before you go °chanlix°
Wziąłem głęboki wdech, po czym przekręciłem klucz, który dostałem od Felixa, w zamku, by otworzyć drzwi i wejść do mieszkania. Było w nim wyjątkowo cicho i ciemno, co nieco mnie zaniepokoiło. Nie byłem w stanie być przy nim przez całą dobę, dlatego za każdym razem, gdy przychodziłem, po prostu się bałem.
Szybko zdjąłem buty, by odłożyć zakupy na blat w kuchni i od razu ruszyłem do pokoju blondyna. Moje serce wariowało, a wszystko, co chciałem wiedzieć to to, że z dziewiętnastolatkiem wszystko w porządku. Jego stan psychiczny od tej jednej nocy był tragiczny, a śmierć rodziców jedynie to pogorszyła. Był w totalnej rozsypce.
W sypialni Lee było ciemno oraz duszno, a w powietrzu dało się po prostu wyczuć rozpacz. Słyszałem jego cichy szloch i widziałem, jak jego drobne ciało drgało pod wpływem płaczu, który zdawał się odbierać mu oddech. Moje serce ścisnęło się na ten widok, sprawiając, że i w moich oczach zgromadziły się słone łzy. Tak bardzo nie chciałem, by cierpiał. Przyjąłbym na siebie każdy ból i ciężar, byle żeby on był szczęśliwy.
— Lixie… — westchnąłem zrezygnowany, by położyć się tuż za nastolatkiem, objąć go szczelnie w pasie i przytulić do siebie. — Już tu jestem, już dobrze. — mruknąłem cicho, gdy młodszy obrócił się w moich ramionach, by szlochać mi w tors.
Nie miałem zbytnio innego wyjścia, jak pozwolić mu płakać, dlatego oparłem podbródek na czubku jego głowy i gładziłem jego plecy. Bolało mnie to, w jakim stanie znajdowała się tak ważna dla mnie osoba, dlatego sam miałem ochotę płakać. Był zbyt niewinny i delikatny, dla tego świata, a ja nie byłem w stanie go uchronić przed wszystkimi przykrościami, za co plułem sobie w brodę. Przecież mu to obiecałem.
Czułem, jak ciało Lee z każdą chwilą przyciska się coraz bardziej do tego mojego, dlatego po prostu go wciągnąłem na siebie, by położył się na mnie. Może nie było to dla mnie zbytnio wygodne, jednak jemu zdecydowanie było lepiej, a to mi wystarczyło. Naciągnąłem na nas koc i powoli sunąłem dłońmi po jego drżących plecach, gdy on łkał w mój tors. Wiedziałem, że nie uspokoi się szybko i nie oczekiwałem tego. Zbyt wiele przykrych rzeczy go spotkało w ostatnim czasie.
— Hyung… — wymamrotał po dobrym kwadransie, a ja spojrzałem w jego opuchnięte, zapłakane oczy, z których dalej wypływały krystaliczne kropelki słonej cieczy. — Wyjedźmy gdzieś na dwa tygodnie razem, błagam. — zacisnął dłonie na mojej koszulce, zaskakując mnie swoimi słowami.
— Czemu tak nagle? Gdzie chciałbyś wyjechać? — westchnąłem łagodnie, ocierając jego zaczerwienione policzki z łez i poprawiając zmierzwione włosy.
— Muszę stąd wyjechać, chociaż na chwilę. Gdziekolwiek. Chcę spędzić z tobą całe dwa tygodnie, odpocząć. — wyjaśnił słabo, opierając podbródek na moim torsie.
Szczerze powiedziawszy nie musiał mnie nawet jakoś bardzo prosić, ponieważ spodobał mi się ten pomysł. Powinien odpocząć od tego miejsca i wspomnień z nim związanych, a ja zamierzałem mu to zagwarantować. Uśmiechnąłem się delikatnie do piegusa, muskając wilgotną skórę pod jednym z jego czekoladowych oczu i kiwnąłem głową.
— W porządku, wyjedziemy nad morze, co ty na to? — zaproponowałem cicho, skupiając wzrok na jego lśniących, czekoladowych tęczówkach.
— Tak, może być. — odparł widocznie zmęczony i ułożył się na mnie wygodnie do spania, co obserwowałem z niemałym rozczuleniem.
— Odpocznij, sunshine. — westchnąłem, po czym musnąłem jego czoło i zacząłem nucić jedną z ulubionych piosenkę blondyna, by pomóc mu zasnąć, co nastąpiło już po kilku minutach.
Sam wyciągnąłem telefon i zająłem się uzyskaniem dwutygodniowego urlopu w pracy, a następnie szukałem hotelu bądź domu letniskowego, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Zdziwiłem się jego propozycją, ale ucieszyła mnie, ponieważ znaczyło to, że było z nim nieco lepiej. Tuż po nocy, gdy został napadnięty nie opuszczał swojego łóżka przez tydzień, a teraz chciał wyjechać z miasta na dwa tygodnie. To całkiem dobry znak, prawda?
Miałem nadzieję, że z czasem będzie lepiej, a rany zabliźnią się, chociaż tej jednej mogło to zająć naprawdę sporo czasu. Na samo wspomnienie poczułem ukłucie w klatce piersiowej i ponownie obwiniałem się za to, że nie doprowadziłem go tamtej nocy do domu. Gdybym to zrobił, nikt by go nie skrzywdził, nie doszłoby do tego wszystkiego.
Spojrzałem ze łzami w oczach na śpiącego blondyna i wtuliłem go w siebie z całej siły, setny raz przepraszając go za to, że nie było mnie obok. Miałem go chronić przed wszystkim i wszystkimi, a zawaliłem na całej linii. Jaki był ze mnie przyjaciel? A jaka bratnia dusza? Nie byłem w stanie obronić osoby, którą kochałem. Żenujące.
— Tak strasznie przepraszam, Felix. — wymamrotałem, całując go w czubek głowę i zaczynając przeczesywać jego jasne kosmyki.
Wiedziałem, że nigdy sobie tego nie wybaczę, mimo że sam Lee nie winił mnie, powtarzając, że nie mogłem wiedzieć, co się stanie. Może i nie mogłem, ale powinienem go wtedy odprowadzić pod same, cholerne drzwi jego domu. Zrezygnowany pokręciłem głową, wbijając wzrok w spokojną, bladą twarz, na której, zakochane w pięknym chłopcu, słońce zostawiło miliony pocałunków. By się odprężyć postanowiłem już setny raz przeliczyć piegi Felixa, które skradły moje serce w momencie, gdy tylko je zobaczyłem.
W ten sposób spędziłem cztery godziny, pozwalając młodszemu spać na mnie, przez co nie bardzo mogłem zmienić pozycji. Czułem, że całe moje ciało zdrętwiało i niemiłosiernie bolały mnie plecy, jednak ani razu nawet nie pomyślałem o zdejmowaniu go ze mnie. Dobro oraz komfort młodszego były dla mnie na pierwszym miejscu, dlatego zacisnąłem zęby i cierpliwie czekałem, aż się obudzi.
Z zainteresowaniem oglądałem jego twarz, jakbym widział ją po raz pierwszy i lekko uśmiechałem się pod nosem. Natura obdarzyła go niebywałą urodą, z tym trzeba było się zgodzić. Nigdy nie spotkałem drugiej tak pięknej osoby.
Długie, czarne rzęsy delikatnie drgały, rzucając cień na lekko zarumienione policzki, na których jego złote piegi układały się w najróżniejsze konstelacje, niczym gwiazdy na niebie. Chłopak lekko marszczył swój mały, uroczy nosek, podczas snu, na co miałem ochotę cicho zachichotać. Mój wzrok powoli zjechał na malinowe, pełne wargi nastolatka, których kształt przyprawiał mnie o delikatne dreszcze. Były idealne. On cały był perfekcyjny.
Pokręciłem delikatnie głową zrezygnowany i zacząłem ostrożnie gładzić policzek śpiącego opuszkami palców. Byłem w nim beznadziejnie zakochany od dawna, jednak nie robiłem żadnego ruchu, by nasza relacja rozwinęła się. Ciężko było mi powiedzieć, co młodszy do mnie czuł, ponieważ od zawsze był okropną przylepą. Nie wiedziałem, więc czy w jego gestach było coś więcej niż najzwyklejsza potrzeba bliskości.
W pewnym momencie jego rzęsy zaczęły drgać nieco szybciej, a on mruknął coś pod nosem, sprawiając, że nie byłem w stanie powstrzymać parsknięcia. Blondyn nawet nie musiał próbować, by być rozbrajająco uroczy. Taka po prostu była jego natura.
— Długo spałem? — szepnął sennie, po czym powoli otworzył oczy, by wlepić we mnie spojrzenie lśniących oczu o kolorze gorzkiej czekolady.
— Kilka godzin. Już ci lepiej? Jesteś głodny? — odparłem łagodnie i zgarnąłem grzywkę z jego czoła, nie odrywając od niego zatroskanego wzroku.
— Mhm, umieram z głodu. — westchnął, po czym ziewnął i przeciągnął się na mnie. — Zrobisz jedzonko? — spytał, na co zaśmiałem się lekko.
— Po co pytasz, skoro wiesz. Wstawaj, pomożesz mi. — podniosłem się do siadu z dziewiętnastolatkiem, by pójść z nim do kuchni, gdzie zacząłem rozpakowywać zakupy. — Zrobimy jakieś mięsko, co ty na to? — uśmiechnąłem się do zaspanego Lixa, który przecierał oczy wierzchem dłoni.
— Mhm. — mruknął jedynie i wzięliśmy się do roboty.
🐺🐤
Zaparkowałem samochód pod blokiem, w którym mieszkał Felix i odetchnąłem z uśmiechem. Cieszyłem się na nasz wspólny wyjazd i szczerze powiedziawszy byłem okropnie podekscytowany. Całe dwa tygodnie sam na sam z moim zauroczeniem, w dodatku nad morzem. Miałem nadzieję, że uda mu się przy mnie nieco odpocząć od tego wszystkiego.
Wyszedłem z pojazdu, zabierając kluczyki i praktycznie w podskokach ruszyłem do budynku, by wbiec na pierwsze piętro, gdzie mieszkał blondyn. Drzwi były otwarte, dlatego od razu szedłem do mieszkania i prawie wywróciłem się o jego torbę, która leżała na środku drogi w korytarzu. To był jawny zamach na moją osobę!
— Sunshine! — zawołałem, odsuwając torbę na bok, a po chwili przy mnie stał dziewiętnastolatek z ciastkiem w ustach. — Gotowy na wyjazd? — zaśmiałem się, odłamując kawałek słodkości, by wrzucić go do buzi, co spotkało się z jego oburzonym spojrzeniem.
— Gotowy, gotowy. Już jedziemy? — mruknął, rozglądając się wokół i sprawdzając, czy wszystko wyłączył.
— Nie ma na co czekać. Im szybciej wyjedziemy, tym szybciej będziemy na miejscu. Nasz domek i plaża czekają. — wzruszyłem ramionami z uśmiechem, na co on przytaknął. — Wezmę torbę, ty zamknij dobrze mieszkanie. — poleciłem, chwytając za bagaż młodszego, by wyjść na klatkę schodową i iść do samochodu.
Miałem wyjątkowo dobry humor i chyba to samo mogłem powiedzieć o Felixie, którego oczy lśniły, jednak tym razem nie przez łzy. Wreszcie poczułem ulgę, jakby z moich barków spadł ogromny ciężar, dlatego wrzuciłem torbę chłopaka do bagażnika, na mój bagaż i wsiadłem na miejsce kierowcy.
— Jesteś dzisiaj DJ-em, Felcia. — poinformowałem z uśmiechem, wskazując mu na kabel, który on podłączył do telefonu. — Komu w drogę, temu czas. — zaśmiałem się, by odpalić silnik i wyjechać spod bloku. Kierunek Busan.
— Ile będziemy jechać? — puścił pierwszą piosenkę, a ja poprawiłem lusterko, by wszystko dobrze widzieć. Zerknąłem na zegarek na moim nadgarstku i przez chwilę myślałem.
— Ze trzy godzinki, jeśli nie będzie korków. — poinformowałem, spoglądając na niego kątem oka i uśmiechając się pod nosem. — Wytrzymasz, prawda? — zmieniłem bieg i włączyłem kierunkowskaz, by skręcić w lewo.
— Pytanie czy ty wytrzymasz? Nie zamierzam być cicho. — prychnął pod nosem, a ja zaśmiałem się delikatnie, kręcąc głową.
— Nie krępuj się, chętnie posłucham. Dawno nie śpiewałeś. — posłałem mu ciepły uśmiech, na co on przygłośnił muzykę i zaczął śpiewać tak, jak dawniej.
Nawet nie zauważyłem, kiedy minęły nam trzy godziny drogi, podczas których parę razy zatrzymywaliśmy na jedzenie bądź do toalety lub żeby po prostu zatankować. Poczułem się, jak za czasów, gdy wszystko było w porządku. Jeszcze zanim to wszystko się wydarzyło.
Felix znowu głośno się śmiał, gdy we dwójkę wydzieraliśmy się do naszych ulubionych piosenek. Jego uroczą twarz cały czas rozjaśniał szeroki uśmiech, który przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Tak strasznie za nim tęskniłem, że nie mogłem się na niego napatrzeć.
— Oho, jesteśmy na miejscu. — zakomunikowałem, widząc znak z nazwą ulicą, na której znajdował się nasz domek. — Wyskakuj, sunshine. — zaśmiałem się, gdy udało mi się zaparkować.
Pod domkiem czekał już na nas właściciel, który wręczył mi kluczyki, życząc miłego pobytu. Wszystkie formalności załatwiliśmy telefonicznie i przez internet, dlatego już po chwili rozglądaliśmy się po naszym tymczasowym miejscu zamieszkania. Trzeba było przyznać, że było naprawdę przytulnie, mimo że było dość mało miejsca.
— Ładnie tu. — uśmiechnął się lekko blondyn, na co zaśmiałem się cicho. Faktycznie.
— A spójrz na widok. — podprowadziłem go do salonu, by stanąć przy szklanych, balkonowych drzwiach, za którymi widać było plażę oraz morze.
— Oh… — szepnął cichutko, wbijając wzrok przed siebie, a ja uśmiechnąłem się szeroko pod nosem, obejmując go mocno i tuląc do siebie. — Spisałeś się, Channie. — zaśmiał się cicho, po czym mocniej się we mnie wtulił.
Staliśmy tak wtuleni w siebie jeszcze przez kilka minut, jednak nie chcieliśmy tracić zbyt wiele czasu. Musieliśmy jeszcze wybrać sobie pokoje, troszkę się rozpakować, a następnie wybrać się na plażę. Ostatecznie nie przyjechaliśmy tam, by siedzieć w domku, zwłaszcza że była tak ładna pogoda.
— Pójdziemy później na jakieś zakupy, by mieć co jeść. — poinformowałem dziewiętnastolatka, który jedynie kiwnął głową i przeciągnął się. — No leć ubrać kąpielówki, idziemy się pluskać. — parsknąłem z uśmiechem, by samemu pójść się przebrać.
Po chwili zamknąłem domek i ruszyliśmy w stronę plaży, którą mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Była godzina trzecia popołudniu, dlatego było tam całkiem sporo ludzi, jednak kompletnie się tym nie przejmowaliśmy. Znaleźliśmy miejsce na nasze rzeczy, po czym pozbyliśmy się koszulek, by od razu ruszyć do wody, która była przyjemnie chłodna. Tak zaczęła się nasza zabawa.
Początkowo po prostu pływaliśmy sobie, rozmawiając o głupotach, jednak w pewnym momencie Felix przypadkowo chlapnął wodą w moją twarz, a ja nie mogłem tego tak zostawić. Rozpętała się walka, podczas której ze śmiechem atakowaliśmy się, chlapiąc wodą na wszystkie strony świata. Nie interesowały nas zniesmaczone ani rozbawione spojrzenia innych ludzi wokół nas. Skupiliśmy się na sobie, wygłupiając się i bawiąc w najlepsze.
— Do abordażu! — zawołał blondyn, po czym wskoczył mi na plecy, przez co nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu.
— Pójdziesz na dno, mój drogi. — parsknąłem rozbawiony, po czym chwyciłem go i razem z nim zanurzyłem się w wodzie, co poprzedził jego głośny pisk.
— Idiota! — zawołał, gdy wynurzyliśmy się, a ja oberwałem od razu słoną wodą w twarz.
— Spójrz na siebie, to ty zacząłeś. — chwyciłem go w pasie, gdy chciał odpłynąć i ponownie zacząłem się z nim szarpać ze śmiechem.
Kompletnie zapomniałem o tym wszystkim, co pozostawiliśmy w Seulu.
🐺🐤
Pierwszy tydzień zleciał nam, jak z bicza strzelił i musiałem przyznać, że były to najlepsze dni w całym moim życiu. Felix cały czas chodził roześmiany, co cholernie mnie dziwiło, jednak nie zamierzałem narzekać. Może udało mu się uporać z tym wszystkim?
Miałem cichą nadzieję, że po powrocie do domu wszystko dalej będzie w porządku i jakoś to się ułoży. Nie chciałem już widzieć go zapłakanego ani załamanego, ponieważ łamało mi to serce. Lee zasługiwał wyłącznie na szczęście oraz miłość, którą ja chciałem mu dać. W jakiejkolwiek tylko ilości by chciał.
— Felix, chodź na kolację. — westchnąłem, wychodząc na taras, gdzie chłopak opierał się o balustradę i spoglądał w morze. — Wszystko w porządku? — objąłem go delikatnie w pasie i oparłem podbródek na jego ramieniu.
— Hm? Tak, tak. Wszystko w porządku. — szepnął i wymusił uśmiech, na co moje serce zrobiło się niespokojne. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że zacząłem się niepokoić. Nie podobało mi się to.
— Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? — przejechałem nosem po jego policzku, a on zaśmiał się delikatnie, ale jakoś tak… bez duszy.
— Wiem, Channie, wiem. Chodźmy do środka. — wyswobodził się z mojego uścisku, po czym sam pociągnął mnie do kuchni, gdzie czekało na nas jedzenie. — O rety, wygląda pysznie. — mruknął z uznaniem i usiadł do stołu, by zacząć jeść.
— Mam nadzieję, że smakuje równie dobrze, co wygląda. — uśmiechnąłem się słabo, ponieważ nie mogłem wyrzucić z głowy jego spojrzenia. Coś było zdecydowanie nie tak.
— Jest jeszcze lepsze, masz talent, hyung. — odparł z wypchanymi policzkami, sprawiając, że mój uśmiech nieco się poszerzył. — Pójdziemy później na plażę? — spytał po chwili, a ja od razu kiwnąłem głową.
Zająłem się swoją porcją, czasem zerkając na Felixa, który znowu zachowywał się tak, jak przez ostatnie dni. Uśmiechał się wesoło i opowiadał o czymś, żywo gestykulując, jednak ja nie byłem w stanie skupić się na jego słowach. Za bardzo martwiłem się o niego, a mój instynkt nakazywał mi być ostrożnym i uważnym.
Chociaż może przesadzałem? Cholernie martwiłem się o młodszego i byłem nieco nadopiekuńczy, dlatego może zbyt wiele sobie wmawiałem.
Po kolacji zgodnie z wolą dziewiętnastolatka wybraliśmy się na spacer po plaży, podczas którego żaden z nas się nie odzywał. Blondyn po prostu szedł przed siebie, trzymając buty w dłoniach i brodząc w wodzie po kostki. Ja szedłem tuż obok, cały czas zerkając na jego zamyśloną twarz. Zastanawiałem się, co chodziło mu po głowie, jednak nie chciałem na niego naciskać, dlatego zagryzłem język. Gdyby chciał, powiedziałby mi.
— Channie… — odezwał się nagle, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia.
— Tak? — skrzyżowałem nasze spojrzenia i uśmiechnąłem się do niego delikatnie, by kontynuował.
— Dziękuję ci. — uniósł lekko kąciki ust, zatrzymując się, co od razu powtórzyłem.
— Niby za co? — parsknąłem zaskoczony i zerknąłem na jego buty, które on rzucił na piasek. Zgadywałem, że wybrał miejsce, gdzie zostaniemy na dłużej, dlatego odwróciłem się do niego całym ciałem, unosząc brwi.
Morska bryza rozwiewała jego jasne kosmyki, które automatycznie poprawiłem, sprawiając, że on lekko się uśmiechnął. Czekoladowe oczy chłopaka wpatrywały się we mnie uważnie, lśniąc, jak jeszcze nigdy wcześniej. Ponownie zatraciłem się w oglądaniu jego pięknej twarzy, którą zdobiły cudowne, złote piegi i nawet nie zauważyłem, kiedy zrobił krok w moim kierunku.
— Za to, że jesteś. — szepnął cicho i podniósł dłoń, by delikatnie pogładzić mój policzek, na co zamarłem.
Wpatrywałem się w niego zdziwiony, jednak nie zamierzałem się odsuwać. Bynajmniej, położyłem dłonie na biodrach młodszego, który uśmiechnął się nieco szerzej, kontynuując gładzenie mojej skóry. Moje serce wariowało, a oddech zdecydowanie przyspieszył, gdy dotarło do mnie, jak blisko siebie byliśmy.
— Zawsze przy mnie byłeś, nawet gdy cały świat odwracał się przeciwko mnie. Ani na chwilę mnie nie zostawiłeś samego. — kontynuował, spoglądając w moje oczy z uśmiechem. — Nigdy mnie nie zawiodłeś, zawsze robiłeś wszystko, co mogłeś zrobić. Nie myśl sobie, że tego nie dostrzegłem. — westchnął, oglądając moją twarz.
— To normalne, Lixie. Jesteś dla mnie ważny, zależy mi na tobie. — nie bardzo rozumiałem, dokąd zmierzała ta rozmowa, jednak ze skupieniem słuchałem jego słów i obserwowałem poczynania.
Zdziwiłem się, czując jego dłoń w swoich włosach, jednak uśmiechnąłem się, ponieważ było to przyjemne. W mojej głowie panował kompletny chaos, ale była jedna myśl była o wiele głośniejsza niż inne. Zapragnąłem pocałować stojącego przede mną blondyna.
— Mi też na tobie zależy, Channie. — zaśmiał się delikatnie, zsuwając spojrzenie z moich oczu w dół.
W tamtym momencie puściły mi hamulce, dlatego przyciągnąłem go do siebie za biodra i złączyłem nasze usta w zachłannym pocałunku, który, o dziwo, został odwzajemniony. Chłopak zarzucił swoje szczupłe ramiona na mój kark i przyciągnął mnie jeszcze bliżej, mimo że było to praktycznie niemożliwe. Kompletnie zatraciliśmy się w walce o dominację, którą po dłuższej chwili wygrałem ja.
Nie do końca docierało do mnie to, co się działo, jednak nie zamierzałem się nad tym zastanawiać, póki mogłem smakować jego idealnych ust. Zbyt długo marzyłem o tym momencie, by myśleć o czymś innym. Mruknąłem cicho, gdy pociągnął mnie za końcówki włosów i zacisnąłem dłonie na jego talii.
Po chwili opadliśmy na piasek, a Lix usiadł na moich udach, jednak ani na chwilę nie odrywaliśmy się od siebie, pogłębiając pocałunek jeszcze bardziej. Byłem w stanie wyczuć, że oddech chłopaka stał się cięższy, przez co poczułem lekkie łaskotanie w brzuchu. To nie miało prawa skończyć się dobrze.
— Felix… — sapnąłem, gdy z trudem się od siebie oderwaliśmy i spojrzałem na zarumienionego blondyna, który ciężko dyszał, opierając się dłońmi o mój tors.
— Cholera, Chan… kocham cię, słyszysz? Kurewsko cię kocham. — rzucił nagle, spoglądając mi prosto w oczy, a ja zaniemówiłem. — Bałem się do tego przyznać, ale tak, kocham cię od przeszło roku. — dodał ciszej.
Na chwilę zapadła między nami cisza, podczas której ja powoli przetwarzałem w głowie jego słowa. Kompletnie nie spodziewałem się czegoś takiego, gdy chłopak proponował mi spacer. Myślałem, że przejdziemy się po plaży i wrócimy do domku, by obejrzeć tam jakiś film, a tu proszę.
— Ja ciebie też kocham, Lixie. — zaśmiałem się cicho, chwytając jego policzki w dłonie, by ucałować uroczy, piegowaty nosek.
— Wracamy do domu? — spytał niepewnie z błyskiem w oczach, który sprawił, że mimowolnie zagryzłem dolną wargę.
— Tak, wracamy. — podniosłem się z nim z piasku i patrzyłem, jak łapie swoje buty w jedną dłoń, by złączyć drugą z tą moją. Powoli ruszyliśmy w drogę powrotną, rumieniąc się do granic możliwości.
>>kwadrans później<<
Przycisnąłem chłopaka do ściany w przedpokoju, przy czym kolejny raz wpiłem się w jego usta, które zacząłem agresywnie atakować. Nie miałem pojęcia, dlaczego to zrobiłem, jednak iskierki w jego oczach i ciągłe przygryzanie dolnej wargi działały na mnie, jak płachta na byka.
Do moich uszu doleciał cichy jęk blondyna, który od razu odwzajemnił pocałunek, mocno obejmując mnie ramionami wokół szyi. Temperatura w pomieszczeniu zaczęła się gwałtownie podnosić, sprawiając, że zrobiło mi się cholernie gorąco. Delikatne jęki i sapnięcia dziewiętnastolatka ani trochę mi nie pomagały, doprowadzając mnie do szaleństwa.
— Lix… — oderwałem się z trudem od jego ust, by przyjrzeć się jego zaczerwienionej twarzy, gdy on ciężko oddychał.
— Nie musisz kończyć. Moja odpowiedź to tak. — uśmiechnął się lekko, po czym ponownie zaatakowałem jego usta, na oślep kierując się do swojej sypialni.
🐺🐤
— Ciężko uwierzyć, że już minęły dwa tygodnie. — westchnął ciężko blondyn, wtulając się w mój bok, a ja objąłem go i cmoknąłem w czubek głowy.
— Możemy tu jeszcze wrócić, jeśli będziesz chciał, słońce. — zerknąłem na mojego chłopaka, który uśmiechnął się do mnie promiennie, chociaż uśmiech nie sięgał jego oczu.
Po chwili stania przy samochodzie pojawił się właściciel domku, któremu oddaliśmy kluczyki i wsiedliśmy do pojazdu. Musieliśmy już niestety wracać do Seulu, nad czym obaj ubolewaliśmy. Ostatecznie od tego wyjazdu z tym miejscem mieliśmy wiązać dwa naprawdę cholernie ważne wspomnienia.
— Było cudownie. — westchnął cicho Felix, spoglądając przez szybę na domek, gdy ja odpaliłem silnik i powoli wyjechałem na ulicę, żeby ruszyć w drogę powrotną.
— Cudownie to niedopowiedzenie, mój drogi. — zerknąłem na niego z uśmiechem i skupiłem się na drodze, wsłuchując się w muzykę. — Posłuchaj… tak sobie pomyślałem, że skoro jesteśmy razem i znamy się tyle lat, to może zamieszkalibyśmy razem? Byłoby nam raźniej. — zacząłem dość niepewnie.
Kolejny raz spojrzałem na chłopaka, którego mina wcale nie wyrażała radości ani podekscytowania. Bynajmniej, Lee był na granicy płaczu, a ja nie rozumiałem, co takiego powiedziałem, by wywołać u niego łzy. Wystraszyłem się.
— Pomyślimy jeszcze o tym, dobrze? — szepnął, jednak ja usłyszałem, jak trzęsie mu się głos.
— Wszystko w porządku? Jeśli nie chcesz, nie będę naciskał. — zapewniłem przejęty, na co on szybko zaprzeczył. Zbyt szybko.
— Wszystko w porządku, nie martw się. Porozmawiamy o tym później. Póki co to wszystko jest jeszcze świeże. — posłał mi słaby uśmiech, a ja przytaknąłem, nie chcąc go męczyć.
— Możesz się zdrzemnąć, jeśli chcesz. Wiem, że nie wyspałeś się dzisiaj, masz podkrążone oczy. — zaproponowałem delikatnie i już po chwili młodszy odchylił swój fotel do tyłu, by ułożyć się do spania.
Ponownie zacząłem się o niego martwić. Cały blask, jakim emanował do tej pory, zniknął, a on wydawał się być tym samym Felixem sprzed wyjazdu. Próbowałem sobie wytłumaczyć, że to wina tego, że po prostu musieliśmy już wracać do domu, jednak cały czas byłem zaniepokojeny. Nie lubiłem, gdy był smutny.
Westchnąłem cicho pod nosem i oparłem łokieć o szybę, by następnie podeprzeć głowę dłonią. Zastanawiałem się, jak mógłbym uszczęśliwić chłopaka, który postanowił oddać mi nie tylko swoje serce. Był miłością mojego życia, dlatego chciałem zrobić wszystko, by ponownie był szczęśliwy. Choćby wymagało to ode mnie kupna tego cholernego domku i zamieszkania tam.
🐺🐤
Minęły dwa dni od naszego powrotu do Seulu, a Felix ponownie pogrążył się w smutku. Co prawda nie było tak źle, jak wcześniej, jednak nie podobało mi się to. Nie byłem w stanie być przy nim cały czas, dlatego szukałem wyjścia z sytuacji.
Za poradą Minho postanowiłem znaleźć mu przyjaciela wśród czworonogów, dlatego w piątkowe popołudnie zawitałem w schronisku dla zwierząt. Oczywiście Lee, pracujący tam, namawiał mnie, bym wybrał kota, jednak ja zdecydowałem się na psa. Nie był to ani szczeniak, ani rasowiec, jednak nie obchodziło mnie to. Miał on podobny błysk w oczach, jaki zobaczyłem w tęczówkach Lee, gdy po raz pierwszy go zobaczyłem. Wybór był oczywisty.
— Jak go nazwiesz? Muszę wpisać do książeczki. — spytał, zerkając na mnie z lekkim uśmiechem.
— Hm… Sunshine. — mruknąłem po chwili namysłu i pogładziłem białego pieska po łebku, za co zostałem polizany po dłoni.
— W takim razie gratulację, zostałeś ojcem, Bang. — parsknął cicho, przybijając pieczątkę, po czym podał mi książeczkę. — Zadzwoń i powiedz, jak zareagował. — puścił mi oczko.
— Weź ty się tam zajmij Jisungiem czy coś. — parsknąłem rozbawiony, by pomóc czworonogowi wejść do transportera.
— A żebyś wiedział, że się nim zajmę. — prychnął, na co wywróciłem oczami i po prostu wyszedłem, zabierając ze sobą psa, by iść do samochodu.
— Poznasz dzisiaj naprawdę cudowną osobę, Sunshine. Na pewno go pokochasz. — zaśmiałem się do pupila, który szczeknął dwa razy i ruszyłem spod schroniska, by pojechać do bloku, w którym mieszkała miłość mojego życia.
Nic mu nie mówiłem na temat adopcji, ponieważ miała to być niespodzianka, dlatego z szerokim uśmiechem otworzyłem drzwi, by po cichu wejść do środka. Transporter zostawiłem w przedpokoju, ponieważ najpierw chciałem sprawdzić co robił dziewiętnastolatek i gdzie właściwie był. Chociaż domyśliłem się, że musiał znajdować się w sypialni, bo to tam paliło się światło i grała muzyka.
—Słoneczko, jestem. — wetknąłem głowę do pokoju i uśmiechnąłem się, widząc, że blondyn śpi. — Znowu siedziałeś do późna, hm? — zaśmiałem się pod nosem i wszedłem do środka, by usiąść obok niego.
Delikatnie pogładziłem jego policzek, jednak coś mnie zaniepokoiło. Postanowiłem przyjrzeć się chłopakowi, który leżał skulony na materacu. Dopiero zauważyłem, że na jego twarzy widoczne były ślady łez, ale to nie to mnie zaniepokoiło. Zamarłem, gdy dostrzegłem, że kompletnie się nie ruszał. Jego klatka piersiowa nie unosiła się.
— Felix? Felix, słyszysz mnie? Felix, powiedz coś! — krzyknąłem, szarpiąc za jego ramię, jednak nie uzyskałem żadnej reakcji. Nic.
Kątem oka dostrzegłem opakowanie tabletek, które leżało na kocu, a po chwili po moich policzkach zaczęły spływać łzy, gdy dotarło do mnie co się stało. Ciszę w mieszkaniu przerwał mój głośny skowyt. Zacząłem ponownie potrząsać ciałem blondyna, płacząc i błagając, by się obudził. To się nie mogło tak skończyć.
— Lee Felix, masz w tej chwili otworzyć oczy, słyszysz? Nie zostawiaj mnie do kurwy nędzy! Obudź się. — wyszlochałem, po czym zgarnąłem w ramiona jego ciało, krzycząc tak głośno, jak tylko mogłem. — Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś? Przecież podobno mnie kochałeś! — zawyłem z bólem, krztusząc się łzami.
Czułem, że ból zaraz rozsadzi moją klatkę piersiową, a następnie rozerwie moją duszę na strzępy. Nie chciałem wierzyć, że jedyna osoba, którą kochałem, postanowiła mnie opuścić. Jak mógł mnie tak zostawić? Bez pożegnania?
Kwestią czasu było ściągnięcie moimi krzykami i szlochem sąsiadów chłopaka, którzy wpadli wystraszeni do mieszkania. Sam nie byłem w stanie się ruszyć, dlatego to oni zadzwonili po odpowiednie służby, gdy ja tuliłem do siebie moją miłość, szlochając w niebogłosy i bujając się w tył oraz przód.
Lee Felix odszedł, a wraz z nim umarłem i ja.
🐺🐤
„Cześć Channie!
Skoro to czytasz, to znaczy, że już prawdopodobnie nie żyję. Wiem, że możesz mnie za to znienawidzić, jednak nie mogłem inaczej. Nie mogłem znieść bólu.
Cały czas czułem się brudny, wspomnienia tamtej nocy prześladowały mnie, nie pozwalały o sobie zapomnieć. Wiem, że powinienem iść do terapeuty, jednak wstydziłem się. Ciężko opowiada się o gwałcie, heh. Jeszcze wypadek rodziców...
W każdym razie chciałem prosić cię o wybaczenie. Nie chciałem cię skrzywdzić ani zostawić, jednak nie byłem w stanie tego znieść. Musisz to zrozumieć.
Cholernie cię kocham, wiesz? Kochałem cię od tak dawna, mimo że powiedziałem ci, że tylko od roku.
Dziękuję ci za te lata, które razem spędziliśmy, byłeś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem sobie wymarzyć.
Dziękuję też za te dwa tygodnie nad morzem. To był najcudowniejszy czas w moim życiu, nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Cieszę się, że ostatnie czternaście dni życia spędziłem z tobą.
Wiem, że jestem martwy, ale wiedz, że nigdy nie przestanę cię kochać. Nie będziesz w stanie mnie zobaczyć, jednak cały czas będę obok ciebie i będę cię pilnował.
Proszę, bądź silniejszy niż ja, idź dalej przed siebie. Żyj, mimo bólu, i uśmiechaj się.
Kocham cię.
Na wieczność twój - Felix”
Wpatrywałem się w list, który zostawił mi dziewiętnastolatek z lekkim uśmiechem, a po moich policzkach spływały wodospady łez. Minął zaledwie tydzień, jednak ja wiedziałem, że nie będę w stanie pogodzić się z tym ani ruszyć dalej. Nie byłem w stanie spełnić jego prośby.
— Przepraszam, sunshine. — szepnąłem pod nosem.
Skoro upewniłem się, że piesek znalazł dobry dom u Hyunjina, nie musiałem się niczym martwić. Ostatni raz spojrzałem na nasze wspólne zdjęcie, które miałem ustawione, jako tapetę w telefonie i uśmiechnąłem się nieco szerzej. Tęskniłem za nim, chciałem go znowu zobaczyć, przytulić i pocałować. I miałem zamiar to zrobić.
— Idę do ciebie, Lixie. — zaśmiałem się cicho i zrobiłem krok do przodu, tym samym rzucając się z mostu do rzeki, która płynęła kilkanaście metrów niżej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top