Relacja z Bieszczad (1/4) Tarnica

Jazda pociągiem. Ciekawe zjawisko. Mój wzrok był skierowany na szybę. 
Niesamowite, z jaką szybkością się poruszamy. 
Jestem tym zachwycona, gdyż nigdy nie leciałam, statkiem do HomeWorld. 
Miałam skrzydła. Samotne latanie, zawsze mnie uspokajało. 

Perła, siedziała obok mnie. Momentami, zbliżała się do mnie. Dlaczego? Ludzie, z którymi siedzieliśmy w naszym przedziale, gapili się na nas, jak na nienormalnych.
A w sumie... Normalne nie byłyśmy. 

Po wyjściu z pociągu nie miałyśmy co ze sobą zrobić. Z resztą, Steven, przestrzał nas przed tym. Obiecałyśmy, że ,,damy sobie radę". A co jeśli nie?

-Co teraz?-spojrzała na mnie pytająco Perła.

-Myślałam, że ty na coś wpadniesz...

-Steven, kazał nam znaleźć jakiś hotel, prawda? Zapytam kogoś-w tym momencie, Perła oddaliła się ode mnie. Stałam tam teraz sama, trzymając nasze bagaże. 

Po chwili, Perła wróciła do mnie. 

-Najbliższy hotel, jest jakiś kilometr stąd-Świetnie. Po prostu doskonale. No dobra, nie będę skazywać Perły na ból nóg. 

-Trzymaj-powiedziałam oddając jej wszystkie bagaże, po czym złapałam ją i wzleciałam w górę-W którą stronę?

-W-w lewo-powiedziała, lekko zaskoczona

Leciałam tam, gdzie mi wskazała.
W końcu dotarłyśmy do dużego budynku.

Perła jako pierwsza weszła do środka, i rozmawiała z jakimś człowiekiem.

Nie chciałam stać bezczynnie jak głupia, więc weszłam za nią.

-Akurat jest jeden wolny pokój. Proszę-powiedział mężczyzna i podał Perle klucze-Schodami w górę, i ósmy pokój po prawej-rzekł, i wskazał dłonią schody.

Pokój był bardzo ładny. Niebieskie, jak niebo, na którym były pojedyncze chmurki ściany. Podłoga była wyłożona panelami. Było też tam wyjście na balkon, i dwa okna.
Przy jednym z nich stał stolik. Obok drzwi była komoda. Nie daleko od okien stały dwa dość duże łóżka.

-Rozpakujmy się-zaproponowała Perła, i położyła klucze na komodzie.

Położyłam walizkę na podłogę. Nie było w niej dużo rzeczy.

Mój strój do BaseBall'a, żebym nie latała po Bieszczadach w spódniczce. Grzebień, żeby ogarnąć ten chaos na włosach. Telefon, który kupiłam przed podróżą, żeby komunikować się z resztą. Ładowarka i słuchawki do niego. Steven, spakował mi też niezauważalnie butelkę wody. Napisał mi w pociągu, że to po to, abym wtopiła się w tłum, i chociaż spróbowała picia.
No i moja poduszka, którą chowałam gdzieś za akwarium w stodole.

Zamówiłam ją kiedyś z Yatty. Miała na sobie zdjęcie Perydot. Kocham tę poduszkę, zwłaszcza, że była prawie taka sama jak Perydot. Urocza.

Do tego, w walizce było kilka rzeczy Perły. Jakaś Róża, opakowana starannie. Ubranie od BaseBall'a na zmianę. Książka, z bardzo ładną okładką, pt. Lato i Ptaszynka.

I oczywiście, mnóstwo pieniędzy w portfelu, które dał nam kochany Greg.

Po krótkim przeglądzie moich rzeczy, zabrałam mój strój i włożyłam go do komody.
Wodę położyłam na małym stoliku, obok łóżek.
Poduszkę, położyłam delikatnie, na moje łoże.
Grzebień ustawiłam obok kluczy, oraz portfela.

Perła, włożyła różę do wazonu, na stoliku.
Strój, włożyła do komody, podobnie jak ja.
Książkę położyła, również na stoliku, obok wazonu.

-Chyba to wszystko-powiedziałam obojętnie, i zauważyłam coś wspaniałego.


Zachwycił mnie ten widok. To był widok z balkonu, na cudowne góry.

Moje zamyślenie przerwała Perła.

-Skąd wzięłaś tę poduszkę?

-Kupiłam, Steven pomógł mi ją zamówić, z takiej strony Yatta-powiedziałam i usiadłam na łóżko-Ciekawe czy Perydot wystawiła już rozdział-rzekłam, po czym sprawdziłam to na telefonie.

Rozdziału brak. Ale to nic wielkiego. Od naszego wyjazdu, minęło około 7 godzin.

-A... Jak to zamówiłaś?

-No wiesz. Dałam im zdjęcie, zamówiłam, a oni mi ją przysłali-odpowiedziałam obojętnie.

-Ciekawe... Kiedy wrócimy do domu... Pomożesz mi taką zamówić?-spytała z nadzieją

-Jak chcesz-rzekłam wzruszając ramionami.

-Dziękuję-powiedziała szczerze.

Jestem przekonana, że będzie to taka sama poduszka jak i moja. W sensie, taka sama pozycja, a wzór to będzie Rose. Darzy ją sympatią. I to wielką.

-To co teraz?-zapytała po dziesięciu minutach, siedzenia w ciszy.

-Idziemy pozwiedzać-rzekłam, i wzięłam do ręki broszurkę, która leżała na stoliku.

Zaczęłam ją przeglądać. Pierwszy nagłówek, który rzucił mi się w oczy to:

Tarnica - najwyższy szczyt polskich Bieszczad

Perła usiadła obok mnie.

-Może najpierw to?-wskazała na nagłówek, który właśnie czytałam.

-Tak. Myślę, że to będzie dobry początek.

Odłożyłam broszurkę na stolik, i wstałam. Może jeszcze, nie będę się przebierać?
W sumie, z tego co wyczytałam, nie musimy iść tą stromą trasą.
W końcu zdecydowałam się jednak nie przebierać.

Zeszłyśmy na dół, i oddaliśmy klucze mężczyźnie, z którym rozmawiała wcześniej Perła, po czym wyszłyśmy.

Na nasze nieszczęście, Tarnica była dość daleko stąd.

Wzleciałam z Perłą w powietrze i poleciałam w stronę tego szczytu.

Wylądowałam, na gruncie, ułożonym z kilkuset kamieni. Dookoła tego miejsca, były ustawione barierki a zaraz przy nich, ławeczki.

Spojrzałam w stronę szczytu. Prowadziły do niego kamienne schody, również odtoczone z obydwu stron barierkami.

Prawie nie było tu drzew. Tylko w niektórych miejscach, można było zobaczyć pojedyncze drzewa iglaste.

Wyglądało na to, że szybko zdobędziemy ten szczyt. Tak myślałam. Do czasu.

Zaczęłyśmy powoli iść.

-Jak tu pięknie...-zachwyciła się Perła.

Za nami szli inni turyści, którzy co chwila robili zdjęcia nowoczesnymi aparatami.
My nie miałyśmy czegoś takiego. Wystarczyła nam pamięć tego niesamowitego miejsca.

Po kilku minutach wędrówki byłam padnięta. Chciałam wzlecieć w powietrze, żeby nie przemęczać nóg, ale Perła mnie zatrzymała.

-Czy nie uważasz, że lepiej będzie jeśli same zdobędziemy ten szczyt? Bez naszych nadzwyczajnych zdolności? Steven, mówił nam przecież, że mamy się odprężyć i poczuć jak ludzie-powiedziała spokojnie.

Mnie to nie zachwycało. Bycie jak człowiek jest ciężkie, i męczące. Nie da się jednak zaprzeczyć, że widoki były warte całego wysiłku.
Czułam się jakby droga trwała ponad dwie godziny, ale tak nie było.

Przejdźmy do konkretów. To co zobaczyłam na szczycie mnie zachwyciło.
Było stamtąd widać inne mniejsze szyty.
Czułam się jakbym mogła dotchnąć chmur.

Jaki jest z tego wniosek?

Z góry wszystko wygląda ładniej.

Niestety, po kilkunastu minutach, mój zachwyt znikł.
Czekała na nas jeszcze DROGA POWROTNA.

Gdy oddaliliśmy się od szczytu zaledwie kilkaset kroków, opadałam z sił. Z resztą Perła tak samo.
Zauważyłyśmy, że dwóch, albo nawet trzech ludzi, kładzie się na trawie i odpoczywa.
Postanowiłyśmy zrobić to samo.
Położyłyśmy się, a wiatr przyjemnie nas ochładzał. Ten odpoczynek, znacznie dodał nam sił.

A zwłaszcza Perle. Dlaczego?
Otóż położyła się dosyć daleko ode mnie i okazało się, że leży na... MROWISKU!
Wtedy, mój relaks dobiegł końca.

Perła zaczęła biec i przeraźliwie krzyczeć. Musiałam ją oczywiście doganiać, więc na nowo straciłam siły.

W końcu, gdy byłyśmy już na dole, złapałam jasnowłosom za ręce, i leciałam z nią do naszego miejsca nocegu. Niestety, mrówiki oblazły też mnie przez to, że trzymałam Perłę, za ręce.

Pośpiesznie wbiegłyśmy do hotelu, odebrałyśmy klucz i nadal krzycząc pobiegłyśmy do naszego pokoju.

Moja współlokatora jako pierwsza wbiegła do łazienki, i odkręciła prysznic.
Ja natomiast podbiegłam do kranu i zaczęłam wcierać w siebie wodę.

Następnie napisałam do Stevena. Moja wiadomość wyglądała tak:

STEVEN OBLAZŁY NAS MRÓWKI!!! CO MY MAMY ZROBIĆ!!! UMYŁYŚMY SIĘ I NADAL NAS SZCZYPIE SKÓRA!!! AAAA!!!

Steven natomiast odpisał:

Po pierwsze, zdejmijcie ubrania i wsadźcie je do pralki. Potem je wywietrzcie na balkonie (Jak w ogóle macie balkon). Gdy już pozbędziecie się ubrań, niech każda z was, starannie obmyje się pod prysznicem i wytrze ręcznikiem. Radzę używać mydła.
Pozdrawiam, wasz kochający Steven

Tak też zrobiłyśmy. Najpierw Perła, wrzuciła pośpiesznie ubrania do pralki i wzięła prysznic. Długi prysznic. Bardzo długi.
W końcu, gdy opuściła pomieszczenie z ręcznikiem zamiast ubrania, ja wtargnęłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i włożyłam je do pralki.
Następnie wzięłam ciepły prysznic. Ach... Ta ulga. Nie wiem ile siedziałam w łazience, ale podejrzewam, że nawet więcej niż Perła.

Wyszłam z pokoju, także z ręcznikiem zamiast ubrania, i przysiadłam na łóżku.

Około godziny dwudziestej drugiej, położyłyśmy się spać przy radiu.

Dlaczego?
Nie mamy problemów z ciemnością. Mamy problem z ciszą. Obie nienawidzimy ciszy. Boimy się samotności. Ja osobiście jestem przyzwyczajona do porannego krzyku, a wieczorem cichego chrapania i pomrukiwania Perydot. Bez tego, nie mogę spać.
Perle natomisat (kiedy od czasu do czasu próbuje spać) towarzyszy szum wody w jej pokoju.

Mimo licznych problemów, to był wspaniały dzień.

~~~

Hej ludziska! Znowu powracam XD!
Postanowiłam podzielić relację z Bieszczad na części, bo jestem tak leniwa, że nie chce mi się pisać wszystkiego w jednym rozdziale. W każdym razie, mam nadzieję, że pierwszy rozdział z tej serii wam się podobał.
Pozdrawiam:

~Anonimowy_Bob_SU~

~W Bieszczadach~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top