Eight

-Masz zdecydowanie za duże mniemanie o sobie.
-Kobiety to uwielbiają- uśmiecha się cwaniacko.
-Czyżby?
-No a nie?
Prycham.
Wracamy powoli do domu. Na dworze zaczyna robić się ciemno.
-Kiedy znów się zobaczymy, Bella?
-Nie wiem.
-Czyli znów muszę się pojawić w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze.
Zachichotałam.
-Naprawdę uroczo się śmiejesz.
Przystanęliśmy. Byliśmy na skrzyżowaniu ulic.
-Trafię już sama.
-A jak cię ktoś porwie? Będę miał cię na sumieniu.
-Nie martw się. Poradzę sobie.
Westchnął.
-Dobranoc- wyszeptałam, a on uniósł moją dłoń i ją pocałował.
-Dobranoc, Bella. Słodkich snów.
Odwróciłam się i szybkim krokiem wracałam w stronę domu. Przez cały czas czułam jego wzrok na sobie. Na moich ustach majaczył się mały uśmiech.
Przeszłam przez ogród i po cichu weszłam do domu.
-Gdzie byłaś?
Z salonu wyszła zdenerwowana mama.
-U Maddie.
Nie patrząc jej w oczy, ruszyłam w stronę pokoju.
-Żeby mi to było ostatni raz. Nie będziesz się szlajać o tej porze, gdzie jest niebezpiecznie.
Zamknęłam się w pokoju i opadłam na łóżko.
To był zdecydowanie jeden z najlepszych dni w moim życiu.
...
-Melanie! Wstawaj! Pojedziesz z ojcem na zakupy.
Byłam w trakcie pięknego snu o moim księciu z czekoladowymi tęczówkami, gdy do mojego pokoju wparowała matka.
-Jeszcze chwilkę- jęknęłam.
-Nie ma mowy. Dama nie powinna się tak zachowywać. To karygodne!
Przewróciłam oczami i zwlekłam się z posłania.
Ubrałam jedną z sukienek i związałam włosy w kucyka. Następnie zeszłam do jadalni, gdzie było już gotowe śniadanie.
Po konsumpcji, umyłam zęby i razem z tatą wybraliśmy się do rynku.
-Może wybralibyście się z Johnem w jakąś podróż? To dobrze wpłynie na wasz związek.
Gwałtownie odwróciłam się w stronę ojca.
Związek?
-Nie sądzę, aby był to dobry pomysł
-Musisz się starać o niego. Na pewno wiele panien chciałoby być na twoim miejscu. John to nie byle jaka partia.
Postanowiłam się nic nie odzywać. To nie miałoby sensu. I tak nic nie wskuram.
-Podjedziemy jeszcze do mechanika. Ostatnio coś mi szwankuje.
Skręciliśmy w bok, gdzie miał miejsce plac, na którym widniał napis "U Brad'a".
Opuściliśmy pojazd, a po chwili obok nas pojawił się starszy mężczyzna. Jak mniemam jest to właściciel.
-Dzień dobry panie Seymour, panno Seymour.
-Witaj Brad.
Właśnie w tym momencie wyszedł on. Przystojny nieznajomy, na którego widok w moim brzuchu szalało stado motyli.
Był trochę ubrudzony smarem, co dodawało mu jeszcze większego seksapilu.
Zdecydowanie jest ze mną coś nie tak. Zaczęłam się w niego intensywnie wpatrywać.
-Czy mógłbyś sprawdzić mój samochód? Wydaje mi się, że coś nie gra.
-Oczywiście. Już zaraz poproszę o to jednego z pracowników. Zayn! Zayn!
Chłopak uniósł głowę i nasze oczy się ze sobą spotkały. Uśmiechnął się w ten charakterystyczny sposób. Mój tata spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
Czarnowłosy podszedł do nas, nie spuszczając ze mnie wzroku. Spuściłam głowę, gdy na moje policzki wkradły się rumieńce.
-Tak, Brad?
Wytarł ręce w szmatkę.
-Czy mógłbyś zerknąć okiem na samochód pana Seymour?
-Wolałbym, aby tego nie robił. To nie jest byle jaki samochód i on musiałby pracować całe życie jak nie więcej, aby na niego zapracować. Boję się, żeby go nie ukradł.
W moim gardle pojawiła się gula. Zayn by tego nie zrobił. On nie jest taki.
Ukradkiem spojrzałam w jego kierunku i dostrzegłam jego mocno zaciśniętą szczękę i pięści.
Ciszę przerwał pan Brad.
-Oczywiście, panie Seymour. Zajmę się tym osobiście.
Mój ojciec uśmiechnął się z wyższością do Zayna.
-Chodź, Melanie.
Spojrzałam ze skruchą w stronę czarnowłosego i powiedziałam nieme "przepraszam".
_______________________________________
Miłego dnia ^-^
Do niedzieli ♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top