Rozdział czwarty, w którym postacie całkowitym "przypadkiem" się spotykają

Alternatywna nazwa tego rozdziały to "Autor ruszył wreszcie swój tyłek i napisał kolejny rozdział, wiedząc, że przez kolejne miesiące i tak nie będzie następnego, proszę nie piszcie do mnie bo się stresuje"


Steveciuszek od świtu był już na nogach.

Nakarmił konia, starą szkapę nazwaną Erskine, która służyła jego rodzinie już wiele lat. Napalił w kominku, nakarmił Loki'ego, a potem przygotował strawę dla przyrodniego rodzeństwa i macochy. Jego starania jednak nie były docenione. MODOK i Attuma, bez skrupułów, niby "przypadkiem" strącali jedzenie ze stołu, jednocześnie szczując Loki'ego do drapania ścian i mebli, za które to szkody Steveciuszek otrzymywał od Red Skull'a kary cielesne, znacząc jego ciało drobnymi bliznami oraz siniakami. Na początku blondyn nie mógł ich znieść, często mogąc ledwo się ruszać, teraz jednak gdy nabrał mięśni, a matka natura obdarowała go imponującym wzrostem, nie czuł on prawie nic.

Po śniadaniu, z którego Steveciuszek zjadł tylko niewielką ilości, którą udało mu się przemycić i ukryć przed jego "rodziną", czekała cała lista męczących robót domowych, które zlecił mu Skull. Sprzątnięcie piwnicy i komina, zmycie okien oraz wszystkich podłóg, pocerowanie ubrań, czy zmycie naczyń było tylko kilkoma z tej listy. Tego jednak dnia Stevciuszek miał w sobie więcej uporu niż dotychczas, by szybciej skończyć swoją pracę. Udało mu się to, więc ukradkiem, po południu, wybrał się on na targ. Nie miał pieniędzy by cokolwiek kupić, lecz lubił on siadać na murku i z niewielkiej odległości obserwować ludzi, szkicując na kawałkach papieru węglem. Był on właśnie w trakcie rysowania ratuszu, gdy usłyszał łoskot, szczek i zanim się tylko zorientował został przywrócony na plecy. Sprawcą był pies -niezbyt duży, prawdopodobnie kundelek, o jasnej sierści i dużych, ciemnych oczach. Niestety zanim Steveciuszek zdołał dostrzec coś więcej ktoś ściągnął z niego zwierzę.

-Ty głupi psie! Wiedziałem by cię z sobą nie zabierać! Jeszcze nas wydasz i ojciec zupełnie zwariuje i nie pozwoli mi nawet to łazienki wychodzić sam, bez kogoś śledzącego każdy mój ruch! Powinienem był cię zostawić tamtej zimy w zauł-O nie!Nie pacz tak na mnie! Twoje szczenięce, piękne oczka nic ci nie pomogą.

Stevciuszek lekko skołowany zaistniałą sytuacją wstał i otrzepał swoje ubranie z trawy i piasku. Potem zaś skierował swój wzrok w stronę psa i jego. . . Dość głośnego właściciela. Jegomość ten po głosie wydawał się być zły, a Steveciuszek nie miał zamiaru pozwolić mu w gniewie wyżywać się na swoim psie. Gdy jego oczy napotkały mężczyznę, blondyn zamarł.

"Piękny", to pierwsze słowo, które przeszło mu przez głowę. Bo o to Steveciuszek, biedny mężczyzna, który nie posiadał nic własnego, patrzył na profil samego księcia tej krainy -Anthony'ego Stark'a. A możecie mi wierzyć. . . Był to niewątpliwie niesamowity profil. Chwile później jednak, gdy książę zauważył, że nie jest sam i złączył swoje spojrzenie z jego, Steveciuszek wiedział, że przepadł.

Eros przebił jego serce, swoją strzałą.

Odkrył ideał piękna, o którym tak wielu pisało.

Patrzył wprost na samego Adonisa. . . Jeśli nie na Afrodytę w męskiej postaci.

Jego ręce, swędziały pragnąc uwiecznić tą twarz, te ciało, TE OCZY!

Pragnął powiedzieć księciu, tu i teraz, jak idealny jest. Niestety, jego usta zdołały wybąkać tylko:

-C-Czy mogę cię narysować?

.

.

.

.

.

.

.

NIE WIEM KIEDY BĘDZIE KOLEJNY ROZDZIAŁ.

ELO! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top