Rozdział 2
Nie lubiłem tańczyć, aczkolwiek lubiłem patrzeć, jak tańczą inni. Może to dlatego, że sam nie potrafiłem, nie wiem, może od zawsze parkiet nie był moją sceną. Wolałem stać z boku i obserwować tu jedną dziewczynę, tu drugą. Teraz było tak samo – stałem niedaleko od wijących się nastolatków z piwem w ręku, co jakiś czas świdrując wzrokiem ponętny ruch kobiecych ciał. W tej chwili byłem jak w transie, chociaż nie mogłem skoncentrować się na jednym, wybranym kawałku mięsa. Zawsze umiałem wybrać swój cel, zarzucić wędkę i czekać, aż złota rybka przyniesie mi szczęście, ale teraz nie potrafiłem.
Spojrzałem na Adama, którego wzrok od dłuższego czasu zawiesił się na potencjalnym kąsku. Tym kąskiem była Amanda wśród swoich koleżanek, tańcząc w świetle reflektorów. Jego oczy były zaczerwienione i ciężkie, ale dzielnie powstrzymywał się od ich nie zamknięcia. Uśmiechnąłem się, nie mogąc ukryć tego, jak bardzo mnie on śmieszy. Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, upijając dużego łyka zimnego Żywca.
— Też się będę z ciebie śmiał, zobaczysz — dogryzł.
— Czemu do niej nie pójdziesz? — zapytałem, spoglądając przelotnie na Amandę.
— Bo... — zatrzymał się. — To nie jest takie łatwe. Ian, nie jest tak łatwo. Łatwo mówić, trudniej zrobić.
— Podbij do laski, zaciągnij gdzieś dalej i jazda. Tango samo się nie rozrusza — wzruszyłem ramionami.
— To jest twoja przyjaciółka, nie mów o niej w sposób, jakby była kimś obcym — zwrócił uwagę. — Słuchaj, spójrz na mnie, a na Amandę...
I się zaczyna.
Temat, który nigdy nie powinien zostać poruszany przy Adamie, to jego westchnienie marzeń. Wtedy jemu pysk się nie zamyka – nawija, nawija i nawija, aż mógłby z takim przemówieniem zgłosić się na prezydenta. Nie wiem, czy go rozumiałem, ale... Był zakochany, tyle wiedziałem. Był po prostu zakochany, ja nie umiałem postawić się na jego miejscu, ale jak najbardziej starałem się zrozumieć i tak postąpić. Już kiedy miał piętnaście lat był w niej zauroczony jak oszalały, ale nigdy się nie przyznał. Tkwi w tym cztery lata. Jebane cztery lata.
— Jest przeciwieństwem mnie — patrzył na nią. — Zawsze pomaga ludziom, a ja się śmieje, kiedy się wypierdolą.
Zaśmiałem się. To prawda – Amanda zawsze wyciągała pomocną dłoń do wszystkich, nieważne, czy kogoś tego zna, czy nie. Ma bardzo dobre serce, pochodzi z bardzo dobrej rodziny, oraz ma wspaniałą mamę i tatę. Może ten obraz robi z niej Maryję, lecz jak najbardziej nie należy do świętoszek – przeklina, pali papierosy i wlewa w siebie litry alkoholu. Ona uwielbia imprezować.
— Nigdy na mnie nie spojrzy tak, jak ja na nią — westchnął, odwracając wzrok.
— Stary, nie bądź pizda i idź do niej, bo ja ją tu zawołam w takim razie — zmarszczyłem brwi, widząc jego ślamazarne podejście. — Zacznij może działać, to będzie to dostrzegać, ale jak stoisz w miejscu jak widły w gnoju, to się, kurwa, nie dziw, że na ciebie patrzy tak, a nie inaczej.
Aż byłem z siebie dumny i swojej przemowy. Nawet nie spodziewałem się, że potrafiłem tak gadać.
— I przestań robić z siebie pizde. Już dość, że tak wyglądasz — uśmiechnąłem się łobuzersko.
Spojrzał na mnie groźnie, przynajmniej próbował takiego udawać, ale jak wiadomo – nie udawało się. Poprawił swoje czarne oprawki i wziął głęboki wdech, odkładając zimne piwo na szklany stolik.
— Ale jak coś, to twój pomysł — powiedział.
— Jeszcze mi podziękujesz — rzuciłem, dopijając alkohol do końca.
Przecisnął się przez tłum ludzi, zatrzymując przed Amandą. To nie było do końca tak, że go ignorowała, nie widziała, nie dostrzegała wśród innych otaczających ją chłopaków. Bardzo często na imprezach albo domówkach tańczyli, rozmawiali, zabawiali się, oczywiście nie w kontekście seksualnym, ale we dwójkę spędzali czas, bawiąc się razem. Może on też jej się podobał? Nie wiem. Teraz jednak pijana Amanda zarzuca ręce na jego kark i tańczy, kręcąc ponętnie biodrami. Spojrzał na mnie, ukradkiem unosząc kciuka w górę. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego miłość robi tak z człowiekiem, że niekiedy traci nad sobą kontrole, traci zmysły i traci cenne myśli na kogoś, kto nawet go nie kocha. Dziwna tendencja wśród zakochanych.
Ale nie mogę być hipokrytą i mówić, że nigdy nie zaznałem smaku zauroczenia. Może kiedyś tam pojawiało się u mnie takie uczucie, jak motylki w brzuchu albo częste myśli w nocy o tej osobie, ale to było bardzo dawno temu, jeszcze za czasów szczeniaka. Częściej występował u mnie pociąg seksualny, który jak najbardziej jest normalną rzeczą wśród nastolatków. Całowałem się, uprawiałem seks, przeżywałem przeróżne przygody, chociaż to wszystko można zliczyć na placach u rąk. Nie należałem do chłopaków, którzy wkładają narzędzie gdzie popadnie, a obserwując tutejszych nastolatków – nie zważali, czy dziewczyna jest nawet czysta. Mam zasadę, której trzymam się od bardzo dawna: nie wracać do tego samego jeziora. W moim życiu nie było mowy o relacji Friends with Benefits, albo częstych przelotnych numerków w kiblu na imprezie, chociaż mój pierwszy raz mógłbym porównać do tego. Byłem wtedy bardzo młody i głupi, nie myślałem głową a kutasem i jak to każdy młodziak – skorzystałby, gdyby nadała się okazja.
Raz złamałem swoją złotą zasadę: nie wracać do tego samego jeziora. Susan to dziewczyna, która miała w sobie coś, co na swój sposób mnie przyciągało. Jej kręcone jak sprężyna włosy są niczym żywy ogień; potrafi cię rozpalić albo nadać drodze blasku. Duże, zielone oczy mamiły nawet najtwardszego. Była ładną dziewczyną o rudych, kręconych kaskadach, piegami na twarzy i figurą łyżwiarki. Mieliśmy za sobą dwa przygodne numerki. Nie wiem, co mnie wtedy skusiło, aby ponownie za nią się zabrać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że czasami mamy razem lekcje.
Rozejrzałem się ostatni raz po tańczących nastolatkach, ruszając w stronę kuchni. Mój wzrok nagle uchwycił wchodzącą do pomieszczenia rudowłosą dziewczynę i jej koleżanki. Nie miałem pojęcia czemu skorzystałem z niej drugi raz. Teraz nie byłbym w stanie nawet jej dotknąć, podać ręki na cześć, utrzymać kontakt wzrokowy chociaż przez dziesięć sekund. Znudziła mi się po prostu. Nie widziałem w niej już nic, co mogłoby mnie zainteresować. A ona jednak nadal była zainteresowana mną. Spojrzała w moją stronę, uśmiechając się czarująco. Skinąłem do niej jedynie głową, uciekając jak najszybciej do kuchni, gdzie był Eliot i Lloyd, którzy jak najęci rozmawiali o czymś ważnym. Ale, jak to każdy zjarany człowiek – naprawdę, o niczym ważnym.
— Tylko Jimi Hendrix, rozumiesz to? — rzucił Lloyd.
— No kurwa, ty dalej swoje... — zaśmiał się podirytowany Eliot. — Słuchaj, legenda i król jest tylko jeden, a nim jest właśnie tylko Mercury, kumasz, gościu? — powiedział, nie ustępując.
Oparłem się o wyspę kuchenną, zaciekawiony spoglądając na kumpli.
— Ale Jimi wszystko zapoczątkował, czego ty nie rozumiesz?
— Ty jesteś czarny, dlatego tak uparcie za nim stoisz.
— No kurwa... — oburzony wyrzucił ręce w górę. — Ian, co ty uważasz? — spojrzał na mnie Lloyd. — Kto jest legendą: Jimi Hendrix czy Freddy Mercury?
Wyciągnąłem jednego papierosa z paczki i odpaliłem, zasiadając na hokerze barowym obok nich.
— No szczerze, to Freddy, ale Hendrix też zapoczątkował wiele i bardzo dużo zrobił dla muzyki, więc w sumie też nim jest — odparłem, zaciągając się Camelem.
— O, tutaj mogę się zgodzić — stwierdził Eliot.
— Nie, nie, nie, co wy pieprzycie... — pokręcił głową czarnuch, upijając dużego łyka piwa.
— Kurwa, ja z tobą nie rozmawiam, z tobą nie da się gadać na takie tematy — machnął ręką blondyn, schodząc z krzesła. — Idę na jointa, jak coś, to wiecie, gdzie mnie szukać — opuścił kuchnie.
— Sebastian, co w takim razie zapoczątkował Mercury? — odwrócił się w moją stronę Lloyd.
— Tu nie chodzi, co zapoczątkował, ale jak zaczął, co zrobił i jak skończył — odparłem, wypuszczając dym. — Pamiętaj, że tytuły nie biorą się znikąd.
— Dobra, z tobą też nie rozmawiam — rzucił. — Dla ciebie nawet Tupac jest lepszy od Notoriousa, więc z kim ja gadam.
— Ej! — wskazałem na niego palcem — Już się o to kłóciliśmy, nadal chcesz ten temat ciągnąć?
— Notorious ma po prostu lepsze piosenki, lepszy przekaz i sposób bycia — powiedział, doprowadzając mnie do białej gorączki.
— Kurwa, stary, ty tak pieprzysz, bo lubisz ich wytwórnie. Posłuchaj sobie takich piosenek jak Changes. Słuchałeś tego w ogóle? — skrzywiłem się, zaczynając przez niego znowu się denerwować. Z Carterem tak miałem, ale tylko i wyłącznie w tym temacie.
— Muszę się tutaj wtrącić i zgodzić z kolegą.
Odwróciłem się w stronę głosu, momentalnie sztywniejąc na krześle. W mojej głowie pojawiała się piosenka Ti amo, Umberto'a Tozzi'ego. Miałem wrażenie, że w tej chwili zatrzymał się dla mnie czas, choć czułem, jak po moim kręgosłupie przebiega dreszcz. Nigdy nie przeżywałem tego, co w tej chwili mi się zdarzyło. Nie wiedziałem, jak się zachować. Może to zioło sprawiło, że siedziałem jak wryty, gapiąc się jak głupek na dziewczynę przed sobą. Na początku rzuciły mi się jej oczy. Bardzo piękne, hipnotyzujące mnie jak nigdy. Jestem pewien, że są zielone, lecz prawe oko i jego połowa część jest zdecydowanie niebieska. Miała śliczne oczy. Miała je bardzo śliczne i nie mogłem się od nich oderwać. Jestem pewien, że uważała mnie za kompletnego dziwaka. Aż zgrzałem się w środku, kiedy spojrzała prosto w moje ślepia, uśmiechając się. O mój boże, nie uśmiechaj się. Dosłownie – powaliło mnie z nóg.
Pierwszy raz.
Dziewczyna o brązowych, lekko falowanych, prawie że czekoladowych włosach opadających kaskadą na plecy, oraz nigdy mi dotąd niespotykane piękne, różnorodne oczy. Jej uśmiech zaś przerastał wszystko, co mogłem uznać za najlepsze z kobiecych wdzięków. Jasna cera, smukłe ramiona. Pierwszy raz w życiu potrafiłem się tak przyjrzeć i ocenić wszystko. Teraz już wiem, jaki to kolor ust: truskawkowy. Ładne, pełne i zaczerwienione usta przyciągały sporą moją uwagę. Siedziałem oniemiały, nie mogąc przez dłuższy czas wykrztusić z siebie słowa. Patrzyłem się na dziewczynę jak dziwak, chyba nawet śliniąc się na jej widok. Popatrzyła na mnie tajemniczo, po chwili usadawiając się na przeciwko.
— Notorious nie dorównuje do pięt Tupacowi — odezwała się.
Na dodatek podziela moje zdanie. Lepiej być nie mogło.
— Widzisz? Dziewczyna wie, co dobre — wykrztusiłem, ledwo co zaciągając się papierosem.
Spojrzałem na nią, a w tym samym czasie ona na mnie. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, co ukradkiem odwzajemniła.
Piękna.
— Na na na na na! — zakrył uszy, śpiewając pod nosem. — Nic nie słyszałem, nic nie słyszałem, nic nie słyszałem!
— Jego nie przegadasz — powiedziałem, powstrzymując się bardzo, żeby nie patrzeć na nią cały czas.
— Może kiedyś zmieni zdanie — mruknęła, opierając podbródek o rękę.
— Na na na na! — mówił jeszcze głośniej — Oni pieprzą głupoty, oni pieprzą głupoty, oni pieprzą głupoty! — wstał z krzesła, odchodząc od nas.
Kurwa mać.
Zostałem z nią sam. Zostałem z nią sam na sam, nie wliczając w to pijanych nastolatków wokół. Nie mam zielonego pojęcia, co mam mówić. Sprawiła, że miałem pętle w gardle. Bardzo, wręcz kurewsko uciążliwą i nie przypominam sobie momentu, kiedy miałem ją ostatnim razem. Co się ze mną dzieję? Onieśmielała mnie bardzo. Ledwo przygasiłem papierosa do popielniczki tak, żeby nie widziała mojego zdenerwowania. Weź się, do kurwy nędzy, w garść. Jeszcze niedawno Adama nazywałeś pizdą.
— Lubisz muzykę tupaca? — zapytałem, przerywając milczenie.
— Ogólnie, to lubię bardzo hip-hop, czarny rap, chociaż jestem wielką fanką Eminema — odparła — I uwielbiam rock.
Chyba się przesłyszałem.
Chyba się zakochałem.
— Cudownie — mruknąłem, nie ukrywając podziwu. — Co jeszcze mi ciekawego powiesz, maleńka? — zapytałem, wpatrując się w jej oczy.
Przez chwilę milczała, odwzajemniając spojrzenie. Nastała między nami cisza, która na swój sposób nie była ani krępująca, ani dziwna. Podobało mi się to. To był chyba ten jeden z najpiękniejszych momentów w życiu, kiedy to w ciszy z nowo poznaną osobą nie czujesz zakłopotania. Podobało mi się to.
Niestety wszystko przerwał Austin, podchodząc i witając się z szerokim uśmiechem ze mną, i dziewczyną, która momentalnie umilkła i odwróciła wzrok, zmieniając diametralnie swoją postawę. Odchrząknęła, rzucając szybkie ''cześć'', chyba nawet na odczep. Austina znałem długo. Kiedyś nam wszystkim bliski, teraz pochłonęła go praca po szkole i nowe towarzystwo. Lubiłem z kolesiem rozmawiać – zawsze mieliśmy o czym, nawet żartować się dało. Teraz trochę jego osoba sprawia, że trzymam chłopa na dystans. Już nie jest tym samym Austinem, co był kiedyś. Powiedzenie, że pieniądze zmieniają ludzi, naprawdę się sprawdza. W jego przypadku tak było: pieniądze go diametralnie zmieniły. Zbyt często uważał się za nie wiadomo kogo, a w rzeczywistości ledwo co ukończył High School i poprawił semestr. Miał zbyt wysokie mniemanie o sobie, a takich ludzi unikałem jak najdalej, lecz wobec niego wciąż pozostał ten sentyment, że jeszcze kiedyś byliśmy sobie bardzo bliscy.
— Siema, jak się bawicie? — zapytał, spoglądając na mnie, to na dziewczynę obok, przy której siedział.
— Uraczę swym towarzystwem nową koleżankę, nie przerywaj — powiedziałem, oglądając się za dziewczyną, która cicho prychnęła pod nosem.
— Coś tu się kraja widzę, hmm? — zapytał zaciekawiony, szturchając ramieniem brunetkę. — To wam nie przeszkadzam — rzucił, wstając z krzesła.
Poszedł, pozostawiając mnie po raz kolejny sam na sam z moim obiektem zainteresowań na tę chwilę. Dziewczyna przeczesała swoje fale, spod długich rzęs ukazując piękne ślepia. Spojrzała na mnie, kilka sekund skanując całą twarz. Nie wiem czemu, ale także poświęciłem tych kilka sekund na ocenieniu jej całej. Wydaje się mieć charakterek, który sprawił, że zechciałem się z nim rozprawić. Zainteresowała mnie jeszcze bardziej.
Jest śliczna.
— Jak masz na imię? — zapytałem.
— Ciekawy tatuaż — zwróciła uwagę, patrząc na dziarę.
Mały kształt węża na wzór Gucci'ego widniał tuż nad moją lewą brwią. Jest on bardzo mały, niektórym na pierwszy rzut oka wydaje się być to nawet ubrudzeniem.
— Dzięki. Nie wiem, co mnie skusiło, żeby zrobić go na osiemnastkę — powiedziałem, przelotnie oglądając się za jej dekoltem.
— Może to ten Gucci, co? — uśmiechnęła się. — A bolało?
— Nie bardzo — odpowiedziałem. — To jak w końcu masz na imię? Jestem ciekawskim człowiekiem, a moje hobby to poznawanie pięknych dziewcząt — powiedziałem, uśmiechając się nonszalancko do niej.
Zaśmiała się. Aż poczułem miłe uczucie w brzuchu, usłyszawszy jej śmiech.
— Jestem... Melanie, a ty? — mruknęła, patrząc na mnie wciąż tym tajemniczym, ale zarazem bardzo czarującym spojrzeniem.
— Sebastian, ale częściej wołają na mnie Ian. Poznanie mnie traktuj jako spełnienie swoich marzeń, maleńka — mrugnąłem do niej niczym Hollywoodzki gwiazdor.
Pomrugała kilka razy, lekko rozchylając wargi. Nagle jakby się opamiętała, unosząc delikatnie kąciki ust.
— Dobrze, Ian. Będziesz moim spełnieniem marzeń.
— Ależ to cudnie brzmi z twoich ust — rozmarzyłem się. — Z kim tutaj przyszłaś?
— A z koleżankami, ale gdzieś tutaj latają — odpowiedziała, rozglądając się dookoła. — Myślisz, że powinnam je poszukać? — spojrzała w moje oczy.
Jej wzrok kurewsko na mnie działał.
— Nie, nie, nie. Może... poznamy się bliżej? — zapytałem, uśmiechając się łobuzersko.
Także się uśmiechnęła. Naprawdę, ja aż zwariowałem. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieję. Skomlałem w środku na widok tych uśmieszków, które wywoływały we mnie dziwną fale nieznanych dotychczas mi uczuć. Miłość od pierwszego wejrzenia? Gdzie tam. To nie w moim stylu. Miłość nie jest w moim stylu.
— Jesteś bardzo interesującym człowiekiem — powiedziała, opierając tym razem podbródek o złączone dłonie. — I na pewno wyróżniającym się wśród tutaj wszystkich — dodała.
— A co mnie wyróżnia? — zapytałem, coraz bardziej interesując się tym, w co brniemy.
— Tatuaż, włosy, blizna na brwi, wzrok. Taki koci, bardzo fajny — odparła, uśmiechając się delikatnie. — Wyglądasz, jakbyś chciał tutaj wszystkich pozabijać — zaśmiała się słodko.
Zwariuję.
Być może tak wyglądałem. Być może wyglądałem jak kryminalista, co zdarzało się bardzo często słyszeć od znajomych, a nawet nieznajomych. Ścięcie włosów na centymetr zrobiło swoje, oraz sentymentalna dla mnie blizna na brwi, no i ten tatuaż. Miałem po prostu swój styl, a jak najbardziej taki mi odpowiadał, czułem się w nim dobrze, chociaż niektóre komentarze w moją stronę potrafiły tworzyć ze mnie człowieka, którym nigdy nie byłem i nie będę.
— Aż chce się dotknąć tej twojej łysiny na głowie — popatrzyła mi na włosy, wyciągając rękę. — Mogę? — zapytała.
— To chyba najlepszy moment w moim życiu — powiedziałem żartobliwie podekscytowany, nachylając się.
Dotknęła mnie.
To chyba najlepszy moment w moim życiu.
Nigdy dotychczas mi niespotykany dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, atakując dodatkowo tam, gdzie nie trzeba. Dotknęła mnie delikatnie, opuszkami palców gładząc po wierzchu włosów, to kojąco zataczając koła na całej głowie. To było bardzo przyjemne. Nie pamiętam, żeby ktoś tak mnie dotykał. Nikt tak mnie nie dotykał. Czułem się, jakby miliony małych kopnięć prądu mnie piorunowało, ale czułem się fajnie. Tak miło.
— Ojejku, jakie milutkie w dotyku — powiedziała oczarowana, zabierając dłoń. — A skąd masz bliznę na brwi? — zapytała.
— Takich informacji się nie zdradza na pierwszym spotkaniu — rzuciłem. — Co powiesz w takim razie na drugie spotkanie?
Zaśmiała się. Znowu tak słodko się zaśmiała, że mój brzuch doznał dziwnych skurczów
— Spróbuj mnie oczarować, to mooże, kto wie... — uśmiechnęła się, oblizując dolną wargę.
— Umiem gotować, prać, a nawet zmywam naczynia — pochwaliłem się, zdając sobie sprawę z bredni, które teraz mówię. — Jestem wielofunkcyjny, bierz co chcesz — mrugnąłem do niej.
— Jestem pod wrażeniem, Ian — udała zdziwioną, rozchylając delikatnie usta. — To się dopełniamy, bo ja świetnie sobie radzę z parkowaniem, narzędziami i umiem wymieniać silnik w samochodzie.
— Mmm, takiego faceta mi trzeba — przymknąłem oczy, rozmarzając się. Jak dobrze, że naprawdę rozumie moje poczucie humoru.
Znowu się zaśmiała.
Jak ona słodko się śmieje.
— Lubisz być przełożony przez kolanko? — mruknęła. — Daddy się tobą zaopiekuje.
— Och, więcej, proszę... — prawie wyjęczałem, na co tym razem oboje się zaśmialiśmy.
— Napijemy się czegoś? — zmieniła temat.
— A ile masz lat, kotku? Nie chcę zostać posądzony o demoralizację, a zwłaszcza tak... — oblizałem usta, lustrując ją wzrokiem. — Tak pięknych dziewczyn.
Spojrzała na mnie, przez chwilę się nie odzywając, po chwili unosząc delikatnie kąciki ust.
— Siedemnaście, ale czy dobrze mi się zdaje, że ty także nie jesteś pełnoletni? — mruknęła cwanie, wstając z krzesła.
Tym razem to ja się uśmiechnąłem, milcząc przez kilka sekund. Mam dziewiętnaście lat, ale spożywanie alkoholu już w takim wieku, jeszcze przed dwudziestym pierwszym rokiem życia, jest jak najbardziej normalne. Miała siedemnaście – na całe szczęście ja też w jej wieku robiłem głupstwa.
— Jeszcze dwa lata, ale nie spieszy mi się do dorosłości — powiedziałem.
Obejrzała się za mną przelotnie, posyłając skromny uśmieszek. Podeszła do lady, nalewając nam wódki do kieliszków. Wśród otaczających ją ludzi patrzyłem tylko na nią jak na obraz w muzeum. Przyciągała, bardzo przyciągała. Teraz mogłem zobaczyć ją w całej okazałości, siedząc i wpatrując się w jej ciało. Czarne zakolanówki na długich nogach aż kusiły, żeby tylko je zdjąć. Nie potrafiłem także nie spojrzeć na tyłek, który odziany został w spódniczkę. Zacząłem się zastanawiać, jaki skarb może być tam ukryty. Aż kusiło, żeby podwinąć i dotknąć, chwycić, ścisnąć. Kurwa mać, otrząśnij się. Pokręciłem głową, szybko odwracając wzrok. Co jest ze mną nie tak? Przecież to normalne, że spojrzę tu albo tam, ale teraz czuję się, jakbym robił to pierwszy raz. Czuję stres, jednocześnie zafascynowanie tym.
Wróciła do mnie z powrotem, zasiadając na przeciwko. Postawiła na blacie dwa kieliszki i butelkę zimnej wódki, zaczesując swoje brązowe włosy na bok. Nie umknęło to mojej uwadze, co przystałem oglądać. Tak po prostu.
— Upijmy się tak, żebym mogła cię pocałować, a później winę zwalę na alkohol — powiedziała.
Pomrugałem kilka razy, przez chwilę się nie odzywając. Jedynie, czego się bałem, to właśnie wódki, bo po wódce niczego się nie bałem.
— Masz to jak w banku, maleńka — odpowiedziałem, chwytając za zimny kieliszek i przybijając z nią cheers.
~*~
Na początku krążyłem po pomieszczeniach, patrząc w zakamarki, w które zapewne by się nie zmieściła, ale patrzyłem, a ludzie patrzyli na mnie jak na dziwaka. Później rozglądałem się wśród pijanych nastolatków, co w moim przypadku było trudne, bo też byłem mocno wstawiony. Skubana nieźle się schowała. Że też nam obydwu odbiło i zachciało się bawić w chowanego na domówce pełnej ludzi. Udało mi się przecisnąć przez tłok prosto do toalety, otwierając jej drzwi. Jakaś para obściskiwała się namiętnie, gwałtownie zaprzestając uniesieniu chwili po moim wbiciu. Spojrzałem na nich, lecz nagle okno przyciągnęło moją większą uwagę. Zdążyłem zauważyć jej buty. Całe czarne conversy, tylko ona takie miała spośród wszystkich tutaj. Weszła na dach. Uśmiechnąłem się, szybko kierując się na podwórko.
Wyszedłem, napotykając przy okazji Adama, Amandę i Lloyda wraz z Elliotem, którzy palili fajkę, lecz w tej chwili oni mało mnie interesowali. Okrążyłem dom, zatrzymując się przed oknem, za którym ją zauważyłem. Jak udało jej się wejść na górę? Byłem coraz bardziej zafascynowany Melanią. Robiła na mnie coraz większe wrażenie i podobało mi się to. Intrygowała mnie jak nikt inny. Z trudem udało mi się postawić nogę na parapecie tak, żeby nie stracić równowagi. Na całe szczęście dach był nisko, przez co mogłem bez problemu wciągnąć się na samą górę, ale jak ona to zrobiła, to nie mam pojęcia. Triumfalnie przystanąłem na dachu, otrzepując bluzkę z brudu. Stała niedaleko, patrząc prosto przed siebie. Chyba mnie nie usłyszała, bo ani drgnęła. Po raz kolejny ją zlustrowałem, zresztą – nie miałem pojęcia, czemu robię to ponownie. Ładnie prezentowała się w takiej okazałości, w jakiej mogłem ją teraz oglądać. Nie chciałem tego przerywać. Chciałem tak pozostać, może nawet i na dłuższy czas.
Co się ze mną dzieje?
Przetarłem rękoma twarz, po chwili ruszając w jej kierunku. Zatrzymałem się tuż za dziewczyną, nachylając nad jej uchem.
— Bu — wyszeptałem.
Gwałtownie odwróciła się w moją stronę i gdybym jej nie złapał w odpowiednim momencie, upadłaby prosto na popękane kafelki. Objąłem ją jedną ręką wokół, przyciągając do siebie. Spojrzała w moje oczy, jakby onieśmielona, milcząc i nie starając się tego przerwać. Mnie także się nie spieszyło, aby to przerwać. Obejmowałem jej smukłą talie, pozwalając sobie na taką bliskość. Patrzyłem w jej śliczne oczy, pozwalając sobie na taką intymność. W pewnym stopniu to stało się intymne i nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy tę granicę zacząłem z tą dziewczyną przekraczać. Może wcale między mną a nią tej granicy nie było od samego początku? Wiem tylko tyle, że to strasznie mnie pociągało. Kurewsko pociągało i chciałem więcej, chciałem w to nadal brnąć. Podobało mi się to.
— Uważaj, strachliwy kocie.
Powróciła na ziemie. Wszystko powróciło na ziemie. Odsunęła się ode mnie, poprawiając końce podwiniętej spódniczki.
— Dziękuję — odezwała się — Mój bohaterze — dodała, kłaniając się niczym księżniczka.
— Skąd ci przyszło do głowy, żeby tu wejść? — zapytałem zaciekawiony, siadając na dach, przy czym ona dołączyła obok.
— A ty, gdzie byś poszedł? — zapytała, oglądając niebo pełne miliona gwiazd.
— Tutaj — odparłem, kładąc się i zakładając ręce z tyłu głowy. — Zajebisty widok.
— To już znasz moją odpowiedź — powiedziała, uśmiechając się — U siebie w domu też często wchodzę. Zawsze starałam się uchwycić spadającą gwiazdę, ale kurwa nigdy się nie pojawia.
Zaśmiałem się. Przekleństwo z jej ust było przeurocze i zachciałem usłyszeć więcej. Zwłaszcza, że jej głos był bardzo aksamitny i czysty, choć z drugiej strony potrafiła go diametralnie zmienić o kilka tonów, przyprawiając o jeszcze większą dawkę dreszczy.
— Znam jedno miejsce, gdzie taki widok przebija wszystko, co mogłaś dotychczas ujrzeć — odezwałem się — Zabiorę cię tam na randkę, okej? — uśmiechnąłem się.
— Obiecujesz na paluszek? — zapytała, odwracając się w moją stronę i wystawiając małego palca na znak obietnicy.
— Obiecuję — powiedziałem, pieczętując naszą przysięgę.
— Trzymam cię za słowo, Sebastian.
Miło było słyszeć, jak moje imię wymawia z taką tonacją. Kolejny raz czułem w brzuchu te skurcze, które zaczęły być uciążliwe i nie miałem pojęcia co zrobić, żeby zaprzestać tym emocjom.
— Upiłaś się? — zapytałem, unosząc się do pozycji siedzącej.
— Trochę — rzuciła, jakby zawstydzona. — Ale nie jest źle.
— A co z moim całusem?
Spojrzała na mnie, rumieniąc się. Poczułem satysfakcje, dostrzegając jej zaczerwienione policzki nawet w środku nocy. Uśmiechnąłem się do niej nonszalancko, kiedy po chwili kompletnie zarumieniona odwróciła ode mnie wzrok, cicho jęcząc pod nosem.
— A, a, a! Nie przypominam sobie takiego momentu, coo? — starała się wyjść z sytuacji, co zabawnie się oglądało. — To ja coś takiego pooowiedziałam? Nie dość, że kryminalista, to dobry kłamca — uśmiechnęła się w moją stronę.
— Och, taka jesteś? — zaakcentowałem niczym typowo obrażona dziewczyna. — W takim razie z randki nici, phi! — gestykulowałem palcem wskazującym. — Idź sobie do tej szmaty!
— Och, dobrze! Przynajmniej jest lepsza w łóżku niż ty! — ciągnęła, akcentując podobnie. — I spróbuj tylko prosić o drugą szansę! Koniec z nami tu i teraz!
— Świetnie! — rzuciłem, krzyżując ramiona.
— Świetnie! — dodała ostatecznie, odwracając się z podobnie skrzyżowanymi rękoma.
— To było zajebiste — powiedziałem — Kurde, pierwszy raz spędza mi się tak fajnie czas z jakąś dziewczyną.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
— To... miło mi — uśmiechnęła się delikatnie. — Mnie też pierwszy raz zdarzyło się spotkać takiego fajnego kolesia jak ty. Czuj się zaszczycony, że ci to powiedziałam — ostatnie zdanie zabawnie zaakcentowała.
— Zawsze staje na drodze taka laska, która bez bolca dostaje pierdolca, dosłownie — zaśmiałem się. — Każda szuka ewidentnie tylko jednego. Ani tu porozmawiać z taką, ani jakoś nawiązać fajnie kontakt, a tylko oczekują bajerów, aż przejdzie się do konkretu. Pluję na takie kurwy.
— Czasami mi wstyd za dziewczyny z mojego rocznika, nawet i starsze. Ja pierdole, jak ja słyszę, ile to one już mają za sobą szybkich numerków, to mi aż wstyd tego słuchać. Później się dziwią, że świat dzieli się na ludzi i kobiety — prychnęła kpiąco. — A co zabawne, szanuj taką ladacznice. Oczywiście ja nie wchodzę z butami do czyjegoś życia, bo to nie mój biznes, nie za bardzo mnie to interesuję, ale oceniając to subiektywnie, to mam taką opinię na temat puszczalskich. Seks seksem, ale warto czasami znać swoją wartość i granice innych, bo nie sądzę, że każdy lubi słuchać o tym, ile to się miało kutasów w cipce.
— Jak pięknie to ujęłaś, Mel — przymknąłem oczy. — Znaj swoją wartość, pamiętaj.
— Wydajesz się bardzo w porządku gościem, nie wykorzystując tak dziewczyn. Teraz w tych czasach to rzadkość, bo faceci też potrafią być spierdoliną umysłową — zaśmiała się.
— Dlatego bierz co chcesz, kocie — uśmiechnąłem się łobuzersko, wskazując na siebie.
Cały czar prysł, kiedy usłyszałem dzwonek telefonu, a później rzuconą przez Adama informację:
— Gdzie jesteś? Zbieraj się, Amanda nie jest w stanie ustać o własnych siłach, spadamy stąd.
— Ja pierdole, to było tak chlać? — rzuciłem wkurzony, wstając z dachu. Melanie spojrzała na mnie pytająco, także się unosząc.
— No kurwa, stary, upiła się to się upiła. Tobie też mogę wiele wypomnieć.
— Zaraz będę, czekajcie przed domem — rozłączyłem się.
— Coś się stało? — zapytała.
— Spadam stąd. Przyjaciel się niecierpliwi, a przyjaciółka zaliczyła zgona. Na całe szczęście ja się bardzo dobrze bawiłem — uśmiechnąłem się do dziewczyny. — Zejdę pierwszy i ci pomogę — oznajmiłem, na co przytaknęła.
Oceniłem dzielącą wysokość od dachu i ziemi, co nie wydawało się wielkim szczytem. Bez problemu zeskoczyłem, odwracając się w stronę Melanie, która lekko spanikowała.
— Chodź, złapię cię — powiedziałem, wystawiając ręce w górę.
Oblizała dolną wargę, po chwili ją zagryzając. Ten gest spowodował, że zawiesiłem się dobre kilka sekund na jej ustach, mając je cały czas przed oczami. Seksowny widok. Znowu byłem jak w transie, myśląc o dziewczynie tak, jak jeszcze nigdy nie myślałem o kimś innym. Dopiero po jakimś czasie otrząsnąłem się, dostrzegając ją już skaczącą. Nie w moje ramiona a obok.
— Kurwa!
Upadłem na ziemie, szybko ją chwytając. Znowu miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, a towarzyszące mi przy tym emocje były już jak jakaś nierozłączna mnie część. To ciągle towarzyszyło mi przy niej. Leżałem na plecach, obejmując nad sobą Melanie, która z zadziornym uśmieszkiem przyglądała mi się rozbawiona, przypierając się rękoma pomiędzy moją głową.
— Coś się stało, strachliwy kocie?
Jej tonacja znowu spowodowała, że umilkłem na kilka sekund, nie mogąc nic z siebie wykrztusić. Patrzyłem się w śliczne oczy, które świdrują mnie na wylot; miałem uczucie, że przeczesuje każdą moją myśl swym spojrzeniem, co było bardzo krępujące. Byłem nią onieśmielony. Nie potrafiłem zaprzestać tym doznaniom, które pierwszy raz od niepamiętnych czasów zaatakowały mnie jak burza, siejąc w środku spustoszenie.
— Ja też się świetnie bawiłam — powiedziała cichszym głosem.
— Spotkajmy się — poprosiłem.
Nie odpowiedziała. Popatrzyła w moje oczy głęboko, oblizując dolną wargę, przez co nie mogłem przejść obojętnie. Dopiero kiedy wstała ze mnie, wypuściłem z siebie całe powietrze, które tkwiło w moim środku chyba wiekami. Wstałem, zatrzymując się przed nią. Nie mogłem odpuścić. Coś kazało mi walczyć, nie pozwolić jej tak łatwo odejść. Z początku myślałem, że jest tą dziewczyną, która po miłych słowach i gestach będzie dla ciebie w stanie zrobić wszystko, ale myliłem się. Jest tą dziewczyną, którą zapragnąłem poznać bliżej.
Nie wiem, co się ze mną dzieje.
— Zobaczymy się jeszcze? — zapytałem.
— Pewnie tak — uśmiechnęła się, cały czas wyglądając na tajemniczą.
Jestem w kurwę ciekawskim człowiekiem i tę jej tajemniczość chciałbym odkryć jak najbardziej. Intrygowała mnie.
— To do zobaczenia, Melanie — powiedziałem, odwracając się.
Poszedłem przed siebie, nawet nie usłyszawszy, czy odpowiedziała. Wziąłem głęboki oddech, analizując wszystko, co się do tej pory wydarzyło. Pierwszy raz. Pierwszy raz, do kurwy nędzy, to pierwszy raz. Nie miałem pojęcia, co oznaczało moje zachowanie, ale jak najszybciej po prostu chciałem pozbyć się tego dziwnego uczucia w brzuchu. Bardzo mnie zaintrygowała. Jak żadna inna wywołała takie emocje. Pokręciłem głową, nadal nie mogąc dojść do siebie. Zainteresowało mnie to, w co brnęliśmy. Podobało mi się. A ona bardzo mnie kręciła, przez co nie mogłem sobie odpuścić.
Dostrzegłem na ulicy stojącego Adama, siedzącą na krawężniku Amandę i obok Elliota, który zabawiał czymś blondynkę obok. Zanim mogłem do nich podejść zostałem gwałtownie odwrócony do tyłu. Melanie stanęła na palcach, przyciskając swoje gorące usta do moich. Był to krótki pocałunek i zdecydowanie nie przypominał on tych pocałunków, które widujemy w romantycznych filmach, lecz na swój sposób był wspaniały. Pamiętam tylko, że już wówczas, kiedy zetknęły się nasze wargi, wiedziałem, że nigdy tego nie zapomnę. Oderwała się ode mnie, rzucając szeptem:
— Przepraszam.
Uciekła. Uciekła ode mnie, pozostawiając w osłupieniu na chodniku. Nie wiedziałem, co zrobić i jak zareagować. Czułem, jak ten pocałunek przeszył mnie całego, nawet duchowo. Taki krótki, a sparaliżował od stóp aż po głowę. Patrzyłem, jak odchodziła, oddalała się coraz bardziej, nawet nie patrząc na mnie tak, jak ja patrzyłem na nią. Nie chciałem, żeby odeszła. Nawet nie miałem pojęcia, czy się zobaczymy, a bardzo tego chciałem. Otrząsnąłem się dopiero wtedy, kiedy Adam dotknął mojego ramienia i zaskoczony pojawił się obok.
— Alanna? A ty co robiłeś z moją kuzynką?
Pomrugałem kilka razy, czując, jak dziwny chłód otulił cały mój organizm. Nie dając po sobie poznać szoku popatrzyłem na Adama, to z powrotem na dziewczynę, której już nie było.
Alanna.
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top