XXIII. Obozowicze

Powróciłam!😁

Miłej (długiej) lektury.

"Będzie się działo"

_________________________________________

- Jak niby chcesz to zrobić? Jesteś dziewczyną - skomentował Nathan. - Co, zetniesz włosy?

- A ty chłopakiem i masz długie i czy w czymś to przeszkadza? - mruknęłam zirytowana.

Co mu przeszkadzają moje włosy? I tak są krótsze od tych jego.
Wyciągnęłam z plecaka kilka sporych książek, rzucając je na stolik.

- Zapomnij - westchnął.

- Lepiej mi pomóżcie - uśmiechnęłam się ze sztucznym entuzjazmem. - W przepisach musi być jakaś luka, którą możemy wykorzystać.

- A jeśli nie ma? - Bobby spojrzał na mnie pytająco. - Co wtedy?

- No właśnie - potwierdził Jude. - Włosy nie stanowią problemu, ale jak ukryjesz swoje ciało?

- A co ci się nie podoba w moim ciele? - zapytałam go rozbawiona.

Chłopak ewidentnie się zmieszał.

- Nie mówię, że mi się nie podoba, ale jest...kobiece.

No, to może być problemem. Sylwetkę jakoś idzie zakryć, lecz spłaszczyć się będzie ciężej. Jest to możliwe, ale nie całkowicie i może utrudniać mi to grę. Piersi nie ukryje pod luźną koszulką. Podczas ruchu i tak mogą się...ujawniać.

Pokiwałam głową na znak, iż rozumiem.

- Może nie będzie takiej potrzeby. Szukajmy - zarządziłam.

Chłopcy dobrali się w grupki, ponieważ nie udało mi się załatwić tylu regulaminów.
Ja miałam swój osobisty.

Siedzieliśmy już nad tym trochę czasu i narazie nic nie udało się znaleźć. Nic o kobietach w Turnieju.

- Nie no! Tu niczego nie ma! - krzyknął zirytowany Mark.

- Musimy się tak poświęcać dla jednego dodatkowego zawodnika? - mruknął Timmy.

Chwila.

- Powtórz, co powiedziałeś Timmy - wstałam z miejsca. Chłopak zaskoczył się, ale powtórzył.

- Poświęcamy się dla jednego dodatkowego zawodnika.

- No właśnie! - krzyknęłam uradowana. - W sensie nie, że poświęcenie tylko zawodnik!

- Chyba nie bardzo rozumiem - Mark podrapał się po głowie.

- Czy w tym - podniosłam regulamin za okładkę. - jest gdziekololwiek określona płeć zawodnika? Jest tylko tyle, że ma być uczniem szkoły, z której pochodzi drużyna. Czemu ja wcześniej o tym nie pomyślałam. Byłam przekonana, że kobiety nie mogą.

- Czyli możesz grać - zgodził się ze mną Jude. - W końcu płeć faktycznie nie jest jasno określona.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- A trener się zgodzi? - zapytał Erik.

- Zgodził się, o ile nie ma przeciwskazań regulaminowych - wyjaśniłam. - Zna już plan.

- Właśnie. Może byś nam go w końcu przedstawiła - wtrącił się Blaze.

- Posłuchajcie...

⚽️

Wytłumaczyłam im wszystko bardzo dokładnie. To znaczy nie wszystko, bo nie mogą wiedzieć wszystkiego. Trener zgłosi mnie praktycznie w ostatniej możliwej chwili, żeby Dark tego nie odkrył. Chciał ze mnie zrobić swoją broń. Wykorzystać mnie. A tu proszę, będzie całkowicie na odwrót.

Po wszystkim wybraliśmy się do centrum treningowego. Mark trenuje tu już od godziny i Ręka Majina wciąż mu nie wychodzi. Jest nieźle poturbowany, ale nie próbuje go nawet zatrzymywać. Po pierwsze - nie posłucha, uparty osioł. Po drugie - to dla niego ważne oraz dla całej drużyny. I choć bardzo boli mnie obserwowanie, jak się męczy, nie mogę nic zrobić. Nie odpuści, dopóki mu się nie uda.

- Martwisz się? - spytał szeptem Axel, na co pokiwałam głową. - Poradzi sobie. Nic mu nie będzie.

- Nie tylko tym się martwię - wyjaśniłam cicho.

- Boisz się, że nie opanujesz tej energii?

- Mhm - mruknęłam. - Muszę poćwiczyć, ale zdala od ludzi i nie w zamkniętym pomieszczeniu.

- Masz jakiś pomysł, co to w ogóle jest? Przecież wcześniej się nie ujawniało.

- Nie mam pojęcia...

- Chodźcie tu dzieciaki! - zawołał nas trener, więc leniwie wstałam, by do niego podejść. - Dziś wieczorem odbędzie się obóz szkoleniowy w naszej szkole. Spędzimy tu noc i owocnie spędzimy czas.

- Mam już zgodę waszych rodziców - odezwała się Nelly. Spojrzałam na nią z grymasem. - Twojej mamy też Aina, nie martw się.

A to ci zaskoczenie. Moja mama zgodziła się na coś związanego z piłką nożną bez najmniejszego problemu. Ciekawe, co jej powiedziała Nelly.
Wszyscy entuzjastycznie podeszli do pomysłu obozu.

- Chwileczkę trenerze - wtrącił się Mark. - Sama idea jest super. Ale szkoda tracić czasu na wspólne piknikowanie. Nasz mecz z Liceum Zeusa odbędzie się już pojutrze i do tego czasu muszę opanować Rękę Majina.

- Myślisz, że dasz radę? - spytał dość niemiłym głosem trener. - Ćwiczysz od bardzo dawna. Czy chociaż raz udało ci się wykonać ten ruch?

- Jeszcze nie, dlatego muszę trenować - odpowiedział skołowany Evans.

- I tak ci nie wyjdzie - podsumował go szkoleniowiec. - Ręka Majina to zaawansowana technika, którą twój dziadek ćwiczył wiele lat, wylewając pot, krew i łzy. To nie jest jeden z tych ruchów, który można odtworzyć kopiując jego motorykę. A dodatkowo mam wrażenie, że za bardzo się tym zadręczasz. Jestem pewien, że nie uda ci się jej opanować w takim stanie ducha.

- Dobrze ci zrobi, jeśli choć na chwilę zajmiesz się czymś innym - dołączył się Jude.

- Oni mają rację. Pewnych rzeczy nie przyspieszysz - zgodził się Erik.

- Spotykamy się tu o piątej - ogłosił trener.

Wszyscy wyglądali na uradowanych. Wszyscy, oprócz Marka. Cała ekipa wyszła, a on wciąż pozostał tu gdzie stał. Podeszłam do niego, ubierając swój najlepszy uśmiech.

- Spójrz na mnie - powiedziałam, widząc jego niezadowoloną minę.

Chłopak popatrzył na mnie spod łba.

- Opanujesz ten ruch. Potrzebujesz tylko odpoczynku - przerzuciłam mu rękę przez szyję. - No już, nie bulwersuj się tak. Musimy iść się spakować.

⚽️

Rozdzieliłam się z Markiem przy kwiaciarni. Stąd mamy już różne drogi do domu. Zdołałam przejść zaledwie obok drugiego budynku za kwiaciarnią, zanim zostałam wciągnięta w boczną uliczkę.

- Co ty robisz? Chcesz, żebym zeszła na zawał? - zapytałam wściekle Blaza, zakładając ręce na piersi i ignorując przestraszone, dudniące serce.

- Chodź ze mną do Julii - wręcz rozkazał.

Moja twarz momentalnie złagodniała. Oczywiście, że z nim poszłam. Siedzieliśmy i opowiadaliśmy jej, co się działo ostatnio. Po jakimś czasie Axelowi się przysnęło. Patrzyłam chwilę na jego spokojną twarz z delikatnym uśmiechem, następnie podeszłam do okna, by obejrzeć zachód słońca.

- Axel... - usłyszałam cichutki głosik.

Odwróciłam się natychmiast w stronę Julii. Wciąż była nieprzytomna...więc jak to możliwe?
Białowłosy spojrzał na mnie niedowierzając.

- Czy mi się to śniło? - zapytał, patrząc na mnie oczami pełnymi nadziei.

- Nie - wyszeptałam rozemocjonowana. - Ja też to słyszałam. A ostatnio - zrobiłam pauzę - wypowiedziała moje imię. Wtedy, kiedy mnie tu zastałeś. Myślałam, że mi się wydawało, ale już drugi raz...To nie może być przypadek. Ona na pewno nas słyszy.

Blaze wręcz rzucił się w moją stronę. Obejmował mnie mocno, prawie brakowało mi tchu.

- Udusisz mnie - zaśmiałam się.

⚽️

Stałam obok Silvii i obserwowałam bitwę na poduszki. Dziewczyna próbowała uspokoić towarzystwo. Jak mamusia, zabawne. Najlepsze jest to, że Celia również dołączyła do zabawy. W pewnym momencie sprawy wymknęły się spod kontroli. Lecąca z zawrotną prędkością poduszka przewróciła Kevina, który się wściekł, rozpoczynając wojnę.
Zaśmiałam się głośno.
Zauważyłam spóźnionego Marka. Obserwował zniesmaczony swoich kolegów, którzy rozpakowywali prywatne manatki.
Wymruczał coś pod nosem.

Zagoniłyśmy chłopaków do pomocy w kuchni. Celia była zachwycona umiejętnościami Axela. Ten wyjaśnił jej, że kiedyś często gotował dla Julii. To prawda. Pomagałam mu prawie zawsze. Uwielbiałam czas spędzany we trójkę.

Timmy wydzierał się na Bobbiego, który pokroił ziemniaki ze skórką, twierdząc, że to bez różnicy. Miałam ochotę walnąć sobie plaskacza w czoło. Todd z Judem kroili cebulę. Nawet do nich nie podchodziłam, od razu załzawiłyby mi oczy.

Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie widziałam Marka. Przeszłam się po placu. Zauważyłam go siedzącego na bezczce z zeszytem dziadka przed twarzą. A ten dalej swoje...

Po cichu do niego podeszłam. Był tak skupiony na analizowaniu po raz nie wiem już, który tej techniki, że nawet mnie nie zauważył. Stanęłam za nim i szybkim ruchem wyrwałam mu zeszyt z rąk.

- Hej! - krzyknął, natychmiast obracając się w moim kierunku.

- Miałeś się dziś zrelaksować - zwróciłam mu uwagę, chowając zeszyt za plecami.

- Nie mam czasu na głupoty! Oddaj mi zeszyt! - zeskoczył z beczki i próbował jak najmniej inwazyjnie odzyskać swoją własność, co oczywiście wykorzystywałam, z łatwością unikając jego rąk.

Na początku było to nawet zabawne. Śmiałam się z jego marnych prób. Po pewnym czasie mi się to znudziło, ale Mark wciąż nie odpuszczał.

- Wystarczy - zarządziłam surowo.

- To oddaj mi zeszyt.

- Bo nie masz czasu na głupoty, a on nie jest głupotą, w porównaniu do mnie, tak? - zapytałam, wypuszczając głośno powietrze.

- Nie o to mi chodziło - jęknął.

Rzuciłam mu zeszyt na beczkę, na której wcześniej siedział. Spojrzał na mnie pytająco.

- Śmiało, wróć do tego co robiłeś. Siedź sam, jeśli tak bardzo chcesz KAPITANIE. Ja wracam do drużyny skoro mnie tu nie chcesz.

- Nie, zacze-

- Aaa!

Usłyszeliśmy krzyk Jacka. Rozejrzeliśmy się, szukając źródła dźwięku. Wallside biegł rozpędzony w naszą stronę, całkowicie przerażony.

- Tam jest duuuuch! - obrońca schował się za mną.

- Jack, jaki duch? O czym ty mówisz? - spytał go Mark skołowany.

Za chwilę wokół nas zebrała się większość drużyny.

- Jaki duch? Duchy nie istnieją! Jest to naukowo udowodnione! - wściekał się Willy.

- Ja też coś tam widziałem.

Zza Jacka nagle wyłonił się Jim, ku przerażeniu okularnika, który zemdlał ze strachu.

- To nie był duch, tylko człowiek - dodał, wyjaśniając.

- Ale kto to mógłby być? Wszyscy byli tutaj z nami - rozejrzała się wokół Silvia.

- To był Ray Dark! - rzucił pewnie Steve. - Albo może...jakiś jego człowiek. Ktoś, kto planuje coś niecnego. Choćby jakiś kolejny nieszczęśliwy wypadek tuż przed meczem. To w jego stylu.

- Słuchajcie idziemy tam! - rozkazał Mark. - Namierzymy intruza i dowiemy się kim tak naprawdę jest!

- Idźcie, ja zostanę z Jackiem - rzuciłam.

Chłopak wciąż leżał na ziemi przerażony, trzęsąc się ze strachu, a obok niego nadal uśpiony Willy. Poza tym jeśli to naprawdę człowiek Raya Darka, to lepiej, żebym teraz nie stawała z nim twarzą w twarz. To mogłoby wszystko zepsuć. Jestem też przekonana, iż Dark nie pojawiłby się tutaj osobiście. Rzadko kiedy lubi sobie brudzić rączki brudną robotą. Lepiej chwytać za sznurki marionetek, a w razie czego wyprzeć się wszystkiego i pozbyć dowodów.

⚽️

Uspokajałam Jacka dłuższy czas. Teraz po prostu siedzimy i czekamy na powrót pozostałych. Nie ma ich już ponad godzinę, co zaczyna mnie martwić.

- Długo ich nie ma... - wymruczałam.

Ledwo skończyłam zdanie, a sylwetki drużyny ukazały się moim oczom. Wraz z nimi przyszło kilku członków dawnej Jedenastki Inazumy. I zagadka z duchem rozwiązana...

- Od dawna nie byliśmy na żadnym obozie.

- Więc pomyśleliśmy, że przyjdziemy tu i trochę wam pomożemy dzieciaki.

- Ale jak? - spytał Mark z miską pełną jedzenia w rękach.

Po skończonym posiłku, zawodnicy na emeryturze zaprowadzili nas do jakiejś dziwawcznej maszyny, która wygląda jak ostatnia droga.

- To sprzęt, który powstał czterdzieści lat temu, by pomóc zawodnikom opanować Rękę Majina.

- Wygląda naprawdę bardzo dziwnie - skomentował Evans, jakby czytał mi w myślach.

- Najważniejsza w tej technice jest kontrola nad mięśniami nóg i brzucha. Ta maszyna jest tak naprawdę świetnia w jej trenowaniu.

- Od razu wracają do mnie wszystkie wspomnienia. Kiedyś trenowaliśmy na niej co wieczór.

- I jak? Opanowaliście ten ruch? - spytał Kevin.

- Nie, nam to nic nie dało.

- To po co my to robimy? - rzucił skołowany.

- To może być właśnie to! Trenerze mogę być pierwszy? - zapytał podekscytowany bramkarz.

Pierwszy raz od dawna go takiego widzę. Ta cała maszyna daje mu nadzieję. Mi za to nie da nic. Ja muszę wyjść na zewnątrz, na puste boisko. I spróbować okiełznać to coś, co jest wewnątrz mnie. Tylko, jak to zrobić skoro zawsze wszystko wychodziło ze mnie podczas silnych emocji.

- Powodzenia Mark - rzuciłam, ruszając w stronę wyjścia.

- A ty gdzie? - Evans położył mi rękę na ramieniu.

- Zmierzyć się z własnymi demonami - odpowiedziałam poważnie.

I z ciężko bijącym sercem udałam się na szkolne boisko. Na szczęście jest duże, a wokół niego nie znajduje się zbyt wiele obiektów, które mogłabym przypadkiem zniszczyć. Nasz domek klubowy również mieści się w dość bezpiecznej odległości.

Stanęłam na środku murawy oświetlanej tylko przez blask księżyca, który odbijał dzisiejszej nocy światło tak mocno, że czułam jakby padały na mnie promienie reflektorów tych dużych, profesjonalnych stadionów. Dało mi to sporą dawkę pewności siebie. Kompletnie nie mam pomysłu, jak ją wykorzystać. Nie wiem od czego zacząć. Zdenerwować się w jakiś sposób? Mogłam tu przyprowadzić Axela. Zaczęlibyśmy te swoje kłótnie i dawka tych emocji zapewne wystarczyłaby mi na cały trening. Odkąd to coś ze mnie wylazło nie mogę zaznać spokoju. Skąd ja mam tę moc? Czemu wcześniej się nie ujawniła, tylko dopiero teraz. Jak ją ujarzmić? Te pytania spędzają mi sen z powiek.
Jednego jestem pewna - jeśli nie uda mi się opanować tej siły, nie zagram z nimi w meczu. Nie mogę ryzykować, że zrobię im krzywdę.
A w najgorszym przypadku...zabiję...

Nagle poczułam to już znajome mrowienie w palcach. I co teraz? Może spróbuję z piłką. Podbiłam ją lekko do góry. Tyle, że lekkie to było w mojej nietrafnej ocenie. Wyleciała tak wysoko, że w żaden sposób nie jestem w stanie jej dogonić. Denerwuje mnie fakt, iż nie potrafię nawet wyczuć, na ile mogę sobie pozwolić.
Gdy piłka opadła spróbowałam ponownie, tym razem posyłając ją przed siebie, nie nad. Byłam w stanie podbiec i wybić się, ale w powietrzu poczułam niewiarygodny ciężar. Miałam wrażenie jakby mnie coś rozrywało od środka i zanim zdążyłam zareagować zaczęłam szybko spadać w dół. Z impetem uderzyłam o ziemię. Ta fioletowa otoczka wciąż nie znikała. Nie mogę się podnieść, nie czuję kontroli nad własnym ciałem. Próbuję się uspokoić - wdech i wydech, lecz na próżno, ponieważ stresuję się jeszcze bardziej, gdy to nie pomaga. Przekręcam się twarzą do ziemi. Niech mnie pochłonie ta cholerna diablica, ale przynajmniej, kiedy mnie znajdą nie zobaczą mojej twarzy w takim stanie.

Nie mam pojęcia, ile czasu już leżę wdychając ten kurz. Chyba niezbyt długo, bo mogę normalnie oddychać, albo właśnie wystarczająco, żeby to coś wewnątrz pozwoliło mi zacząć normalnie funkcjonować.
Podniosłam się powoli z ziemi. Ten trening nie wypali, nic nie wypali... Zniszczę siebie i wszystkich w najbliższym otoczeniu.
Próbowałam jeszcze kilka razy i za każdym nie potrafiłam utrzymać się na nogach. Jestem już taka wściekła, że siadam na ziemi w bezruchu, bo jeśli pobudzę się bardziej zapewne wypalę dziurę w boisku.

Nie mogę. Nie dam rady. To jest silniejsze niż moje ciało. Psychikę mogę mieć ze stali, determinacji ponad czubek głowy, ale co z tego, skoro przy każdej dłuższej próbie utrzymania energii w ryzach osuwam się na nogach. Gdy się uspokajam, wracam do pozostałych. Może chociaż Markowi się udało.

Schodzę wolno po schodach, ale już na górze słyszałam jakieś głośne rozmowy. Kiedy zeszłam na dół i stanęłam w drzwiach wcale nie zdziwił mnie widok drużyny motywującej siebie nawzajem.

- Tak, naszym celem jest sto jeden goli - potwierdził Jude.

- Damy radę, przecież razem jesteśmy nie do zatrzymania! - ucieszył się Mark.

- Sto jeden goli to duże wyzwanie, nawet jak na ciebie Jude - zaśmiałam się, podchodząc do chłopaków.

- Jak twój trening? - spytał Mark.

Trochę zbladłam. Spodziewałam się takiego pytania, ale nie przemyślałam sprytnej odpowiedzi. Nie chcę, żeby wiedzieli, że sobie nie radzę. Czułam jakby odchodziły mi wszelkie siły.

- Byle do przodu. A jak twój? - odbiłam piłeczkę.

Podparłam się dłonią o ramię stojącego najbliżej Juda.

- Też ruszył do przodu - uśmiechnął się szeroko. - Ale na pewno wszystko u ciebie dobrze? - zmarszczył brwi.

- Tak - uśmiechnęłam się słabo. - Czemu pytasz?

- Jesteś strasznie blada - rzucił Axel ze zmartwieniem w głosie.

- Tak? - palnęłam głupio. - Wszystko okej.

Wcale nie jest okej.

- To dlaczego coraz mocniej ściskasz moje ramię? - dołączył się Jude.

Spojrzałam na niego jakbym nie wiedziała, o czym mówi.

- Aina, naprawdę nie wyglądasz dobrze - wyjaśnił trener.

- Jestem po prostu zmęczona.

Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nie dociekał.

- Zostawiamy was dzieciaki. Nie siedźcie długo, wyśpijcie się - polecił mężczyzna. - I zajmicie się nią w razie czego. A gdybyście nas potrzebowali będziemy w sali dwadzieścia.

Wszyscy członkowie dawnej Jedenastki wyszli.

- Aina, a teraz powiedz prawdę - powiedziała surowo Silvia.

- Właśnie - zgodził się Jack. - Serio nie wyglądasz dobrze.

- Rzeczywiście jesteś bardzo blada - potwierdził Nathan.

- I nogi ci się trzęsą - dodał Erik.

- Dajcie mi spokój... - Robi mi się strasznie gorąco, więc powinnam być czerwona nie blada. Puszczam ramię Juda i ściągam z siebie bluzę. - Idźcie stąd! - krzyknęłam.

Wszyscy patrzą na mnie zmartwieni, ale wykonują polecenie. W pomieszczeniu zostaje Silvia, Jude, Mark i Axel. Celia przez chwilę się waha, lecz w końcu także wychodzi.

- Ty też wyjdź - powiedziałam gniewnie do Blaza.

Ale nie widzę wyrazu jego twarzy. Obraz zaczyna mi się rozmazywać. Zauważam tylko jego niewyraźną sylwetkę zmierzającą w stronę drzwi.

- Aina, co się dzieje? - usłyszałam przerażony głos Silvii.

Nie odpowiadam jej. Ostatnie, co pamiętam to uścisk w pasie i przestraszone głosy.

Wszechwiedzący

- Aina! - krzyknęli przerażeni, gdy dziewczyna mdlała.

Jude złapał ją szybko w pasie i przyciągnął do siebie, by nie upadła na podłogę. Klęknął, wciąż trzymając koleżankę w ramionach. Mark z Silvią kucnęli zmartwieni obok. Woods przyłożyła dłoń do czoła przyjaciółki.

- Nie ma gorączki - powiedziała cicho.

- To co jej jest? - spytał Evans, chwytając Ainę za chłodną dłoń.

- Może to przez to...coś - zasugerował Sharp, patrząc na dziewczynę z przenikliwością. Tak, jakby chciał prześwietlić wzrokiem jej ciało.

- Jude?

Wszyscy spojrzeli na Lyrne, odetchnąwszy z ulgą.

- Ale nas wystraszyłaś - powiedziała uśmiechnięta Silvia.

Aina przekręciła głowę w jej stronę.

- Kim jesteś? - rozejrzała się dookoła. - Jude, gdzie my jesteśmy?

Chłopak spojrzał na nią zszokowany. Woods zakryła sobie usta dłonią, nie rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Mark tylko wpatrywał się w przyjaciółkę zaskoczony.

- Nie pamiętasz? - wydusił w końcu Sharp.

Lyrne spojrzała na niego dziwnie.

- Ale o czym?

- Straciła pamięć? - odezwał się Evans.

Aina słysząc jego głos ożywiła się nagle. Podniosła się szybko do pozycji siedzącej, patrząc zaskoczonym wzrokiem, ale też z radością wymalowaną na twarzy na bramkarza.

- W końcu jesteś! - rzuciła się na niego, zamykając go w mocnym uścisku. Evans spojrzał pytająco na Juda, lecz ten tylko pokręcił głową, ponieważ sam jeszcze nie przyswoił zaistniałej sytuacji. - Mark...Nie odzywałeś się. Myślałam-

- Aina posłuchaj mnie i odpowiedz bez pytań - przerwał jej kapitan, odsuwając dziewczynę od siebie. - Kiedy się przeprowadziłaś?

- Trzy miesiące temu - Sharp z Evansem rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Przecież to było już prawie cztery lata temu. - Dokładnie trzy miesiące i dziesięć dni. Tęskniłam za tobą - Łzy stanęły jej w oczach.

- Cz-czemu płaczesz? - spytał zaskoczony.

- Bo mnie odsunąłeś...Nie tęsknisz za mną? - zapytała, wyglądając przy tym jakby ktoś złamał jej serce.

- J-ja...tęsknię - wymruczał Evans, pesząc się.

- Mark... - szepnął do chłopaka Jude.

- Hmm?

- Przytul ją.

- C-co?

- Widzisz, co się z nią dzieje. Jeśli będzie płakać nie zdołamy się dowiedzieć, jak jej pomóc.

- Nie zmuszaj go - warknęła Aina. - Wyglądasz na sympatyczną - zwróciła się do Silvii. - Mogłabyś mnie stąd wyprowadzić? Nie mogę patrzeć na te męskie zmowy.

Woods pokiwała twierdząco głową, lekko się uśmiechając.

- Tak właściwie to, kiedy wy się poznaliście? - zapytała podejrzliwie Lyrne.

- Niedawno - rzucił pewnie Jude. - Wracajmy na górę.

Gdy wyszli na zewnątrz fioletowłosa rozejrzała się dookoła.

- Ta szkoła przypomina trochę szkołę ze zdjęć mojego dziadka. Nazywała się chyba...Raimon? Co my tu robimy?

- Jesteśmy na obozie piłkarskim - wyjaśnił Mark.

- Tak - potwierdziła szybko Silvia. - Dostałaś przypadkiem piłką w głowę, pewnie dlatego nic nie pamiętasz.

- To dlatego mam wrażenie jakbym tu wcześniej była.

- Wróćmy do pozostałych, zaraz powinniśmy kłaść się spać. Pójdę przodem - powiedziała ze sztucznym uśmiechem Woods i pobiegła uprzedzić pozostałych, że Aina nie jest do końca sobą, więc mają ją o nic nie pytać pod groźbą spania na zewnątrz. Wszyscy byli zaskoczeni, chcieli dowiedzieć się czegoś więcej, lecz Silvia rzuciła im tak ostre spojrzenie, że postanowili zrezygnować. Gdy pozostała trójka weszła do sali, przyglądali im się w ciszy oraz oczekiwaniu.

- Hej koledzy z obozu - przywitała się Aina. - Już wszystko dobrze - uśmiechnęła się zażenowana.

- Na pewno? - podszedł do niej Axel.

- T-tak? - zająknęła się. Nie rozumiała, czemu tak nagle poczuła się dziwnie.

- Axel...Ona... - chciał wyjaśnić Mark, choć nie był pewny, co ma mu powiedzieć. Że w minutę straciła pamięć tak po prostu? Przecież to brzmi absurdalnie.

- O, znacie się? Od kiedy?

- Aina, nie wygłupiaj się - rzucił surowo Blaze.

- Ona się nie wygłupia - odpowiedział poważnie Sharp.

- Ty też go znasz? - zdziwiła się dziewczyna. - Czemu nie mówiliście, że macie takiego przystojnego kolegę? I skąd zna moje imię?

Wszyscy niewtajemniczeni spojrzeli na nią, jak na wariatkę.

- Chyba pora kłaść się spać - zarządziła ze sztucznym uśmiechem Silvia, łapiąc przyjaciółkę za ramiona. - Chodźmy się przebrać.

Gdy wróciły, Aina rozejrzała się po pomieszczeniu. Odnalazłszy Marka siedzącego z Axelem, Judem, Erikiem i Bobbym na jego łóżku, ruszyła radośnie ku nim.

- Co tam Aina? - spytał Mark, kiedy stanęła nad nimi.

- Mogę dziś z tobą spać? - zapytała bez skrupułów.

- Co? Spać ze mną? - spytał, upewniając się, że się nie przesłyszał. - A-ale...

- Przecież często to robiliśmy - stwierdziła beztrosko i usiadła przy nim. - Poza tym nie wiem, kiedy następnym razem uda nam się zobaczyć - powiedziała smutno.

Evans rozejrzał się po kolegach, szukając ratunku. Axel nie miał zbyt zadowolonej miny, Bobby i Erik wzruszyli ramionami bezradnie, a Jude pokiwał delikatnie głową, ale nie wyglądało jakby uważał ten pomysł za dobry. 
Mark zastanawiał się jak niby ma z nią spać. Tak po prostu położyć się razem do łóżka? W tym wieku to już trochę...niezręczne.

- Proooszę - przytuliła się do jego ramienia, przez co cały się spiął.

- Do-dobra - zgodził się.

Choć trochę ulgi przyniósł mu fakt, że to on położył się pierwszy i udawał, że śpi, gdy dziewczyna kładła się obok.
Pozostali obserwowali tę scenę zszokowani, ale światła w końcu zgasły, więc pochłonięci myślami o niewyjaśnionych sprawach i niedopowiedzeniach, położyli się spać. Tylko Mark przez dłuższy czas nie potrafił zasnąć, bojąc się w ogóle poruszyć. W pewnym momencie tak ścierpł, iż odważył się przekręcić na plecy. Nie spodziewał się, że dziewczyna prawie od razu wtuli się w jego rękę.

- Tęsknię za tobą - wymruczała Aina. - Czemu masz mnie gdzieś?

Evans przekrzywił lekko głowę, żeby spojrzeć na jej twarz. Uśmiechnął się nieświadomie pod nosem.

- Nie mam.

W końcu udało mu się zasnąć.

Aina

Usłyszałam szmery i szeptanie. Uchyliłam lekko powieki, ale nieznośna jasność sprawiła, że zamknęłam je ponownie, chcąc przyzwyczaić się do niej.
Musiałam zemdleć, więc położyli mnie do łóżka. Czuję się o dziwo świetnie. W mojej głowie zaczynają pojawiać się urywki jakiegoś dziwnego snu. Próbuję kolejny raz otworzyć oczy. Powoli mi się to udaje. I przeżywam szok. Leżę przytulona do jakiejś osoby. Co więcej, ta osoba także obejmuje mnie jedną ręką. Co się właściwie wczoraj stało? Czy ja coś...zrobiłam głupiego?

Staram się obmyślić plan, jak dyskretnie wydostać się spod ręki, silnie mnie trzymającej, by nie obudzić osoby, do której należy. Nic mi nie przychodzi do głowy, więc postanowiłam najpierw sprawdzić z kim, jakimś cudem, spałam. To znaczy poszłam spać w jednym łóżku, pod jednym przykryciem, na jednej poduszce, w dodatku w takiej pozycji...
Podnoszę delikatnie głowę, a moim oczom ukazuje się twarz...Marka?!

- Co jest?! - wzdrygam się zaskoczona, już kompletnie się nie przejmując, że mogę go obudzić.

Patrzę z przerażeniem na budzącego się chłopaka, który na początku nie wie, co się dzieje. Dopiero po chwili, chyba częściowo uświadamia sobie sytuację, lecz wciąż nie zdejmuje ręki z mojej talii.

- Czemu krzyczysz? - mruczy zaspany.

- Czemu śpimy razem w jednym łóżku? - pytam drżącym głosem.

- Nie pamiętasz?

Oglądam się za siebie i widzę rozbawionego Juda, który zadał mi to pytanie, a obok Celię i Silvię. Kręcę przecząco głową, rozglądając się wokół.

- Pozostali już poszli. My zostaliśmy, żeby sprawdzić, czy już ci przeszło - wyjaśniła niebieskowłosa.

- Ale co mi miało przejść? - Próbuję wstać, lecz coś mi to uniemożliwia. Wracam spojrzeniem spowrotem na Evansa, który chyba ponownie przysnął. Aż przypominają mi się chwile z dzieciństwa. Wygląda uroczo, ale w tym momencie nie mam humoru na podziwianie go.

- Mark.

- Tak? - odpowiedział, czyli nie do końca śpi.

- Rozbudź się w tej chwili - rozkazałam.

Chłopak otworzył oczy, próbując oswoić się z rzeczywistością. Dałam mu chwilę.

- Już?

- J-ja, mogę to wyjaśnić, ty-

- Zaraz. Najpierw mnie uwolnij.

- Co?

- Zabierz-swoją-rękę-z mojej-talii, chcę wstać - patrzę na niego błagalnie. - Proszę.

- Co?

Straciłam cierpliwość. Złapałam go za dłoń, z całej siły zrzucając jego rękę i podniosłam się z łóżka.

- To - rzucam. Momentalnie się speszył. - Czy inni też to widzieli?

- Tak - potwierdził Sharp, na co westchnęłam.

- Zrobiłam też wam zdjęcia, gdybyś ty nie dała rady tego zobaczyć na własne oczy - powiedziała dumna z siebie Hills.

- Celia! - krzyknęłam oburzona.

- No co? Wyglądaliście słodko - rzuciła Silvia.

Spojrzałam na nią w szoku. Nie wyglądała na złą, ani nic z tych rzeczy. Coś mnie ominęło?

- Dobrze, mniejsza z tym. Czy ktoś mi może w końcu wyjaśnić, czemu spałam z Markiem?

⚽️

Nie wierzę we wszystko, co się wczoraj wydarzyło.

Jak do tego doszło?

Najgorsze jest to, że prawie nic nie pamiętam. Tylko moje omdlenie oraz te urywki wydarzeń, które wzięłam za sen.

No nic. Nie mam czasu teraz o tym myśleć. Muszę zająć się czymś innym.
Stoję właśnie przed siedzibą drużyny Zeusa. Koncentruję się maksymalnie. W końcu moim zadaniem jest oszukać największego kłamcę i manipulatora na tym świecie. Weszłam do środka, od razu byłam kierowana do gabinetu Darka przez napotkanych po drodze ludzi. Jakby spodziewał się, że przyjdę. Biorę ostatni, głęboki wdech przed otwarciem drzwi do jego jaskini.

- Spodziewałem się ciebie.

- Tak, domyśliłam się - powiedziałam ze spokojem.

- Spodziewałem się wizyty, ale nie jej celu. W tym jesteś nieprzewidywalna nawet dla mnie - wyjaśnił, uśmiechając się pod nosem.

- Uznam to za komplement - odpowiedziałam, unosząc kąciki ust. - Choć myślałam, że już wiesz, co tu robię. W końcu wysłałeś do mnie swojego pionka. Jak mu tam było? Blondyna Love.

- Aina, mów o co chodzi. Nie trać mojego cennego czasu, na głupie gadki. Znasz mnie, wiesz, że tego nie toleruję.

- Dowiedziałam się o pańskich powiązaniach z moimi rodzicami. Rozmawiałam z mamą o waszych wspólnych interesach i korzyściach jakie wynikały dla obu stron - wyjaśniłam.

- I co w związku z tym?

- Rozmawiał też ze mną ten cały Byron. Przyznaję - zakończyło się to wtedy niezbyt miło, głównie z mojego powodu. Ale przemyślałam sprawę. Podobno wiesz, co mi jest i jesteście w stanie pomóc - powiedziałam twardo.

- Tak, wiem. Widziałem już taki przypadek i wiem, jak ci pomóc. Ale znasz warunki.

- Znam i jestem w stanie je spełnić, jeśli nauczysz mnie kontrolować to gówno wewnątrz mnie - odparłam stanowczo.

- Nauczę, jeśli tylko-

- Dołączę do Zeusa.

_________________________________________

4152 słowa

Nawet nie wiecie, jak przyjemnie pisało się sceny z Ainą, która ma amnezję.

Bardzo brakowało mi w anime jakieś sceny z nocowania oraz poranka i to był idealny moment, żeby wpleść wątek z tym, z czym zmaga się Aina - przeszłość i teraźniejszość.

Do końca I części mamy prawdopodobnie 2 rozdziały i Epilog. Chyba, że coś ulegnie zmianie.

Widzimy się na pewno jeszcze w tym miesiącu.

(Następny rozdział ma dość komiczny tytuł)

Do następnego!💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top