drivers license °changlix°
Nastała wiosna, a słońce uśmiechało się do świata, który był skąpany w jego ciepłym świetle. Białe, małe obłoczki mozolnie przesuwały się po jasnoniebieskim niebie, przybierając najróżniejsze kształty, które momentami ciężko było opisać. W parku kwitły wszelakie kwiaty oraz krzewy, sprawiając, że w powietrzu unosił się piękny zapach, a uszy atakowało ciche bzyczenie pszczół, które zatrzymywały się przy wielobarwnych roślinach.
Ze względu na wysoką temperaturę ludzi było tam całkiem sporo, ponieważ nikt nie chciał marnować tak pięknej pogody na siedzenie w domu. Rodziny powoli przechadzały się ścieżkami, dzieci jeździły na rowerach, właściciele bawili się z psami, a grupki nastolatków wylegiwały się na trawie, rozmawiając beztrosko. Zdawało się, że każdy był w dobrym humorze.
W tym wszystkim była dwójka chłopaków, którzy zaledwie kilka dni wcześniej odważyli się, by przyznać się do swoich uczuć. Byli jeszcze dość nieśmiali i niepewni w swoich gestach, jednak dalej były one wypełnione szczerym uczuciem. Mieli wrażenie, że to wszystko jedynie piękny sen. Czuli się, jak w bajce.
— Binnie! — zaśmiał się wesoło jasnowłosy, gdy umięśnione ramiona objęły go w pasie, przyciągając do jego plecy do rozgrzanego torsu chichoczącego chłopaka.
— Tak, sunshine? — zaświergotał, składając czuły pocałunek na piegowatym policzku, który stał się różowy pod wpływem zawstydzenia, jakie ogarnęło nastolatka.
— Kocham cię, wiesz? — delikatne, małe dłonie chwyciły za ręce dwudziestolatka, sprawiając, że ten uśmiechnął się pod nosem i odwrócił swojego chłopaka przodem do siebie.
— Wiem. Ja ciebie też. — odparł, chwytając jego dłonie, by złożyć na obu czułe pocałunki.
Wpatrywali się w swoje oczy, a szerokie uśmiechy nie opuszczały ich twarzy, ukazując, jak bardzo szczęśliwi ze sobą byli. Kompletnie nie zwracali uwagi na otaczających ich świat, ponieważ widzieli tylko siebie. Słyszeli jedynie swoje oddechy, bicie serca. Czuli tylko swoje dłonie, których palce powoli się splotły.
Byli dla siebie całym światem, wszystkim, czego tylko potrzebowali do życia i szczęścia. Czuli, że jeśli mają siebie, są w stanie przejść przez najgorsze piekło. Najważniejsze, by nie puszczali swoich dłoni. I było w tym wiele prawdy, ponieważ przy sobie byli silniejsi. Czerpali siłę z miłości, która kwitła w ich młodych sercach.
— Zawsze będę cię kochał, Lixie. — szepnął cicho nieco niższy chłopak i oparł swoje czoło na tym młodszego, zamykając przy tym oczy.
— Mam nadzieję, bo ja nigdy nie przestanę. — odparł równie cicho, po czym również pozwolił swoim powiekom opaść, wzdychając przyjemny zapach kwiatów, jaki ich otaczał.
Jasnowłosy chłopak westchnął ciężko pod nosem, opierając brodę na ramionach, które trzymał na podkulonych do klatki piersiowej kolanach. Za oknem padał rzęsisty deszcz, głośno uderzając o asfalt oraz dachówki, sprawiając, że pokój wypełnił się tak przyjemnym, acz przygnębiającym dźwiękiem. Wokół panował półmrok, który rozświetlała jedynie mała lampka nocna, stojąca przy łóżku.
W jego sypialni panował nieład, co było zjawiskiem rzadko spotykanym, ponieważ uwielbiał czystość. Zazwyczaj nie był w stanie wytrzymać w bałaganie, jednak od pewnego czasu nie miał siły, by sprzątać. Właściwie to nie miał siły do niczego, ale musiał się zmuszać. Wiedział, że jeśli pozwoli się sobie do końca załamać, nie będzie w stanie się z tego podnieść.
Oparł blady policzek na chłodnej szybie i zacisnął palce na ramionach, wpadając w kolejny wir myśli, które atakowały jego umysł, jak pociski. Chciał przestać choć przez chwilę myśleć, niestety nie był w stanie, przez co miał wrażenie, że jego głowa eksploduje lada moment. Był najzwyczajniej w świecie zmęczony, nie tylko fizycznie, bo i psychicznie.
Jego powieki powoli opadły w dół, gdy w ciemnych, lśniących oczach zaczęły zbierać się kolejne krystaliczne łzy. Nie miał ochoty kolejny raz tego wieczoru płakać, dlatego przygryzł dolną wargę, wtulając nos w miękki materiał bluzy, który dalej pachniał perfumami jego miłości.
— Miłość... — szepnął pod nosem, po czym skrzywił się, mając ochotę zapłakać gorzko. Bo dla niego coś takiego już nie istniało.
🚗🚗🚗
— Wsiadaj, wsiadaj. — zaśmiał się delikatnie ciemnowłosy, gdy jego chłopak powoli otworzył drzwi, by usiąść na miejscu pasażera. — Dokąd dzisiaj jedziemy, słoneczko? — spytał pogodnie, przekręcając kluczyk w stacyjce, na co odpowiedział mu cichy warkot silnika.
— Przed siebie? — zachichotał młodszy, po czym nachylił się i ucałował policzek ukochanego na powitanie. — Zaskocz mnie. — dodał, zapinając pas i oparł się łokciem o szybę, by z uśmiechem spoglądać na dwudziestolatka, który wyjechał na ulicę, włączając się do ruchu.
— Mam cię zaskoczyć? Nie ma sprawy, ale twoja mama mnie chyba zabije. — prychnął, uśmiechając się tajemniczo i zaśmiał się, gdy młodszy podgłośnił radio, by zacząć śpiewać wraz z wokalistą. — Trochę zajmie nam droga, także nie krępuj się. — rzucił swobodnie, zerkając na piegusa, który śpiewał w najlepsze.
Wedle porady starszego, Felix postanowił nieco umilić sobie drogę i możliwe, że odrobinę ogłuszyć Changbina, wykazując się swoimi zdolnościami wokalnymi. Przez zawstydzenie momentami specjalnie fałszował, przez co jego policzki zaczęły ponownie nabierać różowych kolorów. Starał się to ukryć, jednak Seo zbyt dobrze go znał, dlatego śmiał się cicho pod nosem z rozczuleniem.
Gdy droga była nieco wolniejsza, odrywał jedną dłoń od kierownicy, by położyć ją na kolanie jasnowłosego, który uśmiechał się szerzej, mimo wstydu. Zdecydowanie kochał jego dotyk, przez który przechodziły go przyjemne dreszcze. Jeszcze nigdy nie czuł się w ten sposób przy nikim, dlatego czuł się wręcz upity miłością.
— Dokąd tak właściwie jedziemy, Binnie? — zapytał ciekawsko, kładąc swoją dłoń na tej Seo, która zacisnęła się na jego kolanie, gładząc je kciukiem.
— Nie wolisz mieć niespodzianki? — na chwilę odwrócił głowę w jego kierunku, by posłać mu czuły uśmiech, jednak szybko ponownie skupił się na drodze, nie chcąc doprowadzić do żadnego wypadku.
— Hmm... nie. Powiedz mi. — pokręcił wesoło głową, zaś jego twarz rozjaśnił promienisty uśmiech, w którym dwudziestolatek się zakochał.
— Do Busan. — odparł, poddając się, po czym uniósł z rozbawieniem kącik ust, gdy osiemnastolatek krzyknął z zachwytem i zaczął podskakiwać na swoim miejscu. — Cieszę się, że podoba ci się mój pomysł. — zaśmiał się cicho i zmienił bieg, by nieco przyspieszyć.
— Jesteś genialny, Binnie! — zawołał szczęśliwy piegus, nie mogąc się doczekać, aż będą na miejscu.
— Oczywiście, że jestem. — fuknął, po czym obaj zaśmiali się wesoło.
Resztę drogi spędzili na rozmowach i wspólnym śpiewaniu, podczas którego sporo się wygłupiali. Czas leciał naprawę szybko, dlatego nim się obejrzeli byli już na miejscu, co Felix zauważył z podekscytowaniem. Chciał już pójść na plażę i przejść się po niej z ukochanym tak, jak te wszystkie pary w filmach. Może było to kiczowate, jednak uważał, że było również urocze.
Nim udali się nad wodę, postanowili, że na szybko coś zjedzą, dlatego zatrzymali się w McDonaldzie, gdzie spędzili dobre pół godziny, kradnąc sobie nawzajem frytki i nuggetsy ze śmiechem. Zachowywali się, jak dzieci, przez co ludzie wokół wpatrywali się w nich dziwnie, jednak to się w ogóle nie liczyło. Nie, kiedy byli razem.
— To co? Idziemy na plażę? — zapytał z uśmiechem Seo, gdy opróżnili swoje tacki, by odłożyć je w odpowiednie miejsce i chwycił drobną dłoń blondyna, który od razu odwzajemnił uścisk.
— Idziemy! — pokiwał energicznie głową, pozwalając starszemu poprowadzić się do miejsca, w którym tak bardzo chciał się znaleźć. Jeszcze przed wejściem na piasek zdjęli buty, by nie musieć później narzekać na obecność drobnych kryształków, które wcale nie były przyjemnym dodatkiem.
Wokół było sporo ludzi, głównie były to rodziny z małymi dziećmi i grupy nastolatków, jednak znalazło się kilka starszy par bądź osób, które przyszły w pojedynkę Większość bawiła się w wodzie, dlatego dwójka zakochanych nastolatków mogła w spokoju spacerować samym brzegiem, brodząc w morzu jedynie po kostki i trzymając się mocno za dłonie.
Morska bryza delikatnie rozwiewała ich włosy, przy czym przynosiła ulgę zgrzanym ciałom. Upał może nie był mocno dokuczliwy, jednak był zdecydowanie odczuwalny i wielu osobom mógł on przeszkadzać. Nic dziwnego, że na plaży było aż tyle osób, które chciały się nieco schłodzić w wodzie.
— Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. — szepnął delikatnie Lee, uśmiechając się pod nosem, po czym spojrzał na ciemnowłosego, który wpatrywał się w niego z czystą adoracją.
— Nie dziękuj mi, skarbie. — odszepnął ciepło i nachylił się, by czule ucałować jego wargi.
I wydawałoby się, że ten spacer będzie spokojny, jednak Felix nie mógł się powstrzymać przed zrobieniem jego chłopakowi psikusa. Złośliwy błysk pojawił się w orzechowych oczach, a po chwili usłyszał zaskoczony krzyk starszego, który został dość mocno ochalapany wodą. Po plaży rozniósł się perlisty śmiech blondyna, jednak został nagle urwany, gdy i on poczuł chłodną ciecz na swoim ciele.
— To jest wojna! — krzyknął wyższy, po czym obaj zaczęli w siebie chlapać, śmiejąc się głośno.
Bawili się w ten sposób przez dobrą godzinę, jednak w końcu znudziło im się, poza tym byli nieco zmęczeni. Usiedli obok siebie na piasku, zaś głowa młodszego wylądowała na ramieniu Seo, który objął go czule ramieniem. Czuli przyjemne ciepło, jednak nie było ono spowodowane temperaturą czy słońcem. Czuli je w swoich sercach, gdy byli obok siebie. Czuli się tak komfortowo i dobrze, że o nic więcej nie mogli prosić.
— Przeszedłbym się z tobą po tej plaży jeszcze raz. — mruknął pod nosem piegus, wpatrując się w sufit, mimo że przez mrok panujący w pokoju nie widział go.
🚗🚗🚗
Minęły trzy miesiące, odkąd Felix i Changbin stali się parą, choć oni mieli wrażenie, że upłynął zaledwie tydzień. Ich związek był idealny, nie kłócili się, przez co byli pewni, że wytrzyma on lata. Byli w sobie głęboko zakochani, nie widzieli nikogo poza sobą, stanowiąc swój własny świat.
Seo postanowił dać młodszemu cenny prezent od serca na ich trzecią miesięcznicę, dlatego do tego dnia przygotowywał się przez co najmniej trzy tygodnie. Chciał, by wszystko było idealne, dlatego poprosił o pomoc Bang Chana, który z radością zgodził się wesprzeć przyjaciela. On i Lee byli jego ulubioną parą, kibicował im od samego początku, dlatego wręcz nie posiadał się ze szczęścia, gdy młodszy zdradził mu swój pomysł.
Większością zajął się oczywiście sam Seo, jednak dwudziestodwulatek naprawdę wiele mu pomógł, dostrzegając błędy bądź nieprawidłowości, których Changbin nie zauważył. Razem przygotowali wszystko w ogrodzie młodszego z nich, rozkładając rzeczy, jak koc, poduszki czy lampiony. Co prawda w świetle dziennym to nie wyglądało tak imponująco, jednak miało się to zmienić po zmroku.
Byli umówieni na dwudziestą, dlatego o dziewiętnastej trzydzieści dwudziestolatek wsiadł do samochodu, by pojechać po Felixa, który szykował się cały dzień do tego spotkania. On również miał drobny prezent dla swojego ukochanego, jednak bardziej interesowało go to, co wymyślił starszy. Przez dłuższy czas był on naprawdę tajemniczy, nie zdradzając mu nad czy tam zawzięcie pracował.
Stał przy oknie i ze zniecierpliwieniem wyglądał na zewnątrz, podczas oczekiwania na chłopaka. Wreszcie ujrzał czarną osobówkę, dlatego uśmiechnął się szeroko i wręcz wybiegł z domu, by wskoczyć na miejsce pasażera i skraść krótkiego, acz słodkiego całusa Seo. Nim zdążył się odsunąć ten ponownie go przyciągnął go do siebie, lecz tym razem pocałunek był o wiele dłuższy.
— Cześć, słoneczko. — szepnął, gdy dość niechętnie odsunął się od słodkich, miękkich warg blondyna, który zarumienił się.
— Cześć, kotek. — zaśmiał się nieśmiało, po czym zapiął swój pas. — Dokąd się wybieramy? — zapytał z podekscytowaniem, nie wiedząc, czego powinien się w ogóle spodziewać.
— Do mnie, tam jest niespodzianka. — odparł pogodnie kierowca, po czym ruszył spod domu Lee, by zawieźć go do siebie z nadzieją, że spodoba mu się niespodzianka, jaką dla niego przygotował. Włożył w to wiele serca i pracy, przez co odrobinę się stresował.
Jego rodziców nie było w domu, ponieważ wyjechali na tygodniowy urlop, dlatego mieli pełną prywatność oraz spokój. Nie musieli przejmować się, że jego mama nagle wpadnie, gdy będą się całować. Już raz się to zdarzyło i Changbin mógł powiedzieć jedno - było to cholernie żenujące i zdecydowanie nie chciał powtórki.
Całą drogę posyłali sobie maślane spojrzenia i nieśmiałe uśmiechy, nie rozmawiając. Obydwaj byli lekko poddenerwowani, jednak to Seo stresował się bardziej, ponieważ nigdy nie robił czegoś takiego. Nie był pewny co do swoich umiejętności, a przecież nie chciał ośmieszyć się przed ukochanym chłopakiem. Chociaż z drugiej strony wiedział, że Felix nie wyśmiałby go nigdy.
Zaparkował pod małym domkiem jednorodzinnym na obrzeżach, po czym szybko wysiadł, by otworzyć młodszemu drzwi z szarmanckim uśmiechem. Lee zachichotał cicho na ten gest, jednak nie skomentował tego i dołączył do niego z wyraźnym podekscytowaniem. Czuł, że będzie to coś specjalnego, dlatego nie mógł się doczekać, by zobaczyć, co ten wariat wymyślił.
Przeszli przez dom, by następnie wyjść na taras, z którego mogli dostać się do ukochanego ogrodu pani Seo. Miała w nim ona altankę, którą w całości obrastały róże, a teraz dodatkowo była ona przystrojona lampionami oraz małymi lampkami, zaś na ziemi rozłożone były trzy koce oraz poduszki, by było im wygodniej siedzieć. Cała sceneria była bardzo romantyczna, przez co Lee na chwilę się zatrzymał, zasłaniając usta dłonią.
— Binnie... — szepnął cicho, jednak ten szybko pokręcił głową z uśmiechem.
— To nie koniec, Lixie, zaczekaj. — zaśmiał się delikatnie, po czym podał mu dłoń i razem weszli do altanki, by usiąść wygodnie na kocach. — Mam dla ciebie niespodziankę. Troszkę mi zajęło przygotowanie jej i nieco się wstydzę, jeśli mam być szczery, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. — westchnął, drapiąc się lekko po karku.
— Nie martw się, cokolwiek przygotowałeś, na pewno jest cudowne. — zapewnił go, przy czym delikatnie zacisnął palce wokół jego dłoni. W odpowiedzi dostał ciepły uśmiech.
Changbin wyjął telefon z kieszeni, by odszukać w nim odpowiedni plik. Mógłby zagrać na żywo, jednak wolał być pewnym, że chociaż podkład będzie idealny. Ze stresu mógłby popełnić jakiś błąd, a przecież tego nie chciał. Wystarczyło, że martwił się o swój głos, który zawsze mógł się załamać.
— Pozwolisz, że nie będę grał na żywo. — zaśmiał się nerwowo i szybko zerknął na blondyna, który zachichotał delikatnie.
— W porządku. — odparł beztrosko, usadawiając się wygodniej.
Po chwili po podwórku rozniosły się delikatne dźwięki pianina, które wypływały ze smartfona starszego. On sam nie był tak dobry w grze na tym instrumencie, dlatego zrobił to Chan. Melodie wymyślili razem, ponieważ sam tekst był dziełem tylko i wyłącznie Changbina. Nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek miał mu pomagać przy czymś takim.
Starszy ostatni raz wziął głęboki wdech, którym chciał dodać sobie odrobinę odwagi i pewności siebie, po czym wbił wzrok prosto w lśniące, czekoladowe oczy piegusa, który posłał mu ciepły uśmiech. Poczuł się nieco pewniej, dlatego już po chwili zaczął śpiewać, dokładniej obserwując reakcje młodszego.
— Cause I like you
There's no other reason, I like you
When I watch you smile, there's nothing more I could ask for
Cause I just like you
I just wanna ask you about your day
Listening to your stories has become my hobby
Feels like the shortest time of the day
I wanna listen to all your worries
Let me share your load
So you can break free from the heavy burden you've been carrying
You can lean on me until your cloud of worries disappear from your clear eyes
What's giving you such a hard time
I'm serious, I'd rather hurt instead of you
Seeing you smile makes me happy
Even though you look the prettiest when you smile
When you just wanna cry, don't fake a smile
Your eyes filled with happiness yeah
Are water that will spill even with the slightest jolt
That's why I'm more cautious
I'm worried for you 'cause I like you
Cause I just like you
For no other reason, I like you
When I look at your smile there's nothing more I could ask for
Cause I just like you
I wanna be with you all day
Without mood swings, full of laughter
You cried yesterday but I'm glad you feel better
The sparkling tears in your dewy eyes are diamonds
I like your honest expression
I like that you're not good at hiding your facial expressions
So don't conceal it
You know better how much harder it is
Your eyes filled with happiness yeah
Are water that will spill even with the slightest jolt
That's why I'm more cautious
I'm worried for you 'cause I like you
Cause I just like you
For no other reason, I like you
When I look at your smile there's nothing more I could ask for
Cause I just like you
I just really love you
You're the only reason why I really love you
When I see you smile I just can't get enough and I can't live without you
Baby I just really love you. — ani przez moment nie przestał wpatrywać się w oczy Felixa, które stopniowo zaczęły wypełniać się łzami.
Chciał przekazać mu, jak wiele dla niego znaczył i jak bardzo go kochał, dlatego postanowił napisać dla niego piosenkę. Miał nadzieję, że zawarł w niej wszystko, co najważniejsze, że nie przeoczył niczego. Bo o ile kochał młodszego całym sercem, to czasami było mu trudno ubrać to wszystko w słowa. Miał z tym pewne trudności, dlatego piosenka wydawała się najlepszym wyjściem.
Zamilkł, wpatrując się niepewnie w blondyna, który po chwili wybuchnął głośnym płaczem, rzucając mu się na szyję, przez co starszy opadł na plecy. Wtulił w siebie płaczącego chłopaka i starał się go uspokoić, jednak ten cały czas łkał w jego tors, kurczowo zaciskając palce na jego koszulce.
— Felix...? — zaczął niepewnie, wsuwając palce między jasne kosmyki osiemnastolatka, który podniósł na niego zapłakane oczy.
— Kocham cię, Binnie, tak strasznie cię kocham, nawet nie masz pojęcia. — załkał, by następnie wpić się w jego wargi, przez co zastygli w długim, czułym pocałunku.
— Ja ciebie też kocham, Lixie, ale nie płacz już. — poprosił między kolejnymi pocałunkami, które sobie nawzajem skradali.
Minęła chwila, zanim młodszy przypomniał sobie o jego prezencie, dlatego szybko zerwał się do siadu i zaczął grzebać po kieszeniach, by wyjąć z jednej małe pudełeczko. Posłał przy tym starszego delikatny uśmiech, zaś jego policzki pokryły się uroczym różem, wyrażając jego zawstydzenia.
— Też mam prezent, ale nie jest tak piękny, jak twój. — zaśmiał się delikatnie, po czym uchylił wieczko, by pokazać chłopakowi dwa pierścionki, na których wygrawerowane były ich imiona. Chwilę później oba błyszczały dumnie na ich dłoniach, które ze sobą spletli.
— Jest cudowny, kochanie. — szepnął czule ciemnowłosy i wtulił w siebie chłopaka, który westchnął zadowolony, czując się w jego ramionach najlepiej na świecie. Czuł, że właśnie tam było jego miejsce.
— Ciekawe czy dalej go masz... — mruknął pod nosem, spoglądając na pierścionek, który cały czas tkwił na jego palcu. Zgadywał, że starszy się pozbył swojego, jednak w duszy liczył, że było inaczej.
Powoli obrócił się na bok i wtulił ze smutkiem policzek w poduszkę, zamykając powoli oczy. Był wyczerpanym bólem i płaczem, dlatego już po chwili spał głęboko. Ostatnimi czasy większość czasu spędzał w krainie snów, bo chociaż tam był szczęśliwy.
🚗🚗🚗
Zdenerwowany blondyn zamknął za sobą energicznie drzwi, po czym rzucił się na łóżko, by zakopać się pod kołdrą. Był cholernie zły i smutny, dlatego chciał zostać sam, jednak nie było mu to dane. Już po chwili ktoś wszedł do środka, a następnie usiadł na brzegu materaca, nie odzywając się.
Czy był zazdrosny? Jak cholera. Kto by nie był, widząc kogoś takiego przy swoim facecie?
— Felix, skarbie... — westchnął zrezygnowany Seo, kładąc dłoń na plecach chłopaka, który od razu się od niego odsunął, zaciskając pięści na kołdrze. — Słoneczko, to tylko znajomy, nikt więcej. — zapewnił już nieco zmęczony fochami młodszego.
— Znajomy, który lubi się uwieszać na szyjach zajętych facetów? — warknął cicho nastolatek, mając ochotę zwyczajnie wydrapać jasnowłosemu chłopakowi oczy. Jakim prawem śmiał się tak zbliżać do JEGO chłopaka? Za kogo on się uważał?
— Hyunjin jest po prostu... dotykalski. On do każdego się tak lepi, to dla niego normalne i nic nie znaczy. — odparł, kładąc się za nim, by owinąć ramiona wokół jego talii i przyciągnąć go do siebie. — Skarbie, przecież wiesz, że tylko ciebie kocham, nikogo innego. — zapewnił cicho, przy czym lekko przesuwał nosem po karku piegusa.
— Nie chcę widzieć go więcej klejącego się do ciebie, bo powyrywam mu te kłaki i wsadzę do gardła. — warknął pod nosem, jednak pozwolił starszemu tulić go do siebie. — Nie wyrażam zgody, by lepił się do ciebie, słyszysz? — zerknął na niego przez ramię, cicho wzdychając, gdy poczuł wargi Seo na tych swoich.
— Spokojnie, sunshine. Już mu nie będę pozwalał, ale nie obrażaj się tak na mnie. Nie lubię, gdy się kłócimy. — westchnął, zaś młodszy odwrócił się do niego przodem i schował nos w jego torsie. — Jesteś tylko ty. Nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca. — dodał, po czym złożył serię pocałunków na czubku głowy swojej miłości.
— Pieprzony kłamca. — warknął pod nosem Lee, a następnie zsunął się ze swojego łóżka na dywan, wzdychając ciężko. Czuł, że powoli zaczyna dochodzić do siebie, jednak dalej dręczył go przytłaczający ból.
🚗🚗🚗
Wpatrywał się w prawo jazdy, które odebrał godzinę wcześniej i westchnął ciężko pod nosem, gładząc kawałek plastiku opuszkami palców. Pamiętał, jak Changbin namawiał go, by je zrobił i pomagał mu się uczyć. Czasami zabierał go gdzieś poza miasto, aby uczyć go jeździć bez ryzyka, że spowoduje wypadek bądź rozbije samochód. Zawsze był bardzo cierpliwy wobec niego.
W dniu egzaminu pisemnego zawiózł go do ośrodka i czekał aż skończy, by następnie zabrać go na lody, a później na pizzę. Wiedział, że młodszy bardzo się tym przejmował, nie chcąc go zawieść. Ostatecznie Seo naprawdę w niego wierzył i liczył, że mu się uda. Na szczęście na teorii nie popełnił żadnego błędu, dlatego mogli spokojnie świętować pierwszy sukces.
Zrobili sobie wtedy nocowanie i cały weekend spędzili na oglądaniu bajek oraz pochłanianiu pustych kalorii. Były to jedne z najszczęśliwszych dni w życiu Lee i szczerze chciałby do nich wrócić. Tak bardzo tęsknił.
Niestety na krótko przed egzaminem praktycznym ich drogi się rozeszły, dlatego nie zdążyli nacieszyć się kolejnym sukcesem we dwójkę. Blondyn wpatrywał się w plastik ze łzami w oczach, które zaczęły powoli spływać po jego policzkach. Już po chwili od ścian pokoju zaczął odbijać się cichy szloch zranionego chłopaka. Ciężko było mu się całkowicie zebrać po zerwaniu.
Odłożył dokument na biurko, po czym ponownie pochylił się nad kartką i kontynuował pisanie tekstu. Wylewał na papier wszystkie emocje, jakie nim targały przez ostatnie tygodnie, mając nadzieję, że to sprawi, że poczuje się lepiej. Bo szczerze powiedziawszy - czuł się chujowo.
Changbin zawsze powtarzał, że muzyka to najlepszy sposób, by wyraził to, co się czuło. By dać upust złości, smutkowi czy też innym emocjom, dlatego postanowił spróbować. Początkowo nie odczuwał żadnej ulgi, jednak to zmieniło się, gdy był już na półmetku. Tekst był gotowy, gorzej było z melodią, którą uparł się, by zrobić samemu, mimo że jego sąsiad Han chciał mu pomóc.
Codziennie około godzin ósmej wieczorem siadał przy laptopie i zakładał słuchawki, próbując tworzyć. Było to o wiele trudniejsze niż się spodziewał, jednak po jakimś czasie miał już pewien zarys. Wystarczyło to odrobinę podrasować i piosenka była gotowa. Oczywiście nie było szansy, by skończył to w jeden wieczór i nawet nie liczył na to.
🚗🚗🚗
— Jak tam, Lixie? — spytał zatroskany Han, siadając przy przyjacielu, który kolejny raz sprawdzał piosenkę zanim ją opublikował. Widział, że piegus stresował się, dlatego przyszedł, by dodać mu nieco otuchy.
— Mogło być lepiej, ale nie jest tragicznie, a tam? — zerknął na niebieskowłosego, by zobaczyć, jak ten uśmiecha się do niego delikatnie, co słabo odwzajemnił.
— W porządku. Wstawiasz? — wskazał na laptopa już dziewiętnastolatka, który jedynie skinął głową i nacisnął odpowiedni klawisz.
Obaj wpatrywali się w pasek, który powoli stawał się zielony, gdy filmik był przygotowywany do publikacji. Felix nie bardzo chciał pokazywać swoją twarz, dlatego było to tylko ładne tło z tekstem, jednak myślał, że tyle na sam początek wystarczy. Nie żeby planował tworzyć coś jeszcze.
— Może zostaniesz artystą? — zaproponował pogodnie Jisung, ale zaraz umilkł, gdy Lee pokręcił głową.
— Nie. To tylko jednorazowa przygoda. Ta piosenka miała mi pomóc zamknąć ten długi, bolesny rozdział, nic więcej. — uśmiechnął się smutno do przyjaciela, który przysunął się do niego, by go objąć mocno. — Już dobrze. Już jest dobrze. — szepnął, a z jego oczu popłynęły łzy ulgi, gdy proces dobiegł końca i piosenka została opublikowana.
🚗🚗🚗
Tydzień później Changbin wybierał się ze swoim nowym chłopakiem na małą wycieczkę, dlatego rozmawiali beztrosko przy cicho grającym radiu. Omawiali plan na wspólny weekend, który mieli spędzić w domu nad jeziorem, który należał do państwa Hwang. Obaj byli całkiem podekscytowani, ponieważ czekali na to jakiś miesiąc.
W aucie panowała lekka, wesoła atmosfera, czemu sprzyjały dość żywe piosenki, do których Hyunjin momentami sobie nucił. Byli w wyśmienitych nastrojach, bez żadnych zmartwień czy negatywnych myśli. Nagle Seo ucichł i szybko spojrzał na radio, nie dowierzając własnym uszom.
— Skarbie, możesz pogłośnić? — poprosił, a jasnowłosy od razu wykonał jego prośbę, przez co samochód wypełnił się smutnym, delikatnym głosem, którego brzmienie Seo znał aż nazbyt dobrze.
— Wszystko w porządku, Binnie? — spytał niepewnie dziewiętnastolatek, widząc nagłą zmianę w zachowaniu jego chłopaka, jednak on go kompletnie nie słuchał, skupiając się na tekście, który, delikatnie mówiąc, łamał mu serce.
I got my driver's license last week
Just like we always talked about
'Cause you were so excited for me
To finally drive up to your house
But today I drove through the suburbs
Crying 'cause you weren't around
And you're probably with that blonde boy
Who always made me doubt
He's so much older than me
He's everything I'm insecure about
Yeah, today I drove through the suburbs
'Cause how could I ever love someone else?
And I know we weren't perfect but I've never felt this way for no one
And I just can't imagine how you could be so okay now that I'm gone
Guess you didn't mean what you wrote in that song about me
'Cause you said forever, now I drive alone past your street
And all my friends are tired
Of hearing how much I miss you, but
I kinda feel sorry for them
'Cause they'll never know you the way that I do, yeah
Today I drove through the suburbs
And pictured I was driving home to you
And I know we weren't perfect
But I've never felt this way for no one, oh
And I just can't imagine how you could be so okay, now that I'm gone
I guess you didn't mean what you wrote in that song about me
'Cause you said forever, now I drive alone past your street
Red lights, stop signs
I still see your face in the white cars, front yards
Can't drive past the places we used to go to
'Cause I still fuckin' love you, babe
Sidewalks we crossed
I still hear your voice in the traffic, we're laughing
Over all the noise
God, I'm so blue, know we're through
But I still fuckin' love you, babe
I know we weren't perfect but I've never felt this way for no one
And I just can't imagine how you could be so okay, now that I'm gone
'Cause you didn't mean what you wrote in that song about me
'Cause you said forever, now I drive alone past your street
Yeah, you said forever, now I drive alone past your street
— Felix... — szepnął cicho pod nosem, zaciskając dłonie na kierownicy, przy czym kompletnie ignorował swojego chłopaka, który kompletnie nie rozumiał tego, co się z nim działo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top