Rozdział XV
Harry zacisnął mocno powieki, spodziewając się swojej natychmiastowej śmierci. Jednakże zdziwił się, gdy zdał sobie sprawę, że wciąż stoi tam, gdzie stał wcześniej. Otworzył powoli najpierw jedno oko, a po chwili drugie. Nie widział przed sobą Riddle'a. Gdzie on się podział? Czyżby rzucił na okularnika oszałamiające zaklęcie i dał nogę?
— Tom, gdzie jesteś?! — krzyknął i odwrócił się za siebie, słysząc jednocześnie głośne stuki o drewnianą posadzkę za każdym razem, gdy robił krok. Gryfon spojrzał w dół na swoje stopy, które nie były stopami, a najprawdziwszymi jelenimi kopytami. Harry wydał z siebie dziwny dźwięk. Coś pomiędzy beczeniem a rykiem. Był przerażony swoimi nogami. Spanikowany zaczął się gorączkowo rozglądać za Ślizgonem, ale przypadkowo zahaczył rogami o zwisający nisko żyrandol i nie mógł się wydostać. Zjeleniały Potter ponownie zaryczał, uderzając nerwowo kopytami o podłogę.
— Zamknij się, Potter, bo jeszcze nas znajdą – Harry usłyszał znajomy, chłodny głos należący do Toma. Samymi oczami próbował znaleźć chłopaka, lecz nigdzie go nie widział. Głowę miał przechyloną w bok i nie mógł jej wyprostować przez uwięzione w żyrandolu rogi. – Na spokojnie unieś lekko łeb i szarpnij. – choć Gryfon wciąż nie widział młodego Voldemorta, posłusznie wykonał to, co mu kazał. I rzeczywiście wystarczyło tylko trochę wyczucia, aby się uwolnić. Jeleń tym razem błądził wzrokiem po suficie w poszukiwaniu swojego wroga. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś na tyle głupi, aby patrzeć wszędzie, tylko nie na podłogę – Harry usłyszał syczący głos dobiegający z dołu i otworzył szerzej swoje ciemne ślepia, gdy ujrzał na posadce ogromnego czarnego węża, którym musiał być Tom Marvolo Riddle.
– Żartujesz sobie?! Coś ty zrobił?! Miałeś zmienić nam wygląd, a nie przemienić w zwierzęta! – Tom i Harry słyszeli siebie ludzkim głosem, lecz osoby trzecie mogły usłyszeć jedynie jelenie ryczenie oraz syk gada. I Tom dobrze o tym wiedział. Skarcił Gryfona wzrokiem, dając mu znak, że ma zachowywać się ciszej.
– A co zrobiłem? Zmieniłem nam wygląd, czubku! Nie wiem, jakim cudem twoim patronusem jest jeleń. Dałbym głowę, że jest nim baran.
– Skąd wiesz o moim patronusie? – zapytał zdziwiony Potter, siadając niezgrabnie na posadce, przez co meble w pokoju życzeń, aż niebezpiecznie się zatrzęsły.
– Użyłem pewnego zaklęcia z transmutacji, które zamienia ofiarę w jej patronusa – powiedziawszy to, Tom w postaci węża zbliżył się do jelenia i owinął się wokół jego szyi niczym ciepły szalik w kolorze węgla. Harry zastanowił się chwilę, choć świadomość, że czarny boa dusiciel spoczywa na jego ciele, wcale mu nie pomagała w skupieniu się na własnych myślach.
– Chcesz powiedzieć, że twoim patronusem jest wąż?
– Chcę powiedzieć, że jesteś idiotą. Skoro jesteś z przyszłości, powinieneś wiedzieć, że nigdy nie miałem szczęśliwych wspomnień, z których mógłbym tego patronusa wyczarować. W swoim przypadku po prostu rzuciłem na siebie zaklęcie przemieniające mnie w wybrane przeze mnie zwierzę – Harry skarcił się w myślach za swoją głupotę. Czy on kiedykolwiek zacznie racjonalnie myśleć przy tym Ślizgonie? – Ale teraz widzę, że był to durny pomysł. Nie mamy różdżek, gdyż one pojawią się dopiero wtedy, gdy znów wrócimy do swojej ludzkiej postaci. A zanim do tego dojdzie, minie trochę czasu. Gdybym wiedział, że twoim patronusem jest jeleń i przemienisz się w takie bydle, to wymyśliłbym coś innego.
– Jestem pewny, że biegający jeleń z przerośniętym czarnym wężem na szyi nie wzbudzi w nikim żadnego zainteresowania czy podejrzeń – oznajmił ironicznie Harry, wywracając przy tym swoimi oczami.
– Tym się zajmiemy później, Potter. W pierwszej kolejności powiedz mi, w jakim konkretnym czasie teraz się znajdujemy. Diggory żyje, czyli jeszcze go nie zabiłem... właściwie to kiedy go zabiłem? – Harry ruszył wolno do przodu. Jak to zawsze miał w zwyczaju, zaczął chodzić tam i z powrotem po pomieszczeniu, choć stukot jego własnych kopyt bardzo go zaczynał irytować.
– Możliwe, że wszystko dzieje się jeszcze przed Turniejem Trójmagicznym. A to z kolei oznacza, że do śmierci Cedrica mamy jeszcze trzy zadania. To sporo czasu – wyjaśnił Gryfon, kompletnie zapominając, że nawet w postaci jelenia ma na nosie swoje okrągłe okulary. Jednak Harry usłyszał w odpowiedzi na swój monolog jedynie znudzone westchnienia ze strony Toma, co go zdziwiło.
— Ten Turniej Trójmagiczny to jedna wielka głupota — wymamrotał Tom, po czym gwałtownie zastygł, gdy zdał sobie sprawę z pewnego faktu. — Czekaj, czy ty powiedziałeś, że w tych czasach czeka cię pierwsze zadanie? Masz tutaj czternaście lat, więc jakim cudem Czara...
— To dość długa historia — przerwał Harry i pewnym krokiem podszedł do drzwi. – Jeśli mamy uratować Diggory'ego, musimy pozbyć się konkurencji. Czyli młodszej wersji mnie.
— Avada? — zaproponował Riddle z nutką nadziei w głosie, ale odpowiedź ze strony okularnika była oczywista.
— Jeśli zabijemy mnie z przeszłości, nie będzie mnie z przyszłości. Musimy wymyślić coś innego — Harry nachylił się nad klamką i złapał ją zębami, aby spróbować ją otworzyć. Widząc to, Ślizgon zasyczał przeraźliwie i poddusił lekko swojego wierzchowca.
— Co ty robisz, Potter?! Gdzie leziesz?!
— Ha hyho hałem...
— Wyciągnij klamkę z gęby, jak do mnie mówisz — przerwał mu ostro Tom, na co zniecierpliwiony Gryfon spełnił jego zachciankę. Zaczynał już się denerwować całą tą sytuacją. Szurał kopytem po posadce ze złości i wymachiwał swoją jelenią głową. Miał dość, że z własnej ciekawości cofnął się w czasie. Miał dość, że towarzyszył mu Tom. Miał dość, że są przemienieni w zwierzęta. Miał dość wszystkiego.
— Nie możemy siedzieć tu wieczność, Tom.
— A właśnie, że możemy. Pierwsze zadanie odbędzie się niebawem. Przez ten czas zdążymy wrócić do swojej ludzkiej postaci — Harry ponownie skarcił się w myślach. Dlaczego Tom zawsze musi być lepszy i mądrzejszy od niego?
— Więc co teraz?
— Teraz? — Riddle zszedł z szyi jelenia bardzo ostrożnie, po czym powędrował na drugi koniec pomieszczenia pod samą ścianę. — Teraz poczekamy, aż zaklęcie przestanie działać — po tych słowach wąż skulił się, jakby miał zamiar się zdrzemnąć. Potter patrzył na Ślizgona przez chwilę w milczeniu, by zaraz do niego podejść i położyć się tuż przy nim. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Nawet tego nie planował.
Harry'emu wzięło się na wspominki i rozmyślenia. Zadumany wpatrywał się w ciało węża, czując jednocześnie dziwne, delikatne mrowienie w brzuchu. Przyłapał się na tym, dlatego potrząsnął głową i przeniósł wzrok na okno, za którym widniało niebo w wielu jasnych barwach. Zbliżała się noc. Za kilka godzin minie pierwszy dzień w czasach przeszłych.
Jednak po chwili znów spojrzał na Toma. I choć był on aktualnie czarnym wężem, Gryfon z łatwością wyobraził sobie zasypiającego siedemnastolatka o gęstych, czarnych włosach i pięknych czekoladowych oczach. Miał ochotę porozmawiać z nim o wszystkim, i o niczym. Przecież Tom nie jest złym człowiekiem. Nie chce zabijać, ma po prostu... trudny charakter.
Harry w pewnym momencie zrobił coś, czego kompletnie nie spodziewał się zrobić. Ze szczerą czułością przejechał swoim jelenim nosem wzdłuż ciała węża, który podniósł gwałtownie głowę i zaczął się wpatrywać w swojego towarzysza. Ale Gryfon tego nie zauważył. Dopiero głos Riddle'a sprawił, że okularnik wrócił na ziemię.
— Potter, co Ty odpierdalasz? — Harry zastygł w miejscu z szeroko otwartymi oczami, by następnie szybko zabrać głowę. To żeś się teraz wpakował, chłopie.
— Co? Nic. Ja tylko sprawdzałem, czy śpisz — Riddle spojrzał na jelenia z politowaniem. Ten typ jest naprawdę dziwny i głupi, jeśli myśli, że da się na to nabrać.
— Ja swoje wiem — odparł i ponownie skulił się do snu. Harry uderzył lekko kopytem o podłogę. Co się z nim ostatnio dzieje? Co to w ogóle była za akcja?
— Tom? — okularnik znów spojrzał na węża, który tylko coś mruknął, ale nie podniósł głowy. — Czy to prawda, że nie umiesz kochać?
Nastała chwila ciszy. Potter ugryzł się w język, ale było już za późno. Słowa wyszły z jego ust. Natomiast Ślizgon wciąż nie podnosił głowy.
— Kiedyś chciałem się nauczyć, ale stwierdziłem, że to zbędna umiejętność. Już nie chcę. Nie widzę potrzeby, aby kogoś kochać. A teraz daj mi spokój, bo Cię zabiję — Harry usłyszał w swojej głowie dźwięk tłuczonego szkła w okolicy jego serca. Dlaczego tak bardzo boli go fakt, że Tom nie chce nikogo kochać? Czy on się...?
Nie, nie, nie, stop.
Zmęczony jest. Na pewno. Poza tym Riddle pokazał wyraźnie, że rozmowa dobiegła końca, więc nie zostało mu nic innego, jak tylko zamknąć się szczelnie w objęciach Morfeusza i zobaczyć, co przyniesie nowy dzień. W głębi duszy miał cichą nadzieję, że przez te kilka miesięcy zdąży zbliżyć się do Riddle'a i poznać jego dobrą stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top