XX. Ostatnia przeszkoda
Wstawiam pół godziny wcześniej, bo mam jutro pociąg o 5:00, a później będę zajęta😁
To będzie jeden z tych nudniejszych rozdziałów. I jeden z krótszych.
Za to kolejny...😏
________________________________________
Bracia Murdock wciąż są w natarciu. Wiedziałam, że Kirkwood to silna drużyna. W dodatku bardzo się rozwinęli od naszego ostatniego spotkania. Nie będzie z nimi łatwo, ale Raimon również jest niesamowitym zespołem. Nie odstają od nich umiejętnościami. Muszą tylko się skoncentrować i rozgryźć jak zatrzymać trzech mściwych napastników.
Thomas ponownie użył Odwrotnego Tornada. Mark tym razem postanowił wykorzystać Boską Rękę. Myślę, że ona powinna bez problemu zatrzymać ten strzał. Na całe szczęście obronił. Straciliśmy tylko jedną bramkę. To idzie na spokojnie odrobić.
Jeden z trojaczków znów atakuje. Evans ponownie obronił. Przy piłce jest pomocnik Kirkwood, ale niezrównoważony Tyler wchodzi mu w drogę, odbierając ją koledze. Biegł w kierunku naszej bramki. Zatrzymał go Jack.
- Zostało dziesięć minut - powiedziała smutno Silvia.
- A my nadal jesteśmy bezradni - dodała Nelly.
- Będzie dobrze - próbowałam je trochę podtrzymać na duchu.
- Spokojnie, jest na to sposób - uspokoił trener.
- Ale jaki? - spytała Celia.
I za sekundę usłyszałam krzyki z boiska. Wygląda na to, że pomiędzy braćmi a drugim pomocnikiem Kirkwood pojawił się jakiś konflikt. Nagle wszystko stało się jasne. Już wiem, co trener ma na myśli.
- Bracia Murdock są tak zdesperowani, że kompletnie nie panują nad drużyną. Zaczynają się kłócić ze swoim własnym pomocnikiem - wyjaśnił mężczyzna.
- Możemy to jakoś wykorzystać? - zapytała przejęta Silvia.
- Myślę, że chłopaki już to wykorzystują. Spójrzcie - kiwnęłam głową w kierunku boiska.
Jude, Mark, Bobby i Erik w tej chwili coś omawiali.
- Skąd u ciebie taki spokój Aina? - spytała mnie Nelly.
- Bo wiem, że wygrają. Nie po to tyle przeszli, żeby teraz przegrać - skwitowałam.
Dziewczyny pokiwały głową ze zrozumieniem, uśmiechając się pod nosem. Chyba już trochę się rozluźniły. Mam nadzieję. Nie możemy im pokazać, że też się stresujemy. Musimy ich wspierać, chociaż w ten sposób.
Mark podał do Bobbiego. Nie wiem, co oni kombinują, ale bracia Murdock wzięli to za prezent. Myślę, że się przeliczą. Chłopaki na pewno nie działają bezpodstawnie. Nie podstawiliby im się tak. Axel ze Stevem zaczęli biec w dwóch różnych kierunkach ku polu karnemu Kirkwood. Bobby wykonał podanie do Juda. Evans wybiegł z bramki, a Shearer pobiegł razem z nim. Już wiem, co kombinują. Sharp przekazał piłkę Erikowi. Przymierzają się do Trój Pegaza. Sprytnie to wykombinowali. Zagranie się udało, a my w końcu zdobyliśmy gola.
Mark z Axelem przybili sobie przyjacielską piątkę.
Zakończyła się pierwsza połowa.
- Świetnie wam idzie! Zmuście braci do cofnięcia się do środka pola, a wtedy wygramy ten mecz - powiedziała entuzjastycznie Silvia.
- Tylko, że...w drugiej połowie na pewno rozgryzą naszą taktykę - wyjaśnił Sharp.
- To więcej niż pewne - mruknęłam. - Trzeba coś wymyślić.
- Poza tym, nie użyli jeszcze firmowego ruchu - dodał Axel.
Wszyscy popatrzyli najpierw na mnie, później na białowłosego.
- Nie patrzcie tak. Gdybyśmy znali sposób na Trójkąt Z już dawno byście wiedzieli - spojrzałam w niebo, jakbym tam miała znaleźć odpowiedź.
- Panowie damy sobie radę, nie boję się ich strzałów. Zatrzymam każde uderzenie - wygłosił motywacyjnie Mark.
Uśmiechnęłam się pod nosem na te słowa. Z takim nastawieniem na sto procent wszystko będzie dobrze.
Rozpoczęła się druga połowa. Bracia Murdock od razu przystąpili do ataku omawianą wcześniej techniką. Mark użył Boskiej Ręki, ale nie wyglądało to dobrze. Próbował wspomóc się drugą ręką, lecz i to nic nie dało. Nie mam pojęcia, jak poradzić sobie z Trójkątem Z. Na ten moment pozostaje im wspierać siebie nawzajem, motywować.
Chłopcy ponownie próbowali wykonać Trój Pegaza. Jednak Malcolm był już przygotowany na tę ewentualność.
Kirkwood znowu w ofensywie, która została przerwana przez Axela. Blaze pędzi w kierunku bramki przeciwnika wraz z Kevinem. Chłopcy użyli Smoczego Tornado, jednak zostało ono zatrzymane. Piłka wyleciała spowrotem do góry, a białowłosy ponownie do niej wyskoczył całkowicie zaskakując przeciwnika. Udało mu się tym zagraniem zdobyć bramkę. Widać jego determinację, żeby utrzeć nosa braciom. Drużyna dzielnie walczy. Oba zespoły walczą, jakby od tego zależało ich życie.
Silvia ukradkiem spojrzała na stoper. Zerknęłam na wyświetlacz, który wskazywał, że mecz dobiega końca
- Ile do końca meczu? - zapytała przejęta Nelly.
Celia nachyliła się, żeby sprawdzić ile czasu pozostało i aż pisnęła.
- Za chwilę się skończy! - rzuciła przerażona.
Nelly westchnęła zmartwiona.
Teraz także nie potrafiłam powstrzymać nerwów. Ściskałam dłońmi swoje uda z całej siły. W tym momencie nie czułam bólu.
Trojaczki ponownie użyły zabójczego Trójkąta Z. Wszyscy spojrzeli na to zaniepokojeni. Jeszcze mocniej wbijam palce w nogi, aż poczułam jak paznokcie wżynają mi się w skórę.
Mark próbował zatrzymać atak Boską Ręką. Z daleka mogłam dostrzec tę determinację wymalowaną w jego oczach.
Nagle Jack oraz Todd doskoczyli za plecy Evansa, przytrzymując go. To jest prawdziwa drużyna, prawidziwi przyjaciele. Udało im się wspólnie zatrzymać Trójkąt Z. Znaleźli na niego sposób. Łzy wzruszenia stanęły mi w oczach. Jestem taka dumna oraz wdzięczna, że mogę być częścią tak niesamowitej grupy ludzi.
Axel w szybkim tempie przystąpił do ofensywy, by następnie podać piłkę do Erika. Bobby, Mark i Eagle zdeterminowani ruszyli do Trój Pegaza. Wyglądają jakby byli w mocnym gazie. Malcom ponownie próbował zatrzymać ich Wirującym Cięciem, ale chłopcy po prostu przebiegli przez jego obronę, jak gdyby nie robiło to na nich większego wrażenia. Nagle energia wokół piłki zmieniła kolor z niebieskiego na czerwony. Aż wstałam z wrażenia. Zamiast pegaza naszym oczom ukazał się niesamowity, płomienny feniks. Nowy atak zmiótł każdego przeciwnika na swojej drodze. Bez problemu pokonali bramkarza, zdobywając zwycięską bramkę.
Ruszyłam szybkim tempem szczęśliwa w kierunku Marka i rzuciłam mu się na plecy, owijając się nogami nad jego biodrami, a rękami wokół jego szyi. Chłopak westchnął zaskoczony, ale miałam to w nosie. Byłam taka szczęśliwa, że czułam jakbym była pod wpływem jakiś środków odurzających. Zapomniałam o bólu przeszywającym moje ciało. Kule zgubiłam gdzieś po drodze.
- Macie finał! - krzyknęłam uradowana.
- Mamy - zaśmiał się Mark. - Gdzie masz kule? Nic ci nie jest?
- Jestem pod wpływem adrenaliny, także można powiedzieć, że aktualnie jestem nieśmiertelna - zaśmiałam się radośnie.
- Ale jak ci przejdzie to będziesz tego żałowała.
- Dobra, to schodzę - mruknęłam.
- Nie - zaprotestował. - Zaraz cię odniosę - złapał mnie pod kolanami, poprawiając moje usadowienie.
- Dzięki. Cześć Malcolm - przywitałam się z pomocnikiem Kirkwood - Dobrze cię widzieć.
- Cześć. Ciebie też. Cieszę się, że trafiliście z Axelem na taką drużynę - uśmiechnął się serdecznie.
- Graliście niesamowicie. Cieszę się, że wciąż trzymacie wysoki poziom - odwzajemniłam uśmiech.
- Dzięki. Jak tam z Axelem? - zapytał ciekawy, a moja mina momentalnie uległa zmianie.
- Nie jesteśmy już razem - wyjaśniłam.
- O. To się chłopcy ucieszą - zaśmiał się.
- Co?
- No nie mów, że nie wiedziałaś. Jakaś jedna czwarta drużyny się w tobie kochała - spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Bobby i Erik zaśmiali się pod nosem.
- Z czego się śmiejecie?
- Może w Raimon też tak jest - puścił mi oczko Malcolm.
- Nie ma takiej możliwości - parsknęłam.
- To prawda. Oni raczej się jej boją niż kochają - zaśmiał się Mark, a ja zdzieliłam go w głowę, na co jęknął.
Zaczynałam odczuwać lekki ból. Chłopak odniósł mnie na ławkę, wręczając mi kule, które zgarnęliśmy po drodze. Wzięłam je i ruszyłam powoli do Axela stojącego w towarzystwie bliźniaków oraz trenera Kirkwood.
- To był zaszczyt zagrać przeciwko wam - usłyszałam głos Blaza.
- Dziękuję Axel. Na prawdę bardzo wydoroślałeś przez ostatni rok. Gratuluję wam zwycięstwa - odparł mu trener.
Stanęłam przy chłopaku, uśmiechając się do mojego byłego szkoleniowca.
- Dzień dobry.
- Cześć Aina. Jak się czujesz?
- Będę żyć - zaśmiałam się. - Dziękuję za pomoc wtedy. I przepraszam. Byłam zdenerwowana.
- Ty też się zmieniłaś. Wciąż jesteś narwana, ale starasz się nad sobą panować i potrafisz przyznać się do błędu - odwzajemnił uśmiech.
- Wpływ Axela... - mruknęłam, a chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Trenerze ja też przepraszam. Ten rok był dla mnie bardzo trudny i zawiodłem wielu ludzi - wyjaśnił smutno napastnik.
- Słyszałem o wypadku twojej siostry. Bardzo mi przykro. Rozumiem, że to był główny powód twojego zniknięcia. Mimo wszystko powinieneś nam o tym powiedzieć. Tak byłoby lepiej. Podczas meczu zobaczyłem jednak, że już nie uciekasz od problemów i nauczyłeś się z nimi walczyć. Jestem z ciebie dumny.
- Dziękuję trenerze - uśmiechnął się Axel.
- Zapomnijmy o wszystkim. Możemy się tak umówić? - złapał go za ramiona.
- Tak - zgodził się Blaze.
Bracia Murdock zdobyli się na odwagę, wyjaśnili wszystko i przeprosili chłopaka. Pogodzili się ze sobą. Zaczęłam odchodzić spowrotem do Marka.
- Ciebie też przepraszamy Aina. Zrobiliśmy ci krzywdę z własnej głupoty - zwrócili się do mnie. Obejrzałam się za siebie i uśmiechnęłam się szczerze.
- Sama rzuciłam się przed atak. Mark też był głupi. Ja także. Najważniejsze, że już wszystko jasne. Ale spróbujcie jeszcze raz gnębić dzieci lub staruszki to połamię wam nogi - zaśmiałam się.
- Jak to gnębić dzieci i staruszki? - zapytał ostro trener Kirkwooda, a ja ruszyłam dalej, uśmiechając się szyderczo.
Dobrze, iż przeprosili, ale jakaś kara za ich zachowanie musi być.
Podeszłam do Marka i Juda.
Ten pierwszy patrzył w ciszy na swoją dłoń. Zmarszczyłam brwi. Martwi się.
- Mark, dasz radę zagrać? - spytał Jude.
- No jasne - odpowiedział pewnie.
- Jak twoje dłonie? - zapytałam przejęta. Zastanawiam się, co mu chodzi po głowie. Na pewno się czymś martwi. Znam go zbyt długo, widzę takie rzeczy.
- Wszystko z nimi dobrze.
- To czym się martwisz? - popatrzyłam na chłopaka poważnie.
Mark zacisnął pięści i spuścił wzrok.
Wiedziałam.
________________________________________
1470 słów
Następny rozdział będzie tym najdłuższym do tej pory. Mam nadzieję, że wynagrodzi wam ten.
Widzimy się w czwartek🫡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top