VII. Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy
- Każda drużyna ma jeden strzał! Liczą się dobre obrony i ataki.
- Nie widzę sensu tej śmiesznej zabawy.
Tamci jakby mieli mózg, ale gdy zrozumieli o co chodzi Markowi przystali na propozycję. Także już teraz zaczynam w to wątpić.
Stanęłam między nimi.
- Czy nie możemy rozstać się w pokoju i zakończyć to na oficjalnym meczu?
Najwidoczniej odpowiedź brzmiała nie. Całkowicie zignorowali moje pytanie. Przygotowali się do gry i rozpoczęli. Siedziałam z łokciami podpartymi o nogi, z dłońmi na policzkach zastanawiając się gdzie popełniłam błąd. Z tej pozycji wyrwał mnie szok spowodowany użyciem przez jednego z tych cyborgów Ognistego Tornada. Teraz już nie siedziałam tylko stałam. Popatrzyłam po wszystkich szukając odpowiedzi na to co się wydarzyło, ale byli w takim samym stanie co ja. Nasz bramkarz użył Ognistej Pięści ale nie zdołał zatrzymać strzału. Patrzył na piłkę w siatce przerażony. Gdy tylko się otrząsnął wziął ją i wyszedł na przeciw Axelowi. Nie rozumiem co daje im to całe przedstawienie, ale skoro znają Ogniste Tornado to wiedzą też napewno jak je zatrzymać. Zapewne znają każdy szczegół naszej gry. To są psychole.
- Zajmę się tym. - Mówi, gdy Mark przekazuje mu piłkę.
- Nie. - Zatrzymuje go, widzę zdziwienie na ich twarzach. - Ja to zrobię.
Teraz patrzą na mnie jeszcze bardziej zaskoczeni. Chłopaki użyjcie czasem tej głowy, od czegoś ją macie...
- Zrozumcie. Znają każdy wasz ruch. Ale nie mój. - uśmiecham się i puszczam im oczko.
Blaze patrzy na mnie i kiwa głową, odwraca się w stronę kapitana.
- Mark?
- Ty umiesz grać?
- Przekonaj się. - odpowiedziałam
Teraz również patrzę na niego, w oczekiwaniu na decyzję. On patrzy na mnie w skupieniu. Nie wiem co zaprząta w tym momencie jego myśli. Na przeszkodzie stoi tylko to, że nie widział nigdy jak gram. To znaczy nie widział jak obecnie gram.
- Dobra. - odezwał się w końcu.
Przejęłam piłkę od Blaza, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam ustawić się na pozycję do strzału.
...
- Co jest?
- Czemu strzela ona? - pyta Kevin
- Mark? - Silvia patrzy na niego pytająco.
- Jej gry nie znają.
Nie pytają o nic więcej.
...
Słyszę jak drużyna motywuje mnie do strzału. Uśmiecham się delikatnie pod nosem.
- Aż tak się przestraszyliście, że musicie wystawić dziewczynę? Żałosne.
- Zobaczymy, kto zaraz będzie żałosny. - śmieje się pod nosem
- Nie jesteś nawet członkiem drużyny. - prychnął
- Teoretycznie jestem. Jedna z trzech menadżerek zespołu, nie miło mi poznać! - odpowiedziałam ze sztucznym entuzjazmem.
Od razu po wypowiedzeniu tych słów w szybkim tempie podbiłam piłkę do góry nogą na dużą wysokość. Odbiłam się od ziemi goniąc piłkę, złapałam ją stopami, wykonałam z nią salto unosząc się jeszcze wyżej, podkręciłam ją i oddałam strzał.
- Tańcząca Wiśnia! - krzyknęłam
Po wylądowaniu patrzyłam tylko z jakim trudem bramkarz próbuje odeprzeć mój atak, ale z marnym skutkiem. Piłka razem z nim wpada do bramki. Podeszłam do niego i podałam mu rękę, by pomóc mu wstać.
- Nigdy nie lekceważ przeciwnika. - powiedziałam
Mojej pomocy oczywiście, nie przyjął. W tym czasie zdążyła już do nas podbiec cała drużyna krzycząc, że to było niesamowite.
Szczerze mówiąc zrobiłam wszystko pod wpływem impulsu. Nie byłam nawet pewna, czy mi wyjdzie po takim czasie ale nie muszą o tym wiedzieć. Felt wstał i warknął w kierunku Marka:
- Remis. Do czasu meczu.
Gdy dwaj wrodzy osobnicy się oddalili, dopiero poczułam jak schodzą ze mnie całe emocje. Osunęłam się na ziemię siadając po turecku. Zaczęłam śmiać się jak głupia, a wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Zwariowała, czy jak? - Usłyszałam jak szepcze Steve do Todda, na co zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Już nie można cieszyć się z gry chłopaki? - zwróciłam się do nich
- Dalej jesteś w formie. - skomentował z uśmiechem Axel.
Spojrzałam na niego szczęśliwa i pokiwałam radośnie głową. Później spojrzałam na Evansa, a ten patrzył na mnie z szerokim uśmiechem.
- Ale się nie rozgrzałam, chyba teraz nie wstanę. - powiedziałam rozbawiona - Pomożecie?
⚽️
Przyszłam dziś wcześniej do szkoły. Nie mogłam usiedzieć w domu, byłam przepełniona energią i chęcią do dalszej gry. Dziś zamierzam zapytać, czy mogłabym z nimi trenować. Kierowałam się do domku klubowego, żeby zostawić swoje rzeczy na przebranie. To co w nim zastałam znacznie zepsuło mi humor.
- Co tu robisz o tej porze?
- Ciebie mógłbym spytać o to samo. - odbił piłeczkę Bobby.
Zerknęłam za jego plecy i zobaczyłam komputer wraz z kamerą Celii.
- Co to ma znaczyć?
- Zawsze jesteś taka podejrzliwa? Trener mnie prosił, żebym mu coś przesłał. - zaśmiał się
- Mhm. Nie wierzę ci.
- Twoja sprawa.
Weszłam do środka i rzuciłam swoją torbę na krzesło. Widziałam, że zamierza wyjść, więc złapałam go szybko za ramię odwracając w swoją stronę.
- Przecież wiem, że byłeś w Królewskich.
- Byłem czas przeszły. Ty też byłaś. Daj już spokój Aina. Z jakiegoś powodu naszej dwójki już tam nie ma prawda? - zapytał uśmiechając się sztucznie.
Puściłam jego ramię pozwalając mu odejść. Doskonale widziałam, że przesyłał nasze nagrania z treningów. Napewno nie do trenera, jego one nie interesują. Tak tego nie zostawię. Postanowiłam go śledzić, by zobaczyć co zrobi dalej. Schował się przy krzakach za słupem i do kogoś zadzwonił.
- Tak, tak wszystko przesłałem. - szeptał
- Jeśli nic nie ukrywasz to czemu dzwonisz po kryjomu? - warknęłam ujawniając się, a ten od razu się rozłączył. - Słyszałam Juda.
- Przyłapałaś mnie. - zaśmiał się drapiąc się po karku. - Ale i tak nic nie powiesz reszcie.
- Niby czemu nie? - zmrużyłam oczy.
- Bo z tego co słyszałem wiedzą, że uczyłaś się w Akademii, ale czy wiedzą też, iż miałaś bliższy związek z ich drużyną piłkarską?
- I co z tego? To nic nie znaczy.
- Pomyśl tylko. Gdy im powiesz, ja powiem, że mi pomagałaś. Słowo przeciwko słowu.
Zagiął mnie, przez dłuższą chwilę nie mówiłam absolutnie nic. On mnie szantażuje. A jeśli im to zdradzi stracę ich zaufanie.
- Dlaczego ty to robisz? Nie jesteś taki.
- Skąd wiesz?
Nie odpowiedziałam mu. Bo co miałam mu powiedzieć. Że mam takie przeczucie? Bo byłam ich menadżerką i widziałam jak kocha ten sport? Zaśmieje mi się w twarz...
- Tak właśnie myślałem, narka!
⚽️
Przez wszystkie lekcje nie mogłam się skupić. Zastanawiałam się co teraz zrobić. Czy zdradzić sekret Bobbiego, by nie zaszkodzić zespołowi, ale zaszkodzić sobie, czy nie zdradzać co skutkowałoby problemami w zespole. Poza tym czuję, że on naprawdę taki nie jest. Nie wiem czemu to robi... Cały dzień z nikim nie rozmawiałam, nawet z Axelem. Ostatnio mam wrażenie jakby nie miał ochoty się ze mną widywać i nie mam pojęcia czym to jest spowodowane. Sam na sam praktycznie się nie widzimy.
Poszłam na spotkanie, mieliśmy się zastanowić co robimy dalej. Ukierunkować strategie na nadchodzący mecz. Jednak przez całe spotkanie byłam nieobecna.
- Może opracujemy nową technikę?
- Zwariowałeś?! Wiesz ile czasu i pracy kosztowało nas to ostatnio!
Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Nathana oraz uderzenie o ławkę. Zaraz po tym poczułam rękę na ramieniu.
- Co jest? - szepnął do mnie Axel
Spojrzałam mu prosto w oczy i nie wytrzymałam.
- Pytasz mnie teraz co jest? Jakoś od kilku dni nie znalazłeś dla mnie ani sekundy! - Powiedziałam może trochę za głośno, gdyż oczy wszystkich tu obecnych skierowały się prosto na mnie. Od jakiegoś czasu za często ściągam na siebie uwagę. Łzy stanęły mi w oczach, zdecydowanie za dużo ostatnio się dzieje w moim życiu.
- Przepraszam...Ja... - niedokończył
Patrzyłam na niego wyczekująco, myśląc, iż zaraz powie co chciał powiedzieć. Nic takiego jednak się nie stało.
- To ja przepraszam. - szepnęłam - Was też, nie musieliście tego słuchać.
- Nie martw się. - powiedział Nathan
- A może Aina zagra? - spytał Mark
- Nie mogę. Przepisy.
- Zresztą ona nie wygra za nas całego meczu sama. - dopowiedział Axel
- Właśnie...I chyba muszę wam coś powiedzieć...
W tym momencie drzwi od domku otworzyły się, a w nich stanęła Silvia.
- Chodźcie, Nelly chce się z nami pilnie spotkać.
Czyżby coś znalazła?
⚽️
Staliśmy przed wielkimi, starymi, metalowymi drzwiami. Jeśli to, to o czym myślę chwała ci na wysokości dziadku.
- Co to jest? - spytał Mark
- Czy to?
- Tak. To o czym mówiła Aina, czyli tajne centrum treningowe dawnej jedenastki Inazumy. - odpowiedziała Nelly
Zeszliśmy na sam dół. Naszym oczom ukazał się olbrzymi kompleks treningowy z przeróżnymi maszynami.
Z moich ust padło jedno, ciche wow.
- Możecie tu trenować do woli i bezpiecznie.
- Ja też mogę? - zapytałam podekscytowana Marka.
- Wybacz, ale wydaje mi się, że lepiej będzie jak najpierw sami je przetestujemy. Nie chcemy przecież, żeby ci się coś stało.
- Traktujesz mnie z góry, bo jestem dziewczyną?
- Nie, to nie tak, po prostu...
- Aina nie dyskutuj. - wtrącił się Axel - Jest kapitanem i podejmuje decyzje. I ma rację. Może Ci się coś stać. Nie trenowałaś długo.
- Miło, że jeszcze cokolwiek cię obchodzę. - burknęłam
Wyszłyśmy z dziewczynami na schody.
- Drzwi mają zamek zegarowy. Nie otworzą się dopóki nie skończycie treningu. - wyjaśniła
⚽️
Raimon opuściła nas od razu. Ja z Celią i Silvią czekałyśmy bardzo długo siedząc na schodach. Już powoli zaczynało nam się nudzić.
- Jeśli mogę spytać. Co ostatnio dzieje się pomiędzy tobą a Axelem? - odezwała się Silvia.
Westchnęłam na te słowa. Co mam jej powiedzieć. Sama do końca nie mam pojęcia co się dzieje.
- Ma dla mnie coraz mniej czasu. - szepnęłam
- Rozumiem. Drużyna pochłania teraz go mu mnóstwo.
- Silvia... - Łzy znowu zebrały się w moich oczach. - W Kirkwood też trenowaliśmy razem i wszystko było super. Jemu chyba przestaje zależeć...
- Oj nie nie mów tak.
- Silvia ma rację. - wtrąciła się Celia - Zaufaj mi, mam spostrzegawcze, detektywistyczne oko.
Gdy obie mnie przytuliły, rozkleiłam się jeszcze bardziej, co starałam się ukryć.
- Nie płacz już.
- Wszystko się ułoży.
W tym momencie otworzyły się drzwi. Naszym oczom ukazała się istna masakra. Chłopcy wyglądali jakby ledwo żyli.
- Biegnę po pomoc! - krzyknęła Celia
- Nie jest źle. Zrobiliśmy wszystko tak jak oni i wytrzymaliśmy. - odparł entuzjastycznie Mark. Jak zawsze pozytywnie nastawiony.
Spojrzałam na swojego chłopaka.
- To była dla nas bezcenna lekcja. - powiedział, po czym spojrzał na mnie. Jego twarz natychmiast wyraziła zaskoczenie. Zauważył, że płakałam. Ale nie skomentował tego, ani teraz ani później.
- Trenujmy tu codziennie, aż do meczu! - krzyknął kapitan
- Jutro wchodzę z wami. Nie ma mowy, że będę tu każdego dnia siedzieć przed tymi drzwiami. - powiedziałam - Tym razem nie pytam was obu o zdanie. - zwróciłam się w kierunku bramkarza i napastnika widząc, że już chcieli mieć jakieś 'ale'.
⚽️
Dzień meczu nastał bardzo szybko. Drużyna trenowała codziennie, tak jak mówili, a ja razem z nimi. Istny koszmar. Trochę mnie poturbowało. Szłam właśnie z dziewczynami na ławkę gości, gdy na trybunach dostrzegłam tę osobę, przez którą zaczęła się ta cała szopka.
- Idźcie beze mnie. Zapomniałam czegoś.
Poszłam poszukać wejścia na trybuny. Muszę coś sobie z tą osobą wyjaśnić.
...
- O to ty? - rzucił Felt
- Gotowy na mecz? - odpowiedział Mark
- Bez tej kobiety nie jesteście dla nas żadnym zaskoczeniem. Aż mi was żal.
...
Nie powiem trochę się zgubiłam. Mecz pewnie już się zaczął, a ja nie mogłam dostać się tam gdzie chciałam. Mają okropnie oznaczony i nieintuicyjny ten stadion! Na szczęście po kilku kolejnych minutach błądzenia w końcu dotarłam. Zobaczyłam go. Stał do mnie plecami. No ba Aina przecież oglądał mecz. Zakradłam się do niego. Widziałam, że chłopakom nie szło najlepiej. Jude mówił coś do siebie pod nosem.
- Gadasz do siebie? - prychnęłam
Chyba go przestraszyłam, bo odwrócił się do mnie jak poparzony.
- Aina.
- Ja.
- Co ty tu robisz? Nie powinnaś być na dole?
- Powinnam. - Zamknęłam dzielącą nas odległość szybkim krokiem i przydusiłam za ramiona do ściany. - Ale mam ci coś do powiedzenia.
- Nie przy ludziach. Masz chłopaka, co sobie pomyśli jak się dowie? - zadrwił
- Mnie zastanawia co ty sobie myślisz. Jesteś na tyle głupi, żeby wysyłać szpiega, którego znam?
Nie odpowiedział, tylko przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.
- Co?
- Nic się nie zmieniłaś.
- Jude, po co wam te zagrywki. Mówiłam ci coś na temat Darka. Otwórz oczy błagam cię. - Znów złapałam go za ramiona, potrząsając nim. Jakby za pomocą tego gestu miał się ogarnąć.
Znowu mnie zignorował. Złapał mnie za dłonie ściągając je z siebie. Ale nie puścił.
- Chodziło nam wtedy też o ciebie.
- Tak myślałam. Tylko dlaczego?
Wyrwałam ręce z jego uścisku. Nie jesteśmy przyjaciółmi, żeby mnie dotykał. Nawet opuszczając Królewskich dalej jestem zamieszana w ich chore gierki.
- Nie wiem. To był rozkaz szefa.
Zaśmiałam się na te słowa. Wypełnia każdą jego zachciankę, a nawet nie wie po co.
- Jesteś żałosny. Wszyscy jesteście. I przestańcie nas sabotować. - wylecowałam palcem przed jego twarz. - Bo pożałujecie.
- Aina daj spokój, nie chce być twoim wrogiem.
- Za późno. - warknęłam i odeszłam.
⚽️
Gdy wróciłam na dół, sytuacja nie była najlepsza. Chłopaki stracili jedną bramkę. Te piłkarskie cyborgi przewidywały każdy ich ruch.
- Gdzie ty byłaś? - spytała podejrzliwie Nelly.
- Załatwiałam sprawę dla dobra drużyny.
- To znaczy?
- Narazie to nie ważne. Skupmy się na meczu. Jak sytuacja?
- Odkąd strzelili nam bramkę, przestali grać w piłkę nożną. Grają na czas. - wyjaśniła zmartwiona Silvia.
- Nie dają naszym nawet dotknąć piłki. - dodała Celia
- Jestem pewna, że Mark coś wymyśli. - uspokajałam je
I nie myliłam się, bo chwilę po moich słowach zaskoczył wszystkich. Wyleciał z bramki i jak szalony pędził z piłką w kierunku tej należącej do rywala. Niestety nie zdobył gola, ale wyszedł poza schemat, czym zdezorientował przeciwników. Później Evans kolejny raz wybiegł z bramki i strzelił razem z Axelem. Dali konkretne widowisko. Spontanicznie opanowali nowy, niesamowicie potężny strzał. Gra gospodarzy zmieniła się raptownie. W końcu zaczęli grać porządny football.
- Naprzód Axel! Wykończ to! - usłyszałam krzyk Marka.
Skoczył, przymierzając się do Ognistego Tornada. W ułamku sekundy dołączył do niego zawodnik drużyny przeciwnej blokując go. Obaj spadli bezwładnie na ziemię.
- Axel! - krzyknęłam przerażona
Jak tylko usłyszałam gwizdek rzuciłam się biegiem w jego kierunku. Pomogłam mu się podnieść.
- Jedziemy od razu do lekarza. - powiedziałam stanowczo.
Ten niestety nie miał dla niego dobrych wieści. Nie mógł narazie grać w piłkę. Próbowałam go jakoś pocieszyć, bo wiem, że to dla niego trudne.
- No ale też popatrz są plusy tej sytuacji. - powiedziałam, gdy wracaliśmy do domów. - Będziesz mógł trochę odpocząć. Może teraz spędzimy trochę więcej czasu razem.
Zatrzymał się w miejscu na dźwięk moich słów.
- Wszystko ok?
- Nie. Musimy pogadać. - powiedział twardo ze spuszczoną głową nie patrząc mi w oczy.
- Teraz? - rozejrzałam się w poszukiwaniu jakieś ławki, na której moglibyśmy usiąść. Gdy ową znalazłam kiwnęłam w jej kierunku głową i usiedliśmy. - No to mów.
Wciąż na mnie nie patrzył. Widziałam jak zacisnął pięści. Zaczyna mnie stresować.
- Chce...Chce zakończyć...to...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top