10. O kreciku i stworze
Dzisiaj bajka w nieco innej formie. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe :)
Właśnie kończyłem rozwieszać między belkami altany sznurki z kolorowymi chorągiewkami, kiedy to May wraz z Peggy nareszcie wróciły z miasta. Udały się tam celem odebrania tortu urodzinowego, który kilka dni temu Pszczółka wybierała. Nawet nie zdziwiło mnie to, że zażyczyła sobie, by w tę słodycz były powtykane figurki żółwi ninja zrobione ze słodkiej masy. Ale to był jej dzień i mogła poprosić, o co tylko chciała.
Zszedłem ze stołka i ocierając dłonie o tył spodenek poszedłem w kierunku samochodu. Peggy już dawno wbiegła do domu, zapewne chcąc zobaczyć, czy wszystkie kolorowe balony, które kupiliśmy, zostały już nadmuchane przez Suzie. May natomiast sięgała po spore białe pudełko, ale delikatnie ułożyłem dłonie na jej biodrach i odciągnąłem ją. Odwróciła się, zaskoczona moim ruchem, ale delikatnie się uśmiechnąłem i powiedziałem:
- Mamy nierówny trawnik. Z twoim szczęściem potkniesz się tak jak w zeszłym roku na urodziny Suzie.
- Nie jestem aż taką niezdarą - mruknęła, udając urazę, ale posłusznie zrobiła krok w tył, tym samym robiąc dla mnie miejsce. Specjalnie trąciłem ją lekko biodrem, żeby jej trochę dokuczyć, a widząc jej lekko wystraszony wzrok, zaśmiałem się cicho, za co oberwałem w łokieć.
- Wychowywać trójkę dzieciaków - wymamrotała i z założonymi rękami skierowała się w stronę drzwi, wzbudzając we mnie kolejną salwę śmiechu. Nie mogłem nic poradzić na to, że przez stres związany z moim nadchodzącym wystąpieniem, próbowałem rozładować swoje napięcie poprzez głupie zachowanie.
Nucąc pod nosem jakąś starą piosenkę, chwyciłem pudełko w dłonie i ruszyłem w stronę domu. Postawiłem tort na blacie w kuchni i nagle z przerażeniem stwierdziłem, że nie pamiętam fragmentu tekstu. Czym prędzej udałem się do gabinetu i odkopałem spod stosu papierów pomiętą kartkę, starannie zapisaną moim pochyłym pismem. Szybko wodziłem palcem po kolejnych linijkach mojej niespodzianki, by przypomnieć sobie całość utworu.
- Tatusiu, mama cię woła! - aż się wzdrygnąłem z zaskoczenia, gdy za plecami usłyszałem głos Peggy. Natychmiast odwróciłem się w jej stronę i spróbowałem przywołać na twarz swój zwykły uśmiech.
- Już idę - powiedziałem nieco zbyt szybko, przez co Pszczółka spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Zauważyła, jak nerwowo zaciskam palce na kartce, dlatego pospiesznie zgiąłem ją i wcisnąłem w kieszeń. Do rozpoczęcia uroczystości było jeszcze kilka godzin, dlatego postanowiłem, że w wolnych chwilach douczę się wątpliwych fragmentów.
*
Po zdmuchnięciu świeczek i wzniesieniu toastu szampanem dla dzieci, spojrzałem porozumiewawczo na May i Suzie, dając im znak, że już nadszedł czas na moją niespodziankę. Pospiesznie otarły usta chusteczkami i złożyły nasze talerzyki na bok, przygotowując się. Chwyciłem Peggy i usadowiłem ją na swoich kolanach.
- Co się dzieje, tatusiu? - spytała, patrząc na mnie.
- Mam dla ciebie coś specjalnego, kochanie - powiedziałem, odgarniając sterczący kędziorek za jej ucho. - Suzie dostała taki sam prezent na swoje czwarte urodziny, więc i dla ciebie postanowiłem napisać twoją własną bajkę.
W tym momencie nie było odwrotu. Musiałem zaufać swojej pamięci.
- Rzecz to niesłychana, powiem ci w sekrecie,
Że dziwniejszej historii nie było na świecie.
W pewien ponury dzionek, nieopodal nory,
Zaczęły się kręcić pewne brzydkie stwory.
Pyski miały duże i wielgachne oczyska,
I szpony błyszczące, i ostre zębiska.
Z nory wynurzył się kret śpiący jeszcze.
Obudziły biedaka odgłosy kropel deszczu.
Rozejrzał się wokół, widząc jedynie mgłę,
Lecz przeraźliwy ryk, który rozległ się nagle,
Sprawił, że włos się krecikowi zjeżył,
Choć swojemu słuchowi nie bardzo uwierzył.
„Cóż to za farsa?" do siebie wyszeptał
I w stronę stworów nieświadomie podreptał.
Jeden ze stworów dojrzał krecika,
Który między ich łapami sobie przemykał.
Zdziwił się ogromnie, po głowie poskrobał.
Odważny krecik bardzo mu się spodobał.
Wyciągnął więc łapę, chcąc podnieść stworzonko.
Drugi ze stworów pomyślał, że to jedzonko
I wyrwać chciał bratu tę malutką zdobycz,
Bo sam nie bardzo potrafił coś złowić.
Serce krecika galopem pędziło,
Gdy się zorientował, że ziemi już nie było.
„Boję się ogromnie!" zwierzątko załkało,
Bowiem i wzrok, i słuch niedobry miało
I nie mogło zobaczyć, gdzie się znajduje,
I że wysoko w powietrzu szybuje.
Bowiem stwór ogromny trzymał go na pazurze,
Bo, jak wspomniałem, szpony miał duże.
„Oddaj mi jedzenie!" krzyknął brat rozzłoszczony
I w kierunku krecika wyciągnął swoje szpony.
„Mowy nie ma!" drugi mu odkrzyknął.
Nie chciał, by nowy kolega szybko mu czmychnął,
Dlatego krecika obejrzał z bardzo bliska,
Wlepiając w niego swe wielgachne oczyska.
„Witaj, kreciku" powiedział z doń radośnie,
A krecik poczuł, jak jego strach rośnie.
"Kim jesteś?" szepnął niemrawo.
Nie chciał ulegać czyimś zabawom
I pragnął uciec od potwora brzydkiego,
Gdyż nie chciał, by stało mu się coś złego.
Stwór zasmucił się jak w niedzielę.
Chciał mieć w końcu kogoś, kto byłby przyjacielem,
By wraz z nim śmiać się i płakać,
Śpiewać, rozmawiać i skakać.
A krecik najwidoczniej nie chciał znać tego stwora,
Bo któż by chciał mieć za przyjaciela potwora?
Krecik, mimo słuchu i wzroku słabego,
Poczuł, że święci się coś niedobrego.
„Przepraszam", rzekł krecik szybciutko,
„Ale co sprawiło, że zainteresowałeś się malutką
Istotką, którą jestem? Co takiego mam w sobie?"
„Mało jest na świecie tak odważnych stworzeń,
Które by szły w naszym tak spokojnie w naszym kierunku.
Zwykle wszyscy wołają: <<Ratunku!>>"
Krecik słysząc potwora głosik zbolały,
Z podjęciem decyzji miał kłopot niemały.
Jednak postanowił zaufać serca głosowi
I wnet powiedział temu potworowi:
„Z ochotą będę twoim przyjacielem!
Mam nadzieję, że w końcu zaznam przygód wiele!"
Końcówkę wyrzuciłem z siebie niemal jednym tchem, byleby zakończyć tę historię. Stres zaczął wkradać mi się w głos, gdyż bałem się reakcji Peggy. Nigdy nie opowiadałem jej rymowanki. Widząc jednak łzy w kącikach jej oczu zmartwiłem się ogromnie.
- Nie podobało ci się? - powiedziałem ze smutkiem.
Peggy szybko otarła oczka i rzuciła się na moją szyję.
- Kocham cię, tatusiu - wyłkała cichutko do mojego ucha.
- Ja ciebie mocniej - powiedziałem, czując, jak moje serce przyspieszyło na jej słowa. - Wszystkiego najlepszego.
Uf! Dobrze znów poukładać wierszyki ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top