VI. Nie wszystko jest idealne

Byliśmy znowu na boisku nad rzeką. Chłopaki dużo ostatnio trenowali. Ich morale zdecydowanie się podniosły. A mi powoli wracała całkowita radość życia. Od bardzo dawna nie czułam się tak dobrze. No może poza jedną małą kwestią, ale sama już nie wiedziałam co powinnam zrobić w tej sprawie. Czasami myślę, że lepiej dać losowi, by biegł swoją wyznaczoną ścieżką.

- Drużyna robi ogromne postępy. - powiedziałam zadowolona

- To prawda. - odpowiedziała mi równie entuzjastycznie Celia.

- Jak tak dalej pójdzie będą najlepszą drużyną - podsumowała Silvia

- Tylko, że... - westchnęłam i spojrzałam w kierunku mostu. - ...możemy mieć problem.

- To znaczy? - spytała zmartwiona Silvia.

- Spójrzcie tam. - Kiwnęłam głową w kierunku ludzi zebranych nad boiskiem. Dziewczyny podążyły wzrokiem we wskazanym przeze mnie kierunku. - Dopóki tu trenują będą zbyt przewidywalni dla całej reszty. Trzeba ich ostrzec...

Gdy podeszłam do nich usłyszałam jak Nathan mówi, że być może doczekali się fanów. Nawet nie wie w jakim są błędzie. Gdy już miałam się odezwać uniemożliwił mi to Mark.

- Fanów? My mamy fanów? - spojrzał w kierunku tłumu rozmarzonym wzrokiem.

Wszyscy się podekscytowali tą myślą. Jest mi naprawdę przykro, ale muszę wyprowadzić ich z błędu. To im tylko zaszkodzi.

- Chłopaki. - Stanęłam przed nimi.

- O hej. Co tam? - zapytał Mark

- Słuchajcie...Nie chce wam robić przykrości, ale to nie są wasi fani.

- To kim niby są? - zapytał Jack

- Oni was szpiegują. Nie możecie tu dłużej trenować. - powiedziałam stanowczo

- A ty jak zwykle masz najwięcej do powiedzenia. Ty tak mówisz i od razu...

- Słuchaj no... - Przerwałam Kevinowi, ale nie skończyłam nawet zdania, usłyszałam dźwięk piszczących opon i zostałam pociągnięta za rękę do tyłu.

W miejscu, w którym dopiero co stałam pojawił się samochód Nelly. Ona chyba naprawdę chcę się mnie pozbyć, ale już nie tylko z drużyny i ze szkoły. Wygląda na to, iż poszerzyła swoje plany do rozmiaru pozbycia się mnie z tego świata. Przez szok dopiero ogarnęłam, że w sumie właśnie kogoś miażdżę.
Gdy podniosłam się na rękach zobaczyłam, że tą osobą jest Mark. Delikatnie mnie sparaliżowało. Zwłaszcza, iż znajdowaliśmy się w dość niezręcznej pozycji.

- Bardzo cię przepraszam! - Zerwałam się z miejsca, przy okazji chyba wbijając mu dłoń w brzuch, bo wydał z siebie ciche jęknięcie. Klęknęłam przy nim i pomogłam mu podnieść się do siadu.

- Eh, nic się nie stało. Bramkarz musi mieć solidne mięśnie brzucha. - zaśmiał się nerwowo

- No masz, to znaczy, wiesz poczułam jak...

- Nie przeszkam wam? - przerwała mi Nelly i pierwszy raz mogę jej podziękować, bo nie pogrążyłam się bardziej. Daje słowo, chyba jestem cała czerwona.

- Prawie rozjechałaś kilku członków drużyny. - burknął Axel - Nic wam nie jest?

Pokręciłam głową przecząco. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zły za ten drobny wypadek.

- Ćwiczenie kluczowych zagrywek jest zabronione. - odparła surowo córka dyrektora.

- A tobie co do głowy strzeliło, jak mamy wygrywać jeśli nie będziemy regularnie trenować! - wykrzyczał Mark

- Mark uspokój się. - powiedział Axel - Przecież Aina już ci to wytłumaczyła.

- Tak? - zdziwiła się Nelly - A jak na to wpadłaś? - zapytała podejrzliwie

- Używam mózgu, w porównaniu do ciebie. - Kilka osób zaśmiało się pod nosem. - Mogłaś spowodować kontuzje naszego jedynego bramkarza.

- Nikt ci nie kazał się na niego rzucać.

- Ja się na niego nie rzuciłam. Odciągnął mnie, żebyś mnie nie potrąciła wariatko.

Spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, ale nic nie odpowiedziała. Mam tej dziewczyny serdecznie dość. Może nawet byśmy mogły się zaprzyjaźnić, jeśli serio nie jest taka najgorsza jak mówi Silvia. Tylko, że ona ciągle mnie atakuje. A ja nie pozostanę jej dłużna. Już wiem czemu Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru. Bywam impulsywna.

- Możemy trenować stałe elementy gry, siłę strzałów, celność podań. - zaproponował Axel

- Możemy trenować stałe elementy gry. - odburknął Mark - Ale nic nam to nie da. - dodał

- Jesteśmy mało znaną szkołą, która pokonała Akademie Królewską. Wzbudzacie zainteresowanie bo trenujecie w miejscu publicznym. - wyjaśniła Nelly

- Mówiłam to samo. Teraz mi wierzysz Kevin? - zapytałam łagodnie

Przecież jeśli mam być dobrą menadżerką to ważne, żeby każdy zawodnik wiedział, że może na mnie polegać i zaufać. On też jest impulsywny, potrafię go zrozumieć.

- Tak, wybacz. - Westchnął Dragonfly, a ja uśmiechnęłam się szczerze do niego.

- Nie możemy też przecież ujawnić im naszych tajnych ruchów. - stwierdził Axel - Musimy się wspólnie zastanowić co zrobimy.

Zamyśliłam się. Moglibyśmy iść do mojego starego domu. Tylko nie ma tam boiska i wszystko raczej zarosło. Ale przecież Mark od razu by zaczął coś podejrzewać gdybym to zaproponowała.

- Naprzeciwko mojego domu jest niezamieszkana posesja. - powiedział Evans, a mnie zmroziło. Czyta mi w myślach, czy co?

Dobra co teraz, co teraz. Zaraz. Przecież nie wiedzą, że należy ona do mojej rodziny. Reszta powinna być przeciwna włamaniu się na czyjś teren. Spojrzałam przerażona w kierunku Axela, a ten patrzył na mnie jakby przekazywał mi nieme "Powiedz mu". I w zasadzie cały czas się zastanawiam czego ja się tak boję, ale się boję. Wlepiłam w niego błagalne spojrzenie, a ten przewrócił oczami zrezygnowany.

- I co z tą posesją Mark? - zapytała Silvia. I ty przeciwko mnie?

- Jest ogromna. I jest tam duża polana. Nie jest to boisko ale można je prowizorycznie zrobić.

- Czy ten teren do kogoś należy? - Tym razem pytanie zadała Nelly.

- Teraz nie wiem. Kiedyś mieszkała tam moja przyjaciółka z dzieciństwa. - mruknął

Spuściłam głowę. Pamięta. W sensie pamięta, że istniałam. Nawet pocieszające.

- Możesz się jakoś z nią skontaktować, żeby zapytać o zgodę?

- Wątpię. Nie mamy kontaktu od bardzo dawna. - wyjaśnił Mark

Przypomniał sobie o mnie nagle jak potrzebuje miejsca do gry w piłkę. Ale ja też jestem głupia. Moi koledzy potrzebują pomocy, a ja nie potrafię wygrać sama ze sobą.

- W takim razie nie będziemy się włamywać na czyjąś posesję. - odparła Nelly

Chciałabym im pomóc. On nawet nie skojarzył, że imiona mamy te same. Nie wiem co ten chłopak ma w głowie.

Wszyscy spuścili głowy zrezygnowani. Mi po głowie chodziła jeszcze jedna sprawa. Mój dziadek chodził kiedyś do Raimona. Opowiadał mi o jakimś centrum.

- Nelly. - zwróciłam się do dziewczyny. - Mój dziadek chodził do naszej szkoły. Wspominał mi o tajnym miejscu treningowym klubu piłkarskiego. Niestety nie wiem nic więcej, ale może ono dalej gdzieś jest.

- Sprawdzę to.

      ⚽️

Wróciliśmy do domku klubowego. Ja wyszłam zadzwonić do mamy. Posesja dalej należy do nas, ale dowiedziałam się, że odkąd tata zmarł raczej nie zaprzątała sobie głowy, żeby ktoś ją ogarniał.

Wprawdzie porozmawiałam z mamą, czy mogłaby i tak to załatwić. Chciałabym czasem odwiedzać to miejsce. Ale na ten moment nie zdążymy doprowadzić posesji do ładu.

Następnego dnia znowu pojawiliśmy się na boisku nad rzeką. Dalej stały tam tłumy obserwatorów. Czułam się totalnie bezradna i liczyłam, że może chociaż Nelly coś znajdzie. Na górze zaczęło się jakieś zamieszanie. Przyjechały dwa potężne auta, które rozkładając się ujawnili jakiś sprzęt i dwójkę mężczyzn przy okazji.

- Co tu się dzieje?

- Co oni tu robią?

- To przecież radar...po co im to? - zapytał przerażony Nathan

- Chcą wywołać wojnę, czy jak?

Do chłopaków podbiegł Evans z Blazem.

- Co to za jedni? - spytał zdziwiony kapitan

- Kolejni przeciwnicy. - wyjaśniła Celia

- Może pójdę i poproszę, by opuścili to miejsce? - zapytałam

No jeśli to z nimi jest kolejny mecz to powinni być w porządku wobec nas. Tak robią honorowi zawodnicy. Albo się boją.

- Nie. Narazie ich zignorujmy. - zdecydował Mark

Chłopaki wznowili trening, lecz nie na długo. W stronę boiska zmierzali ci dwaj piłkarze z drużyny przeciwnej. Zanim kto kolwiek zdążył zareagować, Evans wdał się z nimi w dyskusję. I wszystko na pierwszy rzut oka wyglądało nie groźnie, gdyby tamci mieli mniej wybujałe ego tak zapewne by pozostało. Ale nie mieli.

- Dzieciaku, my was rozdepczemy jak robale.

- Co?

- My nie jesteśmy robalami!

- Odszczekaj to!

Każdy się oburzył. Zacisnęłam ręce w pięści. Czemu większość chłopców musi taka być. Ale nic nie zrobiłam. Zamiast tego próbowałam się uspokoić, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Muszę myśleć racjonalnie.

- Nie daruję wam tego! Chcecie zobaczyć nasze zagrywki?! To grajmy tu i teraz!

- Coooooooo?

Słońce chyba przepaliło mu większość rozumu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top