Rozdział 24

Różowa tabletka z emotką uśmiechu. Adam wziął niebieską. Wystarczyło poczekać trzydzieści minut, odczuwając pierwsze nasilenie się receptorów. Pierwszym z nich był stan euforii. Wszystko, co otaczało cię dookoła, nagle wydawało się być pluszowym misiem, do którego lgnęło cię bardziej niż na trzeźwo, kiedy większość cię cholernie nudziła i mało co obchodziła. Po pewnym czasie czujesz, jak utożsamiasz się ze wszystkim, a zwłaszcza emocjonalnie. Silna więź z obcą ci osobą nagle staje się jak braterska miłość, a przynajmniej można to do takiej porównać. Szczerze, to w trakcie haju nie można było ukryć ostrego podniecenia, które było chyba najgorszym ciężarem przez całą wyprawę. Jednak jednym z najważniejszych przeżyć, jakie towarzyszą ci przez całą podróż po krainie szczęśliwości, to połączenie każdych cząsteczek i komórek z muzyką. Płyniesz jak ona, unosisz się jak ona, opadasz jak ona, brzmisz jak ona. Jak muzyka, która wystrzeliwuje cię w prawdziwy odlot rajskiej wyspy. Muzyka tu była najważniejsza

Lubiłem czasami korzystać z psychodelików. Pozwalały mi one dostrzec rzeczy, których na trzeźwo nie potrafiłbym zauważyć, a przede wszystkim poczuć tak dobrze, jak w trakcie bycia na mdma. Mogłem wtedy być każdym. Czułem się kimś, o ile nie brzmi to frajersko. Nie uważałem tego za ćpuńskie czynności – była to zwykła rzecz, która od czasu do czasu dawała mi większą radochę na imprezie niż zawsze. Ot, jeden z najpopularniejszych używek wśród nastolatków. Może dla większości był to typowy halucynogen dla, heh, ćpunów, ale ja nie traktowałem tego w taki sposób. Zresztą, ja miałem to gdzieś, kto i jak się bawił na domówkach. Tego nikt nie zrozumie, czego przestałem już oczekiwać, ale trudno jest tłumaczyć ludziom, że różnego rodzaju psychodeliki pozwalały artystycznej duszy wyjść na zewnątrz, gdzie głęboko kryła się w ciemnościach i samotności, mogąc nareszcie żyć własnym życiem. Może nie uważałem się za jakiegoś wybitnego artystę, ale bardzo lubiłem po tym wszystkim malować. Strasznie to uwielbiałem. Móc przelać cały ten popieprzony bajzel i kurestwo na zwykłą kartkę papieru albo tworzyć świat taki, w jakim chciałbyś żyć – to o to w tym wszystkim chodziło. Zajebiste przeżycie, które nie wszyscy pojmą. 

Spojrzałem na Adama, kiedy popił pigułę wodą i wrzucił butelkę gdzieś za siedzenia. Wszyscy wysiedliśmy z samochodu, który jeszcze kilka dni temu należał do mnie – Lutcher nie ma prawka, ale nic mnie nie powstrzymywało, aby oddać mu moją starą audice. No bo czego się nie zrobi dla najlepszego przyjaciela, prawda? To była sobota i ten wieczór, kiedy laski imprezowały na domówce u Susan. Bylibyśmy głupi, gdybyśmy tam nie przyszli. Walić to, że ona nas nawet nie zaprosiła – dziewczyna nie zaprosiła połowy osób i o nich nie miała zielonego pojęcia, a jednak hołota robiła z jej chaty rumuńską libację. Żeby nie dać się rozpoznać razem z Adamem ubraliśmy na twarz kominiarki i czapkę z daszkiem na głowę. Czarny golf dopasowaliśmy z kamizelką, do której przyczepiliśmy jakieś łańcuchy, sztuczne granaty i nóż dla atrakcji, cokolwiek. Ubraliśmy jeszcze czarne bojówki i ochraniacze na kolanach, no i glany. Najbardziej byłem zadowolony z ak47, którego znalazłem w szafie i przewiesiłem na plecy. Lutcher za broń wziął swój metalowy kij bejsbolowy, marudząc przez połowę drogi, że też musi sobie kupić taki wystrzałowy karabin. Eliot i Lloyd przebrali się za Arabskich szejków, przed wejściem na imprezę zdążając już być na pierwszych fazach mdma. Radośni i pewni siebie weszli przed nami, nie witając się z bramkarzem, który o dziwo nawet nie zwrócił uwagi na nas. Wziąłem głęboki oddech, zatrzymując się z Adamem przy samym wejściu. Wbici w ziemie i oniemiali rozejrzeliśmy się po całym tłumie roztańczonych, hałaśliwych nastolatków. Głośna muzyka, laski, alkohol i narkotyki, no i jeszcze raz laski. I w tym wszystkim miałem znaleźć moje uwielbienie jakim jest Alanna? Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że była blisko – jej zapach od wejścia uderzył w moje zmysły jak najlepszy towar kolumbijskiej kokainy.  

— To co, rozdzielamy się? — zapytał Adam, rozglądając się wszędzie.

— Po co? — zmarszczyłem brwi, powoli przechadzając się z nim korytarzem. Zaciekawiony obejrzałem się za trzema króliczkami Playboya, jednej lustrując krągłe pośladki. 

— No poszukać dziewczyn — odpowiedział. 

— Zwariowałeś, gościu? — rzuciłem zdziwiony, kompletnie nie rozumiejąc jego toku myślenia. — Adam, to są laski! Wiesz, jak się wściekną, kiedy się dowiedzą, że tu jesteśmy? Nie znasz lasek, koleś? Zaczną ci robić wywody na temat tego i tego, a tego nie chcemy, prawda? — wskazałem na niego, zatrzymując się przy stole z alkoholem tuż obok salonu, gdzie odbywała się niezła potańcówa. — Dziewczyny nie lubią być szpiegowane, zapamiętaj tę cenną lekcję, mój uczniu. 

— Stary, chyba mocno się wczułeś przez te wdzianko w tajnego agenta — prychnął kpiarsko, lustrując mnie z zażenowaniem. — Amanda wie, że tu będziemy — dodał.

Pomrugałem kilka razy, tracąc w mgnieniu oka jakiekolwiek poczucie roli tajniaka. Kurcze, a myślałem, że trochę się pobawię. 

— No dobra, no ale chyba nie chcesz je stąd zabrać, co? — zapytałem. — Nie przyszliśmy tu na pięć minut, stary.

— Mam zamiar znaleźć Alanne i Andy i stąd je zabrać, dokładnie. Gościu, ty widzisz to wszystko? — rozejrzał się dookoła, wskazując na stroje skąpo ubranych lasek oraz napalonych kolesi. — Nie chcę sobie wyobrażać tego, jak te typy patrzą na moją kuzynkę i moją... Amandę — zawahał się. 

— E-e-e! — wskazałem na niego palcem, uśmiechając się cwanie. — Słyszałem to! Mego słuchu nigdy nie oszukasz. To co, jak tam z twoją Amandą? — dałem duży nacisk na słowo twoją, rozczulająco akcentując zdanie. — Ostatnio coś mało mi o niej gadasz, co jest z tobą, skurwysynie? 

— Oj, dobra... — speszył się, widocznie skrępowany odwracając ode mnie głowę. Zaśmiałem się, obserwując jego cipkowate zachowanie. 

— Ty pizdo, dlaczego brakuje ci jaj i jej tego wreszcie nie powiesz, co? — zapytałem. 

— Ty lepiej rozejrzyj się dookoła i zobacz, jak laski nas obczajają — zauważył, szturchając mnie ramieniem i wskazując brodą przed siebie. 

Poprawiłem czapkę, zaciekawiony rozglądając się. Co chwile wzrok dziewczyn padał w naszą stronę. Tu jedna laska zagryzła seksownie wargę, tu druga machała, tu trzecia z kumpelami o nas plotkowała,a tu czwarta, piąta, dziewiąta i jedenasta zerkała z kokieteryjnym uśmieszkiem. Zaskoczony uśmiechnąłem się, kiedy jedna z setek wskazała na mnie i zachęciła do podejścia, ale zignorowałem to. Było ich tak wiele, ale żadna z nich nie miała tych włosów, tych oczu i tego uśmiechu. Żadna z nich nie była Alanną

— Ale racja, ty masz to gdzieś — wyrwał mnie z myśli o Clooney Adam. — Tobie w głowie tylko moja kuzynka. 

Pomrugałem kilka razy, momentalnie odczuwając dziwne uczucia. Stres, może lekka panika i poczucie lęku uderzyły we mnie po raz kolejny, kiedy z jego ust padały takie słowa. Było to po prostu dziwne, ale tak strasznie znane mi od kilku tygodni. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc Adama. 

— To coś złego, że lubię Alanne? — zapytałem, czując się, jakbym popełnił największą zbrodnie. — Naprawdę bardzo lubię Alanne. 

— To nie jest złe, ale do czasu, kiedy nie robisz z nią czegoś za moimi plecami, kumasz? — spojrzał w moje oczy, a mnie przez chwilę odebrało tlenu. Jak oddychać, bo chyba zapomniałem? — Wiem, że coś robicie i mnie to denerwuje, Ian. 

— A-Ale co... masz na myśli? — zapytałem niepewnie, czując przyrost gorąca w całym ciele. Zdenerwowany chciałem zdjąć z siebie tę pieprzoną kominiarkę, w której czułem się jak we wrzącym garnku. To była jakaś masakra. 

Wiedziałem to od początku i bardzo się powstrzymywałem, aby do takich sytuacji nie doprowadzić, ale przestałem nad tym panować. Ciągle miałem na uwadze mojego najlepszego przyjaciela, ale naprawdę przestałem kontrolować to, co robiłem. Alanna mnie strasznie zauroczyła i wiedziałem, że będą z tego same problemy, jednak zrezygnowanie z jej przysparzało mi więcej bólu niż rozmowy z Adamem na ten temat. Chciałem móc się z nią tylko bawić, rozmawiać, śmiać i żartować cały czas, a nawet przytulać i całować przy wszystkich. Nie wiem, dlaczego tak bardzo tego chciałem. Chciałem, ale Lutcher był jedyną przeszkodą, przez którą się powstrzymywałem i bałem się, że go przez to stracę, bo wówczas w tym wszystkim był dla mnie najważniejszą osobą. 

— Mam na myśli to, czy ty... — obejrzał się za mną, nie potrafiąc z siebie wykrztusić zdania. Cały czas nerwowo się oglądał za mną, ledwo odpowiadając. — Czy ty... Kurwa, czy ty dotykasz moją kuzynkę? — rzucił z trudem, spoglądając na mnie. 

— Nie! — skłamałem od razu, zszokowany mierząc go. — Adam, wyluzuj trochę. Popierdoliło cię do reszty, wiesz? To nie mogę z nią normalnie rozmawiać na osobności, mieć normalnych kontaktów jak z przyjaciółką i czasami pomóc? Weź się puknij w ten łeb, skurwysynu — pokręciłem głową, udając poirytowanie. W głębi duszy powstrzymywałem się z całych sił, aby nie dać o sobie poznać zawału, jaki przez niego prawie dostałem. 

— Okej, przepraszam... — powiedział, wypuszczając powietrze z ust. — Przepraszam, Sebastian, wiem... Może robię się na tym punkcie strasznie przewrażliwiony — zdjął czapkę i poddenerwowany poczochrał swoje kręcone, bujne włosy. — Chodzi mi o to, żebyście po prostu mnie nie kłamali, wiesz? I doskonale wiesz, skurwysynie, że cię z nią shippuję! — zaśmiał się, rozluźniając atmosferę. Uśmiechnąłem się, sięgając po butelkę zimnego piwa. — I wiem też, że ci się podoba Alanna. 

— A to coś złego? — zapytałem, wzruszając ramionami. 

— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedział od razu, również biorąc do ręki Perłę. — Wiesz, wydaję mi się, że ty też się jej podobasz — zerknął na mnie.

— Co?! — wydarłem się szczęśliwy, prawie podskakując z radości. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, jak musiałem wyglądać; większość nastolatków obejrzała się za mną, krzywiąc się z zażenowania. Odchrząknąłem, poprawiając czapkę na głowie i kominiarkę. — Naprawdę jej się podobam? — zapytałem Adama, nie ukrywając fascynacji. Uśmiech nie mógł mi zejść z twarzy, czego nawet nie chciałem powstrzymywać. To było super uczucie, takie bardzo miłe i fajne. Takie bardzo miłe. — Ale podobam jej się tak, jak ona mi? — dodałem ciszej, bojąc się, że jeszcze to usłyszy. 

— Zaraz, to jak ci się podoba Alanna? — zapytał zaskoczony, nie rozumiejąc mnie. 

— N-No... — urwałem, speszony mrugając powiekami. — Bardzo — odpowiedziałem. — Bardzo mi się podoba. 

— Sebastian, ty się zakochałeś w Alannie?! — wykrzyczał zszokowany. 

Otworzyłem szeroko oczy, gwałtownie zakrywając mu usta. Wydzierał się do mojej ręki, znowu przyciągając uwagę zdezorientowanych nastolatków. Nawet tych lasek, które obczajały nas kilka minut temu, a teraz zażenowanie przyglądały się nam, jakby oglądały kompletnych wariatów. Ale wtopa, a miałem lecieć na podryw. 

— Zamknij ryj, skurwysynie! — warknąłem, uciszając go. Zabrałem rękę, biorąc dużego łyka piwa. — Bądź trochę cicho, co? Jeszcze usłyszy... — zdenerwowany rozejrzałem się wśród tłumu, na całe szczęście nie dostrzegając jej.

— Jak to się w niej zakochałeś? — zapytał zszokowany, nie dowierzając w to. 

— Co? Nie — skrzywiłem się, lustrując go. — Nie, nie wiem. — wzruszyłem ramionami, samemu się nad tym zastanawiając. Nie mogłem. Przecież nie mogłem być w niej zakochany, to wbrew przysiędze krwi, jaką sobie złożyliśmy. A przynajmniej ja nie chciałem do tego dopuścić. — Podoba mi się tylko, okej? Przestań sobie wyobrażać nie wiadomo co, skurwysynu. 

— A-Ale j-jak to... ty i ona... tak blisko... — zdezorientowany mamrotał coś pod nosem, gestykulując rękami. 

Zirytowany pokręciłem głową, nagle dostrzegając starych, dobrych kumpli. 

— O kurde, kogo ja widzę! — poklepałem po ramieniu Eddiego w towarzystwie jego dziewczyny, Sophie. Byli razem z Jamesem, Philipem i, kiedyś przeszłoby mi to z entuzjazmem, ale jakoś z dnia na dzień Austin stawał się dla mnie coraz bardziej obcy i denerwujący. Sam jego wyraz twarzy sprawiał, że miałem ochotę ten jego uśmieszek odwrócić do góry nogami. 

— Zaraz, co? — zapytał zaskoczony Eddie, przyglądając się mnie. Razem z Adamem zdjęliśmy czapki i kominiarki, z uśmiechem ich witając. — O kurde, siema! — uśmiechnął się szeroko, sklejając ze mną piątkę. 

Przywitaliśmy się radośnie ze wszystkimi, jednak uczucie dziwnej aury wokół mnie i Austina było tak duże, że nawet Adam dziwnie się za nami obejrzał. Nie wiem, dlaczego zaczął mnie tak denerwować. Chyba gorzej niż Ethan, na którego potrafiłem nie zwracać uwagi, ale on wywoływał we mnie dziwne emocje, które zdecydowanie nie należały do tych spokojnych. Może to ta dziwna zazdrość wobec niego i Alanny sprawiła, że zacząłem patrzeć na niego jak na kompletnego fiuta, który tylko właził tam gdzie nie trzeba. Może to te jego zachowanie w stosunku do Alanny sprawiło, że zaczął być w moich oczach wrogiem numer jeden, gdzie nigdy w życiu nie zdarzyło mi się tak o kimkolwiek pomyśleć. Może to właśnie przez to, jak traktuje Alanne. Byłem pewien, że to właśnie przez to. 

— Co wy tu robicie, co? — zapytał zaskoczony Adam, uśmiechając się do chłopaków. Kiedyś tworzyliśmy wspólną, dużą ekipę, ale odkąd Eddie znalazł sobie dziewczynę i skończył w tamtym roku szkołę razem z Jamesem i Philipem, to nasze kontakty kończyły się na kilku wypadach w miesiącu, a nawet mniej. Trochę ubolewaliśmy nad tym z kumplami, ale przecież żyje się dalej. Austin był tu jedynie dodatkiem, z którym czasami się widywaliśmy na jakieś wspólne picie i imprezowanie. Wtedy był jeszcze spoko, ale teraz już nie jest. 

— Susan zaprosiła Sophie, to wpadliśmy wszyscy razem. A wy co tu robicie, co? Hej, Montana, a ty co? Dalej coś świrujesz z tą rudą suką? — zaśmiał się kąśliwie Eddie, co oczywiście rozbawiło mnie i wszystkich dookoła. Chyba każdy wiedział, że uprawiałem seks z Susan i to dwa razy, czego nigdy dotąd nie zdarzało mi się robić. Zasada ''nie wchodzić dwa razy do tego samego jeziora'' cały czas obowiązywała mnie jak święty Graal i przyrzekłem sobie, że nigdy więcej jej nie złamię. 

— Ta suka to już przeszłość. Moje śmieci posprzątał Ethan — odpowiedziałem żartobliwie, co wywołało u wszystkich śmiech. 

— Teraz ma nową na oku — odezwał się Austin. 

Spojrzałem w jego stronę. Stał z boku, z cwanym uśmieszkiem mi się przyglądając, jednak w tym uśmiechu doskonale widziałem, że było drugie, podstępne dno. Kumple zaczęli mi gratulować, zafascynowani szturchając i przybijając sobie piątki. Nie wiedziałem, dlaczego tak robili, ale najwidoczniej ich w tym coś jarało, że ja, Sebastian Olivers, miałem kogoś na oku. Dotychczas każdy znał mnie ze strony niezainteresowanego i obojętnego każdej lasce. Laski były mi do niczego potrzebne, chyba że chciałem się całować albo bzykać, do czego tak naprawdę mi się nie spieszyło. Każdy znał Sebastiana Oliversa ze strony skejta, któremu w głowie deska, muzyka i zioło. Tak było. Tak było do czasu, kiedy z czystego przypadku spotkałem na imprezie Alanne, która zrujnowała moje dotychczasowe życie z taką łatwością, że zaczęło mnie to przerażać coraz bardziej. Nie chciałem tego zmienić, ale widząc ją, kurewsko nie potrafiłem trzymać się własnych zasad. Mimo to strasznie mi się to podobało i chciałem brnąć w tę zabawę dalej, czego nie żałowałem ani chwili. Wrogo przyjrzałem się Austinowi, który nie uciekał od kontaktu wzrokowego. Doskonale czuł tę aurę i promieniujące złowrogo iskry, z jakimi go lustrowałem. 

— Stary, kurde, nie wierzę! — ekscytował się Philip, czochrając mnie po moich krótkich włosach. Uśmiechnąłem się, nie dając po sobie rozpoznać poddenerwowania Austinem. — Jaka to szczęściara, co?! — objął mnie razem z Eddiem. 

— Żadna! Żadnej nie ma, komuś się coś chyba popierdoliło w główce — odezwał się Adam, ratując mnie z krępującej sytuacji. Odetchnąłem z ulgą, kiedy najlepszy przyjaciel objął mnie i odciągnął od kumpli. — Ten Pączuszek należy do mnie, proszę się od niego odczepić! — powiedział zadziornie, oplatając ponętnie swoją nogą moje biodra. 

— Od zawsze was crashowałam — zaśmiała się Sophie, oglądając nas z rozbawieniem. — Ale coś obiło mi się o uszy, że kuzynka... — ledwo przełknąłem ślinę, słysząc od niej kolejną część zdania, jednak niespodziewanie przerwał jej Lloyd, który zjawił się nagle z Eliotem. 

— Siemaaa, kurwaaa! — wybełkotał, chwiejąc się na boki z McCartneyem, który ledwo go trzymał. Zmierzyłem czarnucha, nie dowierzając, że w tak krótkim czasie napierdolił się jak szpadel. — A się najebałem... Sophie? — niewyraźnie zmierzył laskę Eddiego, przyglądając się jej. — Sophie, to ty?

— Haha, tak, co tam? — zapytała radośnie, poprawiając swoje długie, kruczoczarne włosy. 

— Oddawaj Eddiego! Oddawaj go! — wydzierał się, co strasznie mnie i Adama rozbawiło. Każdy stąd wiedział, że poniekąd Sophie była powodem, dla którego Eddie ograniczył z nami wszystkimi kontakt, co bardzo to przeżył Lloyd. Nie dziwiłem się, bo jak na czarnych przystało, to trzymali się razem. 

— Wyluzuj, czarnuchu, hej! — przerwał mu lamenty sam Eddie, krzywiąc się. — Lloyd, może byś przywitał się z mordą, co? I widzę, że ty już nieźle nafazowany jesteś — zmierzył kumpla, nie ukrywając rozbawienia. 

— Mordo ty moja, daj ryja! — powiedział Carter, obejmując głowę Eddiego i całując go w czoło. 

— Fajnie was widzieć, chłopaki — uśmiechnął się Eliot, witając się ze wszystkimi. — Co tam u was słychać, co? 

Każdy zaczął rozmawiać. Nawet Austin wtrącił się między kumplami, gadając o jakichś głupotach. Szczerze, to nie bardzo obchodziło mnie, o czym oni wszyscy rozmawiali. Zamiast śmiać się razem z nimi, to zacząłem czuć pierwsze fazy mdma. Różowa piguła zaczęła działać. Popijałem piwo, co chwile oglądając się za jakimiś laskami w tłumie. Żadne nie przypominały jej. Mój umysł nawet w trakcie bycia na psychodelikach był omamiony tą dziewczyną. Była po prostu wszędzie i jakbym chciał chociaż na krótki moment odgonić ją z myśli, to było to totalnie niemożliwe. Jak nie fizycznie, to zjawiała się w mojej głowie mentalnie, a co najważniejsze, to duchowo. Nagle zapragnąłem ją zobaczyć, a przede wszystkim być tak blisko, jak jeszcze nikt inny nie był. To było jak niespełnione marzenie, do którego pokusa była największa. Kurewsko zapragnąłem zobaczyć Alanne. Sama myśl o niej była ogromnie podniecająca, co zaczynało mnie strasznie denerwować i martwić – jak ja mogę myśleć o niej w ten sposób i dlaczego nie potrafię przestać? Chciałem za wszelką cenę zachowywać racjonalny rozsądek, ale nie umiałem. Chciałem ją tylko zobaczyć i być. Może jakbym stąd wyszedł i zaczął jej szukać, to wtedy znajdę? Chyba to było jedyne rozwiązanie. Zanim doszedłem do takich wniosków i już chciałem jej poszukać, zorientowałem się, że zostałem w towarzystwie Adama, Eliota i najebanego Lloyda, który ledwo się trzymał. 

— Gdzie oni poszli? — zapytałem Lutchera, rozglądając się dookoła.

— Do koleżanek Sophie — odpowiedział, popijając z uśmieszkiem swoje piwo. 

— A co Austin tu z nimi robi? Nowe towarzystwo już go znudziło? — zaśmiał się Eliot, nie ukrywając kpiny w stosunku do chłopaka. Od zawsze byli na siebie cięci, a już zwłaszcza wtedy, kiedy koleś znalazł sobie nowych kumpli, którym od siana odbijało i przeszło to na Austina. 

— Zobaczycie, że znowu szybciej ich wystawi dla lepszego, nowego auta — zaśmiał się Adam, po chwili spoglądając na mnie. — Czujesz coś? Bo ja już tak — dodał zadowolony, uśmiechając się.

— Czuję — odparłem, łobuzersko unosząc kąciki ust. Było fantastycznie i zajebiście. Zaśmiałem się z chłopakami, obejmując Adama ramieniem. 

Jednym z fajnych uczuć na fazie była ta euforia. Wszystko cię zadowalało i cieszyło, nawet głupi okruszek brudu na podłodze. Kolejnym z takich głębszych przeżyć było zbliżenie się do przyjaciół, a zwłaszcza do samego siebie. Na psychodelikach potrafiłeś stanąć twarzą w twarz ze samym sobą, gdzie na trzeźwo czasami nie umiałeś nawet patrzeć w lustro. To było mega fajne, ale ludzie, którzy uważają to za najgorszą zbrodnie i z góry oceniają cię jak zwykłego ćpuna nigdy tego nie zrozumieją. Nie byłem czynnym użytkownikiem mdma – lubiłem tylko od czasu do czasu zażyć emki, a ta impreza była wreszcie tego okazją, na którą sobie tym razem pozwoliłem. Założyłem z Adamem kominiarkę i czapkę na głowę, nagle pukając go w brzuch. Skinąłem na tłum roztańczonych nastolatków, gdzie stała fajna laska przebrana za nieżywą, gnijącą pannę młodą i patrzyła prosto na nas. Jego znaczący uśmiech nie musiał mi dużo mówić – doskonale rozumiałem jego myśli bez żadnych słów. Zdezorientowany zmarszczyłem brwi i pomrugałem kilka razy, dostrzegając, że ta laska zbliżała się stanowczym krokiem w naszą stronę. Kurwa mać, to była Susan. 

— Co wy tu robicie, co? — syknęła jadowicie, zatrzymując się przed nami. Niewinnie z Adamem przysunęliśmy się do stołu, popijając w tym samym czasie butelkę piwa. — Nie zaprosiłam was! — zmierzyła nas ostro. 

— Tak jak połowy osób tu, wyluzuj — machnął lekceważąco ręką Eliot, trzymając pijanego Lloyda, który zadarł podbródek, lustrując Laurie. 

— Sus? Hej, Sus, to ty? To ta szmata, tak? — zapytał nas, na co parsknęliśmy głośno śmiechem, jednak szybko się powstrzymaliśmy, widząc wściekły wzrok dziewczyny.

— Ty pieprzony sukinsynu... — wysyczała, mierząc ze wstrętem Cartera. — Najebałeś się za moje pieniądze i jeszcze masz czelność się tak odzywać? Kto was tu wpuścił, co? — zdenerwowana odwróciła się do nas, lecz poza milczeniem z naszej strony niczego konkretnego nie słyszała. — Och, racja... — mruknęła podstępnie i oparła rękę o biodro, unosząc kąciki ust. — Przyszliście tu za Alanną i jej koleżaneczkami... Spokojnie, bawią się tu świetnie jak wszyscy inni — powiedziała dumnie, nagle z drugiego pomieszczenia słysząc trzask szklanego naczynia i jakieś krzyki. — Kurwa mać, to pamiątkowy wazon matki! — krzyknęła wściekła, wybiegając z salonu. 

— Czemu ona musi być taka piękna, ale musi być taką straszną szmatą? — wybełkotał Lloyd, oglądając się za Susan. 

— Ethan ją chyba słabo bzyka, bo ta laska ciągle marudzi. Ian, weź no ją ostro przeleć, może to coś pomoże — zaśmiał się Eliot, a my razem z nim. Napiłem się piwa, lustrując wszystkich dookoła i nagle gwałtownie zawieszając wzrok na wprost. Ledwo nabrałem oddechu, czując mocny ścisk w podbrzuszu i uciążliwy jeszcze niżej. 

— Chłopaki, ja będę chyba rzygał... — odezwał się czarnuch, ciężko oddychając, a po chwili bekając. 

Była najpiękniejszą dziewczyną na imprezie, która w samotności popijała Martini. Stała przy ścianie, widocznie zagubiona w otaczającym ją towarzystwie co chwilę poszukując w tłumie koleżanek. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, który jej anielski spod długich rzęs rozświetlał wszystkie najmroczniejsze dusze pod słońcem. Palące ogniem i wrzące płomieniami fale zalały mój organizm od stóp aż po głowę. Przeszedł mnie piorunujący dreszcz, przez którego ledwo opanowałem chęci złapania jej w swoje ręce i zrobienia wszystkiego, co tylko mi się zachce. Czas spowolnił i slowmation opanował całą rzeczywistość. Była jak najwspanialszy pejzaż zrobiony z rąk najwybitniejszego artysty. Była projektem tysiąca ślicznych modelek w jednym. Była niczym archanioł, kojąc każdego po kolei ciepłem i dobrocią, a jednocześnie diaboliczną Lilith, kusząc i mamiąc chłopków i dziewczyny. Wulkan podniecenia sięgał zenitu. Nagle jej spojrzenie skierowało się w moją stronę. Zmierzyła mnie, nabierając głębokiego oddechu. Speszona odwróciła szybko głowę, jednak odczuwszy na sobie mój palący wzrok, co chwile z powrotem na mnie zerkała, rumieniąc się. Chwyciłem mocno Adama za rękę, zahipnotyzowany nie mogąc oderwać od niej wzroku. Zaskoczony spojrzał na mnie i wymamrotał coś pod nosem, po czym obejrzał się za moim punktem zainteresowania, doznając szoku. Alanna nawet nas nie rozpoznała, a zaraz obok niej pojawiła się Amanda, wywołując we mnie niespodziewane onieśmielenie. 

Pierwszy raz mogłem śmiało powiedzieć, że Andy była kurewsko seksowna, a jej ciało z chęcią mógłbym w takiej odsłonie oglądać codziennie. Kuso ubrana w postać Marilyn Monroe była bardzo cholernie podniecająca. Miała fajną, białą perukę jak seksbomba lat pięćdziesiątych i kuszącą, białą sukienkę na ramiączkach, która zdecydowanie za bardzo odsłaniała jej duże cycki. Nie dziwiłem się Adamowi, dlaczego chciał stąd je zabrać jak najszybciej – każdy facet ślinił się na ich widok. Pomimo obecności Lutchera obok nie potrafiłem powstrzymywać się od pożerania wzrokiem Alanny jak jakieś wygłodniałe zwierzę. To było okropne i bardzo starałem się nie patrzeć na nią w ten sposób jak reszta kolesi, ale nie mogłem. Była przebrana za Lare Croft. Kurewsko seksowną, podniecającą i pociągającą Lare Croft, która w jej wydaniu była zabójczo pożądanym widokiem na całej imprezie. Tak dużej radości nie czułem już dawno, kiedy jej długie, brązowe włosy okalały mój wczorajszy niechlujny warkocz z pojedynczymi kosmykami przy twarzy i czole. Zrobiłem jej go, a ona w nim przyszła. Prawie eksplodowałem z szaleństwa. 

— Jak ona się ubrała?! — nie dowierzał Adam, lustrując swoją kuzynkę. 

— Pięknie — odpowiedziałem, onieśmielony nie mogąc oderwać od niej wzroku. 

— Andy? — spojrzał na swoje westchnienie marzeń. — Cholera jasna, trzymaj mnie, zaraz zwariuję — wykrztusił. 

— E-e-e, chłopaki, potrzebujemy chyba kibla... — odezwał się Eliot, trzymając Lloyda. 

To działo się zbyt szybko, nawet nie mogłem dłużej popatrzeć na Alanne; Adam pociągnął mnie ze sobą, kiedy w pośpiechu wyprowadzali pijanego Cartera z salonu. W ostatnich sekundach, walcząc jeszcze o odrobinę widoku jej ciała, dostrzegłem, że Clooney obejrzała się za mną, po chwili znikając gdzieś razem z Amandą. Rozpoznała mnie? Nie, nie mogła, przecież mam kominiarkę i czapkę. Nabrałem głębokiego oddechu, kiedy nagle znaleźliśmy się w chłodniejszym pomieszczeniu, jakim okazała się toaleta. Zatrzasnęliśmy się we czwórkę, krótko po tym słysząc rzyganie czarnucha do kibla. Zwisał głową nad muszlą, prawie krztusząc się całym tym gównem. Oszołomiony nie mogłem dojść do siebie. Byłem pewien, że całą fascynację i onieśmielenie podsycała piguła. To był raj. Ten widok był jak nieziemski raj, odlot, wystrzał na zupełnie inną planetę, której nawet nie umiałem opisać słowami. Byłem w wielu innych, ale ta była kompletnie mi obca. Kurewsko podniecająca i zajebista. Uśmiechnąłem się. Uśmiechnąłem się szeroko, ściągając szybko czapkę i kominiarkę. Podekscytowany spojrzałem na Adama, opierając się o przyjemnie zimną ścianę. 

— Stary, widziałeś je?! — rzuciłem zafascynowany, jarając się laskami. — To jakiś obłęd!

— Tak, to obłęd! Nie powinny tu być, zwłaszcza że wyglądają tak... pięknie — powiedział, pod koniec rozczulając się. — Nie, nie, nie! — złapał się za bujne kędziorki, czochrając włosami. — To nie jest dobry pomysł, żeby tu były, Ian — spojrzał na mnie, ciężko oddychając. 

— Wyluzuj, skurwysynie — zmierzyłem go, kompletnie go nie rozumiejąc. — Ile masz okazji, żeby je tak widzieć? Daj laskom się zabawić, a ty to obserwuj — wzruszyłem ramionami, nie widząc przeszkód. 

— Dla ciebie to super, bo już widziałem ten twój błysk w oku na widok Alanny! — oskarżycielsko wskazał na mnie palcem, marszcząc brwi. — Cholera, one są za młode na takie towarzystwo... — marudził, na co się skrzywiłem. 

— Adam, one nie są dzieciakami — rzuciłem, przyglądając się mu. — Przestań zgrywać rolę tatuśka, bo ja już cię nie poznaję, serio. Gdzie podział się ten stary Adam Lutcher, który tylko czekał na takie okazje, he? Gdzie jest ten Adam Lutcher, który tańczył razem z Amandą na imprezach, he? Zamiast marudzić, skurwysynie, to bierz ją w obroty i jazda, ty nieokiełznany ogierze — powiedziałem z uśmiechem, na co podobnie zareagował po moich słowach. 

— Dobra, jak wyglądam? — wziął głęboki oddech i stanął przede mną, z powagą prezentując swój look. Zaczesał włosy do tyłu, nałożył kominiarkę i czapkę, po czym obrócił się, z dumą pokazując prawy i lewy profil. — Myślisz, że jej się spodobam? — zapytał niepewnie. 

— Wyglądasz-ugh-bosko... — wykrztusił biedny Lloyd, zwisając nad kiblem. Wybrechtaliśmy czarnucha, klepiąc go z otuchą po plecach. 

— Stary, nawet ja bym ci wskoczył na kutasa — zapewnił Eliot, gestykulując ręką i przyglądając się kumplowi. 

— Giorgio don Suarez, proszę państwa, wchodzi do gry — mruknął zawadiacko, niczym hollywoodzki aktor poprawiając kamizelkę. Razem z Eliotem podekscytowani przybiliśmy sobie piątki, jarając się jak dzieciaki Adamem. Kiedy odpalał się w nim jego ukryty alter ego Giorgio, to wtedy nie dało się go powstrzymać przed niczym. Każdy z nas miał jakieś przezwisko, za którym kryła się rola niepokonanego Alvaro. 

— Stary, jedno pstryknięcie paluszka i laska jest twoja, mówię ci! — zapewniałem przyjaciela, dotykając jego ramienia. — Giorgio'emu żadna się nie oprze!

— Dobra, białasy... — wybełkotał Lloyd, spuszczając wodę w kiblu. Wziął głęboki oddech i odwrócił się do nas, ocierając mokre usta. — Zróbcie miejsce dla Diego Lopeza — szarmancko potarł ramiona, uśmiechając się. 

— A więc nie pozostało mi nic innego, jak wam towarzyszyć, moi mili. Roberto Puccini, bez odbioru — Eliot zasalutował, rozbawiony starając się zachować powagę. Po chwili wszyscy spojrzeli na mnie, wyczekując odpowiedzi. Wzruszyłem ramionami i stanąłem przed chłopakami, nonszalancko prezentując się z kałachem. 

— Tony Montana rusza do akcji, skurwysyny — rzuciłem łobuzersko, a kumple podekscytowani przybyli sobie piątki.

~*~

Poświęciłem równe siedemnaście sekund na znalezienie Alanny, odkąd wyszedłem z toalety z chłopakami. Siedemnaście sekund poszło w niepamięć razem z nią, kiedy usłyszałem w tle Biggiego Smallsa, Hypnotize. Nie potrafiłem się powstrzymać ani opanować – mój mózg porwała muzyka, w której zatracałem się z każdą chwilą coraz bardziej. Niepowstrzymanie i szalenie wariowałem z Adamem na parkiecie pełnego napalonych i podjaranych nastolatków. Oboje tańczyliśmy na stole Susan, robiąc gorące widowisko dla wszystkich lasek. Na trzeźwo nienawidziłem tańczyć, ale po wszelkich używkach odpalał się we mnie nieokiełznany i przebojowy mistrz wygibasów. Każdy nam kibicował i każdego wzrok był skierowany w naszą stronę, razem z nami bawiąc się świetnie jak nigdy. Ta muza wchodziła tak gładko i po całości. Jej dźwięk był jak poezja. Totalny sztos i kurewski odlot. Powoli zdejmowałem kamizelkę i golf, słysząc podjarane laski i ich okrzyki. Patrzyły się na mnie, a niektóre nawet dotykały po nogach, podekscytowanie ciesząc się ze zwykłego dotyku, jakbym był jakąś gwiazdą. Zdecydowanie teraz byłem kimś

Rozebrałem się razem z Adamem z górnej części ubioru, rzucając gdzieś w tłum niepotrzebne łachy. Kompletnie nie potrafiłem zrozumieć lasek, które złapały nasze ciuchy, o kamizelki kłócąc się jak wściekłe lwice. Ten widok był zabawny, ale jarał mnie jeszcze bardziej. Nie wiem skąd, ale ktoś z nastolatków podał nam wódkę, którą zaczęliśmy polewać wszystkim dookoła. Dziewczyny ustawiały się w kolejce, seksownie otwierając usta, a chłopaki zadowoleni bawili się razem z nami. Nagle, kiedy polewałem jakiejś lasce wódę do gardła, wyrównałem z nią kontakt wzrokowy. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie było to seksowne. Kurewsko seksowne, zwłaszcza że patrzyła na mnie spod długich, zapewne doczepianych rzęs, tak kusząco i pociągająco. Uśmiechnąłem się do niej, nonszalancko puszczając oczko. Kiedy skończyłem chciałem już polać następnej, jednak wysoka blondynka sprzed chwili chwyciła moje policzki, mocno przyciskając swoje gorące wargi do moich ust. To był ułamek sekundy, bo szybko odsunęła się, kokieteryjnie spojrzała w moje oczy i odeszła, znikając w tłumie roztańczonych nastolatków. Cholera, jaki to był odlot. 

Gdyby tylko Susan wiedziała, co my wyczynialiśmy w jej salonie, to by wyjebała nas z tej chaty na zbity pysk. Radośnie zakręciłem się wokół własnej osi, nagle wytrącony z równowagi spoglądając w korytarz. O wilku mowa, bo Susan właśnie trzymała za rękę Alanne i gdzieś zaprowadzała. Wzruszyłem ramionami, lecąc dalej w tany. Kurwa mać, chwila, co? Gwałtownie oddałem butelkę Adamowi, zeskakując ze stołu. Zdezorientowany krzyknął coś w moją stronę, ale za bardzo go nie zrozumiałem; leciałem przed siebie, po drodze wyrywając z rąk jakiejś dziewczynie moją kamizelkę. Zatrzymałem się na korytarzu, wśród tłumu nie mogąc ich znaleźć. Czy ona chciała zrobić jej krzywdę? Czy ona chciała skrzywdzić Alanne? Czy ona chciała coś jej zrobić? Nie, nie, nie, nie myśl w ten sposób! Rozejrzałem się dookoła, podbiegając do kolejnej framugi z pomieszczeniem obok. Kolejne rozrywkowe miejsce, w którym duży, okrągły stół został obsadzony nastolatkami, a także do których dosiadała się Laurie z Clooney. Zaraz, zaraz: kieliszki, wódka... znam tę grę!

— Stary, o co chodzi? Laski są na ciebie tak napalone, że szkoda temu odpuścić! — nagle pojawił się obok Adam, dziwiąc się mojemu zachowaniu. — Co ty robisz? — zapytał, zaciekawiony obracając się za pomieszczeniem. — Alanna? Co ona tu, kurwa, robi? — rzucił zaskoczony, marszcząc brwi. 

Zignorowałem Lutchera, bez wahania zajmując przedostatnie miejsce przy stole. Na przeciwko Alanny. Usiadła powoli, zestresowana oglądając się za każdym po kolei. Niewinność w jej wydaniu była pociągającym widokiem. Bezbronna, nieskalna i cnotliwa. Jarało mnie to, a jeszcze bardziej myśl, że za tym kryła się w rzeczywistości dzikość, nieokiełznane piękno i czyste szaleństwo. Nagle jej wzrok zwrócił się w moją stroję; patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, zawstydzona lustrując na krótko gołą klatę z kamizelką i przewieszonym przez ramiona kałachem. Speszona szybko odwróciła głowę, oblizując dolną wargę. Była taka słodka. Uwielbiałem oglądać jej rumieńce i zawstydzenie. Obok mnie niespodziewanie usiadł Adam, przelotnie oglądając się za pozostałymi, a nagle zatrzymując się na Amandzie, która siedziała z boku. Nawet nas nie rozpoznały, ale Aly co chwilę patrzyła na mnie, szybko uciekając spojrzeniem gdzie indziej, kiedy zauważała, że to obserwuję. Miałem ochotę rzucić to wszystko w pizdu, wstać i mocno ją przytulić. Za bardzo mnie do niej ciągnęło, ale musiałem się opamiętywać. Tak kurewsko mocno. Może powinienem wyluzować, ale Adam naprawdę miał rację z tym, żeby zabrać je w cholerę od tego towarzystwa: nikt wokół nie był ich rówieśnikiem. Miały siedemnaście lat, a dookoła siedziały osoby pełnoletnie z dziewiętnastką na karku, a nawet starsze i widziałem, jak połowa tu facetów obczajała je i komentowała w swoim męskim gronie. Były tu zwykłymi smarkulami, które dopiero co odstawiły mleko matki. 

— Widzę, że świetnie się bawisz — usłyszałem obok. 

Odwróciłem się, dopiero wtedy orientując się, że siedziałem obok Austina. Chłopak przyglądał mi się z tym uśmieszkiem, którego serdecznie miałem dość. Miałem ochotę go wymazać z powierzchni ziemi razem z właścicielem. Zmierzył mnie, po czym z uśmiechem odwrócił głowę przed siebie. 

— Powiem ci, że zajebiście — odparłem zadowolony, poprawiając się na krześle. 

— A wy tu czego?! — wysyczała ostro Susan, mierząc mnie i Adama. Milczeliśmy, zakłopotani nie wiedząc, co zrobić. Każdy się na nas patrzył w zdezorientowaniu. Cholera jasna, chyba laska nie zamierzała nas wydać? — Hm, okej, zostańcie tu i bawcie się dobrze, pajace — mruknęła jadowicie, zmuszając się do chytrego uśmieszku. Wypuściliśmy z ust powietrze, odczuwając wielką ulgę. Laurie odchrząknęła, zaczynając tłumaczyć zasady gry: — Chyba znacie tę grę: nigdy-przenigdy, prawda? Dla niewtajemniczonych: mówię, że nigdy-przenigdy nie korzystałam z publicznej toalety, a osoby, które to zrobiły – piją kieliszek wódki — skwitowała, oglądając każdego. — Kto chce zacząć? — rozejrzała się dookoła, po czym zatrzymała się przy Amandzie. — Słońce, może ty zaczniesz? — zapytała ciepło, co w jej wydaniu było dziwnie słyszeć. 

Spojrzeliśmy na Amandę, która zestresowana spuściła wzrok, odchrząkując cicho pod nosem. 

— Nigdy-przenigdy... umm... nie pobiłam drugiej osoby — odezwała się niepewnie, obracając w palcach pusty kieliszek. 

Każdy się napił. Zlustrowałem Alanne, która parsknęła, co mnie bardzo rozbawiło – siedziała obok Susan, z którą się właśnie pobiła. Śmieszny zbieg okoliczności, nie powiem nie. Szarmancko przybiłem sobie kieliszek wódki z Adamem, wspominając nasze wspólne bójki. Cholera, tego nie dało się nawet zliczyć, ale były to jedne z najlepszych bójek w życiu. Napiłem się, odstawiając szklane naczynie na stół, po czym przelotnie obejrzałem się za Alanną. Boże święty, dlaczego nie mogłem oderwać od niej wzroku? Co chwile się na nią gapiłem jak jakiś idiota, nie mogąc powstrzymać się nawet z myślą, że na to wszystko patrzył Adam. Nie mogłem, nie potrafiłem przestać i się ogarnąć. Całą przyjemność potęgował warkocz, jaki jej zrobiłem, a ona w nim przyszła. Zwykły warkocz sprawiał mi tyle szczęścia ile tryskające radością emocje podczas emki. 

— Nigdy-przenigdy nie paliłem papierosów — powiedział jakiś chłopak, po czym wszyscy się napili. 

— Nigdy-przenigdy nie zalałam się w trupa — oznajmiła jakaś dziewczyna. Parsknąłem z Adamem, spoglądając na siebie. Cholera, tych akcji też było za wiele. Napiliśmy się alkoholu, rozbawieni oglądając się za Amandą; zawstydzona uśmiechała się pod nosem, popijając swoją wódkę. Andy miała tyle śmiesznych sytuacji, że same ją bawiły. Obejrzałem się za Alanną, która, ku mojemu zaskoczeniu, nie napiła się. 

— Nigdy-przenigdy nie okłamałam najlepszego przyjaciela — mruknęła przemądrzale Kelly, która dumnie spojrzała na swoją przyjaciółkę, Susan. Laurie rozczuliła się, przytulając kumple. 

Zawahałem się. System zawiesił się na dobre kilka minut, nie wiedząc, co zrobić: czy znowu skłamać, czy zachować się lojalnie wobec Amandy, a przede wszystkim Adama. Spojrzałem na obydwóch: Andy siedziała z założonymi rękoma przy stole, nie dotykając nawet kieliszka. Odwróciłem się niepewnie do Lutchera, przez przypadek wyrównując z nim kontakt wzrokowy. Patrzył na mnie? Dlaczego? Czy on wobec mnie i mojej wierności miał podejrzenia? Powoli odwróciłem głowę i spojrzałem na wódkę, biorąc głęboki oddech. Czułem, jak zalewa mnie gorąca fala poczucia winy, żalu i wyrzutów sumienia. Momentalnie zbladłem, ledwo przełykając przez Saharę w gardle ślinę. Ja pierdole, ale wtopa. Patrzyłem się na pieprzony kieliszek, czując, jak nagle zwykłe oddychanie przysparza mi wiele kłopotów. Bałem się. Zacząłem się bać, że w jego oczach byłem zakłamanym, zdradzieckim śmieciem. Tak naprawdę nawet teraz go okłamywałem. Patrząc mu prosto w oczy i nie wykonując żadnych ruchów. Okłamywałem go na każdym kroku przez większość czasu, gdzie przedtem nigdy tak się paskudnie nie zachowywałem. Okłamywałem mojego najlepszego przyjaciela z taką łatwością i bez problemu, i nawet, kiedy w myślach walczyłem z tym wszystkim, to dalej postępowałem tak obrzydliwie fałszywie wobec niego. Dlaczego nie umiałem przestać? Dlaczego Alanna zaczęła mieć tak dużą władzę nade mną, że nie umiałem sobie z tym poradzić? 

— Nigdy-przenigdy... — zaczęła Susan, z podstępnym uśmieszkiem oglądając się za wszystkimi. — Nie uprawiałam seksu — rzuciła, unosząc jedną brew. 

— O ty kłamliwa suko — zaśmiała się Kelly. 

Nie wiedziałem dlaczego, ale na nią spojrzałem od razu. Skierowałem wzrok w jej stronę nawet przed chwyceniem własnego kieliszka. Stresowała się, nagle nabierając głębszych wdechów. Lustrowała wszystkich dookoła, którzy pili swoją wódkę, oprócz siedzącej obok Amandy. To była zwykła ciekawość, która również interesowała Adama. Lutcher ciągle obserwował swoją kuzynkę, powoli odkładając pustą lufę na stół. Czasami wobec tego miałem wątpliwości, ale nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo mi na tym zależało. Skrywała w sobie podniecające, interesujące i bardzo intrygujące tajemnice. Mimo że poznałem ją dobrze, co nie było planowane, tak było jeszcze wiele rzeczy, które chciałbym w niej odkrywać. Ta w szczególności wzbudzała we mnie największą ciekawość i naprawdę nie wiedziałem dlaczego, ale bardzo chciałem, aby okazała się ona nieprawdą wobec tego, co chodziło mi po głowie. Nie wiem skąd brało się zafascynowanie jej dziewictwem. To było coś, na co nie umiałem znaleźć odpowiedzi, w dodatku to było coś, co zupełnie nie powinno przede wszystkim mnie interesować. Nie powinienem poświęcać nawet żadnych sekund na temat jej seksualności, a robiłem to bardzo często. To wszystko było takie chore. Z jednej strony myślałem, że mogła mieć to już za sobą i jak najbardziej nic do tego nie miałem, no bo co mi do tego? Ale z drugiej strony... ogarniało mnie dziwne zawiedzenie, trochę pustka, a nawet lekki dołek. Taka skradziona sprzed nosa wygrana. Nie powinienem postrzegać ją w taki rzeczowy, obrzydliwy sposób. Nie powinienem. To był paskudny, zwierzęcy instynkt, nad którym ledwo panowałem, ale trochę się udawało, bo tak naprawdę za wiele nie oczekiwałem. 

Alanna wzięła głęboki oddech i nagle spojrzała na mnie. Napiłem się kieliszka i powoli go odłożyłem, obserwując ją. Mijały sekundy, po czym niespodziewanie zacisnęła usta, chwytając swoją wódkę. Pomrugałem kilka razy, spoglądając na nią. A jednak. Uśmiechnąłem się pod nosem, może trochę pocieszająco dla samego siebie. Może. Usłyszałem prychnięcie ze strony Austina, który z drwiną patrzył na wprost, krzyżując ramiona pod klatką piersiową, ale nie bardzo zwróciłem na to uwagę. Potarłem ręce o spodnie, wzrokiem lustrując wszystko dookoła. No nic, naprawdę nie oczekiwałem za wiele. Odkaszlnąłem, pozbywając się dziwnego ukłucia w klatce piersiowej. Obejrzałem się za Adamem, który zszokowany otworzył szeroko oczy i gwałtownie zdjął z siebie czapkę oraz kominiarkę, spoglądając prosto na swoją kuzynkę. Alanna zbladła, speszona wyrównując kontakt wzrokowy z Lutcherem. 

— Ups, chyba spowodowałam dramę w rodzince... — mruknęła z uśmiechem Susan, jednak w jej zachowaniu można było widocznie dostrzec podstęp. Było to jej drugie imię i czuła się z tym dobrze, że uprzykrzała życie innym. Była prawdziwą królową lodu i okropną suką.

Przelotnie obejrzałem się za Amandą, która zaskoczona siedziała kilka krzeseł dalej, z niedowierzaniem krzywiąc się pod nosem. Pomrugała kilka razy, jakby w zastanowieniu, czy dobrze widziała. Adam zaś karcił poważnym wzrokiem swoją kuzynkę, którą traktował jak młodszą siostrę. Nie rozumiałem jego zachowania, no bo przecież Alanna nie była dzieckiem i wiedziała, co to znaczy seks. Co on sobie myślał? Że co, że ona wiecznie będzie zakonnicą w klasztorze? Tam też się przecież bzykają, i to na dodatek w dupę. Boże, nie. Nie, nie chciałem o tym myśleć. Nie chciałem. Nie mogłem, bo to dziwnie na mnie wpływało. Chciałem się cieszyć, no bo przecież to lepsze na emce niż dołowanie się. Tak jak Adam, tak ja po chwili zdjąłem czapkę i kominiarkę z twarzy. Alanna spojrzała na mnie w lekkim oszołomieniu, rozchylając delikatnie wargi. Radośnie uniosłem kąciki ust i pomachałem do niej, nareszcie mogąc z nią się bawić. Miałem już dość ukrywania się pod tą pieprzoną kominiarą, ja chciałem z nią szaleć i wariować i nie widzieć temu końca. 

— Oj, Aly, chyba masz tu komuś coś do wyjaśnienia... — odezwała się Laurie, posyłając dogryzający uśmieszek dziewczynie. 

— Zamknij się — warknęła groźnie, poprawiając mojego warkoczyka. Uśmiechnąłem się, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Była taka słodziutka. Nawet w oschłym, ciętym wyrazie twarzy dostrzegałem na jej policzkach rumieńce. Nawet w owianym chłodem, beznamiętnością i obojętnością wzrokiem dostrzegałem w jej spojrzeniu skryte ciepło, uczucie i dobroć. Była taka słodziutka. 

— Uuu, kotek pokazuje pazurki — mruknęła prowokująco, obserwując Clooney. Kelly prychnęła pod nosem, mierząc z kpiną Alanne. — No nic, może chcecie zagrać w butelkę na wyzwania? — zapytała, rozglądając się po wszystkich. 

Każdy z aprobatą zahuczał. Oparłem podbródek o rękę i przyjrzałem się strachliwemu kotku. Teraz zdecydowanie wyglądała na strachliwą. Uśmiechnąłem się do niej, kiedy przelotnie wyrównała ze mną kontakt wzrokowy, jednak zawstydzona szybko odwróciła głowę gdzie indziej, unosząc kąciki ust. Była fenomenalna, olśniewająca i bardzo piękna. Nie mogłem oderwać od niej oczu, gapiąc się na nią jak w totalnej hipnozie. Nawet obecność Adama nie potrafiła mnie otrząsnąć z transu. Chyba za nią tęskniłem, bo dawno się z nią nie widziałem. Musiałem temu nadrobić. 

— No dobra, to jak ktoś nie wykona zadania, to pije trzy szoty — oznajmiła wszystkich i postawiła kolejną butelkę na stole, zasiadając z powrotem na swoim miejscu. — To może znowu zaczniemy od ciebie, słońce? — spojrzała na Amandę. 

— Może zacznij od kogoś innego — burknęła złośliwie, mierząc Susan. Prychnąłem z Adamem, ledwo powstrzymując śmiech. Andy zawsze była taka śmieszna, kiedy się złościła. — Słońce — dodała kąśliwie, posyłając Laurie uśmieszek. 

— Och, jak mi miło! — rozczulona przyłożyła rękę do piersi. — Jestem twoim słońcem, jak słodko — cmoknęła Susan, dogryzając Morgan.

— Cóż za zbieg okoliczności, bo przecież na słońce nie da się patrzeć — odezwała się tym swoim sarkastycznym głosem Alanna, przykładając palca wskazujące do ust. 

Każdy się zaśmiał. Cholera, uwielbiałem ją jeszcze bardziej za jej cięty język i sarkazm. To było mega zajebiste. Susan skarciła wszystkich mroźnym spojrzeniem, po czym każdy prawie ze skrępowania umilkł. Zawiesiła swój wzrok na Clooney, po chwili unosząc kąciki ust i zmuszając się do fałszywego brechtu, delikatnie dotykając Alanny ramię. 

— Oj, kochana, ty to masz super poczucie humoru — westchnęła, nabierając głębokiego oddechu. — Ale zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni — uśmiechnęła się, a także chwyciła leżącą na stole butelkę i zakręciła. 

Naczynie poszło w ruch. Szczerze, to za bardzo nie skupiałem się na tej grze. Szczerze, to kompletnie miałem na nią wyjebane. Alanna siedziała na przeciwko mnie i nie mogłem oderwać od niej wzroku, jak zahipnotyzowane dziecko wpatrując się w nią jak w obrazek. To była czysta magia, kiedy jej olśniewający, baśniowy kolor oczu co chwile lustrował moją twarz, to słodko zawstydzona uciekała spojrzeniem gdzie indziej. To była czysta magia, w której jeden gest przyprawiał mnie o mrowiące spazmy i totalny szał organizmu. Czułem, jakby miliony małych, ale bardzo miłych i podniecających szpilek wbijało się we mnie raz po raz, kiedy odwracała się w moją stronę i uśmiechała, ukazując białe zęby, a zwłaszcza ten piękny uśmiech. Na świecie nie było chyba nic piękniejszego od tego widoku, a przynajmniej na tę chwilę nie mogłem sobie nic przypomnieć, co dorównywało temu obrazowi. Świat nabierał jasnych, słodkich i wyrazistych przy niej barw, ale jeszcze lepszych niż te na mdma. Były one o wiele słodsze i mocniejsze. Uśmiechnąłem się do niej, kiedy znów na mnie spojrzała, lecz tym razem trochę zawstydzony, a nawet mocno, spuściłem głowę, czując zalewające w każdych zakamarkach mojego ciała gorąco, które tryskało na każde strony i bałem się, że nawet Adam dostanie tym buzującym we mnie wulkanem. Moje policzki przede wszystkim były tu czymś, co chciałem ukryć przed każdym jak najbardziej – wyglądałem jak idiota, rumieniąc się i nie mogąc tego kontrolować.

— Austin! — rzuciła radośnie Susan, uśmiechając się szeroko. 

— Wal śmiało, nie bój się nawet chamskich — odparł cwaniacko, opierając ramię wzdłuż oparcia krzesła. 

— No to... hmm... — główkowała, zastanawiając się przez dłuższą chwilę. — Wiem! — triumfalnie uniosła palca wskazującego i spojrzała na chłopaka z błyskiem w oku. Wzięła głęboki oddech i splotła ręce, nachylając się w jego stronę. — Pocałuj Sebastiana — mruknęła, unosząc jedną brew. 

Parsknąłem rozbawiony, odwracając głowę do Austina. Gościu się zaśmiał, przelotnie wyrównując ze mną kontakt wzrokowy. Po części chciałbym mu z wielką przyjemnością przypierdolić w ryj i napluć, ale jednocześnie miałem ochotę śmiać się, niczego nie żałować i odstawić na bok całą tą złość, by tej nocy szaleć bez opamiętania. Bo przecież mój racjonalny rozsądek pochłonęła w całości używka, która wyczyniała ze mnie łaszącego się do wszystkich pluszowego misia. Bo przecież ja już nie potrafiłem normalnie myśleć. Z jednej strony w takich sytuacjach chciałbym cofnąć się do czasu, kiedy ją brałem, ale z drugiej obserwując Alanne i to, jakich emocji mi dostarczało samo patrzenie w nią – niczego nie żałowałem. Spojrzałem jeszcze raz na Austina, nie mogąc ukryć skrępowania. On również się peszył, ale słysząc podpuszczanie nastolatków dookoła i ich wiwat, niepewnie przybliżył się do mnie, rozbawiony unosząc kąciki ust. 

— O mój Boże, oni naprawdę to zrobią! — wykrzyczała jakaś dziewczyna, jarając się. 

— Ale namiętnie, namiętnie! — dodała Susan, obserwując nas ze wszystkimi. 

— Ian, robię się zazdrosny! — dąsał się Adam, jak obrażona dziewczyna krzyżując ramiona pod klatką piersiową. 

To była krótka chwila, której nawet nie umiałem policzyć; Austin cmoknął mnie w usta, gwałtownie odskakując na swoje siedzenie. Każdy się zaśmiał, a laski typowo zafascynowane jarały się tym widokiem i wzdychały głośno. Rozbawiony przetarłem ręką wargi, w głębi duszy zastanawiając się, dlaczego ja naprawdę to zrobiłem. Naprawdę nie chciałem tego zrobić. Spojrzałem w stronę Alanny, która zszokowana, a jednocześnie rozbawiona, nie dowierzała, obserwując raz mnie, a raz roześmianą Andy. 

— No dobra, teraz Austin! — oznajmiła Laurie, podając mu butelkę. 

Zakręcił nią tak mocno, że wódka toczyła się po stole przez prawie kilkadziesiąt sekund. 

— Jaka miła niespodzianka — uśmiechnął się, odwracając głowę do Morgan. — No co tam u ciebie słychać? — zapytał łobuzersko i skinąwszy brodą, mrugnął do niej, na co rozbawiona wywróciła oczami. 

— Wal, chcę mieć to za sobą — machnęła ręką, wyczekując wyzwania. 

— Wypij wódkę z pępka kolegi obok, a na koniec pocałuj go w usta — powiedział dumnie, na co wybrechtała go kpiarsko. 

— Polejcie mi no szoty i zatrzymajcie tę karuzelę śmiechu — prychnęła, nie wykonując zadania. Uśmiechnąłem się, przelotnie oglądając za Adamem, który jak zakochany szczeniak oglądał Amandę w totalnym oczarowaniu. 

— Małolaty chyba nie powinny pić tyle alkoholu — wtrąciła kąśliwie Susan, lustrując upijającą ostatniego kieliszka Morgan. 

— Mm, dobrze, że to nie za moją forsę — uśmiechnęła się do niej, zakręcając butelką. Kiedy się zatrzymała na Alannie radośnie spojrzała na przyjaciółkę, jednak w tym entuzjazmie zdążyłem zauważyć podstępny błysk w oku Andy. 

— O nie, tylko nie ta szmata — zajęczała rozpaczliwie Aly i schowała twarz w rękach. Zaśmiałem się, obserwując ją z onieśmieleniem. Była taka słodka i taka piękna. Wzięła się w garść i westchnęła, przeczesując opadające na czoło kosmyki włosów, oraz jeszcze przelotnie obejrzawszy się za mną, zawstydzona uniosła kąciki ust, uciekając wzrokiem do Pączusia. 

— Yasss, szmato — mruknęła żartobliwie, uśmiechając się. — Alanna, masz pocałować Sebastiana. 

Spojrzałem w jej oczy. Alanna, masz pocałować Sebastiana. Przez dłuższą chwilę nie mogłem otrząsnąć się z myśli, a przede wszystkim ich straszny chaos opanować. Masz pocałować Sebastiana. Wyrównała ze mną kontakt wzrokowy, zaskoczona wpatrując się we mnie. Pocałować Sebastiana. Pomimo tego, jaki nagły wybuch w moim ciele eksplodował z podniecenia, ekscytacji i wzburzonego płomienia oraz to, jak potęgowała te emocje emka, coś mnie silnie trzymało i nie dopuszczało do wykonania ruchu, jaki również zawiesił Alanne. Byłem tym strasznie podjarany i nawet jak dziecko w duchu skakałem na myśl, że mogłem ją nareszcie pocałować. Poczuć smak słodkich ust, dotknąć gorącej skóry i badać jej delikatność. Byłem, a wówczas siedzący obok Adam rujnował wszystko, co mogło wydarzyć się piękne. Zastygałem w miejscu, słabłem z chwili na chwilę coraz bardziej. I patrzyłem jedynie w jej baśniowe oczy, wiedząc, że to nie nastąpi. Speszyła się, uciekając wzrokiem najpierw do obserwującego ją kuzyna, a później zlustrowała własne palce, zdenerwowana bawiąc się nimi. Było to samobójstwo, którego żadne z nas nie chciało przy wszystkich popełnić. 

— N-Nalejcie mi szoty... — odezwała się niepewnie, smutna wyrównując ze mną kontakt. Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco, nie mając niczego za złe.

Przelotnie obejrzałem się za Amandą, która z niedowierzaniem i nawet oburzeniem patrzyła na przyjaciółkę, krzywiąc się pod nosem. Dlaczego tak właściwie ona rzuciła jej to wyzwanie? Amanda wiedziała, że podoba mi się Alanna, ale dlaczego to zrobiła? Chciała ją przybliżyć do mnie, żeby spodobała mi się bardziej? Kompletnie nie wiedziałem, o co jej w tym chodziło. Albo po prostu byłem na tyle głupi, że czegoś nie zauważałem. Poprawiłem się na krześle, zdezorientowany rozglądając po sfrustrowanej Morgan. Ona na pewno coś planowała. Na pewno, ale czy w takim razie rozmawiała z Alanną na mój temat? Zaraz, ale tak właściwie, to o czym by mogły? Nie wiem, może że jestem sexy i przystojny? Kurwa, chwila, czy one o mnie rozmawiają? 

— Oho, rodzinka oko w oko z zemstą — odezwał się rozbawiony Austin, obserwując Alanne i butelkę, której kierunek wskazywał Adama. 

Parsknąłem pod nosem, wiedząc, a przynajmniej podejrzewając, jakie wyzwanie rzuci mu Al. Byłem wręcz tego pewien, czego nie mogłem się doczekać. Odchrząknęła i poprawiła warkoczyka, oblizując dolną wargę.

— No więc, Adamie — mruknęła, posyłając dogryzający uśmieszek kuzynowi. 

— No więc, Alanno — odpowiedział jej, ze spokojem wyczekując zadania.

— Przeliż się z Amandą — rzuciła z łobuzerskim uśmiechem, oglądając się za zszokowaną przyjaciółką. 

Zawyłem, czując ekscytujące dreszcze. To było takie oczywiste – sam chciałem mu to powiedzieć, ale nawet nie miałem okazji. Adam uniósł szeroko kąciki ust, oblewając się ogromnym rumieńcem. Byłem podjarany jak dzieciak, czekając na tę chwilę od dawna. Poklepałem najlepszego kumpla po ramieniu, wyjąc i jarając się wniebogłosy. Była to długa, ciężka podróż, żeby na koniec niej wreszcie pocałować się pierwszy raz z Amandą. Fascynowałem się tym jeszcze bardziej, bo on był w niej zakochany po uszy. Cholera, przecież to już cztery lata, kiedy szaleje na jej punkcie jak wariat i w ciągu tych czterech lat pocałowała go tylko raz w policzek i to niedawno temu. Zacząłem się zastanawiać, czy to w końcu zrobi, bo idiota ciągle siedział na dupie, zawstydzony uśmiechając się jak jakaś pizda pod nosem. Co chwile lustrował Andy, która również siedziała skrępowana obok. 

— No Idź do niej, no! — wykrzyczałem szczęśliwy, dodając mu otuchy. 

Ostatni raz przyjrzał się Amandzie i wstał, ruszając w jej kierunku. Otworzyłem szeroko oczy, nie dowierzając w to, a razem ze mną oniemiała Alanna obserwowała ich z szokiem. On to naprawdę robił. Po tak długiej podróży, jaką ciężko i rozpaczliwie przechodził, w końcu po czterech latach nareszcie pocałuje Andy. Ekscytowałem się jak dziecko, nie umiejąc opisać tego nawet słowami. Cieszyłem się z tego powodu bardziej niż z własnego pocałunku z Alanną. Duma, fascynacja, szczęście – wszystko wypełniało mnie po brzegi, rozchodząc się przyjemnym ciepłem. Z każdą sekundą zbliżał się do niej coraz bardziej, a ja z każdą sekundą ledwo wyłapywałem oddech, lustrując ich w onieśmieleniu. Oglądałem ten widok jak najpiękniejszą scenę filmową: Adam zatrzymał się i ująwszy jej policzki w swoje dłonie, pocałował ją na oczach wszystkich dookoła, a przede wszystkim moich. Adam nareszcie pocałował Amandę. Większej euforii nie mogłem doznać. 

Oniemiały wyrównałem kontakt wzrokowy z Alanną, łapiąc się za głowę. Byłem w szoku. Byliśmy w szoku, bo to naprawdę się działo. Amanda zarzuciła ręce na jego karku, poddając się pełnemu namiętności i żarliwości pocałunku, a co lepsze – już po chwili całowali się z językiem. Całował ją z zapałem, obejmując wokół. Przyjrzałem się temu, nagle


tracąc powód do radości


Wszystko pękło w ciągu sekundy jak mydlana bańka. Każdy wokół huczał, wiwatował i podgwizdywał. Kibicowali im, a ja zastanawiałem się, dlaczego zesztywniałem i momentalnie mój czas spowolnił. Moi najlepsi przyjaciele całowali się żarliwie, trochę łapczywie, ale namiętnie, z pożądaniem. Tak z uczuciem, jakiego jeszcze nigdy wśród ludzi nie widziałem. Dotykała jego kręconych włosów, a on wplątywał rękę w kłęb jej białej peruki. Uśmiechali się, jednak nawet na chwile nie przestawali. Pomrugałem kilka razy, wpatrując się w nich w lekkim zdezorientowaniu. Trochę nawet większym, marszcząc brwi. Co się dzieje, hej? Przelotnie obejrzałem się za Alanną, która spojrzała na mnie, po tym od razu zachowując poważniejszy wyraz twarzy. Wiedziałem, że zaczęła się martwić. Skinęła brodą, nie rozumiejąc, co cię stało. Tak właściwie, to ja też nie rozumiałem, co się stało. Obejrzałem się znowu za Amandą i Adamem, dostrzegając, jak w ciągu dalszym całowali się na oczach wszystkich dookoła. Z tym uczuciem, zaangażowaniem i dużą radością. Nie był to pocałunek ludzi, którzy robili to ze sobą pierwszy raz. 

Spuściłem wzrok, odwracając się od tego. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie, którego nie mogłem porównać do tych fajnych, świetnych emocji szczęścia sprzed chwili. Patrzyłem się jak idiota na stół, mając totalny chaos w głowie. Moje myśli były zalewane z sekundy na sekundę coraz większymi pytaniami, trochę odpowiedziami i przypuszczeniami, ale do żadnych nie chciałem się przyznać. Nie chciałem ich dopuścić do prawdy – a co, jeśli naprawdę tak jest? Znowu pomrugałem kilka razy, niespokojny poprawiając się na krześle. Nie...   Nie, nie, nie, tak nie jest i nie było. Przecież to niemożliwe. Spojrzałem w ich stronę, dostrzegając, jak skończywszy żarliwe pocałunki, Adam ucałował czoło Andy, z radosnym uśmiechem wracając na swoje miejsce. To przez mdma był bardziej pewny siebie i wyluzowany, że nie traktował ich pierwszego pocałunku jako coś najważniejszego na ziemi, pod słońcem i w całej galaktyce? On taki nie był, że przeszedłby wobec tego z taką obojętnością i pozwalał na taką bliskość z Amandą przy wszystkich. Adam taki nie był. Co się dzieje? Dlaczego zacząłem myśleć o tym, kiedy powinienem martwić się własnymi problemami z Alanną? To było po prostu niemożliwe, a jednak moją głowę atakowały takie myśli, że z każdą chwilą ich przypuszczeniom ulegałem coraz bardziej. 

— Stary — zwrócił się do mnie zmachany i szczęśliwy Lutcher, łapiąc moje ramiona i mnie odwracając. — Stary, zrobiłem to! — oznajmił z radością, wpatrując się w moje oczy. 

— Widziałem — rzuciłem bez emocji, nadal w to nie dowierzając. 

Spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Wyrównałem z nim kontakt wzrokowy, dopiero po chwili zrozumiawszy, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał, a ja powinienem był cieszyć się razem z nim. Tego chciał i tego ja chciałem, ale nie potrafiłem. Nie, kiedy czułem się tak okropnie, nie wiedząc, co się tak właściwie stało. Wziąłem głęboki oddech i zmusiłem się do szerokiego uśmiechu, zbijając z nim soczystą pionę. 

— Stary, mówiłem ci! Giorgio don Suarez zawsze leci po swoje! — wykrzyczałem radośnie, klepiąc go po ramieniu. — Laska jest już twoja, ty szalony skurwysynie!

Zaśmialiśmy się oboje. Przyjrzałem się mu ostatni raz, kiedy szczęśliwy wziął do ręki butelkę i zakręcił. Obejrzałem się za Amandą, która z uśmiechem wpatrywała się w Adama, jakby nie dowierzała, że to zrobił. Dopiero po kilku sekundach odwróciła się do mnie, tym razem uśmiechając się tak, jakby zszokowana nie spodziewała się takiego wyczynu ze strony Lutchera. Wzruszyła ramionami i pokręciła głową, spoglądając na Alanne. Wziąłem głęboki oddech, nagle zatrzymując wzrok na butelce. Butelce, która wskazywała na mnie. 

— No, Ian — Adam uniósł kąciki ust, lustrując mnie z podejrzliwym błyskiem. — Wyzywam cię do pocałowania najładniejszej dziewczyny w tym pokoju — powiedział z powagą. 

Mój wzrok w jej stronę był automatyczny. Spodziewałem się, że wymyśli takie pytanie, które go tylko utwierdzi w przekonaniu, że było coś na rzeczy. Spodziewałem się. I nie dziwiłem się, bo szczerze, to miałem to kompletnie w dupie. Zastanawiało mnie tylko to, dlaczego musiałem spojrzeć akurat na nią; bez obejrzenia się za innymi, może nawet ładniejszymi tu. Ona po prostu pojawiała przed moimi oczami jako pierwsza od wszystkich. Bez namysłu, mechanicznie, notorycznie. Jej ślepia zlustrowały mnie, momentalnie sztywniejąc na krześle w kompletnym zawstydzeniu i milczeniu. Dlaczego ja nie mogłem, skoro Adam to zrobił? Dlaczego miałem się powstrzymywać, skoro Adam wyzwał mnie do zadania? Nie mogłem? Uśmiechnąłem się, wstając z krzesła.

Jeszcze chwilę temu miałem poczucie ogromnego dołku. Jakbym zapadał się w niego coraz bardziej i boleśniej, nie mogąc znieść myśli na temat ich dwójki. Nie mogąc przede wszystkim tego udźwignąć i pogodzić się. Teraz, kiedy z każdą sekundą zbliżałem się do niej, miałem już wszystko gdzieś. To, czy on będzie na to patrzył, czy nie albo co ona sobie pomyśli. Bo jeszcze niedawno nie potrafiłem jej pocałować jako pierwszy. Nie wiedziałem, dlaczego. Może dlatego, bo strachliwie bałem się wykonać tego kroku akurat w jej stronę. Towarzyszące przy tym emocje nie były takimi, które pojawiały się w stosunku do randomowej laski. Ona była inna – cenniejsza, nienormalna, niezwykła. Uczucia jeszcze potężniejsze, które nie umiałem wytłumaczyć. Wówczas również nie chciałem przekroczyć pewnych granic, które zresztą po tak krótkim czasie zostały już dawno przekroczony, a ja wciąż przed wieloma powstrzymywałem się z myślą, że tak nie można. Nie mogłem patrzeć na nią w ten sposób, nie mogłem dotykać jej w ten sposób, nie mogłem o niej myśleć w ten sposób. Po prostu nie mogłem, a to robiłem. Może, gdybym nie był pod wpływem emki, to nadal hamowałbym się w jej stosunku i trzymał na dystans, o ile mogłem to tak nazwać, bo przecież dopuściłem ją do siebie zbyt blisko, bardzo i mocno, żeby teraz gadać o jakimś dystansie. Teraz jednak... 

przy niej byłem w niebie

— Ian... — wykrztusiła speszona, delikatnie odsuwając się od stołu.

Chciała uciec, ale zanim wstała z krzesła pociągnąłem ją za rękę, wplotłem dłoń w tył jej głowy i przycisnąłem wargi do gorąca ust Alanny. Gdzieś w uszach zaszumiało mi okrzykami nastolatków dookoła, lecz to jej stłumiony jęk odbijał się najpiękniejszym dźwiękiem w historii melodii wszystkich brzmień na świecie. Teraz zrozumiałem, dlaczego mdma było nazywanym pigułą miłości. Ekstaza przewyższyła najwyższy szczebel doznań; wrzałem czystym płomieniem pod skórą, wariowałem wewnątrz z wybuchu czterech najsilniejszych żywiołów natury i chorobliwie postradałem zmysły na punkcie tej dziewczyny. Podniecenie szalało, rozpierając mnie we wszystkich najskrytszych i najciemniejszych zakamarkach ciała. Pocałowałem Alanne. Co najlepsze, to oddała namiętnie pocałunek od razu, kojąco dotykając mojej głowy. Miałem wrażenie, że piorun uniesienia trzasnął mnie tysiąckrotnie, kiedy jej delikatne, miłe dłonie dotykały moich włosów, skóry i zwłaszcza mojej osoby. Drżałem, nie mogąc opanować eksplozji spełnienia i rozkoszy. Pochłaniałem jej usta jak dziki, a ona ledwo za mną nadążała. Miałem ochotę ją rozszarpać za to, co ze mną wyczyniała. Miałem ochotę ją rozgnieść we własnych dłoniach i ramionach. Miałem ochotę ją tak mocno uścisnąć i już nigdy nie wypuszczać. Tak bardzo miałem ochotę. 

tak bardzo

Nie mogłem się opanować. Ostatni raz ucałowałem namiętnie jej dolną wargę i chwyciłem rękę, pośpiesznie wyprowadzając z pomieszczenia. Nawet nie oglądałem się do tyłu, by spojrzeć na Adama albo Amandę – kompletnie zgłupiałem, nie wiedząc, dlaczego ciągnie mnie do niej tak kurewsko mocno, że nie mogłem własnego zachowania kontrolować. Zwariowałem totalnie na jej punkcie. To była jeszcze gorsza obsesja niż muzyka czy deska. Przecisnąłem się korytarzem przez tłum nastolatków, przelotnie spoglądając w stronę salonu, gdzie dostrzegłem tańczącego Lloyda i Eliota z Jennifer i Isabellą. 

— Sebastian? — usłyszałem za plecami jej głos. — Sebastian, gdzie ty mnie zaprowadzasz, hej? — zaśmiała się słodko, nawet na chwilę nie puszczając mojej ręki. 

Otworzyłem drzwi łazienki, wchodząc z nią do jej środka. Nie mogłem się opanować. Wariowałem w środku, na zewnątrz, wszędzie, nie mogąc kontrolować niczego, co lgnęło do tej dziewczyny na zabój. Emka przesadziła, robiąc ze mnie dzikiego, niepohamowanego i podnieconego zwierzaka. Podniosłem ją i posadziłem na umywalkę; parsknęła pod nosem, obserwując mnie z zainteresowaniem. Już po chwili miałem jej gorące, słodkie usta przy sobie, całując je z pragnieniem i żarem, jaki płonął we mnie niepowstrzymanie. Splotła palce na moim karku, oddając wszystko z pożądaniem i namiętnością. Całowała tak bosko. Całowała z taką przyjemnością. Całowała z takim kurewskim seksapilem. Ociekała nim, mącąc w mojej głowie i organizmie jeszcze bardziej. Złapałem jej kłęb włosów, drugą ręką ujmując zarumieniony, ciepły policzek. Jęknęła, wzdychając głośno; ucałowałem ją wszędzie, nagle łapczywie dobierając się do szyi. 

— Sebastian... — sapnęła cichutko, poruszając się. 

Objąłem ją wokół, mocno przyciskając do siebie; znowu rozkosznie jęknęła, opierając ręce na mojej klacie. Całowałem jej szyję, całowałem jej ucho, całowałem jej policzki i usta i tak na przemian, odczuwając jej drżenie i gęsią skórkę. Była taka krucha, taka delikatna i taka seksowna. Miałem ochotę krzyczeć, wręcz wrzeszczeć i ją rozszarpać. Zacisnąłem niechcący palce na jej ciele, całując z zapałem. Syciłem się pięknym grzechem, karmiłem słodkim smakiem delicji i anielskości, rozpływałem w płomieniu namiętności. Nie potrafiłem się opanować, kontrolować i opamiętać, wiedząc, że była to kuzynka mojego najlepszego przyjaciela. Zresztą, już dawno przestałem o tym myśleć, ale do takiego zachowania nigdy nie chciałem dopuścić. Zachowania, które robi ze mnie prymitywnego, myślącego kutasem gościa tylko o jednym. 

— Sebastian... — odezwała się trochę poważniejszym głosem niż wcześniej, używając siły, by mnie odepchnąć. 

Już jej ton zdradzał, że robiłem źle. Już jej gesty sprawiały, że popełniałem błąd; siła, z jaką mnie próbowała odciągnąć od siebie. Głos, jakim do mnie lekko panicznie przemawiała. I samo postępowanie, jak w moich ramionach zesztywniała, jedynie przyjmując serię łapczywych, zachłannych pocałunków. Byliśmy zamknięci w toalecie. Sami, tylko we dwójkę i mocno podnieceni. Ta myśl powodowała, że traciłem swój racjonalny, opanowany rozsądek na coś, co wyczyniało ze mnie prawdziwego zwierzaka. Jęknęła, unosząc mnie w euforii jeszcze bardziej. To był kosmos i totalny w niego odlot. Przycisnąłem ją mocniej do siebie, rękoma badając całe rozpalone i piękne ciało. Była taka cudowna, zachwycająca i wspaniała. Przy nikim innym nie czułem takich doznań jak przy Alannie. Pobudzała we mnie miłość, dobro i wielbienie. Do niej i do wszystkiego, co mnie otaczało. Zwariowałem na jej punkcie. Ująłem jej policzki w swoje dłonie i przycisnąłem wargi do ust, nabierając głębokiego oddechu. Była taka cudowna, zachwycająca i wspaniała. 

była taka kochana

— Sebastian, przestań... — sapnęła, odwracając głowę w bok, kiedy przysunąłem ustami w tamtą stronę. — Proszę, przestań... 

Chciałem jej coś powiedzieć, chciałem jej odpowiedzieć, chciałem coś zrobić i chciałem się powstrzymać od tego wszystkiego, ale nie mogłem. Nie mogłem niczego zrobić, nie mogłem panować nad samym sobą. To było złe, to było okropne, to było bardzo wstrętne. Usiłowałem zaprzestać własnym ruchom, ale nie potrafiłem kontrolować niczego, co wyczyniałem w jej kierunku. Potworne, lecz tak bardzo przysparzało pięknych przyjemności, jakich nie doznawałem nigdy w życiu. Przestań. Znowu ją pocałowałem, namiętnie obdarowując pożądaniem i ciepłem. Oddała pocałunek, który z chwili na chwilę tracił tempo na wolniejsze, zmysłowe i pełne erotyzmu czułości. Tak bardzo zwariowałem na jej punkcie. Teraz totalnie odleciałem, czując jej miękkie, słodkie i gorące usta na własnych, które darzyły mnie najpiękniejszym uczuciem pod słońcem. Całowała tak fantastycznie, magicznie i bardzo świetnie. Straciłem panowanie nad sobą. Nie wiedziałem już kompletnie, co ja odwalałem w stosunku do niej; kogoś, kto znaczył dla mnie coś więcej niż ktokolwiek inny. Nawet ja nie mógłbym pomyśleć, jak mocno i ile. Przejechałem ręką po jej talii, ujmując w dłoń odzianą w czarną bluzkę pierś. 

Gwałtownie mnie odepchnęła, karcąc gniewnie spojrzeniem. Popatrzyłem na nią zmieszany, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć. Nie chciałem. Ja nie chciałem. Ja naprawdę nie chciałem tego zrobić. 

— Co ty, kurwa, robisz? — rzuciła zła, marszcząc brwi. Oddychała ciężko, zmachana oblizując nabrzmiałe, czerwone usta. — Pojebało cię do reszty? 

— Przepraszam — rzuciłem, paląc się ze wstydu i zażenowania. Czułem się okropnie i źle, nie mogąc nawet spojrzeć w jej oczy. Ująłem twarz we własne dłonie i przez chwile tak stałem, nie wiedząc, co zrobić. — Cholera jasna, przepraszam cię, nie chciałem — powiedziałem szczerze, załamany wyrównując z nią kontakt wzrokowy. Zmarszczyła brwi, przyglądając się mi bardziej. — Al, nie wiem, co we mnie wstąpiło, tak bardzo cię przepraszam... Nie, proszę, nie myśl, że jestem kolejnym kolesiem napalonym na ciebie, nie. Kurde, cholera, kurwa, nie, nie jestem taki, Al, znasz mnie — plątałem się w chaotycznych wypowiedziach, podchodząc do niej. — Nie chciałem cię jakoś przestraszyć i wykorzystać, nie jestem taki. Nie chciałem tego zrobić. Proszę, nie myśl o mnie źle — załamałem się kompletnie, przytulając ją mocno. 

— Ian, zostaw mnie — powiedziała poważniejszym głosem i położyła ręce na mojej klatce piersiowej, odpychając zdecydowanym ruchem. Spojrzała jeszcze raz w moje oczy, ciężko oddychając. — Czy ty coś brałeś? — zapytała bez emocji w głosie, jednak coś przeczuwałem, że była zła. — Sebastian, czy ty coś wziąłeś? — powtórzyła, denerwując się. 

— To tylko mdma, spokojnie — parsknąłem, rozbawiony unosząc kąciki ust. — To nie robi nikomu krzywdy. Zwłaszcza tobie, Al — zapewniłem. 

Wzięła głęboki, drżący oddech, odwracając ode mnie spojrzenie we wszystko dookoła, co przykuwało jej uwagę po kolei. Potarła spocone ręce o uda i zeskoczyła z umywalki, bez słowa chcąc opuścić łazienkę. 

— Hej, nie, czekaj, Al! — zatrzymałem ją, pociągając za rękę. Wyrwała się, mierząc mnie wściekłym wzrokiem. 

— Zostaw mnie! — krzyknęła ostro, chwytając za klamkę. — Nawet mnie nie dotykaj! — rzuciła, ostatni raz lustrując moje oczy. Parsknęła drwiąco pod nosem i pokręciła głową, opuszczając łazienkę. 

— Al, czekaj! — krzyknąłem, wybiegając za nią. Rozejrzałem się wokół, nie dostrzegając jej nigdzie w tłumie. 

Miałem ochotę wpaść w jakiś dołek. Szczerze, to powoli uderzało to we mnie małymi krokami. Byłem załamany, nabierając ciężkie wdechy i pocierając ręką włosy. Dlaczego musiałem ją w taki sposób dotknąć? Dlaczego nie umiałem się opanować i skończyć zaraz po tym, kiedy odezwała się za pierwszym razem? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Byłem wściekły, ledwo panując nad drżeniem własnego ciała i rąk, które zacisnąłem mocno, przeklinając pod nosem. Czemu tak bardzo wściekła się, że wziąłem mdma? Czemu nagle nie chciała na mnie patrzeć i widzieć na oczy? Czemu tak zachowała się wobec mnie, kiedy się o tym dowiedziała? Znowu rozejrzałem się dookoła, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Byłem skołowany i totalnie załamany. Nagle zaczęła uważać mnie za jakiegoś ćpuna? Alanna uważała mnie za ćpuna? Nie, ona taka nie jest i nie była, na pewno nie. Musiała na coś innego się zezłościć, na pewno. Ona nie byłaby w stanie nazywać mnie ćpunem jak ci wszyscy ludzie. Ona nie byłaby w stanie oceniać mnie w taki sposób, doskonale mnie znała. Ona taka po prostu nie była. 

Nie mogłem, ale musiałem iść zapalić. Czułem się okropnie źle, wręcz najgorzej, nie mogąc przestać o niej myśleć i o tym, jak idiotycznie się zachowałem, ale przede wszystkim o tym, dlaczego ona tak zareagowała. Wyszedłem na dwór przez tyle wyjście, nagle dostrzegając stojącą w grupie całą ekipę kumpli, w tym nawet Austina z resztą. Palili jointy, śmiali się radośnie i żartowali, i bardzo chciałem razem z nimi, ale nie mogłem. Podszedłem do Adama, szturchając go w ramię. 

— Co jest? — zapytał zdezorientowany, zaskoczony lustrując mnie. — O, jesteś. Stary, coś ty tam odwalił?! — wyjął papierosa z buzi i zaczął wymachiwać rękoma, nie dowierzając w sytuację, która miała miejsce w trakcie butelki. — Ian, całowałeś się z Alanną! — rzucił radośnie, uśmiechając się szeroko. 

— Nom, daj szluga — rzuciłem, nie ukrywając smutku. Adam zmarszczył brwi, mierząc mnie i powoli częstując fajką. Zabrałem ją od razu, odpalając własną zapalniczką. Nie paliłem jeden dzień, bardzo ciężko powstrzymywałem się od tego smaku i uzależniającego ruchu, ale teraz czułem jedno z najlepszych spełnień pod słońcem. Zaciągnąłem się mocno, wypuszczając po dłuższej chwili dym z ust. 

— Hej, co jest? — zapytał zdezorientowany, cały czas mnie obserwując. — Ian, co się dzieję? 

— Nic — odpowiedziałem, odwracając głowę w drugą stronę. — Nic mi nie jest, wyluzuj majty. 

— Pieprzysz — skrzywił się, nie odpuszczając. — Co się dzieję, mów — powiedział zdecydowanym głosem, zatrzymując się bliżej mnie. Milczałem, zaciągając się co chwile fajką, by choć trochę zmniejszyć kłującą gule w gardle i dziwne uczucie na opuszkach palców. — No mów, no! — krzyknął, niecierpliwiąc się. 

— Nie wiem — potarłem czoło, zaciskając usta. Wziąłem głęboki oddech, wyrzucając z siebie: — Alanna dowiedziała się, że wziąłem mdma. Chyba się wkurzyła, bo od razu ode mnie uciekła, nie wiem — wzruszyłem ramionami, mocno się zaciągając. — Do dupy z tym wszystkim — rzuciłem pod nosem, kopiąc leżący jakiś kamień. 

— Co? — nie dowierzał, rozglądając się dookoła. — Gdzie ona jest? — zapytał. 

— Nie wiem, uciekła mi — odpowiedziałem, spuszczając wzrok na buty. — Nie chcę, żeby myślała o mnie źle, Adam. Naprawdę tego nie chcę i się boję — wyrównałem z nim kontakt wzrokowy, nie ukrywając przed najlepszym przyjacielem smutku. — Lubię ją. Naprawdę bardzo ją lubię. 

— Czekaj tu, poszukam jej — powiedział i wyrzucił papierosa, depcząc go butem. Wszedł do budynku, pozostawiając mnie samego, choć niby w tłumie dobrych, roześmianych kumpli. 

— Siema — usłyszałem już po chwili. Zdenerwowałem się, nie mogąc w spokoju poukładać chaotyczne i bardzo dołujące mnie myśli. Uniosłem wzrok, podirytowany wywracając oczami na widok Austina. — Mnie też miło cię widzieć — zaśmiał się, widząc moją reakcję. 

— Sorry — rzuciłem obojętnie, zaciągając się. — Nie mam ochoty na razie z nikim rozmawiać — oznajmiłem. 

— Co taki w nie sosie? — zapytał zaciekawiony, opierając się o budynek. — Czyżby to jakaś niewiasta wbiła ci szpile w serce? — uśmiechnął się kąśliwie, na co zmarszczyłem brwi, mierząc go. 

— Pierdol się — rzuciłem poddenerwowany i skończywszy fajkę, zdeptałem ją butem, prosząc Eliota o kolejnego papierosa. 

— Hej, spokojnie, ja cię tylko ostrzegam — uniósł ręce w geście obronnym, znowu się uśmiechając. Zmarszczyłem brwi, zdezorientowany odwracając na niego wzrok. 

— Przed czym? — zapytałem zaciekawiony, lustrując gościa. Wypuściłem dym, kiedy uśmiechnięty od ucha do ucha westchnął, wkładając ręce w swoje spodnie. 

— Wiem, że bajerujesz coś z Alanną — zaczął — Wiesz, tylko debil tego nie zauważy. I wiesz, bardzo życzę ci szczęścia z nią, ale... znam ją dłużej od ciebie i ostrzegam cię... nie jest świętoszką, jaką może się wydawać — powiedział, poważniejąc.

— Co ty możesz wiedzieć — zmarszczyłem brwi, kręcąc głową. Pieprzył głupoty, w które nawet nie wierzyłem. Alanna mi opowiadała, jaki on był w stosunku do niej, dlatego zdawałem sobie sprawę, że jego słowa były opowieściami wyssanymi z palca. 

— Chcesz, to w to nie musisz wierzyć, ale miałem kontakt z wieloma gośćmi, którzy kręcili z Alanną. Tak, dobrze słyszysz: wieloma — parsknął kpiąco. — Potrafi namącić niejednemu w głowie, uważaj. Przede wszystkim wykorzystywać na własne zachcianki — prychnął, odpalając własnego papierosa. — Jeżeli jeszcze jej nie uległeś, to radzę w to nie brnąć, bo to może się skończyć dla ciebie źle. 

— A co ty, kurwa, możesz o niej wiedzieć, co? — zapytałem zdenerwowany, mierząc go ciętym spojrzeniem. 

— Mówi ci to jeden z tych gości — uśmiechnął się, pewny siebie nie tracąc kontaktu wzrokowego. — Jest bardzo toksyczną laską. Wiesz, ona kręciła z facetami, zdobywała to, co chciała i odchodziła — skwitował, wzruszając ramionami. — Taka już jest nasza słodka Alanna Clooney. Radziłbym się od takich trzymać z dala. 

— Dzięki za radę — odpowiedziałem niewzruszony, wyrzucając papierosa. — Spadam, nara — uniosłem rękę, wchodząc do środka domu. 

— Sebastian — zatrzymał mnie. Odwróciłem się, spoglądając jemu prosto w oczy. — Naprawdę cię ostrzegam — powiedział poważniejszym tonem. Machnąłem ręką, kierując się przed siebie. 

Z jednej strony zaczynałem mieć mętlik w głowie, zastanawiając się, czy rzeczywiście Alanna mogłaby być taką osobą, która dla mnie była tego totalnym przeciwieństwem. Ona była zbyt wspaniała, żeby wbijała tak okrutnie szpile w serce. Ona była zbyt uczciwa, miła i dobra, żeby traktować tak drugą osobę. Ona była inna, miała swój świat i ten świat był z dala od zła, niebezpieczeństwa i wyścigu szczurów. Nie wierzyłem mu w żadne słowo, ale coś dziwnie utrzymywało mnie przy dużym znaku zapytania: a co jeśli? Wziąłem głęboki oddech, wychylając się do salonu i nagle dostrzegając Susan, która zadowolona stała na stole, trzymając w dłoniach stos kartek i jakiś plecak. Zmarszczyłem brwi, orientując się, że był to plecak Alanny, którą zauważyłem w tłumie nastolatków. Zestresowana, zdenerwowana i spłoszona, w milczeniu obserwując królową podstępu, Laurie. 

— Kurde, nie mogę jej znaleźć — zatrzymał się obok mnie zmachany Adam, odwracając głowę w stronę widowiska. — O, jest! — wskazał na kuzynkę, po chwili krzywiąc się w zdezorientowaniu. — Hej, co jest? 

— Ćśśś, uwaga, uwaga! — odezwała się Susan, gdy muzyka ucichła. — Chciałabym coś powiedzieć! Ekhem, cisza! — uciszała głośny gwar. — Zamknijcie mordy! — warknęła do wszystkich, nagle zadowolona unosząc kąciki ust. — Chciałabym coś powiedzieć, kochani! — obejrzała się dookoła, kokieteryjnie unosząc nogę. — Mam dla was małą niespodziankę, a mianowicie chodzi tu o pewną dziewczynę... — mruknęła, ściskając przy piersi kartki i plecak. — Kilka tygodni temu poznałam ją w dziwnych okolicznościach i teraz myśli, że zostaniemy przyjaciółkami... — mówiąc to parsknęła kpiarsko, na co podobnie zareagowały jej koleżanki. — Jak każdy wie, kochani, ze mną się nie zadziera — powiedziała dumnie, odwracając wzrok na Alanne. — Ta dziewczyna jest kłamliwą, wstrętną gówniarą, na którą trzeba uważać! — krzyknęła, z uśmiechem wyrzucając w górę stos kartek. 

Biały papier rozpylił się jak śnieg, trafiając w ręce każdego po kolegi. Nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem, odwracając się w stronę Alanny i wytykając ją palcami oraz szydząc. Zmarszczyłem brwi, razem ze zdenerwowanym Adamem łapiąc do ręki kartkę. Odwróciłem ją, zaskoczony wpatrując się w zdjęcie młodej Alanny Clooney. Z piegami na twarzy, które z wiekiem jej zanikły, aparatem na zęby, okularami i krótkimi włosami do ucha. Jej zdjęcie zostało podpisane czerwonym markerem Virgin, Liar, Slut. Zszokowany uniosłem wzrok na dziewczynę, która stała w miejscu, ze łzami w oczach zaciskając usta tylko po to, aby nie wybuchnąć płaczem. 

— Hej, co się dzieję? — zapytała nas Amanda, zatrzymując się obok. — Co to, kurwa, jest? — rzuciła ze zdziwieniem, spoglądając na zdjęcie przyjaciółki. 

— Kto złapie ten plecak, to spędzi upojną noc z naszą dziewicą! 

Susan rzuciła plecakiem, który trafił w ręce roześmianego Ethana. Kumple pogratulowali mu, z szyderczym uśmiechem obczajając Alanne. To była chwila, kiedy całe radosne, szczęśliwe emocje spłynęły ze mnie, by zastąpić to moją najciemniejszą i najokrutniejszą stroną. Obudziła się moja mroczna natura, której momentami nawet ja się obawiałem. Spojrzałem ostatni raz na Aly, która zrozpaczona wyrównała ze mną kontakt wzrokowy, po chwili wybiegając z pomieszczenia. Żal, nienawiść, wściekłość, prawdziwa furia – nie mogłem się opanować. Podarłem zdjęcie i razem z Adamem wbiegłem wprost na Gilberta, który od razu wypuścił z rąk plecak Alanny. Biłem, kopałem, miażdżyłem kolesia, przy wszystkich robiąc z niego worek treningowy. Adrenalina, dzikość, wściekła gorączka i amok – buzowało w mojej krwi i duszy, tworząc ze mnie po raz kolejny chłopaka, jakim w rzeczywistości nie byłem. Niestety teraz byłem kimś, na kogo sam nie chciałbym patrzeć. Gilbert ledwo co się bronił, cały we krwi i obity krzycząc coś pod nosem. Dopiero, kiedy Adam złapał mnie i mocno pociągnął, byłem w stanie nabrać głębokiego oddechu i opanować furię. Zabrałem plecak Alanny i obróciłem się, karcąc gniewnym spojrzeniem stojącą obok Susan, która przerażona wyrównała ze mną kontakt wzrokowy. Biegiem opuściłem jej dom, dostrzegając niedaleko Amandę, która wybiegła za roztrzęsioną Alanną. 

— Alanna, czekaj! — krzyknął Adam, zatrzymując swoją kuzynkę. Nie reagowała, a szła dalej przed siebie, mimo że nawet nie znała okolicy. — Alanna, zatrzymaj się!

— Co?! — stanęła, zapłakana odwracając się w naszą stronę. — Czego chcecie, co?! 

— Alanna, proszę, uspokój się... — odezwała się Andy, uspokajając przyjaciółkę. 

— Uspokoić się?! — prychnęła kpiarsko, nie dowierzając. — Jak mam się uspokoić, kiedy wszyscy znowu się ze mnie śmieją? 

Zatrzymaliśmy się obok niej. Roztrzęsiona zadrżała, nabierając głębokiego oddechu, a po chwili spoglądając na mnie. Wyrównała ze mną kontakt wzrokowy, znowu prychając pod nosem. Byłem zmieszany, a jednocześnie tak bardzo zdołowany i smutny, że nie wiedziałem, co zrobić: czy odsunąć się od niej, czy pozostać, bo w rzeczywistości bardzo tego chciałem, ale wiedziałem, że była na mnie również wściekła. Martwiłem się. Bardzo się martwiłem, bo wiedziałem, co przeżywała. Nie chciałem, żeby czuła się źle, samotnie, przygnębiająco. Na pewno nie chciałem, żeby czuła się taka przy nas, przy mnie. A tak się czuła, a ja nie mogłem nic z tym zrobić, patrząc jedynie w jej oczy i milcząc. Było to najokropniejsze przeżycie, które łamało mój grunt pod stopami i cały obraz powoli zamazywało. 

 — A ty co? — rzuciła wrednie w moją stronę, ścierając łzy z policzków. — Jeszcze Adama wciągasz w całe te ćpuńskie gówno? 

Zmarszczyłem brwi, czując bolesny, kłujący wystrzał  prosto w serce, który bólem rozprzestrzenił się po całym ciele. Zaraz, co? 

— Alanna, ja nie... — nie dokończyłem. 

— Alanna, o co ci chodzi? — zapytała zmieszana Amanda, obracając się za nami. 

— Alanna, nie przesadzaj, Sebastian nie jest ćpunem, ani w nic mnie nie wciąga, rozumiesz? — rzucił poważnym głosem, lustrując swoją kuzynkę. 

— Co ty pieprzysz, co?! — skrzywiła się, robiąc krok do tyłu. — Typ ci wciska jakieś piguły i je bierzesz bez problemu! Co, jak wciśnie ci kokę albo heroinę, co? Nadal będziesz uważał, że nie jest ćpunem?!


jest ćpunem


— Wiesz, co to jest, kurwa, mdma, dziewczyno? — wkurzył się. — To jest, kurwa, psychodelik, żaden gruby narkotyk, do czego ty to porównujesz?! Naczytałaś się jakichś gówien w internecie i teraz obrażasz ludzi, idiotko! 

— A myślisz, że od czego ćpuny zaczynały?! — wykrzyczała wściekła, ścierając ostatnie łzy z policzków. Przelotnie obejrzała się za mną, nabierając głębokiego oddechu.


ćpuny


— Przestań to robić i przestań wciągać w to mojego kuzyna, ty zwykły ćpunie! — wykrzyczała w moją twarz. 


ty zwykły ćpunie


ty



zwykły



ćpunie



ty 




zwykły 




ćpunie










ty zwykły ćpunie









Wybuchłem płaczem. Niepowstrzymanym, zrozpaczonym i żałosnym płaczem, siadając na krawężnik chodnika. To był prawdziwy cios w serce, jakiego nigdy w życiu nie spodziewałem się usłyszeć od kogokolwiek. Na pewno nie od kogoś, kto znaczył dla mnie tak wiele i jeszcze więcej, bardziej i mocniej. Płakałem, zamykając twarz w dłoniach. Szlochałem, pociągając nosem. Łkałem, ledwo panując nad drżeniem ciała. Nie potrafiłem się powstrzymać i ogarnąć. Nie potrafiłem nawet normalnie wziąć oddechu, zrozpaczony wyjąć przez ból, jaki uderzał we mnie coraz bardziej i silniej. Zapadałem się pod ziemie, nie oddychałem i prosiłem tylko o spokój, jaki niestety zsyłał na mnie jedynie okropne katusze i cierpienie. Cierpiałem we własnym ciele tak mocno, że przez myśl przeszło mi nawet zabicie się. Chciałem się zabić, rzucić to wszystko i przestać tylko czuć te tortury, które rozszarpywały mnie na wszystkie strony. Nienawidziłem być we własnym, ćpuńskim ciele, którego nienawidziłem z sekundy na sekundę coraz bardziej. Nienawidziłem siebie. Byłem zwykłym ćpunem. W uszach szumiało mi krzykami, drugim płaczem i własnymi, głośnymi myślami, które powtarzały się jak mantra: jesteś zwykłym ćpunem. Poczułem, jak czyjeś ramiona owinęły się wokół mnie, a przez tak specyficzne perfumy zorientowałem się, że była to Amanda, do której mocno przytuliłem się, cały drżąc z rozpaczy, nienawiści i tortur. 


ty zwykły ćpunie 


Byłem zwykłym ćpunem w oczach kogoś, przed kim otworzyłem jakąś część mnie. Byłem zwykłym ćpunem w oczach kogoś, kto znaczył dla mnie tak wiele. Byłem zwykłym ćpunem w oczach kogoś, kogo darzyłem ogromnym zaufaniem, uwielbieniem i uczuciem. Byłem zwykłym ćpunem w oczach Alanny – dla niej byłem zwykłym ćpunem. Zawyłem w pierś Andy, przytulając ją coraz mocniej. Cały drżałem, nie panując nad oddechem i płaczem. Nad myślami, bólem i roztrzęsieniem. Chciałem może w jej oczach być kimś, zdobywać przy niej rzeczy, które dawno chciałem zdobyć. Chciałem w jej oczach być takim fajnym kolesiem, którego będzie uwielbiać do końca życia. Chciałem jej pokazać, że nie byłem taki zły, jak mnie ludzie opisują. Chciałem nawet dla niej poprawić oceny z matematyki i zachowanie, przestać wpadać w te kłopoty i problemy z policją. Chciałem, tak bardzo tego chciałem. Wówczas byłem dla niej zwykłym ćpunem. Beczałem jak dziecko, nie mogąc się opanować. 

— Ćśśś, proszę, uspokój się — Andy głaskała kojąco moją głowę, przytulając mocno. — Proszę, Sebastian, nie płacz, proszę... 

— Ja nie chcę żyć — wyszlochałem, roztrzęsiony pociągając nosem. — To tak boli, ja nie chcę już nigdy więcej żyć!

— Nie, nie mów tak! Sebastian nie mów tak, do cholery — rzuciła zdenerwowana, patrząc na mnie. — Sebastian, spójrz na mnie: jesteś silny, jesteś mądry i jesteś bardzo dobry, nie mów w ten sposób, pamiętaj! — wykrzyczała zacięta, starając się mnie ogarnąć. 

— Ja nie chcę, Alanna, ona... — zacisnąłem zęby, zamykając mocno powieki. — Tak bardzo ją uwielbiam, a ona... Naprawdę tak bardzo się starałem, ja ją uwielbiam! — zapłakałem roztrzęsiony, ścierając łzy z policzków. — Jestem zwykłym ćpunem! — wykrzyczałem, czując nienawiść do samego siebie. 

— Sebastian, policja... 

Podniosłem głowę, jednak zanim mogłem wykonać jakikolwiek ruch, policja wzięła mnie za ramiona i gwałtownie podniosła, skuwając kajdankami. Zapłakałem, mając już wszystko i wszystkich gdzieś. Miałem totalnie wszystko gdzieś. Płakałem, zrozpaczony rozglądając się, jednak nie mogłem nigdzie znaleźć Adama i Alanny. Amandę jeden policjant zakuł i zaprowadził do radiowozu, a mnie standardowo musiało trzech siłą wepchnąć do suki, traktując jak prawdziwego przestępce. Żadna policja, żadne zatrzymanie i żadne, kolejne przesłuchanie nie wywarło we mnie żadnych emocji. Płakałem, czując się ohydnie, brudno i wstrętnie ze samym sobą. Czując się najpodlej, najgorzej i najokropniej. Byłem zwykłym ćpunem dla kogoś, kto znaczył dla mnie tak wiele i jeszcze więcej. 






jesteś







zwykłym









ćpunem

I nagle skończy się
to wszystko w co wierzysz,
co kochasz, zasypie śnieg
 Dziki uniesie Cię wiatr
upuści Cię, nagle uderzysz,
ufałeś mu tak 

~*~


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top