VIII. Rozkwitła Sakura, zwiędła Sakura
- Co? - wydusiłam z siebie. - Ale o czym ty mówisz?
- To nie ma sensu. W sensie...my razem.
Co on mówi...Nigdy nie sądziłam, że usłyszę od niego takie słowa.
- Ale jeszcze dwa tygodnie temu miało?! - krzyknęłam zdenerwowana. Nie rozumiem tego. Było najlepiej na świecie. Fakt kilka ostatnich dni było gorszych. Ale jak coś mogło się zmienić aż tak w ciągu kilku dni?
Sama nie wiem, którą emocję odczuwałam w tym momencie najbardziej. Smutek, złość czy zaskoczenie.
- Rozumiem, że możesz być zła ale spróbuj zrozum...
- Nie. - przerwałam mu stanowczo. - Po prostu przestałeś...w sumie nie wiem co przestałeś. Nigdy nie usłyszałam od ciebie wprost co do mnie czujesz. - powiedziałam spokojniej.
Łzy powoli zbierały się do moich oczu. Spuściłam głowę. Czułam się jakbym traciła dech. Milion myśli przelewało się przez moją głowę. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Nawet gdybym chciała się ruszyć to byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam.
- Nie o to chodzi.
Spojrzałam na niego już zalana łzami. Nie mogłam wydusić słowa. Liczyłam, że domyśli się po mojej mimice, iż nie chce już słyszeć od niego ani słowa więcej.
- Nie płacz, proszę. - Patrzył teraz na mnie zmartwiony. Chciał sięgnąć dłońmi do moich policzków, prawdopodobnie, żeby otrzeć je z tego wodospadu, ale nie pozwoliłam mu na to.
- Nie dotykaj mnie. - Odsunęłam się. - Chciałabym móc powiedzieć, że nie chce cię więcej widzieć, ale to nie możliwe.
- Tak będzie lepiej dla nas obojga...Zaufaj mi.
Zamilkłam na chwilę, pociągnęłam nosem. Starałam się zebrać wszelkie siły, żeby jak najszybciej stąd uciec. Wstałam.
- Mam nadzieję, że teraz jesteś szczęśliwy. - rzuciłam, odwróciłam się na pięcie i uciekłam zostawiając go samego.
⚽️
Następnego dnia nie poszłam do szkoły. Kolejnego też nie. I kolejnego. Właściwie to nie wychodziłam przez cztery dni z łóżka. To był mój pierwszy prawdziwy chłopak. Czułam do niego coś silnego, dalej czuję. Przepisałam się nawet za nim do innej szkoły, a nie narzekałam na Kirkwood. On po prostu to zakończył z dnia na dzień. Najpierw prawie się nie widywaliśmy, a później bez rozmowy, nawet bez słowa wyjaśnienia ze mną zerwał.
Nikogo nie ma w domu i nie będzie przez najbliższy tydzień. Całe moje szczęście w tym.
Chociaż niezwykle irytujący był dzwonek mojego telefonu, więc musiałam go wyciszyć. Zrobiłam dziś postęp - zjadłam banana, przestałam tyle płakać. Dalej jednak nie mam ochoty wychodzić z łóżka, ani z nikim rozmawiać. Leżałam na brzuchu z głową schowaną w poduszkę. Mój wymarzony w tym momencie stan egzystencjalny przerwał dzwonek do drzwi, z którym mieszał się głośny dźwięk walenia w drzwi.
...
Cała drużyna siedziała jak zwykle w swoim domku klubowym. Nie było z nimi Axela, bo w zasadzie jeśli to nie było nic ważnego nie musiał tam narazie przychodzić. Dlatego reszta nie zastanawiała się nad brakiem jego osoby. Za to zauważyli nieobecność innej członkini ich ekipy.
- Nie ma jej w szkole już czwarty dzień. Nie ma z nią kontaktu. Martwię się. - Powiedziała smutno zielonowłosa dziewczyna.
- To dziwne. Miała z nami trenować. - odpowiedział Nathan
- Tak, miała pokazać nam swoje inne super strzały! - rzekł Jack
- Nie przepadamy raczej za sobą, ale zawsze tu była i miała coś do powiedzenia. - westchnął Kevin
- Chłopaki teraz nie chodzi o piłkę nożną. - wyjaśnił głośno Mark.
- I ty to mówisz kapitanie? - zapytał zdziwiony Max.
- Spokojnie. Spróbuję zdobyć od Nelly adres, odwiedzę ją. Może dowiem się czegoś więcej. - uspokoiła ich Silvia.
...
- Aina jesteś tam?! Proszę cię, otwórz!
Gdy usłyszałam głos przyjaciółki bardzo niechętnie ale zeszłam z łóżka. Owinęłam się szczelnie kocem i poszłam otworzyć drzwi. Nie przejmowałam się, że wyglądam teraz zapewnie jak Titanic. Gdy tylko pociągnęłam za klamkę, a mój wzrok dopadło światło dzienne, ujrzałam przed sobą Silvie z bardzo zmartwioną miną.
- Żyjesz. - odetchnęła z ulgą
- Egzystuję. - mruknęłam - Wchodź.
- Nie dajesz znaku życia od kilku dni. Wszyscy się martwimy. - wyjaśniła
- Chcesz coś do picia? - zapytałam grzecznie
- Nie. Aina, powiedz mi co się z tobą stało?
Właśnie tego chciałam uniknąć przez ostatnie doby. Zaczęłam cała się trząść próbując powstrzymać płacz, przy okazji upuściłam kubek co przelało czarę goryczy. Po moich policzkach zaczęły płynąć gorzkie łzy, jedna za drugą.
Kucnęłam, żeby pozbierać rozbite naczynie.
- Aina, zostaw. - Silvia szybko znalazła się przy mnie.
Zaczęłam szybko zbierać porozrzucane kawałki, raniąc się przy okazji w palec. Syknęłam cicho. Dziewczyna złapała mnie za nadgarstki.
- Popatrz na mnie. Powiedz co się dzieje.
Spojrzałam na nią zaszklonymi oczami.
- Axel...On... - próbowałam z siebie wydusić. - To koniec.
- Co? Ale jak to? Dlaczego? - Bombardowała mnie kolejnymi pytaniami, na które już nie umiałam jej po prostu odpowiedzieć.
- Nie wiem... - wyszeptałam jakby ma ostatnim tchu.
Przytuliła mnie mocno, siedziałyśmy tak może z dobre piętnaście minut dopóki całkiem się nie uspokoiłam.
- Nie będę więcej pytać, przepraszam. Zastanawialiśmy się co się z tobą dzieje. - wyszeptała
- Ja też przepraszam...Nie byłam w stanie z nikim rozmawiać. Możesz im przekazać, że nic mi nie jest, ale nie wiem czy jutro się pojawię. - pociągnęłam nosem
- Może spróbuj. Uważam, iż lepiej ci to zrobi niż siedzenie w domu. Zajmiesz się czymś.
- Ale on tam będzie... - wręcz pisnęłam
- Narazie nie przychodzi. A poza tym kiedyś i tak będziesz się musiała z tym zmierzyć...
- Zobaczę...
⚽️
Naprawdę zamierzałam iść do szkoły. Byłam już nawet za drzwiami. Ale i tak uważam to za sukces. Leżę teraz na kanapie w salonie a nie w swoim łóżku.
...
Silvia rozglądała się po terenie szkoły szukając znajomej twarzy. Pomyślała, że może jeszcze się pojawi. Nadzieję straciła wraz z końcem ostatniej lekcji. Udała się przed centrum treningowe, gdzie miała zebrać się drużyna. Bez Axela skład był mocno osłabiony. Trzeba było znowu wymyślić jakąś taktykę. Gdy dziewczyna zobaczyła go z nimi uśmiechniętego, puściły jej nerwy.
On tu siedzi jak gdyby nigdy nic a ona tam cierpi.
- Jesteś z siebie zadowolony? - Powiedziała do chłopaka surowo. - Pochwaliłeś się reszcie dlaczego Ainy z nami nie ma? Jeszcze jakbyś powiedział wszystko wprost!
- O Silvia! Dowiedziałaś się czegoś? - zapytał Mark, który dopiero dotarł na miejsce.
- Kazała wam przekazać, że nic jej nie jest. - Reszta widocznie odetchnęła z ulgą na te słowa. Ale zielonowłosa nie pozwoliła im się długo nacieszyć. - To kłamstwo.
Wszyscy spojrzeli na nią pytająco.
- Axel z nią zerwał. Wygląda jak wrak człowieka. - Spojrzała gniewnie w kierunku białowłosego. Jego spojrzenie wyrażało zmartwienie. - Nawet nie zna powodu. Gdybyś chociaż podał jej powód. Jest zdezorientowana i załamana.
- Axel co jest?
- Stary o co chodzi?
- Czemu to zrobiłeś?
Chłopcy zaczęli zalewać białowłosego pytaniami.
- Dajcie mu spokój.
...
W końcu jednak zmusiłam się i wyszłam z domu. Silvia wspominała, że dziś po szkole mają mieć jakieś zebranie przed centrum treningowym. Postanowiłam wziąć się w garść albo chociaż stwarzać pozory. Gdy dotarłam na miejsce usłyszałam ich rozmowę.
- Dajcie mu spokój. - powiedziałam
- Aina! - krzyknęli chórem
- Trzymam się. - skłamałam - Być może on czułby się źle, gdyby zmuszał się do bycia ze mną. Dlatego proszę, już wystarczy. - wyjaśniłam
- Zrozum, nie umiem i nie mogę ci tego wytłumaczyć. - wtrącił się Axel
- A ja nie potrafię narazie na ciebie patrzeć. - szepnęłam - Jeszcze kilka dni temu moje serce rozkwitło na nowo, dzisiaj czuję jakby zwiędło.
Mark patrzył na mnie smutno, ale się nie odezwał. Podobnie jak pozostali.
- Przyszłam tylko powiedzieć, że od jutra jestem gotowa spróbować z wami ponownie trenować. Narazie.
- Czekaj! - Zatrzymał mnie Mark. - Pójdę z tobą.
- Ale...macie trening. I mieliście omówić taktykę. - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Axela zastąpi Willy. - ogłosił Evans
- Coooo?
- A potrenować mogę iść później. Kapitanem się jest nie tylko na boisku.
Tego się nie spodziewałam. Podobnie jak pozostali, bo patrzyli na niego wręcz zszokowani.
⚽️
Poszedł ze mną, chociaż nie wiem w zasadzie po co. Szliśmy w kompletnej ciszy, która powoli zaczęła mnie już męczyć.
- Mark, po co ze mną poszedłeś skoro nie zamierzasz się słowem odezwać?
- Nie byłem pewny czy masz ochotę rozmawiać.
- Mhm... - mruknęłam
- Długo grasz już w piłkę?
Zaśmiałam się z tego pytania. Kiedyś jeszcze nie każda rozmowa sprowadzała się do piłki nożnej. Teraz chłopak ewidentnie nie może bez niej żyć.
- Heh, co? Powiedziałem coś nie tak? - spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Nie, nic. - odpowiedziałam mu rozbawiona. - Gram od szóstego roku życia.
- Naprawdę? Ja też! U mnie zaczęło się od tego, że znalazłem piłkę w graciarni. A u ciebie?
- Od przyjaciela...
- Też miałem przyjaciółkę, która grała ze mną w piłkę. Straciliśmy kontakt dawno temu. Czasem nawet zastanawiam się co u niej. W sumie też dzięki niej zakochałem się w tym sporcie. - opowiedział uśmiechnięty.
Przysłuchiwałam się temu w ciszy. Masz tą przyjaciółkę centralnie obok i nie zdajesz sobie nawet sprawy, że to ja...
- Chcesz mi pokazać gdzie zaczynałeś?
- To naprzeciwko mnie. Ale nie wiem, czy możemy tam wejść. Pewnie jest zamknięte.
Ma rację. Pewnie jest. A ja nie wzięłam kluczy.
- Możemy iść pod Wieżę Inazumy.
⚽️
Przegadaliśmy resztę drogi.
- Trzeba wejść pod tą górę i będziemy na miejscu.
- Widzę. Trudno jej nie zauważyć. - powiedziałam rozbawiona. - No to lecimy. Spróbuj mnie złapać! - krzyknęłam i pobiegłam.
To było trochę nie fair, miałam nad nim już na starcie przewagę odległości, ale to tylko zabawa.
- Przegrałeś.
- Szybka jesteś. - stwierdził ciężko oddychając.
Rozglądałam się dookoła. Mój wzrok przykuła opona, na której trenował chłopak. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniała mi się nasza Sakura z huśtawką.
...
Dwoje dzieci bawiło się pod kwitnącą wiśnią. Biegali wokół niej, podawali sobie piłkę i huśtali się na huśtawce.
- Za wysoko! Zatrzymaj mnie! - krzyczała dziewczynka ze śmiechem.
- Huśtawka mnie uderzy. - wytłumaczył chłopiec
- Spróbuj ją złapać jak piłkę! - zaśmiała się brązowowłosa.
I spróbował, ale skończył z siniakiem na ramieniu.
Parę lat później chłopak nauczył się ją zatrzymywać bez uszczerbku na zdrowiu. Raz nawet zamiast niej musiał łapać lecącą prosto na niego dziewczynę, która wypadła z huśtawki.
- Przepraszam! - Powiedziała speszona, gdy oboje leżeli na ziemi.
- Zawsze będę cię ratował. - uśmiechnął się szeroko - Wiesz, chcę zostać bramkarzem.
- To wspaniale! - odpowiedziała - To ja zostanę pomocnikiem!
- Obiecajmy sobie, że zawsze będziemy razem grać. - wystawił do niej mały maluszek, a ta złapała go swoim.
- Obiecuję. - Powiedzieli oboje z uśmiechami na ustach
...
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl tych wspomnień.
- Co powiesz, żeby sobie trochę pokopać piłkę Mark?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top