Rozdział XIV. Toksyczna "miłość" i kobiece spięcia

Zarezerwujcie trochę czasu, gdyż ten rozdział ma 4590 słów.

Bawcie się dobrze! Powodzenia hahah
_________________________________________

Droga zajęła nam jakieś czternaście godzin. Jechaliśmy cały dzień, więc w nocy mogliśmy się normalnie wyspać przed naszymi poszukiwaniami. Całe szczęście. Zresztą to było logiczne, że nie będziemy chodzić w nocy. Byłoby to niebezpieczne, a oni wszyscy i tak czasem zapominają, że mamy piętnaście lat.
Następnego ranka wylądowaliśmy w...wesołym miasteczku?

- Serio baza kosmitów może być w Lunaparku? - spytała zaskoczona Silvia.

- Centrala to potwierdza. Ich baza jest gdzieś w tym Lunaparku. Nie wiadomo gdzie, ale musimy ją znaleźć - odpowiedziała na jej pytanie trenerka.

- A mnie tu coś nie pasuje. To wygląda jak zwykły park rozrywki - odezwał się Bobby.

- Bobby... Akademia Królewska też od zewnątrz wyglądała na zwykłą szkołę z mocną drużyną piłkarską - mruknęłam, wzdychając i zapominając o tym, że mogłam przypomnieć Judowi o wszystkim. - Przepraszam Jude - spojrzałam na niego. On tylko pokręcił lekko głową.

Ten chłopak umie ustawiać priorytety na dany moment. Zazdroszczę mu tego.

- Myślę, że musimy się rozdzielić i rozejrzeć. Jak tu będziemy stać niczego nie znajdziemy - wyszła przed szereg Nelly.

- Racja - zgodził się Mark, a następnie szybko rozejrzał dookoła. - Słuchajcie, gdzie poszedł Shawn?

Zeskanowałam wzrokiem najbliższe otoczenie. Gdy tylko odnalazłam Frosta parsknęłam cichym śmiechem.

- Co cię tak bawi? - spytał Evans.

- Znalazłam Shawna - odparłam, wciąż się śmiejąc. - Tam jest - kiwnęłam głową w kierunku szarowłosego.

Był otoczony dwiema dziewczynami, które zaraz zaciągnęły go wgłąb wesołego miasteczka. Pozostali patrzyli na tą sytuację zażenowani.

- Przyciąga kobiety - podsumowałam. - Nic dziwnego.

- Nic dziwnego? Co masz na myśli? - spytał mnie zaciekawiony Willy.

Czyżby zainteresował się w końcu prawdziwymi kobietami? I nie takimi jak w Maid Cafe?

- Poza boiskiem jest miły, opanowany. Ma ciepły, delikatny głos - wymieniałam po kolei. - W sumie nie zwracałam wcześniej na to jakoś szczególnie uwagi, ale jest przystojny i uroczy.

- Masz słabość do jasnowłosych napastników? - zażartował Nathan, a ja spojrzałam na niego piorunująco.

- Na pewno nie mam słabości do obrońców wkładających kij w mrowisko - parsknęłam niemiło.

- Nigdy nie mówiłaś tak o nikim innym prócz napastników. Czy tobie podobają się w ogóle faceci, którzy nie grają w piłkę, albo grający na innych pozycjach niż napastnik? - wciąż brnął w temat Swift, nie zrażony moją wrogością.

- Nie wiem, co cię to interesuje, ale oczywiście, że tak - burknęłam coraz bardziej zirytowana jego dziwnymi oskarżeniami.

- Pff jasne.

- Tracimy tylko czas na twoją bezsensowną ciekawość.

- Unikasz odpowiedzi?

- Mamy zadanie.

- Unikasz.

- Nie.

- To powiedz prawdę.

- Jaką znowu prawdę? - podniosłam głos.

- Chłopak na innej pozycji, który-

- Bramkarz! - wybuchłam, chcąc przerwać tę niczego nie wnoszącą wymianę zdań.

Inni patrzyli na mnie w szoku, a do mnie dopiero docierało co powiedziałam. Cholera.

- Bramkarz? - wydusił z siebie Swift, by zaraz spojrzeć na Evansa.

Wszyscy, jakby go naśladując też na niego spojrzeli. Tylko Mark stał patrząc na mnie zakłopotany, zapewne licząc, że zaraz jakoś to wyjaśnię.

- Że Mark? - rzucił Bobby.

- A czy Mark jest jedynym bramkarzem na tej planecie? - spytałam, próbując nie dać po sobie poznać, że trafili w punkt. - Nie jest. To nie byłeś ty Mark, możesz już oddychać.

Czy dla niego byłoby aż tak bardzo okropne, gdyby to on mi się podobał? Było tak, ale o tym nie wiedział, a jeśli by wiedział? Sądząc po jego reakcji nasza przyjaźń mogła by się zakończyć całkowicie.

- Jeśli nie Mark to albo bramkarz Kirkwood, albo bramkarz Królewskich - zaczął dedukować Willy.

- Albo bramkarz całkiem innej drużyny, którego nawet nie znacie - wtrąciła się w końcu Silvia. - Czemu tak interesuje was jej życie miłosne? Dajcie spokój. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie.

Spojrzałam na nią z wdzięcznością wymalowaną w oczach.

- Potraficie być bardzo dojrzali, ale czasem jak słucham waszych rozmów to przypomina mi się, że do dorosłości wam trochę brakuje - wtrąciła się Pani Lina.
Kompletnie zapomniałam o jej obecności. Pozostali chyba też, ponieważ mocno się zawstydzili. - Rozdzielmy się.

- Ja idę z Markiem! - wykrzyknęła od razu Tori.

Przewróciłam oczami. Jest zbyt oczywista.

- Dobra - zgodził się Mark. - Aina idziesz z nami? - zaproponował.

Skierowałam wzrok na rudą w czapce, żeby ocenić jej reakcję. Chyba nie ma nic przeciwko.

- Idę. Idziesz Silvio?

- Coś czuję, że lepiej będzie jak pójdę z Celią i Scottim - uśmiechnęła się przepraszająco.

- Rozumiem.

Ma rację. Choć Hills raczej radzi sobie z małym, tak zdarzają się sytuacje, kiedy potrzebna jest dodatkowa osoba.

- Jeśli nie macie nic przeciwko to ja mogę iść z wami - zaproponowała niepewnie Nelly.

Kolejna, która chce iść z Markiem. Może ja im będę tylko przeszkadzać. Z drugiej strony, jakby się tak zastanowić to dwie dziewczyny, którym podoba się Evans, a pośrodku on to też nie jest najlepsze rozwiązanie, więc lepiej z nimi jednak pójdę.

- Chodź - uśmiechnęłam się lekko.

Rozdzieliliśmy się z resztą zespołu. Szłam między Markiem a Raimon. Nie dlatego, iż chciałam ich rozdzielić. Chciałam dać im przestrzeń i trzymać się z boku, lecz córka dyrektora nie wyglądała na zbyt chętną na takie ustawienie. Może się wstydzi.
Nie mogłam się skupić. Chodziliśmy do tej pory w ciszy, dzięki czemu pozostali tego nie zauważyli. Prawie sama wyjawiłam, że podobał mi się Mark. Nie wiem, czemu tak mi to zaprząta teraz głowę, ledwo wchodziłam wtedy w wiek nastoletni. Zaczynała się burza hormonów. Może nie martwi mnie to tylko jego reakcja? Sama nie wiem. Nie mam jakiegoś niskiego poczucia własnej wartości, a jednak udało mu się na nie wpłynąć. Bo Evans znał mnie od dziecka, wbrew pozorom najlepiej z całego zespołu. Pomyślałam chyba o tym, że jak się mnie zna tak bardzo to nie da się cieszyć z faktu, że obdarzyłam kogoś uczuciem. Zwłaszcza przez to jaka jestem obecnie. Jeszcze to coś wewnątrz mnie...

- Nie widzę tutaj nic niezwykłego - przerwał ciszę bramkarz.

- Trzeba sprawdzić diabelski młyn - oznajmiła Tori.

- Myślisz, że tam są? - zapytał kapitan.

Najgłupszy pomysł na świecie. Tak Mark, na sto procent tam są. Siedzą sobie wszyscy w wagonikach na widoku i knują.

- Zawsze warto spojrzeć z góry - wyjaśniła Vanguard.

- Dobrze zmienić perspektywę - zgodziła się Nelly.

Wciąż nie uważam, że to odpowiedni kierunek. Nie sądzę, żeby ich kryjówka była dostrzegalna z góry. Raczej powinniśmy szukać bliżej ziemi, albo pod nią.

- A ty co myślisz Aina? - spytał mnie o zdanie przyjaciel.

Odezwałam wzrok od podłoża, przenosząc spojrzenie na niego 

- Myślę, że powinniśmy trzymać się lądu, ale skoro chcecie tam iść... Nie zaszkodzi spróbować - powiedziałam wciąż niezbyt przekonana.

Stanęliśmy w - na szczęście, nie takiej długiej kolejce. W pewnym momencie zauważyłam, iż Nelly o czymś intensywnie myśli. Skierowałam wzrok najpierw na Marka, a później spowrotem na nią. W wagonikach są cztery miejsca, po dwa z każdej strony... To o to chodzi... Czy ja mam jej jakoś pomóc? Wolałabym się w to nie wtrącać. Ingerencja w czyjeś życie miłosne często się źle kończy.
Chyba wyczuła, że się na nią patrzę, ponieważ wyrwała się z transu i odwróciła głowę w moim kierunku. Momentalnie się zawstydziła. Prawdopodobnie zdaje sobie sprawę z mojej spostrzegawczości.

- Chodźcie, chodźcie - wołał nas Mark.

Kiwnęłam jej głową, żeby siadała obok niego. Niestety dziewczyna zbyt długo się zastanawiała, więc tę okazję wykorzystała bardziej śmiała od niej Tori.

- Ale Diabelski Młyn to ja uwielbiam - powiedziała uśmiechnięta.

- To tak jak ja - przyznał Evans.

Fakt, uwielbia.

⚽️

Po przejażdżce szukaliśmy dalej. Bez sukcesu. Postanowiliśmy wrócić w miejsce zbiórki, by dowiedzieć się o rezultatach pozostałych. Większość już tam była.

- Też nic nie znalazłeś? - spytał Juda Mark.

- Niestety - odpowiedział Sharp.

- Może jej tu wcale nie ma - mruknęłam pod nosem. Nikt tego nie usłyszał.

Tak naprawdę prócz zaliczenia przejazdu Kołem Młyńskim nic nie zrobiliśmy.

Celia znowu ustawiała do pionu Scotta. Spojrzałam współczująco na Silvię.

- Jak było?

- Nie tak źle jak myślałam - podrapała się po głowie, a następnie rozejrzała. - Nie widzę nigdzie Erika.

Obejrzałam się za siebie, próbując odszukać go wśród drużyny. Faktycznie, nie ma go. Nie zauważyłam nawet.

- Nie mam pojęcia, gdzie on jest - odpowiedziałam.

- Te dziewczyny go widziały.

O, Shawn wrócił. I to w towarzystwie dwóch innych dziewczyn. Typowo.

- Widziały jak błąkał się w okolicy restauracji.

Pozostali ponownie zażenowali się sytuacją.

- Możecie nas zaprowadzić w to miejsce? - spytałam grzecznie.

Froste miło się do nich uśmiechnął, przez co te od razu ochoczo pokiwały głowami.

Ma ten urok.

⚽️

Staliśmy przed wspomnianą restauracją. Z zewnątrz wyglądała dość dobrze. Może zgłodniał.

Mark otworzył drzwi.

- Akademia Aliusa? Ale to głupia nazwa - usłyszeliśmy głos jakiejś dziewczyny. - Zapraszam - odwróciła się w naszym kierunku.

- Mark, nareszcie - odezwał się Erik.

- Co ty tu robisz Erik? Mamy robotę.

- Ja wam wszystko wyjaśnię - westchnął Eagle.

- Więc to oni tak? Ta twoja drużynka piłkarska? - zapytała go niebieskowłosa nieznajoma.

- Tak. No dobrze. Dziękuję ci za poczęstunek, było nawet super pysznie. Mógłbym tak jeść nawet codziennie - brązowowłosy wstał od stołu.

Zatrzymała go.

- Nie wywiniesz się tak łatwo.

Że co? O czym oni rozmawiali przez ten czas?

- W przygotowanie potrawy dla ciebie włożyłam całe swoje serce. Dlatego nie masz wyjścia. Teraz musisz się ze mną ożenić - oznajmiła niebieskowłosa.

Co?! Czy ona wie, że według prawa nie jest to możliwe w tym wieku? Gdyby on miał osiemnaście lat, a ona szesnaście to za zgodą rodziców owszem. Teraz jednak jest to całkowicie niemożliwe.

- Ożenić?! - wykrzyczała reszta.

- Ale ty mi nic o tym nie powiedziałaś - wyznał bezradnie Eagle.

- Oczywiście, że nie. A zjadłbyś coś gdybym ci powiedziała? - odparła zawodolona spryciulka. - A wam życzę szczęścia w walce z kosmitami. Nie mam wątpliwości, że bez Erika będziecie go dużo potrzebować. Tymczasem Erik i ja osiądziemy tutaj. Z gromadką słodkich dzieciaczków - powiedziała uroczo.

Ona ma w głowie nie po kolei.

- Dzieciaczków? - rzuciła zszokowana Woods.

Spojrzałam na nią ukradkiem. Nie podoba jej się już Mark... Nie, no nie mogła się tak szybko zakochać w Eriku. To po prostu jej najlepszy przyjaciel tak jak moim jest Evans.

- Dzieci nie mogą mieć dzieci - powiedziałam głośno i wyraźnie. Próbowałam ściągnąć tę dziewczynę na ziemię.

Wyrzuciła nas wszystkich za drzwi.

- Żegnam. Jeśli nie chcecie jeść zabierajcie się stąd. Jeszcze mi klientów powystraszacie.

Tak, to my ich wystraszymy...

Staliśmy przed restauracją wciąż w lekkim szoku i z wielkim znakiem zapytania w głowie. Co tu się właśnie wydarzyło?
Ona dosłownie więzi Erika.

- Nie skarbie, nie możesz stąd wyjść - usłyszeliśmy przez zamknięte drzwi.

- Nie jestem twoim skarbem, dziewczyno - odpowiedział przerażony Eagle.

- Jakie to urocze. Mój nieśmiały mężulek...

- Ratuj mnie Mark! Ratuj!

Chciałam ponownie pociągnąć za klamkę.

- O co tu chodzi? Świat chyba oszalał - zdenerwował się Evans.

- To nie świat oszalał tylko ta laska - odwróciłam się do niego. - Ilu jeszcze z was ściągnie na nas problemy przez dziewczyny, które nie potrafią panować nad swoimi uczuciami?

- Z drogi młody człowieku - nagle pojawiła się jakaś kolejna kobieta w różowej koszulce i odepchnęła Marka.

- Coś ty za jedna? - spytał wrogo Nathan.

- Wy coście za jedni? - usłyszeliśmy kolejny kobiecy głos. - Wpadłyśmy pomóc Sue, zadzwoniła po nas.

Naszym oczom ukazała się spora gromadka dziewczyn.

- Jesteśmy cudne.

- I czułe.

- I ciekawe.

- Jesteśmy żeńską drużyną piłkarską.

- Cudne, czułe i ciekawe, taka drużyna. Potrójneee C.

Kobieta, która odepchnęła Marka otworzyła drzwi restauracji. Ta cała Sue mocno trzymała zażenowanego Erika.

- A ty Sue ciągle w domu? Złaź z kanapy, zbieraj się na trening! - nagle westchęła. - Sue...

- Jestem zajęta.

- Co? Ale jazda... Dziewczyny, Sue wreszcie znalazla sobie chłopaka! - zawołała pozostałe, a te migiem zebrały się w progu.

Patrzyliśmy na ich reakcję w osłupieniu.

- O bracie, to nie komedia, ale dramat romantyczny - podsumował Todd.

- Erik to już się z tego nie wykręci - skomentował Jack.

- Co my teraz zrobimy Mark? - spytał Nathan.

- Tak, to bardzo dobre pytanie...

- A ja mam pomysł - wtrącił się zadowolony Willy. - Niech zadecyduje football.

W końcu jakiś pomysł dzisiejszego dnia. Jeśli inaczej się nie będzie dało, niech spór rozwiąże sport. Ale narazie chyba trzeba by spróbować po prostu z nimi podyskutować, a jeśli nie to wezwać trenerkę.
Ale Willy wolał powiedzieć, zamiast w ogóle spytać kogokolwiek z nas i przedstawił propozycję żeńskiej drużynie.

- Jeśli wygramy mecz, zabierzemy ze sobą Erika. Umowa stoi? - wytłumaczył Glass.

- Mówisz poważnie? - spytała Silvia.

- No weź, proszę cię Silvio. Przecież to są dziewczyny. Nie ma takiej szansy, żeby one z nami wygrały - odpowiedział pewny siebie.

Podparłam się rękami o biodra. Mógł powiedzieć dwa zdania mniej.

- Naprawdę? Bo dziewczyny są słabe tak? - spojrzałam na niego groźnie.

- No...Ty nie Aino, ale...

- Nie kończ. Ja bym ich nie lekceważyła - mruknęłam.

- Ciekawa propozycja - przyznała Sue, przerywając naszą wymianę zdań. - Zagramy o Erika. A rozgrywkę zaczynamy już teraz. Cieszysz się skarbie? - zaciągnęła chłopaka spowrotem do środka.

- Ratunku...

⚽️

Widziałam, że chłopaki nie byli zbyt zachwyceni tym pomysłem. Oni się nie bali grać przeciwko tym dziewczynom. Im po prostu było głupio, ponieważ to zespół całkowicie żeński.

Zaprowadziły nas na swoje boisko. Ustawiliśmy się na pozycjach. Stanęłam na ataku razem z Shawnem.

- Ha! Nikt wam nie zabroni spróbować dziewczęta, ale nas nie pokonacie - drwił głośno z ławki Willy.

Taki mądry, a to ja - dziewczyna, gram zamiast niego.

- Mógłby już przestać z tymi gadkami o dziewczynach. Szybciej mówi niż myśli - zirytowała się Tori.

Nagle jakaś kobieta przy boisku zaczęła wymachiwać wielką flagą i wykrzykiwać jakieś hasła. Po wyglądzie mogę stwierdzić, że to mama Sue.

- Zmieciemy ich Zrzutem Wieży! - wykrzyczała zadowolona niebieskowłosa.

- Mamy coś takiego jak Zrzut Wieży? - spytała druga napastniczka zażenowana.

- A skąd mogę wiedzieć? Po prostu ich straszę. Róbmy to co zwykle. Dobra dziewczyny?

One są naprawdę dziwne.

Rozbrzmiał gwizdek. Rozpoczynał żeński zespół. Rudowłosa z Osaki zaczęła dryblować, a następnie zrobiła kilka salt z piłką przy bocznej linii boiska. Stanął przed nią Nath. Mrugnęła słodko do niego kompletnie go dezorientując, przez co z łatwością przeszła do dalszego ataku. Następnie podała do Sue, która zaatakowała z połowy boiska. Mark z łatwością obronił.

- Gdzie ty masz głowę dziewczyno? W bramkarza strzelasz? W okienko trzeba, zawsze w okienko! - zaczęła krzyczeć kobieta w fartuchu.

- Stopa mi się zsunęła. Mamo daj mi już spokój! - odkrzyknęła Sue.

Czyli to faktycznie jej matka.

- Nathan, co ty? - szepnęłam do niego.

Chłopak podrapał się po głowie, a następnie spojrzał na tamtą rudą napastniczkę. Ona znowu do niego mrugnęła, a ten się od razu zawstydził.

Faceciiiiii....

- Nathan, ogarnij się - mruknęłam.

Wróciliśmy do gry. Jakaś laska wpadła w Bobbiego i sama się przewróciła, a ten zaniepokoił się tym małym wypadkiem, przez co Osaka przejęła piłkę. Zawodniczka z kwiatkiem na głowie stanęła przed Erikiem.

- Koleżanko! Już jestem tutaj! - wykrzyczała do innej.

- Dobrze kochana, czekam! - odkrzyknęła jej tamta.

Co tu się wyprawia.

Erikowi jednak udało się przejąć od niej piłkę. Następnie przechwyciła ją Tori.

- Dekoncentracja! - krzyknęła krótkowłosa z Osaki.

Tori przerażona rozejrzała się dookoła, przez co oddała akcję przeciwniczkom. Nawet Judowi prały mózg.

- Co się dzieje z Raimonem? Tańczy jak mu dziewczyny zagrają - usłyszałam Chestera. A on znowu tutaj.

One naprawdę robią ich jak chcą. A ja praktycznie biegam w kółko i obserwuję, ponieważ nie mam pojęcia jak ich obudzić, a sama tego nie wygram. Nathan znowu podbiegał do rudowłosej. Użyła techniki Prima Donna i Swift dosłownie zaczął z nią tańczyć. Pierwszy raz w życiu widzę coś takiego.

Dosyć tego dobrego. Cofnęłam się sprintem wgłąb naszej połowy. Tamta biegła w stronę naszej bramki. Nagle pojawiłam się przed nią i zwinnymi ruchami odebrałam jej piłkę.

- Upsi - uśmiechnęłam się słodko.

Podałam do Todda. Niestety nie utrzymał on akcji zbyt długo po naszej stronie. Znowu ich czarują. Mam już tego dość. Trochę się zdenerwowałam. Nie na tyle, żeby nie panować nad potworkiem. Jednak na tyle, aby moja gra stała się agresywniejsza. Sue była przy piłce. Spojrzałam na nią groźnie. To głównie przez nią jesteśmy w takiej sytuacji i tracimy czas. Bo sobie psychopatka nie potrafi znaleźć chłopaka w normalny sposób, tylko musi go porywać. I czemu to musiał być akurat Erik? Jakby jej się Froste spodobał, to jego druga strona, czyli Aiden, szybko by ją wyjaśnił.
Niewiele myśląc rzuciłam się ofensywnie w jej kierunku. Ostrym wślizgiem odebrałam jej piłkę. Potknęła się o własne nogi i poleciała jak długa na twarz.

- Oszalałaś?! - wykrzyczała do mnie.

- Nawet cię nie dotknęłam - parsknęłam. -  Jak nie umiesz kontrolować własnych nóg to nie graj - zakpiłam, analizując sytuację na boisku.

Chciałam ruszyć przed siebie, ale zostałam popchnięta od boku. Ruda małpa.

- Może uważaj co robisz, co? - rzuciła do mnie gniewnie.

- Odbieram piłkę? Na tym to polega - wysyczałam.

Podeszła do mnie jeszcze bliżej.

- Wywróciłaś ją.

Wbiłam wyzywająco wzrok prosto w jej oczy. Nie ukrywając kontaktu wzrokowego zbliżyłam się do niej, wyciągając się lekko do góry. Była ode mnie trochę wyższa.

- Sama się wywróciła - warknęłam. - Porcelanowa laleczko.

- Co ty powiedziałaś ździro?

Oj. Chyba nie są takie słodkie na jakie się kształtują.

- Jak ją nazwałaś? - zdenerwowała się Tori, stając obok mnie.

- Tak jak słyszałaś - uśmiechnęła się ironicznie.

- Tori trzymaj mnie, bo zaraz jej zetrę ten uśmiech z jej fałszywej gęby - zacisnęłam ręce w pięści.

- Ejejej! Spokój - złapał mnie za ramiona Mark, odciągając do tyłu.

- Nazwała mnie ździrą - próbowałam mu się wyrwać.

- Nie jesteś nią. Nie zniżaj się do jej poziomu - uspokajał mnie Evans, wciąż silnie trzymając.

Spojrzałam na niego. Zacisnęłam zęby.

- Dobra.

Puścił mnie.

- Strach cię obleciał? - prowokowała mnie ruda.

Rzuciłam się w jej kierunku, ale przede mną stanął Jude.

- Aina zagrała czysto. Ty pierwsza ją popchnęłaś. Gdyby to był oficjalny mecz już dawno zostałabyś zdjęta z boiska - wyjaśnił zły. - A ty - odwrócił się do mnie. - Panuj nad sobą.

Skrzywiłam się.

- Sami nad sobą panujcie. To tylko banda zwykłych lasek, a nie modelek z wybiegu, żeby was robiły jak chcą! - wykrzyknęłam.

Wznowiliśmy grę. Byłam zła i to bardzo. Nie zamierzam nawet kiwnąć palcem, jeśli ponownie stracimy akcję. Podałam do Bobbiego. Temu jakoś udało się dograć do Nathana. A ten ponownie poległ. Brawo.
Jude szybko zareagował. Wybił piłkę wślizgiem, ale nikt z naszych nie zdążył jej przejąć, więc dalej miały akcję. Scott zatrzymał je swoją nową techniką, ale był tak z tego dumny, że one sobie po prostu przystąpiły do dalszej gry.

Sue ze swoją koleżanką wyskoczyła do strzału, który nazwały Motylim Transem. Mark chciał go zatrzymać Ognistą Pięścią, lecz nawet nie zdołał go dotknąć. Atak ominął jego dłoń i wpadł w siatkę.

Koniec pierwszej połowy. Muszę ogarnąć chłopaków, a jak nie to próbować chociaż działać sama z Tori. Nie mamy zbyt wiele innych możliwości.

- One się wzajemnie wspierają i dlatego mają przewagę - powiedział z niewyraźną miną.

- Racja, kto by pomyślał, że będą tak dobre - potwierdził Swift.

- My też się wspieramy, a one nie są tak dobre jak my - odezwałam się w końcu zdenerwowana. - Przestańcie patrzeć na to, że są dziewczynami. Czy mnie, czy Tori traktujecie jak lalki z porcelany?

- Ale wy to...

- My to co? Jakbyśmy ubrały bardziej obcisły strój, odsłoniły kawałek brzucha i zachowywały się jak one też byście nas tak traktowali?

Patrzyli na mnie zakłopotani i najwidoczniej zawstydzeni swoim zachowaniem.

- Ogarnijcie się. Przez Williego gramy o Erika, a nie zwykły mecz towarzyski! - krzyknęłam.

Mark pokiwał głową z aprobatą.

- Dobra! Musimy przejąć kontrolę. Nie myślcie o tym, że to dziewczyny. Płeć nie ma tu znaczenia. To ważna rozgrywka, do roboty! - wygłosił Evans.

- Tak jest!

⚽️

Rozpoczęliśmy drugą połowę.

- Aiden, mógłbyś łaskawie się pojawić? - mruknęłam do Frosta.

Podałam piłkę do Shawna. Ruszył szybko w kierunku bramki przeciwnika, a ja za nim.

- Spokojnie piękna, panuje nad tym - krzyknął do mnie szarowłosy.

Jak on mnie nazwał? Drwi sobie ze mnie. Przynajmniej się uaktywnił.

- Zaczynam akcję. Wietrzna Zamieć!

Froste bez problemu strzelił bramkę.
A później strzelił kolejną.

Dziewczyny znowu próbowały swoich tanich sztuczek. Ruszyłam biegiem w kierunku napastniczki, która wcześniej uwodziła Nathana, a teraz znowu to planowała. Wpadłam pod nią agresywnym wślizgiem, trafiając czyściutko w piłkę, lecz dziewczyna i tak się wywróciła twardo na murawę. Mam nadzieję, że nie będą się znowu wykłócać.

- Grasz normalnie albo zejdź z boiska i nie przeszkadzaj - powiedziałam poważnie do Swifta. Pokiwał głową z determinacją na twarzy.

Podałam do Todda, ale drużyna z Osaki przejęła akcję. Laska z dwoma kucykami podała do Sue. Jack chciał ją zatrzymać Murem, lecz ona zwinnie go ominęła. Niebieskowłosa posłała strzał z wykorzystaniem swojej techniki na bramkę Marka. Kapitan bez trudności zatrzymał go Ręką Majina.

- Erik! - krzyknął Evans, rzucając do niego piłkę.

Eagle sprawnie przechodził każdą przeciwniczkę po kolei. W końcu walczył dosłownie o swoją wolność.

- Pięknie Erik! - pogratulował mu bramkarz.

- Och, ty mój skarbie... - usłyszałam zachwyt Sue za moimi plecami.

Zna go od kilku godzin... Jak można popaść w taką paranoję w tak krótkim czasie...
Spojrzałam na nią z lekką odrazą.

Mecz się jeszcze nie skończył, lecz widać, że chłopaki się obudzili. Wybiegłam do przodu, daleko wgłąb połowy przeciwnika.

- Dawaj mała! - krzyknął do mnie Aiden, podając piłkę.

Jak mam się z nim pokłócić o to nazewnictwo, skoro jak tylko skończy się mecz na pierwszy plan wyjdzie Shawn. A z nim się nie chcę kłócić, jest taki pocieszny.

- Tańcząca Wiśnia! - krzyknęłam, skupiając całą swoją zwykłą energię. Trzeba pokazać im, kto tu rządzi. Nie skorzystałam z pomocy potworka. Nie czułam nawet, żeby miał ze mnie wyjść podczas tego meczu.

Wylądowałam na obu nogach, patrząc z zadowoleniem jak mój strzał rozrywa siatkę i wpada prosto w zbocze górki.

- Ciężko mi to przyznać, ale dobra jesteś mała - poklepał mnie po ramieniu Froste.

- Dzięki, ale daruj sobie nazywanie mnie w ten sposób - burknęłam, jednak z lekkim uśmiechem.

- Bo ten cały Axel Blaze mnie dorwie? - zadrwił, a ja spojrzałam na niego z uniesioną brwią. - No co? Słyszałem to i owo.

Nie wnikam skąd.

- Nie - zaprzeczyłam. - Bo ja cię dorwę.

Rozbrzmiał gwizdek kończący mecz. Wygraliśmy. Erik jest wolny.

Otoczyliśmy Eagla z radością.

- Zgredek jest wolnym skrzatem - zaśmiałam się.

- Jakie to szczęście, że Erik wcale nie musi się żenić z tą dziwaczną dziewczyną - rozpłakał się Jack.

- Co za ulga chłopaku - wyznał Todd.

Wszyscy roześmialiśmy się radośnie.

- Skarbie.

O nie. Czego ona jeszcze chce.

- Jesteś takim wspaniałym piłkarzem. Tak wspaniałej akcji w życiu nie widziałam i teraz za nic nie pozwolę ci odejść - Złapała się za ramiona i imitowała obściskiwanie się z całowaniem.

Mam ochotę użyć w tym momencie kilka niecenzuralnych słów. Psycholka.

- Przytul swoją rybeńkę - rzuciła do niego słodko.

Choć dla mnie to było zbyt przesłodzone. Chyba zaraz zwymiotuje.

- Weź go ratuj - szepnęłam do Silvii.

- Co? Ale jak?

- No przytul go, nie wiem, udawaj jego dziewczynę - podsunęłam jej.

Woods się zmieszała.

- Nie wiem, czy ja potrafię tak - podrapała się po głowie, nerwowo się śmiejąc.

- Boże, Silvia.

Ręce opadają. Sama to zrobię.

- No chodź do mnie - próbowała się rzucić na Erika Sue.

- Ej, ręce przy sobie - rozkazał, ale ona wcale nie zamierzała słuchać. Niebieskowłosej udało się dorwać go jedną ręką.

Przewróciłam oczami i podeszłam do nich. Zdjęłam jej palec po paluszku z karku Eagla. Przybrałam moją najgroźniejszą minę. Następnie złapałam ją za nadgarstek.

- Mogłabyś zostawić mojego chłopaka w końcu w spokoju? - spytałam głosem pełnym grozy.

- Od kiedy to niby twój chłopak. Nic mi o tobie nie wspominał w restauracji.

Spojrzałam na Erika z udawaną surowością.

- Ah tak?

Wyszeptałam do niego ciche "współpracuj".

- Jest bardzo zazdrosna, dlatego ci o niej nie mówiłem - uśmiechnął się trochę za sztucznie.

- Nie wierzę wam - burknęła niezadowolona.

Czemu ja zawsze robię takie rzeczy? Moje kochane koleżanki nawet nie zamierzają ruszyć małym palcem.

Puściłam rękę Sue. Jęknęła z bólu i popatrzyła na mnie wrednie. Ledwo ją ścisnęłam, udaje atencjuszka.
Tej wariatki nie da się pozbyć całkowicie, ale trzeba to zrobić chociaż na jakiś czas.
Znowu skierowałam wzrok na Erika z lekkim grymasem na twarzy.
Już miałam go szybko pociągnąć za koszulkę i dosłownie cmoknąć ledwo wyczuwalnie w usta, ale w ostatniej chwili wpadłam na lepszy pomysł. Całe szczęście, bo bardzo nie chciałam robić tego pierwszego.

- Obejmij mnie w pasie, szybko - szepnęłam.

Chłopak od razu, bez zbędnych pytań wykonał polecenie. Chociaż jeden potrafi myśleć i walczyć o swoje przetrwanie.
Popchnęłam go tak, żeby stał tyłem do Sue, chwyciłam jedną reką za koszulkę i zniżyłam do swojej twarzy, tak by dzieliła nas niedostrzegalna przestrzeń. Drugą ręką złapałam go za policzek, żeby nasze oszustwo było jeszcze bardziej wiarygodne. To było bardzo niezręczne. Już miałam przymknąć oczy dla podsycenia intrygi...

- Zostaw go! - Sue skoczyła na mnie. - Wiem, że udajecie, więc go nie dotykaj!

- Sory Erik, próbowałam... - mruknęłam, zrzucając ją z siebie.

Niebieskowłosa zaczęła ciągnąć mnie za włosy do tyłu, próbując wywlec jak najdalej od Eagla.

- Zostaw mnie, bo zrobię ci krzywdę - ostrzegłam ją, gdy poczułam złość napływającą do moich żył.

- Ej, puść ją! - usłyszałam poważny głos Marka, który zatrzymał Sue i próbował jak najdelikatniej oderwać jej ręke od moich włosów.

Czulam, że gdy ściągnął jedną ona łapała drugą. Jest walnięta.

- Puść ją - rozkazał twardo Erik.

- Nie wtrącaj się, bo będzie gorzej - wydusiłam.

- Zostaw ją natychmiast! - głośny, groźny krzyk Juda rozniósł się po murawie.

Każdy ucichł. Sue puściła moje włosy. Odwróciłam się do niej wściekła. Ona nawet na mnie nie spojrzała, ponieważ jej wzrok wbity był w kamienną twarz Sharpa.
Naprawdę tak się tym zezłościł?

Podszedł do mnie, kładąc mi dłonie na ramieniu.

- Wszystko okej?

Pokiwałam głową z zaskoczoną miną.

- Ona chciała tylko ochronić kolegę przed tobą. Zajęłaś nam pół dnia swoimi gierkami, chociaż nasz czas jest bardzo cenny. Erik ci wyjaśnił, co tu robimy. Łamałaś prawo przetrzymując go wbrew jego woli, chciałaś zmuszać do różnych rzeczy, a na końcu zaatakowałaś naszą przyjaciółkę - wyjaśnił poważnie Jude. - A pani nie zrobiła nic, żeby powstrzymać swoją niepełnoletnią córkę przed czymś co normalni ludzie nazywają przestępstwem - zwrócił się do matki Sue.

Stałam, słuchałam i nie mogłam się ruszyć, ani odezwać. Pierwszy raz...tak mnie bronił. Nie wiem, co mam o tym myśleć. Na pewno mi zainponował w tym momencie swoją stanowczością.

- Zajmijmy się tym, czym mieliśmy - powiedział spokojnie Mark, łapiąc mnie za rękę, żebym się ruszyła.

- Dobrze...

- Czekajcie! - zatrzymała nas niebieskowłosa. - Przepraszam cię. Jestem nadpobudliwa, jeśli chodzi o miłość.

Popatrzyłam na nią z politowaniem. Wciąż nie rozumiem jak mogła się zakochać w kilka godzin...

- Też przepraszam. Zareagowałam wtedy za ostro. Piłkarze z was znakomici. Jesteście pierwszą drużyną, która z nami wygrała - odezwała się ruda z drużyny Sue, z którą w trakcie meczu miałam spięcie.

Widzę, że próbują załagodzić sytuację.

- Z was dziewczyny też znakomite piłkarki - przyznał Swift.

Lizus.

- Rządzicie na murawie - skomplementował je Mark.

Kolejny.

- Nie mogę zrozumieć, dlaczego jesteście takie dobre - wyburczał Willy. - Za tym coś musi się kryć.

Niebieskowłosa, która właśnie znowu męczyła biednego Erika zaprzestała swoich działań i zerknęła na niego ukradkiem. Podejrzane.

- Właściwie to... - zaczęła, ale została uciszona przez swoją drużynę.

Nagradzały się chwilę po cichu.
Patrzyliśmy na nie niezrozumiale. Co takiego mogą ukrywać?

- W ramach przeprosiń coś wam pokażę. Chodźcie z nami. No już, już, juuuż - powiedziała śpiewnie Sue.

Zaprowadziły nas pod jakiś dziwny zamek. Weszliśmy do środka.

- Co to właściwie jest? - spytała Silvia.

- Nie wiem. Wcześniej sprawdziliśmy to miejsce i nic tu nie było - wyjaśnił Bobby.

- Aha, tak wam się wydaje - odparła tajemniczo Sue i przycisnęła kawałek barierki. Wtedy zaczęliśmy zjeżdżać w dół.

Mówiłam, że trzeba było szukać pod powierzchnią ziemi!

- Ośrodek szkoleniowy pod Wesołym Miasteczkiem? - spytał zaskoczony Evans.

- Tadaaa. No i jak? Mega co nie? - zachwycała się napastniczka drużyny potrójnego C.

Naszym oczom ukazało się wiele maszyn, na których ponaklejanych było bardzo, bardzo dużo różnorodnych naklejek.

- Mega kolorowo... - mruknął Mark.

- Same go ozdabiałyśmy! - pochwaliła się.

Podeszliśmy bliżej tych maszyn.

- Intrygujący sprzęt treningowy - wyznał Willy.

- Mówiłeś coś panie myszaty? - zadrwiła z niego Sue.

- Czyli dzięki niemu jesteście takie mocne? - spytał uśmiechnięty Erik.

- No tak skarbie. Dzięki treningowi nasza drużyna była w stanie stawić czoło potężnej Jedenastce Raimona - wyświergotała.

- Ale jednak to zwyczajny sprzęt treningowy. Coś mi się nie wydaje, żeby dawał wam jakąś przewagę - założył ręce na piersi Glass, mówiąc pewnie.

- A paplaj sobie. Ja mówię jak jest. Pięciu minut byś tutaj nie wytrzymał - prowokowała go wielbicielka Erika.

- Może chcesz się założyć? - wskoczył na maszynę okularnik. - Dawaj.

Dziewczyny odpaliły mu sprzęt. Chłopak już na pierwszym poziomie wymiękał. Podkręciły mu do levelu drugiego. Nagle maszyna zaczęła rzucać w niego butami. Nie przeżył tego dobrze.

- Faktycznie nieźle działa - przyznał Jude.

- Mhm, a z każdym poziomem robi się coraz trudniej - powiedziała Sue.

- O cudownie jest. Tak, chciałbym tutaj potrenować kilka dni. Pozwolicie nam? - spytał błagalnie Mark.

- Cooo? - rzuciła niezbyt zadowolona niebieskowłosa.

- Hej, bardzo was prosimy - odezwał się Erik.

- Pewnie, że tak mój skarbie - przytuliła się do jego ręki.

- Pewnie, że tak mój skarbie - przegrzeźniłam ją pod nosem. - Czy ja z Axelem też się tak zachowywaliśmy? - spytałam Juda, Nathana i Evansa.

- Nie... Wy nie byliście w tym... - zaczął Sharp, szukając odpowiedniego słowa.

- Przesadni - dokończył za niego Swift.

- Uf - odetchnęłam z udawaną ulgą.

- Co paniusiu? Chcesz się wypróbować? - rzuciła wyzywająco Sue.

- Proste, że tak - założyłam ręce na piersi.

- Żadna z nas nie dotrwała do ostatniego poziomu - zaśmiała się. - Więc powodzenia, przyda ci się.

Czy to miało znaczyć "Na pewno nie dasz rady?"

- W takim razie wyzwanie przyjęte.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top