2#Spotkanie

Ci którzy ominęli
Biała porwała Stevena i obezwładniła klejnoty.  Connie krzyknęła i Klejnoty się obudziły.
                  Ciąg dalszy
                      Steven
Zrobiło się normalnie. Czyli to koniec przygody.  Zło pokonane. Leżałem na łóżku myślami chodząc do ostatnich przeżyć.  Sprawdziłem brzuch.  Klejnot był na miejscu,  dalej w tej samej pozycji. Od tego momentu uwierzyłem,  że od początku to byłem ja.  Z jednej strony się cieszyłem,  ale z drugiej nie. To oznaczało,  że nigdy nie zobaczę mamy.  Tuż po tym klejnoty pilnowały mnie uważnie.  Nikt nie był pół człowiekiem.  Niewiadomo co może mi się stać.      Zastanawiam się,  czemu musiały to widzieć. Dawno nie widziałem się z Connie.  Nie wiem czemu,  ale zaczynam się martwić.
                    Connie
Po tamtych wydarzeniach czułam się zagubiona. Martwiłam się o Stevena. Myślałam o tym,  co się stało.
Nie mogłam przestać.
Ale bałam się też z innego powodu.  Co ze mną jest nie tak?!
Kiedy krzyknęłam klejnoty się obudziły z kontroli Białej.  Pomyślałam,  że to przypadek,  ale wiem,  że wcale nie.
Jutro spotkam się z Stevenem. Może on coś wie.
W końcu usnęłam.  Gdy się obudziłam od razu się przygotowałam.  Nie minęła godzina,  a ja już pukałam do drzwi.  Otworzył. 
-Connie! - przywitał mnie uśmiechnięty.  Przytuliłam go.  Był taki ciepły.  Od razu się oderwaliśmy.  Chyba się zarumieniłam.  Kątem oka zobaczyłam klejnoty.  Przeglądały się nam uważnie.
Steven zauważył gdzie patrzę i powiedział. 
-No tak...  Ostatnio nie chcą spuścić ze mnie oka.  Przesadzają... Chodźmy może na plażę.
Gdy szliśmy, czuliśmy się obserwowani.  Steven też to wyczuł i zaczął do mnie szeptać:
-Szpiegują nas.  Mam pomysł.  Chodźmy do mojego pokoju.
-No nie wiem Steven... - również szeptałam. 
Doskonale pamiętam, jak ostatnim razem tam byłam.
-Nie będzie tak jak poprzednio- dodał.
-Zgoda.
Poszliśmy do pokoju Stevena.  Klejnoty chyba się wkurzyły. Steven poprosił o fotel.  Usiedliśmy.  Położył rękę na mnie. Zarumieniłam się.
Zaczęłam rozmyślać.  Steven zauważył moje zamyślenie
-O co chodzi? - Spytał
-Pamiętasz to z Białą Diament?  W pewnym momencie krzyknęłam i klejnoty się ocknęły.  To dziwne...
- Trochę. To zbieg okoliczności.
-To czemu niby jak inni krzyczeli to nikt się nie ocknął?
-W sensie?
-Perła była pod kontrolą a ty krzyknąłeś gdy naszą perłę, Granat i Ametyst opanowywali.
-Masz rację... Może spytaj rodziców.
-Nie wiem...
-Choć.
-Teraz?
-Tak
Wyszliśmy z pokoju. Granat i Perły nie było.  Ametyst drzemała przy drzwiach.  Po cichu wyszliśmy z domu i pobiegliśmy wzdłuż plaży.  Steven zawołał lwa i przenieśliśmy się dzięki ryku lwa.  Byliśmy pod moim domem.  Wyszliśmy. 
-Mamo... Muszę się o coś spytać... - Zaczęłam
-Tak,  skarbie? - Mama trzymała kubek z kawą.  Wychodziła z kuchni- Witaj Steven
-Hej- odpowiedział
-Bo była taka sytuacja...  I jest coś, o czym nie wiem?
Mama upuściła kubek.
__________________________________
Ciąg dalszy nastąpi
Next: chyba co dwa dni
Słów:444
Bye!
Później będzie lepiej!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top