1
Jestem teraz tutaj. W obskurnej piwnicy, która nie ma żadnych okien ani mebli. Jedynie stary materac z zaschniętą krwią i spermą się tutaj znajdował i musiałem na tym spać. Z początku brzydziłem się tego prowizorycznego łóżka ale w końcu przywykłem.
Trafiłem tu mając zaledwie szesnaście lat ale z czasem traciłem rachubę i nie wiedziałem już nawet ile zostało do moich urodzin.
Codziennie przychodził i powtarzał mi, że jeśli w końcu się nie podporządkuję to mnie zabije.
Z początku nie wierzyłem mu, że jest do tego zdolny. Po jakimś czasie wątpiłem już co może mi zrobić, a co nie. Bił mnie, gwałcił i krytykował codziennie. Kilka razy zdenerwował się za bardzo i doszło do podduszania, które mogło skończyć się bardzo źle. Rzadko dostawałem jedzenie, chyba że zasłużyłem. Przez to prawie mogłem policzyć kości na moim ciele.
Z rozmyślań, które chociaż trochę zabijały czas wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Wiedziałem, że znowu zaczyna się rutyna ale postanowiłem dzisiaj być spokojny. Byleby mnie więcej nie bił.
- Witaj, kotku.
Dostałem odruchu wymiotnego jednak nie mówiłem nic. Ciemnowłosy chłopak miał na sobie świeże ubrania i umyte włosy w porównaniu do mnie.
Wyższy kucnął przy mnie, sunąc opuszkami palców po brudnym policzku z uśmiechem na twarzy. Brzydziłem się jego dotykiem.
Po godzinie skończył swoją rutynę. Leżałem na brzuchu nie zamierzając się ruszać i nasłuchiwałem tylko. Zapiął swoje spodnie i wstał z brudnego materaca po czym westchnął.
- W końcu się nauczyłeś posłuszności?
Nie odpowiedziałem.
- Uczysz się zaskakująco szybko moich zasad ale odpowiadać nadal nie umiesz, co?
Poczułem lekkie kopnięcie w udo.
- Odezwij się, smarkaczu.
- Nauczyłem się.
Nastała cisza i byłem przekonany, że skierował się do wyjścia. Niestety, chwilę po tym poczułem mocne szarpnięcie i poderwanie na równe nogi. W pierwszej chwili nie mogłem utrzymać równowagi więc ciemnowłosy mnie przytrzymywał za ramiona.
- Do kogo należysz?
- Do nikogo.
Głośny plask.
- Do kogo należysz?
Cisza. Kolejny plask.
- Spytam ostatni raz. Do kogo należysz?
Zawahałem się, a moja warga zaczęła drżeć. Nie chciałem sprawiać mu satysfakcji. Chłopak uniósł dłoń gotów na zadanie mi kolejnego ciosu w piekący policzek.
- Do ciebie!
Nie patrzyłem nawet na niego ale byłem pewien, że uśmiecha się w ten swój okropny sposób.
- Wiedziałem, że cię złamię.
Chwycił mnie za ramię i zaczął ciągnąć w stronę drzwi. Spiąłem się przerażony, że to mój koniec. Zacząłem protestować ale byłem zbyt słaby na to więc chłopak nawet nie reagował. Ostatecznie poddałem się, bo nawet nie miałbym gdzie uciec więc musiałem pogodzić się ze śmiercią, która przyszła szybciej niż myślałem.
Jasne światło oślepiło mnie na moment ale chłopak nie przestawał ciągnąć mnie wgłąb mieszkania. Weszliśmy po schodach i znaleźliśmy się w jakimś jasnym pomieszczeniu.
Łazienka.
- Tae, zajmij się nim.
- Dobrze.
Jimin wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie zdezorientowanego i przerażonego z niejakim Tae.
- Nie bój się. Ty jesteś Suga?
- Tak właściwie to nazywam się inaczej...
- To nieważne, nie musisz mi ufać.
Skinąłem głową, rozglądając się orientacyjnie po pomieszczeniu. Błękitne kafelki, granatowy dywan i wielka wanna, w której była przygotowana kąpiel. Obcy zauważył, że przypatruję się temu.
- To dla ciebie, Suga.
Wytrzeszczyłem zaskoczony oczy, robiąc krok w tył. Pułapka?
- Hej, spokojnie.
Do oczu zebrały mi się łzy. Obawiałem się, że to jakiś podstęp i zostanę ukarany.
- Proszę, więcej nie zniosę, zostaw mnie... Będę posłuszny dla niego!
Chłopak patrzył na mnie ze smutkiem i ostatecznie zostałem zaciągnięty do wanny. Mył mnie, a ja dalej płakałem. Już nawet nie wiem dlaczego.
- Płacz pomaga w wyzbyciu się emocji.
Nie odpowiedziałem już. Szlochałem najciszej jak mogłem. Chciałem ukoić ból psychiczny jak i fizyczny. Tae powoli i delikatnie obmywał moje posiniaczone ciało. Masował mi głowę podczas odświeżania włosów i pomógł mi się wysuszyć (ja po prostu stałem i wykonywałem jego polecenia). Poświęcił nawet czas na pofarbowanie mnie na czarno.
Ubrany zostałem w długie szarawe spodnie i biały sweter z golfem. Wszystko zostało zakryte, nawet siny policzek pod makijażem. Zadbał abym stwarzał pozory nietkniętego.
Ale moja dusza dalej pozostawała brudna oraz rozszarpana.
Wyszliśmy w końcu z łazienki. Tae chwycił moją dłoń najdelikatniej jak było to możliwe i powoli zaprowadził na dół gdzie dostrzegłem małą grupkę obcych ludzi. Wszyscy odwrócili się w moją stronę z uśmiechem i zatroskaniem.
Nagle zza nich wyłonił się Jimin przez co zacząłem cofać się w tył i prawie upadłem na schody. W ostatniej chwili chłopak, który doprowadził mnie do ładu złapał mnie i postawił do pionu. Wręczył mnie ciemnowłosemu na co od razu zacząłem się cały trząść i stanęliśmy przy tych ludziach.
-Suga, poznaj Namjoona, Seokjina, Jungkooka i Hoseoka.
Niepewnie się ukłoniłem nie zapominając jeszcze o ludzkich manierach. Jimin puścił mnie ale napięcie z mojego ciała nie uchodziło. Ponownie Tae pojawił się obok i narzucił na moje wychudzone ciało płaszcz. Nachylił się tuż nad moim uchem i zaczął powoli wymawiać kolejne zdania.
- Trafisz pod opiekę lepszej osoby. Nie bój się tylko rób co ci będą kazać. Ja też jadę, tylko po ciebie tu jesteśmy.
Nie potrafiłem się uspokoić. Przed oczami przeleciały mi wszystkie wspomnienia z wolności. Nie docierało do mnie nic.
Czyli byłem wymieniany jak jakaś zabawka? To oznaczało, że nie wrócę już do domu?
Nie zauważyłem nawet, że chłopak kierował się w stronę wyjścia trzymając dłonie na moich ramionach. Pozostali szli przed nami na dwór. W moje policzki uderzył zimny powiew powietrza i dopiero po dłuższej chwili zauważyłem, że na dworze panuje późna jesień.
Ile przebywałem w zamknięciu?
Wciągnięto mnie na tyły jakiegoś samochodu, który miał bodajże osiem miejsc. Ja i Tae zajęliśmy środek, a reszta usiadła tak, że po swojej lewej miałem swobodę.
W końcu ruszyliśmy, a ja nie mogłem przez całą drogę zmrużyć oka mimo zmęczenia z nadmiaru emocji jak na jeden dzień.
***
Prawdopodobnie dojechaliśmy na miejsce, bo wszyscy zaczęli wysiadać włącznie ze mną. Znajdowaliśmy się na podjeździe jakiejś ogromnej posiadłości z równie ogromnym ogrodem.
- Taehyung, zaprowadź z Jinem tego chłopaka i nakarmcie go.
Owy Taehyung w ten sam sposób zaprowadził mnie do domu w jaki wychodziliśmy od Jimina. Po przekroczeniu progu moje serce zamarło. Czułem się jak w jakimś cholernym pałacu. Wszystko było eleganckie i wyglądało na drogie, a pomieszczenia wydawały się większe od mojego salonu w starym domu. Po chwili byliśmy już w kuchni, a Seokjin (jeśli dobrze go zapamiętałem) pomógł mi zająć miejsce, bo ja dalej byłem zdezorientowany i przerażony.
Zrobili mi ciepłe tosty z herbatą, a ja czułem gulę w gardle próbując cokolwiek przełknąć. Tak bardzo jak chciałem jeść, tak samo nic nie chciało zostać przyjęte przez mój żołądek.
- Napij się, to melisa. Powinna cię uspokoić.
Skinąłem niepewnie głową i chwyciłem kubek, powoli wypijając jego zawartość. Potrzebowałem tylko połowy jednego kawałka tosta aby czuć, że jestem pełen i w tej samej chwili do pomieszczenia wszedł jeden z chłopaków, którzy po mnie przyjechali.
- Co jest, Hoseok?
- Przyjechał i chce zobaczyć tego dzieciaka w swoim biurze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top