Kartka z pamiętnika
Nazywam się Severus Snape, jestem nauczycielem w Hogwarcie, mistrzem eliksirów... Brzmi nieźle? Szkoda, że mimo dobrej pracy i tytułu, moje życie to była jedna, wielka porażka, dopóki Hermiona nie weszła do niego z impetem, ale zacznijmy od początku. Tobias Snape- mój ojciec mugolskiego pochodzenia. Cóż tu o nim wiele mówić? Jak dla mnie był zwykłym śmieciem.. Dlaczego? Był alkoholikiem. Bił mnie oraz moją matkę, pewnego razu, po pijaku zakatował ją na śmierć. Tu znów pojawia się pytanie- dlaczego? Mianowicie dlatego, że nienawidził magii, gardził nią, uważał, że moja matka go zaczarowała i dlatego się w niej zakochał.. A ja? Ja też jestem czarodziejem więc uznał, że przemocą to ze mnie wyplewi.. Jak widać nie udało mu się. Zachlał się na śmierć. Za to moja matka- Elieen Prince była wspaniałą kobietą, kochała mnie takim jakim byłem, troszczyła się o mnie, opiekowała się mną. Była najważniejszą osobą w moim życiu.
W wieku 11 lat, jak każdy czarodziej, poszedłem do szkoły Magii i Czarodziejstwa- Hogwart. Już wtedy Albus Dumbledore piastował stanowisko dyrektora tej szkoły. Miał być to mój drugi dom i byłby gdyby nie Huncwoci, w których skład wchodził przeklęty Potter, Black, Lupin i zdrajca Pettigrew. "Umilali" mi pobyt w Hogwarcie. Przez nich straciłem swoją jedyną przyjaciółkę i pierwszą miłość Lily Evans, później Lily Potter. Tak moja Lily wyszła za mąż za tego gnojka. Po skończeniu szkoły dołączyłem do Sami-Wiecie-Voldemorta, zostałem śmierciożercą. Chciałem się zemścić na tych wszystkich ludziach, którzy zniszczyli mi życie. Chciałem mieć władzę, szacunek oraz chciałem być akceptowany. Mojego imienia i nazwiska bali się wszyscy tak samo jak Voldemorta. Zapewne gdyby nie ta przeklęta przepowiednia wypowiedziana przez przeklętą wieszczkę- Sybillie Trelawney dalej bym był śmierciożercą. Oczywiście jako wierny sługa podsłuchałem ją i przekazałem swojemu Panu. Nie usłyszałem całej przepowiedni. Teraz wiem, że brzmiała ona tak:
„Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna...I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca..."
I gdybym wiedział, że chodzi o Lily, nigdy bym nie powiedział o niej temu gadowi bez nosa! Ale stało się... Chciałem ratować Lily i jej syna więc udałem się do Dumbledora. Błagałem na kolanach aby ją, ich ochronił. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj i chyba nigdy nie zapomnę. Albus zapytał mnie wtedy co mu dam w zamian za ich ochronę, odpowiedziałem, że wszystko. Byłem gotowy oddać za nią swoje nędzne życie. I tu właśnie rozpoczyna się kolejny rozdział mojego życia. Przechodzę na stronę Zakonu, zostaje szpiegiem i znowu muszę ich wszystkich oglądać. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że Peter jest zdrajcą. Ten szczur był dość sprytny jak na takiego bezmózgowca i tchórza. Gdybyśmy wcześniej to zauważyli... Potter miałby rodziców. Dalej wiecie jak to się potoczyło. Czarny Pan zabił James'a i Lily. Harry przeżył wychodząc z tego tylko z blizną na czole w kształcie błyskawicy.
Gdy zostałem nauczycielem w Hogwarcie, na początku nie było łatwo. Mimo upływu czasu niektóre roczniki doskonale zapamiętały, co Huncwoci mi robili i mieli niezły ubaw. Często słyszałem od nich teksty typu „smarkerus" „wycierus" i wiele jeszcze gorszych. Jak wiadomo nie dałem się szczeniakom poniżać i stąd wzięły się moje przezwiska wymyślone przez uczniów: „Naczelny postrach Hogwartu" czy też „Wredny nietoperz z lochów".
11 lat później do szkoły przybył Potter, Weasley i Granger. To wtedy po raz pierwszy ich zobaczyłem. Do Harrego nie pałałem sympatią dlatego, iż zbyt bardzo przypominał mi swojego ojca. Wyglądał tak samo jak on tylko oczy miał swoje matki- Lily. Z początku Hermiona była dla mnie wkurzającą Panną- Wiem- To- Wszystko. Wyrywała się do odpowiedzi, czasami odpowiadała bez mojej zgody, co mnie nie miłosiernie irytowało. Była bardzo podobna pod tym względem do mnie. Kochała książki i naukę. W jej wieku byłem taki sam i właśnie to spowodowało, że zwróciłem na nią swoją uwagę. No jeszcze wyróżniała ją z tłumu ta jej szopa na głowie. Jako, że miałem zasadę, iż nigdy nie zwiążę się ze swoją uczennicą nigdy nie myślałem, że kiedyś będę z Hermioną. To jednak zmieniło się na jej 6 roku gdy Dumbledore przydzielił mi ją do pomocy w produkcji eliksirów. Na początku miałem mu to za złe, ale z czasem zaczęliśmy się dogadywać. O dziwo, zacząłem się na nią otwierać, lubić spędzać z nią czas i rozmawiać. Niejednokrotnie łapałem się na tym, że czekam na nasze spotkanie z radością, ale jak zwykle chowałem wszystko za swoją maską. Ona jednak nie była głupia i widziała każde drgnięcie mojego ciała, każdy mój najmniejszy gest, którego sam nie byłem świadom. Każdego dnia zaskakiwała mnie i to ona jako pierwsza zrobiła krok do przodu, na który ja nigdy bym się nie zdobył, a mianowicie pocałowała mnie. Od pierwszego pocałunku wszystko się zaczęło. Później, nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy być parą, a w nasze pierwsze wspólne święta, w Hogwarcie- podczas uczty w wielkiej sali- oświadczyłem się jej. Nie wyglądało to może jakoś romantycznie, ale ja się do tego nie nadaje i tylko upokorzyłem się przed całą kadrą moich współpracowników. Do tej pory mi to wypomina. Była to dla mnie nowość i nie potrafiłem się w tym odnaleźć. Teraz wiem, że była to jedna z najlepszych decyzji jakie podjął Albus. Hermiona jest moją żoną, jakkolwiek to brzmi i spodziewamy się dziecka. Będę miał syna! Szczerze mówiąc, jestem tym przerażony. Nie wiem czy podołam temu zadaniu, ale na pewno będę się starał i nigdy nie pozwolę ich nikomu skrzywdzić.
Na tych ścianach Hogwartu zapisana jest historia mojego życia, której do końca nie potrafię wytłumaczyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top