XV. Podjęte decyzje
Inf.|Wiem, że Miles w wersji japońskiej to chłopak, ale w kilku wersjach językowych (w tym polskiej) zrobiono z niego dziewczynę. Ja tutaj również będę trzymała się tej wersji. Miłej lektury.
_____________________________________
Chłopaki ćwiczą Ognistego Koguta i świetnie go opanowali. To potężny strzał. Drużyna ma silny element, żeby zaskoczyć przeciwnika. Pozostali wyglądają na zachwyconych, podekscytowanych. Nagle zauważyliśmy, że pod szkołę podjechało auto Nelly, a z niego wysiadł Pan Raimon.
- Co twój tato tu robi? - spytał ciekawy Mark.
- Nie wiem... - powiedziała zaskoczona Nelly.
- A może jest kolejnym weteranem Legendarnej Jedenastki - zaśmiał się chłopak.
- Jak ty czasem coś powiesz... - mruknęła Nelly.
⚽️
Poszliśmy do domku klubowego. Trener wyznał nam, że stał on tu nawet za jego czasów. Zdradził nam zapiski na ścianach, których kompletnie nie zauważyliśmy. Spędzamy tam tyle czasu, a nikt nie zwrócił na to uwagi. Znaleźliśmy nawet notatki dziadka Marka.
Ojciec Nelly wyjął jedną piłkę z kosza. Zaczął popisywać się swoimi umiejętnościami piłkarskimi. Coś nie coś mu wychodziło.
Za szybko go pochwaliłam. Mark dostał w twarz. Odruchowo chciałam do niego podejść, sprawdzić, czy nic mu nie jest. Po postawieniu jednego kroku jednak się wycofałam. Właściciel szkoły zakomunikował nam, że chce podarować drużynie piłkarskiej nowy domek klubowy.
- Nie chcemy go zmieniać - zaprotesował Evans - To nasze źródło siły i inspiracji.
Część chłopaków, która na początku była chętna do zmiany, po tych słowach zmieniła zdanie. Pozostali również popierali kapitana.
Zaczęli wychodzić z zapałem, żeby iść potrenować. Wychodzę powoli za nimi, dzięki czemu słyszę narzekania Nelly, że tak chciała się wynieść z tego miejsca. Księżniczka.
Gdy znaleźliśmy się przed szkołą do moich uszu dotarły wiwaty na cześć drużyny. Władze szkoły oraz uczniowie w końcu zaczęli ich doceniać. Czego nie można było odczuć na początku drogi tego klubu.
Usłyszałam jak Nathana zawołał ktoś z jego byłej ekipy, czyli drużyny lekkoatletycznej. Nie wiedziałam o czym rozmawiają, ale widziałam po mimice obrońcy, że jest dość zmieszany. Po chwili udali się na tor do biegów. Miałam się nie mieszać i nie chciałam, ale ciekawość zwyciężyła. Boję się, to nie wróży nic dobrego. Nigdy nie widziałam jak Swift biega. Oczywiście bez piłki pod nogami. Chyba postanowił się zmierzyć z lekkoatletami. Z fascynacją obserwowałam chłopaka, który zostawia w tyle rywali. Jest naprawdę szybki. Podeszłam do nich, żeby mu pogratulować i nie stać przyczajona jak szpieg. Usłyszałam ich rozmowę. Nie powinnam jej usłyszeć. Nikt z drużyny piłkarskiej nie powinien. Zamierzał nas zostawić? Nie ma opcji. Zwariował chyba.
- Gratulacje. Byłeś świetny - poklepowałam Nathana po ramieniu, a ten odwrócił się do mnie jak poparzony.
- A co ty tu robisz?
- Byłam ciekawa, wybacz - uśmiechnęłam się.
- Nathan może przedstawisz nam swoją ładną koleżankę? - zapytał zadziornie jeden z obecnych chłopców.
- Koleżanka może przedstawić się sama, ale nie ma na to ochoty - warknęłam.
- Grzeczniej piłkareczko, nie jesteś na swoim terenie - odpyskowała jakaś blondi.
- Ej Aina, uspokój się. Czemu taka jesteś? - zapytał z pretensją.
- Bo ci robią wodę z mózgu.
- Słyszałaś?
- Tylko, że to klub piłkarski go podkradł - rzuciła oskarżycielsko blondyna.
- Dyskretnie to tego nie powiedziałeś - wytłumaczyłam się, ignorując wypowiedź biegaczki.
- Aina nie mów im - powiedział twardo, patrząc na mnie nie błagalnym wzrokiem, ale jakby ze złością. Jest zły na mnie, ponieważ usłyszałam. To miejsce otwarte dla wszystkich, miałam prawo tu być... Patrzyłam na niego z zaciśniętymi ustami. - Obiecaj, że nie powiesz.
- Nie zamierzam obiecywać. A ty wracaj na trening - rzuciłam twardo i odwróciłam się na pięcie - Todd tam stoi.
Niebieskowłosy spojrzał w jego kierunku przerażony. Wróciłam na boisko chwilę przed nimi.
- Gdzie byłaś? - mruknęła Silvia.
- Już ci przeszło? - powiedziałam cicho.
- Chyba musimy porozmawiać - odparła.
- Chyba tak.
Trener kazał chłopakom poćwiczyć atak Ognistego Koguta. W ogóle nie potrafili trafić w bramkę. Jestem przekonana, że to wina Swifta. Jeśli nie weźmie się w garść, tym razem nie zamierzam milczeć. Nie będę przechowywać kolejnej tajemnicy.
- Mark - zaczepiłam chłopaka po skończonym treningu. W końcu jest kapitanem. On zadecyduje co dalej z tym zrobić.
- Tak?
- Usłyszałam jak drużyna lekkoatletyczna naciska, żeby Nathan do nich wrócił. A on powiedział, że od początku tak planował - wyjaśniłam - Nie chciał, żebym wam mówiła, ale uważam, że ty powinieneś wiedzieć.
- To jego decyzja...My go podkradliśmy. Nie możemy się na niego gniewać, jeśli zdecyduje się nas zostawić - odpowiedział z delikatnym uśmiechem - Ale pogadam z nim.
⚽️
Stałam sobie na moście Inazumy i próbowałam pozbierać myśli. Nie wiem kiedy na dole pojawił się Swift, ale skoro już jest, to do niego zejdę. Byłam już przy schodach, gdy zobaczyłam jak idzie w kierunku rzeki z tą blondyną. Postanowiłam podejść.
- Czekaj - zatrzymał mnie Evans, który również pojawił się znikąd - Daj im dokończyć rozmowę.
- Dobra - mruknęłam zaskoczona jego obecnością.
Po paru minutach zobaczyliśmy, że koleżanka Swifta wstaje, więc ruszyliśmy powoli w jego kierunku. Minęła nas bez słowa, nawet olała przywitanie Marka. I kto tu jest niegrzeczny.
- Cześć - przywitał się bramkarz.
- Cześć, co tu robisz?
- Hej - ujawniłam swoją obecność.
- Aha, czyli to tak. Powiedziałaś im - odparł z wyrzutem.
- Nathan, mówiłam ci, że...
- Nie chcę tego słuchać. Silvia miała rację - zamarłam na jego słowa. - Wszędzie cię pełno.
- Nathan, ona nie miała złych zamiarów... - wtrącił się Mark łagodnym głosem.
- Nie broń jej tylko dlatego, że znacie się od dziecka.
- Ale-
- Mark daj spokój. Nie chce słuchać to nie. Pójdę już. Pogadajcie sobie. Cześć.
Nawet nie dał mi wyjaśnić, że nie powiedziałam wszystkim, tylko kapitanowi. Kto jak kto, ale on powinien wiedzieć. Kolejna osoba, która uważa mnie za problem. Evans mnie broni, ale on broni każdego. Na początku byłam taka szczęśliwa, po dołączeniu do tej drużyny. Teraz wszystko po kolei się wali.
⚽️
Rozmowa Swifta z kapitanem chyba podziałała. Dziś atak wychodzi im bardzo dobrze. Jest o wiele lepiej. Wszyscy w napięciu czekają na decyzję Nathana. Narazie nie będę ich dodatkowo stresować. O ile w ogóle by się przejęli. W końcu będą musieli się dowiedzieć, że rozważam odejście. Nawet, jeśli zdecyduję sie na taki krok to szkoły nie zmienię. Ale im mniej czasu będę z nimi spędzać, tym lepiej dla nich.
Moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon Nelly.
- Nelly, słucham, o co chodzi? - odebrała i zaraz westchnęła przerażona.
Okazało się, jakbyśmy mieli za mało problemów, że Pan Raimon miał wypadek. To napewno Dark. Napewno. Mści się. Do szpitala z Nelly pojechali Silvia oraz Mark.
Ja mam dość...
⚽️
- Słucham?
- Chcą żebyś wyprowadziła drużynę na prezentację - wyjaśnił trener.
- Ale dlaczego?
- Nie mam pojęcia dziecko, ja tylko przekazuję. Kazali ci przyjść do pokoju nr 5, jeśli się zdecydujesz.
Czy ja chcę, żeby mnie ubrali w ten strój? Widziałam w co były ubrane te dziewczyny. Niby podobnie do naszych mundurków, ale te kapelusze... Z drugiej strony będę mogła wyjść z drużyną. Trochę jakbym oficjalnie grała z nimi...I będzie to dość ciekawe wspomnienie. Możliwe, iż jedno z ostatnich...
- Dobrze. Idę tam, zaraz wracam.
Poszłam do tego pokoju. Czekała tam na mnie jakaś pani, która od razu przekazała mi ubranie oraz instrukcje prezentacji. Trochę jakby wpadli na pomysł mojego udziału już dawno...Dziwne, przecież to nie ma sensu. Co to może komuś dać.
Strój był dość znośny. Przebrałam się, ale niechętnie patrzyłam w stronę kapelusza. No nic, to tylko na chwilę. Później go zdejmę. Wróciłam do reprezentacji Raimona.
- Woow, fajnie wyglądasz - skomplementowała mnie, co zaskakujące Silvia.
Kiwnęłam jej głową w podziękowaniu. To dziwne. Narazie wciąż ze mną nie rozmawia. Chyba, że musi. Chociaż ja też się do tego nie wyrywam, więc jesteśmy kwita. Nie wiem nawet, co bym miała jej powiedzieć, prócz "Przepraszam, jeśli cię skrzywdziłam". Nie wiedziałam, że ona coś do niego czuje...To znaczy podejrzewałam, ale nic wprost nie zostało powiedziane...
A o to ich przeciwnicy - Gimnazjum Raimonaaa - wybrzmiało z głośników
Już czas. Wzięłam tą badziewną tabliczkę i ustawiliśmy się do wyjścia. Wzięłam głęboki wdech, ruszyliśmy. Ustawiliśmy się obok Shuriken. Za chwilę usłyszeliśmy informację, że na boisku pojawi się Akademia Królewska. No tak. Całkiem zapomniałam.
- Cześć Jude, jak tam twoja noga? - zagadał wesoło Mark.
A zresztą kiedy on nie jest wesoły.
- Evans, lepiej martw się o los swojej drużyny dobra? Tym razem nie pójdzie wam tak gładko. Nie odpuścimy wam - odpowiedział, jak uznałam zadowolonym głosem Sharp.
W końcu nie widzę ich twarzy. Stoję do nich plecami.
- Mówiąc szczerze, liczę na to - oznajmił kapitan Raimona.
- Jeśli jednak wcześniej przegracie i wylecicie z turnieju, zanim się spotkamy, nigdy ci tego nie wybaczę.
- Ha! To samo się tyczy twojego zespołu.
- Możecie już skończyć te pogaduszki? - wtrąciłam się.
- Aina? - zapytał zaskoczony Jude.
- Nie, Czarna Wdowa.
- Co tu robisz?
- Trzymam tabliczkę? - rzuciłam sarkastycznie.
- Ale czemu?
- Nowe hobby. Możesz mi nie zadawać głupich pytań? - poprosiłam.
- Mogłaś wyjść z nami - rzucił cwanie.
- Chciałbyś - mruknęłam.
- Możecie poflirtować kiedy indziej? - przerwał nam wkurzony Axel. Prawie się zapomniałam gdzie jestem i chciałam się do niego odwrócić.
- Mam ochotę zdzielić tą tabliczką całą trójkę.
- A mnie za co? - jęknął Mark.
- Dla zasady. Cicho już.
A teraz czas na prezentację ostatniej drużyny. Ostatniej alfabetycznie, ale napewno nie ostatniej pod względem talentu. Oto Liceum Zeusa.
- A to kto? - spytał Evans.
- Nie mam pojęcia - mruknęłam.
Pierwszy raz słyszę o tej drużynie.
Wszyscy patrzyli w kierunku wejścia na boisko zaciekawieni. Niestety piach nam w oczy. Na boisko wyszła tylko sama dziewczyna z tabliczką. Biedna, napewno czuje się bardzo głupio.
Po zakończonej ceremonii dość szybko wróciliśmy do szkoły. W końcu przed nami ważne spotkanie.
⚽️
Zespół poszedł jeszcze na zbiórkę, porozmawiać o meczu. Ja udałam się już do domu. Jutro mogę uczestniczyć w treningu z czego bardzo się cieszę.
Weszłam do domu, po czym skierowałam się od razu do kuchni. Potrzebowałam szklanki soku. Zauważyłam, że na kanapie w salonie siedzi moja mama. To rzadki widok. Prawie wcale nie ma jej w domu.
- Cześć mamo - przywitałam się i usiadłam obok niej na kanapie.
- Dobry wieczór, musimy porozmawiać - powiedziała poważnie.
Odstawiłam szklankę na stół.
- O czym?
- Słyszałam, że zaangażowałaś się w działalność drużyny piłkarskiej Raimona.
Pokiwałam twierdząco głową. Już parę miesięcy temu ale kto by tam liczył.
- I kapitanem tej drużyny jest Mark Evans, twój dawny kolega? Akademia Królewska przegrała z Raimonem w finale regionu? - spytała, choć doskonale wiem, że zna odpowiedzi na te pytania.
- Tak. Mamo do czego zmierzasz?
- Masz szczęście, że drużyna Juda nie odpadła z turnieju. Dark już nie rządzi Akademią, zastanawiam się nad przepisaniem cię tam spowrotem - wyznała prosto z mostu.
- Nie, nie ma mowy - powiedziałam stanowczo - I co ma Jude do tego?
- Dobrze wiesz, iż nasza rodzina od dawna utrzymuje współpracę z rodziną Sharpów. Powinnaś być bliżej niego, żeby w przyszłości to kontynuować. W Królewskich też możesz działać przy drużynie, będziesz przyzwyczajała się do obecności Juda. W końcu w przyszłości i tak on będzie ważnym elementem twojego życia.
- Nie - wyszeptałam - Nie wrócę do Akademii! Nie zmusisz mnie! - wykrzyczałam.
- Dziecko, ja się ciebie o zdanie nie pytam. Jestem twoją matką. To będzie najlepsze dla naszej rodziny - powiedziała spokojnie, po czym upiła łyk wina z kieliszka, który ciągle trzymała w rękach.
Wstałam gwałtownie. Jak ona może mi to robić? Myślałam, że to tato miał w nosie moje szczęście i podejmował takie decyzje sam. Najwidoczniej się pomyliłam.
- Szkoda, że nie wiesz, co jest najlepsze dla mnie - warknęłam.
Uciekłam do pokoju. Miałam nadzieję na spędzenie z nią miłego wieczoru, skoro jest wyjątkowo tak wcześnie w domu. Na taki obrót spraw nie byłam gotowa. Fakt, chcę zrezygnować z bycia menadżerką drużyny, ale nie opuścić szkołę, w której mam najbliższych przyjaciół. Tylko niestety nie jestem dorosła. Mogę się buntować do woli, ale mama może mnie przenieść w każdej chwili, gdzie chce i kiedy chce.
⚽️
Chłopaki siedzą w szatni i rozmawiają o Shuriken. Ja się rozgrzewam na boisku. Mają zaraz przyjść na trening. Postanowiłam sobie pokopać póki ich nie ma. Jestem zestresowana wszystkim, co się ostatnio dzieje. Muszę rozładować negatywne emocje.
Zawodnicy w końcu dotarli na murawę. Evans stał na bramce, a obrońcy na swoich pozycjach. My mieliśmy atakować. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jeszcze nie miałam okazji stanąć przeciw Markowi. Tylko, że w momencie, gdy miałam z Kevinem minąć Jacka zrobił się ogromny. I to dosłownie zaczął jakby... rosnąć? Zaskoczył nas. Wyczuwam nową technikę.
Steve rozpoczął kolejną akcję, podał do Axela a on wyskoczył do piłki...którą przejął jakiś typ. Skąd on się tu wziął?
- Kim jesteś? - spytał zdenerwowany Mark.
- Nie muszę ci odpowiadać - wypalił chamsko nieznajomy.
- Słuchaj no... - zamierzałam do niego podejść, ale Axel złapał mnie za przedramię. Rzuciłam mu wrogie spojrzenie. Gość przerwał nam trening.
- Uspokój się.
- Posłuchaj swojego chłopaka - zadrwił.
- Masz nieaktualne dane. Lepiej dla nas - uśmiechnęłam się szyderczo.
Nieznajomy podał piłkę do Axela.
- Axelu Blaze, rzucam ci wyzwanie - wskazał na niego palcem. Nie wiem po co skoro podał jego imię i nazwisko. Poza tym nie pokazuje się palcem.
- Słucham?
- Wiele o tobie słyszałem, podobno jesteś świetnym napastnikiem.
- Kim jesteś? - spytał wrogo Blaze.
- Jestem Sail Bluesea ze szkoły Shuriken.
- To z nimi będziemy grać - skomentował Nathan.
- Ja też jestem dobrym zawodnikiem - popisywał się dalej Sail - I chcę sprawdzić, który z nas jest lepszy. Słuchaj może przebiegniemy się po tym boisku i sprawdzimy kto jest szybszy. Co ty na to?
- Nie ma mowy - odmówił stanowczo Blaze - Wynoś się stąd.
Rzucił piłką w chłopaka. Dobrze! Moja krew.
- Co? - spytał zdziwiony Bluesea - Boisz się? Ale z ciebie tchórz! - rzucił zły.
- Jak go nazwałeś? - spytał wściekły Mark.
- Ty się nie wtrącaj!
- Zaraz ja się wtrącę i gwarantuje ci, że jak do tego dojdzie to jutro nie zagrasz - warknęłam. Podeszłam do nieznajomego, patrząc na niego ostrym spojrzeniem.
- Odsuń się laluniu, nie boję się ciebie - popchnął mnie na tyle mocno, że się zachwiałam.
- Zostaw ją! - krzyknął Kevin.
- Popychasz dziewczynę? Jesteś frajerem! - obraził go Kevin.
To bardzo miłe z ich strony. Odwróciłam się do nich pokazując gestem dłoni, że nic mi nie jest i podziękowałam uśmiechem.
- Przesadziłeś! Zapłacisz za obrażanie moich przyjaciół! Przyjmuję twoje wyzwanie pyszałku! - wykrzyczał Mark.
Ups. Jeśli Mark jest wściekły to zrobiło się jeszcze bardziej poważnie.
- To naprawdę kiepski pomysł. Lepiej go zignorować - wtrącił się Nathan, po czym spojrzał na trybuny - A poza tym ja jestem szybszy niż on. Przyjmuję to wyzwanie.
- Ale jak to? Nathan mówiłeś by go zignorować... Nic nie rozumiem... - odparł naburmuszony Evans.
- Daj spokój Mark. Trzeba mu otrzeć nosa - wtrąciłam się.
To tylko niegroźny wyścig. Nic mu nie będzie.
- Zaraz,. a ty to kto?
- Nie muszę ci się przedstawiać - odpowiedział sarkastycznie Swift.
- Co?
- Zmierzmy się.
- Nie ma sprawy, ale ostrzegam, nie masz szans - rzucił pewny siebie Sail z cwanym uśmieszkiem.
Ustawili się do wyścigu. Celia zagwizdała, dając sygnał do startu. Ruszyli. Po zawróceniu spowrotem w naszym kierunku, ten narcyz wbiegł Nathanowi pod nogi odbierając mu piłkę. Co za oszust. Niebieskowłosy na szczęście prędko go dogonił. Gdy byli już prawie u mety, pojawili się znikąd kolejni dwaj zawodnicy, przerywając im pojedynek.
- Jak ty się zachowujesz Sail. Uspokój się - wysyczał jeden z nich.
- To nie sport do gry w pojedynkę. W Footballu liczy się tylko drużyna - skarcił go drugi.
- Tak to prawda - przyznał mu rację Bluesea - Będę cię obserwował, panie naburmuszony - zwrócił się do Natha.
- Jestem Nathan - mruknął.
- Przepraszam za jego zachowanie. Do zobaczenia.
I zniknęli tak szybko jak się pojawili. No szok. To nie będzie łatwy mecz.
⚽️
Czuję, że to nie tylko walka o zwycięstwo drużyny. Nathan próbuje coś udowodnić. Tylko nie wiem, czy tej blondi, czy sobie. Zdecydował się zostać w zespole. Na szczęście. Przynajmniej on... Poza tym w dzisiejszym meczu wykazuje się większą determinacją niż zazwyczaj. Nie jest dobrze, Shuriken dosłownie osaczyło Raimon. Mają ogromną przewagę, zaskakują nas na każdym kroku. Ten cały Sail niestety strzelił nam bramkę. Mark nie miał żadnych szans. Martwię się, co z nim, bo ten upadek nie wyglądał dobrze. Ostatni strzał w pierwszej połowie sprowadził Evansa na kolana.
Mimo wszystko chłopaki nie tracą ducha. Widać, że są gotowi na ten wysiłek, by wygrać. Chcą walczyć o swoje marzenia.
Zerknęłam na Silvie, która niesie picie dla kapitana.
- Proszę, to dla ciebie Mark. Napij się.
Dziewczyna nie próżnuje. Chociaż jest menadżerką i jej obowiązkiem jest dbanie o zespół. W tym momencie to ja jestem tu zbędna. Prócz grania z nimi niewiele robię. Powinnam dawać od siebie więcej...
Mark wziął od niej napój, po czym od razu skrzywił się w grymasie. No nie.
- He, co z nim? - spytał Nathan - Pokaż rękę.
Podeszłam do Evansa za Swiftem. Ten siłą ściągnął mu rękawicę. Mark krzyknął z bólu. Spojrzałam zła na jego opuchniętą rękę.
- Dajcie mi apteczkę - powiedziałam stanowczo.
Wiem, że powinnam zostawić to Silvii. Wiem, że przez to będzie znowu na mnie zła. Ale ja już nie mogę się tylko bezczynnie przyglądać.
- Przecież z taką ręką nie możesz bronić - podsumował Swift.
- Przesadzasz - wyrwał dłoń Mark - Nic mi nie jest, poza tym mam jeszcze lewą rękę.
- Przestań Mark - rzuciłam chłodno.
- Hę?
- Ciągle narażasz swoje zdrowie. Nie mamy drugiego bramkarza.
- Zawsze ty możesz wejść - mruknął zły - Widzisz jacy oni są silni.
- Bardzo chętnie! - krzyknęłam, po czym dostałam olśnienia - Mogę się przebrać za faceta i wejść!
- Twoje nazwisko musiałoby być na liście zawodników - wyjaśnił trener.
- Poza tym ty nie umiesz bronić - podsumował mnie Axel. Bardzo miłe z jego strony.
- Mogliby ci zrobić krzywdę - powiedział Mark. I patrzy na mnie tak troskliwym wzrokiem, że serce mi mięknie. Niech im tam będzie.
Gdy Celia przyniosła apteczkę, w ciszy opatrzyłam mu rękę. Chyba jest mu trochę lepiej.
Chłopaki postawili sobie za cel trzymać Shuriken, jak najdalej od bramki. To słodkie. Widać, że dbają o siebie nawzajem.
Druga połowa jest bardzo dynamiczna. Drużyna trzyma się swojego postanowienia.
Przeciwnicy używają jakiejś przerażającej techniki, która zmiata naszych zawodników z murawy. Sail wykiwał Nathana i zmierza w kierunku bramki. Jack, zdeterminowany, by chronić Marka, tworzy ogromny mur! Bluesea znowu przejął piłkę, od razu oddaje strzał na bramkę. Na jej drodze staje Swift, ale ta go mija lecąc do bramkarza. Evans używa Boskiej Ręki, która zostaje złamana. Całe szczęście niebieskowłosy ratuje sytuację. Przechodzą z Axelem do kontrataku. Zawodnik Shuriken chce ich zatrzymać tą śmieszną pajęczyną, ale Nathan mu ucieka. Chłopcy wykonują Ognistego Koguta, dzięki czemu Raimon zdobywa gola. Mecz niedługo się skończy. Swift okazuje się być sprytniejszy niż Sail. Posyła piłkę do Blaza, a ten zdobywa drugą bramkę. To trudne spotkanie kończy się naszym zwycięstwem.
⚽️
Mark z Silvią postanowili po meczu odwiedzić Nelly w szpitalu. Wybrałam się z nimi. Przez całą drogę panowała niezręczna cisza. Zastaliśmy dziewczynę akurat wychodzącą na korytarz.
- Cześć Nelly.
- Hej. Jak się trzymasz? - spytałam.
- Cześć. Dobrze - odpowiedziała.
- I co z nim? Wiesz już coś? - zapytała Silvia.
- Najgorsze już za nim.
- To dobrze - ucieszyła się zielonowłosa.
Bardzo dobra wiadomość. Jestem przekonana, że Pan Raimon niedługo się obudzi. Chyba powinnam wybrać się do Julii. Byłam u niej tuż po zerwaniu z Axelem. Tyle się zmieniło, gdy się obudzi napewno będzie w szoku. Chociaż ja wierzę, iż ona wszystko słyszy.
- To wyraz męstwa i poświęcenia. Ale jesteś naszym jedynym bramkarzem, nie zapominaj o tym.
Nelly sprawiła komplement Markowi, gdy zobaczyła jego dłoń.
A to nowość. Ma rację to jedyny bramkarz. To samo mówiłam...
- Jesteś jedynym koniem jakiego mamy w tym wyścigu.
Co za porównanie. Zaśmiałam się pod nosem, wiedząc co się zaraz stanie.
- Słucham? Dlaczego nazwałaś mnie koniem?
Oj Mark...Ona przecież nie wiedziała...
- To miał być komplement głąbie.
- To nie jest żaden komplement! Nie znoszę koni.
Koleżanka niefortunnie dobrała zwierzę. Zaczęli się kłócić. Cały szpital ich pewnie słyszy. Silvia zaczęła się z nich śmiać.
- Idź lepiej pokopać piłkę Madonna.
Co?
- Jaka Madonna?! Diego Maradona!
- Dobra spokój! - weszłam pomiędzy nich. - Zapominacie gdzie jesteście.
- Od kiedy ty się taka racjonalna zrobiłaś? - spytała rozbawiona Nelly.
- Miło, że cię rozweseliłam - mruknęłam.
- Co ty taka markotna?
- Nelly...To nie jest odpowiedni moment... - wyjaśniłam.
Pokiwała głową w geście zrozumienia. Pożegnała się z nami i wróciła spowrotem do sali ojca. Wyszliśmy przed szpital.
- Idziecie do domu? - spytałam, na co Silvia pokiwała twierdząco głową - A ty Mark?
Chłopak patrzył na mnie z powagą.
- Mam coś na twarzy? - zaśmiałam się.
- Odprowadzę cię.
- Słucham? - spojrzałam na niego zaskoczona, a później na Silvie. Uśmiechnęła się do mnie szczerze. Naprawdę się uśmiechnęła. Spodziewałam się jakiegoś grymasu niezadowolenia. Nie rozumiem jej. - Ale ja nie idę do domu.
- To nic.
- No...To chodźmy - powiedziałam wciąż zaskoczona.
⚽️
- Too...Dokąd zmierzamy? - spytał Evans. Widać, że zastanawiał się jak rozpocząć rozmowę. Nie dziwię mu się...też nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Do Julie... - mruknęłam.
- Siostry Axela?
- Mhm...Tamten szpital jest trochę daleko. Na pewno chcesz ze mną iść? - zapytałam, by wyciągnąć z niego jaką kolwiek informację. Musi mieć jakiś powód, dla którego chciał mnie odprowadzić.
- Tak. To nawet dobrze się składa, bo chciałem pogadać - uśmiechnął się szeroko.
Czyli nie będę musiała nic z niego wyciągać.
- Mark, jeśli chodzi o naszą relację to ja naprawdę chciałam się z tobą spotykać, ale moi rodzice...A teraz, w sensie wcześniej chciałam ci powiedzieć, tylko nie wiedziałam, czy nie namieszam i jeszcze ten Dark i-
- Aina oddychaj. Nie o to mi chodziło. To już przeszłość - zaszedł mi drogę, przez co przystanęliśmy. - Od jakiegoś czasu wydajesz się smutna. Pokłóciłaś się z Silvią. Później z Nathanem.
Zauważył. Nie mogę mu powiedzieć, o co pokłóciłam się z Silvią...To było by nie okej. Całą resztę chyba mogę mu wyznać. W zasadzie nawet powinnam.
- Mark...To trudna sytuacja. Po finale, po tej kłótni zdałam sobie sprawę, że jestem dla was obciążeniem. Dark nie odpuści. Póki będę przy drużynie będzie jeszcze bardziej zdeterminowany. Mieszam się w każdy konflikt w ekipie, czy chcę, czy nie chcę. Nawet nieświadomie. I skoro już zapytałeś to muszę ci coś powiedzieć - patrzyłam na jego zmartwioną minę. Czuję w tym momencie okropną gulę w gardle. - Chcę odejść - wydusiłam.
- A-ale jak to?
- Silvia miała rację. Niby wszędzie mnie pełno, a nic wam to nie daje. Jestem problemem.
- Aina, nie jesteś problemem - powiedział stanowczo. - Nic nie dajesz? Trenujesz z nami, motywujesz. Dostrzegasz wiele. Mieszasz się, bo widać, że ci zależy. Sprawa z Bobbym, Nathanem...Przecież nie rozmawiałaś ze mną o nich dla zabawy. Byłaś dla mnie wsparciem podczas finału z Królewskimi. Zmierzyłaś się przed meczem z Darkiem. A teraz myśląc, iż jesteś problemem chcesz się usunąć, czym jeszcze bardziej udowadniasz, że jesteśmy dla ciebie ważni i chcesz dobrze.
Słuchałam go ze łzami w oczach. Czyli jednak moja obecność ma jakiś pozytywny wydźwięk...Przynajmniej on tak uważa. Może powinnam najpierw spróbować rozwiązać konflikty, a nie uciekać od razu jak tchórz. Przecież nigdy tak nie postępowałam, więc co ja teraz wyprawiam?
- Mark...Dziękuję. Chyba moje ego właśnie tego potrzebowało - zaśmiałam się wycierając oczy. - Rzadko jesteś aż tak poważny.
- Czyli nie odejdziesz?
Chciałabym móc odpowiedzieć mu, że nie odejdę. Niestety moja mama, może nawet w tym momencie załatwiać papiery o przeniesienie.
- To skomplikowane.
- Dlaczego?
Spuściłam głowę. Nie mogę go mieszać w moje konflikty rodzinne. Lepiej, żeby myśleli, iż to ja podjęłam decyzję o opuszczeniu Raimona. Nie chcę, by wyszedł na jaw mój brak kontroli nad własnym życiem.
Nie odpowiedziałam. Podniosłam głowę, ominęłam go i ruszyłam przed siebie, starając się opanować trzęsące się wargi.
- Aina, co się stało?
Zignorowałam go.
- Poczekaj.
Jeśli teraz się zatrzymam napewno wymiękne i wszystko mu powiem.
Poczułam szarpnięcie za nadgarstek.
No to po mnie.
- Mark, zostaw mnie. Proszę - wyszeptałam, wciąż stojąc do niego plecami.
- Czego mi nie powiedziałaś? - powiedział zmartwiony.
Odwróciłam się do niego przegryzając nerwowo wargę. Spojrzał mi prosto w oczy, ani na moment nie spuszczając wzroku. Ja za to starałam się go unikać, ale niechcący w końcu spotkałam się z nim spojrzeniem. Niech to szlag...
Nie umiem być ciągle silna, chyba nikt nie umie.
- Kiedyś tato rządził firmą i rodziną. Kochałam go, ale faktem jest, że wszystko musiało być po jego myśli. Umarł zaraz po moim przeniesieniu do Kirkwood. Obowiązki przejęła mama. Sądziłam, iż ona będzie liczyła się z moim zdaniem. Do przedwczoraj. Gdy wróciłam do domu mama siedziała w salonie. Byłam zaskoczona, zawsze wracała bardzo późno. Najwidoczniej na mnie czekała. Nasza rodzina prowadzi interesy z rodziną Juda - Mark nie wydawał się zaskoczony tą informacją. - Mama chce, żebym miała z nim dobre i bliskie relacje.
Dlatego postanowiła przenieść mnie spowrotem do Akademii.
- Że co?!
- Powiedziała, że Dark już nie rządzi, więc nie ma powodów, dla których nie mogłabym wrócić - wyszeptałam.
- Nie może Ci tego zrobić - powiedział zły.
- Jej nie obchodzi moje zdanie Mark! Zależy jej tylko na firmie! - wybuchłam.
- Napewno da się coś-
- Nie da.
- Musi być jakieś wyjście!
- Nie można nic zrobić.
- Ale Aina-
- Mark to boli.
Spojrzał na mnie pytająco. No głupek.
- Coraz bardziej ściskasz mi nadgarstek...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top