Ten
-Dobranoc Mel.
-Dobranoc Zayn.
Mimo, że się ze sobą pożegnaliśmy, żadne z nas się nie ruszyło. Uśmiechaliśmy się jak nienormalni.
-Musisz już iść- szepczę.
-Wiem.
-No więc idź.
-Ale będę tęsknić.
Zachichotałam.
-A ty? Będziesz za mną tęsknić?
-Może.
-Może?
-Mhm.
-Eh, ciężkie to moje życie- wzdycha.
Ostrożnie zaczął schodzić ze szczebelków, a na końcu mi pomachał.
Pełna radości wróciłam do pokoju. Było już w pół do pierwszej, więc szybko położyłam się spać.
...
Przy śniadaniu usypiałam. I to dosłownie. Nawet szybki prysznic nic nie pomógł.
-Melanie, co się z tobą dzieje?- pyta matka.
-Czytałam do późna książkę- kłamię.
-W nocy się śpi, a nie czyta. Zobacz jak ty wyglądasz. Co powie John na spotkaniu?!
-Jakim spotkaniu?!
Od razu się ożywiłam.
-Przychodzą do nas państwo Parker wieczorem. Przecież ci mówiliśmy.
O nie! Kompletnie o tym zapomniałam. Obiecałam Zaynowi, że się z nim spotkam.
-Musisz zrobić jakieś maseczki, aby wyglądać na wypoczętą.
...
Postanowiłam, że nie będę się jakoś specjalnie stroić. Założyłam niebieską sukienkę i wyprostowałam włosy.
Co chwilę spoglądałam na zegarek zdenerwowana. Za chwilę powinnam spotkać się z Zaynem. W tym też momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Melanie?!
Powoli zeszłam na dół. John uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował mnie w policzek. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
Jego dotyk palił. Stał się dla mnie jeszcze bardziej obcy. Przy nim nie czułam tego bezpieczeństwa jak przy Zaynie.
-Ślicznie wyglądasz.
Uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi, bo moje myśli były daleko.
Wszyscy przy stole rozmawiali, włącznie z blondynem, lecz ja pozostawałam cicho.
-Chodźmy na zewnątrz do ogrodu.
Podzieliliśmy się tak jakby na trzy grupki. Moja matka opowiadała pani Parker na temat swoich roślin w ogrodzie i innych kobiecych sprawach. Ojciec rozmawiał na temat podróży i biznesu z panem Parkerem. A ja zostałam sama z Johnem, z którym nie miałam pojęcia o czym gadać. Chciałam w tej chwili być Zaynem. On umiał mnie rozśmieszyć, zaciekawić. Zamiast tego, tkwiłam w tym teatrzyku.
-Piękny wieczór.
W duchu przewróciłam oczami.
-Jak ty- dodał.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Jesteś dziś wyjątkowo cicho. Stało się coś?
-Nie. Coś ci się wydaje.
Złapał za mój podbródek, aby go unieść.
-Unikasz mego wzroku, Melanie. Coś jest na rzeczy.
Przełykam nerwowo ślinę.
-Powiedz mi co ci leży na sercu, skarbie.
Jego pieszczotliwie określenia wprawiają mnie o mdłości.
Odsuwam się lekko.
-Co myślisz na temat naszego wyjazdu? We dwójkę.
Przesuwa swoją dłonią po mojej całej ręce.
-Ja... nie wiem...
Nagle słyszymy głos kogoś obcego. Odwracam się w tamtą stronę i napotykam wzrok czekoladowych tęczówek.
-Dobry wieczór, Panie Seymour. Brad kazał to Panu dać.
Podaje coś mojemu ojcu. Państwo Parker i moi rodzice wraz z Johnem patrzą na niego z odrazą. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że twarz Zayna jest wyprana z emocji, kiedy na mnie spogląda. Jego beznamiętny wzrok łamie mi serce. Tylko John wydaje się być rozbawiony tą sytuacją, bo obejmuje mnie ramieniem.
Z bezradności opuszczam głowę.
-Dziękuję, chłopcze.
Zayn kiwa głową i opuszcza nasze podwórko. Ostatni raz spogląda w moją stronę, a w moich oczach gromadzą się łzy.
Wiem co sobie pomyślał, ale to nie tak.
_______________________________________
Do środy, kochani ♡♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top