XI. Trener

Siedzimy w domku klubowym. Okazało się, że musimy mieć trenera. Nie ma innej możliwości. Jeśli go nie znajdziemy zostaniemy wykluczeni z turnieju. Niestety nie mamy żadnego pomysłu, kto mógłby nim być. Nie weźmiemy losowej osoby. Już poprzedni trener miał całkowicie gdzieś, kiedy i jak trenujemy. W ogóle całą drużynę miał w dupie. Kolejny pupilek Darka. Czuję się przytłoczona tym wszystkim, co się ostatnio dzieje. Dosłownie jestem dużym kłębkiem nerwów.

- Nie ma sensu tak siedzieć. Trzeba znaleźć nowego trenera! - wykrzyczał Mark przez co podskoczyłam. Wystraszył mnie. - Ruchy chłopaki, do roboty!

- Wiecie co, myślę, że to zadanie dla Nelly Raimon - zaproponował Kevin. - Gdybyś się nie pozbyła Pana Wintersy nie mielibyśmy teraz takiego kłopotu. To twoja wina.

- Właśnie! - zawtórowali mu wszyscy.

- Wolelibyście wylądować, w najlepszym przypadku w szpitalu, czy w trumnie? - warknęłam a odpowiedziała mi cisza. - Tak myślałam. Może zamiast przerzucać się nawzajem oskarżeniami, ruszycie głowami do czegoś innego niż odbijanie piłki!

Mam serdecznie dość tego, że jak coś się wali to powstają tylko kłótnie. Dosłownie ciągle kręci się przy nas Jude, a ja cały czas obserwuję otoczenie, żeby mieć pewność, że wszystko jest okej. Nie chcę ich tym obarczać, żeby skupili się na grze. A oni nie potrafią spokojnie pomyśleć.

- A ty od kiedy bronisz Nelly? I co cię napadło? - odbił piłeczkę Kevin.

- No nie wiem, zastanówmy się. Rzucił mnie chłopak, bez słowa wyjaśnienia, Dark nas wplątuje w jakieś swoje chore gierki, jeszcze ten cały Jude, nie mamy trenera, a Evans się do mnie nie odzywa. Także wybacz, że nie jestem w tym momencie oazą spokoju. Byłam cicho, dopóki wy nie zaczęliście przepychanek.

Wszyscy spojrzeli na mnie w szoku. Dawno nie miałam takiego wybuchu gniewu. Wspominałam, że żyję ostatnio w stresie?

- Teraz nawet nie potrafisz wypowiedzieć mojego imienia tak? - mruknął Mark.

- O co chodzi z Judem? - spytał Axel.

- No patrzcie, jak się nagle zainteresowali! Gdzie byliście wcześniej? Ty - podeszłam do Evansa i stuknęłam go palcem w klatkę piersiową, patrząc mu prosto w oczy. - Jesteś obrażony, bo ci nie powiedziałam, ale gdzie byłeś przez ostatnie trzy lata?

- O co ci chodzi? - zmrużył powieki.

- A ty - tu odwróciłam się w kierunku Axela. - Tobie nie muszę się już z niczego spowiadać. Mimo tego, że wciąż cię kocham to mam ochotę cię udusić!

- Wystarczy! - wtrąciła się Nelly. - Prywatne sprawy załatwiajcie poza klubem piłkarskim.

A ja ją broniłam! Cały domek ucichł. Wzięłam głęboki oddech. Usiadłam na oponie między Nathanem i Willym. Usłyszałam ciche szepty pomiędzy niektórymi zawodnikami, w stylu: "O co tej trójce tak właściwie chodzi?", "Jakie trzy lata?", ,,Powiedziała mu, że go kocha a ten popatrzył na nią, jak na kosmitkę.", ,, Racja. To wcale nie tak, że byli razem do niedawna. Nie rozumiem tego".
A no właśnie. Czemu ja mu to powiedziałam i to przy wszystkich. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Jakieś pomysły? - powiedział w końcu Mark.

- Ten brodaty kucharz wspominał, że znał twojego dziadka. Myślisz, że...? - odezwał się Axel.

- Doskonały pomysł! Idziemy!

Wszyscy zbierali się do wyjścia.

- A ty nie idziesz? - zapytał Nathan.

- Idźcie. Ja zostanę.

- Ale...

- Zostaw ją. Niech zostanie - powiedział Axel.

Gdy wychodzili Mark posłał mi tylko szybkie spojrzenie. Silvia do mnie podeszła.

- Wszystko okej? 

- Nagle już mnie nie unikasz?

- Ja cię nie...

- Nie ważne. Wszystko dobrze, muszę ochłonąć.

Wszyscy wyszli, więc natychmiast wstałam. Miałam w sobie tyle negatywnej energii, że musiałam gdzieś ją wyładować. Moją ofiarą stała się opona, na której wcześniej siedziałam. Kopnęłam ją kilka razy z całej siły, dopóki nie rozbolały mnie palce u stopy. Klapnęłam na podłodze i oparłam się o nią plecami. Przetarłam czoło z kosmyków włosów, które opadły na moją twarz, wchodząc mi do oczu.

- Jak się wali, to się wali...

⚽️

...

Boisko nad rzeką. Dziewczyny dały znać Ainie, żeby tam przyszła. Dziewczyna dotarła, ale siedzi przybita. Nie gra, nawet nie patrzy na trening. Fakt pozbyła się tej negatywnej energii. Teraz jej złość, smutek, strach zastąpił tylko smutek i niepewność.

Chłopaki trenują. Jack nie jest w rewelacyjnym humorze po całej sytuacji z trenerem. Chłopak nie ma ochoty trenować.  Nawet nie ruszyło go to, że dostał piłką.

- Co się stało? - zapytał go gniewnie Mark.

- Ten mecz i tak już przegraliśmy.

- Nie ma mowy.

- Możemy sobie trenować do woli, ale bez trenera nie pozwolą nam grać.

Gorszy nastrój udzielił się każdemu.

- Jack przez cały dzień jest w takim nastroju - odparła smutno Silvia. - Zresztą nie tylko on... - spojrzała na Ainę.

- Rozumiem go. Nie łatwo zmotywować się do gry w takiej sytuacji - odpowiedziała jej Celia.

...

- Co takiego? Nie możesz się poddawać. Jestem pewny, że znajdziemy nowego trenera.

- Jesteś na sto procent pewny? Możesz to obiecać kapitanie? Ale tak na pewno? Możesz obiecać?!

Uniosłam głowę na dźwięk krzyków. Mark z Jackiem robili jakieś dziwne akcje. Ile oni mają lat... Jednak sytuacja ta wydała mi się na tyle komiczna, że uśmiechnęłam się pod nosem.

- Uspokój się! Puszczaj! Podrzesz mi koszulkę! Zostaw mnie!

Zobaczyłam, jak Bobby nerwowo się rozgląda. Wstałam na równe nogi. Ponownie się wściekłam, gdy zobaczyłam Sharpa na moście. Spojrzałam przelotnie na Celie i ruszyłam w kierunku chłopaków.

- To Jude - skomentował Bobby.

- Co on tu robi?

- Tylko jego tu znowu brakowało - warknęłam.

Mark spojrzał w jego kierunku i poszedł do niego. Obserwowałam z niepokojem jego oddalającą się sylwetkę, ale nie ruszyłam się z miejsca. Nie mam dzisiaj chęci na kolejną potyczkę słowną. Evans jest kapitanem. Powinien to załatwić. I stałam tam spokojnie, dopóki nie usłyszałam ich podniesionych głosów.

- Oni się kłócą? - chciałam do nich iść ale ktoś złapał mnie za rękę.

- Zostaw ich.

- Tym razem nie masz prawa mnie zatrzymywać Axel - wyrwałam się i poszłam do kłócących się kapitanów.

Zanim zdążyłam do nich podejść obaj się uspokoili. I ja uznałam, że zachowam opanowanie.

- Co ty tu robisz Jude?

- Nie martw się Aina. Zrozumiałem - odpowiedział. - Do zobaczenia na boisku - pożegnał się machnięciem ręki.

Stałam i wpatrywałam się, jak odchodził. Mark także się nie odzywał. Spojrzałam w dół, na boisko - tam gdzie stała Celia. Dostrzegłam jej minę. Zmarszczyłam brwi.

- Jude poczekaj! - krzyknęłam za chłopakiem.

Mark spojrzał na mnie zdezorientowany, a kapitan Królewskich nawet się nie zatrzymał.

- Eh. No co za... - mruknęłam, rozpoczynając pościg za chłopakiem.

Szybko go dogoniłam, chwytając chłopaka za ramię, by się zatrzymał.

- O co chodzi? Mów szybko, nie chcę mieć problemów z Blazem.

- Nie jesteśmy już razem - spojrzał na mnie zdziwiony. - Sharp powiedz mi... dlaczego traktujesz tak Celie?

- O czym ty...

- To twoja siostra - przerwałam mu. Chłopak otworzył usta z szoku. - Co cię dziwi? Sam przy mnie powiedziałeś do niej "siostrzyczko". To wasze prywatne sprawy, ja to rozumiem. Chcę tylko, żebyś wiedział, że jej na tobie zależy. Boli ją twoje zachowanie. Przemyśl sobie wszystko. A tak poza tym to chyba już nie muszę ci mówić, jak bardzo nie ufam temu, że gramy na terenie Akademii?

- Spokojnie. Wszystkiego dopilnuję. Potrząsnęłaś mną - zaśmiał się.

Spojrzałam na niego zaskoczona.
Czy on się właśnie zaśmiał? On?

- Sharp, czy ja ci się podobam, że się tak cieszysz? Wiesz naprawdę schlebiasz mi i w ogóle, ale jesteś bratem mojej przyjaciółki i...

- Zabawne - prychnął wciąż z uśmiechem. - Miło wiedzieć, że moja siostra ma taką przyjaciółkę. Cześć.

Zaśmiałam się na jego reakcję, pierwszy raz dzisiejszego dnia, głośno i szczerze. Wróciłam do chłopaków z uśmiechem pod nosem. Mark był już na dole. Spojrzeli na mnie z takimi wyrazami twarzy, jakby mieli na nich narysowane wielkie znaki zapytania.

- No dobra. Tylko nie wszyscy na raz - zaśmiałam się, ale nikt nie odezwał się słowem.

- Dopiero co siedziałaś przybita, a teraz tak dziwnie się uśmiechasz. O czym z nim rozmawiałaś? - zapytał Nathan.

- Umówiłam się z nim na randkę, żeby wykraść ich taktykę przed meczem - mrugnęłam do nich rozbawiona.

- Że co?! - wykrzyknęli.

- Żartowałam - zaśmiałam się, widząc ich reakcję. - Powiedział mi, że mogę być spokojna, bo udało mi się przemówić do jego rozsądku. Zadba o bezpieczeństwo.

- I ty mu tak po prostu ufasz? I dlatego się tak cieszyłaś? - rzucił gniewnie Axel.

- Nie, nie ufam mu tak po prostu. Musimy być wszyscy czujni. A jeśli już musisz wiedzieć to mnie rozbawił. Zaśmiał się przy mnie, więc zapytałam dla żartu czy mu się podobam - wyjaśniłam.

- Ah, rozumiem. Pewnie jego odpowiedź cię tak ucieszyła - prychnął.

- Trzymajcie mnie bo...

- Axel sam z nią zerwałeś, więc przestań być chłopie taki zazdrosny
- rzucił, jak gdyby nigdy nic Nathan.

Blaze posłał mu wrogie spojrzenie, na co niebieskowłosy rozbawiony podniósł ręce do góry w geście poddania się. Wszyscy się roześmialiśmy, oglądając tę scenę. Spojrzałam na Celie, która jednak nie wydawała się wesoła. Podeszłam do niej.

- Chodź na słówko.

Kiwnęła głową i odeszłyśmy na bok.

- Tak naprawdę zatrzymałam go, żeby zapytać o ciebie.

- Co? I co mu powiedziałaś? Co ci powiedział?

- Że ci na nim zależy, że rani cię swoim zachowaniem i żeby to sobie przemyślał. Nie odpowiedział mi na to. Ale powiedział, że zajmie się bezpieczeństwem podczas meczu. Później tylko rzucił ,,Miło wiedzieć, że moja siostra ma taką przyjaciółkę" i poszedł. Myślę, że mu też na tobie zależy, tylko nie wiem czemu się tak zachowuje.

- To zawsze coś. Dzięki - przytuliła mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.

⚽️

...

- I co my teraz zrobimy? Mamy tylko dwa dni, żeby znaleźć trenera inaczej już po nas - powiedział zaniepokojny Blaze.

- No nie! Głupi ten regulamin - jęknęła Silvia.

- Wszyscy jesteśmy podłamani. Nawet już nie ma sensu organizować treningów, bo i tak nam nic nie dadzą - wyrzucił z siebie Bobby.

Nathan pokiwał głową popierając go.

- Kto by pomyślał, że aż tak wdepniemy co? A najgorsze, że nie mam żadnych pomysłów - Mark położył się plecami na chodniku. - Trudno. Najwyżej spróbuję jeszcze raz poprosić tego kucharza o pomoc - dodał.

...

Spacerowałam, rozmyślając co możemy zrobić. Skąd wytrzasnąć trenera. Nie miałam żadnego pomysłu. Zastanawiałam się, czy nie iść do tego kucharza. Tym razem sama, osobiście i spróbować jakoś bardziej racjonalnie podejść do tej rozmowy. Przechodziłam akurat obok boiska nad rzeką. Spostrzegłam na nim Marka oraz tego starszego pana. Czyli już nie muszę do niego iść. Zeszłam do nich, zaciekawiona sytuacją.

- Dzień dobry! - przywitałam się grzecznie.

- Witam - odpowiedział mi mężczyzna. Evans typowo obrzucił mnie tylko spojrzeniem. - Jesteś koleżanką tego chłopaka?

- Zgadza się. Jestem też menadżerką drużyny Raimona. Co tu robicie, jeśli mogę spytać? - To pytanie skierowałam bardziej w stronę Marka. Nie odpowiedział mi, więc chyba dalej ma foszka. Auć.

- Ten młody człowiek rzucił mi wyzwanie - odezwał się kucharz po chwili ciszy.

Zmarszczyłam brwi na te słowa.

- Jeśli obroni trzy moje strzały to zostanę ich trenerem - wyjaśnił.

- Naprawdę?! - wykrzyknęłam szczęśliwa. - A pozwoli mi pan dalej z nimi trenować?

- Trenujesz z nimi? - odparł zaskoczony.

- Mhm - przytaknęłam.

- A skąd pewność, że zostanę ich trenerem, jeśli mogę spytać.

- Bo znam i wierzę w Marka - uśmiechnęłam się szeroko.

- Dobra gramy! - powiedział chłopak, który do tej pory tylko przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.

Rozpoczęli swoją małą rywalizację. Evans obronił wszystkie strzały. Wiedziałam.
Aktualnie już, nowy trener roześmiał się w głos.

- Kto by pomyślał. Zupełnie jakby David Evans do nas powrócił. A teraz chodź tu młoda damo, może ty też pokażesz mi jak grasz? - zawołał mnie.

Podeszłam do nich.

- Mam mundurek, także wolałabym nie - zaśmiałam się. - Trenowałam z chłopakami do tej pory i chyba jakoś sobie radziłam.

- Chłopcze powiedz mi, jak sobie radzi z grą twoja koleżanka.

- Jest okej... - mruknął pod nosem.

- Co tam szepczesz chłopcze? Mów głośniej, stary już jestem - zganił go.

- Mówię, że jest dobra! - krzyknął oburzony.

- Miło - odburknęłam.

Spojrzał na nas zdezorientowany.

- Co jest z wami dzieciaki? Nie lubicie się? Dopiero mówiłaś, że jesteście kolegami.

- Nic - odpowiedzieliśmy jednocześnie. Spojrzeliśmy na siebie spod łba.

- Niech wam będzie, ale macie to "nic" rozwiązać. Inaczej nie wyobrażam sobie pracy tego zespołu - powiedział stanowczo trener Hillman.

⚽️

- Przedstawiam naszego trenera.

- Jestem Simur Hillman, miło mi was poznać. Drużyno przed nami finał, więc musimy trenować, aż do upadłego.

- Hura! - wykrzyknęli wszyscy.

Poczułam pociągnięcie za rękaw. Spojrzałam na zielonowłosą stojącą obok mnie.

- Hm?

- Jak to się stało, że z nimi przyszłaś? - szepnęła.

- Po prostu przypadkiem trafiłam na nich na boisku przy rzece - uśmiechnęłam się. - Miło, że chociaż ten problem mamy z głowy - mruknęłam.

Nie mogłam pozbyć się złych przeczuć. Mimo tego, iż Jude zapewnił mnie o swojej chęci zadbania o bezpieczeństwo. Ale ja poznałam Darka. Nie wiem, czy jego da się tak łatwo powstrzymać...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top