XVI. Wyjście
To jest ostatni rozdział. Niestety po nim następuje przerwa. Myślę, że od 7 sierpnia rozdziały zaczną znowu wlatywać regularnie, ale nie jestem pewna. W ramach rekompensaty ten rozdział liczy 4000 tysiące słów. Miłego czytania i do zobaczenia! 💜
______________________________________
- Muszę? - zapytałam błagalnym głosem.
Mark zapowiedział mi, że mam powiedzieć drużynie o moim odejściu dzisiaj. Według niego lepiej wcześniej. Rozumiem to. Tylko bardzo nie chcę tego zrobić. Nie taki miałam plan.
- Zebrałem już wszystkich, no chodź - pociągnął mnie za ramię.
- Ale ja nie chcę - jęknęłam.
- Nie zachowuj się jak dziecko.
- I kto to mówi? - złapałam się ręką słupa, obok którego przechodziliśmy. - Daj mi się przygotować.
- Miałaś wystarczająco dużo czasu - mruknął. - Aina, puść ten słup - Chłopak podszedł do mnie i złapał mnie w pasie, odciągając od niego.
Cholerny bramkarz. Musi mieć tyle siły w tych łapach?
- To ty mnie puść.
Chłopak wciąż mnie trzymając, westchnął głęboko, po czym szybkim, zwinnym ruchem podniósł mnie do góry i przerzucił przez swoje ramię.
- Ej! - szarpałam się, ale Evans trzymał mnie za mocno - Puść mnie!
- Puszczę - stwierdził - Ale w domku.
- Mark!
- Aina, nie możesz ciągle uciekać - powiedział bardzo poważnym, jak na siebie głosem.
Przestałam się szarpać i po prostu pozwoliłam mu się nieść jak worek ziemniaków. Wiem, że ma rację, ale dla mnie powiedzenie tego wszystkim będzie przypieczętowaniem mojego odejścia. Do tej pory starałam się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Mimo, iż wcześniej sama chciałam odejść, to Mark wybił mi to z głowy podczas tamtej rozmowy. Tylko co z tego, skoro już wtedy znałam zdanie mojej matki.
Wparowaliśmy w tej dziwnej pozycji do klubu. Rzeczywiście zebrali się tam wszyscy. Spojrzeli na nas wielkimi oczami, ewidentnie nie rozumiejąc dlaczego ich kapitan niesie mnie na swoim ramieniu.
Wciąż mnie nie puszczając, chłopak postanowił zamknąć za nami drzwi. Zapewne uwzględniając moją wcześniejszą chęć ucieczki. Odwrócił się jednak nie w tę stronę, przez co spotkałam się we wręcz intymnym kontakcie z metalową kolumną, która wystaje ze ściany.
- Auć! - zawyłam z bólu. - Mark! - krzyknęłam sfrustrowana.
- Przepraszam! - Odstawił mnie szybko na ziemię.
Złapałam się jego ramienia, żeby nie upaść, ponieważ przez chwilę straciłam lekko równagę. Drugą ręką dotknęłam bolącego czoła.
- Możemy wiedzieć, co wy wyczyniacie? - zapytał skołowany Nathan. - Mark, po co nas tu ściągnąłeś?
- Aina ma wam coś do powiedzenia - ogłosił bramkarz, a ja posłałam mu piorunujące spojrzenie.
Nathan oraz Axel, a później pozostała część drużyny spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Mus to mus.
- Odchodzę z drużyny i ze szkoły - powiedziałam szybko, wciąż masując obolałe miejsce.
Czułam się naprawdę bardzo źle. Stali się oni dla mnie drugim domem, jeśli nie pierwszym. Rodziną...
Przez długi czas odpowiadała mi cisza. Zabrałam rękę z czoła, żeby wyczytać cokolwiek z ich twarzy. Patrzyli się na mnie z uniesionymi brwiami, jakby czekali, aż dodam coś jeszcze.
- Już możesz powiedzieć, że żartujesz. Nikt się nie nabrał na ten kawał - podsumował Axel.
- Axel, to nie jest żaden kawał - powiedziałam poważnie, przegryzając dolną wargę.
- Ale...jak to? - spytał.
- Mark powiedz, że to żart - poprosił błagalnie Nathan.
Evans pokręcił przecząco głową.
- To niestety nie jest żart - potwierdził kapitan.
- Nie możesz nas teraz zostawić! - krzyknął zrozpaczony Jack.
- Właśnie! - zgodził się Kevin. - Wiem, że na początku średnio się dogadywaliśmy. Ale jesteś ważną częścią drużyny, dużo nam pomagasz.
- Dokładasz swoją cegiełkę każdego dnia, dzielisz się doświadczeniami, jeśli ją zabierzesz to nasza drużyna może się zachwiać - dodał Steve.
Z każdym ich słowem robiło mi się coraz bardziej przykro. Tak by zareagowali, gdybym utrzymała decyzję podjętą przeze mnie. Może wtedy zdołaliby mnie przekonać. Niestety teraz ona nie jest moja. Nic nie mogę zrobić...choćby nie wiem jak łamało się w tym momencie moje serce.
- To przez to, że postanowiłem zostać? - zapytał Swift - Wiem, pownieniem cię już wcześniej przeprosić za to, że wtedy na ciebie nakrzyczałem. Nie zrobiłaś nic złego. Przepraszam. Nie miałem tamtego wszystkiego na myśli. Miałem gorszy czas i-
- Nathan spokojnie - przerwałam mu. - To nie przez ciebie.
Silvia wystąpiła przed szereg.
- Jeśli to przeze mnie to-
- Nie, nie, nie. To nie jest wasza wina. Teraz to niczyja wina - wytłumaczyłam.
- To dlaczego? - zapytał poważnie Axel.
- Nie mogę wam tego powiedzieć. To moja prywatna sprawa...
- To przez... - zaczął napastnik, ale nie pozwoliłam mu skończyć, posyłając surowe spojrzenie. Mam nadzieję, że zrozumie przekaz i zachowa to dla siebie. Zamknął buzie, kręcąc lekko głową. Tak sądziłam, iż się domyśli. Zna mnie bardzo dobrze. Moją matkę też.
- Przez? - spytali wszyscy chórem.
Patrzyłam na niego z powagą, czekając na to, co odpowie.
- Chciałem zapytać, czy to przeze mnie - mruknął, patrząc przez okno.
- Nie - odpowiedziałam, w duchu czując ulgę. - Posłuchajcie mnie. Wasze słowa są bardzo miłe. Przez jakiś czas faktycznie czułam się tu niepotrzebna. Podbudowaliście moje ego - uśmiechnęłam się. - Nie zdradzę wam, co jest powodem mojego odejścia. Bałabym się, że zrobi się zamieszanie. Dzięki wam odżyłam. Cieszę się, że tu trafiłam, na tak wspaniałą drużynę. To nie jest pożegnanie. Narazie jeszcze będziemy po staremu, napewno przez kilka dni. Widzimy się na treningu.
Wyszłam szybko z pomieszczenia. Podbiegłam do pobliskiego, większego drzewa, żeby się za nim ukryć. Klapnęłam na ziemi i oparłam się głową o korę.
Cholerny Jude! Nie...To nie wina Juda. To nasi rodzice. Zwłaszcza moi. To znaczy teraz tylko moja rodzicielka. Myśli, że może ustawiać mi życie. Nie te czasy. Ale jestem niepełnoletnia. Dopóki, tak jest moja mama może sobie dokonywać tyle decyzji i podpisywać tyle kontraktów dotyczących mojego życia, ile będzie chciała. To powinno być nielegalne. Wciąż nie wiem, jak to działa we współczesnym świecie.
- Cholera! - wstałam sfrustrowana, kopiąc nogą w drzewo.
- Co ci zrobiło, to biedne drzewo? - spytał Axel rozbawiony.
- Spróbuj się trochę uspokoić - powiedział Mark.
- Nie rozmawiam z tobą - fuknęłam, przechodząc obok i trącając go ramieniem, co średnio mi wyszło bo jest odrobinę wyższy.
- Ainaaa, za bardzo dzisiaj dramatyzujesz - Evans złapał mnie za nadgarstek - Uspokój się.
- Bardzo chętnie. Idziemy do centrum treningowego - mruknęłam. Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku i sama złapałam go za rękę, żeby pociągnąć jego osobę za sobą.
⚽️
Do centrum wbiegła Celia. Wyglądała dosłownie, jakby miała zaraz zemdleć z braku powietrza.
- Celia, co jest? - zapytałam, podeszłam do dziewczyny i wręczyłam jej wodę.
Hills napiła się łapczywie parę łyków.
- Mecz Królewskich dobiegł końca... - wydusiła, wciąż zdyszana.
- Ile mieli bramek? - zapytał zadowolony Mark, przybijając pięścią w otwartą dłoń Axela.
- Wynik to dziesięć do zera.
- No, no. Jude poszalał - powiedziałam z podziwem.
- Ale jazda - skomentował Mark.
Celia jednak nie wyglądała na zadowoloną.
- Czekaj, Celia czemu masz taką smutną minę? - spytałam zmartwiona.
- Liceum Zeusa ich wyeliminowało...
Cooo?
- Powiedz, że to żart - powiedział podniesionym głosem Evans.
- Celia, co się stało? Mów - ponagliłam przejęta.
- Szkoła Zeusa atakowała raz za razem. Królewscy nie mieli nawet szansy dotknąć piłki.
- To jakiś koszmar - skomentował Axel.
Jeśli nawet on się tym przejął, to naprawdę musi być źle.
- Co robił Jude? Spał na boisku? To najsilniejsza drużyna w kraju, nie uwierzę, że przegrali - zdenerwował się Mark.
...Jego noga...O nie...
- Mój brat nie grał w tym meczu. On ciągle jeszcze nie wyleczył kontuzji nogi.
Wiedziałam.
- A ponieważ szkoły Zeusa nie ma w rankingach postanowił oszczędzać siły na kolejne mecze. Ale przeciwnicy strzelali gola za golem i zanim zdołał wejść do gry było już za późno. Jego drużyna została rozgromiona.
Zakryłam usta przerażona.
- Jude nie zagrał? To nie możliwe, to jakaś pomyłka - wściekał się coraz bardziej Mark.
- Kapitanie, musisz się uspokoić - rzucił błagalnie Jack.
- Jak niby mam się uspokoić?! - Zacisnął palce.
- Mark, spójrz na mnie - powiedziałam łagodnie i złapałam go za pięści. Spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam iskry złości - Spokojnie. Mi też coś tu nie pasuje, ale to nie powód, żeby tak reagować. Jude odpadł z rozgrywek, my wciąż w nich jesteśmy. Pomścicie Królewskich.
- Mark - powiedział twardo Axel, a ten na niego spojrzał. - Jude odpadł z turnieju - Patrzył na niego bardzo poważnie. Evans po chwili ponownie spojrzał na mnie.
- O nie.
- Co? - spytałam zdezorientowana.
- Ja w to nie wierzę! Jadę do Juda! - krzyknął i wybiegł.
- Poczekaj! Pojadę z tobą, zgubisz się!
Pojechaliśmy do Akademii. Gdy tylko znaleźliśmy się w znajomych dla Marka korytarzach, ten rzucił się biegiem w stronę boiska. Westchnęłam, idąc wciąż spokojnie w tym samym kierunku. Czasem brak mi do niego siły. Nie będę ciągle za nim latać.
⚽️
- Ja i piłka to już przeszłość - usłyszałam, gdy wchodziłam na murawę.
Co? O czym on mówi? Nie wierzę, że ta przegrana, aż tak wpłynęła na jego miłość do tego sportu.
- Nie waż się tak mówić. Dziś możesz czuć się zdruzgotany, ale piłka nożna nie pozwoli ci odejść!
Evans motywator.
Chłopak podał piłkę do Juda, a ten ją odbił spowrotem w jego stronę. Mark ma w sobie to coś.
- Cześć Jude - ujawniłam się.
- Aina? Co ty tu robisz? - spytał zaskoczony.
- Przyjechałam z Markiem, ale postanowił mi zwiać - rzuciłam Evansowi groźne spojrzenie. - I muszę...
- Chodźmy do mnie. Tam pogadamy na spokojnie.
⚽️
Ale chawira! - wykrzyknął Mark i rozglądał się po pokoju.
Pokręciłam głową. On zaraz coś zniszczy. Usiadłam na kanapie obok Sharpa.
- Jude, czy ty wiesz cokolwiek o współpracy naszych rodziców? - spytałam poważnie, wlepiając w niego swój wzrok.
- To znaczy? - zapytał dziwnie zmieszany, na co zmarszczyłam brwi.
- To znaczy, że mama chce mnie przepisać spowrotem do Akademii, żebym - tu zrobiłam cudzysłowie z palców - cytuję "przyzwyczajała się do twojej obecności".
W tym momencie usłyszeliśmy huk. Spojrzeliśmy w kierunku Evansa, który masował się po głowie. Spojrzał na mnie zażenowany? Czy, ta mina wyraża coś innego? On coś ukrywa.
- Mark. Ty coś wiesz.
- Ja? Co miałbym wiedzieć? - Podrapał się po głowie, unikając mojego wzroku.
Wstałam z kanapy, krzyżując ręce.
- Mark - warknęłam groźnie.
- Ja naprawdę nic nie wiem! - zaprzeczył energicznie, wystawiając ręce przed siebie na znak zaprzeczenia.
- Juuude - spojrzałam na niego, celowo przedłużając jego imię.
- Wiem tyle co ty.
- Nie wierzę ci.
- I na tym pozostańmy.
- Bywasz nieznośny - fuknęłam i opadłam zła spowrotem na kanapę. Nie będę drążyć, nie powie mi. - Gryzie cię ta porażka?
- Dobrze wiesz, że tak...
- Wiem tylko...mam dziwne przeczucie, że jest coś jeszcze. Coś o czym nie mówisz.
Jude milczał. Patrzył w okno, na ściany, na Marka. Wszędzie, tylko nie na mnie. On napewno coś ukrywa, ale nie mam zielone pojęcia co. Nie będę zgadywać, a sam mi nie powie. Już wiem, jak czuł się Evans i cała reszta, gdy ja nie mówiłam prawdy. Buzuje we mnie tyle emocji. Nie mam kontroli nad swoim życiem. Wszędzie tajemnice, kłamstwa. Ja sama kłamałam. Wszystko zaczyna się coraz bardziej rozkręcać. Wychodzi na jaw jedno, pojawia się coś innego. To wszystko to też wina Reya Darka. Ten człowiek raz pojawi się w twoim życiu, a później ciężko się go pozbyć. W dodatku każdy wie, co jest dla mnie lepsze. Jestem pewna, że Mark też coś wie, tylko z jakiegoś powodu o tym nie mówi. Spojrzałam w kierunku Evansa, który wciąż spacerował po pokoju.
Nie chcę wracać do Akademii...
- Wow, jaki stary magazyn - wypalił Mark.
Jude podszedł do niego.
- To prawda. Właśnie, dzięki niemu zacząłem grać w piłkę nożną.
- Pamiętam go...
- Haha nic dziwnego - zaśmiał się i zwrócił do Marka - Wiesz, że płakała za każdym razem, gdy na niego patrzyła.
- Jude - rzuciłam ostrzegawczo.
Mark nerwowo się zaśmiał.
- Mówiła cała zasmarkana o swoim przyjacielu, z którym wolałaby grać w piłkę niż siedzieć tutaj.
Bramkarz spojrzał na mnie zaskoczony.
- Bo rodzice zmuszali mnie do przyjazdów! - próbowałam się bronić.
- Po przeprowadzce też płakała, za każdym razem na jego widok. Tylko po cichu, tak by nikt nie widział.
Spojrzałam na niego zszokowana. Myślałam, że dobrze to ukrywałam.
- W tamtym momencie zrozumiałem, że wtedy ona cię-
- Jude!
- Dobra, przecież żartowałem - zaśmiał się.
- Mam dość facetów... - mruknęłam.
Czyli on też wiedział...Jak na moje, to już za dużo osób o tym wie. Tak...Cztery, to zdecydowanie za dużo. No i moja matka...
⚽️
Jude opowiedział nam historię swoją oraz Celii. Mimo, że znamy się tyle czasu, do tej pory jej nie poznałam. Do niedawna nawet nie wiedziałam, iż ma siostrę.
- Dla kolejnej wygranej mogłem zrobić absolutnie wszystko. I dlatego, tak wielbiłem Reya Darka, niczym jakiegoś boga. Nawet charakter Ainy nie dał rady mnie z tego wyciągnąć. Dopiero niedawno otworzyłem oczy, dzięki wam.
- Ten magazyn jest bardzo cenny - Mark odłożył go na miejsce. - Mamy ze sobą wiele wspólnego. Z tym, że ja straciłem dziadka.
- David Evans tak? Legendarny bramkarz, a później trener Jedenastki Inazumy.
- Tak. Słyszałeś o nim?
- Całkiem sporo czytałem o waszej szkole.
- Ludzie mowią, że tak kochał piłkę, że czasami zapominał jeść, albo spać - powiedział rozmarzony Mark. - Kosmos no nie?
- To akurat brzmi znajomo - zaśmiałam się.
- Widocznie bzik na punkcie piłki jest u nich rodzinny - skomentował rozbawiony Jude.
- Mam bzika?
- Uznam, to za pytanie retoryczne... - mruknęłam załamana.
⚽️
Ostatniej nocy nie mogłam zasnąć. Ostatni raz, gdy spojrzałam na godzinę w telefonie była trzecia. W końcu udało mi się pogrążyć we śnie, ale na początku budziłam się co chwila. Spokojnie spałam może przez godzinę. Tylko nie nastawiłam budzika i zerwałam się z łóżka zbyt późno. Wpadłam na lekcje nie dość, że spóźniona to jeszcze wyglądałam jak Jim.
Po lekcjach weszłam do domku w trakcie trwania spotkania.
- Cześć wszystkim... - rzuciłam cicho na wejściu.
Ta część osób, z którą się już widziałam posłała mi delikatne uśmiechy. Pozostali wyglądali jednak na...no nie ma się co oszukiwać - wyglądali na przerażonych.
- Co ci się stało? Wyglądasz jak Buka z Muminków - powiedział żartobliwie Bobby.
- To dla mnie komplement - mruknęłam i podeszłam do niego. - Podsuń się trochę.
Chłopak zrobił mi miejsce między sobą a półką z książkami. Usiadłam, opierając głowę o mebel.
- Skoro źle się czujesz to idź do domu - skomentował Nathan.
- Chcę spędzić z wami, jak najwięcej czasu przed odejściem...Nie przeszkadzajcie sobie...
Przymknęłam oczy.
- Słuchajcie ich przewagą jest obrona, przez którą nikt nie może się przebić. Napastnicy nie są tacy dobrzy, ale w połączeniu z obroną wygrywają każdy swój mecz - wyjaśniła Celia.
- Prościzna. Wystarczy znaleźć sposób, jak pokonać obronę - wygłosił entuzjastycznie Mark.
- Łatwo powiedzieć, ale w rzeczywistości to nie jest takie łatwe - rzucił Timmy.
Słyszałam po głosach innych, że również nie byli zbyt pozytywnie nastawieni do tego pomysłu. Axel zaczął się nawet śmiać. Dziwak.
- Niezniszczalni, jak co?! Stalowy mur?! - wykrzyczał Evans, najwidoczniej niezadowolony z reakcji pozostałych.
- No, to całkiem dobry przykład - potwierdził Axel.
- W takim razie zaatakujemy ten ich mur diamentami!
Co on znowu za głupoty gada. To znaczy wykrzykuje. Nie da nawet na chwilę zmrużyć oka. Co ja się z nim czasem mam. Wstałam gwałtownie zirytowana jego krzykami, zwracając przy tym uwagę pozostałych.
- Sam jesteś diament - nieoszlifowany.
- Miałaś spać...
- Jak mam spać, słysząc twój cudowny, donośny głos - rzuciłam z sarkazmem - Już współczuję twojej przyszłej dziewczynie.
- Co? Dziewczynie?
- Może być i żonie - Podeszłam do niego i poklepałam po ramieniu. - Chodźcie lepiej ćwiczyć, przyszły mężulku jakiejś nieszczęśnicy - rzuciłam, ziewając.
⚽️
- Aina może lepiej nie graj - powiedziała stanowczo Nelly. - Siadaj, skoro źle się czujesz.
- Tym razem nie będę się spierać - odpowiedziałam, opadając obok niej na ławce i oparłam głowę na jej ramieniu. Obserwowałam trening chłopaków, walcząc z opadającymi powiekami. Przegrałam tę bitwę. Posiedzę sobie tu z zamkniętymi oczami.
⚽️
- Pewnie zjedli za dużo słodyczy.
Ocknął mnie głos Nelly. Chyba byłam w jakimś półśnie. Potrzebuję chwili, żeby wrócić do rzeczywistości.
- Chyba nie w tym problem. Spójrzcie, przecież Timmy błyskawicznie opanowali Kung Fu Główkę, a cała reszta jest szybsza niż kiedykolwiek wcześniej - wyjaśniła Celia.
- Może w tym tkwi problem - mruknęłam zaspana, otwierając oczy i podniosłam się z ramienia rudej.
- A ja uważam, że mają kłopoty z koncentracją - rzuciła Raimon. - Trzeba ich wysłać do centrum treningowego - powiedziała z grymasem na twarzy.
- Nie Nelly. Wybaczcie, nic nie widziałam, ale z tego co mówicie wynika, że to wina za szybkiego rozwoju - wyjaśniłam.
- Aina ma rację. Każdy z nich rozwinął się indywidualnie. Nie są świadomi, jak rozwinął się styl gry reszty. Nie mogą się zgrać, jeśli tego nie zrozumieją położą każdy mecz - wyjaśnił trener. - Dziecko, czy ty potrafisz im pomóc? - zwrócił się do mnie mężczyzna, na co pokręciłam przecząco głową.
- Nie jestem tak dobrym strategiem. Potrzebowałabym sporo czasu, którego nie mamy. Przepraszam...
- Nie przejmuj się. Narazie nic im nie mówcie. Nie ma sensu.
Naprawdę chciałabym pomóc. Teraz nawet nie widziałam, co dokładnie im nie wychodzi. Gdybym widziała może szybciej bym doszła do tego, co zrobić.
Dziewczyny przygotowały chłopakom napoje i przekąskę. Jestem pełna podziwu dla Nelly. Pracowała nad jedzeniem do późna, a nie wygląda dzisiaj jak ja. Jak ona to robi...
⚽️
Raimon zawołała mnie na rozmowę z trenerem. Nie byłam tym zachwycona. Myślałam, że chcą porozmawiać o moim odejściu. Bardzo się myliłam. Dark znowu na horyzoncie...Wiedziałam, iż tak po prostu nie zniknie.
- Więc ojciec ostrzegł cię przed Reyem Darkiem? - spytał Nelly trener.
- Tak - potwierdziła dziewczyna.
- Nic dziwnego... - mruknęłam.
- To fakt. On jest niebezpieczny - potwierdził mężczyzna.
- On jest bardzo niebezpieczny. Gdy dowiedział się, że chcę opuścić Akademię próbował namówić mnie do pozostania. Mówił, że jeśli jego plan się powiedzie, to niedługo będzie rządził światem piłki nożnej i gdybym została miałabym wpływy. Kusił mnie argumentem włączenia kobiet do footballu. Ale to tylko wyssane z palca bajki. On nie chce rozwijać tego sportu, on chce go zniszczyć. I wszystko, co jest z nim związane. Gdy się nie zgodziłam odpowiedział mi jedno - "pożałujesz".
- I dlatego musimy być ostrożni. Aina twoje odejście niczego nie zmieni, a z tobą jesteśmy silniejsi - wytłumaczył trener.
- To bardziej skomplikowane - wyjaśniłam.
- Powiedzieć Markowi i drużynie? - zapytała Nelly.
- Nie, nie powinniśmy ich teraz martwić.
- Poza tym, Mark wie. Opowiadaliśmy sobie o ostatnich trzech latach, a w moich wspomnieniach Dark niestety pojawia się wielokrotnie. I nie jest też głupi - powiedziałam.
- Tak. Może i czasami zachowuje się dziecinnie, ale on wie wszystko o Turnieju Strefy Footballu i o ludziach, którzy za tym stoją.
Pokiwałam głową. Mamy teraz gorszy problem...No przecież! Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam. Jude! Przecież on jest doskonałym strategiem i ma teraz więcej czasu...
- Trenerze, muszę iść. Chcę z kimś porozmawiać.
Pokiwał głową na znak, że rozumie.
Oby tylko Sharp był dla mnie łaskawy i się zgodził. Nie łatwo mi to przyznać, ale chyba jest naszą ostatnią nadzieją.
⚽️
Wybiegłam z terenu szkoły, wpadając na kogoś. O wilku mowa.
- Jude? Właśnie do ciebie-
- Cicho. Chodź.
- Co?
Pociągnął mnie za rękę za jakiegoś słupa. Już na starcie porządnie mnie zirytował.
- Co ty-
- Cicho. Celia nas zobaczyła - powiedział, przyciskając mnie za ramiona do muru.
- I co z tego? - wychyliłam się zza słupa i przez szparę pomiędzy nim, a płotem spostrzegłam zbliżającą się niebieskowłosą. Nie wygląda na zadowoloną.
- Co wy robicie? - spytała podejrzliwie.
Odepchnęłam chłopaka od siebie i wyszłam z kryjówki.
- Właśnie szłam z nim pogadać, ale wpadłam na niego tu - wyjaśniłam z godnie z prawdą.
- Ale czemu staliście za słupem?
- Jego zapytaj - Wskazałam na stojącego za mną Sharpa kciukiem.
- Wstydzę się pokazywać. Nie jestem godzien być wśród was - wyszeptał, wychodząc z ukrycia. Nawet nie patrzył w naszym kierunku.
Celia zaniemówiła, ja zresztą też. Co on mówi...przecież to żadna hańba. Nie poddali się. Walczyli. Jego ego sporo ucierpiało przez tę przegraną.
- Chodź, pogadamy - położyłam mu rękę na ramieniu i pociągnęłam w kierunku drogi prowadzącej na boisko nad rzeką. Siostra chłopaka stała wciąż w miejscu.
- Celia idziesz, czy nie? - odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, podbiegając do nas. Wyciągnęłam dłoń w jej kierunku.
- Myślałam, że jesteś na mnie zła - powiedziała cicho.
Popatrzyłam na nią w szoku.
- Ale czemu?
- No wiesz...ty i Silvia...
- Ty nie masz z tym nic wspólnego - powiedziałam rozczulonym głosem, przytulając ją. - Przepraszam, jeśli zrobiłam coś, co sprawiło, że tak pomyślałaś.
Dziewczyna odwzajemniła uścisk, a gdy obie odwróciłyśmy się w kierunku Juda, dostrzegłyśmy, że ten przygląda nam się z uśmiechem.
- No co? - spytałyśmy równocześnie.
- Nic - pokręcił głową. - Chodźcie.
⚽️
Słońce powoli zmierzało ku zachodowi. Celia siedziała na trawie z pochyloną głową. Siedziałam obok niej, a Jude stał z rękami w kieszeniach, wpatrując się przed siebie.
- Słyszałyśmy, co się stało podczas meczu - powiedziałam delikatnie.
- Jude, tak nam przykro - dodała Hills.
- Ale dlaczego? To nie była wasza wina. Moi przyjaciele padali jeden po drugim, to widok, którego nigdy nie zapomnę. A ja...
Wstałam do chłopaka i...przytuliłam go mocno. Poczułam, jak chłopak napina mięśnie na ten gest. Nic dziwnego. Siebie też zaskoczyłam.
- Jude, to nie była też twoja wina - wyszeptałam. - Poza tym masz szansę ich pomścić.
- Ale jak?
- Raimon ma problemy, duże problemy - powiedziałam poważnie, odsuwając się od niego. - Bardzo się rozwinęli w ostatnim czasie. Sądzę, że mają kłopot z koordynacją między sobą.
Chlopak spojrzał na mnie zdziwiony, oczekując chyba dalszych wyjaśnień.
- To prawda - wtrąciła się Celia. - Nie potrafią nawet dokładnie podać do siebie piłki.
- Ja nie umiem im pomóc w tak krótkim czasie. Ty potrafisz. Jesteś świetnym strategiem i dlatego bardzo cię proszę, pomóż nam - złapałam go za nadgarstki, patrząc mu głęboko w oczy błagalnym wzrokiem.
- Ja...
Odwróciłam się w kierunku zaskoczonej Celii, próbując pokazać jej wzrokiem, żeby pomogła mi go przekonać. Ledwo zdążyłam odwrócić się spowrotem do Juda, gdy spostrzegłam jakąś piłkę lecącą z zabójczą prędkością prosto w nas. Sharp w porę się zorientował i zdążył ją zatrzymać. Celia krzyknęła przerażona, a ja złapałam się za serce. Kiedyś zejdę na zawał przez takie akcje.
- Kto mógłby tak mocno kopnąć piłkę? - zapytał wściekły.
Odrazu po tych słowach dostrzegłam Axela stojącego na moście, łapiącego odbitą spowrotem w jego kierunku piłkę.
- Wiedziałem - warknął Sharp.
Celia od razu podbiegła do Blaza, żeby się wytłumaczyć. Po co? Nie mam pojęcia. To on tu powinien się tłumaczyć. Widząc, jak zmierza w naszym kierunku wyszłam przed Juda, gotowa na wszystko.
- Nie martw się, mój brat wcale nas nie szpieguje. To my tu z nim przyszłyśmy, nie złość się, proszę cię - wyrzuciła z siebie niebieskowłosa.
- Więc to jest twój brat - skomentował Blaze i spojrzał na mnie ze zmarszczonym brwiami. Ja wpatrywałam się w niego poważnie.
- Chciałeś trafić mnie, czy jego? - zapytałam głośno. Nie wiem, co mu odbiło.
- Zapytałaś go?
- A ty skąd-
- Bo nie jesteś głupia - przerwał mi. - Chodź ze mną - zwrócił się w kierunku Juda.
- Dobrze - zgodził się Sharp i poszedł za Axelem, przelotnie kładąc dłoń na ramieniu Celii.
- Spokojnie ma być, albo nie ręczę za siebie! - krzyknęłam.
⚽️
Axel postanowił urządzić sobie z Sharpem męską rozmowę, podczas zaciekłego pojedynku pod tytułem "Który mocniej kopnie w kierunku drugiego".
- Przestań się nad sobą użalać Sharp! - krzyknął Blaze.
- Nie użalam się! Chcę tylko odwetu na szkole Zeusa! - odkrzyknął Jude.
- To w czym problem?
- Nie mogę przecież! Akademia Królewska została już wyeliminowana z turnieju - odpowiedział, ciężko oddychając.
- Więc tak łatwo godzisz się na porażkę? Naprawdę? Aina przecież już ci coś zaproponowała!
Białowłosy podbił piłkę do góry, co zwiastowało tylko jedno. Ogniste Tornado.
- Ej Axel! - krzyknęłam, bojąc się, że zaraz zrobią sobie krzywdę. Na szczęście strzał przeleciał obok Juda. Blaze musiał włożyć w to całą swoją siłę, bo zrobił dziurę w żywopłocie i przebił piłkę. Niby taki dobry człowiek, a natury nie szanuje.
Axel trochę się uspokoił i podszedł do Sharpa, więc nie mogłam usłyszeć ich dalszej wymiany zdań.
...
- Wiem, jak mógłbyś się odegrać. Zawsze traktowałeś Marka, jako swojego przeciwnika prawda? Może teraz staniesz po jego stronie? - wyjaśnił napastnik Raimona.
- Chodzi ci też o nią prawda? Wiesz o wszystkim - stwierdził kapitan Królewskich. Axel odwrócił głowę, co potwierdziło zdanie Sharpa. - Ona wie?
- Nie - odpowiedział twardo Blaze - Kiedy się dowie? Po skończeniu Gimnazjum, gdy będzie pełnoletnia, czy gdy skończy szkołę, albo studia? A może, gdy pewnego dnia wsadzicie ją w suknię ślubną i siłą postawicie przed ołtarzem?
- Kochasz ją - podsumował Jude.
- A ty?
- Nawet gdybym chciał, to nie mogę tego odwołać. Ona też nie. Rodzice spisali umowę już dawno temu.
- Wiem, nie o to-
- Co ty chcesz usłyszeć Blaze? Oczywiście, że zadbam o nią, jak tylko będę umiał. Im później się dowie, tym lepiej. Mark wie? - spytał stanowczo.
- Chyba tak - mruknął.
- Matka Ainy chce ją przepisać spowrotem do Akademii z mojego powodu. Jeśli do was dołączę, nie będzie musiała odchodzić. Rozmawiałem z nią. Widziałem, że bardzo tego nie chce. Dlatego to kolejnu argument, żeby zgodzić się na waszą propozycję.
...
Jude całe szczęście zgodził się pomóc. Tylko, że do czasu meczu, ani razu nie pokazał nam się na oczy. Także jestem trochę zdenerwowana. Nie, jestem bardzo zdenerwowana. Zwłaszcza, iż siedzimy już na ławce rezerwowych, sędzia chce zaczynać mecz, a trener powtarza wciąż "brakuje nam jeszcze jednego zawodnika". A przecież są wszyscy!
Chwila...A może nie wszyscy? No przecież! Tylko jak to jest możliwe? Czy to jest w ogóle dozwolone? Musi być. Inaczej trener w życiu, by się na to nie zgodził. Nawet nie wiem, kiedy Jude z nim rozmawiał. A ja mu chciałam głupia zaproponować, żeby pomagał drużynie nieoficjalnie. Mogłam się bardziej zagłębić w temat.
- Gdzie jest Jack?! - krzyknął Kevin
- Poszedł na siusiu - wyjaśnił Timmy.
- Jack za chwilę przyjdzie. Trenerze zaczynajmy mecz - powiedział błagalnie Nathan.
- Słuchajcie. Jeśli za trzy minuty nie wyjdziecie na murawę to przegracie mecz valcoverem. Mam nadzieję, że to jasne - rzucił oschle sędzia.
Ciekawe, gdzie ci sędziowie byli, jak tamte ułomy przesuwały bramkę, albo jak Zeus skatował Królewskich. A teraz nagle zasady mu się przypomniały.
Nie wiem jakim cudem Jude mógł się przenieść do Raimon. Ale skoro, jak podejrzewam się przeniósł to mógłby chociaż idiota być na czas. Zaraz nas przez niego wyrzucą.
- Mark, jesteś kapitanem. Przemów trenerowi do rozsądku! - rzuciła władczo Silvia.
- Przepraszam, ale jeśli trener chce poczekać, to musi mieć dobry powód - wyjaśnił Evans.
- Ughh - rzuciła wściekła.
- Silvia, oddychaj - dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. - Będzie dobrze, zobaczysz....Wiem, jak to zabrzmi po tym wszystkim, ale...spróbuj mi zaufać.
- Ty znowu coś wiesz? - szepnęła do mnie, ale nie wyglądała na złą.
- Tak, ale dlatego, że chciałam pomóc.
- Męczy mnie ta sytuacja...Zareagowałam za ostro i-
- Pogadamy po meczu, dobrze? - uśmiechnęłam się do niej lekko.
Chłopaki wciąż błagali trenera, żeby wpuścił ich na boisko, lecz on był nieugięty. Nie dziwię im się. Potrzebujemy Juda, ale mógłby ich wpuścić, a gdy książę się łaskawie pojawi to go z kimś zamienić. Za bardzo ryzykuje.
Nagle zobaczyłam chłopaka wkraczającego na murawę.
- No nareszcie - odetchnęłam z ulgą.
- Cooooo?! - krzyknęli wszyscy zdziwieni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top