3. O Kapitanie Haku

Chciałabym na wstępie zaznaczyć, że wszelkie powtórzenia i źle złożone zdania w tej opowieści są celowe - opowiada je dzisiaj czteroletnia Suzie :)


Mój powrót do Londynu i konieczność ponownej aklimatyzacji dały o sobie znać - kąciki oczu piekły mnie niemiłosiernie już od jakiegoś czasu, w czwartek zaczęło mnie boleć gardło, w piątek już miałem katar, za to w sobotę nastąpiło apogeum - nie byłem w stanie nawet wyjść z łóżka. May zmierzyła mi temperaturę i była ona zdecydowanie powyżej normy, dlatego pod groźbą przykucia mnie do ramy miałem dobrowolnie pozostać w łóżku opatulony wszystkimi kocami, które udało jej się wyszperać z szafy.

Suzie postanowiła również się mną zaopiekować - przyniosła mi kilka swoich ulubionych pluszaków i ułożyła je na stoliku, by nade mną czuwały.

Godzinę później wraz z May przyniosła mi gorącą zupę w miseczce, którą przyjąłem z wdzięcznością i zjadłem, rozkoszując się smakiem i uczuciem rozgrzewania. Moja Kruszynka zaproponowała wspólne oglądanie Piotrusia Pana, o którym bajkę dostała ostatnio od Anne, a ja z chęcią przystałem na tę propozycję, bo czas spędzany na nicnierobieniu mijał mi boleśnie powoli. Tuż po włączeniu telewizora i ustawieniu odtwarzacza, leżałem przytulany przez nie obie.

- Dlaczego Kapitan Hak był zły? - spytała mnie Suzie, gdy skończyliśmy seans.

Spojrzałem na jej twarzyczkę, na której dostrzegłem komicznie wyglądającą powagę.

- Wiesz, on nigdy nie poznał swojego tatusia i musiał szybko stać się samodzielny - powiedziałem, mając nadzieję na to, że moja odpowiedź usatysfakcjonuje Kruszynkę.

Moje niedoczekanie.

- Czyli jak dorosnę, to też będę zła, bo będę samodzielna? - zmartwiła się mała.

Zobaczyłem, jak szybko zmienił się jej wyraz twarzy, przez co poczułem zakłopotanie. Nie taki efekt miała wywołać moja odpowiedź. Jednakże gdy miałem jej odpowiedzieć i naprawić swoją gafę, jej twarz ponownie zmieniła wyraz, tym razem była uszczęśliwiona.

- A może on był zły, bo nie znalazł miłości? - pisnęła dumnie ze swojej spostrzegawczości.

- Dokładnie, skarbie - potaknąłem. - Hak był zły, bo miał wszelkie skarby i kosztowności, ale nie miał takich skarbów, jakie ja mam.

Po tych słowach objąłem ją jedną ręką na tyle, ile wystarczyło mi sił, jednak Suzie szybko się wyswobodziła i przysiadła obok mnie.

- Dzisiaj, tatusiu, to ja ci opowiem bajeczkę - powiedziała, a ja jej słowa przyjąłem z uśmiechem.

- W takim razie słucham - zachęciłem ją.

- Pewnego pięknego dnia, piękniejszego niż dzisiaj u nas, zły Kapitan Hak obudził się jeszcze źlejszy. Nie lubił ładnych dni, bo były ładne, a on nie lubił nic, co było ładne.

Zaśmiałem się cicho z jej błędów, ale prawie natychmiast zostałem skarcony jej spojrzeniem. Musiałem jakoś zamaskować swoje rozbawienie, dlatego odkaszlnąłem.

- I jeden z jego piratów powiedział Kapitanowi Hakowi, że tak daleko, daleko widać jakąś wioskę, bo widzieli dużo domków na plaży. Zaczęli płynąć w stronę tych domów, bo mieli nadzieję na coś do jedzenia.

- Głodni piraci to źli piraci? - nie mogłem powstrzymać się od zapytania.

- Tatusiu, nawet ty jesteś zły, gdy przychodzisz do domu głodny! - powiedziała, wywołując u mnie kolejny wybuch śmiechu.

- I tak płynęli, płynęli, aż dopłynęli do brzegu. Kapitan Hak nie uśmiechnął się, bo to była kolejna rzecz, której nie lubił. Ale był zadowolony, a to już było coś. Tak szli i szli, i szli, aż doszli do bramy tej wioski.

„Otwierać!", krzyknął zły Kapitan i po chwili ktoś otworzył bramę i piraci weszli do wioski. Poszli do baru...

- Do baru? - przerwałem, nie mogąc się powstrzymać. - Kiedyś nie było barów. Na takie miejsca mówiło się oberże.

- Ale to brzydko! Bar brzmi lepiej - oburzyła się Suzie. - A poza tym, to moja bajka!

Wpatrywaliśmy się chwilę w siebie z poważnymi minami, ale nie wytrzymaliśmy długo - na naszych twarzach powoli pojawiał się uśmiech.

- No dobrze, kontynuuj - powiedziałem, poprawiając swoją pozycję pod górą koców.

- Więc piraci weszli do BARU i poprosili... Nie! Kazali panu dać coś do jedzenia. Nie chcieli płacić za jedzenie. Usiedli sobie przy stole i czekali. Kapitan Hak zobaczył, że piękna dziewczyna niesie talerz z kurczakami. I zakochał się.

- W kurczaku czy dziewczynie? - spytałem szybko.

- Oczywiście, że w dziewczynie! - odpowiedziała Suzie, patrząc na mnie swoimi dużymi oczkami.

- Tak po prostu się zakochał? A mówiłaś, że nie lubił niczego, co było ładne - zauważyłem.

- Ale to była miłość od pierwszego spojrzenia - wyjaśniła mi Kruszynka. - Ty też mówiłeś, że zakochałeś się w mamusi, jak tylko ją zobaczyłeś.

- I jak Kapitan Hak się zakochał, to już nie chciał jeść. Chciał za to poznać imię dziewczyny. Dlatego wstał i zaczął do niej iść. Ale dziewczyna się wystraszyła i uciekła. Kapitan zdenerwował się, bo nie lubił, kiedy czegoś nie miał. Niechcący pomógł mu właściciel, bo zapytał głośno:

„Co chcesz od naszej Lisy?"

„Ją!", powiedział Hak.

Właściciel zaczął się śmiać, co wkurzyło złego Kapitana. Był tak wkurzony, że chciał pobić właściciela, ale właściciel uciekł. Kapitan Hak wyszedł z baru i nie czekał na nikogo. Po prostu poszedł przed siebie, ale szybko się zatrzymał, bo za barem zobaczył Lisę.

„Lisa!", krzyknął do Lisy. Dziewczyna przestraszyła się i chciała uciec, ale Kapitan Hak ją dogonił.

„Nie mogę rozmawiać z nieznajomymi", powiedziała Lisa.

„A nie chcesz ze mną uciec?", zapytał Hak. „Będziesz ze mną pływać statkiem!"

Lisa była ciekawska i lubiła podróżować, dlatego musiała chwilkę pomyśleć nad tym pomysłem. Ale zgodziła się. Hak pierwszy raz w życiu uśmiechnął się i przytulił Lisę. W końcu znalazł dziewczynę swojego życia. Później żyli długo i szczęśliwie, zamieszkali na wyspie i mieli psa!

- A czemu akurat psa, a nie kota? - zapytałem.

- Bo Lisa nie lubi kotów! - wyjaśniła mi Suzie. - Podobało ci się?

-Oczywiście, że mi się podobało - zaśmiałem się, mierzwiąc jej włoski. - Ale nigdy w życiu nie słyszałem bardziej absurdalnej historii niż twoja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top