your name °seungjin°
Westchnąłem ciężko pod nosem i poprawiłem plecak na ramieniu, idąc przed siebie. Miałem w planach zajrzenie do swojej szafki, by sprawdzić czy nie miałem tam czasem podręcznika od języka angielskiego, dlatego rozdzieliłem się z Felixem oraz Hanem, którzy od razu poszli pod salę.
Szkolne korytarze były zatłoczone, jak na każdej przerwie, dlatego przemieszczanie się wcale nie było wygodne. Cały czas ktoś mnie przypadkowo szturchał albo popychał, na co krzywiłem się, jednak starałem się nie zwracać na to uwagi. Po prostu zacisnąłem usta w cienką linię, by dostać się do części szkoły, w której były szafki uczniów.
Z ulgą włożyłem kluczyk do zamka, by go przekręcić i zacząłem przeglądać rzeczy, jakie miałem w środku. Książek było całkiem sporo, dlatego chwilę zajęło mi odnalezienie odpowiedniego podręcznika. Na szczęście okazało się, że był tam, a nie w domu, dlatego uśmiechnąłem się lekko pod nosem i przerzuciłem swój plecak do przodu, by włożyć go do środka.
Już chciałem z powrotem zamknąć szafkę i odejść, jednak moją uwagę zwróciła dwójka chłopaków, którzy stali niedaleko. Jeden z nich grzebał w szafce, a drugi opierał się obok i mówił do niego, wyraźnie podekscytowany. Nie chciałem podsłuchiwać, jednak było to silniejsze ode mnie. Coś mi kazało.
— Naprawdę nie będziesz go szukać? Przecież to twoja bratnia dusza! — zawołał cicho czarnowłosy chłopak, a drugi uśmiechnął się smutno do niego i pokręcił głową. — Dlaczego? Przecież tyle czekałeś aż jego imię i nazwisko pojawią się na twoim nadgarstku! — zaczął wymachiwać rękoma.
— Wiem, Innie, wiem. Naprawdę mnie ciekawi kim jest, jednak chyba za bardzo się boję. Co jeśli nie odpowiada mu fakt, że przeznaczoną mu osobą jest chłopak? — mruknął zrezygnowany, a ja zmarszczyłem lekko nos.
Wiedziałem o czym ta dwójka rozmawiała, ponieważ każdemu w dniu siedemnastych urodzin pojawiały się dwa słowa na nadgarstku. Imię oraz nazwisko bratniej duszy. Sam nie od kilku miesięcy miałem je na swojej ręce, jednak nie szukałem przeznaczonej mi osoby, właściwie z tego samego powodu. Ostatecznie nie każdy jest w stanie pogodzić się z pociągiem do tej samej płci.
— Ale Seungmin! Co jeśli mu to nie przeszkadza? — fuknął czarnowłosy, a jego przyjaciel wyciągnął dłoń, by sięgnąć na górną półkę szafki.
Nie stali daleko, dlatego z zaciekawieniem przyjrzałem się jego nadgarstkowi, próbując dojrzeć, co było na nim napisane. Nie powinienem wpychać nosa w nieswoje sprawy, jednak ciekawość była zbyt duża, bo być może znałem tego kogoś?
Jednak tego się kompletnie nie spodziewałem.
Widząc tam swoje imię oraz nazwisko, zamarłem. Moje serce zatrzymało się na parę sekund, a ja nie byłem w stanie się ruszyć. Brązowowłosy chłopak o szczenięcych oczach oraz czarującym uśmiechu okazał się być osobą mi przeznaczoną. Szybko zerknąłem na swoją rękę, by kolejny raz przeczytać w myślach jego imię oraz nazwisko. Powinienem był załapać to, gdy jego kolega użył jego imienia, a jednak nie zwróciłem na to nawet uwagi.
No i co teraz?
Wystraszyłem się, dlatego zamknąłem szafkę i ruszyłem dość szybkim krokiem pod swoją salę, gdzie czekała na mnie dwójka moich najlepszych przyjaciół. Jak zwykle Felix uwieszał się na szyi Jisunga, który wywracał oczami i czemuś zawzięcie zaprzeczał. Jego policzki były czerwone, a na twarzy Lee malował się złośliwy uśmieszek, przez co zaśmiałem się pod nosem i stanąłem obok.
— O co chodzi tym razem? — spytałem rozbawiony, zerkając na nic.
— Felix mnie wkurwia znowu. — burknął pod nosem blondyn, a białowłosy zrobił oburzoną minę, odsuwając się od niego.
— Taki jesteś? Sam pójdę do Minho i powiem mu, że to ty jesteś Han Jisung! — fuknął, po czym ruszył przed siebie, jednak nie odszedł daleko, ponieważ wiewiór dosłownie rzucił się na jego plecy i wywali się na ziemię. — Ała, debilu głupi, złaź ze mnie. — zawołał oburzony Lee.
— Nie pozwolę ci na to, Lee! Ani mi się śni! — warknął Ji, a ja jedynie wywróciłem oczami, by wstać z miejsca i ogarnąć tych idiotów.
— Siadać na dupach i uspokoić się w tej chwili. Ty, Felix, nie próbuj się w to mieszać. To sprawa między nim, a Minho. A ty, Jisung, przestać być taką cipą. Jesteście sobie przeznaczeni, nie wyśmieje cię. — burknąłem pod nosem, zakładając ręce na tors.
— Taki mądry jesteś? Sam boisz się szukać tego całego Seungmina! — obraził się Han, na co ze zrezygnowaniem go objąłem, by nie dąsał się.
— Wiem, Ji, ale ja nie panikuję tak, jak ty. Uspokój się. — zauważyłem, po czym zadzwonił dzwonek, które zwiastował nadejście kolejnej lekcji, jaką był język angielski z panią Choi.
Weszliśmy posłusznie do klasy, żeby rozsiąść się w ławkach i powyciągać potrzebne książki oraz zeszyty. Sam bardzo lubiłem ten przedmiot, mimo że orłem z angielskiego to ja nie byłem. Nauczycielka również była naprawdę dobra, dlatego cieszyłem się, gdy przychodził czas na lekcje z nią. Z resztą cała nasza trójka była ulubieńcami pani Kim, jako że byliśmy dość aktywni.
Ławki były ustawione w literę U, ponieważ kobieta stwierdziła, że w ten sposób było jej lepiej z nami rozmawiać. Poza tym widziała wszystkich dokładnie, dlatego ciężko było ściągać. Chociaż mi to nie robiło różnicy, jako że nigdy nawet o tym nie pomyślałem.
Oparłem policzek na ręce, gdy lekcja się zaczęła i wbiłem uważne spojrzenie w tablicę, mimo że myślami odleciałem daleko. Nie byłem w stanie przestać myśleć o tamtym chłopaku oraz powodzie, dla którego dalej się nie znaliśmy. Obaj baliśmy się, że nie zostaniemy zaakceptowani i to niepotrzebnie, a jednak nie byłem w stanie tak po prostu zagadać do niego. Musiał nadejść odpowiedni moment, musiała nadarzyć się dobra okazja.
🦙🐕
— Zbliża się ten cały festyn szkolny. Idziecie? — zagadał Felix, gdy rozsiedliśmy się na ziemi przed klasą, w której mieliśmy mieć następną lekcję.
Trwała właśnie długa przerwa, podczas której uczniowie oraz nauczyciele odpoczywali, a także jedli obiad. Mieliśmy całe dwadzieścia pięć minut spokoju, które postanowiliśmy poświęcić na pogaduszki. Sam powoli jadłem jabłko, wpatrując się za okno i podziwiając ładną pogodę. Aż szkoda, że musiałem siedzieć w szkole przez kolejne dwie godziny.
— Sam nie wiem. — westchnął Jisung, który od jakiegoś czasu chodził wyjątkowo przygnębiony. Wszystko przez sprawę z jego bratnią duszą.
Chociaż ja osobiście uważałem, że chłopak niepotrzebnie wszystko komplikował. Bał się, że starszy o rok brunet zawiedzie się tym, kim był, ale według mnie nie miał ku temu podstaw. Może był przygłupem momentami, ale był naprawdę świetnym chłopakiem. Zabawny, wyrozumiały, uroczy i wspierający. Potrafił słuchać i dawał świetne porady, mimo że sam nie mógł sobie poradzić z podobnymi problemami. Byłem pewny, że Lee byłby zachwycony nim, gdyby się odważył przyznać.
— Ji, musisz rozwiązać to. Nie podoba mi się to, co się z tobą dzieje. Stałeś się taki przygaszony i przygnębiony, że aż żal patrzeć. — mruknąłem, wbijając w niego zatroskane spojrzenie. Gdzie podział się ten głośny, wesoły Han, którego znałem od piaskownicy?
Blondyn spojrzał się na mnie smutno, po czym schował twarz w kolanach, wzdychając głośno. Widziałem, że było mu ciężko, jednak to on sam był powodem tego smutku oraz stresu. Za dużo sobie wmawiał, a to nie było zdrowe.
— Nie jestem w stanie. To się wydaje takie proste, ale gdy go widzę, nie jestem w stanie nic powiedzieć. Ogarnia mnie strach i chce mi się po prostu płakać. Ostatnio dostałem ataku paniki. — szepnął cicho, na co obaj z Felixem spojrzeliśmy po sobie.
Naraz podsunęliśmy się do Hana i objęliśmy go, by dodać mu nieco otuchy. Ciężko było nam patrzeć na niego w takim stanie. Zawsze był pełen energii, rozśmieszał nas i upewniał się, że wszyscy wokół byli uśmiechnięci, a teraz stracił swój blask. Nie zachowywał się, jak on.
Nie wiedziałem, jak mu pomóc, przez co czułem się winny i bezradny. Jedyne co wiedziałem to to, że naprawdę powinien na spokojnie porozmawiać ze starszym i przestać się tak panicznie bać. Przecież Lee nie zabiłby go ani nie wyśmiałby. Bynajmniej, Minho był znany z bycia naprawdę miłą i ciepłą osobą. Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy i wszystkich traktował, jak przyjaciół.
Nie rozumiałem obaw Hana.
— Kupię ci czekoladę z karmelem, co ty na to? Może to ci poprawi humor. Poczekajcie tu na mnie. — poklepałem blondyna po ramieniu, po czym poszedłem do sklepiku koło szkoły, upewniając się, że mam ze sobą portfel.
Na miejscu kupiłem tabliczkę ulubionej czekolady Hana i grzecznie pożegnałem się ze starszą kasjerką, by wrócić do przyjaciół. Niestety po drodze coś mnie zatrzymało, a właściwie ktoś, kto z dość dużą siłą uderzył o mój tors, przez co prawie się wywróciliśmy.
— Przepraszam… — szepnął cicho chłopak, a ja ze zdziwieniem spojrzałem na niego, by przekonać się, że nie był to nikt inny, jak Seungmin.
No, kurwa, magia.
— Nie, to ja przepraszam, nie zauważyłem cię. Wszystko w porządku? — uśmiechnąłem się delikatnie do niższego, który zarumienił się lekko, wpatrując się w moje oczy ze zdziwieniem.
— Tak, wszystko jest okay. — wydukał zawstydzony, na co miałem ochotę się cicho zaśmiać. Moja bratnia dusza była naprawdę nieśmiała.
— Uważaj na siebie bardziej. — pouczyłem go łagodnie, po czym wyminąłem go i ruszyłem do szkoły, gdzie czekała na mnie dwójka moich przyjaciół. — Wróciłem i mam czekoladę. A teraz żryj to i uśmiechnij się wreszcie. — mruknąłem, wciskając Jisungowi słodkość w dłonie.
— Dzięki. — uśmiechnął się słabo, po czym otworzył czekoladę i poczęstował nas. Chwilę później miał już wypchane policzki, a jego uśmiech zaczął się poszerzać. Wystarczyła jedna, durna tabliczka czekolady z karmelem.
Pokręciłem głową rozbawiony, by zmierzwić jasne kosmyki chłopaka i zająłem się myśleniem o Seungminie. Pierwszy raz mieliśmy jakikolwiek kontakt, a wystarczyło, by chłopak mnie sobą zauroczył. Był taki nieśmiały i delikatny, że miałem ochotę go po prostu przytulić, schować przed wszystkimi. Strasznie mnie do niego ciągnęło, chociaż co się dziwić, skoro był moją bratnią duszą?
— Znalazłem go. — powiedziałem w pewnym momencie, stwierdzając, że przyszła pora, by przyznać się im do tego.
— Hm? Kogo? — mruknął zdziwiony Felix, a Han zrobił zamach, by trzepnąć go w głowę. — Ty cholerny gryzoniu, jutro przynoszę trutkę na szczury. — warknął cicho, masując obolałe miejsce, na co zaśmialiśmy się cicho z Ji.
— Znalazłem Seungmina. — wyjaśniłem i od razu zostałem zasypany masą pytań.
🐕🦙
Pożegnałem się z rodzicami, mówiąc im, że idę na szkolny festyn i wyszedłem z domu, pod którym już czekała na mnie dwójka moich przyjaciół. Wszyscy mieszkaliśmy na tej samej ulicy, dlatego zebranie się było o wiele prostsze niż gdybyśmy mieszkali w różnych częściach miastach. Znowu wykłócali się o coś, przez co nawet nie zauważyli, że już stałem obok, na co wywróciłem oczami.
— Możemy już iść? — parsknąłem, a sunny twins, jak to lubiłem ich nazywać, podskoczyli, zaskoczeni moją obecnością. — Tak, stoję tu dobre pięć minut, a teraz chodźmy. — zaśmiałem się i ruszyliśmy w stronę szkoły, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Na miejscu zastaliśmy dość spory tłum, ale nie było to nic dziwnego, ponieważ szkolny festyn był otwarty. Przychodzili na niego nie tylko uczniowie, dzięki czemu atrakcji było znacznie więcej, przez co nie było nudno. Z uśmiechem rozglądałem się, nucąc pod nosem popularną piosenkę, która była puszczana z głośników.
Zajęliśmy się najpierw jedzeniem, którego nakupilimśmy dość sporo i usiedliśmy sobie na parapecie szkolnym, by zacząć jeść. Specjalnie zrezygnowałem z obiadu tego dnia, by zjeść więcej pyszności. Nawet przez jakiś czas odkładałem pieniądze, wiedząc, że na straganach będzie sporo dobrego jedzenia. Dzięki temu mogłem rozpieszczać moje kubki smakowane. Jedzenie było tak dobre, że czułem aż lekkie łaskotanie w przełyku, a po moim kręgosłupie przebiegał dreszcz.
— To jest życie… — westchnąłem zadowolony, gdy skończyłem kolejnego szaszłyka i zacząłem się rozglądać.
Z zainteresowaniem obserwowałem Lee Minho, który wraz z Seo Changbinem i Choi Yeonjunem stał niedaleko nas, również jedząc coś. Przy okazji żywo o czymś dyskutowali, wymachując rękoma i wybuchając śmiechem co jakiś czas. Lee wydawał się naprawdę w porządku chłopakiem, dlatego nie rozumiałem, czemu Han tak bardzo bał się konfrontacji z nim. Byłem pewny, że starszy przyjąłby go z otwartymi ramionami.
— Han Jisung, ty gnido! Oddawaj moje frytki! — ryknął nagle Felix na tyle głośno, że nawet tamta trójka spojrzała w naszym kierunku, a ja prawie zakrztusiłem się mięsem.
— Felix, ty tępa pało, udupiłeś Hana. — warknąłem na białowłosego, zwracając na siebie ich uwagę. — Minho stoi jakieś dwa metry dalej, a ty krzyczysz jego imię i nazwisko na cały regulator i-o kurwa, on tu idzie. — sapnąłem, gdy dostrzegłem, że ciemnowłosy ruszył w naszym kierunku.
— Felix, kocham cię, jak brata, ale zapierdolę cię za to. — jęknął Han, po czym szybko otworzył okno i wyskoczył przez nie na zewnątrz. Tyle dobrze, że był to parter. — Mnie tu nie było, adios! — zawołał spanikowany, po czym oddalił się.
— Idiota, idiota i tyle. — skomentowałem i spojrzałem na starszego, który stanął przed nami. — Zanim coś powiesz, hyung, tak to Han Jisung uciekł przed tobą przez okno i tak, to on jest twoją bratnią duszą. Zrób z tymi informacjami, co chcesz. — oparłem się o ścianę, po czym zająłem się kolejnym szaszłykiem, nie odrywając wzroku od Lee, który zaniemówił.
I tak się wydało.
Po chwili sam wyskoczył przez okno za Hanem i zaczął biec w jego kierunku. Z rozbawieniem to oglądałem, jednak nie wytrzymałem, gdy Jisung zaczął uciekać z głośnym krzykiem przed Minho. Wybuchnąłem głośnym śmiechem, po czym spojrzałem na Felixa, który był purpurowy na twarzy, a z jego oczu spływały łzy. On najszybciej odnalazł swoją bratnią duszą, nie bał się, dlatego jako jedyny z naszej trójki miał chłopaka.
— Teraz zostałeś tylko ty, Hyun. — otarł łzy, gdy wreszcie uspokoił histeryczny chichot, a ja wzruszyłem ramionami.
— Powiem mu, gdy tylko go spotkam. — odparłem bez chwili wahania i już chciałem brać kolejnego gryza mięska, gdy w oddali dostrzegłem Seungmina. — Naprawdę? Nawet nie dasz mi dokończyć szaszłyka? — westchnąłem pod nosem, po czym spojrzałem na Lee. — Nie zjedz mi niczego, błagam cię. Idę do niego. — poprosiłem kumpla, po czym zeskoczyłem z parapetu, by ruszyć w stronę bruneta.
Ponownie był ze swoim przyjacielem, z którym dyskutował na temat waty cukrowej, a raczej tego, jaki smak wybrać. Wiedziałem, że nie był to najlepszy moment, jednak wziąłem głęboki wdech i zatrzymałem się tuż za nimi, czekając aż kupią słodkość. Gdy tak się stało, chciałem dotknąć ramienia Kima, ale on gwałtownie odwrócił się w moim kierunku, przez co ponownie wpadł na mój tors.
— Ty chyba lubisz na mnie wpadać, co? — zaśmiałem się cicho, by oglądać, jak jego policzki robią się wręcz bordowe.
— W-wybacz, znowu… — wyjąkał, a ja jedynie pokręciłem głową z rozbawieniem.
— Możemy porozmawiać na osobności? Mam do ciebie sprawę. — poprosiłem, zerkając na jego kolegę, który z zainteresowaniem oglądał całą tę scenkę.
— Jasne. Poczekaj na mnie, Innie, zaraz wrócę. — mruknął do czarnowłosego, który kiwnął głową, po czym złapałem jego nadgarstek i pociągnąłem go na zewnątrz, przed szkołę. — O co chodzi? — spytał niepewnie, gdy ja oparłem się o ścianę z uśmiechem.
— Nazywasz się Kim Seungmin, prawda? — sam nie wiedziałem, po co pytałem, skoro znałem odpowiedź.
— Tak, skąd wiesz? — mruknął, jednak ja nie odpowiedziałem. W zamian podwinąłem rękaw bluzy i pokazałem mu swój nadgarstek, na którym miałem zapisane jego imię oraz nazwisko. — Ty... — zaczął, ale urwał, rumieniąc się jeszcze mocniej.
— Tak, jestem Hwang Hyunjin, twoja bratnia dusza. — zaśmiałem się cicho i spoglądałem na zawstydzonego chłopaka z niemałym rozczuleniem. — Wiedziałem od jakiegoś tygodnia, ale nie wiedziałem, jak ci o tym powiedzieć. W każdym razie, skoro już wiesz… umówisz się ze mną? — delikatnie ułożyłem dłoń na jego ramieniu, na co on się lekko wzdrygnął i spojrzał na mnie.
— Nie jesteś zawiedziony? Zły? — mruknął zdziwiony, a ja zmarszczyłem brwi. – Ostatecznie ja to ja. Chłopak i to przeciętny. — westchnął cicho.
— Hola, hola, proszę mi nie mówić w ten sposób o sobie. Jesteś moją bratnią duszą, więc musisz być cudowną osobą. Nie jestem zawiedziony. Bynajmniej, jestem zachwycony tobą. Tym jaki piękny, delikatny i nieśmiały jesteś. — spojrzałem mu głęboko w oczy i ze satysfakcją obserwowałem, jak na jego uroczej twarzy pojawia się najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. — Więc? Umówisz się ze mną? — zapytałem ponownie.
— Z największą przyjemnością. — szepnął z iskierkami w oczach, a ja nachyliłem się, by delikatnie ucałować jego czoło.
Chyba się zakochuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top