieki, odchylając lekko ciało do tyłu; czułam się w raju, kiedy jego dłonie pieściły moje piersi, a usta wypowiadały komplementy. Czułam się taka kobieca i seksowna, pewna siebie i odważna. Czułam się jak jebana Afrodyta. I miałam nadzieję być jebana. O Boże, mamo, nie chciej wiedzieć, dlaczego nie przyszłam o północy do domu. — Taka piękna — wyszeptał z uniesieniem w głosie, obdarowując moje cycki pocałunkami. Zamruczałam, kiedy oblizał językiem sutki, po czym zamknął jednego z nich w swoich ustach.
— Chcę cię... — wyjęczałam pożądliwie, splatając palce na jego karku. Odchyliłam głowę, mając wrażenie, że unoszące mną podniecenie samo ciągnęło moje ciało na podłogę. Położyłam się, pociągając za sobą Sebastiana, który zawisł nade mną i obserwował twarz i piersi, które okalały jego malinki. — Chcę cię, Sebastian, już teraz...
— Jesteś na to gotowa, malutka? — zapytał, oddychając ciężko. Wymruczałam cichutkie ''tak'', pamiętając naszą obietnicę. Złożyłam ją kilka tygodni temu, kiedy prawie doszło do naszego zbliżenia w opuszczonym budynku w lesie. Brzmiała ona: ,,To z tobą chcę to zrobić, z nikim innym''. Sebastian miał czekać, gdy w końcu będę na to gotowa. I poczekał. — Rozluźnij się, malutka.
Nie otworzyłam oczu. I nie otworzyłam ich do momentu, kiedy nie skończył. Sebastian pocałował mnie w usta, po czym zszedł namiętnymi całusami na klatkę piersiową, obiema dłońmi głaszcząc mój brzuch i talię. Zadrżałam, czując, jak z każdym ruchem wstrząsały mną podniecające prądy. Byłam w raju. Byłam w kurewsko podniecającym raju, a jego panem był On. Ledwo wyłapywałam oddech z każdym jego gorącym pocałunkiem, odczuwając potężne spazmy w podbrzuszu. To było coś niesamowitego, że ludzkie ciało było w stanie czuć taką euforię bez żadnych tabletek. Spięłam wszystkie mięśnie, kiedy Sebastian złapał za gumkę od pasa moich dresów i wolnym ruchem, jednocześnie schodząc pocałunkami coraz niżej, zaczął zsuwać ubranie.
Byłam bez bielizny.
Zawstydziłam się. Nabrałam głębokiego oddechu, w ciągu dalszym nie mogąc rozluźnić spiętych mięśni. Stresowałam się, ale to wcale mnie nie odstraszało, bo byłam gotowa. I napalona jak ćpun na strzał zajebistej hery. Sebastian zdjął ze mnie spodnie dresowe, po czym położył się między moimi nogami; dopiero, kiedy poczułam jego gorący oddech na udach, dotarło do mnie to, że on tam jest i ją widzi.
Zestresowałam się jeszcze bardziej.
— O Boże, jesteś taka piękna, Al — powiedział zachwycony, otaczając moje nogi ciepłem ramion. Zmarszczyłam delikatnie brwi, bojąc się otworzyć powieki. Nie wiedziałam dlaczego, z drugiej strony czując tak duże podniecenie i uniesienie, że marzyłam tylko, by wszedł we mnie i pieprzył do białego rana. Jęknęłam, kiedy obdarowywał moje uda pocałunkami, coraz bliżej i bliżej znajdując się przy pulsującej kobiecości. — Jesteś tak kurewsko zajebista, o Boże, Alanna... I taka mokra, ja pierdolę — mówił, pełen podziwu. Zawstydzał mnie jeszcze bardziej z taką gadką, jednocześnie cholernie jarał.
— O mój... Boże! — jęknęłam dosyć głośno, wplatając ręce w jego króciutkie włosy; Sebastian polizał moją cipkę, tym samym doprowadzając mój organizm do potężnego spięcia mięśni i rozkoszy. To było takie milutkie, przyjemne i rozbrajające uczucie. Zdejmował ze mnie wstyd, skrępowanie i cnotę. Czułam się, jakby pokazywał mi zupełnie nowy świat. Boże, zwariowałam. Tego nie dało się opisać ludzkimi słowami, a nawet obcymi. Jego język doprowadzał mnie do totalnego odlotu.
Bawił się każdym milimetrem w tamtej części ciała, ale oprócz poruszającego się języka nie wiedziałam, co robił i nie umiałam odgadnąć; wiedziałam tylko, że była to najprzyjemniejsza rzecz, jaka mnie do tej pory spotkała z ludzkim ciałem. Nawet jedzenie czekolady nie mogło się z tym równać. Jęczałam, nie skrywając w głosie rozkoszy. Jęczałam i poruszałam biodrami, pragnąć, by brutalnie pożarł mnie całą. Tego pragnęłam bardziej niż tlenu. Błądziłam dłońmi po jego głowie, z każdą sekundą czując, jak przyjemność była coraz większa i mocniejsza. Boże, mamo, gdybyś tylko wiedziała, co wyprawiam na podłodze Sebastiana, w pokoju Sebastiana, z Sebastianem. I ciągle jęczałam.
Moje jęki stawały się coraz głośniejsze, choć starałam się nie zbudzić jego rodziców i śpiącej niedaleko Jade, to bałam się, że tak się stanie. Absolutnie wszystko mnie podniecało: wydawane dźwięki, dotyk jego dłoni na mym ciele, poruszający się język w mojej cipce, a zwłaszcza myśl, że tam na dole był Sebastian. Nie kto inny a właśnie on. Kurewsko mnie jarało, że Sebastian Olivers doprowadzał mnie do orgazmu. A przybył on jak fala tsunami, wstrząsając mną jak nigdy. Poczułam, jak zalała mnie błogość, na chwilę odbierając dech w piersiach. Moje nogi drżały, a mięśnie spięły się najsilniej jak potrafiły; nie potrafiłam nad tym zapanować. Czułam się w zupełnie innym świecie. Trwało to chyba z dziesięć, góra piętnaście sekund, a wstrząsające mną emocje zapamiętam chyba do końca życia.
— O mój Boże... — wykrztusiłam onieśmielona, oddychając drżąco i głośno. Rozchyliłam powieki, przez chwilę widząc jak przez mgłę. W tle słyszałam, jak grał Bruce Springsteen i jego świetny kawałek ,,I'm on Fire''. Słodki Jezu, on robił mi dobrze przy Brucie Sprinsteenie. Sebastian polizał mnie ostatni raz, a ja z nadmiaru emocji zadrżałam pod wpływem tego muśnięcia. Uśmiechnął się łobuzersko, obdarowując moją kobiecość czułym i namiętnym pocałunkiem.
— Jesteś taka słodka, Alanna — odezwał się podniecony, lustrując całe moje ciało. Zawstydziłam się, kiedy obserwował mnie kompletnie nagą.
Byłam przed nim naga.
No, z wyjątkiem skarpetek w panterkę.
— Wejdź we mnie... — poprosiłam, przysuwając się do niego. Pomimo zawstydzenia, które widocznie po mnie zauważał, byłam nagrzana do granic możliwości. Marzyłam, żeby znalazł się we mnie. Zbliżyłam twarz do Sebastiana i ujęłam jego policzek, całując w ciepłe, lekko mokre przeze mnie usta. Oddał pocałunek, przytulając mnie. — O mój Boże, chcę cię wreszcie poczuć! — wyjęczałam podniecona, po czym zeszłam całusami na jego tors, całując zachłannie gorącą skórę. Sebastian westchnął, układając ręce na mojej talii.
Całowałam go przez krótką chwilę, bo po jakimś czasie Sebastian powstrzymał mnie od ruchów i odsunął się, a ja z zaskoczeniem spojrzałam w jego kierunku. Jego twarz wydawała się być zmartwiona, czego nie zrozumiałam. Wstał, nerwowo krążąc w tę i we w tę stronę.
— Hej? Hej, co się stało? — zapytałam zdezorientowana, oblizując spierzchnięte wargi. Chwyciłam od razu za spodnie dresowe i wstałam, ubierając się. Boże, czy tym razem ja go przestraszyłam? — Sebastian, hej, co jest? — spytałam zmartwiona, zatrzymując się przed nim.
— Alanna, ja... — ledwo wykrztusił, przelotnie oglądając się za moimi nagimi piersiami. Spojrzałam na niego ze smutkiem, bojąc się, że zrobiłam coś nie tak. — Ja... Boże, jestem taki napalony, ale ja nie potrafię... — mówił, zaskakując mnie. — Nie mogę. Nie jestem gotowy, żeby ci to zrobić — powiedział, chwytając mnie za ręce. Wyrównał ze mną kontakt wzrokowy, patrząc w moje oczy, jakby się o coś obwiniał. — Boże, ty jesteś taka piękna, taka słodka... Cholera, przepraszam cię, wszystko schrzaniłem! — wyrzucił sfrustrowany, po czym wyminął mnie i usiadł na łóżku, opadając plecami na materac. — Jestem takim frajerem, bo nie umiem zaspokoić laski... — marudził upokorzony.
Zaśmiałam się.
Wcale mnie to nie zdziwiło, że tak postanowił. Wcale nie byłam na niego zła, mimo że potwornie chciałam, żeby mnie wypieprzył do białego rana. Był dla mnie tak ważny, że nawet nie przyszło mi do głowy, aby być o coś takiego złym. Żeby go uspokoić i rozluźnić wpadłam wówczas na lepszy pomysł. Podeszłam do Sebastiana i uklęknęłam, nabierając głębokiego oddechu. Stresowałam się. Zwróciłam tym samym jego uwagę; podniósł się, spoglądając na mnie ze zdziwieniem. Uśmiechnęłam się, spoglądając niewinnie w jego ciekawskie ślepia.
— A może... — odezwałam się wstydliwie, czując rumieniec na policzkach. Przeniosłam ręce na jego uda odziane w materiałowe spodenki, głaszcząc góra-dół. Sebastian nabrał jeszcze większego wdechu, kiedy przejechałam dłonią po widocznym wybrzuszeniu. — Może ja się odwdzięczę? — zaproponowałam półszeptem. Boże, odwaga kipiała ze mnie i szybko nie zamierzała ulecieć. Czułam się, jakbym mogła zdobyć cały świat, cały pierdolony wszechświat.
Sebastian przez chwilę nie odpowiadał, a zamiast tego jego krocze wydawało się być coraz większe. Przede wszystkim jego oczy zaiskrzyły podnieceniem, a po chwili usta wykrzywiły się w łobuzerskim, seksownym uśmiechu. Nie musiał nic więcej mówić. Odchylił ciało lekko do tyłu, podpierając się rękoma. Oblizałam usta, odczuwając przebiegający po moim kręgosłupie dreszcz. To była fascynacja. Kurewsko podniecająca fascynacja. Teraz miałam wrażenie, jakbym trzymała cały swój świat i mogła z nim zrobić, co tylko zapragnęłam. Przeczesałam garść włosów na bok, sięgając do spodenek. Wolnym ruchem zsunęłam materiał, a zaraz po tym przed moimi oczami wyskoczył penis Sebastiana.
Sterczący, dużej wielkości i grubości penis Sebastiana Oliversa.
Przełknęłam ślinę, nabierając drżący oddech. Oblizałam jeszcze raz usta, a następnie oblizałam jego męskość, słysząc wybrzmiewający kawałek Jimiego Hendrixa ,,All Along The Watchtower''.
— O Boże, malutka... — westchnął rozbudzony, po czym opadł plecami na materac łóżka.
~*~
oesuuu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top