🐺 28🐺
- John, jesteś pewny, że chcesz narażać własne stado?
- Dla twojej ślicznej Luny? – Zaśmiał się klepiąc mnie w ramię. – Nawet nie musisz pytać, Carter. Jesteście zwiastunem dobrych zmian dla wszystkich zmiennokształtnych.
Wszedłem do domu wciąż wściekły na Ugo, a mój wilk warczał gotowy wymierzyć sprawiedliwość. Jednak John miał rację. Zabicie starca na oczach stada, w dodatku krótko po tym, jak wygnano Maggi, nie byłoby zbyt rozsądne. Teraz ludzie muszą przyswoić sobie zmiany, jakie wprowadziłem. Jeszcze dzisiaj wyślę oficjalne listy do wszystkich watah, a wieść o tym co nadchodzi rozejdzie się lotem błyskawicy. Z cienia, w którym przyszło im żyć, wyjdą wszystkie wilki.
- Dołącz do nas na kolacji – poprosiłem. – Porozmawiamy o twoich sprawach.
- Myślę, że akurat dzisiejszy wieczór będziesz chciał spędzić ze swoja kobietą. Skup się na niej, a ja z moimi ludźmi zrobimy rekonesans. Nie zaszkodzi wypuścić się nieco dalej.
Kiwnąłem głową. Wierzyłem w siłę i sprawność watahy, ale po tym, czego się dzisiaj dowiedzieli, ich myśli mogą być rozproszone. Zamiast wrócić do domu, postanowiłem porozmawiać z Jay'em. Bez pukania wszedłem do środka.
Zapach dziewczyny był intensywny. Mój wilk zawarczał niezadowolony. No cóż, nie będzie chyba zaskoczeniem stwierdzenie, że jakoś nie lubimy się z sierściuchami i słowo, uczucie to jest odwzajemnione.
W salonie zastałem Jay'a w towarzystwie czarnowłosej dziewczyny, którą znaleźliśmy w lesie. Patrząc na nią musiałem uczciwie przyznać, że piękna z niej kobieta. Smukła, o karmelowym odcieniu skóry i przepastnych zielonych oczach kota. Czarna pantera... Co, do licha, robiła na naszej ziemi z tymi zawszańcami? Jak najszybciej musimy zawiadomić jej stado, gdzie przebywa. Niech przyjadą po nią i przynajmniej jeden problem będzie mniej.
Z trudem zdusiłem śmiech, patrząc jak dziewczyna podskakuje ze strachu. W swojej zwierzęcej postaci nie bała się nikogo. Otoczona przez wilkołaki, warczała na każdego, kto tylko się do niej zbliżył. Natomiast jako istota ludzka, drżała zaciskając drobne palce na udach.
- Carter?
Przypomniała mi się obietnica, którą złożyłem Stormy. Chciała spotkać się z tą dziewczyną. Uważnie mierzyłem wzrokiem jej postać, próbując ocenić, jak wielkim zagrożeniem może być dla mojej kobiety. Instynkt, który kazał mi ją chronić był niesamowicie silny.
- Oczekuję was dzisiaj na kolacji – oznajmiłem twardym tonem. – Chris powinien wrócić do tego czasu.
- Co się stało?
Myśli mojego bety jak piórko musnęły moje. Niecierpliwy gnojek, uznałem unosząc w górę brwi i posyłając ostrzegawcze spojrzenie. To, co miałem im do powiedzenia wyjdzie z moich ust, a nie wówczas, gdy będzie szperał w mojej głowie.
- Serio? – mruknąłem cicho.
- Przyzwyczajenie, stary – zaśmiał się, unosząc w górę ręce. – Będziemy, bez obaw.
W drodze do dużego domu zastanawiałem się, jak zareagują Jay z Chrisem. Z nich dwóch, to właśnie facet, u którego właśnie byłem, sprawiał wrażenie bardziej otwartego na zmiany. Chris podążał drogą wypełnioną starymi prawami i szanował każde jedno. Tego samego oczekiwał od członków watahy.
- Mario, gdzie jest Stormy? – zapytałem wchodząc do kuchni.
Było to jedyne miejsce w domu, w którym Stormy najczęściej przebywała. Jeżeli nie pomagała Marii, to była w swojej sypialni. Byłem świadomy tego, że czuje się bardzo niepewnie wśród obcych, szczególnie mężczyzn. Po tym, co zrobił jej Ben wcale nie jestem zdziwiony jej zachowaniem. Chciałbym, żeby zaufała mi i powiedziała dokładnie, jak wyglądał ich związek.
Będzie to torturą zarówno dla mnie jak i dla mojego wilka, słuchać o nich, ale musiałem wiedzieć, co jej zrobił i dlaczego tak długo pozwalała się mu tak traktować.
- Przed chwilą poszła na górę.
- Przeniosłaś jej rzeczy?
- Oczywiście – zapewniła. – Wszystko jest w waszej sypialni.
Wbiegłem po schodach uśmiechając się szeroko. Byłem ciekaw, jak Stormy zareaguje, gdy zobaczy wszystkie swoje rzeczy w mojej sypialni. Nie wyobrażałem już sobie, że mógłbym zostawić ją samą w nocy. Ten cholerny zwierzak we mnie nie dałby mi spokoju swoim żałosnym skomleniem. Poza tym musiałem jej pilnować, w razie gdyby gorączka wróciła. Czy znajdę w sobie wystarczająco dużo siły, żeby kolejny raz opierać się przeznaczeniu, walcząc z własnym pożądaniem i parą zwariowanych napalonych wilków?
- Stormy?
Mój głos odbił się od ścian sypialni. Zupełnie pustej, kurwa, sypialni. Nie wyczułem jej zapachu, co oznacza, że nawet tutaj nie weszła. Co, do cholery? Jeżeli myśli, że pozwolę jej spać zupełnie samej, to chyba będę musiał odbyć poważną rozmowę z moją partnerką i już teraz mogę stwierdzić, że będzie wściekła.
A mi będzie dzwoniło w uszach przez następny miesiąc.
🐺🐺
Stormy
Czy zażenowanie ma smak? O tak, zdecydowanie ma i to taki, że chciałam zwymiotować. Jakim cudem ten zarozumiały facet znalazł się w moim łóżku? Przyłożyłam zimne dłonie do rozgrzanych policzków, gdy wspomnienia zawładnęły moimi myślami.
- No, wszystko zrobione – zawołała za mną dziwnie szczęśliwa Maria.
Odwróciłam się, sięgając po kuchenny ręcznik i obserwowałam jak kręci się po kuchni, uśmiechając się szeroko. Do licha! Co się jej stało? Nie to, że Maria była gburowata, czy małomówna. Tak po prawdzie, to potrafiła mówić przez wiele godzin. Jednakże od kiedy rano weszłam do kuchni, posyła mi dziwne uśmiechy, co chwilę głaszcząc po twarzy. Zaczynam szaleć, czy to wszyscy dookoła mnie stracili rozum?
Podeszłam i położyłam dłoń na jej ramieniu, chcąc przerwać ten dziwny monolog. Pokazałam palcem, że idę na górę i pomknęłam schodami do swojej sypialni.
Niepokoiłam się czekającą mnie rozmową. Gdy rano się obudziłam, nie bardzo wiedziałam co się wydarzyło, poza tym, że był ze mną Carter. Już wcześniej wchodził do mojej sypialni, gdy spałam, ale tym razem spał ze mną! Nie mówiąc już nic o tym, co odkryłam gdy brałam prysznic! Czy to jakiś chory zwyczaj mężczyzn? Ben, o którym myślenie wywoływało we mnie mdłości, robił dokładnie tak samo. Może nie kazał mi się rozbierać i nie leżał ze mną w łóżku, ale zawsze znalazł sposób, żeby zostawić zapach swojej spermy na moich ubraniach. Twierdził, że tylko to mnie ochroni przed mężczyznami na zewnątrz, bo każdy już z daleka będzie wiedział, że nie wolno mnie tknąć.
A teraz jego brat, alfa tego cholernego stada, zrobił dokładnie to samo. Tylko na co mi to potrzebne, o ile faktycznie tego potrzebuję, skoro nie pozwala mi ruszyć się z domu na krok? Równie skuteczna metoda, to powiedzieć wszystkim, żeby zostawili mnie w spokoju. Posłuchają go bo przecież jest ich alfą.
Jakby tego było mało, ten zwierzak we mnie zachowuje się co najmniej dziwnie. Jeszcze wczoraj wyraźnie ignorował Cartera i nawet nie reagował na jego wilka. Teraz wilczyca zachowuje się tak, jakby nie mogła doczekać się spotkania, zarówno z wilkiem, jak i z mężczyzną. Co dziwne, reaguje na każdy dźwięk jaki wydaje, bez znaczenia, czy Carter mówi, czy też warczy.
Podskoczyłam, gdy drzwi do sypialni gwałtownie się otworzyły, uderzając o ścianę. Serce na chwilę zamarło mi w piersi, ale gdy zobaczyłam stojącego w progu Cartera, zalała mnie fala złości.
- To moja sypialnia – warknęłam. – Jakoś nie słyszałam pukania.
- To była twoja sypialnia – odpowiedział wbijając we mnie to wilcze spojrzenie. – Co ty tutaj robisz?
- Mnie się pytasz? To ty kazałeś mi zamieszkać w tym domu. Nawet nie pytając mnie o zdanie. I co ma znaczyć, że to nie jest moja sypialnia?
- Chodź – warknął odwracając się do mnie tyłem.
- No już lecę...
Moje serce zabiło zaledwie raz, gdy Carter znalazł się przede mną, przypierając do szyby za moimi plecami. To już kolejny raz, gdy potraktował mnie w ten sposób i cholernie mi się to nie podobało.
- Nie jestem fototapetą – syknęłam – żebyś przykładał mnie do każdej płaskiej powierzchni w tym twoim domiszczu.
- Uważaj na słowa, wilczyco. A ponieważ, jak słusznie zauważyłaś, znajdujesz się w moim domu, a ty jesteś moja, będę robił z tobą wszystko, na co mam ochotę.
To mówiąc podrzucił mnie w górę przewieszając przez ramię. Powietrze na chwilę uleciało z moich płuc, gdy uderzyłam w twarde mięśnie.
- Puszczaj! – walnęłam go pięścią w plecy.
Równie dobrze mogłabym walić w ścianę. Tylko rozbolała mnie dłoń, a ten przeklęty facet szedł dalej, jakby nic się nie stało. Wisząc głową w dół, zdążyłam jedynie zauważyć, że wszedł do sypialni na końcu korytarza. Rzucił mnie na łóżko i patrząc na mnie z góry, wykrzywił usta w uśmiechu.
- To jest twoja sypialnia – oznajmił. – Od dzisiaj będziesz spała w tym pokoju, na tym łóżku. Czy zrozumiałaś?
Podciągnęłam się do pozycji siedzącej i odgarniając włosy z twarzy rozejrzałam dookoła. Pokój był co najmniej dwa razy większy od mojej poprzedniej sypialni. Całą jedną ścianę tworzyły wysokie do sufitu okna, z których widziałam doskonale... Domek gościnny.
Wielka jak księżyc żarówka zapaliła się w mojej głowie, ale jeszcze nie do końca chciałam uwierzyć w to, co widziałam. Zsunęłam się z łóżka i podeszłam do okna. Zaciskając pięści spojrzałam na nieruchomego Cartera, stojącego po drugiej stronie olbrzymiego łóżka.
- Raczej nie – odpowiedziałam odwracając się tyłem do szyby. Jeżeli znowu mnie do niej przyciśnie, to nie gwarantuję, czy nie przegryzę mu tętnicy.
- To nie podlega dyskusji, Stormy. Wszystkie twoje rzeczy zostały już przeniesione.
Bez słowa ruszyłam we wskazanym przez Cartera kierunku i otworzyłam kolejne drzwi. Światło zalało pomieszczenie niewiele większe od sypialni za moimi plecami a moim oczom ukazały się dziesiątki wieszaków i półek wypełnionych ubraniami. Męskimi ubraniami!
Wdech, wydech, wdech, wydech... Starałam się uspokoić oddychając głęboko. To działało w przypadku Bena. Za każdym razem, gdy podnosił na mnie rękę, starałam się opanować zbierającą się we mnie wściekłość. Wtedy nie byłam jeszcze gotowa na ucieczkę. Miał coś co należało do mnie i dopóki tego nie odzyskam, nie ruszę się stąd na krok.
Oddychaj...
Odwróciłam się i cały mój z trudem zachowany spokój rozwiał się jak mgła na widok samczego zadowolenia na twarzy Cartera. Patrzył ponad moją głową na rzędy moich ubrań wiszących tuż obok jego garniturów.
- Zapomnij! – Warknęłam i rzuciłam się do drzwi. Jak będzie trzeba, to zabarykaduję się w kuchni albo ucieknę do lasu. Nie było mowy, abym dzieliła z nim łóżko.
Powinnam wiedzieć, że nawet nie zdążę wziąć głębszego oddechu, a ten wstrętny człowiek dopadnie mnie. Wykonałam kolejny lot, tym razem z ciężkim lądowaniem masywnej sylwetki, która wgniotła mnie w materac.
O Jezu! Policzki zalała mi purpura, gdy poczułam jak Carter dociska biodra moszcząc się pomiędzy moimi rozchylonymi udami. Zdmuchnęłam z twarzy włosy tylko po to, żeby zobaczyć jasnoniebieskie błyszczące oczy wilka. Z piersi Cartera wydobyło się głuche warczenie, na które odpowiedziała moja wilczyca, szamocząc się we mnie.
🐺🐺
Carter
To chyba nie był dobry pomysł, pomyślałem czując jak uda Stormy zaciskają się na moich biodrach. Spojrzałem na nią, na zaczerwienione policzki i uchylone usta, na te świecące chabrowe oczy. Kurwa! Wbiłem biodra w jej miękki brzuch, czując jak zaczynam pulsować. Mój przyciśnięty do niej fiut był twardy jak skała i aż skomlał, żebym w końcu wypuścił go na wolność. Skomlał jak ten cholerny zwierzak we mnie, czując jak wilczyca poddaje się jego dominacji. Pieprzony sierściuch!
Z ochrypłym jękiem stoczyłem się ze Stormy oddychając jak po przebiegnięciu kilkudziesięciu mil. Moje serce waliło głośno, w tym samym rytmie jak serce leżącej obok mnie dziewczyny. Znowu ledwo pohamowałem się przed wbiciem w nią kłów. Jezu, kurwa, Chryste! Tym razem to chyba ja miałem pieprzoną gorączkę, bo za cholerę nie potrafiłem opanować własnego ciała.
Niepotrzebne emocje, gdy musiałem walczyć ze swoim wilkiem i tym niedającym się ugasić pożądaniem. Ile jeszcze będę musiał czekać? Jak tak dalej pójdzie, prędzej czy później oznaczę Stormy. Raczej prędzej, sądząc po tym , co się działo z moim wciąż twardym penisem. Celibat nie jest dla mnie, pomyślałem zerkając na moją milczącą partnerkę. Znowu zamknęła się przede mną mentalnie i do cholery doprowadzało mnie to, że nie wiem, co myśli.
- Nie będę tutaj spała – w głowie usłyszałem jej zachrypnięty głos.
- Będziesz.
- To twoja sypialnia.
- Oczywiście, że moja. Od teraz również twoja.
Stormy zerwała się z łóżka, jak wystrzelona ze sprężyny. Jej dziko rozwiane rude włosy spływały aż do szczupłych bioder. Bioder, gdzie przed chwilą mościłem swojego fiuta!
- Tu mam oczy – warknęła wskazując palcami na dwa chabrowe jeziora czystej furii. – Jeżeli myślisz, że pozwolę ci zrobić ze mnie swoją kochankę...
Warknąłem podrywając się z miejsca i jednym susem przeskoczyłem nad łóżkiem. Stormy cofnęła się warcząc na mnie dziko. Kurwa! Seksownie to zabrzmiało, pomyślałem, jednak zaraz przypomniałem sobie, co przed chwilą powiedziała i szlag mnie trafił.
- Nie będziesz moją kochanką! Co ci przyszło do głowy?
O co jej, do cholery, chodzi? Po tym, co stało się w jej sypialni, powinna zdawać sobie sprawę, że nawet pługiem mnie od niej nie odciągną. Jej wilczyca aż wyrywała się do mnie i bez przerwy wzywała mojego wilka. Tak, kurwa, robią partnerzy!
Ja pierdolę! Przecież Stormy nie urodziła się wilkiem! Zupełnie o tym zapomniałem. Nie wiem, na ile zna obyczaje wilków, ale wygląda na to, że nie wie nic o więzi partnerskiej.
Uspokoiłem oddech, choć z wielkim trudem. Dziewczyna bacznie mnie obserwowała, ale w jej oczach nie było strachu, jedynie wściekłość.
- Stormy... Po tym co się stało ostatniej nocy, to najnormalniejsza rzecz na świecie – zacząłem spokojnie jej wyjaśniać. Cholera! Czułem się, jakbym rozmawiał o rozmnażaniu w szkole. Wszystkie te pszczółki i kwiatki, i inne pierdoły. – Tak robią wilki.
- Masz na myśli, że ta wredna suka, która mnie zaatakowała, spała w tym pokoju? A teraz ty chcesz, żebym ja zajęła jej miejsce? Przemyśl to jeszcze raz, Carter, bo nie mam zamiaru zajmować takiego zaszczytnego miejsca!
Przez chwilę nie miałem pojęcia, o czym mówi... Noż kurwa! Tamta noc, gdy Stormy pojawiła się z Chrisem. Widziała mnie w oknie, jak pieprzę się z Maggi! No i co teraz?
Spojrzałem za siebie, na łóżko na którym przyznam szczerze, nieraz pieprzyłem się z Maggi i innymi wilczycami. Mój wilk zaprotestował i tym razem musiałem zwierzakowi przyznać rację. Stormy to moja partnerka, nie zasługuje na to, żeby nawet zbliżyć się do tego łóżka.
- Cholera! Masz rację, przepraszam – wyznałem przeczesując palcami włosy.
- Dzięki wielkie – odpowiedziała ruszając z miejsca. – Dobrze, że doszliśmy w tym temacie do porozumienia.
Oniemiały patrzyłem tylko bez słowa, jak znika za drzwiami. Wyszła? Rozejrzałem się, jakby to co przed chwilą się stało, było tylko wytworem mojej wyobraźni. Zapach mojej wściekłej partnerki wciąż unosił się w powietrzu, ale niestety nie miałem zwidów. Ona tak po prostu wyszła! Ruszyłem za nią.
- Nie skończyliśmy jeszcze rozmowy – powiedziałem wciągając ją do jej sypialni.
- Przestaniesz w końcu szarpać mną i włazić bez pozwolenia do mojego pokoju?
Puściłem jej ramię bo nie ufałem sobie na tyle, żeby mieć fizyczny kontakt z jej ciałem. Spokojnie, Carter, przekonywałam samego siebie, zacznij od początku, wyjaśnij jej wszystko i skończy się ta awantura. A potem możesz przetrzepać jej tyłek za podnoszenie na ciebie głosu.
To ostatnie zdecydowanie do mnie przemówiło.
- Stormy... Co wiesz o naszych zwyczajach? - Spojrzała na mnie, jakby nie wiedziała, o co pytam. – Słyszałaś kiedyś o więzi partnerskiej?
- Tylko tyle, że wilki łączą się w pary na całe życie – odpowiedziała. – Tak samo, jak łabędzie i...
- Chryste! Pytam co wiesz na temat więzi partnerskiej pomiędzy wilkołakami - warknąłem wyprowadzony z równowagi.
- A jaka to różnica? Też jesteście zwierzętami – wytknęła, jakby zapomniała, że sama zalicza się już do tego gatunku.
- Posłuchaj... Po części masz rację. Tak jak nasi zwierzęcy przedstawiciele, wilkołaki łączą się w pary na całe życie. Twój partner ma wyjątkowy zapach, na który reaguje twój wilk. Gdy go wyczuje od razu chce oznaczyć.
- Oznaczyć?
- Genem partnerskim – wyjaśniłem nie zagłębiając się w to, że następuje to w trakcie stosunku seksualnego. Dowie się o tym, gdy przyjdzie pora. – Jeżeli tego nie zrobi występuje tak zwana gorączka partnerska. Przestajesz mieć kontrolę nad wilkiem i to on decyduje o wszystkim co robisz.
- Dlaczego mi o tym mówisz? – wyszeptała.
- Jesteś moją partnerką – wypaliłem bez zastanowienia.
Stromy cofnęła się, jakbym ją uderzył. Mój wilk zareagował na ten ruch głuchym warknięciem. Zrobiłem krok w jej stronę, ale powstrzymała mnie ruchem ręki. Stanąłem w miejscu, choć jedyne co teraz chciałem zrobić, to chwycić przestraszoną dziewczynę w ramiona i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Tylko, czy rzeczywiście tak będzie? Moje stado właśnie się rozpada i może jestem sukinsynem, ale wcale mnie to nie obchodzi.
Jedyna rzecz, która ma teraz znaczenie, to sprawienie, żeby moja partnerka była szczęśliwa.
- Nie jestem...
- Stormy... - westchnąłem zrezygnowany. Ależ ta dziewczyna jest uparta. – Jesteśmy partnerami. To co stało się ubiegłej nocy, to właśnie gorączka partnerska. Twoja wilczyca przejęła nad tobą kontrolę. Gdyby mnie nie było obok ciebie, obudziłabyś się w moim łóżku, bo właśnie tam by cię zaprowadziła.
- Nie, to nieprawda! – zaczęła miotać się po pokoju. – Nie zgadzam się na to!
- Niewiele mamy w tym względzie do powiedzenia.
- Przestań! – warknęła na mnie a jej oczy rozbłysły wilczym blaskiem. – Nie możesz być moim partnerem, czy jak to się mówi! Jestem tutaj od dawna. Gdyby było tak jak mówisz, to już wtedy powinieneś wiedzieć o tym całym partnerstwie!
- Stormy... Nadwyrężasz moją cierpliwość, wilczyco – ostrzegłem. – Nie chciałem na razie do tego wracać, ale skoro poruszyłaś ten temat, to przypomnę ci, że śmierdziałaś moim bratem!
- Bo robił dokładnie to samo co ty mi zrobiłeś! Czy to jakaś wilcza moda? Zostawiać na dziewczynie zapach własnej spermy? Jeżeli tak, to ja podziękuje za takie atrakcje.
Przez sekundę stałem kompletnie oszołomiony jej wybuchem. Czy ona właśnie powiedziała, że ten przeklęty sukinsyn chciał oznaczyć ją swoim zapachem? A po jaki chuj miałby coś takiego robić? Ben nigdy nie pachniał wilkiem bo nim nie był, do cholery. Zwyczaj oznaczania zapachem był tylko pomiędzy partnerami, a on nie był partnerem Stormy!
Nigdy wcześniej nie doszedłem na żadnej kobiecie ani wilczycy. Mówiąc dokładniej, nawet w nich. Zawsze używałem prezerwatyw. To było jak wrodzona ochrona przed zostawieniem na ciele partnerki seksualnej własnego zapachu.
Jeżeli Ben robił coś takiego, to musiał mieć w tym jakiś interes... Tylko jaki? Nagle mnie olśniło! On robił to, żeby zamaskować jej zapach! Wiedział, że Stromy przesiąknie zapachem narkotyków i alkoholu. Jak dodał do tego, w tym swoim chorym umyśle, zapach spermy, zapewne myślał, że skupię się na intruzie na mojej ziemi, a on w tym czasie dorwie się do książek, które mi ukradł.
- Stormy, czy ty sypiałaś z nim?
- Co? Oczywiście, że nie! Co też ci przychodzi do głowy?
- To raczej logiczne – stwierdziłem wsłuchując się w bicie jej serca. – Mieszkaliście razem w Nowym Jorku i tutaj.
- Powiedział ci o tym? – sapnęła. – A dodał też, że miałam oddzielny pokój i płaciłam za niego sprzątając ten chlew, który nazywał domem?
- To dlaczego z nim byłaś, skoro cię bił?! – nie wytrzymałem.
- Nie miałam dokąd pójść – wyszeptała patrząc na mnie z takim smutkiem, że już dłużej nie mogłem się powstrzymać.
Zagarnąłem dziewczynę w ramiona i usiadłem na łóżku, przytulając jej głowę do własnej piersi. Mój wilk w końcu uspokoił się i tylko węszył popiskując za wilczycą Stormy.
- Powiedz mi – poprosiłem, odgarniając palcami splątane rude włosy.
- Spotkałam go tego samego dnia, w którym zobaczyłam cię na ulicy. - wyznała niechętnie. - Narysowałam twojego wilka i wtedy Ben podszedł do nas. Zainteresował się moimi rysunkami. Chciał je ode mnie kupić, ale ja nie chciałam ich nikomu oddać. Potem pojawiał się co kilka dni, przynosił nowe bloki rysunkowe i kredki. Czasami coś do jedzenia.
- Do jedzenia? - Zdziwiłem się.
Zesztywniała na moich kolanach. Uniosłem jej brodę, patrząc w te przepastne oczy. Widziałem w nich siebie i nie o odbicie mojej twarzy mówię. Mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. Wcześniej nie wierzyłem w te brednie, jednakże teraz, patrząc na śliczną twarz mojej partnerki widziałem w niej siebie. Złączone dusze.
- Odpowiedz -wyszeptałem, muskając kciukiem dolną wargę Stormy.
- Ja... Byłam bezdomna...
Matko Święta! Zacisnąłem ramiona dookoła szczupłych pleców Stormy. Nie mogłem nawet sobie wyobrazić co przeszła żyjąc na ulicy. Tamtego dnia byłem tak blisko niej. Zaledwie po drugiej stronie ulicy i nie zauważyłem jej. Za to Ben, który najprawdopodobniej mnie śledził, bo jeżeli chodzi o niego nie wierzę w przypadek, zobaczył jak Stormy narysowała mojego wilka. Od tego wszystko się zaczęło.
- Co to jest prawo czystej krwi? – wypaliła nagle.
Zamarłem nie wiedząc co mam powiedzieć. Kto jej o tym powiedział? Przeklęty Ben? Po jaką cholerę, skoro nie dotyczyło to jego samego?
- Carter? – uniosła głowę patrząc na mnie.
Wziąłem głęboki oddech.
- Mówiłem ci już o Białej Wilczycy, pamiętasz? Jeden z moich przodków miał z nią syna. To on ustanowił prawo czystej krwi.
- Ale co to jest? – drążyła.
- Kiedyś to prawo skazywało na śmierć każdego wilkołaka, który związałby się partnerstwem z kimś z innej rasy, albo z wilkołakiem, który miał w sobie choćby niewielką domieszkę nieczystej krwi. Kilka lat temu, gdy przejąłem władzę i ugruntowałem swoją pozycję, udało mi się złagodzić to prawo. Mogą żyć jako ludzie albo zakładają własne stada.
- Ale nie są uważani za wilkołaków, prawda?
Chyba wiedziałem do czego zmierza ta rozmowa i wcale mi się to nie podoba.
- Posłuchaj, Stormy. Rozmawiałem dzisiaj ze swoimi ludźmi. Powiedziałem im, że jesteś moją Luną. Gdy rozprawimy się ze zbuntowanym stadem, zabieram cię do Nowego Jorku. Jay zostanie alfą i będzie...
Dziki wrzask prawie mnie ogłuszył. Stormy zerwała się z moich kolan i cofając się zaczęła kręcić głową. No i o co teraz tej kobiecie chodzi? Jak Boga kocham, zupełnie nie rozumiałem, o co tym razem tak się wściekła.
- O nie! Nie zrobisz tego!
- Już podjąłem decyzję, Stormy – warknąłem głosem alfy i ignorując cofającą się przede mną dziewczynę przyparłem ją do ściany. – Jesteś moją partnerką. Jesteś moją Luną!
- Nie pozwolę ci rzucić tego wszystkiego!
- Nie masz wyboru.
- Mam! Nie przyjmę cię – rzuciła.
Przed oczami pojawiła mi się czerwona mgła. Z wściekłością złapałem za szczupłe nadgarstki i uniosłem nad jej głową. Z mojego gardła wydobył się grzmiący warkot, gdy docisnąłem biodra, wbijając je w miękki brzuch. Mój wilk przejął nade mną kontrolę, wściekły na próbę odrzucenia partnerstwa.
- Przyjmiesz – warknąłem pochylając się nad nią.
- Nie przyj...
Wbiłem kły w odsłoniętą szyję dociskając pulsującego fiuta. Czysta euforia popłynęła moimi żyłami, gdy na języku poczułem smak krwi mojej partnerki. Stormy jęknęła, gdy pod naporem ostrych jak sztylety kłów, jej skóra rozerwała się wypełniając ciało genem partnerskim. Wolną ręką rozerwałem pazurami nasze ubrania i z zębami w jej miękkim ciele, jednym ruchem oplotłem się jej udami.
Poczułem na kutasie wilgotne ciepło i warcząc wbiłem się w nią aż po nasadę. Jej jęk odbił się we mnie nieprzerwanym echem.
Kurwa! Objęła mnie jak ciasna rękawiczka zaciskając się na mnie. Moje biodra wbijały się w nią twardo i nieustępliwie. Wysunąłem kły zamykając rany szorstkim wilczym językiem. Jeszcze z nią nie skończyłem. Kurwa! Mógłbym pieprzyć się nią godzinami. Była tak cholernie ciasna, tak, kurwa, gorąca... Przyspieszyłem, gdy jej delikatne mięśnie zaczęły się zaciskać ma moim twardym kutasie zanurzonym w jej małej ciasnej cipce. Czując jak orgazm zbliża się pełzając po moich plecach, pochyliłem się nad nią i nosem trąciłem szyję. Zatonąłem w chabrowych jeziorach jej oczu. Wyglądała tak, kurwa, pięknie.
- Jesteś moja – warknąłem opadając na miękkie usta.
Jej zwinny mały języczek wyszedł mi na spotkanie. Wbiła zęby w moją wargę jęcząc w moje usta. Ja pierdolę! Uwolniłem jej nadgarstki i obejmując plecy cofnąłem się opadając na łóżko. Przekręciłem się i zapierając kolanami zacząłem wbijać się w nią coraz szybciej. Chciałem, żeby doszła. Chciałem, żeby zacisnęła się na mnie z całej siły. Chciałem znowu wbić w nią kły, gdy będzie szczytowała.
Przy następnym ruchu docisnąłem łechtaczkę kością łonową i wtedy eksplodowała. Moje kły pochwyciły cienką jak papier skórę i wbiły się w nią dokładnie w tym samym miejscu.
- Carter!
Słysząc po raz pierwszy moje imię wykrzyczane ochrypłym głosem mój fiut zaczął pulsować. Nie powstrzymałem tego. Moje imię, to jak jej głos otulił mnie, jak jej ciasna cipka otulała mojego kutasa... Warcząc z ustami przy szyi Stromy, zanurzony w niej kłami i fiutem, potwierdziłem nierozerwalną więź partnerską własnym orgazmem.
Przed oczami ukazało mi się całe jej życie. Jakbym w nim uczestniczył. Każda myśl, każda chwila, gdy bała się czy była szczęśliwa. Połączyłem się z nią na poziomie daleko wyższym niż zwykle partnerstwo.
Byliśmy jednością. Byliśmy nierozerwalni.
Wybrałem swoje przeznaczenie podążając za własnym sercem.
Pieprzyć prawo czystej krwi.
Mam ją. Moją Lunę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top