6. O bąbelkach i przeciwciałkach

-Mamusiu, zrób więcej takich baniek! - krzyknęła uradowana Peggy, a ja zaśmiałam się głośno.

Korzystając ze słonecznej pogody, która nareszcie zawitała w nasze rejony Anglii, postanowiliśmy spędzić ten dzień w ogrodzie. Z racji tego, że ostatnie dni były dla mnie udręką związaną z nieustannymi dyżurami w szpitalu, nareszcie otrzymałam trochę luźniejszy grafik na kolejny miesiąc, dzięki czemu mogłam cieszyć się czasem spędzanym z rodziną.

Harry wylegiwał się na hamaku, który niedawno kupił sobie i od razu rozpostarł między drzewami w kącie ogrodu. Co jakiś czas zerkał w naszą stronę, jakby chciał się upewnić, że nigdzie nie uciekłyśmy i nadal pozostajemy w zasięgu jego wzroku. Suzie wcisnęła się w małą przestrzeń koło Harry'ego, przytulając się do jego boku. To ona kołysała delikatnie hamakiem, wiercąc się i machając nóżką zwisającą zza krawędzi.

Ja natomiast wraz z Peggy testowałyśmy nowe przyrządy do robienia baniek mydlanych, które kupiliśmy jakiś czas temu podczas festynu i aż do dzisiaj czekały na to, byśmy je wypróbowali. Nie spodziewałam się, że będzie to tak zajmujące zajęcie - sama starałam się robić jak największe kule, machając ostrożnie obręczą. Peggy natomiast ganiała każdą z nich i trącała paluszkiem śmiejąc się głośno za każdym razem, gdy mieniąca się bańka rozpryskiwała się w słońcu, tworząc krótko trwającą mgiełkę.

- Jeszcze! - krzyknęła, gdy kilka z kul uciekło wraz z wiatrem gdzieś pomiędzy gałęzie drzew i musiała poczekać na kolejną serię.

- Poczekaj chwilę, muszę dolać płynu do wiaderka - powiedziałam widząc, że obręcz nie zanurza już się cała, przez co na chwilę musiałam zaniechać naszej zabawie. - Siedź tu przez chwilę, dobrze? - powiedziałam. - Zaraz wrócę.

Po czym szybko skierowałam się do altany, gdzie ukryłam butelkę z płynem. Już po nią sięgałam, kiedy to moich uszu dotarł pisk, a potem płacz Peggy. Obróciłam się szybko, chcąc zobaczyć, co się stało dziewczynce i z przerażeniem zauważyłam, że dziewczynka trzyma się za kolano, a między jej paluszkami cieknie czerwona strużka krwi. Natychmiast odrzuciłam trzymaną wcześniej butelkę i podbiegłam do Peggy. To samo zrobili Harry z Suzie, którzy w kilku krokach znaleźli się przy niej.

- Peggy! - powiedziałam przestraszona, podnosząc ją z ziemi. - Co zrobiłaś? Mówiłam, żebyś chwilkę poczekała!

- A-ale ja chciałam złapać tamtą bańkę! - powiedziała zapłakana, wskazując rączką gdzieś na niebo.

- Przemyj jej to szybko - powiedział jeszcze zaspanym głosem Harry. - Bo jeszcze wda się zakażenie i...

- Tak, strasz ją bardziej - powiedziałam, patrząc to na niego, to na Peggy, która teraz zrobiła wielkie oczy i wpatrywała się w Harry'ego. Skierowałam się w stronę drzwi balkonowych, które zostawiliśmy otwarte i poszukałam gdzieś w szufladzie potrzebnych rzeczy. Przy ruchliwości Peggy konieczne było choć minimalne uciśnięcie rany, więc nie było innego sposobu.

- Ja nie chcę do szpitala - powiedziała nagle, patrząc na mnie.

- Spokojnie, nie będzie takiej potrzeby - odpowiedziałam kojącym głosem.

Najdelikatniej, jak tylko mogłam, przemyłam ranę, jednak nie obyło się bez cmoknięcia i zaciśnięcia zębów.

- To szczypie... I brzydko pachnie - powiedziała z wyrzutem Peggy.

- Tak musi być, skarbie - powiedziałam i przyłożyłam czysty gazik z maścią do kolana, po czym owinęłam je bandażem. Peggy pokręciła na to noskiem - wiedziała, że na dzisiaj koniec już zabaw na zewnątrz. Spuściła nisko główkę i ze zrezygnowaniem poprosiła, abym zaniosła ją do pokoju.

*

- Nudzi mi się... - powiedziała Peggy, ziewając przy tym przeciągle. - Opowiedziałbyś mi jakąś bajkę, tatusiu?

Spojrzałam na Harry'ego, który od kilku minut siedział zamyślony na podłodze obok fotela i kiwał tylko głową. Teraz spojrzał na Peggy pytającym wzrokiem.

- Dzisiaj chyba muszę zrezygnować z bajki - powiedział, wlepiając wzrok w podłogę. - Zupełnie nie mam pomysłu.

- To opowiedz tę bajkę, którą mi kiedyś mówiłeś, jak się skaleczyłam! - odparła Suzie, a gdy Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem, wyjaśniła - No o tych bąbelkach w ranie, które walczą z zarazkami. Nie pamiętasz?

- No nie p... Och - zatrzymał się nagle. - Już wiem która. Ale chcesz ją usłyszeć jeszcze raz?

- Peggy jeszcze jej nie słyszała - powiedziała pogodnie Suzie. - Nic się nie stanie, jak opowiesz ją znowu.

Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc rzeczowość w jej głosie. Mimo że słyszałam większość bajek, które Harry opowiadał im wieczorami, nigdy nie zdołałam zapamiętać więcej niż kilkunastu. A Suzie chyba pamiętała je wszystkie.

- No dobrze, więc... - powiedział Harry, a Peggy natychmiast zwróciła się w jego stronę.

- Pewnego dnia mała dziewczynka skaleczyła się w palec.

- Ale ja się skaleczyłam w nóżkę! - krzyknęła oburzona Peggy, a Harry szybko się zreflektował, zaczynając bajkę jeszcze raz:

- Pewnego dnia mała dziewczynka skaleczyła się w nóżkę. Płakała głośno, gdyż bała się, że stanie jej się coś niedobrego. Nie wiedziała jednak, że każdy człowiek ma w sobie trochę magii. Bowiem gdy do rany zaczęły zbliżać się niedobre zarazki, które chciały zaatakować organizm, wokół zgromadziły się czerwone krwinki, które wyglądały jak małe kropelki, oraz płytki, które również zainteresowały się zbiegowiskiem przy skórze. Przestraszyły się jednak, gdy dostrzegły brzydkie stwory, próbujące wedrzeć się do ich domu. Zaczęły więc krzyczeć, próbując ściągnąć na pomoc przeciwciałka. Były to wesołe białe stworzonka, które walczyły z intruzami. Tym razem jednak spostrzegły, że same nie dadzą sobie rady. Potrzebna była im pomoc. Na razie próbowały zatrzymać jakoś zarazki, jednak one tylko głośno się śmiały, czując przewagę.

Nagle przez ranę wleciały malutkie bąbelki, które natychmiast poleciały w stronę intruzów! Przeciwciałka ucieszyły się, gdyż od razu rozpoznały swoich pomocników, którymi były radosne bąbelki z wody utlenionej!

Okropne stworzyska przestraszyły się i zaczęły uciekać we wszystkie strony, bojąc się tych połączonych sił, jednak na próżno - zarówno bąbelki, jak i przeciwciałka dopadły wroga i natychmiast wypłoszyły je w kierunku, z którego przybyły. Czerwone krwinki natychmiast złapały się za ręce i zaczęły wskakiwać jedno na drugie, by zasłonić uszkodzony fragment ich domu.

Dziewczynka natomiast ucieszyła się, gdy mamie udało powstrzymać się uciekającą z rany krew. Teraz mogła być pewna, że nic jej nie grozi.

- Jeeju! - krzyknęła zachwycona Peggy. - Ja też mam takie ciałka?

- Każdy ma - odpowiedziałam. - Tylko nie zawsze potrafią poradzić sobie same. Czasem trzeba im pomóc.

Wtem Peggy, która dotychczas leżała z głową spoczywającą na moich kolanach, podniosła się szybko do siadu i podciągnęła skaleczoną nóżkę na tyle, na ile pozwalał jej bandaż.

- Dziękuję, ciałka! - powiedziała głośno, na co zaśmialiśmy się wspólnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top